dedykowane Graz
Uwaga, będzie poważnie.
dedykowane Graz
Uwaga, będzie poważnie.
Na początku było słowo. Jak tylko się pojawiło, posługujące się nim istoty zaczęły zdawać sobie relacje z wydarzeń, które obserwowały, czyli – opowiadać. Maluczko trzeba było, aby opowiadania o faktach zaczęto koloryzować, dodając szczegóły, które nie miały miejsca. Tych, którzy robili to nieumiejętnie lub zbyt bezczelnie, nazwano łgarzami. Tych, którzy potrafili ubarwić opowiadanie ładnie i bez szkody dla rzeczywistości – artystami. I tak powstała literatura.
Literatura funkcjonowała sobie przez ładne parę tysięcy lat, albo i dłużej, a formy jej zapisu zmieniały się – ze współczesnego punktu widzenia – nieznacznie. Czy to gliniane tabliczki z eposem o Gilgameszu, czy drukowana książka lub gazeta z połowy XX w. – zasada była ta sama: ciąg znaków, poukładanych w wyrazy, poukładane w zdania, poukładane w znaczeniowe całości; akapity, rozdziały, części… Co ważne dla tych rozważań, aby uzyskać zamierzone przez autora znaczenie, ciąg ten należało przeczytać od początku do końca. Dla części czytelników początek był po lewej, dla części – po prawej, różne były też pomysły na kolejność – z góry na dół, kolumny lub wiersze. Jednak cechą charakterystyczną zawsze pozostawała linearność.
Dowolny tekst literacki MUSIAŁ mieć strukturę linearną, można go było teoretycznie przedstawić w postaci jednej, długiej linijki tekstu. To samo dotyczy(ło) wykonania ustnego – ścieżkę dźwiękową z pliku, płyty winylowej, CD lub kasety też można przedstawić jako linię, chociażby tak jak to się robi w programach do obróbki dźwięku. Człowiek nie byłby człowiekiem, gdyby nie podejmował prób zmiany tego stanu. Były to całkiem udane próby (kaligramy, poezja konkretna), ale nadal podstawowe znaczenie odczytywane było wers po wersie lub wzdłuż jakiejś linii. Podobnie z "Grą w klasy" Cortazara – próbą zakłócenia linearności w prozie. Niezależnie od tego, że kolejność stron czytelnik może układać sobie sam, to każda z części (stron) jest linearna, a secundo – efekt też będzie linearny (chociaż za każdym razem inny). Powód jest oczywisty – nasza świadomość w większości funkcjonuje w czasie, podróżując wzdłuż jego linii i nie ma mowy o skokach w boki albo w górę.
Sytuacja zmieniła się, kiedy pojęcie intertekstualności – powiązań pomiędzy tekstami, istniejących jako abstrakcja w ludzkich umysłach – rozszerzono i zastosowano w praktyce, realizując ideę hipertekstu. Czyli sposobu organizacji danych tak, że tworzą wielowymiarową sieć – Wiki na ten temat: "Hipertekst to organizacja danych w postaci niezależnych leksji połączonych hiperłączami. Hipertekst cechuje nielinearność i niestrukturalność układu leksji. Oznacza to, że nie ma z góry zdefiniowanej kolejności czytania leksji, a nawigacja między nimi zależy wyłącznie od użytkownika." Leksja niekoniecznie musi być tekstem, jak sugerowałaby jej nazwa, może to być też obraz, dźwięk lub inna forma. Poza tą cała teorią jest jeszcze dobrze znana nam wszystkim praktyka; hipertekst jest zasadą, na jakiej oparty jest cały Internet. Tak na marginesie – stąd literki http w adresach stron – skrót od „HyperText Transfer Protocol”.
Zauważcie: zamieniając książkę lub gazetę na monitor komputera przenosimy się ze świata linearnego, w którym zazwyczaj poruszamy się "po bożemu", od pierwszego rozdziału do ostatniego, do świata hipertekstowego, świata sieci, po którym możemy skakać od węzła do węzła, od ogniwa do ogniwa, interesując się tym, co akurat nam w oko wpadnie, a nie kolejnością, konsekwencją czy wręcz fabułą. Uważam, że taki przeskok niesie za sobą efekty uboczne, skutkujące przede wszystkim zmianami w psychice i zachowaniu odbiorcy. Zmiany te są widoczne i istotne zwłaszcza u osób, których praca – tak jak moja – polega na kreacji, redakcji i obróbce tekstu. Co zatem może wynikać z „przesiadki” na hipertekst?
