No i zakończyła się debata na temat zmian w systemie emerytalnym.
No i zakończyła się debata na temat zmian w systemie emerytalnym. Zmiany przeprowadzono, lada dzień wejdą w życie i choć jest jeszcze paru niezadowolonych, którzy od czasu do czasu rzucą pod adresem rządu krytyczne słowo, albo pozew do Trybunału Konstytucyjnego, to w “głównym nurcie” polskiej tzw. debaty publicznej, temat umarł. Warto więc, po fakcie i na chłodno, spojrzeć jeszcze raz na wiekopomną dyskusję. Wiekopomną, bo po raz pierwszy od niepamiętnych czasów zaczęto rozmawiać na temat inny niż co poseł z PIS powiedział o ministrze z PO i jak niezależny ekspert, skomentował te słowa. Rozmowa ta była jednak odpowiednio “moderowana” i pod dyskusję poddano jedynie dwa stanowiska: pierwsze, że należy zmniejszyć część składki, która wędruje do OFE i “przekierować” pieniądze na “subkonta” w ZUS, dzięki czemu nasze emerytury będą większe i drugie, że dotychczasowy system jest najlepszym na jaki nas stać, w związku z czym nie należy przy nim zbyt dużo “grzebać”, bo w przeciwnym razie emerytura starczy nam najwyżej na bułkę i aspirynę. Oszołomskimi pomysłami, zgłaszanymi przez Centrum im. Adama Smitha, by zmienić system, a nie tylko sposób podziału składki, nikt za bardzo się nie przejął i nie robił im dużej reklamy. A szkoda.
Obecny system emerytalny polega na tym, że część składki ZUS wydaje na emerytury naszych rodziców i dziadków i księguje na naszym wirtualnym koncie, a resztę przelewa do OFE. Zapisy księgowe na koncie w ZUS mają służyć do obliczenia w przyszłości należnej nam emerytury. Emerytury, na którą będą musiały pracować nasze dzieci i wnuki, o ile będziemy je mieć i o ile nie wyjadą za granicę, ani nie przejdą do szarej strefy. Jeśli przejdą, wyjadą, albo w ogóle się nie urodzą, to będzie problem, bo okaże się, że ZUS ma za mało pieniędzy, by wypłacić wyliczone wcześniej świadczenia. Druga część systemu, czyli OFE, bierze forsę, którą daje jej ZUS, inwestuje ją częściowo na giełdzie, a w większości w obligacje, które rząd wykupi kiedyś za nasze ( podatników ) pieniądze i bierze za to 3,5% prowizji. Biorąc pod uwagę, że obligacje można kupić samodzielnie, bez konieczności płacenia komukolwiek prowizji, jest to niezbyt zachęcający układ. Cały ten system jest finansowany za pomocą obowiązkowych składek, podnoszących koszty pracy, a jak wiadomo im coś jest droższe, tym mniej osób może sobie na to pozwolić. Jak praca jest droga, to zatrudnia się mało pracowników. Centrum im. Adama Smitha zauważyło to i już dawno zaproponowało całościową zmianę systemu. W myśl jego projektu, emerytury w pierwszym filarze powinny być równe ( w końcu i tak nie są finansowane z naszych oszczędności, bo tych w ZUS nie ma, lecz z podatków naszych potomków ) i niewysokie, a jeśli ktoś uważa, że zasłużył na więcej niż państwowe minimum, powinien oszczędzać samodzielnie i według własnego uznania, czyli nie w obowiązkowym OFE, ale tam gdzie zechce. “Składka emerytalna” powinna zostać zlikwidowana, dzięki czemu opodatkowanie pracy będzie mniejsze. W zamian za to wzrosłoby opodatkowanie konsumpcji, które jest mniej szkodliwe dla gospodarki. Pomysł ten nie jest idealny, można nad nim dyskutować, ale jest to realistyczna i rozsądna alternatywa wobec obecnego systemu, w którym nic nie funkcjonuje tak jak powinno. Czy była ona zatem rozważana? Oczywiście, że nie. Choć trzeba przyznać, że część pomysłów CAS rząd pana premiera Tuska wcielił w życie. Opodatkowanie pracy wprawdzie nie zostało zmniejszone, ale za to opodatkowanie konsumpcji wzrosło.
Z tym VAT nie byłbym zresztą taki krytyczny wobec rządu. Przecież jak zatrudnia się 80 tysięcy nowych urzędników i “rodzinę na swoim”, to musi to kosztować, prawda? I proszę mi nie mówić, że zatrudniono ich niepotrzebnie. Skoro zostali zatrudnieni to widocznie byli potrzebni, a nawet jeśli nie, to przecież nie można pozwolić tylu zdolnym ludziom umrzeć z głodu. Zupełnie nie wiem dlaczego pan premier Tusk uznał, nie pamiętam już, czy w artykule dla “Wyborczej”, czy podczas śniadania z Mistrzami, że poniósł w tej materii jakąś porażkę. Ja dopisałbym to do listy sukcesów. A skoro już mówimy o drugim śniadaniu to też było sukcesem, bo elity znów popierają Platformę. Nie wiadomo tylko za co i po co. Wróć, wiadomo, Platforma jest “mniejszym złem”. Ale zaraz, mniejszym od czego? Od PISu? A na czym polegają różnice w poziomie zła między obiema partiami? Tu jedna ze stron politycznego sporu powinna krzyknąć, że Kaczyński mową nienawiści ustawił przeciwników po stronie ZOMO, a druga, że Platforma nie jest lepsza, bo Sikorski słownie dorżnął watahę, a Niesiołowski to już w ogóle. Krótko mówiąc obie strony kłócą się o słowa. Nawet nie tyle o słowa, co o gesty i o całą “oprawę” słów, nie o treść, lecz o formę. Przypominacie sobie kampanię wyborczą z zeszłego roku? O czym wtedy dyskutowano? O przemianie pana prezesa Kaczyńskiego, o tym, czy “nosi maskę”, czy może jest “autentyczny”. A o czym mówiono po debacie? O deklaracjach kandydatów? Nie, oczywiście, że nie. Zgodnie przyjęto i głośno powiedziano, że obietnice to taka “ściema” i populizm, po czym zaczęto z przejęciem analizować, czy kandydaci byli wyluzowani, czy spięci, czy “mowa ciała” i mimika twarzy współgrała z głoszonym przekazem, czy gest, który wykonali w tej, czy tamtej minucie zostanie właściwie odebrany przez wyborców, czy tą lub tamtą wypowiedzią nie narazili się jakiejś grupie, itd. A gdy po wyborach pan Kaczyński po raz kolejny “zmienił kurs” z “łagodnego” na “ostry”, stwierdzono, że w ten sposób zamknie swoją partię na “szerokie centrum”.
Czym jest owo “szerokie centrum”? Nie słyszałem jeszcze definicji, więc pokuszę się o własną. W “szerokim centrum” znajdziemy dwie grupy wyborców:
1. Osoby, które interesują się polityką w stopniu umiarkowanym lub żadnym, ale chodzą na wybory, bo w telewizji usłyszeli, że to ich obywatelski obowiązek i że jak nie pójdą, to stracą “moralne prawo” do krytyki władz.
2. Osoby o różnych poglądach, czasem faktycznie umiarkowanych, a czasem całkiem wyrazistych, które nie chcą jednak uchodzić za radykałów, czy broń Boże oszołomów, więc autocenzurują się, ustawiając się niby obok sporu i zarazem ponad nim w roli “obiektywnych” i rozsądnych obserwatorów, w głębi duszy sympatyzując jednak mniej lub bardziej z jedną ze stron.
Aby dotrzeć do “szerokiego centrum” i mieć u niego szanse trzeba maksymalnie zmiękczyć i rozmyć swój przekaz, starając się zrobić na wszystkich dobre wrażenie, mówić dużo o “zgodzie” i mało o programie, bo program, zwłaszcza wyrazisty, nie każdemu odpowiada i powoduje podziały, na tych, którzy go popierają i się z nim utożsamiają i na tych, którzy są mu przeciwni. Z tego powodu programy partii nie tylko w Polsce, ale w wielu krajach, stają się do siebie coraz bardziej podobne, a politycy nie odwołują się zbyt często do idei. Liberalizm, czy konserwatyzm zostały zepchnięte na margines przez coraz szersze centrum, którego ideologią jest celebrytyzm, czyli pragnienie bycia znanym i posiadania wielu fanów. Oczywiście nie znaczy to, że mamy jakąś “postpolitykę”, poglądy nadal się liczą i politycy wciąż je posiadają, tyle tylko, że starają się z nimi nie afiszować, zwłaszcza jeśli nie pasują one do aktualnej mody. Ci, którzy się afiszują tracą poparcie i lądują na marginesie “debaty publicznej”, jak choćby eksperci z Centrum im. Adama Smitha, których pomysły nie są “na czasie”. Można nawet zauważyć pewne dążenie do autocenzury i pochwałę tego dążenia, jakby nie było nic gorszego niż twarde wyrażenie własnego zdania, nawet jeśli kogoś to oburzy.
Ja osobiście mam dość “szerokiego centrum”. Nie interesuje mnie, czy jakiś polityk stosuje łagodną, czy ostrą retorykę, interesuje mnie, czy jego poglądy na sprawy, które uważam za kluczowe są zbliżone do moich. Nie podoba mi się też udawanie “obiektywizmu”, czyli bezstronności. Jeśli ktoś interesuje się jakąś kwestią dotyczącą życia publicznego i ma na tę kwestię jakiś pogląd, obojętnie, czy skrajny, czy umiarkowany, to nie jest bezstronny, jest stronnikiem tego poglądu. I nie ma w tym niczego złego, wręcz przeciwnie. Złe są nieszczerość, autocenzura i będący ich efektem przerost plastikowej formy nad rozmemłaną treścią.
Bagno (le marais)
w czasach rewolucji tak nazywali posłów we Francji, którzy nie wiedzieli (albo i wiedzieli) w którą stronę się obrócić – “szerokie centrum”.
Rewolucyjna nazwa była, moim
Rewolucyjna nazwa była, moim zdaniem, bardziej odpowiednia.
Nazwa, bagno znaczy się, się zachowała i jest dalej aktualna
w parlamentach świata. 🙂
w ogóle abstrahując od tematu
chcę się podzielić linkiem, a nie zrobię tego pod moim wczorajszym wpisem, bo za duże tam natężenie słów na "w" itp., a to jest pięniejsze:
http://www.youtube.com/watch
tak dla uspokojenia
Bagno (le marais)
w czasach rewolucji tak nazywali posłów we Francji, którzy nie wiedzieli (albo i wiedzieli) w którą stronę się obrócić – “szerokie centrum”.
