Strzępy kurtyny bez życia zwisały
Przed żywymi oczyma ślepców;
Nie na widowni pełnej piewców
Lecz w kącie dziewczęciu spadały
Łzy rzęsiste…
Na scenie wykonanej perliście
Fabułę grano ze szczyptą patosu
Z fragmentami dziewiczego losu
W którym wyższy plan się ziścił
I marzenie.
Strzępy kurtyny bez życia zwisały
Przed żywymi oczyma ślepców;
Nie na widowni pełnej piewców
Lecz w kącie dziewczęciu spadały
Łzy rzęsiste…
Na scenie wykonanej perliście
Fabułę grano ze szczyptą patosu
Z fragmentami dziewiczego losu
W którym wyższy plan się ziścił
I marzenie.
W dekoracji nie brakowało niczego
Był stół, był las, mur, było krzesło
I coś jeszcze, co stanowiło przęsło
Skryte z jawnym – jak z wyszarpanego
Orfeuszowi snu.
Któż to dostrzegł w tej obfitości
Wrażeń? Soczyste doświadczenia
Rozumu, które z wiarą się zamienia
Nie pozwoliły dostrzec zawziętości
Tajemnicy.
Przyjęto spektakl z życzliwością,
Z żarem zaangażowania niektórzy,
Inny z rezerwą, nie powtórzy
Sztuki parę osób, iż z obojętnością
Ją doświadczali.
Nie dla nich zgotowane jest zdarzenie
I gra wszystka, dla każdego inna sala
Się tworzy i inna historia cała,
Dla każdego oddzielne spełnienie
W odmętach.
Dziewczę chłonęło występ zmysły
Wszystkimi, zdawała się jako jedna
Widzieć przekaz, reszta to zbędna
Ornamentyka i zbędne umysły
Zbędnych ludzi.
Radość trwała bez mała czas
Trwania sztuki, ostatni śpiew,
Ostatni tekst, ukłon – końca zew;
Kurtyna opadła, zniknął las,
Stół i coś jeszcze…
Chłód w kącie wraz z cieniem
Przygarnęły przerażone dziewczę,
Były spazmy i były dreszcze,
Gdy przyszedł oczy płakały
Ze zrozumieniem.