Po pierwsze – brak koncentracji na jednym wątku, jednej myśli. Hipertekst w wydaniu internetowym stwarza nieustanną pokusę, aby – w trakcie czytania – skoczyć gdzie indziej, poznać szczegóły dotyczące jakiegoś elementu tekstu, a kiedy je już poznajemy, niewykluczone, że wśród nich znajdzie się dalszy odsyłacz, a potem jeszcze jeden, i jeszcze… Aż w końcu po kilku linkach – być może – przypomnimy sobie, że przecież na samym początku czytaliśmy jakiś tekst. Pokusie oczywiście można nie ulegać, ale ilu internautów ma odpowiednio silną wolę? Dekoncentracja zaś przeszkadza w pracy nad tekstem. Brak dyscypliny czytelniczej przekłada się i na brak dyscypliny pisarskiej; umysł przyzwyczaja się do ciągłej nowości, zmiany, do krótkich form – przy czym w stronę „od linearności do hipertekstu” jest się łatwo przestawić, ale z powrotem – już nie tak prosto. W ten sposób przyzwyczajony do linearnego myślenia czytelnik wpada w pułapkę zbójcy Gębona, zalewanego informacją, której ani ogarnąć, ani wykorzystać nie potrafi.
Po drugie – skłonność do frustracji i irytacji. Hipertekst na ogół oferuje mnóstwo informacji w zasięgu kliknięcia, no, dwóch. Internauta nader łatwo przyzwyczaja się do tego komfortu, a jakiekolwiek jego zakłócenie wpływa nań jak płachta na byka. Google nie potrafi wyszukać sensownej strony na interesujący temat? Szerokopasmowe łącze okazuje się całkiem nieszerokopasmowe? Albo, tak już radykalnie, poważniejsza awaria i odcięcie od sieci? Poziom frustracji i irytacji rośnie gwałtownie, w stopniu wręcz nieporównywalnym do irytacji z innych powodów. Dodajmy do tego z zupełnie innej parafii poczucie anonimowości w sieci i widownię większą niż w większości rzeczywistych sytuacji – i mamy to, co mamy, czyli dyskusję rodem z onetu, w której parę liter się zmienia i zostaje pyskówka.
Po trzecie – sprzężenie zwrotne. Hipertekst ma poważny wpływ na kulturę „linearną”, z której sam wyrósł. Współczesne (drukowane) kompendium wiedzy, jeżeli chce współzawodniczyć ze źródłami internetowymi, musi się zDElinearyzować. Najbardziej dobitnym tego przykładem jest rozbicie tekstu w podręcznikach czy też wydaniach popularnonaukowych (np. serii „Jak to działa”) na krótkie całostki, często wyróżnione różnokolorowymi ramkami, oraz infografiki, w których pierwszoplanową rolę odgrywa obraz, uzupełniany jedynie tekstem, objaśniającym poszczególne części. Oferujące tradycyjny tok rozumowania linearne konstrukcje, nad którymi trzeba się chwilę zastanowić, ustępują miejsca informacji – nie, jeszcze nie hipertekstowej, ale już poszatkowanej i pogryzionej na łatwiej strawne kawałki.
Powyższy opis jest tylko szkicem tego, jak zmienia nas nowe medium. Nas – pojedynczych ludzi, ale i nas – społeczeństwo. Młodzi ludzie, kształceni za pomocą podręczników skonstruowanych wg zasady opisanej powyżej, są utwierdzani w przekonaniu, że forma hipertekstowej sieci jest OK, w związku z czym tym bardziej odchodzą od tekstów linearnych (patrz: jeremiady nauczycieli na temat spadku czytelnictwa). Co za tym idzie, wydaje się, że przyszłe pokolenia będą funkcjonować w świecie kultury już tylko hipertekstualnej („Czego nie ma w Internecie, to nie istnieje”) – albo też nastąpi rozwarstwienie na zwolenników hipertekstu i tych, którzy potrafią wykorzystywać go obok – ale nie zamiast – tradycji linearnej.
Jakie skutki może to mieć dla tych pierwszych? Na pierwszy rzut oka – pozytywne. Po stronie plusów na pewno można zapisać biegłość poruszania się w sieci i odnajdywania pożądanych informacji. Są jednak i minusy – podatność na dezinformację, powierzchowność poznania za pomocą hipertekstu, warunkowana zbyt szybkim tempem surfowania po sieci umysłu pożądającego wciąż nowej stymulacji, czy wreszcie – niby trywialna, ale jakże istotna sprawa: fizyczne odcięcie od sieci strąca Elojów hipertekstu w podziemia, z których wydostać się już nie mogą. To znaczy: dzisiaj jeszcze mogą. Ale za parę pokoleń?
__________
Podczas pisania tekstu korzystałem z artykułów:
„Tęsknota za rozumem” Pawła Misiaka –
http://www.forumakad.pl/archiwum/99/6/artykuly/24-poczta_el.htm
„Humanistyka w czasach Internetu” dr. Jacka Jaśtala –
http://www.tezeusz.pl/cms/tz/index.php?id=353
Tekst chroniony prawem autorskim. Opublikowany na witrynie www.kontrowersje.net . Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i przedruk tylko za zgodą autora.
Zwalczyłem pokusę skoków w bok
i przeczytałem do końca. Ciekawość, jaki procent dzisiejszych nastolatków, lub nawet studentów, byłby do tego zdolny… 5 czy 65? Jest problem, czy szukamy problemu? Czytajo ludzie czy już nie umiom?
O tym,
czy i jak uczniowie czytają lektury, to może jakiś nauczyciel (Izis na przykład?). Ale przykłady zmian w sposobie czytania (=> i pisania) mam u siebie i w pobliżu – realnym i wirtualnym. A JooSH ToTalNym VykFitem som DźeCI neoStraDY :-* xD xD.
