Osoby wykonujące funkcje publiczne – ze względu na swą pozycję i możliwość oddziaływania zachowaniami, decyzjami, postawami, poglądami na sytuację szerszych grup społecznych – muszą zaakceptować ryzyko wystawienia się na surowszą ocenę opinii publicznej.[i]
W Polsce mamy ostatnio wysyp „konstytucjonalistów” różnej jakości i maści. Rzecznik B. Mazur uważa, że Konstytucję należy zmienić, bowiem nikt jej nie przestrzega. To „przestrzeganie” przypomniało mi historię pani Ani. Tej pani jest wsio rawno czy ta Konstytucja „jest dobra” czy też nie, czy ją zmienią czy też nie. Organy państwa, z którymi moja bohaterka ma przymusowe spotkania III stopnia – Policja, prokuratury i sądy – w imieniu Rzeczpospolitej olały tę Konstytucję i pozbawiły moją bohaterkę jakichkolwiek gwarancji konstytucyjnych i ochrony jej praw. To oburzające łamanie Konstytucji i prawa moja bohaterka wiąże ze wszystkimi partiami rządzącymi Polską od pierwszego dnia transformacji.
Moja bohaterka mieszka w stolicy, gdzie niemal codziennie przechodzi obok któregoś z wyniosłych i eleganckich pałacy zajmowanych przez instytucje stojące na straży (przestrzegania) Konstytucji – Pałac Prezydenta Polski, Sąd Najwyższy, Trybunał Konstytucyjny, Ministerstwo Sprawiedliwości i Prokuraturę Generalną, Krajową Radę Sądownictwa czy Rzecznika Praw Obywatelskich. Pisze do tych instytucji prośby i skargi. Co z tego? Instytucje te tylko wyglądają imponująco z zewnątrz. Wewnątrz to Czarne Dziury, w których znikają ostatnie nadzieje na normalność, na sprawiedliwość, na wyjaśnienie „pomyłki”, na odzyskanie wolności, godności i wiary w człowieczeństwo.
Początek historii pani Ani zdaje się tak banalny jak nieprawdopodobny. Jej rodzina to tzw. klasa średnia, inteligencja. Moja bohaterka mieszka w starej przedwojennej kamienicy przy jednej z głównych ulic stolicy. We wspólnocie mieszkaniowej powstałej w tej kamienicy część mieszkań jest wykupiona, ale większość należy do gminy Warszawa – Sródmieście. Na parterze jest kilka bardzo atrakcyjnych (lokalizacja!) lokali sklepowych. Jeden z lokali (gorszy w podwórku) od conajmniej 40 lat wynajmuje od gminy pan Sławek.
Pan Sławek świetnie sobie radził we wrogim prywaciarzom socjaliźmie , więc nie miał żadnych problemów z odnalezieniem się w ustroju wolnorynkowym. Po krótkiej i skutecznej kampanii wyborczej, przy entuzjastycznym poparciu pań urzędujących w gminie zostal administratorem wspólnoty. To stanowisko pan Sławek zajmuje do dzisiaj. Biuro administracji znajduje się na zapleczu sklepu pana Sławka, z czego z przyczyn oczywistych zadowolony jest i administrator i niemal wszyscy członkowie wspólnoty.
Niemal, bowiem ta lokalizacja biura administracji okazała się przekleństwem dla pani Ani. A zaczęło się tak niewinnie. Bohaterka tego tekstu prosiła kilkakrotnie administratora – na zebraniach wspólnoty i przy okazji przypadkowych spotykań na podwórku – o udostępnienie dokumentów wpłat za czynsz, ponieważ otrzymywała wezwanie do uregulowania niedopłaty. Z dowodów wpłat pani Ani nie wynikało żadne zadłużenie, więc chciała sprawdzić skąd się wzięła niedopłata. Było to naturalne i normalne zachowanie. Takie sytuacje zdarzają się każdemu. Niestety, nie wiedzieć dlaczego prośby te były demonstracyjnie ignorowane. Pan Sławek był chyba zbulwersowany brakiem zaufania. Pani Ania z kolei nie wiedziała jak wyegzekwować udostępnienie rzeczonych dokumentów. Napisała więc oficjalne pismo do administratora i przymocowała je do szyby lokalu sklepowego/ biura wspólnoty. Administrator uznał ten sposób komunikacji za przestępstwo i udał się do pobliskiej komendy Policji i złożył doniesienie.
