Reklama

Rozmowa o prywatnym i państwowym, to jest dylemat typu mycie rąk, czy zdrowe odżywian

Rozmowa o prywatnym i państwowym, to jest dylemat typu mycie rąk, czy zdrowe odżywianie. Rzecz jest wbrew pozorom prosta i wymaga jedynie odrobinę rozumu. Jeśli słyszę tezę, sprywatyzować wszystko i jak leci bo nie będzie monopolu, patologii i fajne zarządzanie, to nie widzę w tym rozumu i już podaję kultowy przykład na brak rozumu czyli AIG. Firma prywatna, której bankructwo oznaczało bankructwo USA. Dlaczego? Dlatego, że prywatne nie równa się dobre, to jest zaledwie lepszy start do dobrego, a dalej może ulegać takim samym patologiom jak publiczne. AIG to nic innego jak polskie PZU z czasów PRL, monopol na rynku ubezpieczeń, potężna korporacja powiązana z politykami, nepotyzmem, korupcją, przekrętami i z patologią tak rozbudowaną, że zamknięcie tej firmy oznaczało upadek największej gospodarki świata. To jest lepsze od PRL, bo PRL wysadzały huty, kopalnie i PGR-y i tak upadł socjalizm, a tu jedna instytucja finansowa rozwala liberalną gospodarkę mocarstwa i kawałek świata. Jeśli kto ma rozum to będzie to widział, będzie widział to co się stało, a co dla niepoznaki nazywa się kryzys, będzie widział, że kryzys to nic innego jak bezwzględne wykorzystanie wszystkich luk w tak zwanym modelu liberalnej gospodarki, dających możliwość okradania na skalę jakiej PRL się nie śniło, ponieważ ta skala jest globalna.

Reklama

Polska, która uniknęła większości głupich posunięć, nie takich głupich, bo ja nie wierzę, że przypadkowych, ten kryzys to przekręt nie krach, w każdym razie Polska postępując o niebo rozsądniej od USA i tak zapłaciła za kryzys, nie swój kryzys. Dziś z Polską walutą kilku angielskich Żydów może robić co im się podoba, jeśli ustalimy umowną cenę Polski, wszystkiego co w Polsce jest z ludźmi, surowcami i majątkiem na 100 złotych, to pięciu Żydów z londyńskiego City tylko przy pomocy wirtualnych spekulacji, może kupić sobie Polskę za 20 euro, bo może sobie 5 Żydów dowolnie ustalić kurs złotego od 2 do 5 złotych. Obłęd czysty obłęd, wynikający z tego, że polskie państwo nie ma ŻADNYCH NARZĘDZI, aby ocalić to na co wszyscy harujemy i bardzo proszę, żeby mi nie gadać Kaczyńskim i Rydzykiem „Żydzi Polskę wykupią”, to znaczy nie gadać mi, że ja im przyjacielem. Natomiast fakt pozostaje faktem, 5 Żydów bez problemu może sobie kupić taki kraj jak Polska, cały, tak jak stoi, tylko najpierw musi go wycackać przy pomocy banalnych narzędzi. A nawet nie musi kupować, wystarczy, że cycka półżywych.

Jeden Żyd z Węgier zdetonował włości jej brytyjskiej królewskiej mości. Takie są najbardziej spektakularne przykłady na to, że prywatne i z „niewidzialną ręką”, to nie jest żaden błogosławiony odpoczynek od trosk, tylko obciążone patologią jak każde inne i wbrew pozorom jest to patologia o nieporównywalnym zasięgu w porównaniu z patologią lokalnych kacyków i dyktatorów, którzy poza przepiciem własnego kraju i narodu nie mają nic więcej do sprzeniewierzenia. Innym koronnym argumentem są te nieszczęsne miejsca pracy i przez to rozwój, ruch w interesie. Tak się składa, że ja akurat znam dobitnie coś co się nazywa miejsce pracy w kraju takim jak Polska. Bywało, że 80% miejsc pracy w Polsce, to miejsce u brzuchatego „biznesmena”, który przedzierzgnął się z kierownika Polmozbytu w prywatnego „Zbyniex”. „Zbyniex” zatrudniał desperatów z „najniższą średnią krajową”, co oznaczało, że robiło się u „Zbyniex’a” za chleb i wodę, ale to nie wszystko. „Zbyniex” jak już cię zatrudnił, to przy nim dziewiętnastowieczny Bucholz z Łodzi był prawdziwy samarytanin. „Zbyniex” wychodził z założenia, że za 750 PLN kupił sobie murzyna. Przychodziłeś do roboty i słyszałeś, że jesteś śmieć, w trakcie roboty słyszałeś, żeś śmieć i na dowidzenia żegnano cię śmieciem.