Zwalczyłem pokusę skoków w bok
i przeczytałem do końca. Ciekawość, jaki procent dzisiejszych nastolatków, lub nawet studentów, byłby do tego zdolny… 5 czy 65? Jest problem, czy szukamy problemu? Czytajo ludzie czy już nie umiom?
O tym,
czy i jak uczniowie czytają lektury, to może jakiś nauczyciel (Izis na przykład?). Ale przykłady zmian w sposobie czytania (=> i pisania) mam u siebie i w pobliżu – realnym i wirtualnym. A JooSH ToTalNym VykFitem som DźeCI neoStraDY :-* xD xD.
Panie Yolku
Pan pozwoli, że odpowiem tutaj na oba komentarze.
Po pierwsze – tekst to “zawsze fragment”, a po całość do Pana. Otóż moim skromnym zdaniem Pan nie potrzebuje linków ani hipertekstu jako takiego, ponieważ Pana teksty przy okazji zabawy słowami wchodzą zazwyczaj na taki poziom abstrakcji i wieloznaczności, że wykraczają poza tekst BEZ potrzeby jakichkolwiek technicznych zabiegów. To znaczy wykraczają, jeżeli czytelnik ma predyspozycje i kompetencje, żeby wykroczyć. I tu się przyznam, że mnie ich (kompetencji) czasem brakuje, do czego przyznaję się bez bicia.
Po drugie – zmieniać dedykację po opublikowaniu tekstu? Wie Pan, to tak, jak zapraszać kogoś na wesele, ponieważ zwolniło się miejsce, bo jakiś prawuj zdecydował się nie przyjeżdżać i “wiesz co, może byś wpadł?”. Niby fajne takie zaproszenie, ale świadomość wskakiwania z listy rezerwowej jakaś już nie ta – dla zapraszającego i zapraszanego.
Po trzecie – w świetle “po pierwsze” dedykowaniu właśnie PANU tekstu o hipertekście byłoby chyba nieporozumieniem. Pan wymaga wyobraźni, a nie hipertekstu, do licha!
Po czwarte i ostatnie (w tym komentarzu przynajmniej) – tak nieśmiało chciałem przypomnieć, dla kogo była moja PIERWSZA dedykacja ever na kontrowersjach – http://kontrowersje.net/tresc/edynburskie_impresje
Panie Yolku
Pan pozwoli, że odpowiem tutaj na oba komentarze.
Po pierwsze – tekst to “zawsze fragment”, a po całość do Pana. Otóż moim skromnym zdaniem Pan nie potrzebuje linków ani hipertekstu jako takiego, ponieważ Pana teksty przy okazji zabawy słowami wchodzą zazwyczaj na taki poziom abstrakcji i wieloznaczności, że wykraczają poza tekst BEZ potrzeby jakichkolwiek technicznych zabiegów. To znaczy wykraczają, jeżeli czytelnik ma predyspozycje i kompetencje, żeby wykroczyć. I tu się przyznam, że mnie ich (kompetencji) czasem brakuje, do czego przyznaję się bez bicia.
Po drugie – zmieniać dedykację po opublikowaniu tekstu? Wie Pan, to tak, jak zapraszać kogoś na wesele, ponieważ zwolniło się miejsce, bo jakiś prawuj zdecydował się nie przyjeżdżać i “wiesz co, może byś wpadł?”. Niby fajne takie zaproszenie, ale świadomość wskakiwania z listy rezerwowej jakaś już nie ta – dla zapraszającego i zapraszanego.
Po trzecie – w świetle “po pierwsze” dedykowaniu właśnie PANU tekstu o hipertekście byłoby chyba nieporozumieniem. Pan wymaga wyobraźni, a nie hipertekstu, do licha!
Po czwarte i ostatnie (w tym komentarzu przynajmniej) – tak nieśmiało chciałem przypomnieć, dla kogo była moja PIERWSZA dedykacja ever na kontrowersjach – http://kontrowersje.net/tresc/edynburskie_impresje
A ludzie mówią i mówią
A ludzie mówią i mówią uczenie, że takie alinearne czytanie, podparte innymi zmysłami, sprzyja uczeniu i zapamiętaniu trwałemu. Jest skuteczniejsze niż “cichy kącik do nauki” i starożytny podręcznik, taki sprzed 10-u lat chociażby.
Są trzy możliwości
1. Uczeni ludzie mają rację i jeszcze zobaczymy pokolenia doskonale wykształcone takimi metodami – co daj Boże, ale dotychczasowa praktyka zdaje się wskazywać raczej równanie w dół (z zeznań okolicznych nauczycieli).
2. Uczeni ludzie mają rację, ale nawyki z netu, "czytanie hipertekstem" powodują, że młodzi ludzie nawet z tak skutecznych, alinearnych podręczników uczą się powierzchownie (na ten temat pierwszy ze zlinkowanych tekstów czyli "Tęsknota za rozumem", w części "Hipertekstowe demony").
