Obejrzeliśmy kilka dni temu film „Trzech kumpli“. Był poruszający, bo poruszył osobiste wspomnienia.
Mój mąż
Obejrzeliśmy kilka dni temu film „Trzech kumpli“. Był poruszający, bo poruszył osobiste wspomnienia.
Mój mąż
Studiował w Krakowie pod koniec lat 70-tych, znał Maleszkę i bywał na spotkaniach Studenckiego Komitetu Solidarność. Na tych spotkaniach różni ludzie, wśród nich Maleszka, wyjaśniali, jak się zachować w razie zatrzymania lub interwencji milicji, jakie jest prawo na takie tematy, itp.; z plecakiem jeździł po bibułę i książki paryskiej Kultury do Warszawy, pod wskazany adres, gdzie ludzie z uśmiechem witali i plecak ładowali.
Miał wezwanie na bezpiekę, przyszło pocztą. Poszedł. Na portierni facet nie bardzo wiedział, gdzie go skierować, gdzieś telefonował, w końcu powiedział, gdzie trzeba iść, wypisał przepustkę i on tam poszedł.
Zajął się nim oficer – na filmie tego ubeka rozpoznał. Ten filmowy, wtedy straszny ubek, dał mu kartkę i długopis i powiedział:
– No, to niech pan pisze.
– Ale co mam pisać?
– Wszystko. To, co pan wie.
I wyszedł.
Wrócił po dwudziestu minutach, student nadal siedział przy biurku, kartka pusta.
– Może pan iść.
Film
W około dziesiątej minucie pojawia się prawnik, aktualny pracownik UJ.
Człowiek pokazuje swoją twarz i znane jest jego nazwisko.
– Pan był tajnym współpracownikiem?
– Byłem.
– Dlaczego?
Ten człowiek miał odwagę to przed kamerą wyznać.
– Powiedzieli, że nie zdam matury, nie dostanę się na studia…
On zdał maturę, dostał się na studia – własnym wysiłkiem; ubecja trzymała go w przekonaniu, że to się stało za ich przyczyną, wobec czego dług trzeba spłacać…
Podwórko
Kolega z podwórka, nazwijmy go Robert, był bardzo sympatyczny, zawsze uśmiechnięty. Skończył technikum samochodowe.
W 1981 roku zaangażował się w Solidarność. Nie sądzę, aby miał jakąś wtedy znaczącą funkcję, ale go internowali. Był na Białołęce, matka rozpaczała. Był grudzień, matka chciała jechać pod więzienie, ale nie miała butów zimowych. Nie wiadomo, jak długo trzeba będzie tam stać. Tak się złożyło, że miałam wtedy dobre buty, cudem zdobyte, i taki sam rozmiar. Buty były matce pożyczone, szczerze i serdecznie, ale był niepokój – jak coś się stanie, zostaję na zimę bez butów.
Buty wróciły do domu, Robert też wrócił do domu dość szybko.
Nie było go widać. Matka mówiła, że zwolnili go z Białołęki, dostał pracę i się wyprowadził.
Krótko po tym spotkałam go na podwórku – wpadł do matki na chwilę w czasie pracy. Jak zawsze, z uśmiechem mnie powitał, szliśmy razem przez bramę na ulicę.
Na ulicy stał samochód, który dech w piersi wtedy wstrzymywał, to był samochód, którym Robert na chwilę z pracy wyskoczył.
– Ale fura!
– Ministra wożę…
Zapomnij, wyrzuć z pamięci, stare fotografie – spal.
Takich właśnie ,,kumpli” z podwórka, ze szkoły, z pracy. Oni, pozbawieni jakichkolwiek wyrzutów smienia, żyją sobie wygodnie, brylują nawet. Kto nie był agentem, a najlepiej etatowym esbekiem albo w WSI – ten ma zamkniętą drogę na polityczne salony. Gdyby się tak wszyscy, dawni, koledzy naszych ,,tuzów” odezwali – dopiero czekałby nas szok. Ciekaw jestem bardzo wszystkich ,,podwórkowych” karier, w takim URM-ie albo Belwederze. Bo taki ,,pszywótca Solidarności” to się tylko byłymi ,,opiekunami” otoczył, a starym SB-kom wystawia świadectwa moralności.