Kultowym zawołaniem było „Na twoje miejsce przyjdzie 10”. Pierwsze co „Zbyniex” robił, po tym jak firma dawała zysk, to leasingował „Mesia eskę”  z kratką i zwalniał Krystynę w ciąży. Pewnie, że jadę po bandzie, ale moi drodzy Rodacy, czy ja zmyślam? Nie to nie był i nadal nie jest jakiś margines, to jest ciągle norma. Ja płacę, ja wymagam i to jestem w stanie zrozumieć, ale mentalności ekonoma z PGR zrozumieć się nie da. Nasz biznes jest jeszcze na etapie XIX wieku, a może i feudalizmu, tu pracownik jest wróg i szmata, na ręce trzeba mu patrzeć i przyciskać śrubę. Oczywiście, że jest druga strona medalu, czyli panowie rozpieszczeni PRL, co się nie mogą przestawić z kufajki i dniówki, na garnitur i akord, ale wszystkich znajomych jakich mam i którzy bardzo się chcieli przestawić, mieli te same traumy w „Zbyniex’ach”, ręce się im trzęsły gdy szli i gdy wracali z roboty, a ich robota była gówno warta. Jeśli w sejmie nie podnieśli „najniższej średniej krajowej”, pracownik grosza podwyżki nie zauważył, bo w między czasie żona „Zbyniex’a” dostała Vana z kratką, a córka Cabrioleta. Każdy panem swojego losu, w końcu każdy może być „Zbyniex”, kto mu broni.

No właśnie nie każdy, łeb do interesów ma ułamek ludzi, nie ma takiego kraju gdzie wszyscy są prywatna inicjatywa, zdecydowana większość to pracownicy, nie właściciele firm i to trzeba rozumieć, kiedy się bezmyślnie krzyczy „działalność prywatna iberales”. Mnie zajęło 10 lat, kiedy z zapyziałego miasteczka przebiłem się do biznesu, bo ja k…a nie byłem kierownik Polmozbytu, czy inny zaopatrzeniowiec, nie woziłem kremu Nivea na Węgry i nie przywoziłem żelek z NRD, a to właśnie tacy biznesmeni na początku byli awangardą polskiego biznesu, mówię oczywiście o śmiesznym biznesie, małym i średnim, bo do dużego tylko jedna grupa miała dostęp, przyjaciele człowieka honoru. Można krzyczeć do ludzi, że są płaczliwi i nie dają sobie w życiu rady, ale pokolenie moich rodziców, którym PRL fundował profilowane zawodówki, nie przeskoczą pewnych progów ekonomicznych i barier psychologicznych i to nie jest tak, że wszyscy jak jeden są leniwa tłuszcza, ci ludzie po prostu nie nadają się do biznesu. Tak jak nie każdy zostanie lekarzem, czy kierowcą TiR’a tak nie każdy będzie biznesmenem i być nie może. Większość ludzi chce po prostu uczciwie przepracować swój czas i być traktowanym jak człowiek, to nie są wygórowane marzenia. Oczywisty jest rozkład zysków i odpowiedzialności miedzy właścicielem firmy i pracownikiem, ale dysproporcje i prymitywizm w wzajemnych relacjach jeszcze bardziej widoczny. Polski biznesmen nie rozumie, że nie tylko on pracuje na sukces swojej firmy i że firmę można zbudować zespołem kompetentnych ludzi, a nie stadem baranów strzyżonych każdego dnia.

