Przeczytałem „Kapuściński non-fiction”. I co? I nico. Burza w szklance wody. Nie pierwszy i nie ostatni raz w Polsce.
Przeczytałem „Kapuściński non-fiction”. I co? I nico. Burza w szklance wody. Nie pierwszy i nie ostatni raz w Polsce.
O co była awantura? Nie wiem. Po raz kolejny nie mam pojęcia. Biografia Kapuścińskiego autorstwa A. Domosławskiego nie jest ani skandalem ani książką skandalizującą. Jest – moim zdaniem – dobrze napisaną biografią, której autor podaje nie tylko fakty z życia swojego bohatera (i przyjaciela), ale umiejętnie umieszcza je w kontekście historycznym, społecznym i politycznym. Nie będę tu opisywał, prostował i wyjaśniał nieporozumień i zarzutów wobec autora i książki, bo moim zdaniem książka broni się sama. Mało tego – jako przyjaciel Kapuścińskiego – Domosławski nie pozostawia żadnych faktów samym sobie, ale tam gdzie może, stara się tłumaczyć, a tam gdzie nie może zrozumieć postępowania swojego mentora, nie potępia, nie ocenia, tylko po prostu mówi, że trudno mu zrozumieć i trudno mu zgodzić się z postępowaniem swojego bohatera. Ma do tego prawo, a czytelnik nie musi się z Domosławskim zgadzać. Cały smaczek tej biografii polega na nie tyle na przytaczaniu faktów, opinii czy ocen tych znanych postaci, które się z Kapuścińskim przyjaźniły lub choćby zetknęły (co w końcu jest dla tego typu opracowań naturalne), ale na przybliżeniu – zwłaszcza młodszym czytelnikom – atmosfery i postaw naszych rodaków w czasach od 1945 do śmierci Kapuścińskiego. Obrany został Kapuściński z marmuru a pojawił się człowiek z krwi i kości, z wadami, wielkodusznością wobec przyjaciół, bezinteresownością wobec raz tylko spotkanych ludzi, wrażliwy i drażliwy na punkcie swojej osoby i twórczości, podatny na pokusy, lewicowiec z przekonania, który koniunkturalnie po 1989 r. nie chciał o swoim zaangażowaniu i przynależności do partii opowiadać, tłumaczyć się i wyjaśniać. Z sumie zestaw cech, które można przypisać każdemu z 99% Polaków. Czy Kapuściński został obnażony? Nie, moim zdaniem po prostu teraz łatwiej zrozumieć to co napisał.
Pozostaje jeszcze tylko zapytać się red. Bratkowskiego, prof. Bartoszewskiego i abepe-Życińskiego. O co chodzi? O to, że Kapuściński nie okazał się bóstwem tylko człowiekiem? Dlaczego – wzorem radiomaryjnych aktywistów – trójka aspirująca do autorytetów moralnych, nie była łaskawa przeczytać, a była łaskawa powiedzieć? Czyżby red. Bratkowski, którego życiorys może przypominać nieco życiorys Kapuścińskiego, obawiał się, że i o nim powstanie podobna książka? Domosławski – księże biskupie – nie wszedł z butami w życie prywatne, bo osoby publiczne tę prywatność składają na ołtarzu popularności. Fakty, o których napisał Domosławski były znane w większości w „środowisku”, co potwierdza fakt, że zostały właśnie uzyskane ze „środowiska.” Ale mimo tej „klapy”, ja o szanownej trójce recenzentów zdania nie zmienię, tak jak nie zmieniłem zdania o Kapuścińskim i jego twórczości. No może pozwolę sobie tylko wytknąć Panu prof. Bartoszewskiemu, że jego II cz. wywiadu, którą z prof. przeprowadził Michał Komar, w 40-50% jest powtórzeniem części pierwszej. I jakoś mnie nie przekonuje, że to sprawka wydawnictwa. Remastering jest fajny, ale wyłącznie w muzyce pop.
Biografia Kapuścińskiego to kolejna odsłona w batalii o to jak pisać w Polsce o ludziach znanych. Czy wstydliwa choroba Mickiewicza jest w stanie zmienić podejście do poety i jego dzieł? Moim zdaniem tak. Ale dotyczy to tylko bigoterii, która czyta wyłącznie książeczki do nabożeństwa. Awantura i proces o biografie Wałęsy to także zabawa w te same klocki. Cenckiewicz i Gontarczyk popełnili dzieło poprawne z formalnego punktu widzenia, ale moim zdaniem w wielu wątkach do dupy warsztatowo. Zyzak napisał biografię godną reportera “Faktu”, a nie historyka. Tym nie mniej stawianie Zyzaka przed sądem to głupota. Na tej samej zasadzie należałoby zamknąć wszystkie tabloidy. Młoda Wałęsówna powinna rozprawić się z autorami nie na sali sądowej, ale na łamach prasy, nie pozostawiając suchej nitki na warsztacie rzeczonych. Tak robi się na zachodzie, gdzie oba dzieła zostałyby rozwałkowane nie za fakty i plotki, ale właśnie za warsztat. Taki cios jest dla autorów bolesny, bo z reguły zamyka drzwi poważnych wydawnictw.
