Nadal w ramach protestu przeciwko obecnej rzeczywistości nie będę jej komentowało, ale zamiast tego postanowiłom dać coś innego na ruszt. Ponieważ zbliża się All Hallows Eve, czyli pora na straszenie, ja, Jiima, postanowiło żem się zmierzyć z jednym z większych strachów współczesnego człowieka, czyli z obsługą komputera.
Mitów na temat obsługi komputera jest sporo. Najczęstszy, to "że to za trudne", potem mamy "bo coś zepsujesz" – o tyle istotny, że komp nie jest towarem tanim, nawet najtańsze nettopy kosztują powyżej tysiaka.
Tymczasem nie święci garnki lepią i w zasadzie każdy użyszkodnik powinien poznać (moim aroganckim zdaniem) przynajmniej podstawy obsługi komputera. Przy czym pod hasłem "podstawy" nie rozumiem bynajmniej włączenia komputera i "wejścia w internet" co na ogół oznacza odpalenie niesławnego Internet Explo(d)rera, lecz tematy nieco bardziej złożone, typu instalacja oprogramowania, czy zrobienie kopii zapasowej plików. Temat może i przerażający, ale kiedy słyszę, że "specjalista" bierze 200 zeta za zrobienie kopii bezpieczeństwa plików na Macu (co w zasadzie dzieje się automatycznie) czy aktualizację systemu (co dzieje się automatycznie) to tzw. szczena mi opada i zaczynam nieestetycznie wyglądać.
<Jan> Znam się na tym wszystkim. Klik. Dwuklik. Klawiatura… Takie techniczne sprawy… No i ta skrzynka na podłodze
<Denholm> Twardy dysk?!
<Jan> No właśnie.
Kilka prostych zasad dotyczących korzystania z komputera:
- Zanim zrobisz coś dziwnego, upewnij się że masz kopię zapasową
- Przy pomocy klawiatury i myszy dość trudno jest popsuć komputer. No, chyba że walimy nimi w obudowę.
- Te "rzeczy" zbudowali ludzie. Na ogół wcale jakoś niespecjalnie wybitni. Więc poradzisz sobie z ich obsługą.
Tak więc zaczynamy
Foldery, katalogi, nazwij to jak chcesz
<Roy> [śpiewa] We don’t need no education.
<Moss> Ty potrzebujesz. Użyłeś podwójnego zaprzeczenia w zdaniu.
Katalogi (ang. directory) są częścią każdego istniejącego obecnie systemu operacyjnego, za wyjątkiem kilku dziwacznych rozwiązań spotykanych tylko w wielkich systemach bankowych. Nic dziwnego, bez nich utrzymanie porządku na czymś większym niż dyskietka (ktoś jeszcze pamięta co to dyskietka?) jest niemal niewykonalne (wspomniane systemy radzą sobie z tym jakoś, nawet na terabajtowych dyskach, ale nie chcecie wiedzieć jak). Katalogi zostały wymyślone bodajże dla potrzeb systemu UNIX, ale dość szybko skopiowano je do systemu MS-DOS. Ponieważ obecne windowsy wywodzą się (w pewnym metaforycznym sensie) od MS-DOS, a Linux, BSD i MacOS X wywodzą się z UNIX-a, nie powinniśmy się dziwić, że na naszym dysku katalogi na 100% są.
Co istotne, minęły już czasy systemów takich jak DOS, gdzie każdy tworzył sobie taką strukturę katalogów jaka mu się podobała. Współczesne systemy mają narzuconą strukturę, którą wprawdzie możemy rozszerzyć o własne pomysły, ale pod żadnym pozorem nie należy zmieniać tego co jest… bo efezzkty mogą być interesujące.
Na każdym dysku mamy katalog główny, zwany też korzeniem (root). Na dysku systemowym nie należy w nim raczej nic umieszczać, zwłaszcza gdy pracujemy w systemie uniksowym (Linux, OSX). Na pozostałych dyskach mamy większą dowolność, w zasadzie tylko dysk systemowy ma narzuconą hierarchię. Od "korzenia" odchodzi cała masa katalogów, przy czym większość nie obchodzi przeciętnego użytkownika. W Windows istotne są katalogi "Program Files" i "Windows" (lub WINNT), od obydwu lepiej trzymać się z daleka (jeśli mamy Vistę lub coś nowszego, odkryjemy, że grzebanie w tych katalogach jest poważnie utrudnione). Systemy uniksowe mają całą hierarchę katalogów systemowych, jednak większość nowoczesnych systemów starannie ukrywa ją przed użytkownikiem. Warto jednak wiedzieć, że "etc" zawiera pliki konfiguracyjne, "bin" narzędzia systemowe "usr" i jego podkatalogi – zainstalowane oprogramowanie "var" różne pliki pomocnicze "tmp" pliki tymczasowe (w Windows są one rozrzucone w całej masie katalogów nazwanych "Temp") zaś "root" i "sbin" narzędzia dla admina.