Rewolucyjna nazwa była, moim
Rewolucyjna nazwa była, moim zdaniem, bardziej odpowiednia.
Nazwa, bagno znaczy się, się zachowała i jest dalej aktualna
w parlamentach świata. 🙂
w ogóle abstrahując od tematu
chcę się podzielić linkiem, a nie zrobię tego pod moim wczorajszym wpisem, bo za duże tam natężenie słów na "w" itp., a to jest pięniejsze:
http://www.youtube.com/watch
tak dla uspokojenia
Bagno (le marais)
w czasach rewolucji tak nazywali posłów we Francji, którzy nie wiedzieli (albo i wiedzieli) w którą stronę się obrócić – “szerokie centrum”.
Rewolucyjna nazwa była, moim
Rewolucyjna nazwa była, moim zdaniem, bardziej odpowiednia.
Nazwa, bagno znaczy się, się zachowała i jest dalej aktualna
w parlamentach świata. 🙂
w ogóle abstrahując od tematu
chcę się podzielić linkiem, a nie zrobię tego pod moim wczorajszym wpisem, bo za duże tam natężenie słów na "w" itp., a to jest pięniejsze:
http://www.youtube.com/watch
tak dla uspokojenia
Urzędnicy
„Przecież jak zatrudnia się 80 tysięcy nowych urzędników i “rodzinę na swoim”, to musi to kosztować…”
NIK przeprowadził w Gdańsku kontrolę jednej z inwestycji drogowych. Oto wyniki kontroli:
„Projekty nie zawierały planu orientacyjnego, skali planu sytuacyjnego, opisu technicznego dotyczącego charakterystyki drogi i ruchu na drodze oraz przewidywanego terminu wprowadzenia organizacji ruchu. Ujawniono też, że na skrzyżowaniu ul. Słowackiego z ul. Budowlanych brakowało znaku drogowego D-3 (droga jednokierunkowa) oraz zbędny był znak C-13a, mówiący o kończącej się ścieżce rowerowej. Nie występował on w projekcie organizacji ruchu.”
Tym w Polandii zajmuje się NAJWYŻSZA Izba Kontroli.
Jakiś czas temu czytałem pismo pracownika gdańskiej delegatury NIK, który zadawał w nim pytania, które miały mu pozwolić zrozumieć zasady organizacji jednej ze sfer działalności komunalnej. Pytania były sformułowane na poziomie ucznia klasy IV szkoły podstawowej.
Dzisiaj jest Wielki Piątek więc podaruję sobie komentarz, bo …sami wiecie zresztą co…
Co?
Zamierzasz najeść się kiełbasy?
Blisko, blisko
miałem rzucić mięsem…
Urzędnicy
„Przecież jak zatrudnia się 80 tysięcy nowych urzędników i “rodzinę na swoim”, to musi to kosztować…”
NIK przeprowadził w Gdańsku kontrolę jednej z inwestycji drogowych. Oto wyniki kontroli:
„Projekty nie zawierały planu orientacyjnego, skali planu sytuacyjnego, opisu technicznego dotyczącego charakterystyki drogi i ruchu na drodze oraz przewidywanego terminu wprowadzenia organizacji ruchu. Ujawniono też, że na skrzyżowaniu ul. Słowackiego z ul. Budowlanych brakowało znaku drogowego D-3 (droga jednokierunkowa) oraz zbędny był znak C-13a, mówiący o kończącej się ścieżce rowerowej. Nie występował on w projekcie organizacji ruchu.”
Tym w Polandii zajmuje się NAJWYŻSZA Izba Kontroli.
Jakiś czas temu czytałem pismo pracownika gdańskiej delegatury NIK, który zadawał w nim pytania, które miały mu pozwolić zrozumieć zasady organizacji jednej ze sfer działalności komunalnej. Pytania były sformułowane na poziomie ucznia klasy IV szkoły podstawowej.
Dzisiaj jest Wielki Piątek więc podaruję sobie komentarz, bo …sami wiecie zresztą co…
Co?
Zamierzasz najeść się kiełbasy?
Blisko, blisko
miałem rzucić mięsem…
Urzędnicy
„Przecież jak zatrudnia się 80 tysięcy nowych urzędników i “rodzinę na swoim”, to musi to kosztować…”
NIK przeprowadził w Gdańsku kontrolę jednej z inwestycji drogowych. Oto wyniki kontroli:
„Projekty nie zawierały planu orientacyjnego, skali planu sytuacyjnego, opisu technicznego dotyczącego charakterystyki drogi i ruchu na drodze oraz przewidywanego terminu wprowadzenia organizacji ruchu. Ujawniono też, że na skrzyżowaniu ul. Słowackiego z ul. Budowlanych brakowało znaku drogowego D-3 (droga jednokierunkowa) oraz zbędny był znak C-13a, mówiący o kończącej się ścieżce rowerowej. Nie występował on w projekcie organizacji ruchu.”
Tym w Polandii zajmuje się NAJWYŻSZA Izba Kontroli.
Jakiś czas temu czytałem pismo pracownika gdańskiej delegatury NIK, który zadawał w nim pytania, które miały mu pozwolić zrozumieć zasady organizacji jednej ze sfer działalności komunalnej. Pytania były sformułowane na poziomie ucznia klasy IV szkoły podstawowej.
Dzisiaj jest Wielki Piątek więc podaruję sobie komentarz, bo …sami wiecie zresztą co…
Co?
Zamierzasz najeść się kiełbasy?
Blisko, blisko
miałem rzucić mięsem…
Obawiam się, że tzw. szerokie
Obawiam się, że tzw. szerokie społeczeństwo zostało zmielone i zalane propagandową papką. Przez to interesuje się tylko tym, kto wygrał w tańcu z gwiazdami i kto odszedł z jakiego sitcomu. Zmiany w szkolnictwie spowodowały, że poziom nauczania, wiedzy spada. I takim to sposobem “elity” wychowały sobie bezmyślne masy i mogą bezkarnie kręcić lody. Tylko nie wzięły jednego pod uwagę, że worek nie jest bez dna, a drugie, że ich mocodawcy kiedyś ich też wrzucą do tej samej grupy. Stracimy na tym wszyscy.
Mam obawy co do intencji mocodawców
Myślę, że ich mocodawców nie interesuje byśmy cokolwiek zyskali. Za to najlepiej – by tutaj stracili wszyscy i jak najwięcej. Więc się dzieje, tak jak się dzieje – i nie ma już dla nas Polaków nadziei.
Obawiam się, że tzw. szerokie
Obawiam się, że tzw. szerokie społeczeństwo zostało zmielone i zalane propagandową papką. Przez to interesuje się tylko tym, kto wygrał w tańcu z gwiazdami i kto odszedł z jakiego sitcomu. Zmiany w szkolnictwie spowodowały, że poziom nauczania, wiedzy spada. I takim to sposobem “elity” wychowały sobie bezmyślne masy i mogą bezkarnie kręcić lody. Tylko nie wzięły jednego pod uwagę, że worek nie jest bez dna, a drugie, że ich mocodawcy kiedyś ich też wrzucą do tej samej grupy. Stracimy na tym wszyscy.
Mam obawy co do intencji mocodawców
Myślę, że ich mocodawców nie interesuje byśmy cokolwiek zyskali. Za to najlepiej – by tutaj stracili wszyscy i jak najwięcej. Więc się dzieje, tak jak się dzieje – i nie ma już dla nas Polaków nadziei.
Obawiam się, że tzw. szerokie
Obawiam się, że tzw. szerokie społeczeństwo zostało zmielone i zalane propagandową papką. Przez to interesuje się tylko tym, kto wygrał w tańcu z gwiazdami i kto odszedł z jakiego sitcomu. Zmiany w szkolnictwie spowodowały, że poziom nauczania, wiedzy spada. I takim to sposobem “elity” wychowały sobie bezmyślne masy i mogą bezkarnie kręcić lody. Tylko nie wzięły jednego pod uwagę, że worek nie jest bez dna, a drugie, że ich mocodawcy kiedyś ich też wrzucą do tej samej grupy. Stracimy na tym wszyscy.
Mam obawy co do intencji mocodawców
Myślę, że ich mocodawców nie interesuje byśmy cokolwiek zyskali. Za to najlepiej – by tutaj stracili wszyscy i jak najwięcej. Więc się dzieje, tak jak się dzieje – i nie ma już dla nas Polaków nadziei.
Jest w tym też trzecie dno
“Druga część systemu, czyli OFE, bierze forsę, którą daje jej ZUS, inwestuje ją częściowo na giełdzie, a w większości w obligacje, które rząd wykupi kiedyś za nasze ( podatników ) pieniądze i bierze za to 3,5% prowizji. Biorąc pod uwagę, że obligacje można kupić samodzielnie, bez konieczności płacenia komukolwiek prowizji, jest to niezbyt zachęcający układ.”
Dodam tylko, że takie OFE inwestując w giełdę, inwestuje też w grupy kapitałowe. Te mając tak łatwo pozyskany pieniądz, liczą na szybki pewny szybki zysk – a więc finansują działalność takich przykładowo supermarketów.
Chichot historii polega więc na tym, że ci których zmusza się do składek pod zagrożeniem kar i komorniczym, bardzo często finansują swoją najbliższą konkurencję wyrastającą w pobliżu jak grzyby na deszczu – działając tym samym gospodarczo w dużo gorszych okolicznościach.
Mikroprzedsiębiorca bowiem został w Polsce skutecznie uwikłany w gąszcz pseudounijnych przepisów, i koszty często ma nie mniejsze od tych co dotyczą supermarketów, a musi w dodatku finansować się sam, lub z drogiego kredytu.
Kredyt jest drogi – bo z przedsiębiorcą skutecznie w bankach konkuruje o kredyt jego państwo, oferując spore odsetki i gwarancję. Przedsiębiorca kredyt rzadko dostaje i z łaski, z tego co spadnie z bankowego stołu, i na dużo gorszych warunkach, drogo – bo wszyscy wiedzą, że w takich uwarunkowaniach gospodarczych i takich kosztach często będzie po prostu bankrutował – logiczne jest, że dla banku państwo jest bardziej wiarygodne, niż lokalny biznesmen z 20-letnim autem.
