Seledynowe oczy lśniły szukając pieszczoty. Objął ją mocniej wchłaniając słodki zapach kobiecego potu zmieszanego z delikatnym odcieniem cierpkich perfumów. Milcząco podziwiał smukłe, idealne ciało, talię zarysowaną w kształcie wiolonczeli, które pod wpływem dotyku opuszków palców, czy koniuszka wilgotnego języka wydawało równie wibrujące i harmoniczne dźwięki. Gładził lekko kciukiem okrągłe piersi, czerwone sutki stały wyprężone na baczność uginając się jedynie pod wpływem nacisku. Pępek zbierał perlisty pot iskrzący się na skórze jak poranna rosa, długie nogi, rozrzucone, czekały by objąć partnera, dołek u szyi opadał i podnosił się rytmicznie, ciemne włosy ocierały się o pościel, dłoń kurczyła się, a paznokcie wbijały się w kark, usta wypuszczały powietrze, łapały je na nowo, powieki zaciskały się chowając oczy, wzgórek łonowy z delikatnym meszkiem zakańczał linię ciała, przechodzące w drugie, splecione, zespolone, trzewia wydawały sok o smaku soczystego miąższu owoca tropikalnego. Miłosna podróż zakończyła się wznoszącym i następnie urwanym jękiem, które jeszcze wisiało chwilę w powietrzu nim kochankowie się rozłączyli, zdyszani i szczęśliwi. Głaskał jej jeszcze głowę palcami wplecionymi we włosy, chuchał w uszy, przytulił jeszcze do piersi.
– Wiesz, że jesteś piękna? – powiedział cicho.
– A ty dzisiaj byłeś niesamowity – z uśmiechem odpowiedziała.
– Już czas, muszę wstać – zerknął na nagie, cudowne ciało, które przed chwilą miał w posiadaniu, wstał i poszukał bielizny, znalazł pod łóżkiem, była w sąsiedztwie z czarnym stanikiem, podał jej, ubrał bokserki na opadłą już męskość, narzucił białą koszulę z rękawami, zapinał mankiety, guziki – nie mogę oderwać od ciebie wzroku – wyrównał kołnierz, ściągnął zawieszone na krześle garniturowe spodnie, założył je – komplemenciarz – zapiął pasek, metalowa sprzączka zaskrzypiała lekko, kobieta założyła majtki, stanik, siedząc wkładała przez głowę sukienkę – spotkamy się za tydzień? – zawiązał krawat, zarzucił marynarkę, za plecami zasłony zafalowały przy podmuchu wiatru przedzierającego się przez niewielką szparę w oknie – jak uda mi się wyrwać z pracy jak dzisiaj, zadzwonię – zawiązywał buty, rozglądnął się po pokoju za kluczami od samochodu, podała mu z szafki przy łóżku – do zobaczenia aniele – przesłał w stronę kobiety całusa, który leciał długo – nie zapomnij o czymś – sięgnął odruchowo do kieszeni spodni – a, racja – wyjął portfel i wyciągnął pięć banknotów stuzłotowych, jeszcze świeżych.
Gdy zamykał drzwi, z wnętrza domu doszedł głos:
-Znowu się spóźniłeś, mogłeś zadzwonić, bo obiad wystygnie, zrobiłam kotlety schabowe.
– Miałem dzisiaj zawał w pracy, na ostatnią chwilę dosłali projekt, ten priorytetowy, na który wszyscy czekali. Opowiadałem Ci przecież. Komórka mi siadła. Muszę się wykąpać, śmierdzę od tego potu, taki gorąc na dworze, że cały garnitur lepi się do ciała – położył kwiatka, czerwoną różę, by rozwiązać buty – za chwilę przyjdę – po drodze do łazienki minął salon, a tam chłopczyk grał ślepo wpatrzony w ekran telewizora – cześć smyku – rozczochrał włosy – cześć tato – bez większej reakcji dalej patrząc w przesuwające się obrazy.
Po kąpieli wrzucił koszulę do pralki. Poszedł do kuchni.
– Zostawiłem ci coś w przedpokoju, kochanie .
– Myślisz, że mnie przekupisz jakimś kwiatkiem? Musisz sobie sam teraz odgrzać. Nie ma taryfy ulgowej. Co tydzień później przychodzisz do pracy. Kochankę sobie jakąś znalazłeś – rzekła na poły żartobliwie. Objął krzątającą się przy stole postać, splótł dłonie na brzuchu, przytulił twarz do jej karku i szepnął czule – ty jesteś moją kochanką – przerwała krojenie ogórka – komplemenciarz – odwróciła się do męża – nie spóźniaj się więcej – pocałował w usta – postaram się – usztywniła szyję – coraz później przychodzisz, ciągle zmęczony, ta praca cię wykończy, widzisz syna tylko wieczorami, a o żonę przestałeś w ogóle dbać – ścisnął jej dłonie, od zmywania naczyń już trochę pomarszczone, popatrzył się głęboko w oczy, oplecione siatką zmarszczek, nie od starości, a od zmartwień, uśmiechnął się delikatnie pokazując białe i równe zęby – postaram się kochanie, powinno się zluzować trochę w pracy w najbliższym czasie, trzeba zarabiać, wynagrodzę ci to jakoś… może w nocy? – z maską zadziorności na twarzy, łagodnie, przeciągając słowa – nooo, przekonałeś mnie – po chwili, bez cienia pretensji:
– Odgrzeję kotleta.