Było tak: pewni moi znajomi – A. z mężem – wyjechali lat temu kilka za wielką wodę. Dzięki Internetowi łączność nam się nie urwała.
Było tak: pewni moi znajomi – A. z mężem – wyjechali lat temu kilka za wielką wodę. Dzięki Internetowi łączność nam się nie urwała. Co jakiś czas wymienialiśmy e-maile, a na początku 2009 roku zaczęliśmy „spotykać się” wirtualnie w większym gronie na pewnym niekontrowersyjnym forum. Znajoma zachwycała się urodą krajobrazu, przemiłymi sąsiadami i piękną przyrodą naokoło domku, położonego – dodajmy – dość daleko od siedzib ludzkich. Pełne poezji opisy dotyczyły zwłaszcza śpiewających i gniazdujących w ogrodzie ptaków tysiąca i jednego gatunku, włącznie z urzędującymi wieczorami i nocami sowami.
Aliści minęło kilka miesięcy i na forum pojawiła się pełna entuzjazmu wiadomość od A. – „Jestem TAKA szczęśliwa, za kilka dni będę miała kotka!”. Natychmiast zaroiło się od gratulacji od wspólnych znajomych pań, ochów, achów i pytań, m.in. czy A. oficjalnie adoptuje kociaka. „Tak” odpowiedziała A. „z naszego lokalnego Towarzystwa Ochrony Kotów, ale nie jest łatwo, najpierw muszą przyjechać do nas i sprawdzić, czy dom jest ‘bezpieczny dla kota’ i czy będziemy dobrymi kocimi rodzicami”. Po czym nastąpiło tłumaczenie przez dziewczyny bardziej bywałe w lokalnych zwyczajach, jak to się robi, dlaczego i z jakimi zazwyczaj efektami.
I wszystko byłoby pięknie i ładnie, ale napatoczył się wścibski Quackie, który był na tyle bezczelny, żeby zadać pytanie: „Czy dom ‘bezpieczny dla kota’ nie będzie przypadkiem ‘niebezpieczny dla ptaków’? Sowy zapewne dadzą sobie radę, ale pozostałe ptaki?”. I tu padła odpowiedź, która wbiła mnie w fotel. Jakim cudem A., osoba rozsądna i kochająca przyrodę we WSZYSTKICH jej przejawach mogła odpisać: „Och, jestem pewna, że z ptaszkami wszystko będzie OK. Mamy tyle myszy, że koty będą się miały czym zająć : )”. W takiej sytuacji pozostało mi tylko odpisać, że ptaszki zapewne przyjmą jej punkt widzenia i odetchną z ulgą.
Sytuacja ta skłoniła mnie do zadania sobie – a teraz również i Kontrowersyjnym – kilku pytań: Jeżeli Towarzystwo Ochrony Kotów jest tak dobrze zorganizowane, to czy nie powinno mieć równowagi w postaci Towarzystwa Ochrony Ptaków? Wyobrażam sobie pikiety ornitologiczne „Stop proliferacji kotów!” i „Ocalcie nasze ptaki!”. Inna sprawa, dla mnie bardziej zastanawiająca, to – jakim cudem A., osoba jako się rzekło rozsądna i ekologicznie świadoma – tak niefrasobliwie potraktowała moją wątpliwość? Czyżby perspektywa posiadania kota tak ją zaślepiła, że nie zwraca uwagi na problem z tak podziwianymi wcześniej ptakami?
I na koniec refleksja ogólna: myślę, że dla ptaków w ogrodzie A. ten kot będzie przełomem. Ale narażanie ich życia z powodu „tak bardzo chcę mieć kotka!” jest co najmniej dziwne. Jeżeli ludzkie motywacje zmieniają ekologiczne równania, kierując się takimi motywacjami – nie zdziwi mnie, jeżeli pewnego dnia Natura uzna, że pora usunąć nas z równania pt. ekosystem Ziemi. Tak na wszelki wypadek, gdyby nie było poważniejszych powodów.
Pamiętasz nowelkę “Dobra pani”?
Nastał czas kotka, kwestią czasu jest labrador. I dlaczego nikt nie zaprotestuje w obronie myszy, hę?
