Tekst będzie uzupełnieniem ostatnich tekstów . Uzupełnieniem subiektywnym jak najbardziej. Nie będzie analizy ekonomicznej i politycznej, tylko ocena 10 lat życia w gierkowskim perelu.
Tekst będzie uzupełnieniem ostatnich tekstów . Uzupełnieniem subiektywnym jak najbardziej. Nie będzie analizy ekonomicznej i politycznej, tylko ocena 10 lat życia w gierkowskim perelu. Widzianego oczami dziecka i młodocianego szczyla.
Co pamiętam? Pamiętam grudzień 1970, ojciec wrócił z morza na ląd ostatni raz przed ponad 10 letnią przerwą. Do domu z portu w Gdyni wracaliśmy w późną grudniową noc. Bałem się jak diabli, bo wiedziałem z opowiadań starszych kolegów, że milicja zastrzeliła ileś tam osób, jest godzina milicyjna, a my w środku miasta. Na szczęście ojciec wziął taksówkę, starą warszawą, dość zapuszczoną w środku i dojechaliśmy do domu mijając po drodze patrole milicji.
Pamiętam też kolonie i półkolonie na które stać było bez mała większość rodzin z naszego osiedla młodych. Nędzna była ich jakość, ale lepsze to niż pałętanie się bez celu po ulicach. W szkole sportowej skarmiano nas sokami „dodoni” – zaczął się już gierkowski dobrobyt. Pojawiła się pepsi – cola i gumy donaldy, co prawda najczęściej w kawiarni obok po 7 zł za sztukę, ale powiało zachodem jak cholera. Niestety na ukochane Wranglery musiałem poczekać do skończenia 14 lat, bo 1$ był po 100 zł, co chwilowo przekraczało dość oszczędnie żyjących moich starych.
Po latach mędzenia zdołałem ich namówić na magnetofon kasetowy MK2500 i podręczny zestaw kaset, które natychmiast zapełniłem dyskografią Beatlesów, którą gdzieś w okolicy 1977 puszczał w PR IV Jerzy Janiszewski.
Płyty Beatlesów czy Zeppów pozostawały poza możliwościami finansowymi. Już wtedy zastanawiałem się co takiego zrobiliśmy, że to co na zachodzie uważane jest za normę cywilizowanego kraju u nas stanowi luksus dostępny tylko nielicznym. Jakoś nie przekonywały mnie obrazki biedoty w USA czy nawet Francji pokazywane w TV Szczepańskiego, bo takie same obrazki oglądało się wówczas na Oruni czy po żuławskich wiecznie zasyfiałych wiochach.
Ojciec zdołał jeszcze zainwestować w daczę na Kaszubach i wszystko po mału zaczęło się cofać. Na początek zniknęły luksusowe czekoladki 22 Lipca d. E. Wedel. Zniknęła pepsi cola. Zostały toffi, irysy, landrynki i oranżada. Nie wiedzieć czemu zniknęła moja ulubiona mandarynka, pewnie kupowano do jej produkcji jakieś dewizowe substraty. Starym zniknęły Marlboro w miękkich okładkach. Zostały Carmeny, Caro a potem tylko Klubowe i Sporty, zastąpione (1980-1981) przez Popularne. Zniknęła (z wyjątkiem Pewexsów ) Żytnia, została Bałtycka.
Coraz częściej robiono zakupy na zapas. Przede wszystkim cukier, który od 1976 roku był na kartki. Zniknęła polędwica, szynka i schab. Została tylko parszywa kiełbasa zwyczajna i salceson, którego nie jadam z reguły i dzisiaj, chociaż tamten gierkowski w porównaniu z obecnie produkowanym gównem smakował bajecznie.