Mimo wszystko i przy całej tej patologii, stwierdzam, że lepsze to od PRL, zdecydowanie lepsze i co więcej prowadzi wolno, bo wolno, ale ku normalnemu. Pojawia się nowe pokolenie biznesu, które przeszło przez „Zbyniex’y” i wie jak wiele znaczy dobry, kompetentny pracownik, pojawił się w pewnych segmentach rynek pracowniczy, to znaczy firmy polują na zdolnych ludzi i to jest krok pocieszający. Mnie można podejrzewać o wszystko tylko nie o socjalizm, sam jestem więcej niż indywidualistą, jestem egocentrykiem, zatem moje podejście do życia jest jednoznaczne, pan na zagrodzie. Ciągle utrzymuję się z prywatnej działalności, prywatną działalność prowadzi żona, daleki wiec jestem od srania w swoje gniazdo, ale potrafię wychylić łeb poza własną dolę i niedolę. Nie znaczy to jednak, że dam się wbić w ten modny i tani garnitur zwany „prywatna inicjatywa” jako szczepionka na świńskie państwowe, proszę z łaski swojej zauważyć, a to nie wymaga sokolego wzroku, że ja nie nawołuję do nacjonalizacji, ja tylko proszę i błagam, aby z rozumem, a nie doktrynalnym gównem we łbie prywatyzować.

Powtórzę raz jeszcze, są obszary, które państwo musi nadzorować i zacząłbym od finansów, bo to jest raj dla patologii, kursy walut i ropy, które w 3 minuty wyznaczają wartość ludzkiego dorobku na miliardy, albo na grosze i nie ma na to „ludź” żadnego wpływu. Dziś eksporter może zpaierd..ć w pocie czoła, być fajnym pracodawcą, wzorowym mężem i ojcem, a wciągu 3 minut po kursie z 3 na 5 zostać dziadem. Takie obszary jak hazard, że już wspomnę o tym nieszczęsnym Totalizatorze absolutnie mniej generują patologii w publicznym sektorze niż prywatnym i naprawdę nie chce mi się roztrząsać argumentów na poziomie szwagier Kłopotka, a Kiełbasa strzelający w kolano za pozwoleniem komendanta głównego policji. Na całym świecie hazard dziwką i mafią stoi. Nie chce mi się, bo znaj proporcje kochany rozmówco i szanujmy się w powadze argumentów. Ten sterany kraj ciągnie mały i średni biznes i moi drodzy właściciele firm, zanim kolejny raz powiecie, że państwowe to kolesiostwo i znajomi znajomych, to spójrzcie na swoje firmy. Zatrudniacie tam żony, synów, córki, pociotki, przecież nie jest tak, że cała rodzina jest kompetentna w branży i ja wiem, że na swoim możecie robić co Wam się podoba, ale ja tylko mówię o pewnej narodowej mentalności. Tak już jest, wychowaliśmy się w czasach gdzie całe rodziny pomagały jednemu studentowi i tego, że rodzina będzie zatrudniana nie pozbędziemy się tak długo, jak długo nie będzie prawdziwego rynku pracy, bo wasze żony i córki najczęściej dlatego pieką chleb, czy przerzucają popcorn na zapleczu, że nie mają innej możliwości zatrudnienia, realizowania się w tym co im sprawia frajdę.