Wszystko pięknie i ładnie
tylko kwestia polega na tym, że znamy się z A. praktycznie od dziecka (już nasi rodzice się znali) i byłaby to ostatnia osoba, którą posądzałbym o podobne zachowanie. Ekologia, ogród, duży spokój, te sprawy. Ale widocznie na każdego taki czas przychodzi : (
Widać Wasza beczka soli nie została opróżniona:)
Z ekologią tak bywa, Twoja A. nie jest niestety wyjątkiem. Czasem postępowanie wbrew dotychczasowym deklaracjom to tylko kwestia braku wiedzy czy refleksji, a czasem wygodnictwo, bezmyślność, uleganie słabościom. Ładnie brzmią słowa wszelkich idei, teraz bardzo trendy jest być proekologicznym. Gorzej, gdy przechodzimy do trudnej praktyki – gdy trzeba by coś poświęcić, z czegoś zrezygnować, ponieść koszty, włożyć odrobinę wysiłku. Dla jasności – ja mam zbyt słaby charakter, aby głosić i realizować idee ekologiczne. Jedyne, na co mnie stać, to – tam gdzie mogę – szkodzić jak najmniej. Zapewne A. też stara się osiagnąć stan równowagi pomiędzy sobą a przyrodą.
Pamiętasz nowelkę “Dobra pani”?
Nastał czas kotka, kwestią czasu jest labrador. I dlaczego nikt nie zaprotestuje w obronie myszy, hę?
Wszystko pięknie i ładnie
tylko kwestia polega na tym, że znamy się z A. praktycznie od dziecka (już nasi rodzice się znali) i byłaby to ostatnia osoba, którą posądzałbym o podobne zachowanie. Ekologia, ogród, duży spokój, te sprawy. Ale widocznie na każdego taki czas przychodzi : (
Widać Wasza beczka soli nie została opróżniona:)
Z ekologią tak bywa, Twoja A. nie jest niestety wyjątkiem. Czasem postępowanie wbrew dotychczasowym deklaracjom to tylko kwestia braku wiedzy czy refleksji, a czasem wygodnictwo, bezmyślność, uleganie słabościom. Ładnie brzmią słowa wszelkich idei, teraz bardzo trendy jest być proekologicznym. Gorzej, gdy przechodzimy do trudnej praktyki – gdy trzeba by coś poświęcić, z czegoś zrezygnować, ponieść koszty, włożyć odrobinę wysiłku. Dla jasności – ja mam zbyt słaby charakter, aby głosić i realizować idee ekologiczne. Jedyne, na co mnie stać, to – tam gdzie mogę – szkodzić jak najmniej. Zapewne A. też stara się osiagnąć stan równowagi pomiędzy sobą a przyrodą.
No właśnie nie chcemy
i dopóki koty naturalnie przychodzą do ogródka A. (jeżeli przychodzą), nic do tego nie mam.
Chodzi mi raczej o motywacje i konsekwencję – jeżeli A. zachwyca się przez pół roku ptakami, zamieszcza na swoim blogu zdjęcia etc., to wpuszczanie do tego ogródka kota – i to oficjalne, z procedurą adopcyjną i zachwycaniem się “Jejku, ale będzie fajnie z kotkiem” – jest raczej dziwne.
Problemem nie jest dla mnie, że koty łapią ptaki. Problemem jest człowiek, który najpierw zachwyca się ptakami, a potem ot tak sobie dla przyjemności (posiadania milutkiego, fafuśnego kotka) naraża te ptaki na pożarcie.
No cóż, mam nadzieję, że kiedy A. znajdzie pierwszego pięknego, kolorowego ptaszka rozdziabdzianego pazurami i kłami pod drzewem, nie będzie próbowała nauczyć kota tak jak psa, że źle zrobił…
No właśnie nie chcemy
i dopóki koty naturalnie przychodzą do ogródka A. (jeżeli przychodzą), nic do tego nie mam.
Chodzi mi raczej o motywacje i konsekwencję – jeżeli A. zachwyca się przez pół roku ptakami, zamieszcza na swoim blogu zdjęcia etc., to wpuszczanie do tego ogródka kota – i to oficjalne, z procedurą adopcyjną i zachwycaniem się “Jejku, ale będzie fajnie z kotkiem” – jest raczej dziwne.