Nie wiem czy pamiętacie święte oburzenie, jak przewodniczący Samoobrony, imć Andrzej L. chciał wprowadzić podatek obrotowy dla supermarketów na poziomie chyba 10%. Oburzenie było święte, plus nagonka na pomysł – bowiem gdzie indziej w Polsce można mieć łatwy zysk z inwestowania pieniędzy samych Polaków przeciwko Polakom. Przecież taki podatek obrotowy narzucony na markety skutecznie obniżyłby wyniki finansowe OFE i łatwy zysk, grupy kapitałowe musiałyby poszukać innych lokat na swoje inwestycje, niżej oprocentowanych. Sens OFE by się zatracił, a kokosy urwały. Dlatego jest już tak, polski przedsiębiorca jedzie na krawędzi bankructwa, a markety rosną jak grzyby po deszczu.
Zresztą, każdy bezrobotny, samozatrudniający się – jest w praktyce bankrutem na starcie. Nie wiem, czy ktokolwiek z Was likwidował kiedyś firmę która weszła na VAT. Nie dość, że bankrutuje, to państwo z tej okazji staje się z marszu za “przywilej” bycia vatowcem udziałowym właścicielem majątku firmy, za który bankrut musi zapłacić podatek w wysokości podatku VAT, czyli 23% jego majątku jest zawsze z definicji państwowe. Im więcej się stara, tym więcej mu fiskus na koniec zabierze.
To co zostanie po tym rozliczeniu, traktowane jest jako jego wypracowany dochód – i od tej wartości musi zapłacić wartość podatku dochodowego, minimum 19%. Musi umieć też w miarę bezboleśnie zbankrutować, by mu komornik mieszkania nie zabrał – bowiem musi umiejętnie rozliczyć się z przykładowo takich środków trwałych jakie miał w firmie.
Podsumowując – wszelkie działania polityków i urzędników zmierzające poprzez takie przepisy i układ prawny do likwidacji przedsiębiorczości polskiej – wprowadzając na jej miejsce zagraniczną w ramach “równej konkurencyjności unijnej”, jest praktyczną zdradą narodu firmowaną przez… Co się czepiacie, że “zostali zdradzeni o świcie”? Już dawno to się stało… tylko nie było odważnego, co wypowie to głośno!
10% podatek obrotowy to
10% podatek obrotowy to akurat zły pomysł. Pomysł opodatkowania przychodów osób prawnych zgłosiło też CAS, ale po pierwsze, podatek przychodowy miał zastąpić dochodowy, a nie funkcjonować obok niego, a po drugie, stawka podatku miała wynosić 1%, a nie 10.
Jeśli chodzi o sytuację drobnych przedsiębiostw, to zgadzam się, że mają dużo gorzej niż wielkie korporacje i sam wiele razy o tym pisałem. Nie znaczy to jednak, że mamy dążyć do zniszczenia korporacji i do zlikwidowania marketu, by nie zagrażał sklepikarzom. Markety też są potrzebne i nie sądzę, by ludzie, którzy w nich kupują cieszyli się z ich zniknięcia. Pomagać przedsiębiorcom trzeba w inny sposób, przede wszystkim poprzez maksymalne uproszczenie prawa podatkowego ( tak, aby było zrozumiałe dla wszystkich, a nie tylko dla doradców podatkowych, na których zatrudnienie małych firm zazwyczaj nie stać ) i zmianę zasad kontroli działalności gospodarczej ( nie można traktować każdego przedsiębiorcy jak potencjalnego przestępcy ). Trzeba też usunąć przeszkody, które utrudniają zakładanie nowych firm. Takie rzeczy jak szybka rejestracja firmy przez internet, bez konieczności biegania z papierami po dziesięciu instytucjach i dwudziestu okienkach, są już możliwe w wielu krajach biedniejszych od Polski. Liczba zawodów regulowanych, do których dostęp jest ściśle ograniczony przywilejami korporacji, też mało gdzie jest tak wielka jak u nas. To są problemy, które trzeba rozwiązać i jeśli to się w końcu uda, to polscy przedsiębiorcy poradzą sobie z zagraniczną konkurencją bez pomocy państwa. Bo państwo wcale nie musi im pomagać. Wystarczy, że nie będzie dawało przywilejów jednym, kosztem drugich.
Wystarczy, że nie będzie dawało przywilejów jednym, kosztem drug
Napisałeś: "Wystarczy, że nie będzie dawało przywilejów jednym, kosztem drugich." Ale to co podałeś wyżej, to obecnie już puste frazesy. Zachodnia firma posiadająca w Polsce sieć marketów ma się tutaj doskonale. Zatrudnia pracownika za minimum płacy, bo więcej płacić nie musi jak jest wysokie bezrobocie. VAT 23% nie jest dla niej straszny – bowiem rozliczy go sobie dosyć łatwo przy imporcie wewnątrzwspółnotowym – zbilansuje może z VATem innej spółki córki – da sobie z tym radę w każdym przypadku. Dochodówki też nie płaci – bo wybudowanie marketów i ich utrzymanie generuje spore koszty. Jako konkurencję mają drobne mikrofirmy – polskich sklepikarzy, którzy niegdyś dominowali na lokalnym rynku. A skoro dominowali, to była prawidłowa kolej rzeczy: był producent, był polski dystrybutor, były hurtownie, i były polskie sklepy. Teraz układ sił się diametralnie zmienił – polscy sklepikarze zostali wyeliminowani za zgodą polskiego rządu, bowiem narzucono na nich takie same obciążenia jak na markety. Tylko, że dużym marketom jest dużo łatwiej nim podołać. Sklepikarz często jest sam – i jak musi zamiast pracować, wypełniać durne kwity do skarbówki, do ZUSu, do śmieciarzy, do Marszałka itd… to nagle się okazuje, że skutecznie ograniczono czas jego efektywnej pracy – czas konkurowania z marketem – który jako taki może działać non stop, a do papierków może zatrudnić jedną osobę tak, że nawet nie odczuje tego jako poważny koszt. To nie jest uczciwe! W dodatku, producenci zauważyli, że zdecydowanie szybciej im się zrealizują tardżety sprzedaży, gdy łańcuch sprzedaży zostanie skrócony do minimum. Producent teraz zapłaci dla sieci marketów za tzw. półkę, by mógł w swojej cenie wystawić i wypchnąć szybko towary. Na odczepnego jakiś nadmiar sprzeda drożej tradycyjnym kanałem – czyli przez hurtownie – ale to już bardziej dla marketingowego chwytu, a nie z potrzeby sprzedaży. Mikrosklepy bowiem są im teraz potrzebne tylko do generowania dla ludu tubylczego prostej informacji: w sklepach jest drogo, biegnijcie do marketów, tam taniej, nie dla idiotów, i czasem bez VAT – promocja, raty 0% miesięcznie…
Jak w takich realiach "nie dawania przywilejów jednym kosztem drugich" (czytaj dawania przywilejów sklepikarzom kosztem marketów), ma funkcjonować drobny sklepikarz – jeżeli jego państwo wytworzyło zjawisko preferujące markety, a skazujące jego w praktyce na niebyt.
Dobrze, gdy potrafi się dostosować do rynku, zmienić pracę. Ale to nie są równe szanse – gdy sklepikarz musi tyle samo wydać na program do katalogowania śmieci, musi płacić taki sam wysoki VAT 23% i nie ma go z czym rozliczyć, musi płacić dochodówkę, i taki sam ZUS – którego obsługą też musi sam się zająć, o podatkach nie wspominając.
To nie są równe szanse konkurowania na obecnym rynku pracy. Natomiast, wprowadzenie podatku obrotowego dla marketów:
a/ wygenerowałoby efektywny pieniądz dla budżetu, bo nie byłoby żadnego czynnika umniejszającego jego zapłatę – tak jak to się ma z dochodówką czy VATem;
b/ sklepikarze dla producentów ponownie staliby się cennym rynkiem zbytu, a nie że teraz są traktowani jak piąte koło u wozu i naganiacze z powodu wysokich cen;
c/ polscy sklepikarze zyskaliby szansę konkurowania ceną z marketem, mogąc utrzymać rodziny, płacąc podatki do polskiego budżetu, a nie za granicę.
Teraz nie mają żadnej szansy na konkurowanie ceną. To są proste przepisy, mamy niby w Polsce Urząd Ochrony Konkurencji – który wobec negatywnych zjawisk nie robi nic – poza durną reklamą o zmowie cenowej. A jakim jest działanie, gdy producent bezpośrednio płaci dla marketu za sprzedawanie jego produktu, po cenie producenta? I na to nie ma urzędu. To ma być sprawiedliwe? Chyba tylko dla obcych…
I tak jest… "Największą aktywność w zdobywaniu nowych rynków przejawiają francuskie, brytyjskie i niemieckie sieci handlowe:
– Ahold – występuje w 23 krajach, realizując 82% sprzedaży za granicą;
– Tengelmann – występuje w 13 krajach, realizując 49% sprzedaży za granicą;
– Carrefour- występuje w 32 krajach, realizując 48% sprzedaży za granicą;
– Metro- występuje w 27 krajach, realizując 44% sprzedaży za granicą;
Ekspansja największych sieci detalicznych w latach 90. kierowana była na rynki państw Europy Środkowo-Wschodniej, a Polska jest jednym z tych krajów, w których dynamika procesów internacjonalizacji handlu jest szczególnie duża. Zadecydowała o tym:
• Stosunkowo dużą pojemność rynku wewnętrznego;
• Wzrostowa tendencja wielu rynków branżowych w latach 90.;
• Brak systemu ochrony krajowych przedsiębiorstw przed konkurencją;
• Stosunkowo liberalne warunki wchodzenia na rynek;
W ciągu minionych 10 lat kapitał zagraniczny zainwestował w handel ponad 3 mld dol. i wszystkie w zasadzie sieci zapowiadają zwiększenie liczby sklepów, a więc dalsze inwestycje. Wzrost liczby marek dystrybutorów i ich udziału w rynku jest niewątpliwie symptomem rosnącej siły zagranicznych sieci ( marek handlowych należących do krajowych sieci jest niewiele), ale także rosnących trudności w kreowaniu marek i skutecznych zarządzaniu nimi przez producentów, szczególnie małej firmy.