Obecne systemy uwzględniają istnienie więcej niż jednego użytkownika, więc jest wydzielony obszar specjalnie dla nich. W Windows do Xp włącznie, nazywa się on "Documents and Files", zaś Vista wzwyż nazywa go "Users". Uniksy mają katalog "home", przy czym w OSX jest on dość specyficznie zbudowany. W każdym z tych katalogów tworzony jest podkatalog dla każdego użytkownika w systemie i to w tym katalogu będziemy na ogół pracować. Windows dodatkowo zawiera katalog "All Users" ("Public" w Viście i dalszych) który jest "sklejany" z naszym katalogiem. Dokładniej – nie tyle cały katalog, co jego pulpit i menu start. Zaś jego katalog dokumentów dostępny jest dla każdego jako "Shared Documents".
Katalog dokumentów, to miejsce gdzie powinien pracować porządny użytkownik. Jest on na ogół indeksowany przez usługę wyszukiwania, zaznaczony w systemie kopii zapasowych i ogólnie uporządkowany. Vista wzwyż sugeruje nawet, by właśnie tu przechowywane były sejwy z gier, choć nie wszyscy niestety się dostosowali. Systemy Uniksowe, w tym OSX mają tu większy porządek, w Windows wciąż jest masa programów które chcą zapisywać bezpośrednio w katalogu usera, albo w ogóle gdzie indziej (co oznacza kłopoty w wypadku Visty i wyższych systemów).
Generalnie, jeśli ktoś nie jest "power userem", czyli znawcą systemu, do których ten artykuł nie jest adresowany, zalecam korzystanie z katalogu "dokumenty". Jest on na ogół łatwo dostępny z pulpitu systemu (w Windows mamy go w menu start, w OSX w docku, w Gnome i KDE w pasku zadań), mamy do niego pełne uprawnienia, no i łatwiej nam potem uporządkować wszystko.
Pulpit
Specjalnym katalogiem w systemie jest Pulpit. Mówię oczywiście o systemach graficznych, gdyż inne dotyczą wyłącznie hardkorowców.
Pulpit jest na ogół – jak już wspomniało żem, katalogiem. Oznacza to, że można na nim trzymać pliki. I niestety, wielu ludzi trzyma. Pliki te wyświetlane są na monitorze jako estetyczny wzorek na tapecie pulpitu, przypominający muchy rozgniecione na ścianie.
Umieszczanie plików na pulpicie jest wygodną metodą na szybkie skopiowanie czegoś na później. Jest też dobrą metodą na uzyskanie totalnego bajzlu w plikach, w którym nie połapiemy się przez następne sto lat. Owszem, można na pulpicie zakładać katalogi, ale to już jest perwersja.
Optymalnie, na pulpicie powinno się trzymać wyłącznie skróty do ulubionych programów, ew. ikony zamontowanych dysków (Linux-y i OSX umieszczają je tu automatycznie). Nie dotyczy to użytkowników OSX i Windows 7, którzy mają docka, o wiele lepiej nadającego się do tego celu (w win7 nie jest to do końca "dock", ale działa podobnie). Czyli – lubimy jakiś program? Odpalamy go, klikamy prawym klawiszem (dwoma palcami lub z naciśniętym CTRL) ikonkę w doku, wybieramy "przypnij" i sprawa załatwiona. W XP i Viście mamy do tego obszar najczęściej używanych programów w menu start, ale rozumiem, że można być leniwym…
Pliki na pulpicie należy umieszczać na chwilę. Nie, naprawdę na chwilę. Czasem wygodniej jest zgrać na pulpit a potem wrzucić do odpowiedniego katalogu, niż przegrzebywać się przez okna. Tyle, że robimy to NATYCHMIAST. Nie miesiąc później. Inaczej bajzel na biurku nas dopadnie.
Dla osób używających KDE, sprawa jest prostsza – tam NIE MA pulpitu. Nie takiego jak w windozie czy OSX. Zamiast tego jest pulpit plazmy, pozwalający na umieszczanie widgetów. Ale o tym kiedy indziej.