I tak TO się zaczęło.
Policja potraktowała doniesienie pana Sławka z nadzwyczajną atencją i nawet znalazła odpowiedni paragraf na przestępcze działanie mojej bohaterki, chociaż takowy w kodeksie wykroczeń nie istnieje. Akt oskarżenia wylądował w sądzie – przewinienie „nalepianie materiałów w miejscu publicznym”. Pani Ania wkrótce stanęła po raz pierwszy w swoim życiu (ale nie ostatni) przed obliczem polskiej Temidy. Administrator przy pomocy śledczych Policji zebrał materiał dowodowy – w tym fakturę opiewającą na ca 300zł. za czyszczenie przez fachową firmę kawałka szyby sklepowej (wielkości kartki formatu A4) po „przestępstwie” pani Ani. Sędzia skazała panią Anię Z perspektywy czasu, można powiedzieć, że moja bohaterka miała szczęście, bowiem sąd rejonowy umorzył postępowanie. Pan Sławek, sądząc po jego przyszłych działaniach, nie pogodził się z tą porażką.
Wkrótce po zakończeniu tej sprawy, pan Sławek zaczął szlifować swoje modus operandi. Wiedząc, że Policja jest po jego stronie, fałszywie oskarżył panią Anię o znieważenie. Tym razem sąd udowodnił winę mojej bohaterki, uznając tym samym, że ma ona właściwości bilokacji. Z bilingów telefonu komórkowego oskarżonej wynikało, że w momencie znieważania administratora była 20 km od miejsca, gdzie to zarzucane znieważenie miało miejsce. Sąd odwoławczy podtrzymał ustalenie SR, że paranormalne właściwości mojej bohaterki są normalką.
Od ogłoszenia tego wyroku, pan Sławek wiedział i inni wiedzieli, że są bezkarni. Od tamtego czasu pani Ania jest oskarżana i obwiniana permanentnie. W myśl starego przysłowia, że na pochyłe drzewo nawet koza skoczy.
Najpierw do akcji wkroczyła koleżanka pana Sławka, żona przewodniczącego wspólnoty – pani F. i oskarżyła panią Anię o „nękanie” przez „walenie” w drzwi jej mieszkania – precyzyjnie podała daty i godziny przypadków zarzucanego nękania. Dwukrotnie prokuratura odmówiła wszczęcia śledztwa. Ale za trzecim razem pani F. udało się. Na sukces w trzecim podejściu prawdopodobnie miały wpływ takie okoliczności jak; umiejętności przekonywania jej syna radcy prawnego i powinowactwo z prominentnym politykiem krajowym. Postępowanie w sprawie rozpocząło się w 2012r… i trwa do dzisiaj. Sąd rejonowy w osobie sędzi Modzelewskiej niezwykle wnikliwie ustala stan faktyczny – czy w podanych przez domniemaną pokrzywdzoną dniach pani Ania rzeczywiście przebywała w okolicy drzwi pani F. i waliła w drzwi. Same zeznania domniemanej pokrzywdzonej trwały dwa dni, a domniemane przestępstwo mojej bohaterki było najmniej istotną kwestią tych zeznań.
W czasie procesu – na koszt podatnika – pani Ania miała okazję poznać stan swojej poczytalności, jak również swój typ osobowości i niepowtarzalny sposób funkcjonowania swej psychiki – myślenia, odczuwania, zachowania oraz radzenia sobie z problemami. Poczytalność bohaterki ocenił lekarz psychiatra na podstawie akt sprawy, a dwie panie psycholog swoją opinię wydały na podstawie wniosków z „badania” bohaterki trwającego niecałą godzinę. O jakości tego „badania”, niech świadczy ten kawałek „ badania”;
– „czy pani pije?”
odp: „nie jestem abstynentką”,
psycholog – wniosek; „twierdzi, że nie pije”.
Tak mniej więcej, przedstawiają też protokoły rozpraw to co mówi się na sali sądowej.