Dynamicznie rozwijające się na polskim rynku zagraniczne sieci handlowe i coraz słabsze ekonomicznie i marketingowo małe krajowe firmy handlowe, zaniepokojone procesami globalizacji rodzą dylematy dla polityki handlowej, czy:
• Podejmować próby regulowania ekspansji zagranicznych sieci handlowych, tym samym spowalniając przemiany jakościowe w handlu polskim i pozbawiać polskich produktów nowoczesnych kanałów dystrybucji. Nie mogą to być działania sprzeczne z regułami i przepisami obowiązującymi w krajach UE;
• Przyjąć propozycje wspierania małych i średnich przedsiębiorstw handlowych w postaci różnego typu ulg inwestycyjnych, preferencyjnych kredytów, gwarancji kredytowych, co jednak w obecnej sytuacji może okazać się trudne do realizacji.
Frazes: "Nie ma wątpliwości, że część małych rodzinnych sklepików upadnie. Jest to cena unowocześniania polskiego handlu. Wykorzystanie chociaż części energii i czasu spędzonego dzisiaj na protestach, demonstracjach , na łączenie sił dałoby polskim kupcom większe efekty."
"Supermarkety zadomowiły się już na polskim rynku protesty przeciw ich powstawaniu nic nie dają, z prostego powodu: takie jest prawo rynku, tego oczekują konsumenci. Markety wabią nas niższymi cenami, możliwością zrobienia dużych zakupów w jednym miejscu, bezproblemowym zaparkowaniem samochodu bezpośrednio przed sklepem."
Źródło: Ściąga 😉
I niby markety nie są w lepszej pozycji?! To jak mają znaleźć się w gorszej?!
Przeczytałeś uważnie moją
Przeczytałeś uważnie moją odpowiedź na twój komentarz? Chyba nie, bo jeśli byś przeczytał, to nie pytałbyś potem:
“I niby markety nie są w lepszej pozycji?!”,
skoro wyraźnie napisałem, że są, o tutaj:
“Jeśli chodzi o sytuację drobnych przedsiębiostw, to zgadzam się, że mają dużo gorzej niż wielkie korporacje i sam wiele razy o tym pisałem”.
Z dużą częścią twojej diagnozy się zgadzam, jest oczywiste, że wielka firma bez problemu poradzi sobie z przeszkodami, które dla mikroprzedsiębiorstwa są nie do pokonania. Właśnie dlatego jest tak ważne, by prawo podatkowe maksymalnie uprościć, żeby było ono jednoznaczne w interpretacji i zrozumiałe dla każdego, a nie tylko dla doradców podatkowych, na których wynajęcie małej firmy nie stać, w przeciwieństwie do wielkiej korporacji. Kolejny problem, to wspomniana przez ciebie biurokracja i tak jak piszesz, jest to problem dotyczący przede wszystkim, jeśli nie wyłącznie, drobnych przedsiębiorców. W firmie zatrudniającej setki, czy tysiące pracowników, istnieje podział pracy, kiedy jedni zajmują się klientami, inni załatwiają sprawy w urzędzie. W firmie, gdzie jedynym zatrudnionym jest właściciel, jest to niemożliwe, jeden człowiek ma na głowie wszystko, łącznie z księgowością i innymi obowiązkami narzuconymi przez administrację. To trzeba oczywiście zmienić i tu się zgadzamy. Różnimy się jeśli chodzi o to zdanie:
“Brak systemu ochrony krajowych przedsiębiorstw przed konkurencją”
Ty uważasz, że to źle, a ja uważam, że nie powinno być żadnego “systemu ochrony”. Ochrona przed konkurencją jest dobra dla przedsiębiorców, ale zła dla konsumentów. Możemy oczywiście ich olać i w ramach “solidarności”, tudzież innej “troski o rodzimy handel” kazać im płacić wyższe ceny i zaakceptować mniejsze możliwości wyboru, ale każdy z nas jest konsumentem czegoś, również przedsiębiorcy i na każdym się to prędzej, czy później odbije. Ja uważam, że państwo nie powinno drobnym przedsiębiorcom przeszkadzać, ani traktować ich jak wrogów. Nie powinno ich chronić, ale powinno zmienić system podatkowy, będący jednym z najgorszych na świecie. Pomysł na zmianę ma Centrum im. Adama Smitha, oni też proponują podatek przychodowy dla osób prawnych, tyle tylko, że nie w prohibicyjnej wysokości. Bo nie chodzi o to, żeby zarżnąć market, ale o to, by nie zarzynać sklepiku.
Nie ma takiego marketu, który 30-40% dochodu płaci na ZUS
“Ty uważasz, że to źle, a ja uważam, że nie powinno być żadnego “systemu ochrony”. Ochrona przed konkurencją jest dobra dla przedsiębiorców, ale zła dla konsumentów. Możemy oczywiście ich olać i w ramach “solidarności”, tudzież innej “troski o rodzimy handel” kazać im płacić wyższe ceny i zaakceptować mniejsze możliwości wyboru, ale każdy z nas jest konsumentem czegoś, również przedsiębiorcy i na każdym się to prędzej, czy później odbije.”
Jest to ważny cytat. Każdy mówi o konieczności zmiany systemu podatkowego – ale nikt nie śmie tego ruszyć, by nie być wyszydzony jako niszczyciel budżetu. Bez rewolucji się nie da!
Ja bym dodał konieczność zmiany systemu ubezpieczeń, by on stanowił pewien nieznaczny procent od dochodu.
Żaden supermarket bowiem nie jest obciążony systemem ubezpieczeń tak jak indywidualny przedsiębiorca, który często musi 30%-40% i więcej dochodu przeznaczyć na przymusową składkę na ZUS. To jest draństwo tego państwa bez umiaru.
Twierdzisz, że nie powinno być żadnego systemu ochrony. OK – na pozór wygląda sprawiedliwie, ale nie wśród agresywnego nowoczesnego marketingu. Jak wyjaśnić działania państwa względem tych co… dostają dotacje czy dofinansowania? Najgorsze jest że przecież te dotacje są z naszych podatków – czyli sami płacimy na niezdrową konkurencję.
Na przykładzie komputerów objaśnię kwestię braku ochrony państwa w tym zakresie tak: kiedyś istniał klasyczny kanał dystrybucji: producent –> centralny dystrybutor –> hurtownie –> sklepy ceglaste.
Producent w dobie kryzysu odkrył, że najlepiej jest dotrzeć do klientów bezpośrednio. Gdy pojawiły się markety – tenże producent poszedł do marketów na kolanach i zaproponował im, żeby pozwolili mu sprzedawać na ich półkach. I także się stało – w marketach pojawił się sprzęt w doskonałych cenach, z którymi sklepy nie były w stanie konkurować. Oczywiście, tradycyjny kanał dystrybucji został utrzymany, bowiem nic tak nie zachęca do zakupów jak niższa cena, a ktoś musi mieć ją wyższą, więc padło na klasyczne sklepiki.
Kolejne zjawisko, to wzajemna konkurencja pomiędzy producentami – już nawet nie w kwestii przekonywania marketów, by chciały dać dłuższą półkę na ich sprzęt – takie coś przecież kosztuje. Niektórzy producenci postanowili… ominąć również supermarkety. Przykładowo, pan Wacek z Mietkiem, ostro sprzedają na Alledrogo sprzęt przywożony bezpośrednio od producenta.
Nie zarabiają na nim dodając marżę bo tego im robić nie wolno – żyją z pensum od producenta. Zjawisko marginalne, psujące ceny nie tylko dla sklepików, ale teraz i dla marketów.
Napiszesz – zjawisko dobre dla klientów, “każdy z nas jest konsumentem czegoś, również przedsiębiorcy i na każdym się to prędzej, czy później odbije.”
Tylko pytanie jest takie: czy model sprzedaży poprzez supermarkety i doprowadzenie do bankructwa i likwidacji małych firm – jest właściwy dla uzasadnienia utrzymania braku “systemu ochrony” w ramach tzw. równości podmiotów gospodarczych?
Jest to sytuacja w której moje państwo narzuca na mnie takie a nie inne przepisy, narzuca obciążenia gorsze niż potencjalny wróg czy okupant – czyli nie chroni żadnych moich interesów życiowych, nie dając przy tym żadnej alternatywy prócz emigracji czy śmierci z własnej ręki.
Rola państwa to ochrona wszystkich swoich obywateli – nie tylko prawa urzędników do kupowania najtaniej w marketach.
Uważam również, że powinno się opodatkować wysoko sprzedaż w internecie – właśnie ze względu na wspomniany już wyżej coraz powszechniejszy mechanizm sprzedaży bezpośredniej przez producentów.
Jest w tym też trzecie dno
“Druga część systemu, czyli OFE, bierze forsę, którą daje jej ZUS, inwestuje ją częściowo na giełdzie, a w większości w obligacje, które rząd wykupi kiedyś za nasze ( podatników ) pieniądze i bierze za to 3,5% prowizji. Biorąc pod uwagę, że obligacje można kupić samodzielnie, bez konieczności płacenia komukolwiek prowizji, jest to niezbyt zachęcający układ.”
Dodam tylko, że takie OFE inwestując w giełdę, inwestuje też w grupy kapitałowe. Te mając tak łatwo pozyskany pieniądz, liczą na szybki pewny szybki zysk – a więc finansują działalność takich przykładowo supermarketów.
Chichot historii polega więc na tym, że ci których zmusza się do składek pod zagrożeniem kar i komorniczym, bardzo często finansują swoją najbliższą konkurencję wyrastającą w pobliżu jak grzyby na deszczu – działając tym samym gospodarczo w dużo gorszych okolicznościach.
Mikroprzedsiębiorca bowiem został w Polsce skutecznie uwikłany w gąszcz pseudounijnych przepisów, i koszty często ma nie mniejsze od tych co dotyczą supermarketów, a musi w dodatku finansować się sam, lub z drogiego kredytu.
Kredyt jest drogi – bo z przedsiębiorcą skutecznie w bankach konkuruje o kredyt jego państwo, oferując spore odsetki i gwarancję. Przedsiębiorca kredyt rzadko dostaje i z łaski, z tego co spadnie z bankowego stołu, i na dużo gorszych warunkach, drogo – bo wszyscy wiedzą, że w takich uwarunkowaniach gospodarczych i takich kosztach często będzie po prostu bankrutował – logiczne jest, że dla banku państwo jest bardziej wiarygodne, niż lokalny biznesmen z 20-letnim autem.
