Dlaczego świat kiedy wreszcie po tysiącach lat jest sprawiedliwy, albo przynajmniej najbardziej sprawiedliwy, to zarazem jest taki mierny?
Dlaczego świat kiedy wreszcie po tysiącach lat jest sprawiedliwy, albo przynajmniej najbardziej sprawiedliwy, to zarazem jest taki mierny? Zrealizowaliśmy ideały Rewolucji Francuskiej – obaliliśmy królów, arystokrację, znieśliśmy podział na stany i pańszczyznę, wcieliliśmy w życie hasła wolności i równości dla wszystkich. I co uzyskaliśmy – społeczeństwo, którego ład prawny kreślą matoły, w którym elitami są celebryci i celebrytki, a co najwyżej niedouczeni dziennikarze i publicyści. Nie powstają wielkie dzieła, gdzieś pogubili się intelektualiści. Dokąd więc, zmierzamy?
Dokonaliśmy tego co wydawało się niegdyś mrzonką, absurdem, niedorzecznością, zrównaliśmy wszystkich ludzi, względem prawa rzecz jasna, bo już bardziej się nie da (choć jak wiadomo próbowano). Tyle, że nie przewidzieliśmy, że większość ludzi to idioci, i że równamy w dół.
Każdy stan społeczny jest przeraźliwie ułomny. Jakie znaleźć rozwiązanie? Mówi się, że demokracja jest najdoskonalszym ze wszystkich niedoskonałych ustrojów. Ale czy na pewno najlepszym możliwym celem istnienia państwa jest realizowanie indywidualnych uprawnień jednostek, tak jak to ma miejsce w dzisiejszym świecie?
Wiem, że zmiany są nieodwracalne, a następne zmierzają w kierunku dalszej indywidualizacji społecznej, ale dręczy mnie to pytanie. Czy w imię określonego typu sprawiedliwości, nie zniszczyliśmy czegoś wartościowego? Nie chcę idealizować poprzedniego systemu (monarchii), bo był jawnie niesprawiedliwy, 95% pracowało na rzecz 5%, które realizowała zasady honoru, patriotyzmu, wybitności. Teraz mamy jednolite 100%, rządzi konsumpcjonizm, każdy może czego pragnie, ale elity moralne i intelektualne się już nie liczą, gdzieś się w ogóle zapodziały, podważona została hierarchia i autorytet, a jedyną zasadą moralną jest by nie wchodzić w drogę innemu.
Zastanawiam się i nie mogę dociec, czy świat zmienił się na lepsze czy nie.
Nie mam wątpliwości, że świat zmienił się na lepsze.
W czasie kończącej się już zimy niektórzy marzli,
ale niektórym (mniemam, że większości) było ciepło.
Przed tysiącami lat, kiedy jeszcze nie wymyślono
ognia ludzie z naszej strefy klimatycznej przeżywali,
choć śmiertelność była wysoka.
W czasie zimy marzli wszyscy bez wyjątku.
Czy wyobrażacie sobie przeżycie niemowlęcia
w takich warunkach ?
A nawet, kiedy ów ogień już był.
Nie wszyscy mogli być wystarczająco blisko
ognia, by nie marznąć.
Nie można było dopuścić do wygaśnięcia ognia,
bo metody rozpalania były niedoskonałe.
Niewątpliwie dochodziło do grupowych zaczadzeń.
W czasach dużo, dużo późniejszych szalały
epidemie, ludzie umierali także na wiele chorób,
na które dziś by nie umarli.
Środki transportu były prymitywne jeszcze
do całkiem niedawna.
Większość ludzi chodziła piechotą.
Muzykę można było usłyszeć tylko przy
wyjątkowych okazjach, kiedy grali grajkowie.
Jak można się dziś zastanawiać, czy świat
zmienił się na lepsze ?
Z zaczadzeniami nieco przegiąłeś
Zaczadzenia (zwłaszcza grupowe) to już czasy “dużo, dużo późniejsze” – czasy powszechnego opalania węglem, w których metody rozpalania nie były już problemem, a szczelność pomieszczeń osiągnęła dostateczny poziom. W pewnym sensie były one (zaczadzenia) skutkiem “nieustającej poprawy jakości życia” naszych przodków. Istnieje prawdopodobieństwo graniczące z pewnością, że niektóre aspekty bieżącego polepszania się świata odbiją się nam podobną czkawką.
Niemniej zgadzam się, że niewątpliwie “krzywa rośnie”!
Moje wątpliwości nie dotyczą
Moje wątpliwości nie dotyczą postępu technicznego. Wiadomo, że żyje się łatwiej i przyjemniej. Zastanawiam się tylko nad ładem społecznym. Kiedyś elity polityczne były tożsame z elitami moralnymi i intelektualnymi. Dzisiaj, żyjemy w społeczeństwie egalitarnym (przeciwieństwo elitarnego). Kiedyś najlepsze jednostki rządziły pozostałymi, a teraz rządzi masa (czyli najlepsi dają się rządzić motłochowi). Profesor ma tyle do powiedzenia politycznie (jeden głos) co menel (jeden głos).