Problemem nie jest dla mnie, że koty łapią ptaki. Problemem jest człowiek, który najpierw zachwyca się ptakami, a potem ot tak sobie dla przyjemności (posiadania milutkiego, fafuśnego kotka) naraża te ptaki na pożarcie.
No cóż, mam nadzieję, że kiedy A. znajdzie pierwszego pięknego, kolorowego ptaszka rozdziabdzianego pazurami i kłami pod drzewem, nie będzie próbowała nauczyć kota tak jak psa, że źle zrobił…
Nie zadbała
Wot, żyzń.
Nie zadbała
Wot, żyzń.
Niestety
i o ile z A. można próbować dyskusji, a w razie niepowodzenia przynajmniej opisać sprawę na blogu, to z Bozią lub Galaktyką dyskusji nie ma.
Swoją drogą, czy to spotkanie będzie rzeczywiście tak znaczące? Biorąc pod uwagę odległości między układami planetarnymi (czyli “gęstość” galaktyk) i nasze położenie w raczej słabo ugwieżdżonym ramieniu Drogi Mlecznej, to może nie będzie tak źle?
Niestety
i o ile z A. można próbować dyskusji, a w razie niepowodzenia przynajmniej opisać sprawę na blogu, to z Bozią lub Galaktyką dyskusji nie ma.
Swoją drogą, czy to spotkanie będzie rzeczywiście tak znaczące? Biorąc pod uwagę odległości między układami planetarnymi (czyli “gęstość” galaktyk) i nasze położenie w raczej słabo ugwieżdżonym ramieniu Drogi Mlecznej, to może nie będzie tak źle?
Wychowanie dla ekologii
Wczoraj oglądałem “Tupot małych stóp”, sympatyczny filmik Disney’a o pingwinach którym ludzie (postrzegani przez nie jako kosmici) podbierali ryby, używając do tego wielkich trawlerów. Dzięki talentom głównego bohatera na specjalnej sesji ONZ podjęto decyzję o ograniczeniu antarktycznych połowów – taki był happy end.
Doniesień o organizowaniu delegacji śledzi na następną sesję ONZ nie było.
P.S. Panie Quackie, dziękuję za podsunięcie pomysłu na portret!!!
Też oglądałam, z przyjemnością.
Nawet próbowałam zachęcić pewnego pięcioletniego obywatela, żeby się ekologicznie podkształcił. Rzucił okiem i oznajmił:
– Ja się nie interesuję pingwinami, zawołaj mnie jak będzie o dinozaurach.
Wychowywanie to cholernie trudna sztuka, a nieumiejętne (to o filmiku) w najlepszym razie trafia w pustkę. Bo kto się na Boga w wieku kilku lat zainteresuje filmem o pingwinach?
Pingwin jak pingwin śmieszny
Pingwin jak pingwin śmieszny ptak w czarnym fraku, ale ten sympatyczny filmik zmusił mnie, że zainteresowałam się bardziej jak to z tymi pingwinami jest i trochę pobuszowałam w necie.
Ps. izis trzeba było wyjaśnić maluchowi że taki pingwin cesarski to wielkolud prawie duży jak dinozaur 😉
…i że ptaki
pochodzą od dinozaurów – a więc i pingwiny ; )
Kochani, to nie takie proste jest:)
Ten smarkacz już wie, że w omawianym tu temacie autorytetem może być Nat.Geo czy Animal Planet, a nie matka i jej “bajki”. W prostej linii potomkami dinozaurów to są indyki – tak twierdzi moje dziecko i ja mu wierzę. Używa mnie czasem jako lektora, bo nauka czytania też nie mieści mu się w polu zainteresowań.
Powiesz zapewne, że łatwo mi
Powiesz zapewne, że łatwo mi mówić, ale…;) Ja bym zaczęła od powiedzenia dziecku, że pingwinice trudnią się prostytucją. Jak “mąż” się oddala to “żona” oddaje się innemu za rybę. Kąsek musi być wyjątkowej jakości oczywiście, za byle co pani pingwinowa się nie sprzeda, taka łatwa to ona nie jest.:)) Oglądałam co prawda dawno demu ale na kanale będącym wyrocznią dla Twojego dziecka, powinno zadziałać.:);)
Vonneguta “Galapagos”, skojarzenie przyplątało się
.
