Reklama

Jednym z moich ulubionych przejawów biedy intelektualnej jest przezabawna walka „racjonalistów” z wierzącymi. W pierwszym zdaniu walki słyszymy, że jedynie ludzie o ograniczonym umyśle mogą uwierzyć w Boga zrodzonego przez dziewicę, w drugim pada odpowiedź co w zamian, skoro nie Bóg. W zamian „wielki wybuch”, bo ostatnimi czasy teoria pewnego Anglika żyjącego w czasach gdy ludzkość nie miała pojęcia czym jest gen, a o DNA nawet się ludzkości nie śniło, stała się nieco obciachowa. Pewnie dlatego, że Darwin nie uwzględnił w teorii ewolucji mnożenia „gejów” przez pączkowanie, co złożyło się na kolejne brakujące ogniwo. Nauka w walce z zabobonem bywała pożyteczna, między innymi elektryczność zyskała na wsparciu nauki, ale nauka tocząca boje z religią, to już oddzielna historia komedii. Pewien podstarzały trefniś obśmiał Murzyna twierdzącego, że gdzieś w swojej nigeryjskiej wiosce widział zmartwychwstanie. Murzyn zebrał solidne cięgi wymierzone niskich lotów satyrą, ale jakoś tak się dziwnie złożyło, że sam kuglarz w swoich wierzeniach pozostał nietknięty. Tymczasem kawalarz drwiący z Murzyna jest w mistyce przesunięty o 100 lat za Murzynami, bo jak inaczej wytłumaczyć następujący zabobon. Oto dorosły, można powiedzieć przekwitający facet, w okrągłym wieku 50 lat, widzi przed sobą coś na obraz i podobieństwo brakującego ogniwa w teorii ewolucji. Osobnik ów ma przyklejone sztuczne cycki, zadrapaną od pośpiesznego golenia facjatę, niedźwiedzią łapę, twarz boksera wagi ciężkiej i do tego kokietujący dyszkant. No i co się dzieje? Ano pan przekwitnięty racjonalista zamiast rzucić dowcipnym powitaniem: „Cześć Krzysiek! Ale jaja sobie chowasz!”, grzecznie poprawia się na sofie i zaczyna modlitwę: „Witam Państwa! Dziś naszym gościem jest pani Ania”.

Reklama

Zdarzają się podobne przypadki „naukowego racjonalizmu”, które usiłują walczyć z zabobonem, przecież sam bym tego w życiu nie wymyślił. Co więcej, nie chodzi tylko o to, że racjonalista ma przed sobą typowy „kark”, a usiłuje nawiązać mistyczny kontakt z eteryczną panią Anią. Chodzi o to, że wyznawca żywego bożka obśmieje wszystkich, którzy zamiast boskiej dziewicy, madonny modnej wiary, widzą to co widać. Jeszcze mało. Szaman racjonalizmu obśmieje niewiernych, ale potem spoważnieje i rzuci anatemy z ekskomunikami, wyłączy bluźnierców ze wspólnoty ludzi racjonalnych i otwartych umysłowo. Zestawiając wierzenia Murzyna i racjonalisty da się od razu zauważyć, że przypadki zmartwychwstania, znane przecież ludzkości i często przytaczane przez profesorów medycyny jako tak zwane „stał się cud, medycyna nie umie jeszcze odpowiedź na wiele pytań”, są naprawdę niewinną metaforą nieodgadnionego instynktu przetrwania. Natomiast wiara w żywego bożka, który żadną miarą nie przypomina i nie posiada właściwości dziewicy, co pięćdziesięcioletni szaman nowoczesności może przecież łatwo sprawdzić, jawi się człowiekowi rozumnemu jako fundamentalizm rodem z afgańskiego zaścianka. Takie to są rozmowy racjonalizmu z wiarą, które da się zaobserwować niemal w każdym miejscu, gdzie ożywione spory ideowe się toczą. Według współczesnej wiedzy i możliwości dziewica bez trudu może urodzić dziecko, które dla jednych będzie bogiem, dla innych Murzynem. Niestety pomimo niezwykłego rozwoju nauki od czasów Darwina dotąd nie udało się wyhodować w laboratorium potwierdzenia dla teorii „wspólnego przodka”.