Mnie to wtedy mało obchodziło
Byłam na innym etapie życia. Bardzo zajmujące studia, potem praca, dom, rodzina, kolejki – to jest tak, jak i teraz – ludzie zajęci codziennością nie interesują się takimi sprawami.
Dlatego obejrzenie Trzch kumpli było tak poruszające. Wszystko wróciło i puzzle, kiedyś zaniechane, się poukładały.
Myślę, że nie należy o tym zapominać, przeciwnie – trzeba zapamiętać.
Zapomnij, wyrzuć z pamięci, stare fotografie – spal.
Takich właśnie ,,kumpli” z podwórka, ze szkoły, z pracy. Oni, pozbawieni jakichkolwiek wyrzutów smienia, żyją sobie wygodnie, brylują nawet. Kto nie był agentem, a najlepiej etatowym esbekiem albo w WSI – ten ma zamkniętą drogę na polityczne salony. Gdyby się tak wszyscy, dawni, koledzy naszych ,,tuzów” odezwali – dopiero czekałby nas szok. Ciekaw jestem bardzo wszystkich ,,podwórkowych” karier, w takim URM-ie albo Belwederze. Bo taki ,,pszywótca Solidarności” to się tylko byłymi ,,opiekunami” otoczył, a starym SB-kom wystawia świadectwa moralności.
Mnie to wtedy mało obchodziło
Byłam na innym etapie życia. Bardzo zajmujące studia, potem praca, dom, rodzina, kolejki – to jest tak, jak i teraz – ludzie zajęci codziennością nie interesują się takimi sprawami.
Dlatego obejrzenie Trzch kumpli było tak poruszające. Wszystko wróciło i puzzle, kiedyś zaniechane, się poukładały.
Myślę, że nie należy o tym zapominać, przeciwnie – trzeba zapamiętać.
Zapomnij, wyrzuć z pamięci, stare fotografie – spal.
Takich właśnie ,,kumpli” z podwórka, ze szkoły, z pracy. Oni, pozbawieni jakichkolwiek wyrzutów smienia, żyją sobie wygodnie, brylują nawet. Kto nie był agentem, a najlepiej etatowym esbekiem albo w WSI – ten ma zamkniętą drogę na polityczne salony. Gdyby się tak wszyscy, dawni, koledzy naszych ,,tuzów” odezwali – dopiero czekałby nas szok. Ciekaw jestem bardzo wszystkich ,,podwórkowych” karier, w takim URM-ie albo Belwederze. Bo taki ,,pszywótca Solidarności” to się tylko byłymi ,,opiekunami” otoczył, a starym SB-kom wystawia świadectwa moralności.
Mnie to wtedy mało obchodziło
Byłam na innym etapie życia. Bardzo zajmujące studia, potem praca, dom, rodzina, kolejki – to jest tak, jak i teraz – ludzie zajęci codziennością nie interesują się takimi sprawami.
Dlatego obejrzenie Trzch kumpli było tak poruszające. Wszystko wróciło i puzzle, kiedyś zaniechane, się poukładały.
Myślę, że nie należy o tym zapominać, przeciwnie – trzeba zapamiętać.
nie widzialam filmu,
ale paryska Kultura przypomniala mi sie, bo w polowie lat osiemdziesiatych jako studentka bylam w Paryzu, Clermont i Lille. Czekalam na wize siedem miesiecy, dziekan nie chcial mi najpierw podpisac zgody, jezdzilam do francuskiego konsulatu w Krakowie kilka razy, ludzie wtedy wyjezdzali i nie wracali. Ja wrocilam, mialam w walizke od francuskich przyjaciol reprodukcje Modiglianiego i kilka ksiazek z polskiej ksiegarni (gdzies niedaleko Notre Dame jezeli dobrze pamietam), miedzy innymi Miliana Kundery “Nieznosna lekkosc bytu”, ktora wtedy jeszcze nie ukazala sie po polsku. Balam sie, ze ktos sie do tych, moze nie introligatorskich ani bibliofilskich “cudow” – szarogranatowobiala pepitka – doczepi, ale celnicy byli najbardziej zainteresowani przekonywujaco dobra reprodukcja i ogladali, czy to nie original.
