Reklama

Na początek autentyczna historia, związana z Paryżem i …smakowaniem życia.


Na początek autentyczna historia, związana z Paryżem i …smakowaniem życia.

Reklama

Na polskim rynku funkcjonuje pewien menedżer wyższego szczebla, który specjalizuje się w przygotowywaniu firm do sprzedaży lub fuzji. W jednej z polskich firm dokonał on niezbędnych restrukturyzacji, polegających na zwolnieniu części pracowników i „standaryzacji” wynagrodzeń. Firma ta, wydawała zakładową „gazetkę”, bezpłatnie kolportowaną wśród pracowników. Na jej łamach przedstawiano sylwetkę nowego prezesa, w której przedstawiano jego dotychczasową karierę i sukcesy. Prezes nie omieszkał też, powiedzieć kilka osobistych zdań na swój temat. Jak się okazało, jedną z jego największych pasji są …trufle. Co roku, w okresie szczytowych zbiorów trufli, Pan Prezes jedzie do swojej ulubionej restauracji w Paryżu i delektuje się wystawną kolacją. Jej koszt szacował na jakieś 1500 euro (takie drobiazgi jak przelot i hotel, pomińmy milczeniem).

Ten to dopiero smakuje życie !!. I bardzo dobrze. Jedynie co mi w tej historii zgrzyta, to „nietakt” Pana Prezesa, który podzielił się tą pasją z ludźmi, którzy z grzybem najczęściej mają do czynienia w czasie wizyty u dermatologa lub przy odmalowywaniu kuchni.

Zastanawiałem się czy części osób, czytając tekst Przyjaciela, nie towarzyszył podobny dysonans (oczywiście zachowując wszelkie proporcje, bo Przyjaciel konsumpcji trufli, jednak nie propagował:)). Osobiście nie mam mu tego za złe, cenię afirmujące podejście do życia, chociaż nie uważam, że Paryż (mieszkałem tam kilka miesięcy), czy Wenecja (byłem raz i starczy) były do takiej afirmacji niezbędne.

Paryż dobrze wspominam. Ponieważ mieszkalem tam w czasach studenckich, czuję się usprawiedliwiony brakiem garnituru. Zresztą w robocie jaką wykonywałem w Sevres (łopata, kilof, piła, pędzel) pewnie by mi przeszkadzał. Za to starałem się wraz z przyjaciółką regularnie odwiedzać knajpy (głównie chińskie, bo najtańsze) pilnując się, by wybierać menu dla dwóch osób poniżej 100 franków. Trufle to nie były, ale zawsze coś.
Jednak najmilsze chwile które wspominam, związane są z parkiem St. Cloud, a reczej jego skrajem, skad rozciągał się widok na cały Paryż, leżący dosłownie “u stóp”. Siedząc na ławce, posilając się niezbyt drogim winem (zawsze w butelce, nigdy z kartonu), zagryzając serem i bagietką, mając Paryż “u stóp”, czułem się wyjątkowo.

Pewnie każdy ma takie swoje “ławki”. Nieważne, czy w Paryżu czy Paradyżu. I to jest w tym wszystkim najpiękniejsze.

Reklama

12 KOMENTARZE

  1. I to jest w tym wszystkim
    I to jest w tym wszystkim najpiękniejsze.:)

    Dziękuję, od razu mi lepiej, bo przypomniałeś mi moje ławki i już mi nie żal, że “tylko” w Paryżewie one są. Bardzo lubię żabie udka. Mogę popijać winem, czerwonym. Świat u stóp można mieć wszędzie. Pocieszam się, bo mój jest niewielki? No to co.:)

    O zgrzycie wolę nie myśleć na samą ciemną noc, bo zaraz pobiegłabym tam zakładać związki, albo i co gorszego.;)

  2. I to jest w tym wszystkim
    I to jest w tym wszystkim najpiękniejsze.:)

    Dziękuję, od razu mi lepiej, bo przypomniałeś mi moje ławki i już mi nie żal, że “tylko” w Paryżewie one są. Bardzo lubię żabie udka. Mogę popijać winem, czerwonym. Świat u stóp można mieć wszędzie. Pocieszam się, bo mój jest niewielki? No to co.:)

    O zgrzycie wolę nie myśleć na samą ciemną noc, bo zaraz pobiegłabym tam zakładać związki, albo i co gorszego.;)

  3. I to jest w tym wszystkim
    I to jest w tym wszystkim najpiękniejsze.:)

    Dziękuję, od razu mi lepiej, bo przypomniałeś mi moje ławki i już mi nie żal, że “tylko” w Paryżewie one są. Bardzo lubię żabie udka. Mogę popijać winem, czerwonym. Świat u stóp można mieć wszędzie. Pocieszam się, bo mój jest niewielki? No to co.:)

    O zgrzycie wolę nie myśleć na samą ciemną noc, bo zaraz pobiegłabym tam zakładać związki, albo i co gorszego.;)

  4. I to jest w tym wszystkim
    I to jest w tym wszystkim najpiękniejsze.:)

    Dziękuję, od razu mi lepiej, bo przypomniałeś mi moje ławki i już mi nie żal, że “tylko” w Paryżewie one są. Bardzo lubię żabie udka. Mogę popijać winem, czerwonym. Świat u stóp można mieć wszędzie. Pocieszam się, bo mój jest niewielki? No to co.:)

    O zgrzycie wolę nie myśleć na samą ciemną noc, bo zaraz pobiegłabym tam zakładać związki, albo i co gorszego.;)