Awantura o film „Westerplatte” także wpisuje się w histerię ludzi o jedynie słusznych poglądach na polską historię i narodowych bohaterów. Dzieło jeszcze nie ukończone a wrzask już podniesiony. Mało tego, czytelnikom scenariusza wystarczyły wyrwane z kontekstu sceny, żeby próbować udupić film. Gdyby postępować zgodnie z logiką rodzimych cenzorów „Czas Apokalipsy”, będący luźnym przeniesieniem „Jądra Ciemności” Conrada, osadzony w realiach Wietnamu, nigdy by nie powstał. A to dzieło, przewiercające mózg na wylot, więcej mówi o wojnie, niż „Pluton”, „Byliśmy Żołnierzami” i wszystkie hollywoodzkie dzieła o wojnie wietnamskiej razem wzięte. Niestety w Polsce wciąż obowiązuje zasada, że o historii mówi się wyłącznie z pozycji martyrologicznych i na kolanach. Wszystko w klimacie „Ogniomistrza Kalenia” albo radzieckiego „Wyzwolenia.” Nic dziwnego, że małoletni tego nie kupują i bliższa jest im historia ligi hiszpańskiej niż polskiego czynu zbrojnego.
Kupiłem i przeczytałem ostatnio biografię Adolfa Pilcha „Góra-Dolina”, napisaną przez jednego z jego byłych żołnierzy. Z całym szacunkiem dla autora, ale zawiodłem się niestety. Nie, nie oczekiwałem hollywoodzkich fajerwerków i opowiadania historii, których nie było. Ale i sama barwna postać porucznika AK i losy jego oddziałów, a zwłaszcza wątek walk w Puszczy Nalibockiej i słynnego przemarszu, niemal u boku Niemców, z Puszczy Nalibockiej do Warszawy w czasie odwrotu Niemców w 1944 r., zasługują na zdecydowanie obszerniejszą opowieść i analizę. Podobnie rzecz się ma z biografią „Ponurego”. Bohaterowie bez skazy i nic więcej. Czy aby na pewno? Szkoda. Na pocieszenie mogę sobie poczytać dobrą biografię „Łupaszki” przygotowaną przed laty przez magistranta historii – chwała mu za to.
Dziękuję.:) Przypomniałeś mi,
Dziękuję.:) Przypomniałeś mi, że to jedna z pozycji, którą miałam przeczytać w pierwszej kolejności. Wyleciało mi z głowy jak tylko wyciszył się medialny szum. Szkoda, że nie dostrzegłeś żadnej “sensacji”, byłoby o czym opowiadać na “salonach”.;) Bardzo lubię odbrązowione biografie. Łatwiej mi wtedy spróbować zobaczyć opisywany świat z punktu widzenia bohatera, który jakby nie było jest, był, tylko i aż człowiekiem, nie pomnikiem.
Pozdrawiam serdecznie.:)
Mi też się zdawało, że to burza w nocniku
Jak komuna pozwoliła komuś podróżować, to wiadomo, że cena tego była.
Dzięki za recenzję.
Nie wiem czy widziałaś
Nie wiem czy widziałaś Solano, dlatego kopiuję tu z tematu Yossarian0. Sama byłam ciekawa i sprawdziłam.
Na tej stronie znajdziesz się nie tylko znaczenie słowa “szukać”, ale także między innymi co to jest “ruchadlo”, nie wiedziałam, kojarzyło mi się z…no właśnie, z czym mogło mi się kojarzyć?;)
http://www.eczechy.pl/o_czesk/cze_men.htm
Pozdrawiam:)
PS: Proszę Gospodarza o wyrozumiałość za obok tematu.:)
O, dzięki, Jasmine!
Dzięki, że pamiętałaś. Juz idę badać!
🙂
To właściwie nie odbrązowianie
tylko porządnie napisana biografia. Posłużę się jednym wątkiem. Gdzieś przeczytałem w recenzjach, że jedną z krytycznych opinii o twórczości Kapuścińskiego jest zarzut, że nie pisał reportaży, tylko mieszał gatunki literackie. Tymczasem ta dyskusja trwa już od wielu lat i toczona była już w latach 70. Nie jest więc niczym odkrywczym – jak sugerują to “recenzenci.”