Wrocilam, ale kilka lat potem wyszla taka ustawa, ze doktorzy i magistrowie nawet na turystyczna wize musza placic kaucje, jesli chca wyjechac za granice. Dla takiej studentki jak ja suma byla astronomiczna, do teatru w Lille to dostalam od PR bilet lotniczy, ale kaucji by mi nikt nie pokryl…
Pamietam, ze dostalam czegos w rodzaju klaustrofobii: na mysl, ze nawet wolnosc wyjazdu gdziekolwiek za granice bedzie przywilejem tych, ktorych na to stac, w panice zlozylam podanie o wize na zaproszenie znajomej z RFN, dwa tygodnie przed magisterium, dostalam te wize bez zadnych problemow i ekspresowo bo dziekan pewnie myslal, ze jak raz wrocilam z Francji to dlaczego nie mialabym wrocic z Niemiec – i nie wrocilam.
edit: wiesz, Solano, ze ja w biegu… i nie dokonczylam mysli.
Po pierwsze, poczucie sprawiedliwosci zawodzi, ludzie sie zmieniaja, i jak juz pisal Lec, czyste sumienie ma ten, …ktory go nigdy nie uzywa.
Po drugie, jesli sie mysli, ze rozdzial historii mamy juz za soba, to sie na tym przekonaniu mozna niezle przejechac. Sa czy byly konkurujace ze soba systemy, a miedzy ich tryby dostawali sie ludzie. Psychologicznie, ideologicznie rzecz biorac wygrywa czlowiek, ktoremu patrzac badz w lustro, badz na swoja biografie, nie zbiera sie na wymioty.
Serdecznosci 🙂
Tzw. ciekawe czasy były
i losy ludzi też… ciekawe.
Mój mąż w latach 80-tych wracał z Francji od wuja (AKowca, który musiał uciekać). Celnik na granicy zapytał go, co przewozi, na co zuchwały młodzieniec wypalił: granaty, bomby, naboje… Celnik popatrzył z politowaniem i kazał jechać, a mały fiat był naładowany książkami Kultury.
Gdyby teraz powiedzieć coś takiego na granicy, zwłaszcza USA, to rzut na glebę i czerwony mundurek w Guantanamo murowany. To a propos wolności…
Film “Nieznośna lekkość bytu” jest chyba najlepszym filmem, jaki widziałam.
Pozdrowienia 🙂
nie widzialam filmu,
ale paryska Kultura przypomniala mi sie, bo w polowie lat osiemdziesiatych jako studentka bylam w Paryzu, Clermont i Lille. Czekalam na wize siedem miesiecy, dziekan nie chcial mi najpierw podpisac zgody, jezdzilam do francuskiego konsulatu w Krakowie kilka razy, ludzie wtedy wyjezdzali i nie wracali. Ja wrocilam, mialam w walizke od francuskich przyjaciol reprodukcje Modiglianiego i kilka ksiazek z polskiej ksiegarni (gdzies niedaleko Notre Dame jezeli dobrze pamietam), miedzy innymi Miliana Kundery “Nieznosna lekkosc bytu”, ktora wtedy jeszcze nie ukazala sie po polsku. Balam sie, ze ktos sie do tych, moze nie introligatorskich ani bibliofilskich “cudow” – szarogranatowobiala pepitka – doczepi, ale celnicy byli najbardziej zainteresowani przekonywujaco dobra reprodukcja i ogladali, czy to nie original.
Wrocilam, ale kilka lat potem wyszla taka ustawa, ze doktorzy i magistrowie nawet na turystyczna wize musza placic kaucje, jesli chca wyjechac za granice. Dla takiej studentki jak ja suma byla astronomiczna, do teatru w Lille to dostalam od PR bilet lotniczy, ale kaucji by mi nikt nie pokryl…
Pamietam, ze dostalam czegos w rodzaju klaustrofobii: na mysl, ze nawet wolnosc wyjazdu gdziekolwiek za granice bedzie przywilejem tych, ktorych na to stac, w panice zlozylam podanie o wize na zaproszenie znajomej z RFN, dwa tygodnie przed magisterium, dostalam te wize bez zadnych problemow i ekspresowo bo dziekan pewnie myslal, ze jak raz wrocilam z Francji to dlaczego nie mialabym wrocic z Niemiec – i nie wrocilam.
edit: wiesz, Solano, ze ja w biegu… i nie dokonczylam mysli.
Po pierwsze, poczucie sprawiedliwosci zawodzi, ludzie sie zmieniaja, i jak juz pisal Lec, czyste sumienie ma ten, …ktory go nigdy nie uzywa.