Nie ma nic złego w kontroli państwa nad pewnymi obszarami gospodarki, tylko rzecz polega na niuansach oczywiście, ważne co państwo chce kontrolować i jakie segmenty gospodarki trzymać pod swoim nadzorem. Zdecydowanie i absolutnie takie KGHM, energetyka, surowce, monopole loteryjne, oraz segmenty wymagające zawansowanej, ale też strategicznej technologii, czyli koleje na przykład powinny być pod nadzorem państwa. Problem polega na tym, żeby wzorce dla kolei należy czerpać z Francji, a nie z Białorusi, żeby KGHM była jak szwedzka stal, a nie jak ruska ropa. Myśleć po prostu trzeba Kochani Rodacy, bo my tym pieprzeniem doktrynalnym, tymi zapasami w socjalistyczno – liberalnym krochmalu się nie posuniemy nawet na dwa palce od zaściankowej miedzy. My musimy wyprzedzać świat w rozwiązaniach, a nie powielać największe światowe błędy. Jak najbardziej model naszej gospodarki w 90% powinien być oparty na prywatnym i swobodnym, ale do tego powinny być regulacje i zabezpieczenia oraz przeciwwaga w formie państwowego tam gdzie prywatny sieje jeszcze większe zagrożenie. Z każdym mogę podgadać, kto chce mówić o rozwiązaniach, o wyższości jednego hasła nad drugim gadać już mi się nie chce. Jeśli wychodzisz z założenia prywatne „iberales”, tudzież odwrotnie, no to się nie dogadamy  już na wyjściu. Mogę pogadać o tym jak szanować i uzdrawiać prywatne i jak poukładać konieczne państwowe, o tym, że gangster jest fajniejszy od prezesa po partyjnej linii gadać już mi się nie chce. Nie chce mi się również dlatego, że mam wrażenie, że dość szczegółowo wykazałem, że nie ma o czym gadać.

Reklama

9 KOMENTARZE

  1. niebezpieczna trzecia droga
    Posłużyłeś się myślą Przewodniczącego Mao: „nieważne czy kot jest biały czy czarny, ważne by dobrze łapał myszy”.
    Owszem, myśl słuszna, niech to co lepsze wypiera gorsze a szczegóły ideologiczne nie są istotne. Jednak praktyka jest inna, świat idzie teraz w zupełnie innym kierunku niż prosty wybór między prywatnym, państwowym, lepszym czy gorszym.
    Powstaje patologia w postaci monstrualnych dziwolągów których nie da się przypisać do żadnej sensownej formy własnościowej.
    AIG to nie przykład firmy prywatnej, to przykład degeneracji gospodarki. Nie jest to twór państwowy, prywatny też nie, bo na najwyższym piętrze nie siedzi grubas z cygarem będący właścicielem tego interesu.

    Własność jest tu tak rozproszona jak w ruskim kołchozie, a zarządem zajmuje się banda cwaniaków, których dochody nie mają istotnego związku z sytuacją firmy. Takie twory mają jedną naczelną zasadę działania; „zyski trzeba sprywatyzować wśród kasty zarządzającej a straty upaństwowić”. Łatwo to osiągnąć poprzez rozrost do absurdalnych rozmiarów i ścisłe formalne i nieformalne związki z administracją państwową.
    Od pewnego momentu mamy już pasożytniczego giganta który jakoby nie może upaść bo daje pracę , a byt zapewnia mu hojność państwa dojącego podatników.

    Nieszczęście na tym polega, że giganty niby prywatne są ulubieńcami rządów. Cudownie się z nimi współpracuje, znakomicie w nich rozprowadza wiernych towarzyszy na godnych posadach, a w biurach siedzą same swoje chłopaki.

    Spory o to czy szewc prywatny jest lepszy od państwowego, czy nawet szukanie zdrowego rozsądnego spojrzenia, które Ty reprezentujesz tracą już sens. Prywatnego czy państwowego finansowo równo zniszczy moloch o niemożliwych do ustalenia powiązaniach międzynarodowych, napędzany forsą generowaną z powietrza łapami państwowych urzędników.

    Najpierw trzeba coś zrobić z tym dziadostwem, bo wkrótce będzie za późno.