Nie wiem czy pamiętacie święte oburzenie, jak przewodniczący Samoobrony, imć Andrzej L. chciał wprowadzić podatek obrotowy dla supermarketów na poziomie chyba 10%. Oburzenie było święte, plus nagonka na pomysł – bowiem gdzie indziej w Polsce można mieć łatwy zysk z inwestowania pieniędzy samych Polaków przeciwko Polakom. Przecież taki podatek obrotowy narzucony na markety skutecznie obniżyłby wyniki finansowe OFE i łatwy zysk, grupy kapitałowe musiałyby poszukać innych lokat na swoje inwestycje, niżej oprocentowanych. Sens OFE by się zatracił, a kokosy urwały. Dlatego jest już tak, polski przedsiębiorca jedzie na krawędzi bankructwa, a markety rosną jak grzyby po deszczu.
Zresztą, każdy bezrobotny, samozatrudniający się – jest w praktyce bankrutem na starcie. Nie wiem, czy ktokolwiek z Was likwidował kiedyś firmę która weszła na VAT. Nie dość, że bankrutuje, to państwo z tej okazji staje się z marszu za “przywilej” bycia vatowcem udziałowym właścicielem majątku firmy, za który bankrut musi zapłacić podatek w wysokości podatku VAT, czyli 23% jego majątku jest zawsze z definicji państwowe. Im więcej się stara, tym więcej mu fiskus na koniec zabierze.
To co zostanie po tym rozliczeniu, traktowane jest jako jego wypracowany dochód – i od tej wartości musi zapłacić wartość podatku dochodowego, minimum 19%. Musi umieć też w miarę bezboleśnie zbankrutować, by mu komornik mieszkania nie zabrał – bowiem musi umiejętnie rozliczyć się z przykładowo takich środków trwałych jakie miał w firmie.
Podsumowując – wszelkie działania polityków i urzędników zmierzające poprzez takie przepisy i układ prawny do likwidacji przedsiębiorczości polskiej – wprowadzając na jej miejsce zagraniczną w ramach “równej konkurencyjności unijnej”, jest praktyczną zdradą narodu firmowaną przez… Co się czepiacie, że “zostali zdradzeni o świcie”? Już dawno to się stało… tylko nie było odważnego, co wypowie to głośno!
10% podatek obrotowy to
10% podatek obrotowy to akurat zły pomysł. Pomysł opodatkowania przychodów osób prawnych zgłosiło też CAS, ale po pierwsze, podatek przychodowy miał zastąpić dochodowy, a nie funkcjonować obok niego, a po drugie, stawka podatku miała wynosić 1%, a nie 10.
Jeśli chodzi o sytuację drobnych przedsiębiostw, to zgadzam się, że mają dużo gorzej niż wielkie korporacje i sam wiele razy o tym pisałem. Nie znaczy to jednak, że mamy dążyć do zniszczenia korporacji i do zlikwidowania marketu, by nie zagrażał sklepikarzom. Markety też są potrzebne i nie sądzę, by ludzie, którzy w nich kupują cieszyli się z ich zniknięcia. Pomagać przedsiębiorcom trzeba w inny sposób, przede wszystkim poprzez maksymalne uproszczenie prawa podatkowego ( tak, aby było zrozumiałe dla wszystkich, a nie tylko dla doradców podatkowych, na których zatrudnienie małych firm zazwyczaj nie stać ) i zmianę zasad kontroli działalności gospodarczej ( nie można traktować każdego przedsiębiorcy jak potencjalnego przestępcy ). Trzeba też usunąć przeszkody, które utrudniają zakładanie nowych firm. Takie rzeczy jak szybka rejestracja firmy przez internet, bez konieczności biegania z papierami po dziesięciu instytucjach i dwudziestu okienkach, są już możliwe w wielu krajach biedniejszych od Polski. Liczba zawodów regulowanych, do których dostęp jest ściśle ograniczony przywilejami korporacji, też mało gdzie jest tak wielka jak u nas. To są problemy, które trzeba rozwiązać i jeśli to się w końcu uda, to polscy przedsiębiorcy poradzą sobie z zagraniczną konkurencją bez pomocy państwa. Bo państwo wcale nie musi im pomagać. Wystarczy, że nie będzie dawało przywilejów jednym, kosztem drugich.
Wystarczy, że nie będzie dawało przywilejów jednym, kosztem drug
Napisałeś: "Wystarczy, że nie będzie dawało przywilejów jednym, kosztem drugich." Ale to co podałeś wyżej, to obecnie już puste frazesy. Zachodnia firma posiadająca w Polsce sieć marketów ma się tutaj doskonale. Zatrudnia pracownika za minimum płacy, bo więcej płacić nie musi jak jest wysokie bezrobocie. VAT 23% nie jest dla niej straszny – bowiem rozliczy go sobie dosyć łatwo przy imporcie wewnątrzwspółnotowym – zbilansuje może z VATem innej spółki córki – da sobie z tym radę w każdym przypadku. Dochodówki też nie płaci – bo wybudowanie marketów i ich utrzymanie generuje spore koszty. Jako konkurencję mają drobne mikrofirmy – polskich sklepikarzy, którzy niegdyś dominowali na lokalnym rynku. A skoro dominowali, to była prawidłowa kolej rzeczy: był producent, był polski dystrybutor, były hurtownie, i były polskie sklepy. Teraz układ sił się diametralnie zmienił – polscy sklepikarze zostali wyeliminowani za zgodą polskiego rządu, bowiem narzucono na nich takie same obciążenia jak na markety. Tylko, że dużym marketom jest dużo łatwiej nim podołać. Sklepikarz często jest sam – i jak musi zamiast pracować, wypełniać durne kwity do skarbówki, do ZUSu, do śmieciarzy, do Marszałka itd… to nagle się okazuje, że skutecznie ograniczono czas jego efektywnej pracy – czas konkurowania z marketem – który jako taki może działać non stop, a do papierków może zatrudnić jedną osobę tak, że nawet nie odczuje tego jako poważny koszt. To nie jest uczciwe! W dodatku, producenci zauważyli, że zdecydowanie szybciej im się zrealizują tardżety sprzedaży, gdy łańcuch sprzedaży zostanie skrócony do minimum. Producent teraz zapłaci dla sieci marketów za tzw. półkę, by mógł w swojej cenie wystawić i wypchnąć szybko towary. Na odczepnego jakiś nadmiar sprzeda drożej tradycyjnym kanałem – czyli przez hurtownie – ale to już bardziej dla marketingowego chwytu, a nie z potrzeby sprzedaży. Mikrosklepy bowiem są im teraz potrzebne tylko do generowania dla ludu tubylczego prostej informacji: w sklepach jest drogo, biegnijcie do marketów, tam taniej, nie dla idiotów, i czasem bez VAT – promocja, raty 0% miesięcznie…
Jak w takich realiach "nie dawania przywilejów jednym kosztem drugich" (czytaj dawania przywilejów sklepikarzom kosztem marketów), ma funkcjonować drobny sklepikarz – jeżeli jego państwo wytworzyło zjawisko preferujące markety, a skazujące jego w praktyce na niebyt.
Dobrze, gdy potrafi się dostosować do rynku, zmienić pracę. Ale to nie są równe szanse – gdy sklepikarz musi tyle samo wydać na program do katalogowania śmieci, musi płacić taki sam wysoki VAT 23% i nie ma go z czym rozliczyć, musi płacić dochodówkę, i taki sam ZUS – którego obsługą też musi sam się zająć, o podatkach nie wspominając.
To nie są równe szanse konkurowania na obecnym rynku pracy. Natomiast, wprowadzenie podatku obrotowego dla marketów:
a/ wygenerowałoby efektywny pieniądz dla budżetu, bo nie byłoby żadnego czynnika umniejszającego jego zapłatę – tak jak to się ma z dochodówką czy VATem;
b/ sklepikarze dla producentów ponownie staliby się cennym rynkiem zbytu, a nie że teraz są traktowani jak piąte koło u wozu i naganiacze z powodu wysokich cen;
c/ polscy sklepikarze zyskaliby szansę konkurowania ceną z marketem, mogąc utrzymać rodziny, płacąc podatki do polskiego budżetu, a nie za granicę.
Teraz nie mają żadnej szansy na konkurowanie ceną. To są proste przepisy, mamy niby w Polsce Urząd Ochrony Konkurencji – który wobec negatywnych zjawisk nie robi nic – poza durną reklamą o zmowie cenowej. A jakim jest działanie, gdy producent bezpośrednio płaci dla marketu za sprzedawanie jego produktu, po cenie producenta? I na to nie ma urzędu. To ma być sprawiedliwe? Chyba tylko dla obcych…
I tak jest… "Największą aktywność w zdobywaniu nowych rynków przejawiają francuskie, brytyjskie i niemieckie sieci handlowe:
– Ahold – występuje w 23 krajach, realizując 82% sprzedaży za granicą;
– Tengelmann – występuje w 13 krajach, realizując 49% sprzedaży za granicą;
– Carrefour- występuje w 32 krajach, realizując 48% sprzedaży za granicą;
– Metro- występuje w 27 krajach, realizując 44% sprzedaży za granicą;
Ekspansja największych sieci detalicznych w latach 90. kierowana była na rynki państw Europy Środkowo-Wschodniej, a Polska jest jednym z tych krajów, w których dynamika procesów internacjonalizacji handlu jest szczególnie duża. Zadecydowała o tym:
• Stosunkowo dużą pojemność rynku wewnętrznego;
• Wzrostowa tendencja wielu rynków branżowych w latach 90.;
• Brak systemu ochrony krajowych przedsiębiorstw przed konkurencją;
• Stosunkowo liberalne warunki wchodzenia na rynek;
W ciągu minionych 10 lat kapitał zagraniczny zainwestował w handel ponad 3 mld dol. i wszystkie w zasadzie sieci zapowiadają zwiększenie liczby sklepów, a więc dalsze inwestycje. Wzrost liczby marek dystrybutorów i ich udziału w rynku jest niewątpliwie symptomem rosnącej siły zagranicznych sieci ( marek handlowych należących do krajowych sieci jest niewiele), ale także rosnących trudności w kreowaniu marek i skutecznych zarządzaniu nimi przez producentów, szczególnie małej firmy.
Dynamicznie rozwijające się na polskim rynku zagraniczne sieci handlowe i coraz słabsze ekonomicznie i marketingowo małe krajowe firmy handlowe, zaniepokojone procesami globalizacji rodzą dylematy dla polityki handlowej, czy:
• Podejmować próby regulowania ekspansji zagranicznych sieci handlowych, tym samym spowalniając przemiany jakościowe w handlu polskim i pozbawiać polskich produktów nowoczesnych kanałów dystrybucji. Nie mogą to być działania sprzeczne z regułami i przepisami obowiązującymi w krajach UE;
• Przyjąć propozycje wspierania małych i średnich przedsiębiorstw handlowych w postaci różnego typu ulg inwestycyjnych, preferencyjnych kredytów, gwarancji kredytowych, co jednak w obecnej sytuacji może okazać się trudne do realizacji.