Przed sklepami zaczęły ustawiać się kolejki i to praktycznie po wszystko. Listy społeczne. Żeby spędzić święta z w miarę pełnym stołem trzeba było stać od 2-3 w nocy w kolejce i to po kilka razy do tego samego sklepu. Bo raz rzucili schab i kiełbasę, a drugiego dnia wędlinę lepszej jakości. Nie powiem, że młodość minęła mi na staniu w kolejce, ale traumę mam do dzisiaj. Nienawidzę robić zakupów i stanie do kasy dłużej niż 5 minut uważam za katorgę. To ewidentnie sukces tow. Edwarda. Dzisiaj gdy ludzie szwendają się w czasie wolnym po sklepach, ja szwendam się po lesie lub zaczytuję się w książkach.
1 Maja spędzałem na pochodach. Chyba ze trzy czy cztery razy. I nie z jakąś tam czerwoną flagą tylko biało zieloną – Lechii Gdańsk, którą wieźliśmy na kolanach pojazdu przygotowanego ku czci przez kierownictwo naszego osiedla. To był szpan – flaga Lechii. Wtedy jeszcze na stadionach poza kurwami fruwającymi w stronę sędziego bywało raczej spokojnie. Stojących na trybunie oficjeli mieliśmy zwyczajnie w dupie, bez politycznego podtekstu. Po prostu to nie byli nasi kumple.
Szkoła podstawowa była typową soc-freblówką. Z akademiami ku czci, ale też dużym zakresem zajęć pozalekcyjnych w większości nieodpłatnych. Gdzieś w 1978 mieliśmy dostać dresy (szkoła sportowa). Dostaliśmy podszyte wiatrem ubranie dresopodobne, z których po trzech miesiącach zostały wióry – tu także widać było symptomy kryzysu. Na znak protestu wystąpiliśmy w tych resztkach ubrań jak dziady pierwszej kategorii na międzyszkolnych zawodach. Awantura była na 100 fajerek, łącznie w wymienieniem i wystąpieniem na apelu dyscyplinarnym. Niestety dyrekcja szkoły nie wzięła sobie do głowy doświadczenia i kazała nam wystąpić w tych obdartych łachach przed całą szkołą, co wywołało odmienny do zamierzonego przez belfrów, stan wesołości zgonionej gównarzerii.
Byłem dzieciakiem przeciętnej – jak się to wówczas mówiło – inteligenckiej rodziny, mieszkającej w dwupokojowym mieszkaniu. Nie czułem się specjalnie wykorzystywany, pomiatany czy urabiany ideologicznie. Zresztą zawsze do tego co oficjalne podchodziłem po szwejkowsku. Ale też mi nikt dzisiaj nie będzie mówił, że ten okres to okres wyjątkowej szczęśliwości narodu. Pamięć pozostałą po latach dzieciństwa i młodości traktuję jak swojego rodzaju miniaturę gierkowskiego ustroju. Podsumowanie będzie więc także na miarę tej dziecięcej pamięci. Po latach nauczyłem się jednego dobrze i raz na zawsze. Że nie można więcej wydawać niż się zarabia (kredyt konsumpcyjny) i że inwestycje powinny być efektywnie i rozwojowe a nie pełnić roli pomnika epoki, zwłaszcza gdy niedokończone straszą po latach. I dobrze, przestrogi dla pokoleń nigdy za wiele.
ciekawe czasy
Moje wrażenia z tamtego okresu są prawie identyczne, dodałbym jeszcze ciekawą politykę płacową. Zarobki tym niższe im wyższe kwalifikacje i wykształcenie.
Kopacz dołów zarabiał najwięcej, majster już trochę mniej, bo to prawie inteligent, a “kierownik” najmniej. Pamiętam dyrektora ogromnej fabryki, który był niezwykle bogaty, bo miał mieszkanie w nowym bloku i Dużego Fiata.
ciekawe czasy
Moje wrażenia z tamtego okresu są prawie identyczne, dodałbym jeszcze ciekawą politykę płacową. Zarobki tym niższe im wyższe kwalifikacje i wykształcenie.
Kopacz dołów zarabiał najwięcej, majster już trochę mniej, bo to prawie inteligent, a “kierownik” najmniej. Pamiętam dyrektora ogromnej fabryki, który był niezwykle bogaty, bo miał mieszkanie w nowym bloku i Dużego Fiata.