  2. niebezpieczna trzecia droga
    Posłużyłeś się myślą Przewodniczącego Mao: „nieważne czy kot jest biały czy czarny, ważne by dobrze łapał myszy”.
    Owszem, myśl słuszna, niech to co lepsze wypiera gorsze a szczegóły ideologiczne nie są istotne. Jednak praktyka jest inna, świat idzie teraz w zupełnie innym kierunku niż prosty wybór między prywatnym, państwowym, lepszym czy gorszym.
    Powstaje patologia w postaci monstrualnych dziwolągów których nie da się przypisać do żadnej sensownej formy własnościowej.
    AIG to nie przykład firmy prywatnej, to przykład degeneracji gospodarki. Nie jest to twór państwowy, prywatny też nie, bo na najwyższym piętrze nie siedzi grubas z cygarem będący właścicielem tego interesu.

    Własność jest tu tak rozproszona jak w ruskim kołchozie, a zarządem zajmuje się banda cwaniaków, których dochody nie mają istotnego związku z sytuacją firmy. Takie twory mają jedną naczelną zasadę działania; „zyski trzeba sprywatyzować wśród kasty zarządzającej a straty upaństwowić”. Łatwo to osiągnąć poprzez rozrost do absurdalnych rozmiarów i ścisłe formalne i nieformalne związki z administracją państwową.
    Od pewnego momentu mamy już pasożytniczego giganta który jakoby nie może upaść bo daje pracę , a byt zapewnia mu hojność państwa dojącego podatników.

    Nieszczęście na tym polega, że giganty niby prywatne są ulubieńcami rządów. Cudownie się z nimi współpracuje, znakomicie w nich rozprowadza wiernych towarzyszy na godnych posadach, a w biurach siedzą same swoje chłopaki.

    Spory o to czy szewc prywatny jest lepszy od państwowego, czy nawet szukanie zdrowego rozsądnego spojrzenia, które Ty reprezentujesz tracą już sens. Prywatnego czy państwowego finansowo równo zniszczy moloch o niemożliwych do ustalenia powiązaniach międzynarodowych, napędzany forsą generowaną z powietrza łapami państwowych urzędników.

    Najpierw trzeba coś zrobić z tym dziadostwem, bo wkrótce będzie za późno.

  3. niebezpieczna trzecia droga
    Posłużyłeś się myślą Przewodniczącego Mao: „nieważne czy kot jest biały czy czarny, ważne by dobrze łapał myszy”.
    Owszem, myśl słuszna, niech to co lepsze wypiera gorsze a szczegóły ideologiczne nie są istotne. Jednak praktyka jest inna, świat idzie teraz w zupełnie innym kierunku niż prosty wybór między prywatnym, państwowym, lepszym czy gorszym.
    Powstaje patologia w postaci monstrualnych dziwolągów których nie da się przypisać do żadnej sensownej formy własnościowej.
    AIG to nie przykład firmy prywatnej, to przykład degeneracji gospodarki. Nie jest to twór państwowy, prywatny też nie, bo na najwyższym piętrze nie siedzi grubas z cygarem będący właścicielem tego interesu.

    Własność jest tu tak rozproszona jak w ruskim kołchozie, a zarządem zajmuje się banda cwaniaków, których dochody nie mają istotnego związku z sytuacją firmy. Takie twory mają jedną naczelną zasadę działania; „zyski trzeba sprywatyzować wśród kasty zarządzającej a straty upaństwowić”. Łatwo to osiągnąć poprzez rozrost do absurdalnych rozmiarów i ścisłe formalne i nieformalne związki z administracją państwową.
    Od pewnego momentu mamy już pasożytniczego giganta który jakoby nie może upaść bo daje pracę , a byt zapewnia mu hojność państwa dojącego podatników.

    Nieszczęście na tym polega, że giganty niby prywatne są ulubieńcami rządów. Cudownie się z nimi współpracuje, znakomicie w nich rozprowadza wiernych towarzyszy na godnych posadach, a w biurach siedzą same swoje chłopaki.

