Kiedy zjeżdżam z głównej drogi, jadę podrzędnym asfaltem przez około półtora kilometra pośród domów i pól. Przez lata pól ubywa a domów przybywa.
Kiedy zjeżdżam z głównej drogi, jadę podrzędnym asfaltem przez około półtora kilometra pośród domów i pól. Przez lata pól ubywa a domów przybywa. Człowiek zawsze spojrzy ciekawy, co to się buduje, zwłaszcza od wiosny do wczesnej jesieni , bo wtedy jasno i można coś zaobserwować ze szczegółami przez brudną szybę samochodu. Zimą człowiek wyjeżdża po ciemku i wraca nocą – życie niewiele się różni od tego, które wiodą ci depresją obciążeni nieszczęśnicy za kołem podbiegunowym. Wtedy nawet umycie szyby nie pomaga.
Dom obserwowałem wyrastający z ziemi i bałaganu typowego dla polskiego budowania. Ponieważ dom nie miał w sobie nic nadzwyczajnego, właśnie jego otoczenie bardziej przyciągało moją uwagę. Bo to fajnie jest obserwować jak kupa gruzu leżąca po stronie prawej migruje w dwie kupy leżące po stronie lewej, wyrastają jakieś nowe kupy piasku, sterty worków z czymś tam itp. jeśli wiecie co mam na myśli. Różne, dziwne samochody stały na placu, ciągle inne. Maszyny, drzewny chłam, pył. Kręcący się ludzie.
Gdy człowiek obserwuje przez dłuższy czas to chcąc niechcąc zaczyna dostrzegać pewne prawidłowości. Najpierw jedną – wolne tempo robót. Potem drugą – dwa najczęściej pojawiające się na placu samochody to wielki srebrny , nienajnowszy terenowiec i mały, błyszczący pseudoterenowiec -nówka.
Budowa ciągnęła się chyba bardzo długo – może dwa lata. Dom migał przed oczyma dwa razy dziennie – widziany od frontu nie pozwalał oku laika ocenić swojej kubatury. Taki spory, parterowy dom, jakich wiele. Któregoś dnia zdjęto siatkę ogradzającą plac budowy, zaczęto porządkować teren i nagle stało się jasne przeznaczenie łupanego jasnego kamienia w wielkich transportowych worach stojących na placu. Z tego kamienia zaczęto budować ogrodzenie – niski murek wzdłuż całej linii brzegowej a na nim w odstępach tęgie słupki. Ogrodzenie powstawało pół roku albo może nawet rok. Skokami. To znaczy powstał najpierw ten niski murek – w dwóch czy trzech skokach, potem w kilku skokach wyrosły słupki. A potem brama, metalowe konstrukcje między słupkami, a w końcu na tych konstrukcjach , drewniane, gęste, ciemnomalowane płotki – też w kilku skokach. Ten szkieletowy, wolno powstający ze spajanych zaprawą kamieni murek powoli zaczynał mnie cieszyć swoją urodą. Odróżniał się od innych ogrodzeń, sztampowych i nudnych. To był kawałeczek wsiowego, nadśródziemnomorskiego klimatu przerzucony w mazowieckie zatłoczenie elewacyjnych płytek, kutych lub brzydko spawanych ogrodzeń, drewnianych płotów, klinkierów i innych banalnych cholerów. W lecie, w gorącu i wybuchu wegetacji to był rzeczywiście powiew śródziemnomorskiej aury sennego Saint Paul de Vence, na przykład. Brakowało tylko symboli słoneczek ułożonych z kamieni koloru zardzewiałego żeliwa i wtopionych w betonowe chodniczki.
Kiedyś w końcu zobaczyłem właścicieli posesji. Dwoje starszych ludzi, ale nieokreślonego starszego wieku, może młodszych a może bardziej starych krzątało się na placu nieśpiesznie przy sadzonkach. Pamiętam, że odkąd zidentyfikowałem samochody właścicieli to zawsze dojeżdżając do placu budowy zgadywałem, czy będą oba stały na placu i bylo miło zobaczyć parę terenowców stojącą zgodnie w bliskości. Gdy stał tylko jeden albo plac był opustoszały, czegoś mi brakowało. Zacząłem kibicować i domagać się w myślach , zwłaszcza, gdy jechałem późną nocą albo skoroświtem, aby na placu witała mnie para symbolizująca spokojne, harmonijne życie właścicieli. I tak zazwyczaj było.
Gdy dokończono budowy ogrodzenia, gdy wszystkie drewniane , ciemnomalowane płotki znalazły się na swoich miejscach a bramę zawarto, nie mogę już kibicować gospodarzom. Między szparami płotków mignie czasem szklane oko samochodu, ale bez zatrzymywania nie jestem w stanie sprawdzić czy para trzyma się razem czy nie. Tylko czasami brama jest otwarta i wtedy widzę co się dzieje na ładnie kostką wyłożonym placu. Dzieje się różnie, ale ponieważ od czasu do czasu srebrny i czarny stoją obok siebie, wierzę że harmonia trwa w domu ogrodzonym pięknie spojonym, jasnym kamieniem.
Droga Redakcjo
Proszę zachowywać zróżnicowanie tekstu – np. słowa wyróżnione italikiem.
Dziękuję uprzejmie za wysłuchanie.
Markizie, dzięki za komentarz
Markizie, dzięki za komentarz pełen rzadkiego uroku.
Płotów i ogrodzeń – fakt – nie znajdziesz w pewnych krajach, w pewnych okolicach.
Ale jeśli ktoś gości często panie, które lubią nago ze słońcem tańcować to musi zadbać by mogły to robić nie gorsząc maluczkich, a ciesząc oko gospodarza, nieprawdaż?
W Bydgoszczy
(i pewnie jeszcze w paru miejscach), niedaleko teściowej, jest płot tak perfidnie zrobiony, że można zajrzeć tylko pod kątem, na wprost widać litą ścianę bez jednej szparki. A pod kątem oczywiście niewiele widać, ale płot wygląda na dużo lżejszy i zapewne o to chodziło.
Te rumuńskie cegły to nie sama glina.
Formują je mieszając z gliną drewniane wióry i/lub trociny. Domy są ciepłe i szczelne, niezbyt gorące latem. Trwałość takiej cegły jest ponoć rzędy 50 – 100 lat.
Nieraz się zastanawiałem, dlaczego na naszej wsi taki budulec się nie przyjął. W zasadzie same zalety – zmniejszona trwałość nie jest problemem, jeżeli weźmie się pod uwagę obecną narastającą mobilność ludzi.
fM
Refleksja taka – nie wiesz, co się u sąsiadów dzieje, wnioskujesz z odgłosów słyszanych przez ścianę, z widoków oglądanych przez płot – tylko tyle
Ładne to jest, pogodne
Czyta się z uśmiechem; refleksyjna obserwacja – fajna rzecz