Przewodnia siła proletariatu
Przewodnia rola proletariatu skończyła się, chociaż może nie do końca (spawacz wciąż zarabia 2-3 razy więcej niż pielęgniarka czy nauczyciel). Obok mnie domy postawili sobie kaszubi mający własne małe firmy budowlane, czyli mówiąc wprost robotnicy budowlani. Z kolei mój dawny kolega z podstawówki, który po zakończeniu nauki w ośmioklasowej szkole obstawił zawodówkę: – “wiesz, szybko zacznę zarabiać” , frustruje się dzisiaj jako podrzędny działacz zwiazkowy. Cóż, każdy jest kowalem własnego losu, a mnie się wydaje że dzisiaj mogę wykuwać swój los bardziej po swojemu.
ciekawe czasy
Moje wrażenia z tamtego okresu są prawie identyczne, dodałbym jeszcze ciekawą politykę płacową. Zarobki tym niższe im wyższe kwalifikacje i wykształcenie.
Kopacz dołów zarabiał najwięcej, majster już trochę mniej, bo to prawie inteligent, a “kierownik” najmniej. Pamiętam dyrektora ogromnej fabryki, który był niezwykle bogaty, bo miał mieszkanie w nowym bloku i Dużego Fiata.
Przewodnia siła proletariatu
Przewodnia rola proletariatu skończyła się, chociaż może nie do końca (spawacz wciąż zarabia 2-3 razy więcej niż pielęgniarka czy nauczyciel). Obok mnie domy postawili sobie kaszubi mający własne małe firmy budowlane, czyli mówiąc wprost robotnicy budowlani. Z kolei mój dawny kolega z podstawówki, który po zakończeniu nauki w ośmioklasowej szkole obstawił zawodówkę: – “wiesz, szybko zacznę zarabiać” , frustruje się dzisiaj jako podrzędny działacz zwiazkowy. Cóż, każdy jest kowalem własnego losu, a mnie się wydaje że dzisiaj mogę wykuwać swój los bardziej po swojemu.
Jestem pokolonie późniejsze
no, może pół pokolenia. Pamiiętam socjalizm. Szarość, burość, syf i totalna beznadzieja. To była degrengolada. Przeczytacie książkę Hugo Badera (właśnie kończę) – co komunizm zrobił ze społeczeństwem w Rosji i tamtych państwach poradzieckich. Po prostu rozład społęczeństwa – u nas też to się już zaczynało. Dobrze, że to wszystko szlag trafi.
Jestem pokolonie późniejsze
no, może pół pokolenia. Pamiiętam socjalizm. Szarość, burość, syf i totalna beznadzieja. To była degrengolada. Przeczytacie książkę Hugo Badera (właśnie kończę) – co komunizm zrobił ze społeczeństwem w Rosji i tamtych państwach poradzieckich. Po prostu rozład społęczeństwa – u nas też to się już zaczynało. Dobrze, że to wszystko szlag trafi.
a tytuł?
tytuł poproszę uprzejmie
Jacek Hugo- Bader
Biała Gorączka, wydawnictwo Czarne.
pozdr.
Dziękuję
pora do księgarni
Jestem pokolonie późniejsze
no, może pół pokolenia. Pamiiętam socjalizm. Szarość, burość, syf i totalna beznadzieja. To była degrengolada. Przeczytacie książkę Hugo Badera (właśnie kończę) – co komunizm zrobił ze społeczeństwem w Rosji i tamtych państwach poradzieckich. Po prostu rozład społęczeństwa – u nas też to się już zaczynało. Dobrze, że to wszystko szlag trafi.
a tytuł?
tytuł poproszę uprzejmie
Jacek Hugo- Bader
Biała Gorączka, wydawnictwo Czarne.
pozdr.
Dziękuję
pora do księgarni
Ze wszystkich “peerelowskich”
Ze wszystkich “peerelowskich” wpisów, jakie się tu ostatnio pojawiły, ten podoba mi się najbardziej. Głównie dlatego, że mówi o życiu, a nie o ideologii. Sześć.