    Spory o to czy szewc prywatny jest lepszy od państwowego, czy nawet szukanie zdrowego rozsądnego spojrzenia, które Ty reprezentujesz tracą już sens. Prywatnego czy państwowego finansowo równo zniszczy moloch o niemożliwych do ustalenia powiązaniach międzynarodowych, napędzany forsą generowaną z powietrza łapami państwowych urzędników.

    Najpierw trzeba coś zrobić z tym dziadostwem, bo wkrótce będzie za późno.

  4. Ocalały całkiem spore enklawy Polski ,,państwowej”
    to się teraz tak ładnie nazywa : Spółka Akcyjna ,ale każdy głupi wie,że pracuje w państwowej fabryce i za żadne pieniądze nie zamieni tej pracy na ,,prywaciarza”.Nawet więcej – zapłaci ,czyli da łapówkę, za posadę ,,w państwowym”. Tak niedawno obśmiewany,pracownik ,,państwowej firmy awansował w lokalnej hierarchii – z Felusia w gumofilcach na obiekt zazdrości dawnych kolegów.Dlatego dawnych,że już nie przyznaje się do konsumentów taniego piwa,co to nie znają swojego jutra,w prywatnych rzecz jasna firmach. A to wszystko z prostej przyczyny: w ,,państwowej” firmie wystarczy BYĆ.Wystarczy porównać liczbę zatrudnionych na tonę wydobytego węgla albo rudy miedzi.Bo jak porównamy liczbę ,,energetyków” na 1MW wyprodukowanej mocy w ,,państwowej” elektrowni to w lot zrozumiemy wielkie rachunki za energię elektryczną,nawet kiedy nie ma nas w domu z pół roku.

  5. Ocalały całkiem spore enklawy Polski ,,państwowej”
    to się teraz tak ładnie nazywa : Spółka Akcyjna ,ale każdy głupi wie,że pracuje w państwowej fabryce i za żadne pieniądze nie zamieni tej pracy na ,,prywaciarza”.Nawet więcej – zapłaci ,czyli da łapówkę, za posadę ,,w państwowym”. Tak niedawno obśmiewany,pracownik ,,państwowej firmy awansował w lokalnej hierarchii – z Felusia w gumofilcach na obiekt zazdrości dawnych kolegów.Dlatego dawnych,że już nie przyznaje się do konsumentów taniego piwa,co to nie znają swojego jutra,w prywatnych rzecz jasna firmach. A to wszystko z prostej przyczyny: w ,,państwowej” firmie wystarczy BYĆ.Wystarczy porównać liczbę zatrudnionych na tonę wydobytego węgla albo rudy miedzi.Bo jak porównamy liczbę ,,energetyków” na 1MW wyprodukowanej mocy w ,,państwowej” elektrowni to w lot zrozumiemy wielkie rachunki za energię elektryczną,nawet kiedy nie ma nas w domu z pół roku.

  6. Ocalały całkiem spore enklawy Polski ,,państwowej”
    to się teraz tak ładnie nazywa : Spółka Akcyjna ,ale każdy głupi wie,że pracuje w państwowej fabryce i za żadne pieniądze nie zamieni tej pracy na ,,prywaciarza”.Nawet więcej – zapłaci ,czyli da łapówkę, za posadę ,,w państwowym”. Tak niedawno obśmiewany,pracownik ,,państwowej firmy awansował w lokalnej hierarchii – z Felusia w gumofilcach na obiekt zazdrości dawnych kolegów.Dlatego dawnych,że już nie przyznaje się do konsumentów taniego piwa,co to nie znają swojego jutra,w prywatnych rzecz jasna firmach. A to wszystko z prostej przyczyny: w ,,państwowej” firmie wystarczy BYĆ.Wystarczy porównać liczbę zatrudnionych na tonę wydobytego węgla albo rudy miedzi.Bo jak porównamy liczbę ,,energetyków” na 1MW wyprodukowanej mocy w ,,państwowej” elektrowni to w lot zrozumiemy wielkie rachunki za energię elektryczną,nawet kiedy nie ma nas w domu z pół roku.