Frazes: "Nie ma wątpliwości, że część małych rodzinnych sklepików upadnie. Jest to cena unowocześniania polskiego handlu. Wykorzystanie chociaż części energii i czasu spędzonego dzisiaj na protestach, demonstracjach , na łączenie sił dałoby polskim kupcom większe efekty."
"Supermarkety zadomowiły się już na polskim rynku protesty przeciw ich powstawaniu nic nie dają, z prostego powodu: takie jest prawo rynku, tego oczekują konsumenci. Markety wabią nas niższymi cenami, możliwością zrobienia dużych zakupów w jednym miejscu, bezproblemowym zaparkowaniem samochodu bezpośrednio przed sklepem."
Źródło: Ściąga 😉
I niby markety nie są w lepszej pozycji?! To jak mają znaleźć się w gorszej?!
Przeczytałeś uważnie moją
Przeczytałeś uważnie moją odpowiedź na twój komentarz? Chyba nie, bo jeśli byś przeczytał, to nie pytałbyś potem:
“I niby markety nie są w lepszej pozycji?!”,
skoro wyraźnie napisałem, że są, o tutaj:
“Jeśli chodzi o sytuację drobnych przedsiębiostw, to zgadzam się, że mają dużo gorzej niż wielkie korporacje i sam wiele razy o tym pisałem”.
Z dużą częścią twojej diagnozy się zgadzam, jest oczywiste, że wielka firma bez problemu poradzi sobie z przeszkodami, które dla mikroprzedsiębiorstwa są nie do pokonania. Właśnie dlatego jest tak ważne, by prawo podatkowe maksymalnie uprościć, żeby było ono jednoznaczne w interpretacji i zrozumiałe dla każdego, a nie tylko dla doradców podatkowych, na których wynajęcie małej firmy nie stać, w przeciwieństwie do wielkiej korporacji. Kolejny problem, to wspomniana przez ciebie biurokracja i tak jak piszesz, jest to problem dotyczący przede wszystkim, jeśli nie wyłącznie, drobnych przedsiębiorców. W firmie zatrudniającej setki, czy tysiące pracowników, istnieje podział pracy, kiedy jedni zajmują się klientami, inni załatwiają sprawy w urzędzie. W firmie, gdzie jedynym zatrudnionym jest właściciel, jest to niemożliwe, jeden człowiek ma na głowie wszystko, łącznie z księgowością i innymi obowiązkami narzuconymi przez administrację. To trzeba oczywiście zmienić i tu się zgadzamy. Różnimy się jeśli chodzi o to zdanie:
“Brak systemu ochrony krajowych przedsiębiorstw przed konkurencją”
Ty uważasz, że to źle, a ja uważam, że nie powinno być żadnego “systemu ochrony”. Ochrona przed konkurencją jest dobra dla przedsiębiorców, ale zła dla konsumentów. Możemy oczywiście ich olać i w ramach “solidarności”, tudzież innej “troski o rodzimy handel” kazać im płacić wyższe ceny i zaakceptować mniejsze możliwości wyboru, ale każdy z nas jest konsumentem czegoś, również przedsiębiorcy i na każdym się to prędzej, czy później odbije. Ja uważam, że państwo nie powinno drobnym przedsiębiorcom przeszkadzać, ani traktować ich jak wrogów. Nie powinno ich chronić, ale powinno zmienić system podatkowy, będący jednym z najgorszych na świecie. Pomysł na zmianę ma Centrum im. Adama Smitha, oni też proponują podatek przychodowy dla osób prawnych, tyle tylko, że nie w prohibicyjnej wysokości. Bo nie chodzi o to, żeby zarżnąć market, ale o to, by nie zarzynać sklepiku.
Nie ma takiego marketu, który 30-40% dochodu płaci na ZUS
“Ty uważasz, że to źle, a ja uważam, że nie powinno być żadnego “systemu ochrony”. Ochrona przed konkurencją jest dobra dla przedsiębiorców, ale zła dla konsumentów. Możemy oczywiście ich olać i w ramach “solidarności”, tudzież innej “troski o rodzimy handel” kazać im płacić wyższe ceny i zaakceptować mniejsze możliwości wyboru, ale każdy z nas jest konsumentem czegoś, również przedsiębiorcy i na każdym się to prędzej, czy później odbije.”
Jest to ważny cytat. Każdy mówi o konieczności zmiany systemu podatkowego – ale nikt nie śmie tego ruszyć, by nie być wyszydzony jako niszczyciel budżetu. Bez rewolucji się nie da!
Ja bym dodał konieczność zmiany systemu ubezpieczeń, by on stanowił pewien nieznaczny procent od dochodu.
Żaden supermarket bowiem nie jest obciążony systemem ubezpieczeń tak jak indywidualny przedsiębiorca, który często musi 30%-40% i więcej dochodu przeznaczyć na przymusową składkę na ZUS. To jest draństwo tego państwa bez umiaru.
Twierdzisz, że nie powinno być żadnego systemu ochrony. OK – na pozór wygląda sprawiedliwie, ale nie wśród agresywnego nowoczesnego marketingu. Jak wyjaśnić działania państwa względem tych co… dostają dotacje czy dofinansowania? Najgorsze jest że przecież te dotacje są z naszych podatków – czyli sami płacimy na niezdrową konkurencję.
Na przykładzie komputerów objaśnię kwestię braku ochrony państwa w tym zakresie tak: kiedyś istniał klasyczny kanał dystrybucji: producent –> centralny dystrybutor –> hurtownie –> sklepy ceglaste.
Producent w dobie kryzysu odkrył, że najlepiej jest dotrzeć do klientów bezpośrednio. Gdy pojawiły się markety – tenże producent poszedł do marketów na kolanach i zaproponował im, żeby pozwolili mu sprzedawać na ich półkach. I także się stało – w marketach pojawił się sprzęt w doskonałych cenach, z którymi sklepy nie były w stanie konkurować. Oczywiście, tradycyjny kanał dystrybucji został utrzymany, bowiem nic tak nie zachęca do zakupów jak niższa cena, a ktoś musi mieć ją wyższą, więc padło na klasyczne sklepiki.
Kolejne zjawisko, to wzajemna konkurencja pomiędzy producentami – już nawet nie w kwestii przekonywania marketów, by chciały dać dłuższą półkę na ich sprzęt – takie coś przecież kosztuje. Niektórzy producenci postanowili… ominąć również supermarkety. Przykładowo, pan Wacek z Mietkiem, ostro sprzedają na Alledrogo sprzęt przywożony bezpośrednio od producenta.
Nie zarabiają na nim dodając marżę bo tego im robić nie wolno – żyją z pensum od producenta. Zjawisko marginalne, psujące ceny nie tylko dla sklepików, ale teraz i dla marketów.
Napiszesz – zjawisko dobre dla klientów, “każdy z nas jest konsumentem czegoś, również przedsiębiorcy i na każdym się to prędzej, czy później odbije.”
Tylko pytanie jest takie: czy model sprzedaży poprzez supermarkety i doprowadzenie do bankructwa i likwidacji małych firm – jest właściwy dla uzasadnienia utrzymania braku “systemu ochrony” w ramach tzw. równości podmiotów gospodarczych?
Jest to sytuacja w której moje państwo narzuca na mnie takie a nie inne przepisy, narzuca obciążenia gorsze niż potencjalny wróg czy okupant – czyli nie chroni żadnych moich interesów życiowych, nie dając przy tym żadnej alternatywy prócz emigracji czy śmierci z własnej ręki.
Rola państwa to ochrona wszystkich swoich obywateli – nie tylko prawa urzędników do kupowania najtaniej w marketach.
Uważam również, że powinno się opodatkować wysoko sprzedaż w internecie – właśnie ze względu na wspomniany już wyżej coraz powszechniejszy mechanizm sprzedaży bezpośredniej przez producentów.
Jest w tym też trzecie dno
“Druga część systemu, czyli OFE, bierze forsę, którą daje jej ZUS, inwestuje ją częściowo na giełdzie, a w większości w obligacje, które rząd wykupi kiedyś za nasze ( podatników ) pieniądze i bierze za to 3,5% prowizji. Biorąc pod uwagę, że obligacje można kupić samodzielnie, bez konieczności płacenia komukolwiek prowizji, jest to niezbyt zachęcający układ.”
Dodam tylko, że takie OFE inwestując w giełdę, inwestuje też w grupy kapitałowe. Te mając tak łatwo pozyskany pieniądz, liczą na szybki pewny szybki zysk – a więc finansują działalność takich przykładowo supermarketów.
Chichot historii polega więc na tym, że ci których zmusza się do składek pod zagrożeniem kar i komorniczym, bardzo często finansują swoją najbliższą konkurencję wyrastającą w pobliżu jak grzyby na deszczu – działając tym samym gospodarczo w dużo gorszych okolicznościach.
Mikroprzedsiębiorca bowiem został w Polsce skutecznie uwikłany w gąszcz pseudounijnych przepisów, i koszty często ma nie mniejsze od tych co dotyczą supermarketów, a musi w dodatku finansować się sam, lub z drogiego kredytu.
Kredyt jest drogi – bo z przedsiębiorcą skutecznie w bankach konkuruje o kredyt jego państwo, oferując spore odsetki i gwarancję. Przedsiębiorca kredyt rzadko dostaje i z łaski, z tego co spadnie z bankowego stołu, i na dużo gorszych warunkach, drogo – bo wszyscy wiedzą, że w takich uwarunkowaniach gospodarczych i takich kosztach często będzie po prostu bankrutował – logiczne jest, że dla banku państwo jest bardziej wiarygodne, niż lokalny biznesmen z 20-letnim autem.
Nie wiem czy pamiętacie święte oburzenie, jak przewodniczący Samoobrony, imć Andrzej L. chciał wprowadzić podatek obrotowy dla supermarketów na poziomie chyba 10%. Oburzenie było święte, plus nagonka na pomysł – bowiem gdzie indziej w Polsce można mieć łatwy zysk z inwestowania pieniędzy samych Polaków przeciwko Polakom. Przecież taki podatek obrotowy narzucony na markety skutecznie obniżyłby wyniki finansowe OFE i łatwy zysk, grupy kapitałowe musiałyby poszukać innych lokat na swoje inwestycje, niżej oprocentowanych. Sens OFE by się zatracił, a kokosy urwały. Dlatego jest już tak, polski przedsiębiorca jedzie na krawędzi bankructwa, a markety rosną jak grzyby po deszczu.
