Platforma Obywatelska od jakiegoś czasu zaczyna swym kształtem przypominać staruszkę PZPR, i to pod wieloma względami. Ci, którzy dobrze pamiętają czasy „słusznie minione” pamiętają zapewne te wewnętrzne tarcia wewnątrz tego monolitu, jaki rzekomo miała stanowić „przewodnia siła narodu”. Oprócz wojny ideologicznej była wojna o wpływy, a co za tym idzie o władzę na wszystkich poziomach i strukturach Polski Ludowej.
To, co od jakiegoś czasu ma miejsce wewnątrz struktur Platformy, przypomina dekadę lat pięćdziesiątych w PZPR: Natolińczycy i Puławianie toczyli walkę o przejęcie władzy.
Polityka to nie zabawa w piaskownicy, czy chowanego. Polityka, to całkiem poważna gra nawet wtedy, gdy z mównicy padają żarty, a dowcipy sypią się jak z rękawa.
Kiedy szef partii mówi: „widzę cię”, to oznacza tylko jedno, że tak jak w zabawie w chowanego, ten którego polityczny ważniak zauważył zostanie wkrótce „zaklepany”. Co to oznacza najlepiej wiedzą, ci których partia odwołała dajmy na to na placówkę dyplomatyczną w Hondurasie…
O ile PZPR pomimo wielu zakrętów przetrwała i niepodzielnie sprawowała rządy w latach 1948-1989 grzebiąc najbardziej niepokornych w politycznym niebycie, o tyle PO, powołana przez byłych funkcjonariuszy tamtego systemu, nie jest w stanie dalej uciągnąć swojej platformy obciążonej ponad granice wytrzymałości skandalami i aferami o jakich dotąd nikomu się nawet nie śniło.
Kształt i forma, to dwie cechy pozwalające ocenić z czym lub kim mamy do czynienia. Barbórkowy występ pana premiera i pani wicepremier idealnie się wkomponował w tamten czas. Ten, kto Tuskowi posunął pomysł na udział w takim występie zapewne wiedział co robi.
Wygłaszane z mównicy hasła i naciskanie na dalsze zaciskanie pasa, aby żyło się lepiej, i jeszcze większe zaangażowanie w pracę, to też hasła z minionej epoki. I zwykle takie hasła były sygnałem zwiastującym nadchodzące zmiany.
Słupki sondaży pokazują z jakim hukiem z samego politycznego szczytu pędzi w dół platforma. Jeśli ktoś ma jeszcze nadzieję, że to się da zatrzymać i uratować, to jest w błędzie. Wahadło polityczne działa wg praw fizyki: osiągnęło szczyt i teraz wychyla się w drugą stronę.
Platforma Obywatelska stanowi taki sam oksymoron jak prawo i sprawiedliwość: ani ona obywatelska, ani ni jak się mają jej działania oparte na prawie i nijak na sprawiedliwości obywatelskiej.
Sondaże wskazują, że PiS pnie się ostro w górę, że nic nie jest w stanie tej tendencji odwróć. Ale czy na pewno tak się stanie, czy po drodze nie wydarzy się coś niespodziewanego i nie przerwie tej dobrej passy? Teoretyzować można do woli; ostanie wybory pokazały, że niemożliwe stało się możliwym. Przykład Palikota.
Jedyną teorią jaka panuje w polityce, to teoria trwania do końca za wszelką, podkreślam – w s z e l k ą – cenę. Nasi politycy, ci od pierwszych skrzypiec i stron gazet, to dokładnie wyselekcjonowana, że użyję słowa, sfora. I jak w każdej sforze, osobniki o potencjale „alfa” dążą do panowania nad stadem, a kiedy się nie udaje zabierają część tego stada, tworzą jego odłam i stają na czele.
Już chyba mało kto wierzy, że w polityce obowiązują jakieś zasady. Że tam zasadziła się ostoja demokracji. Że politycy liczą się z wolą suwerena.
Polityka, to bezwzględna, często cyniczna, gra interesów, które załatwia się ponad głowami wspomnianego suwerena.
To, czy Donald Tusk, świadomy swego upadku, będzie starał się o zawarcie pewnego kompromisu z Leszkiem Millerem, czy może przeciwnie – posunie się do miałkości i pociągnie resztę na samo dno chcąc w ten sposób coś udowodnić, jest już tylko kwestią czasu.
Proszę sobie wyobrazić następujący scenariusz. Platforma przegrywa wybory; spora część posłów przejdzie do SLD i PiS. To samo uczyni kilku od Palikota, SP i PJN.
PiS, pomimo wzmocnienia, wyborów nie wygrywa i razem z PO znajdują się w opozycji.
Miller zawiązuje koalicję z PSL.
W wyborach prezydenckich przepada Komorowski, prezydentem zostaje Włodzimierz Cimoszewicz.
Tak się może stać, gdyby Tusk zdecydował się na samobójczą misję trwania przy władzy za każdą cenę. Trzeba przyznać, że sytuacja Tuska nie jest komfortowa: widzi jaki jest rozkład sił politycznych i wie zapewne i to, że wszystko jest możliwe, że jest przegrany, że jedyne co mu zostało, to dogadanie się z SLD, albowiem małość pana premiera nie dopuszcza myśli zawarcia układu z Kaczyńskim.
A Jarosław Kaczyński? No cóż zapewne dożyje wieku emerytalnego w opozycji.
Tak czy inaczej spełnia się scenariusz, który napisałem w czasie, kiedy u rządów jeszcze trwało PiS. Przewidziałem, że PiS przegra, a PO zbuduje jeszcze potężniejszy aparat ucisku. A potem przyjdzie kolej na SLD, który standardy bezpieczeństwa podniesie jeszcze wyżej.
Wszystkie znaki na niebie a bardziej na ziemi pokazują, że idea rewolucji rosyjskiej jest ciągle żywa i niebawem przyniesie wiele zmian w politycznej przyrodzie.
Miller zatańczy na politycznym grobie Tuska, ale nie wygłupi się, aby uczynić to publicznie. To wytrawny gracz i jeśli innym politycznym cynikom wydaje się, że są w tym mistrzami, to powinni mieć na uwadze, że były premier, Leszek Miller, jest arcymistrzem.
„Ja apeluję po prostu, o to by, nie znęcać się nad PZPR, bo jest to znęcanie się także często nad swoim życiem. Ja chciałbym, mówiłem raczej na różnych spotkaniach, że powstała taka przedziwna sytuacja, że sami siebie nie lubimy. Nie lubimy tej Partii, już tej byłej Partii. Otóż chciałoby się chodzić jednak z podniesioną głową.”