Pliki
Katalog jest miejscem, gdzie trzymane są pliki. Plik jest jakimś spójnym zbiorem danych, ok, to nie zabrzmiało zrozumiale, ale ciężko powiedzieć to inaczej. W skrócie, plik to plik. Coś na czym komputer pracuje. Może to być dokument, film, program, a czasem wszystko w jednym – np. gdy plikiem jest śmieszna prezentacja w powerpoincie instalująca na naszym komputerze wirusa podczas przeglądania. System operacyjny wie jak sobie radzić wyłącznie z kilkoma rodzajami plików, głównie są to programy i pliki konfiguracyjne. Reszta plików dla systemu to tylko nieczytelne dane, do których przetwarzania wymagany jest jakiś program.
Pliki (ang. file) mają nazwę. W obecnych systemach nazwa może być dowolnym ciągiem znaków, zawierającym nawet spacje i znaki narodowe. "Matka Kurka obiecał laptopa" jest całkiem dobrą nazwą pliku. Ze znakami narodowymi radzę jednak nie przesadzać, jeśli mamy do czynienia z więcej niż jednym systemem operacyjnym, gdyż możemy się zdziwić podczas przenoszenia pliku.
Nazwa pliku może zawierać (i zwykle zawiera) tzw. dyskryminator. Jest to końcowy fragment nazwy, oddzielony kropką. W czasach systemu DOS i wczesnych Windows, każdy plik miał nazwę składającą się z 8 znaków + 3 znaki tzw. rozszerzenia, które mówiło o typie pliku, co zapisywało się jako <NAZWA>.<RSZ>. UNIX nigdy nie miał takiego ograniczenia, ale konwencja oznaczania typu pliku przez kropkę się przyjęła. Warto jednak dodać, że w nazwie pliku może być dowolnie dużo kropek, tylko ostatnia uznawana jest za początek dyskryminatora.
Dyskryminator używany jest przez większość graficznych systemów operacyjnych do skojarzenia pliku z programem który go obsługuje. Jednocześnie pozwala to wyświetlić przy danym programie stosowną ikonkę, a czasem wręcz podgląd pliku (częste np. przy obrazkach). Co istotne, w Windows dotyczy to również plików wykonywalnych (Linux i OSX używają innych metod) – powinny mieć one dyskryminator "exe" lub "com" (uwaga na ten ostatni – czasem twórcy wirusów lubią stworzyć programik z rozszerzeniem "com", dodać mu ikonkę internet explorera i udawać, że jest to plik łącza do strony).
Wszystkie inne pliki muszą być uruchamiane przez jakiś program, choć kilka takich programów z reguły dostajemy w systemie. Należą do nich pliki "html" "htm" "sht" (strony internetowe), "lnk" (łącze w systemie windows) "txt" (plik tekstowy) "rtf" (dokument – różni sie od pliku tekstowego tym, że może zawierać akapity, czcionki, wytłuszczenia, podział na strony itp) "bmp" "gif" "png" "jpg" "jp2" "tiff" (grafika, zdjęcia). Obecne systemy potrafią na ogół otwierać też "wav" "mp3" (muzyka) "avi" (film) czy "pdf" (dokument – tylko do odczytu i nie licząc Windows które nie potrafi).
Warto tutaj nadmienić kilka słów o najczęściej używanych formatach, czyli dokumentach i plikach multimedialnych (filmy, muzyka, grafika), gdyż sprawa jest bardziej skomplikowana. Przede wszystkim, chociaż
Oranyboskie…
Nigdy bym nie powiedział, że tak “użytkowy” tekst może się TAK dramatycznie urywać… Jiima żyje?
W nocy moje oko padło na
W nocy moje oko padło na tekst, że nie należy w pisaniu dopowiadać wszystkiego do końca. Trzeba coś zostawić czytelnikowi. Może Jiima też to czytało? Może…jednak stawiam na to, że komp Jiimie padł i dlatemu nie skończyło.
Oranyboskie…
Nigdy bym nie powiedział, że tak “użytkowy” tekst może się TAK dramatycznie urywać… Jiima żyje?
W nocy moje oko padło na
W nocy moje oko padło na tekst, że nie należy w pisaniu dopowiadać wszystkiego do końca. Trzeba coś zostawić czytelnikowi. Może Jiima też to czytało? Może…jednak stawiam na to, że komp Jiimie padł i dlatemu nie skończyło.