3. Uczeni ludzie nie mają racji i jest to tylko dorabianie post factum ideologii do praktyki tworzenia podręczników, uzasadnianie, dlaczego te podręczniki tak mają wyglądać.
Więcej opcji mi do głowy nie przychodzi, ale nie wykluczam, że istnieją takowe.
A ludzie mówią i mówią
A ludzie mówią i mówią uczenie, że takie alinearne czytanie, podparte innymi zmysłami, sprzyja uczeniu i zapamiętaniu trwałemu. Jest skuteczniejsze niż “cichy kącik do nauki” i starożytny podręcznik, taki sprzed 10-u lat chociażby.
Są trzy możliwości
1. Uczeni ludzie mają rację i jeszcze zobaczymy pokolenia doskonale wykształcone takimi metodami – co daj Boże, ale dotychczasowa praktyka zdaje się wskazywać raczej równanie w dół (z zeznań okolicznych nauczycieli).
2. Uczeni ludzie mają rację, ale nawyki z netu, "czytanie hipertekstem" powodują, że młodzi ludzie nawet z tak skutecznych, alinearnych podręczników uczą się powierzchownie (na ten temat pierwszy ze zlinkowanych tekstów czyli "Tęsknota za rozumem", w części "Hipertekstowe demony").
3. Uczeni ludzie nie mają racji i jest to tylko dorabianie post factum ideologii do praktyki tworzenia podręczników, uzasadnianie, dlaczego te podręczniki tak mają wyglądać.
Więcej opcji mi do głowy nie przychodzi, ale nie wykluczam, że istnieją takowe.
Bo pisać to trzeba umić
Więcej krajan i częściej.
Pozwolę sobie na małe uzupełnienie, na które trafiłem w ostatniej “Polityce”:
http://www.polityka.pl/nauka/komputeryiinternet/1508546,1,czy-internet-splyca-myslenie.read
A może to tylko odwieczne “O
A może to tylko odwieczne “O tempora, o mores!”, jak zawsze gdy następuje koniec naszego świata?
Też możliwe.
Jeżeli to idzie tak szybko, jak prognozuje pan Carr, to niewykluczone, że jeszcze za naszego życia będzie można ocenić, czy to biadolenie, czy rzeczywisty problem.
“jak zawsze gdy następuje koniec naszego świata”
Bardzo ładne. Kolejny koniec świata…
Ooo
Podlinkowany tekst jest dokładnie o tym samym, plus polityce (na marginesie – może Kurak się zainteresuje jeszcze jednym powodem, dla którego ludzie łykają coś, czego na zdrowy rozum nie powinni łykać). Merci beaucoup, monsieur la tete en conserve.
“Czy ma Pan jakieś przewidywania co do tego, w jaki sposób wytworzenie się nowego, płytkiego umysłu, wpłynie na sposób funkcjonowania naszych społeczeństw i demokrację?
Myślę że to zmieni uprawianie polityki w zajęcie jeszcze bardziej powierzchowne. Zainteresowanie dyskusją o skomplikowanych zagadnieniach będzie zanikać. Będzie kładziony coraz większy nacisk na błyskotliwe cytaty, głośne okrzyki i spektakularne działania, które pasują do medium, jakim jest internet. To będzie kontynuacja i natężenie trendu, jaki obserwujemy w mediach już dziś.”
Czyli że prochu nie odkryłem, niemniej zadowolony jestem z podjęcia tematu. Great minds think alike.
Dukaja jakiś czas temu trafiłem, poniżej
http://tygodnik.onet.pl/1,51179,druk.html
Oranyboskie
i ja pierdziu.
“przeformatowanie mózgu”
“myślenie w rytmie staccato”
“Znajomi nauczyciele akademiccy opowiadają mi o rosnącej różnicy między studentami z roczników „wychowanych na Google” i dawniejszych. Z tymi pierwszymi coraz trudniej wejść w intelektualny dialog opierający się na formach wnioskowania właściwych dla „kultury książki” ”
“ponieważ pisząc w edytorze, nie jesteśmy w stanie obejmować myślą i wzrokiem więcej niż ten wycinek tekstu, który akurat znajduje się na ekranie, okno „uwagi fabularnej” jest znacznie mniejsze niż w narracjach tradycyjnych tworzonych na papierze”
No i konkluzja.
Aż tak tego nie widziałem. Dzięki za link.
Bo pisać to trzeba umić
Więcej krajan i częściej.
Pozwolę sobie na małe uzupełnienie, na które trafiłem w ostatniej “Polityce”:
http://www.polityka.pl/nauka/komputeryiinternet/1508546,1,czy-internet-splyca-myslenie.read
A może to tylko odwieczne “O
A może to tylko odwieczne “O tempora, o mores!”, jak zawsze gdy następuje koniec naszego świata?
Też możliwe.
Jeżeli to idzie tak szybko, jak prognozuje pan Carr, to niewykluczone, że jeszcze za naszego życia będzie można ocenić, czy to biadolenie, czy rzeczywisty problem.