Niektórzy współcześni Kapuścińskiemu reporteży i krytycy właśnie w tym pomieszaniu gatunków upatrywali wielkości dzieł Kapuścińskiego. Nic więc Domosławski nie obnaża i nic nie wywołuje. Mało tego, Kapuścińskiego zawsze ciągnęło w stronę innych gatunków niż reportaż. A z tym, że obwołano go mistrzem reportażu, jest trochę jak z utworami Lennona, który twierdził, że nigdy nie zaprzeczał najróżniejszym fantastycznym interpretacjom tekstów jego piosenek i kompletnie niezgodnym z jego pomysłem. Miło łechtało to jego próżność i tyle. Z drugiej strony kilka zarzutów dotyczących przeinaczania przez Kapuścińskiego faktów, jest dobrze udokumentowanych, a jeden z nich jest krzywdzący dla bohatera opisywanego przez Kapuścińskiego.
Interesujące zestawienie.
Z tego co piszesz wynika, że wciąż mamy w kraju nadmiar mentalnych spadkobierców przedwojennej chadecji, która linczowała Żeleńskiego za “szarganie narodowych świętości” w osobach Mickiewicza czy Fredry. Ciekawe, czy równie zaciekle broniliby takiego Gombrowicza, który też przecież wielkim poetą był a dziś – ma zachwycać 🙂
Tak się spodziewałem…
Jeszcze nie czytałem, ale mam w planach. Dzięki za potwierdzenie moich oczekiwań n/t tej książki.
Fajnie, że połączyłeś
Fajnie, że połączyłeś Westerplatte z Domosławskim, bo to nie są wcale rzeczy odległe, ale tożsame. Prawica drze japę na Westerplatte, lewica na Domosławskiego i odwrotnie. Lwica broni Westerplatte, prawica broni Domosławskiego. Gontarczyk i Cenckiewicz napisali 1000 razy lepszą książkę naukową niż Gross, który napisał pretensjonalną publicystykę. Zyzak moim zdaniem napisał jedną z lepszych prac magisterskich w Polsce (700 stron), co nie znaczy, że nie podpalił się jak gówniarz opowieściami z parafii, co było żenujące, ale to nie jest powód do linczu. Słowem mądry tekst.
Swietny wpis, caaned head, b fajnie napisany i b ciekawy
masz calkowita racje, ze naszych bohaterow narodowych jak i ludzi zasluzonych dla Polski w wielu dziedzinach, kiedy stawiamy na cokul i w tym momencie on/ona przestaje byc czlowiekiem, a staje sie polbogiem, a o ich zyciu mowi sie bez skazy. Podobnie tez jest z ludzmi, ktorzy zapisali sie ciemnymi gloskami w naszej historii, nic dobrego o nich powiedziec nie mozna, bo to ciemny charakter. Jesli chcemy znac biografie to cala, a nie wybiorcza, bo to sie mija z sensem. Napisales, ze moze tacy Bratkowscy, Zycinscy, Bartoszewscy, chca byc wlasnie takimi bogami bez skazy, to by doskonale tumaczylo ich zachowanie. Ja im jednak zycze spokojnych snow, a Tobie dzieki za poruszony temat.
Nie czytałem…
Nie czytałem, ale widzę po tej b.dobrej recenzji, że warto.
Przyznaję, że ostatnio z krajowych twórczości, to udało mi się tylko podejrzeć na laptoku żony – film “Dom zły” i nawet bardzo mi się podobał.
Pozdrawiam.
A może…?
"Pozostaje jeszcze tylko zapytać się red. Bratkowskiego, prof. Bartoszewskiego i abepe-Życińskiego. O co chodzi?"
Może chodzi o to, że rzeczowa biografia mało się nadaje na "pokrzepienie serc", na pokazanie, że w opresyjnym systemie dało się robić swoje, bez pokalania się jego odium? Po szczęśliwym odejściu słusznie minionych czasów jest potrzeba na niepokalane autorytety. Jednak często trafia się z nimi kłopot, choćby taki jak onegdaj ze Szczypiorskim. I taki kompleks Szczypiorskiego może funkcjonuje, więc może i masz rację, iż to obawa, że i własne pokalanie wyjdzie na jaw.
Jedno jest pewne. Nie warto oceniać ex cathedra autorytarnie, bez dogłębnego zbadania sprawy.
Tak sobie myślę, że może w ogóle nie warto oceniać autorytarnie?