Skąd…
Skąd masz tę pewność, że te elitarne były lepsze – moralnie i intelektualnie? Empiria?
Lepszość wniesiona genetycznie?
Co do egalitaryzmu – w pełni się zgadzam.
PS.
Z tą lepsiejszą elitarną mniejszością jest jak z pogodą i klimatem. O ich jakości wypowiadają się co niektórzy po 100-letnich obserwacjach. A ziemia trwa już kilka milionów lat? Uppsss tego też nie wiemy ile ona trwa…
Po dłuższym namyśle dochodzę
Po dłuższym namyśle dochodzę do wniosku, że ludzie się nie zmienili, są dalej tak samo chciwi, aroganccy i egoistyczni jak kiedyś. Tak samo mają na uwadze jedynie własny interes.
PS. Czy to aby nie Marks mówił, że natura człowiecza zmieni się wraz ze zmianą czynników społecznych i ekonomicznych?
Nie mam wątpliwości, że świat zmienił się na lepsze.
W czasie kończącej się już zimy niektórzy marzli,
ale niektórym (mniemam, że większości) było ciepło.
Przed tysiącami lat, kiedy jeszcze nie wymyślono
ognia ludzie z naszej strefy klimatycznej przeżywali,
choć śmiertelność była wysoka.
W czasie zimy marzli wszyscy bez wyjątku.
Czy wyobrażacie sobie przeżycie niemowlęcia
w takich warunkach ?
A nawet, kiedy ów ogień już był.
Nie wszyscy mogli być wystarczająco blisko
ognia, by nie marznąć.
Nie można było dopuścić do wygaśnięcia ognia,
bo metody rozpalania były niedoskonałe.
Niewątpliwie dochodziło do grupowych zaczadzeń.
W czasach dużo, dużo późniejszych szalały
epidemie, ludzie umierali także na wiele chorób,
na które dziś by nie umarli.
Środki transportu były prymitywne jeszcze
do całkiem niedawna.
Większość ludzi chodziła piechotą.
Muzykę można było usłyszeć tylko przy
wyjątkowych okazjach, kiedy grali grajkowie.
Jak można się dziś zastanawiać, czy świat
zmienił się na lepsze ?
Z zaczadzeniami nieco przegiąłeś
Zaczadzenia (zwłaszcza grupowe) to już czasy “dużo, dużo późniejsze” – czasy powszechnego opalania węglem, w których metody rozpalania nie były już problemem, a szczelność pomieszczeń osiągnęła dostateczny poziom. W pewnym sensie były one (zaczadzenia) skutkiem “nieustającej poprawy jakości życia” naszych przodków. Istnieje prawdopodobieństwo graniczące z pewnością, że niektóre aspekty bieżącego polepszania się świata odbiją się nam podobną czkawką.
Niemniej zgadzam się, że niewątpliwie “krzywa rośnie”!
Moje wątpliwości nie dotyczą
Moje wątpliwości nie dotyczą postępu technicznego. Wiadomo, że żyje się łatwiej i przyjemniej. Zastanawiam się tylko nad ładem społecznym. Kiedyś elity polityczne były tożsame z elitami moralnymi i intelektualnymi. Dzisiaj, żyjemy w społeczeństwie egalitarnym (przeciwieństwo elitarnego). Kiedyś najlepsze jednostki rządziły pozostałymi, a teraz rządzi masa (czyli najlepsi dają się rządzić motłochowi). Profesor ma tyle do powiedzenia politycznie (jeden głos) co menel (jeden głos).
Skąd…
Skąd masz tę pewność, że te elitarne były lepsze – moralnie i intelektualnie? Empiria?
Lepszość wniesiona genetycznie?
Co do egalitaryzmu – w pełni się zgadzam.
PS.
Z tą lepsiejszą elitarną mniejszością jest jak z pogodą i klimatem. O ich jakości wypowiadają się co niektórzy po 100-letnich obserwacjach. A ziemia trwa już kilka milionów lat? Uppsss tego też nie wiemy ile ona trwa…
Po dłuższym namyśle dochodzę
Po dłuższym namyśle dochodzę do wniosku, że ludzie się nie zmienili, są dalej tak samo chciwi, aroganccy i egoistyczni jak kiedyś. Tak samo mają na uwadze jedynie własny interes.
PS. Czy to aby nie Marks mówił, że natura człowiecza zmieni się wraz ze zmianą czynników społecznych i ekonomicznych?
Męczy mnie pytanie: skąd przeświadczenie o tym, że
dzisiejszy świat jest najbardziej sprawiedliwy? Czy jest gdzieś jakiś obiektywny ranking sprawiedliwości w dziejach świata? Że np. druga połowa XIX w. to ma w sprawiedliwości 3/10, a dajmy na to początek XXI w – 9/10? Dlaczego by się też np. nie zapytać jak to jest z miłością? Ludzie kochają się bardziej, mniej, tak samo jak 100 lat temu? Ktoś powie, że pytanie bez sensu. Ale sprawiedliwość i miłość to chyba ta sama kategoria idei, prawda?