“jak zawsze gdy następuje koniec naszego świata”
Bardzo ładne. Kolejny koniec świata…
Ooo
Podlinkowany tekst jest dokładnie o tym samym, plus polityce (na marginesie – może Kurak się zainteresuje jeszcze jednym powodem, dla którego ludzie łykają coś, czego na zdrowy rozum nie powinni łykać). Merci beaucoup, monsieur la tete en conserve.
“Czy ma Pan jakieś przewidywania co do tego, w jaki sposób wytworzenie się nowego, płytkiego umysłu, wpłynie na sposób funkcjonowania naszych społeczeństw i demokrację?
Myślę że to zmieni uprawianie polityki w zajęcie jeszcze bardziej powierzchowne. Zainteresowanie dyskusją o skomplikowanych zagadnieniach będzie zanikać. Będzie kładziony coraz większy nacisk na błyskotliwe cytaty, głośne okrzyki i spektakularne działania, które pasują do medium, jakim jest internet. To będzie kontynuacja i natężenie trendu, jaki obserwujemy w mediach już dziś.”
Czyli że prochu nie odkryłem, niemniej zadowolony jestem z podjęcia tematu. Great minds think alike.
Dukaja jakiś czas temu trafiłem, poniżej
http://tygodnik.onet.pl/1,51179,druk.html
Oranyboskie
i ja pierdziu.
“przeformatowanie mózgu”
“myślenie w rytmie staccato”
“Znajomi nauczyciele akademiccy opowiadają mi o rosnącej różnicy między studentami z roczników „wychowanych na Google” i dawniejszych. Z tymi pierwszymi coraz trudniej wejść w intelektualny dialog opierający się na formach wnioskowania właściwych dla „kultury książki” ”
“ponieważ pisząc w edytorze, nie jesteśmy w stanie obejmować myślą i wzrokiem więcej niż ten wycinek tekstu, który akurat znajduje się na ekranie, okno „uwagi fabularnej” jest znacznie mniejsze niż w narracjach tradycyjnych tworzonych na papierze”
No i konkluzja.
Aż tak tego nie widziałem. Dzięki za link.
jaskiniowcy
W tym cała rzecz że u sapiensa nie następują żadne ewolucyjne zmiany świadomości ani typu umysłu. Jesteśmy wciąż tacy sami od momentu powstania ludzkiego gatunku, dlatego takim problemem są zmiany wymuszane na nas przez zmieniający się świat.
Jakby to były zmiany
typu wzrost liczby tornad o 300% albo superwulkan w Yellowstone, to może bym się zastanowił. Ale język, pismo, literatura i w końcu hipertekst/ Internet to jest efekt naszej własnej działalności – nie uważasz, że do tego, co samiśmy wyprodukowali (a ta produkcja to czego efekt, nie jakichś zmian umysłu?), można by w końcu dorosnąć?
Widocznie te parę tysięcy lat
Widocznie te parę tysięcy lat to wciąż za mało.
Chyba zawsze będziemy zaskakiwani koniecznością dostosowywania się do cywilizacji, zwłaszcza teraz gdy już nie my ją tworzymy dla siebie na swoją miarę i w swoim tempie lecz to ona urabia nas.
jaskiniowcy
W tym cała rzecz że u sapiensa nie następują żadne ewolucyjne zmiany świadomości ani typu umysłu. Jesteśmy wciąż tacy sami od momentu powstania ludzkiego gatunku, dlatego takim problemem są zmiany wymuszane na nas przez zmieniający się świat.
Jakby to były zmiany
typu wzrost liczby tornad o 300% albo superwulkan w Yellowstone, to może bym się zastanowił. Ale język, pismo, literatura i w końcu hipertekst/ Internet to jest efekt naszej własnej działalności – nie uważasz, że do tego, co samiśmy wyprodukowali (a ta produkcja to czego efekt, nie jakichś zmian umysłu?), można by w końcu dorosnąć?
Widocznie te parę tysięcy lat
Widocznie te parę tysięcy lat to wciąż za mało.
Chyba zawsze będziemy zaskakiwani koniecznością dostosowywania się do cywilizacji, zwłaszcza teraz gdy już nie my ją tworzymy dla siebie na swoją miarę i w swoim tempie lecz to ona urabia nas.
Tak trochę z boku, ale a’propos.
Człowiek tworzy cywilizację na miarę swoich potrzeb i możliwości. Niedawno wysłuchałam interesującego wykładu na temat specyficznych trudności w pisaniu i czytaniu, czyli mniej więcej chodziło o dysleksję rozwojową. Badania pokazują, że liczba dyslektyków to już około 15% populacji, z czego 4% to dysleksja głęboka. Liczby stale rosną, odpowiadają za to dwie grupy czynników:
czynniki fizyczne (powodują mikrouszkodzenia układu nerwowego):
– rodzi się coraz więcej dzieci z zagrożonych ciąż(postęp medycyny)
– występuje większa liczba nieprawidłowości związanych z ciążą i porodem (używki, zanieczyszczenie środowiska, chemia w pożywieniu etc)
czynniki kulturowe:
– dzieci coraz mniej rysują, wycinają, mają mniej ruchu (te wszystkie proste zabawy z podwórka ćwiczą funkcje niezbędne w nauce czytania i już na wczesnym etapie rozwoju pozwalały ograniczyć ryzyko dysleksji lub zminimalizować jej nasilenie )
– brak w domu rodzinnym kontaktu z książką wypieraną przez cywilizację obrazkową
Jeśli tendencja się utrzyma, “specyficzne” trudności staną się normą. Mówiłam, sinusoida leci na pysk i sami sobie zgotowaliśmy ten los.