Po drugie, jesli sie mysli, ze rozdzial historii mamy juz za soba, to sie na tym przekonaniu mozna niezle przejechac. Sa czy byly konkurujace ze soba systemy, a miedzy ich tryby dostawali sie ludzie. Psychologicznie, ideologicznie rzecz biorac wygrywa czlowiek, ktoremu patrzac badz w lustro, badz na swoja biografie, nie zbiera sie na wymioty.
Serdecznosci 🙂
Tzw. ciekawe czasy były
i losy ludzi też… ciekawe.
Mój mąż w latach 80-tych wracał z Francji od wuja (AKowca, który musiał uciekać). Celnik na granicy zapytał go, co przewozi, na co zuchwały młodzieniec wypalił: granaty, bomby, naboje… Celnik popatrzył z politowaniem i kazał jechać, a mały fiat był naładowany książkami Kultury.
Gdyby teraz powiedzieć coś takiego na granicy, zwłaszcza USA, to rzut na glebę i czerwony mundurek w Guantanamo murowany. To a propos wolności…
Film “Nieznośna lekkość bytu” jest chyba najlepszym filmem, jaki widziałam.
Pozdrowienia 🙂
nie widzialam filmu,
ale paryska Kultura przypomniala mi sie, bo w polowie lat osiemdziesiatych jako studentka bylam w Paryzu, Clermont i Lille. Czekalam na wize siedem miesiecy, dziekan nie chcial mi najpierw podpisac zgody, jezdzilam do francuskiego konsulatu w Krakowie kilka razy, ludzie wtedy wyjezdzali i nie wracali. Ja wrocilam, mialam w walizke od francuskich przyjaciol reprodukcje Modiglianiego i kilka ksiazek z polskiej ksiegarni (gdzies niedaleko Notre Dame jezeli dobrze pamietam), miedzy innymi Miliana Kundery “Nieznosna lekkosc bytu”, ktora wtedy jeszcze nie ukazala sie po polsku. Balam sie, ze ktos sie do tych, moze nie introligatorskich ani bibliofilskich “cudow” – szarogranatowobiala pepitka – doczepi, ale celnicy byli najbardziej zainteresowani przekonywujaco dobra reprodukcja i ogladali, czy to nie original.
Wrocilam, ale kilka lat potem wyszla taka ustawa, ze doktorzy i magistrowie nawet na turystyczna wize musza placic kaucje, jesli chca wyjechac za granice. Dla takiej studentki jak ja suma byla astronomiczna, do teatru w Lille to dostalam od PR bilet lotniczy, ale kaucji by mi nikt nie pokryl…
Pamietam, ze dostalam czegos w rodzaju klaustrofobii: na mysl, ze nawet wolnosc wyjazdu gdziekolwiek za granice bedzie przywilejem tych, ktorych na to stac, w panice zlozylam podanie o wize na zaproszenie znajomej z RFN, dwa tygodnie przed magisterium, dostalam te wize bez zadnych problemow i ekspresowo bo dziekan pewnie myslal, ze jak raz wrocilam z Francji to dlaczego nie mialabym wrocic z Niemiec – i nie wrocilam.
edit: wiesz, Solano, ze ja w biegu… i nie dokonczylam mysli.
Po pierwsze, poczucie sprawiedliwosci zawodzi, ludzie sie zmieniaja, i jak juz pisal Lec, czyste sumienie ma ten, …ktory go nigdy nie uzywa.
Po drugie, jesli sie mysli, ze rozdzial historii mamy juz za soba, to sie na tym przekonaniu mozna niezle przejechac. Sa czy byly konkurujace ze soba systemy, a miedzy ich tryby dostawali sie ludzie. Psychologicznie, ideologicznie rzecz biorac wygrywa czlowiek, ktoremu patrzac badz w lustro, badz na swoja biografie, nie zbiera sie na wymioty.
Serdecznosci 🙂
Tzw. ciekawe czasy były
i losy ludzi też… ciekawe.
Mój mąż w latach 80-tych wracał z Francji od wuja (AKowca, który musiał uciekać). Celnik na granicy zapytał go, co przewozi, na co zuchwały młodzieniec wypalił: granaty, bomby, naboje… Celnik popatrzył z politowaniem i kazał jechać, a mały fiat był naładowany książkami Kultury.