Zresztą, każdy bezrobotny, samozatrudniający się – jest w praktyce bankrutem na starcie. Nie wiem, czy ktokolwiek z Was likwidował kiedyś firmę która weszła na VAT. Nie dość, że bankrutuje, to państwo z tej okazji staje się z marszu za “przywilej” bycia vatowcem udziałowym właścicielem majątku firmy, za który bankrut musi zapłacić podatek w wysokości podatku VAT, czyli 23% jego majątku jest zawsze z definicji państwowe. Im więcej się stara, tym więcej mu fiskus na koniec zabierze.
To co zostanie po tym rozliczeniu, traktowane jest jako jego wypracowany dochód – i od tej wartości musi zapłacić wartość podatku dochodowego, minimum 19%. Musi umieć też w miarę bezboleśnie zbankrutować, by mu komornik mieszkania nie zabrał – bowiem musi umiejętnie rozliczyć się z przykładowo takich środków trwałych jakie miał w firmie.
Podsumowując – wszelkie działania polityków i urzędników zmierzające poprzez takie przepisy i układ prawny do likwidacji przedsiębiorczości polskiej – wprowadzając na jej miejsce zagraniczną w ramach “równej konkurencyjności unijnej”, jest praktyczną zdradą narodu firmowaną przez… Co się czepiacie, że “zostali zdradzeni o świcie”? Już dawno to się stało… tylko nie było odważnego, co wypowie to głośno!
10% podatek obrotowy to
10% podatek obrotowy to akurat zły pomysł. Pomysł opodatkowania przychodów osób prawnych zgłosiło też CAS, ale po pierwsze, podatek przychodowy miał zastąpić dochodowy, a nie funkcjonować obok niego, a po drugie, stawka podatku miała wynosić 1%, a nie 10.
Jeśli chodzi o sytuację drobnych przedsiębiostw, to zgadzam się, że mają dużo gorzej niż wielkie korporacje i sam wiele razy o tym pisałem. Nie znaczy to jednak, że mamy dążyć do zniszczenia korporacji i do zlikwidowania marketu, by nie zagrażał sklepikarzom. Markety też są potrzebne i nie sądzę, by ludzie, którzy w nich kupują cieszyli się z ich zniknięcia. Pomagać przedsiębiorcom trzeba w inny sposób, przede wszystkim poprzez maksymalne uproszczenie prawa podatkowego ( tak, aby było zrozumiałe dla wszystkich, a nie tylko dla doradców podatkowych, na których zatrudnienie małych firm zazwyczaj nie stać ) i zmianę zasad kontroli działalności gospodarczej ( nie można traktować każdego przedsiębiorcy jak potencjalnego przestępcy ). Trzeba też usunąć przeszkody, które utrudniają zakładanie nowych firm. Takie rzeczy jak szybka rejestracja firmy przez internet, bez konieczności biegania z papierami po dziesięciu instytucjach i dwudziestu okienkach, są już możliwe w wielu krajach biedniejszych od Polski. Liczba zawodów regulowanych, do których dostęp jest ściśle ograniczony przywilejami korporacji, też mało gdzie jest tak wielka jak u nas. To są problemy, które trzeba rozwiązać i jeśli to się w końcu uda, to polscy przedsiębiorcy poradzą sobie z zagraniczną konkurencją bez pomocy państwa. Bo państwo wcale nie musi im pomagać. Wystarczy, że nie będzie dawało przywilejów jednym, kosztem drugich.
Wystarczy, że nie będzie dawało przywilejów jednym, kosztem drug
Napisałeś: "Wystarczy, że nie będzie dawało przywilejów jednym, kosztem drugich." Ale to co podałeś wyżej, to obecnie już puste frazesy. Zachodnia firma posiadająca w Polsce sieć marketów ma się tutaj doskonale. Zatrudnia pracownika za minimum płacy, bo więcej płacić nie musi jak jest wysokie bezrobocie. VAT 23% nie jest dla niej straszny – bowiem rozliczy go sobie dosyć łatwo przy imporcie wewnątrzwspółnotowym – zbilansuje może z VATem innej spółki córki – da sobie z tym radę w każdym przypadku. Dochodówki też nie płaci – bo wybudowanie marketów i ich utrzymanie generuje spore koszty. Jako konkurencję mają drobne mikrofirmy – polskich sklepikarzy, którzy niegdyś dominowali na lokalnym rynku. A skoro dominowali, to była prawidłowa kolej rzeczy: był producent, był polski dystrybutor, były hurtownie, i były polskie sklepy. Teraz układ sił się diametralnie zmienił – polscy sklepikarze zostali wyeliminowani za zgodą polskiego rządu, bowiem narzucono na nich takie same obciążenia jak na markety. Tylko, że dużym marketom jest dużo łatwiej nim podołać. Sklepikarz często jest sam – i jak musi zamiast pracować, wypełniać durne kwity do skarbówki, do ZUSu, do śmieciarzy, do Marszałka itd… to nagle się okazuje, że skutecznie ograniczono czas jego efektywnej pracy – czas konkurowania z marketem – który jako taki może działać non stop, a do papierków może zatrudnić jedną osobę tak, że nawet nie odczuje tego jako poważny koszt. To nie jest uczciwe! W dodatku, producenci zauważyli, że zdecydowanie szybciej im się zrealizują tardżety sprzedaży, gdy łańcuch sprzedaży zostanie skrócony do minimum. Producent teraz zapłaci dla sieci marketów za tzw. półkę, by mógł w swojej cenie wystawić i wypchnąć szybko towary. Na odczepnego jakiś nadmiar sprzeda drożej tradycyjnym kanałem – czyli przez hurtownie – ale to już bardziej dla marketingowego chwytu, a nie z potrzeby sprzedaży. Mikrosklepy bowiem są im teraz potrzebne tylko do generowania dla ludu tubylczego prostej informacji: w sklepach jest drogo, biegnijcie do marketów, tam taniej, nie dla idiotów, i czasem bez VAT – promocja, raty 0% miesięcznie…
Jak w takich realiach "nie dawania przywilejów jednym kosztem drugich" (czytaj dawania przywilejów sklepikarzom kosztem marketów), ma funkcjonować drobny sklepikarz – jeżeli jego państwo wytworzyło zjawisko preferujące markety, a skazujące jego w praktyce na niebyt.
Dobrze, gdy potrafi się dostosować do rynku, zmienić pracę. Ale to nie są równe szanse – gdy sklepikarz musi tyle samo wydać na program do katalogowania śmieci, musi płacić taki sam wysoki VAT 23% i nie ma go z czym rozliczyć, musi płacić dochodówkę, i taki sam ZUS – którego obsługą też musi sam się zająć, o podatkach nie wspominając.
To nie są równe szanse konkurowania na obecnym rynku pracy. Natomiast, wprowadzenie podatku obrotowego dla marketów:
a/ wygenerowałoby efektywny pieniądz dla budżetu, bo nie byłoby żadnego czynnika umniejszającego jego zapłatę – tak jak to się ma z dochodówką czy VATem;
b/ sklepikarze dla producentów ponownie staliby się cennym rynkiem zbytu, a nie że teraz są traktowani jak piąte koło u wozu i naganiacze z powodu wysokich cen;
c/ polscy sklepikarze zyskaliby szansę konkurowania ceną z marketem, mogąc utrzymać rodziny, płacąc podatki do polskiego budżetu, a nie za granicę.
Teraz nie mają żadnej szansy na konkurowanie ceną. To są proste przepisy, mamy niby w Polsce Urząd Ochrony Konkurencji – który wobec negatywnych zjawisk nie robi nic – poza durną reklamą o zmowie cenowej. A jakim jest działanie, gdy producent bezpośrednio płaci dla marketu za sprzedawanie jego produktu, po cenie producenta? I na to nie ma urzędu. To ma być sprawiedliwe? Chyba tylko dla obcych…
I tak jest… "Największą aktywność w zdobywaniu nowych rynków przejawiają francuskie, brytyjskie i niemieckie sieci handlowe:
– Ahold – występuje w 23 krajach, realizując 82% sprzedaży za granicą;
– Tengelmann – występuje w 13 krajach, realizując 49% sprzedaży za granicą;
– Carrefour- występuje w 32 krajach, realizując 48% sprzedaży za granicą;
– Metro- występuje w 27 krajach, realizując 44% sprzedaży za granicą;
Ekspansja największych sieci detalicznych w latach 90. kierowana była na rynki państw Europy Środkowo-Wschodniej, a Polska jest jednym z tych krajów, w których dynamika procesów internacjonalizacji handlu jest szczególnie duża. Zadecydowała o tym:
• Stosunkowo dużą pojemność rynku wewnętrznego;
• Wzrostowa tendencja wielu rynków branżowych w latach 90.;
• Brak systemu ochrony krajowych przedsiębiorstw przed konkurencją;
• Stosunkowo liberalne warunki wchodzenia na rynek;
W ciągu minionych 10 lat kapitał zagraniczny zainwestował w handel ponad 3 mld dol. i wszystkie w zasadzie sieci zapowiadają zwiększenie liczby sklepów, a więc dalsze inwestycje. Wzrost liczby marek dystrybutorów i ich udziału w rynku jest niewątpliwie symptomem rosnącej siły zagranicznych sieci ( marek handlowych należących do krajowych sieci jest niewiele), ale także rosnących trudności w kreowaniu marek i skutecznych zarządzaniu nimi przez producentów, szczególnie małej firmy.
Dynamicznie rozwijające się na polskim rynku zagraniczne sieci handlowe i coraz słabsze ekonomicznie i marketingowo małe krajowe firmy handlowe, zaniepokojone procesami globalizacji rodzą dylematy dla polityki handlowej, czy:
• Podejmować próby regulowania ekspansji zagranicznych sieci handlowych, tym samym spowalniając przemiany jakościowe w handlu polskim i pozbawiać polskich produktów nowoczesnych kanałów dystrybucji. Nie mogą to być działania sprzeczne z regułami i przepisami obowiązującymi w krajach UE;
• Przyjąć propozycje wspierania małych i średnich przedsiębiorstw handlowych w postaci różnego typu ulg inwestycyjnych, preferencyjnych kredytów, gwarancji kredytowych, co jednak w obecnej sytuacji może okazać się trudne do realizacji.