Póki co odbyło się 20 kilka rozpraw w tej sprawie i końca nie widać. Dla porównania – np. sprawę porwania, terroryzowania i przetrzywania porwanego przez około 2 miesiecy, a następnie zabójstwa porwanego ze szczególnym okrucieństwem przez 3 oskarżonych – sąd rozstrzygął na 28 rozprawach!
Każda rozprawa to traumatyczne przeżycie dla mojej bohaterki. Byłam na kilku. Sędzia Modzelewska, na sali sądowej potrafi w sekundę zamienić się z miękko, cicho dyktującej do protokołu kulturalnej pani, w monstrum krzyczące na świadków i oskarżoną. To Mr. Hyde i doktor Jekyl w ciele delikatnej, szczupłej przystojnej blondynki. Sędzia stosuje totalny terror na sali sądowej. Na jednej z rozpraw przesłuchiwani byli świadkowie obrony, m.inn. – 84 – letnia matka bohaterki. Sędzia nie zaproponowała nawet leciwej kobiecie krzesła i ta z trudem stała podczas godzinnego składania zeznań. Pani sędzia przerywała zeznania co kilka minut wrzeszcząc „milczeć, dość” i straszyła karami porządkowymi. Swiadek nie słyszała pytań i nie zawsze odpowiadała na temat. Siedziałam w pierwszym rzędzie i chociaż nie mam problemów ze słuchem, słyszałam tyle, że często nie mogłam zrozumieć sensu pytania. Roztrzęsioną 84-latkę sędzia doprowadziła do łez, płakała też przerażona pani Ania, a sędzia krzyczała – „cisza! milczeć, to oskarżona wnioskowała tego świadka!
Sędzia Modzelewska nie ukrywa swej – powiedzmy delikatnie „niechęci” do oskarżonej i świadków obrony i faworyzowania oskarżycieli i ich świadków. Brak bezstronności jest ewidenty na sali sądowej. Pokrzywdzona składając zeznania o przestępstwie pani Ani, nie niepokojona przez sędzię, siedząc na foteliku, który poleciła przynieść sędzia plotła trzy po trzy przez 5 (słownie pięć!) dni. Wystarczy porównać z zachowaniem sędzi podczas wyjaśnień matki pani Ani, która na marginesie jest starsza od pani F.
Wyprzedzając oburzenie niektórych czytelników, przypominam, iż zgodnie z orzecznictwem TK i Trybunału w Strasburgu – przy ustalaniu istnienia uzasadnionego podejrzenia o braku niezawisłości i bezstronności sędziego, musi być brane pod uwagę również czy sędzia jest postrzegany przez obywateli jako niezawisły i bezstronny. Uważa się to za konieczny i nieodzowny warunek, aby nie osłabiać zaufania opinii publicznej, a w sprawach karnych, zaufania również oskarżonego do władzy sądowniczej. Wynika to z fundamentalnej roli sądu w każdym demokratycznym społeczeństwie i państwie prawa. Tak też ujmuje tę kwestię art. 3 Karty sędziów sygnowanej przez Polskę.
Dodam dla dopełnienia obrazu inkwizycji – po stronie oskarżyciela siedzą prokurator i dwóch pełnomocników domniemanej pokrzywdzonej (syn pani F. i adwokat, były prokurator). Oskarżyciel z urzędu zdaje się być lekko zażenowany, pełnomocnicy natomiast wyraźnie swoim zachowaniem, uśmieszkami, chrząkaniem i pytaniami dają do zrozumienia, że pani Ania to przestępczyni i „gorszy sort” niewart odrobiny szacunku.
Podczas pisania tego teksu, zadzwoniła pani Ania . Sąd Okręgowy w Warszawie 5.05.2016r. odrzucił jej skargę na przewlekłość postępowania w tej sprawie.
Tymczasem pan Sławek nęka panią Anię bezkarnie i przy wydatnej pomocy organów państwa już od 6 lat. Moja bohaterka spędza w sądach, na posterunku Policji, w prokuraturach, przygotowując się do kolejnych rozpraw i pisząc pisma – średnio około 2-3 godzin dziennie! W związku z karalnością i czasem, który jest zmuszona poświęcać na walkę o swoje prawa i „ kopanie się z koniem” i wykonywanie prac społecznych nie może i znaleźć pracy i pracować normalnie. Zyje z dorywczych prac. Szykany i fałszywe oskarżenia mnożą się. Policja interweniuje na (najczęściej) wezwania pana Sławka, czasami kilkakrotnie w ciągu dnia. Obecnie pani Ania ma ca 10 spraw sądowych, postępowań zażaleniowych itp, nie wspominając o sprawach wytoczonych przez Policję jej znajomym. Czasami moja bohaterka ma szczęście i w kilku sprawach została uniewinniona lub sprawy zostały umorzone. W większości przypadków niestety nie.