Nie ma żadnych dowodów na to, że człowiek pochodzi od małpy, chociaż takiej ewentualności wykluczyć się nie da. Mówiąc o dowodzie mam na myśli prosty eksperyment, bierzemy małpę i według receptury Darwina przerabiamy ją na prezentera TVN. Da się? Jeśli chodzi o efekt medialny sądzę, że to jest możliwe i niewielu widzów zauważyłoby różnicę, ale w sensie biologicznym, o ile mi wiadomo z małpy naukowcy nie potrafią zrobić człowieka i odwrotnie też się nie udaje. Czym zatem różni się wiara, że jakaś tam teoria naukowa, nieweryfikowalna empirycznie, jest racjonalna, a wiara w jeden nadzwyczajny organizm, czyli wiara w Boga, który stworzył człowieka jest zabobonem? Religia stworzona przez Darwina ma takie same podstawy naukowe jak chrześcijaństwo, opiera się na tym co możliwe i na tym czego się sprawdzić nie da. Gdy Drawin mówi rzeczy oczywiste, odwołujące się do tego, co każdy bez trudu może zaobserwować w przyrodzie, opiera się na wiedzy i empirii, ale gdy snuje przypuszczenia staje się kapłanem swojej wiary i gromadzi wiernych. Słabszy ginie od ciosu silniejszego, organizmy się przystosowują do otoczenia i swoich potrzeb, naturalny dobór jest faktem – dotąd nauka. Człowiek powstał z pantofelka, który wcześniej był małpą – odtąd mistycyzm. Identycznie rzecz się ma z religią właściwą, na przykład chrześcijaństwem, w którym znajdziemy rzeczy absolutnie weryfikowalne naukowo i domysły odwołujące się do nieodgadnionego absolutu.

Roztropne panny pamiętające o tym, że oliwa nie jest odnawialnym źródłem energii, potrafiły zadbać o właściwą podaż i zapas paliwa, dzięki czemu utrzymywały oświetlenie na odpowiednim poziomie i w odpowiednim czasie. Wypisz wymaluj fizyka i chemia na poziomie szkoły podstawowej, czysta nauka i takich przypowieści w biblii, opartych na obserwacjach życia codziennego znajdziemy mnóstwo. Problem i spory zaczynają się w chwili, gdy dociekamy przyczyn i autorstwa. Kto to wszystko i dlaczego stworzył? Dla jednych Bóg, dla drugich bożek – wielki wybuch. Dla mnie tajemnica, ale jeśli już miałbym w coś uwierzyć, to kierując się racjonalnym myśleniem stwierdzam, że super organizm, czy jakakolwiek inna nadprzyrodzona forma bytu, która w doskonałości swoje zbudowała kosmos, w roli twórcy wygląda znacznie bardziej wiarygodnie, niż olbrzymie pierdnięcie, z którego powstała uporządkowana materia. Obie wersje niestety mają tę wadę, że pozostawiają nierozstrzygnięty i dobrze znany dylemat obrazowany sporem o pierwszeństwo narodzin jajka i kury. Racjonalnie można powiedzieć jedno – nie mam pojęcia i za mojego życia się nie dowiem. Religijnie dużo bardziej zabawny jest wyznawca żyjących bożków przypominających karykaturę bytu wszelakiego, niż wierni Bogu, który jest nieodgadnionym ideałem. I jeszcze taki mały rechot rzeczywistości. Współczesna nauka jest o krok od tego, żeby z żebra Adama stworzyć Ewę i o lata świetlne od tego, aby jakimkolwiek, mniejszym lub większym wybuchem wybudować psią budę. W religii znajdziemy więcej intuicyjnie odkrytych skrawków tajemnicy istnienia, niż we współczesnych pseudonaukowych ideologiach opartych na modnym zabobonnym bełkocie, z teorią „płci społecznej” na czele.

Reklama

10 KOMENTARZE