Ze wszystkich “peerelowskich”
Ze wszystkich “peerelowskich” wpisów, jakie się tu ostatnio pojawiły, ten podoba mi się najbardziej. Głównie dlatego, że mówi o życiu, a nie o ideologii. Sześć.
Gdybym Z. Gderczyka nie podejrzewał o prowokację,
to bym też coś takiego napisał. Ale coś swojego dodam.
Nienawidzę obłudy. Jest coś, wyjątkowo oślizgłego i odrażającego dla mnie w epoce Gierka. To nowomowa, te teksty, slogany silące się na górnolotną erudycję, nasączone propagandą sukcesu, do tego stopnia, że sens dawno zniknął. Cała ówczesna klasa polityczna posługiwała się tym slangiem zupełnie niezrozumiałym dla społeczeństwa. Pamiętam jak usłyszałem w radiu Kwaśniewskiego. OD razu orzekłem – ten zrobi karierę – mówi zrozumiale – ludzkim językiem, zupełnie inaczej niż całe PZPR, niż wszyscy inni przedstawiciele przewodniej siły narodu. I tak zamiast budowania autorytetu władzy narastał podział na my i oni. Podział, który do dziś praktycznie uniemożliwia budowę społeczeństwa obywatelskiego, po politycy nie budzą za grosz zaufania.
To nam zostało z czasów Gierka, jak również uczulenie na wszelką propagandę, szukanie fałszu w każdej argumentacji, niedowiarstwo i podejrzliwość w stosunku do władzy – każdej władzy. Może i stąd biorą się tak beztrosko krytykowane wady narodowe – samowola, pogarda dla prawa, brak społecznych odruchów. Beztrosko, bo kryzys poszanowania władzy i litery prawa, to nie wada narodowa – to kolejny spadek z czasów dobrobytu na kredyt.
Zresztą, czy ta dzisiejsza władza robi coś, aby ten stan zmienić? Czy dziś prominenci polityczni, podobnie jak kiedyś komisja spadkowa Piłsudskiego, mogą powiedzieć, że ich jedyny osobisty profit ze sprawowania władzy, to złote spinki?
Gdybym Z. Gderczyka nie podejrzewał o prowokację,
to bym też coś takiego napisał. Ale coś swojego dodam.
Nienawidzę obłudy. Jest coś, wyjątkowo oślizgłego i odrażającego dla mnie w epoce Gierka. To nowomowa, te teksty, slogany silące się na górnolotną erudycję, nasączone propagandą sukcesu, do tego stopnia, że sens dawno zniknął. Cała ówczesna klasa polityczna posługiwała się tym slangiem zupełnie niezrozumiałym dla społeczeństwa. Pamiętam jak usłyszałem w radiu Kwaśniewskiego. OD razu orzekłem – ten zrobi karierę – mówi zrozumiale – ludzkim językiem, zupełnie inaczej niż całe PZPR, niż wszyscy inni przedstawiciele przewodniej siły narodu. I tak zamiast budowania autorytetu władzy narastał podział na my i oni. Podział, który do dziś praktycznie uniemożliwia budowę społeczeństwa obywatelskiego, po politycy nie budzą za grosz zaufania.
To nam zostało z czasów Gierka, jak również uczulenie na wszelką propagandę, szukanie fałszu w każdej argumentacji, niedowiarstwo i podejrzliwość w stosunku do władzy – każdej władzy. Może i stąd biorą się tak beztrosko krytykowane wady narodowe – samowola, pogarda dla prawa, brak społecznych odruchów. Beztrosko, bo kryzys poszanowania władzy i litery prawa, to nie wada narodowa – to kolejny spadek z czasów dobrobytu na kredyt.
Zresztą, czy ta dzisiejsza władza robi coś, aby ten stan zmienić? Czy dziś prominenci polityczni, podobnie jak kiedyś komisja spadkowa Piłsudskiego, mogą powiedzieć, że ich jedyny osobisty profit ze sprawowania władzy, to złote spinki?