Ta absurdalna sytuacja jak u Kafki jest soczewką skupiającą wszelkie patologie organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości.
O skali bezprawia przykładowo świadczą takie zdarzenia.
- Zeznanie dyżurnego KRP 1 podczas rozprawy w jednej ze spraw. Policjant ten stwierdził w sądzie, iż bicie mojej bohaterki przez pana Sławka kijem od szczotki nie interesuje Policji, bowiem jest to sprawa „cywilna”. Na pytanie bohaterki – czy wobec tego wezwanie przez nią Policji, w sytuacji kiedy jest fizycznie atakowana (co może to się skończyć nawet poważnymi obrażeniami ciała) będzie zignorowane – Policjant odpowiedział, że tak. Sąd słuchał tych rewelacji i nie miał żadnych obiekcji czy pytań. Słuchał też pan Sławek i pilnie notował, uśmiechając się z satysfakcją.
- Podczas tej samej rozprawy zeznawała księgowa, której firma prowadzi księgowość wspólnoty. Księgowa oświadczyła, bez żadnej refleksji – jakimi bezprawnymi absurdami są jej wynurzenia, że „nie wpuści” pani Ani, ani nikogo z jej rodziny do lokalu swojej firmy i nie udostępni wglądu do dokumentów źródłowych (dowodów wpłat za czynsz), ponieważ pan Sławek ma „zestawienia” i to wystarczy. Nie wpuści i już!
- Podczas rozprawy odszkodowawczej w sprawie bezprawnego zatrzymania przez Policję znajomego pani Ani, zeznania składał pan Sławek i jego żona. Prokurator zamiast pytać udzielał „porad prawnych” świadkom, co do metod załatwienia pani Ani. Prokurator obiecywał świadkom, sugerując, że nie wiedzą jak sobie z „tą Iksińską” poradzić, iż sam wystąpi do prokuratury w sprawie oskarżenia „Iksińskiej” o nękanie i zakłócanie panu Sławkowi miru domowego. „Uświadamiał”, iż „ … wprawdzie wasz sklep mieści się w lokalu należącym do miasta, ale to nie ma znaczenia, wy ten lokal użytkujecie. Iksińska zakłóca (państwa) mir domowy i nachodzi”. (Dla wyjaśnienia pani Ania nie wchodzi do sklepu od lat, co nawet pan Sławek i jego żona zeznali.)
- Na uwagę mojej bohaterki, że sędzia łamie jej konstytucyjne prawa, zdziwiona sędzia odpowiedziała, że przecież ją obowiązuje kodeks karny i kodeks postępowania karnego.
- Moja bohaterka poskarżyła się …na dyskryminację Policji, naruszanie jej podstawowych praw człowieka i wolności, nieposzanowanie jej godności osobistej, nierówność wobec prawa i działanie Policji z rażącymi naruszania prawa. Z dalekiego Olsztyna przyjechał fachowiec Policji od praw człowieka i obywatela i wraz z funkcjonariuszką z Warszawy przesłuchiwali panią Anię w kwestii tych zarzutów. Fachowiec tłumaczył pani Ani, że dyskryminacja to przecież musi być rasowa.
Jest ewidentnym, że pan Sławek i inne osoby, a przede wszystkim Policja interpretują zachowanie i orzeczenia sądów w sprawach mojej bohaterki, jako legitymizację systemowego nękania i niszczenia mojej bohaterki, poprzez ostentacyjne łamanie prawa i łamanie elementarnych praw człowieka. Pan Sławek jest na każdej rozprawie pani Ani i bierze lekcje bezprawia, skrzętnie robiąc notatki.
Pani Ania od 6 lat nie może przebić się przez ten beton bezprawia, ze zdawałoby się prostymi i oczywistymi faktami, z których wynikają proste, logiczne wnioski.