Brak kontaktu z książką
cywilizacja obrazkowa.
I jeszcze hipertekst do tego.
Czyli się zgadza, niestety. Rozumiem, że pani psorka ma potwierdzenie tez wykładu na co dzień? A jak czytelnictwo?
Tak trochę z boku, ale a’propos.
Człowiek tworzy cywilizację na miarę swoich potrzeb i możliwości. Niedawno wysłuchałam interesującego wykładu na temat specyficznych trudności w pisaniu i czytaniu, czyli mniej więcej chodziło o dysleksję rozwojową. Badania pokazują, że liczba dyslektyków to już około 15% populacji, z czego 4% to dysleksja głęboka. Liczby stale rosną, odpowiadają za to dwie grupy czynników:
czynniki fizyczne (powodują mikrouszkodzenia układu nerwowego):
– rodzi się coraz więcej dzieci z zagrożonych ciąż(postęp medycyny)
– występuje większa liczba nieprawidłowości związanych z ciążą i porodem (używki, zanieczyszczenie środowiska, chemia w pożywieniu etc)
czynniki kulturowe:
– dzieci coraz mniej rysują, wycinają, mają mniej ruchu (te wszystkie proste zabawy z podwórka ćwiczą funkcje niezbędne w nauce czytania i już na wczesnym etapie rozwoju pozwalały ograniczyć ryzyko dysleksji lub zminimalizować jej nasilenie )
– brak w domu rodzinnym kontaktu z książką wypieraną przez cywilizację obrazkową
Jeśli tendencja się utrzyma, “specyficzne” trudności staną się normą. Mówiłam, sinusoida leci na pysk i sami sobie zgotowaliśmy ten los.
Brak kontaktu z książką
cywilizacja obrazkowa.
I jeszcze hipertekst do tego.
Czyli się zgadza, niestety. Rozumiem, że pani psorka ma potwierdzenie tez wykładu na co dzień? A jak czytelnictwo?
Kiedyś kupiłam książkę
dla dzieci o małych groszkach. Raymonda Queneau „Bajeczka na twoją modłę”
Forma, jak na tamte czasy, niebanalna. Coś takiego :
Były sobie trzy małe groszki i mieszkały w strączku. Jeśli chcesz, aby tam zostały, czytaj na stronie 2, jeśli chcesz, aby wyruszyły w świat, czytaj na stronie 5, i znowu jeśli chcesz coś to na str 3, coś innego na str 4. Układało się co się chciało. Na początku mnie męczyło, potem polubiłam
Link na dowód
http://osiol.com.pl/Bajeczka-Na-Twoja-Modle-t1983.html
różne warianty
No ale jak było naprawdę z tymi groszkami? Wyruszyły w podróż czy nie?
Naprawdę było tak
jak się chciało. Skakało się po stronach i układało własną wersję. Inne strony się opuszczało, co powodowało pewien niepokój, jeśli człowiek był wychowany na zwyczajnych książkach.
Nie ma się z czego śmiać. Było inne i wymagało innego myślenia, nielinearnego.
koszmar
“chcesz żeby szewczyk Skuba zabił smoka, wybierz 3”
“chcesz żeby smok zabił Skubę, wybierz 5”.
Jak dla mnie to jest obłęd.
Obłęd jak obłęd
Znam też inną nazwę – “przeniesienie części odpowiedzialności za kształt utworu na odbiorcę” albo “włączenie odbiorcy w proces tworzenia”. Grałeś kiedykolwiek w przygodówki? To przecież prawie to samo.
Ja to odbierałam
jako kombinatorykę. Takie tam wariacje, kombinacje, permutacje
Ja pamiętam coś takiego
w stylu fantasy, z początku lat 90′ ub. wieku. “Spotykasz goblina, który ma na sprzedaż piękną zbroję. Chcesz ją kupić – przejdź na stronę 90. Próbujesz zabić goblina, żeby odebrać mu zbroję bez płacenia – przejdź na stronę 132” i tak dalej. Z tym, że mimo – jeżeli mnie pamięć nie myli – ok. 200 stron, kombinacji była ograniczona ilość i po kilku razach takiej “rozgrywki” było wiadomo, co się zdarzy, a to już było nudne.
groszki
też były nudne, jak się zastanowić. Były jednak dziwne po jakimś “Janku wędrowniczku” itp
Ja piszę o latach 70 ub.wieku
A to dziwne, że tego nie znałem,
lata 70 ub. wieku to okres, kiedy literaturę dziecięcą poznawałem w sposób, że tak powiem, naturalny, i to w dużych ilościach. Myślę, że taką nietypową rzecz bym pamiętał.
Sprawdziłam
jednak nie 70 a 1981.