Co do samych zmian. Wydaje mi się, że ludzie nic a nic się nie zmieniają. Zmieniają się mody, opakowania, technologia, a człowiek na przestrzeni tych ostatnich kilku tysięcy lat nic a nic. Te same pasje, fascynacje, problemy, ułomności… Ale oczywiście to tylko moje wrażenie i być może jest zupełnie inaczej.
ps. Jak już wartościujemy, to może oceńmy, co jest bardziej niesprawiedliwe. Taki mały ranking nastrojów społecznych 🙂
1) Możnowładca uciskający podatkami.
2) Rząd demokretycznego państwa prawnego, urzeczywistniającego zasady sprawiedliwości społecznej, który na zaspokojenie potrzeb budżetowych emituje obligacje, czyli równo jak leci, podrzuca każdemu kawałek długu do spłacenia.
Możnowładcy się nie zmieni, a rząd w kolejnych wyborach i owszem, prawda. Tylko, że dług już zaciągnięty. Następnym razem będzie się wybierać takich, co chcą obniżać podatki, stymulować gospodarkę, reformować wydatki państwa i takie tam. A jeśli po wyborach robią dokładnie przeciwnie? Cóż, wymieni się na następnych…
To post scriptum raczej proszę traktować pół żartem.
Chyba dlatego najbardziej
Chyba dlatego najbardziej sprawiedliwe, bo jest najwięcej równości w historii przy jednoczesnym zachowaniu wolności. Państwo jest dla wszystkich, a nie dla garstki “najlepszych”. Nie ma cenzusów majątkowych, fakt urodzenia w nizinach społecznych nie stanowi bariery nie do pokonania, nie ma pańszczyzny, każdy ma równy udział we władzy politycznej. Oczywiście, nie jest to świat idealnie sprawiedliwy (albo nawet do tego ideału się zbliżający), ale chyba najbardziej dotychczas.
Oczywiście sprawiedliwości można nie rozumieć jako równości, ale wszystkie obecne ideologie i doktryny polityczne tak uznają.
Męczy mnie pytanie: skąd przeświadczenie o tym, że
dzisiejszy świat jest najbardziej sprawiedliwy? Czy jest gdzieś jakiś obiektywny ranking sprawiedliwości w dziejach świata? Że np. druga połowa XIX w. to ma w sprawiedliwości 3/10, a dajmy na to początek XXI w – 9/10? Dlaczego by się też np. nie zapytać jak to jest z miłością? Ludzie kochają się bardziej, mniej, tak samo jak 100 lat temu? Ktoś powie, że pytanie bez sensu. Ale sprawiedliwość i miłość to chyba ta sama kategoria idei, prawda?
Co do samych zmian. Wydaje mi się, że ludzie nic a nic się nie zmieniają. Zmieniają się mody, opakowania, technologia, a człowiek na przestrzeni tych ostatnich kilku tysięcy lat nic a nic. Te same pasje, fascynacje, problemy, ułomności… Ale oczywiście to tylko moje wrażenie i być może jest zupełnie inaczej.
ps. Jak już wartościujemy, to może oceńmy, co jest bardziej niesprawiedliwe. Taki mały ranking nastrojów społecznych 🙂
1) Możnowładca uciskający podatkami.
2) Rząd demokretycznego państwa prawnego, urzeczywistniającego zasady sprawiedliwości społecznej, który na zaspokojenie potrzeb budżetowych emituje obligacje, czyli równo jak leci, podrzuca każdemu kawałek długu do spłacenia.
Możnowładcy się nie zmieni, a rząd w kolejnych wyborach i owszem, prawda. Tylko, że dług już zaciągnięty. Następnym razem będzie się wybierać takich, co chcą obniżać podatki, stymulować gospodarkę, reformować wydatki państwa i takie tam. A jeśli po wyborach robią dokładnie przeciwnie? Cóż, wymieni się na następnych…
To post scriptum raczej proszę traktować pół żartem.
Chyba dlatego najbardziej
Chyba dlatego najbardziej sprawiedliwe, bo jest najwięcej równości w historii przy jednoczesnym zachowaniu wolności. Państwo jest dla wszystkich, a nie dla garstki “najlepszych”. Nie ma cenzusów majątkowych, fakt urodzenia w nizinach społecznych nie stanowi bariery nie do pokonania, nie ma pańszczyzny, każdy ma równy udział we władzy politycznej. Oczywiście, nie jest to świat idealnie sprawiedliwy (albo nawet do tego ideału się zbliżający), ale chyba najbardziej dotychczas.
Oczywiście sprawiedliwości można nie rozumieć jako równości, ale wszystkie obecne ideologie i doktryny polityczne tak uznają.