W 1934 roku odbył się w Łucku proces 57 działaczy Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy. 55 spośród nich otrzymało wyroki wieloletniego więzienia.
W 1934 roku odbył się w Łucku proces 57 działaczy Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy. 55 spośród nich otrzymało wyroki wieloletniego więzienia. Był wśród nich ojciec Adama Michnika, Ozjasz Szechter.
W monografii "Marzec 1968 w dokumentach MSW" wydanej przez IPN w przypisie wydawcy do nazwiska Adama Michnika znalazła się informacja, że jego ojciec Ozjasz Szechter był w 1934 roku aresztowany i skazany w tzw. procesie łuckim za szpiegostwo na rzecz ZSRR. – przypomina zeszłotygodniowa GW w publikacji pt. "Adam Michnik broni godności i prawdy o ojcu". Obrona polega na przytoczeniu listu Szechtera z 1977 roku do Komitetu Obrony Robotników, w którym m.in. przypomina on swą komunistyczną przeszłość, łącznie z aresztowaniami, śledztwem, torturami i więzieniem. Ponadto w publikacji zacytowany jest fragment sentencji wyroku z 1934. Syn Ozjasza Szechtera w emocjonalnym tonie zarzuca Instytutowi Pamięci Narodowej kłamstwo.
Ozjasz Szechter nie był sądzony ani skazany za szpiegostwo – wynika z sentencji. Skazani oskarżeni byli o to, że "…należąc do Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy, weszli przez to w porozumienie z innymi osobami i między sobą w celu zmiany przemocą ustroju państwa polskiego i zastąpienia go ustrojem komunistycznym oraz oderwania od państwa polskiego południowo-wschodnich województw."
Jednym z redaktorów monografii, w której znalazła się notka, która tak wzburzyła Adama Michnika był Piotr Gontarczyk, współautor osławionej książki o Lechu Wałęsie.W Rzeczpospolitej ukazał się jego tekst, oparty na badaniach dwóch innych historyków IPN-owskich, zatytułowany "Zwyczajna agentura". Jak wynika z notatki umieszczonej pod artykułem, GW,w której chciał go opublikować, nie odpowiedziała na propozycję. Teza publikacji zawarta jest w lidzie: Komuniści skazani w procesie łuckim, działając przeciw niepodległości Polski i jej integralności terytorialnej, pracowali na rzecz ZSRR, którego byli agenturą. Artykuł charakteryzuje działalność i powiązania z Moskwą, oczywiście nie tylko ideowe, przede wszystkim finansowe i polityczne, przedwojennych polskich komunistów, szczególnie tych zamieszkałych na wschodnich kresach II Rzeczypospolitej. Opisuje jak doszło do zadenuncjowania grupy sądzonej w procesie łuckimi, do wzajemnego"sypactwa" podejrzanych. Śledztwo trwało cztery lata. A rzekomych tortur, zdaniem Gontarczyka, późniejsze dochodzenie nie potwierdziło. Przy okazji autor wymienia w kontekście procesu Helenę Michnik, matkę Adama, która jako asystentka jednego z adwokatów uzyskała pozwolenie na kopiowanie akt ze śledztwa. Po to, by – jak sugeruje – przekazywać je partyjnej centrali. Gontarczyk przyznaje, że w PRL Ozjasz Szechter kariery specjalnej nie zrobił. Co więcej, jak pisze, SB uważała, że jego kontestatorskie poglądy miały wpływ na jego syna.
Publikacji GW i Rz nie można, niestety, rozpatrywać jako normalnego sporu historycznego. Już pierwszy przypis w monografii o Marcu 1968, sięgający przy nazwisku Michnika do życiorysu jego ojca, budzi brzydkie podejrzenie. Czy w gruncie rzeczy nie chodzi o udowodnienie prawdziwości słów Jarosława Kaczyńskiego o pochodzeniu twórców III RP, na czele z GW. Wiadomo, KPP. Poza tym, jeśli nawet wedle dostępnych mu źródeł historyk, szczególnie w tekście publicystycznym, swobodnie używa wobec nielegalnej partii, zwalczającej istniejący ład, nazwy "agentura sowiecka", to nazywanie jej konkretnych działaczy "szpiegami" wymaga mocnych dowodów. Warto zwrócić uwagę, że sąd II RP w stosunku do Ozjasza Szechtera i innych oskarżonych sobie na to nie pozwolił. W odróżnieniu od prokuratur PRL-owskich, które lubiły działaczy nielegalnej Solidarności oskarżać o szpiegostwo właśnie. I wreszcie, w "bezstronność" intencji historyków IPN uwierzę, kiedy przeczytam oparte na dokumentach przypisy dotyczące rodziców innych osób publicznych, łącznie z ideologami IV RP. Celowo napisałam o "bezstronności", bo o naukowych kwalifikacjach IPN-owskich funkcjonariuszy chyba wspominać nie warto.
Winy ojców
Zadziwia mnie, że aby zohydzić społeczeństwu pewnych ludzi, wyciąga się domniemane winy ich ojców.
To jest podła walka. Nawet gdyby rodzice popełniali nie wiem jak ohydne czyny, to ich dzieci nie mogą za to odpowiadać. Tylko w ustrojach totalitarnych stosowano taką odpowiedzialnośc.
Druga sprawa, to jest walka takimi metodami z przeciwnikami politycznymi, którzy mogą w jakiś sposób obecnie przeciwstawiać się skutecznie czyjejś popularności politycznej. Natomiast w ogóle nie zajmuje się takimi ludźmi, którzy osobiście zdradzali kraj i służyli obcym, takimi, jak Wojciech Jaruzelski. On jak wiadomo nie aspiruje już do niczego, więc można zostawić go w spokoju, pomimo, że całe jego dorosłe życie to służba obcym interesom.