No tak, w tym wieku to już nie o groszkach się czytało.
Bardziej Bahdaja, Broszkiewicza, ew. Niziurskiego i dziesiątki innych.
Czytało się,
Twoje dzieci też tyle czytają?
Starszy tak,
ale ta klasyka, co wymieniłem wcześniej, to dla niego nieinteresujące. Nie te realia. Czyta różne nowoczesne rzeczy – fantasy dla młodzieży. Verne’a spróbował i odpuścił. Szklarskiego także.
Młodszy czyta raczej popularnonaukowe rzeczy, ale w ujęciu dla najmłodszych, np. “Jerzego” Hawkinga.
czy, wobec tego
co właśnie napisałeś, są jeszcze jakieś evergreeny?
A są, ale takie nieprzewidywalne
Maciej Wojtyszko, seria o Brombie.
Hugh Lofting, seria o Doktorze Doolittle
Marta Tomaszewska, seria o Tapatikach
Rudyard Kipling, Księgi Dżungli
i na razie nic mi do głowy więcej nie przychodzi. Musiałbym wleźć mu do pokoju i zerknąć na półki z książkami, a na razie śpi snem sprawiedliwego i nie chcę ryzykować, że się obudzi.
Nie budź
Tapatików nie znam. 🙂
Fajne
Kosmiczne, rodzinne, baśniowe, a momentami autentycznie komiczne (dla dorosłego tyż). Tutaj niezłe podsumowanie http://www.esensja.pl/ksiazka/recenzje/tekst.html?id=1014
trafione ostatnio
http://ninedin.blox.pl/html
Przy okazji, “Babel-17” w sieci krąży a zasługuje na uwagę.
Do ściągnięcia
stąd – http://www.ebookstack.com/content/babel-17
ale kiepskiej jakości – czcionka maszynopisu i pocięte sygnaturkami.
Mi się skojarzyło z powyższym
Mi się skojarzyło z powyższym “to, czego nie umiemy nazwać, dla nas nie istnieje”. Przypomniał mi się eksperyment o którymś kiedyś czytałam. Kto, kiedy (kilka lat temu) i gdzie już nie pamiętam. Zapamiętało mi się, że pokazano “ludom prymitywnym” film o “cywilizowanym” życiu. Były tam między innymi pokazane łazienka i kura. Po obejrzeniu pytano co zapamiętali oglądający.
Jakaś kobieta z wioski w Tybecie spędziła rok w Szwajcarii
Wrażenia spisano w książce. Ale to dawno było.
No dobra. Zrozumiałam Kocie.
No dobra. Zrozumiałam Kocie. Odzywać się będę tylko wtedy gdy będę miała coś do powiedzenia. Czyli zapewne nigdy.
Mimoza? Toć walcząc z alzheimerem dodałem info wydobyte
z męką, bez podtekstów żadnych.
To tylko świadomość własnych
To tylko świadomość własnych intelektualnych niedostatków. Zero mimozowatości. Byle wiaterek mnie nie zdmuchnie, mrozik nie wymrozi.:)
Kiedyś kupiłam książkę
dla dzieci o małych groszkach. Raymonda Queneau „Bajeczka na twoją modłę”
Forma, jak na tamte czasy, niebanalna. Coś takiego :
Były sobie trzy małe groszki i mieszkały w strączku. Jeśli chcesz, aby tam zostały, czytaj na stronie 2, jeśli chcesz, aby wyruszyły w świat, czytaj na stronie 5, i znowu jeśli chcesz coś to na str 3, coś innego na str 4. Układało się co się chciało. Na początku mnie męczyło, potem polubiłam
Link na dowód
http://osiol.com.pl/Bajeczka-Na-Twoja-Modle-t1983.html
różne warianty
No ale jak było naprawdę z tymi groszkami? Wyruszyły w podróż czy nie?
Naprawdę było tak
jak się chciało. Skakało się po stronach i układało własną wersję. Inne strony się opuszczało, co powodowało pewien niepokój, jeśli człowiek był wychowany na zwyczajnych książkach.
Nie ma się z czego śmiać. Było inne i wymagało innego myślenia, nielinearnego.
koszmar
“chcesz żeby szewczyk Skuba zabił smoka, wybierz 3”
“chcesz żeby smok zabił Skubę, wybierz 5”.
Jak dla mnie to jest obłęd.
Obłęd jak obłęd
Znam też inną nazwę – “przeniesienie części odpowiedzialności za kształt utworu na odbiorcę” albo “włączenie odbiorcy w proces tworzenia”. Grałeś kiedykolwiek w przygodówki? To przecież prawie to samo.