Gdyby teraz powiedzieć coś takiego na granicy, zwłaszcza USA, to rzut na glebę i czerwony mundurek w Guantanamo murowany. To a propos wolności…
Film “Nieznośna lekkość bytu” jest chyba najlepszym filmem, jaki widziałam.
Pozdrowienia 🙂
Na Białołęce
była wtedy taka mała budka, odwiedzający się nie mieścili. Pod tym względem Rakowiecka była lepsza.
Zabrzmiało jak Twoje doświadczenie
A nie po prostu wiedza. Zdarzyło Ci się?
Mnie nie.
Różnie się może człowiekowi zdarzyć
Ale w tamtych czasach to ja się chorym na astmę dzieckiem zajmowałam przez 25 godzin na dobę. Pewnego razu jechałam tramwajem do lekarza, dzieciak się dusił i krztusił. I nagle tramwaj stanął przy Dworcu Centralnym, bo wjechał w demonstrację, która już była rozpędzana przy pomocy armatek wodnych, o co mniejsza, ale również przy pomocy gazów łzawiących. Ten gaz dostał się do wnętrza tramwaju i dzieciak wpadł w panikę. Ktoś otworzył drzwi i wyskoczyłam na zewnątrz z bachorem na rękach. Droga ucieczki wiodła przez podziemie, pełne gazu. Zawiązałam mu szalik na buzi i jakoś to przebyliśmy.
Oczy piekły
Pierwszy raz w 68 roku, gdy mama nas z siostrą za ręce do domu w śródmieściu Warszawy od lekarza prowadziła.
Potem oczy się do pieczenia “przyzwyczaiły”.
Na szczęście, po 1990, nie szczypały.
Na Białołęce
była wtedy taka mała budka, odwiedzający się nie mieścili. Pod tym względem Rakowiecka była lepsza.
Zabrzmiało jak Twoje doświadczenie
A nie po prostu wiedza. Zdarzyło Ci się?
Mnie nie.
Różnie się może człowiekowi zdarzyć
Ale w tamtych czasach to ja się chorym na astmę dzieckiem zajmowałam przez 25 godzin na dobę. Pewnego razu jechałam tramwajem do lekarza, dzieciak się dusił i krztusił. I nagle tramwaj stanął przy Dworcu Centralnym, bo wjechał w demonstrację, która już była rozpędzana przy pomocy armatek wodnych, o co mniejsza, ale również przy pomocy gazów łzawiących. Ten gaz dostał się do wnętrza tramwaju i dzieciak wpadł w panikę. Ktoś otworzył drzwi i wyskoczyłam na zewnątrz z bachorem na rękach. Droga ucieczki wiodła przez podziemie, pełne gazu. Zawiązałam mu szalik na buzi i jakoś to przebyliśmy.
Oczy piekły
Pierwszy raz w 68 roku, gdy mama nas z siostrą za ręce do domu w śródmieściu Warszawy od lekarza prowadziła.
Potem oczy się do pieczenia “przyzwyczaiły”.
Na szczęście, po 1990, nie szczypały.
Na Białołęce
była wtedy taka mała budka, odwiedzający się nie mieścili. Pod tym względem Rakowiecka była lepsza.
Zabrzmiało jak Twoje doświadczenie
A nie po prostu wiedza. Zdarzyło Ci się?
Mnie nie.
Różnie się może człowiekowi zdarzyć
Ale w tamtych czasach to ja się chorym na astmę dzieckiem zajmowałam przez 25 godzin na dobę. Pewnego razu jechałam tramwajem do lekarza, dzieciak się dusił i krztusił. I nagle tramwaj stanął przy Dworcu Centralnym, bo wjechał w demonstrację, która już była rozpędzana przy pomocy armatek wodnych, o co mniejsza, ale również przy pomocy gazów łzawiących. Ten gaz dostał się do wnętrza tramwaju i dzieciak wpadł w panikę. Ktoś otworzył drzwi i wyskoczyłam na zewnątrz z bachorem na rękach. Droga ucieczki wiodła przez podziemie, pełne gazu. Zawiązałam mu szalik na buzi i jakoś to przebyliśmy.
Oczy piekły
Pierwszy raz w 68 roku, gdy mama nas z siostrą za ręce do domu w śródmieściu Warszawy od lekarza prowadziła.
Potem oczy się do pieczenia “przyzwyczaiły”.
Na szczęście, po 1990, nie szczypały.