Wychowanie dla ekologii
Wczoraj oglądałem “Tupot małych stóp”, sympatyczny filmik Disney’a o pingwinach którym ludzie (postrzegani przez nie jako kosmici) podbierali ryby, używając do tego wielkich trawlerów. Dzięki talentom głównego bohatera na specjalnej sesji ONZ podjęto decyzję o ograniczeniu antarktycznych połowów – taki był happy end.
Doniesień o organizowaniu delegacji śledzi na następną sesję ONZ nie było.
P.S. Panie Quackie, dziękuję za podsunięcie pomysłu na portret!!!
Też oglądałam, z przyjemnością.
Nawet próbowałam zachęcić pewnego pięcioletniego obywatela, żeby się ekologicznie podkształcił. Rzucił okiem i oznajmił:
– Ja się nie interesuję pingwinami, zawołaj mnie jak będzie o dinozaurach.
Wychowywanie to cholernie trudna sztuka, a nieumiejętne (to o filmiku) w najlepszym razie trafia w pustkę. Bo kto się na Boga w wieku kilku lat zainteresuje filmem o pingwinach?
Pingwin jak pingwin śmieszny
Pingwin jak pingwin śmieszny ptak w czarnym fraku, ale ten sympatyczny filmik zmusił mnie, że zainteresowałam się bardziej jak to z tymi pingwinami jest i trochę pobuszowałam w necie.
Ps. izis trzeba było wyjaśnić maluchowi że taki pingwin cesarski to wielkolud prawie duży jak dinozaur 😉
…i że ptaki
pochodzą od dinozaurów – a więc i pingwiny ; )
Kochani, to nie takie proste jest:)
Ten smarkacz już wie, że w omawianym tu temacie autorytetem może być Nat.Geo czy Animal Planet, a nie matka i jej “bajki”. W prostej linii potomkami dinozaurów to są indyki – tak twierdzi moje dziecko i ja mu wierzę. Używa mnie czasem jako lektora, bo nauka czytania też nie mieści mu się w polu zainteresowań.
Powiesz zapewne, że łatwo mi
Powiesz zapewne, że łatwo mi mówić, ale…;) Ja bym zaczęła od powiedzenia dziecku, że pingwinice trudnią się prostytucją. Jak “mąż” się oddala to “żona” oddaje się innemu za rybę. Kąsek musi być wyjątkowej jakości oczywiście, za byle co pani pingwinowa się nie sprzeda, taka łatwa to ona nie jest.:)) Oglądałam co prawda dawno demu ale na kanale będącym wyrocznią dla Twojego dziecka, powinno zadziałać.:);)
Vonneguta “Galapagos”, skojarzenie przyplątało się
.
zakładać kotu dzwoneczek wędkarski
Zboczone.
Atrybutem kota zdolność pojawiania się i znikania bezszelestnie.
Dzwoneczek to krowie lub owcy jakiejś powiesić można. Politykowi wskazane takoż.
Co do A. to w cukierku lub torcie wskazane cosik pikantnego, prawda?
“w cukierku lub torcie wskazane cosik pikantnego”
A to mnie Kot zainteresował – pikantnego w jakim sensie? Ode mnie czy od przyszłego-już-za-chwilę-rezydenta domu i ogrodu?
Chodzi o “zawartość” A. Coś a la Choromański
A. zachwyca się przez pół roku ptakami, zamieszcza na swoim blogu zdjęcia etc.,
zakładać kotu dzwoneczek wędkarski
Zboczone.
Atrybutem kota zdolność pojawiania się i znikania bezszelestnie.
Dzwoneczek to krowie lub owcy jakiejś powiesić można. Politykowi wskazane takoż.
Co do A. to w cukierku lub torcie wskazane cosik pikantnego, prawda?
“w cukierku lub torcie wskazane cosik pikantnego”
A to mnie Kot zainteresował – pikantnego w jakim sensie? Ode mnie czy od przyszłego-już-za-chwilę-rezydenta domu i ogrodu?