Frazes: "Nie ma wątpliwości, że część małych rodzinnych sklepików upadnie. Jest to cena unowocześniania polskiego handlu. Wykorzystanie chociaż części energii i czasu spędzonego dzisiaj na protestach, demonstracjach , na łączenie sił dałoby polskim kupcom większe efekty."
"Supermarkety zadomowiły się już na polskim rynku protesty przeciw ich powstawaniu nic nie dają, z prostego powodu: takie jest prawo rynku, tego oczekują konsumenci. Markety wabią nas niższymi cenami, możliwością zrobienia dużych zakupów w jednym miejscu, bezproblemowym zaparkowaniem samochodu bezpośrednio przed sklepem."
Źródło: Ściąga 😉
I niby markety nie są w lepszej pozycji?! To jak mają znaleźć się w gorszej?!
Przeczytałeś uważnie moją
Przeczytałeś uważnie moją odpowiedź na twój komentarz? Chyba nie, bo jeśli byś przeczytał, to nie pytałbyś potem:
“I niby markety nie są w lepszej pozycji?!”,
skoro wyraźnie napisałem, że są, o tutaj:
“Jeśli chodzi o sytuację drobnych przedsiębiostw, to zgadzam się, że mają dużo gorzej niż wielkie korporacje i sam wiele razy o tym pisałem”.
Z dużą częścią twojej diagnozy się zgadzam, jest oczywiste, że wielka firma bez problemu poradzi sobie z przeszkodami, które dla mikroprzedsiębiorstwa są nie do pokonania. Właśnie dlatego jest tak ważne, by prawo podatkowe maksymalnie uprościć, żeby było ono jednoznaczne w interpretacji i zrozumiałe dla każdego, a nie tylko dla doradców podatkowych, na których wynajęcie małej firmy nie stać, w przeciwieństwie do wielkiej korporacji. Kolejny problem, to wspomniana przez ciebie biurokracja i tak jak piszesz, jest to problem dotyczący przede wszystkim, jeśli nie wyłącznie, drobnych przedsiębiorców. W firmie zatrudniającej setki, czy tysiące pracowników, istnieje podział pracy, kiedy jedni zajmują się klientami, inni załatwiają sprawy w urzędzie. W firmie, gdzie jedynym zatrudnionym jest właściciel, jest to niemożliwe, jeden człowiek ma na głowie wszystko, łącznie z księgowością i innymi obowiązkami narzuconymi przez administrację. To trzeba oczywiście zmienić i tu się zgadzamy. Różnimy się jeśli chodzi o to zdanie:
“Brak systemu ochrony krajowych przedsiębiorstw przed konkurencją”
Ty uważasz, że to źle, a ja uważam, że nie powinno być żadnego “systemu ochrony”. Ochrona przed konkurencją jest dobra dla przedsiębiorców, ale zła dla konsumentów. Możemy oczywiście ich olać i w ramach “solidarności”, tudzież innej “troski o rodzimy handel” kazać im płacić wyższe ceny i zaakceptować mniejsze możliwości wyboru, ale każdy z nas jest konsumentem czegoś, również przedsiębiorcy i na każdym się to prędzej, czy później odbije. Ja uważam, że państwo nie powinno drobnym przedsiębiorcom przeszkadzać, ani traktować ich jak wrogów. Nie powinno ich chronić, ale powinno zmienić system podatkowy, będący jednym z najgorszych na świecie. Pomysł na zmianę ma Centrum im. Adama Smitha, oni też proponują podatek przychodowy dla osób prawnych, tyle tylko, że nie w prohibicyjnej wysokości. Bo nie chodzi o to, żeby zarżnąć market, ale o to, by nie zarzynać sklepiku.
Nie ma takiego marketu, który 30-40% dochodu płaci na ZUS
“Ty uważasz, że to źle, a ja uważam, że nie powinno być żadnego “systemu ochrony”. Ochrona przed konkurencją jest dobra dla przedsiębiorców, ale zła dla konsumentów. Możemy oczywiście ich olać i w ramach “solidarności”, tudzież innej “troski o rodzimy handel” kazać im płacić wyższe ceny i zaakceptować mniejsze możliwości wyboru, ale każdy z nas jest konsumentem czegoś, również przedsiębiorcy i na każdym się to prędzej, czy później odbije.”
Jest to ważny cytat. Każdy mówi o konieczności zmiany systemu podatkowego – ale nikt nie śmie tego ruszyć, by nie być wyszydzony jako niszczyciel budżetu. Bez rewolucji się nie da!
Ja bym dodał konieczność zmiany systemu ubezpieczeń, by on stanowił pewien nieznaczny procent od dochodu.
Żaden supermarket bowiem nie jest obciążony systemem ubezpieczeń tak jak indywidualny przedsiębiorca, który często musi 30%-40% i więcej dochodu przeznaczyć na przymusową składkę na ZUS. To jest draństwo tego państwa bez umiaru.
Twierdzisz, że nie powinno być żadnego systemu ochrony. OK – na pozór wygląda sprawiedliwie, ale nie wśród agresywnego nowoczesnego marketingu. Jak wyjaśnić działania państwa względem tych co… dostają dotacje czy dofinansowania? Najgorsze jest że przecież te dotacje są z naszych podatków – czyli sami płacimy na niezdrową konkurencję.
Na przykładzie komputerów objaśnię kwestię braku ochrony państwa w tym zakresie tak: kiedyś istniał klasyczny kanał dystrybucji: producent –> centralny dystrybutor –> hurtownie –> sklepy ceglaste.
Producent w dobie kryzysu odkrył, że najlepiej jest dotrzeć do klientów bezpośrednio. Gdy pojawiły się markety – tenże producent poszedł do marketów na kolanach i zaproponował im, żeby pozwolili mu sprzedawać na ich półkach. I także się stało – w marketach pojawił się sprzęt w doskonałych cenach, z którymi sklepy nie były w stanie konkurować. Oczywiście, tradycyjny kanał dystrybucji został utrzymany, bowiem nic tak nie zachęca do zakupów jak niższa cena, a ktoś musi mieć ją wyższą, więc padło na klasyczne sklepiki.
Kolejne zjawisko, to wzajemna konkurencja pomiędzy producentami – już nawet nie w kwestii przekonywania marketów, by chciały dać dłuższą półkę na ich sprzęt – takie coś przecież kosztuje. Niektórzy producenci postanowili… ominąć również supermarkety. Przykładowo, pan Wacek z Mietkiem, ostro sprzedają na Alledrogo sprzęt przywożony bezpośrednio od producenta.
Nie zarabiają na nim dodając marżę bo tego im robić nie wolno – żyją z pensum od producenta. Zjawisko marginalne, psujące ceny nie tylko dla sklepików, ale teraz i dla marketów.
Napiszesz – zjawisko dobre dla klientów, “każdy z nas jest konsumentem czegoś, również przedsiębiorcy i na każdym się to prędzej, czy później odbije.”
Tylko pytanie jest takie: czy model sprzedaży poprzez supermarkety i doprowadzenie do bankructwa i likwidacji małych firm – jest właściwy dla uzasadnienia utrzymania braku “systemu ochrony” w ramach tzw. równości podmiotów gospodarczych?
Jest to sytuacja w której moje państwo narzuca na mnie takie a nie inne przepisy, narzuca obciążenia gorsze niż potencjalny wróg czy okupant – czyli nie chroni żadnych moich interesów życiowych, nie dając przy tym żadnej alternatywy prócz emigracji czy śmierci z własnej ręki.
Rola państwa to ochrona wszystkich swoich obywateli – nie tylko prawa urzędników do kupowania najtaniej w marketach.
Uważam również, że powinno się opodatkować wysoko sprzedaż w internecie – właśnie ze względu na wspomniany już wyżej coraz powszechniejszy mechanizm sprzedaży bezpośredniej przez producentów.
Dzięki Yo la i pozdro Ja
Dzięki Yo la i pozdro Ja Ciebie bardziej.
Dzięki Yo la i pozdro Ja
Dzięki Yo la i pozdro Ja Ciebie bardziej.
Dzięki Yo la i pozdro Ja
Dzięki Yo la i pozdro Ja Ciebie bardziej.
Zacytowane zdanie trzeba
Zacytowane zdanie trzeba czytać łącznie z następnym. To była, niestety, tylko ironia ( być może niezbyt udolna ). Na wcielenie pomysłów CAS w życie w najbliższym czasie nie ma raczej szans, chyba, że rząd ( dobrowolnie lub zmuszony przez sytuację gospodarczą ) dokona radykalnego zwrotu w tym kierunku.
Pozdrawiam.
Zacytowane zdanie trzeba
Zacytowane zdanie trzeba czytać łącznie z następnym. To była, niestety, tylko ironia ( być może niezbyt udolna ). Na wcielenie pomysłów CAS w życie w najbliższym czasie nie ma raczej szans, chyba, że rząd ( dobrowolnie lub zmuszony przez sytuację gospodarczą ) dokona radykalnego zwrotu w tym kierunku.
Pozdrawiam.
Zacytowane zdanie trzeba
Zacytowane zdanie trzeba czytać łącznie z następnym. To była, niestety, tylko ironia ( być może niezbyt udolna ). Na wcielenie pomysłów CAS w życie w najbliższym czasie nie ma raczej szans, chyba, że rząd ( dobrowolnie lub zmuszony przez sytuację gospodarczą ) dokona radykalnego zwrotu w tym kierunku.
Pozdrawiam.
My tu sobie gadu gadu a tymczasem…
My tu sobie gadu gadu a tymczasem…
My tu sobie gadu gadu a tymczasem…
Celebryzm. A oto przykład nowowybranego celebryty:
W dodatku jeśli Rezydent Bredzisław Komoruski miałby dobrą pamięć i honor to już zrzekłby się urzędu. W końcu sam się zarzekał,że jeśli Szeremietiew jest niewinny to Gafa zakończy karierę polityczną.
Celebryzm. A oto przykład nowowybranego celebryty:
W dodatku jeśli Rezydent Bredzisław Komoruski miałby dobrą pamięć i honor to już zrzekłby się urzędu. W końcu sam się zarzekał,że jeśli Szeremietiew jest niewinny to Gafa zakończy karierę polityczną.
Celebryzm. A oto przykład nowowybranego celebryty:
W dodatku jeśli Rezydent Bredzisław Komoruski miałby dobrą pamięć i honor to już zrzekłby się urzędu. W końcu sam się zarzekał,że jeśli Szeremietiew jest niewinny to Gafa zakończy karierę polityczną.