- Każdy sklep jest lokalem publicznym, do którego każdy obywatel ma prawo wstępu. W lokalu sklepowym wynajmowanym przez pana Sławka mieści się również biuro administratora Wspólnoty Mieszkaniowej Marszałkowska 81, do którego ma dostęp każdy członek wspólnoty.
- Pan Sławek zgodził się dobrowolnie na pełnienie funkcji administratora, a z tą funkcją idą nie tylko konfiturki ale i obowiązki, które zgodził się wykonywać. Za tę pracę pan Sławek otrzymuje od członków wspólnoty wynagrodzenie. Pani Ania też płaci za usługi, których pan Sławek nie wykonuje, bo takie ma widzimisię.
- Panu Sławkowi lekarz nie przepisał, aby lubił panię Anię i ma prawo żądać, aby pani Ania nie kontaktowała się z nim prywatnie, nie nękała go w jego mieszkaniu itp.
- Ale, pan Sławek – administrator – nie może arbitralnie dojść do wniosku, że tej „klientki” nie obsługuje w biurze wspólnoty. To jest po prostu bezprawne. Zaden sąd nie pozbawił mojej bohaterki – orzeczeniem wydanym w imieniu Rzeczpospolitej Polskiej – praw obywatelskich.
Na podwórku Marszałkowskiej 81 czas zatrzymał się w czasach głębokiego PRLu. A było to możliwe tylko dzięki bezprawnym działaniom Policji, prokuratury i sądów – organów (ponoć) demokratycznego państwa prawa. Konstytucja i prawo nie są gwarancjami bezpieczeństwa pani Ani. Tutaj nikogo nie dziwi i nie oburza, że Policja nie usiłuje nawet pretendować, iż jest bezstronnym organem państwa, stojącym na straży porządku publicznego. Policja działa jak prywatna ochrona pana Sławka, za pieniądze podatników. Nikogo nie dziwi i nie oburza, nawet sędzi RP, że dyżurny pobliskiego komisariatu nie wyśle interwencji na wezwanie bitej przez pana Sławka bohaterki. Nie dziwi i nie oburza, że od lat z uporem maniaka Policja „zabrania” pani Ani wstępu do sklepu/biura wspólnoty bez żadnej podstawy prawnej. To i tak postęp, bo bywało, że „zabraniano” jej przebywania na podwórku kamienicy, a dostęp do jej klatki schodowej jest tylko z podwórka! Prokurator na rozprawie sądowej narusza godność osobistą bohaterki i poniża ją, narusza prawo i etykę zawodową. Policyjny fachowiec od praw człowieka nie widzi dyskryminacji pani Ani, bo według niego dyskryminacja musi być „rasowa”. Rzecznik Praw Obywatelskich nie widzi podstaw do interwencji i pomocy.
Na zakończenie niezbędne uzupełnienie. Pani Ania mieszka w 40 kilku mieszkaniowej kamienicy ze swoim synem, 84 letnią matką, bratem i bratankiem. Jak wspomniałam większość mieszkań we wspólnocie, to mieszkania należące do gminy. Dla mieszkańców mieszkań komunalnych pan Sławek jest reprezentantem „władzy”, a z władzą wiadomo trzeba żyć dobrze. Mniejszość, właściciele mieszkań, to kilku nowych, w tym cudzoziemcy, którzy nie rozumieją lub nie interesują się zawiłościami technicznymi zarządzania wspólnotą. Reszta właścicieli boi się pana Sławka i jego „chodów” w Policji czy w gminie. Wielu z nich podobnie jak lokatorzy komunalni uważa, że „władza” ma zawsze rację i lepiej się nie wychylać. Kilka osób w tajemnicy popiera moją bohaterkę. Na publiczne wsparcie nie może liczyć – szczególnie w sądzie. Takich odważnych nie ma – wszyscy wychodzą z założenia – lepiej ona niż ja.
Informuję funkcjonariuszy ww instytucji, że wolność wypowiedzi i swoboda wyrażania swoich poglądów jest zagwarantowana art. 54 Konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej. Artykuł ten gwarantuje również prawo do informowania o działalności osób pełniących funkcje publiczne.