Chodzi o “zawartość” A. Coś a la Choromański
A. zachwyca się przez pół roku ptakami, zamieszcza na swoim blogu zdjęcia etc.,
Fakt ale to wysiłku wymaga i trzęsienie ziemi na antypodach
wywołuje (interferencja) a w dodatku myszy rajcują…
Fakt ale to wysiłku wymaga i trzęsienie ziemi na antypodach
wywołuje (interferencja) a w dodatku myszy rajcują…
Aha. Frapujący to był łańcuch zależności…
Borsuk, jak pamiętam, wychodził z domu bo chciał mieć święty spokój.
Aha. Frapujący to był łańcuch zależności…
Borsuk, jak pamiętam, wychodził z domu bo chciał mieć święty spokój.
Ja dziękuję bardziej, choć
Ja dziękuję bardziej, choć przy tej okazji moje mniemanie o sobie jako o intelektualistce za dychę prysło jak przysłowiowa bańka mydlana. Mrożka czas odkurzyć, żeby wiedzieć o czym. Nie czytałam, ale przeczytam.:)
Ja dziękuję bardziej, choć
Ja dziękuję bardziej, choć przy tej okazji moje mniemanie o sobie jako o intelektualistce za dychę prysło jak przysłowiowa bańka mydlana. Mrożka czas odkurzyć, żeby wiedzieć o czym. Nie czytałam, ale przeczytam.:)
Hm.
.
Hm.
.
Są dwie możliwości:
Albo faktycznie ogród był już dotychczas nawiedzany przez koty, bogactwo ptaków, jakie tam dotychczas było, pozostanie równie duże, jeden kot więcej różnicy nie zrobi, a ja przesadzam – w takim przypadku faktycznie wpis jest biciem piany.
Albo kot będzie nowością, ptaków znacząco ubędzie, a A. obudzi się z ręką w nocniku – lub też kotek będzie tak śliczny i kochany, że A. nie zauważy braku ptaków, a nawet przejdzie do porządku dziennego nad ewentualnymi ptasimi trupkami.
Na razie A. z mężem zostali zakwalifikowani jako koci rodzice, kot ma już imię i wszystko jest pięknie, ładnie i zmierza ku świetlanej przyszłości.
Jeżeli będę wiedział, jak się sprawy rozwiną, dam znać.
Są dwie możliwości:
Albo faktycznie ogród był już dotychczas nawiedzany przez koty, bogactwo ptaków, jakie tam dotychczas było, pozostanie równie duże, jeden kot więcej różnicy nie zrobi, a ja przesadzam – w takim przypadku faktycznie wpis jest biciem piany.
Albo kot będzie nowością, ptaków znacząco ubędzie, a A. obudzi się z ręką w nocniku – lub też kotek będzie tak śliczny i kochany, że A. nie zauważy braku ptaków, a nawet przejdzie do porządku dziennego nad ewentualnymi ptasimi trupkami.
Na razie A. z mężem zostali zakwalifikowani jako koci rodzice, kot ma już imię i wszystko jest pięknie, ładnie i zmierza ku świetlanej przyszłości.
Jeżeli będę wiedział, jak się sprawy rozwiną, dam znać.
Dzię dobry, pani doktór
Uzewnętrznię się i odwdzięczę na parapecie.
No cóż, gdyby dyskusja z A. była obustronnie merytoryczna, przekazałbym jej sugestie. Może jeszcze kiedyś ta dyskusja taka będzie, załóżmy po pierwszym przyniesionym ptaszku.
Gdyby kocię łowne było to przepis przydatny bo A. ucieszy się
Drobne ptaszki w cieście
Składniki:
• 3 słonki (wróble, skowronki)
• 17 dag mąki
• 1/2 jaja
• woda
• sól
• 5 dag słoniny
Sposób przyrządzenia:
Zrobić ciasto jak na makaron i rozwałkować najcieniej.
Oprawione i osolone ptaszki, jako to słonki, wróble, skowronki itp. owinąć ciastem każdy z osobna i układać w garnku polewanym, przekładając plasterkami słoniny.
Skoro się garnek napełni, nakryć pokrywką, okleić ciastem i wstawić na godzinę do gorącego pieca.
Po upieczeniu będą tak kruche, że je razem z kostkami zjeść można.
http://pychotka.pl/przepisy-kulinarne/dziczyzna/drobne-ptaszki-w-cie%B6cie.html
O, konkret
Podrzucę A. przy okazji : ) Młody jest ponoć czarny jak noc, może to jakieś wspólne geny z Kotem?
Zastanawiam się
nad wielkością garnka, który zostanie wypełniony 3 wróblami oblepionymi 20 dag ciasta i poprzekładanymi 5 dag słoniny. Jeden litr?
Kociak się tym nie naje
Jaka praktyczna:)
A ja myślę, że kociak nie powinien dostawać soli, to byłoby wbrew zasadom żywienia niemowląt.
Sądzisz, że państwo A. podzielą się z kotem potrawą
?
Zakładam że tak
o ile polowanie będzie pomyślne. Po coś go w końcu adoptowali, tak?
Racja, nie powinien
ja bym dodała do ciasta zamiast soli łyżeczkę oliwy z oliwek
Dzię dobry, pani doktór
Uzewnętrznię się i odwdzięczę na parapecie.
No cóż, gdyby dyskusja z A. była obustronnie merytoryczna, przekazałbym jej sugestie. Może jeszcze kiedyś ta dyskusja taka będzie, załóżmy po pierwszym przyniesionym ptaszku.
Gdyby kocię łowne było to przepis przydatny bo A. ucieszy się
Drobne ptaszki w cieście
Składniki:
• 3 słonki (wróble, skowronki)
• 17 dag mąki
• 1/2 jaja
• woda
• sól
• 5 dag słoniny
Sposób przyrządzenia:
Zrobić ciasto jak na makaron i rozwałkować najcieniej.
Oprawione i osolone ptaszki, jako to słonki, wróble, skowronki itp. owinąć ciastem każdy z osobna i układać w garnku polewanym, przekładając plasterkami słoniny.
Skoro się garnek napełni, nakryć pokrywką, okleić ciastem i wstawić na godzinę do gorącego pieca.
Po upieczeniu będą tak kruche, że je razem z kostkami zjeść można.
http://pychotka.pl/przepisy-kulinarne/dziczyzna/drobne-ptaszki-w-cie%B6cie.html
O, konkret
Podrzucę A. przy okazji : ) Młody jest ponoć czarny jak noc, może to jakieś wspólne geny z Kotem?
Zastanawiam się
nad wielkością garnka, który zostanie wypełniony 3 wróblami oblepionymi 20 dag ciasta i poprzekładanymi 5 dag słoniny. Jeden litr?
Kociak się tym nie naje
Jaka praktyczna:)
A ja myślę, że kociak nie powinien dostawać soli, to byłoby wbrew zasadom żywienia niemowląt.
Sądzisz, że państwo A. podzielą się z kotem potrawą
?
Zakładam że tak
o ile polowanie będzie pomyślne. Po coś go w końcu adoptowali, tak?
Racja, nie powinien
ja bym dodała do ciasta zamiast soli łyżeczkę oliwy z oliwek
Mówi się jak się mówi
Mówi się jak się mówi mówiącemu. Jeden taki w akademiku mówił Pożycz pińcsete. Odpowiadałyśmy, że nie mamy drobnych.
Mówi się jak się mówi
Mówi się jak się mówi mówiącemu. Jeden taki w akademiku mówił Pożycz pińcsete. Odpowiadałyśmy, że nie mamy drobnych.
Nie liczę na kocie
Nie liczę na kocie dzwoneczki, ptaki wyszkoliły mnie:) Odzywają się w sposób charakterystyczny, kiedy ostrzegają inne przed zbliżającym się niebezpieczeństwem, wtedy wychodzę zabieram kota i po sprawie;)
Nie liczę na kocie
Nie liczę na kocie dzwoneczki, ptaki wyszkoliły mnie:) Odzywają się w sposób charakterystyczny, kiedy ostrzegają inne przed zbliżającym się niebezpieczeństwem, wtedy wychodzę zabieram kota i po sprawie;)
Bardzo dziękuję
wszystkim dyskutantom za dotychczasowe wpisy i – nie zamykając dyskusji – proponuję miły “koci” przerywnik
__________________________
Bardzo dziękuję
wszystkim dyskutantom za dotychczasowe wpisy i – nie zamykając dyskusji – proponuję miły “koci” przerywnik
__________________________