Ja to odbierałam
jako kombinatorykę. Takie tam wariacje, kombinacje, permutacje
Ja pamiętam coś takiego
w stylu fantasy, z początku lat 90′ ub. wieku. “Spotykasz goblina, który ma na sprzedaż piękną zbroję. Chcesz ją kupić – przejdź na stronę 90. Próbujesz zabić goblina, żeby odebrać mu zbroję bez płacenia – przejdź na stronę 132” i tak dalej. Z tym, że mimo – jeżeli mnie pamięć nie myli – ok. 200 stron, kombinacji była ograniczona ilość i po kilku razach takiej “rozgrywki” było wiadomo, co się zdarzy, a to już było nudne.
groszki
też były nudne, jak się zastanowić. Były jednak dziwne po jakimś “Janku wędrowniczku” itp
Ja piszę o latach 70 ub.wieku
A to dziwne, że tego nie znałem,
lata 70 ub. wieku to okres, kiedy literaturę dziecięcą poznawałem w sposób, że tak powiem, naturalny, i to w dużych ilościach. Myślę, że taką nietypową rzecz bym pamiętał.
Sprawdziłam
jednak nie 70 a 1981.
No tak, w tym wieku to już nie o groszkach się czytało.
Bardziej Bahdaja, Broszkiewicza, ew. Niziurskiego i dziesiątki innych.
Czytało się,
Twoje dzieci też tyle czytają?
Starszy tak,
ale ta klasyka, co wymieniłem wcześniej, to dla niego nieinteresujące. Nie te realia. Czyta różne nowoczesne rzeczy – fantasy dla młodzieży. Verne’a spróbował i odpuścił. Szklarskiego także.
Młodszy czyta raczej popularnonaukowe rzeczy, ale w ujęciu dla najmłodszych, np. “Jerzego” Hawkinga.
czy, wobec tego
co właśnie napisałeś, są jeszcze jakieś evergreeny?
A są, ale takie nieprzewidywalne
Maciej Wojtyszko, seria o Brombie.
Hugh Lofting, seria o Doktorze Doolittle
Marta Tomaszewska, seria o Tapatikach
Rudyard Kipling, Księgi Dżungli
i na razie nic mi do głowy więcej nie przychodzi. Musiałbym wleźć mu do pokoju i zerknąć na półki z książkami, a na razie śpi snem sprawiedliwego i nie chcę ryzykować, że się obudzi.
Nie budź
Tapatików nie znam. 🙂
Fajne
Kosmiczne, rodzinne, baśniowe, a momentami autentycznie komiczne (dla dorosłego tyż). Tutaj niezłe podsumowanie http://www.esensja.pl/ksiazka/recenzje/tekst.html?id=1014
trafione ostatnio
http://ninedin.blox.pl/html
Przy okazji, “Babel-17” w sieci krąży a zasługuje na uwagę.
Do ściągnięcia
stąd – http://www.ebookstack.com/content/babel-17
ale kiepskiej jakości – czcionka maszynopisu i pocięte sygnaturkami.
Mi się skojarzyło z powyższym
Mi się skojarzyło z powyższym “to, czego nie umiemy nazwać, dla nas nie istnieje”. Przypomniał mi się eksperyment o którymś kiedyś czytałam. Kto, kiedy (kilka lat temu) i gdzie już nie pamiętam. Zapamiętało mi się, że pokazano “ludom prymitywnym” film o “cywilizowanym” życiu. Były tam między innymi pokazane łazienka i kura. Po obejrzeniu pytano co zapamiętali oglądający.
Jakaś kobieta z wioski w Tybecie spędziła rok w Szwajcarii
Wrażenia spisano w książce. Ale to dawno było.
No dobra. Zrozumiałam Kocie.
No dobra. Zrozumiałam Kocie. Odzywać się będę tylko wtedy gdy będę miała coś do powiedzenia. Czyli zapewne nigdy.
Mimoza? Toć walcząc z alzheimerem dodałem info wydobyte
z męką, bez podtekstów żadnych.
To tylko świadomość własnych
To tylko świadomość własnych intelektualnych niedostatków. Zero mimozowatości. Byle wiaterek mnie nie zdmuchnie, mrozik nie wymrozi.:)
Dziękuję Quackie
Dedykacja od Mistrza to wielki honor. Pracuję nad właściwą proporcją, na razie jakoś się udaje.
Serdeczności
Hej
Wiesz, skąd dedykacja i dlaczego – honor zasłużony w pełni. Mnie proporcje nie wychodzą, jak widać. Niemniej plan na wieczór wykonałem : )
Dziękuję Quackie
Dedykacja od Mistrza to wielki honor. Pracuję nad właściwą proporcją, na razie jakoś się udaje.
Serdeczności
Hej
Wiesz, skąd dedykacja i dlaczego – honor zasłużony w pełni. Mnie proporcje nie wychodzą, jak widać. Niemniej plan na wieczór wykonałem : )
Mam inne zdanie
Wydaje mi się, że to jest z dziedziny “ta dzisiejsza młodzież”.
Płycizna istniała, istnieje, i będzie istnieć. Teraz ją widać, bo dane zostało narzędzie do jej nieskępowanego uzewnętrzniania. Zostało dane – dzieciom, przez dorosłych. Niemądrym przez mądrych?
Dorośli mają dzieciom za złe, że dzieci kochają agresywne filmy, krwawe gry komputerowe, płytką obrazkowość. Mają za złe – dorośli dzieciom.
Dzieci same sobie tego wyprodukowały. Dorośli im to zaserwowali.
Nie nużą mnie długie teksty w tych czasach. Kiedyś za to mnie nużyły! Bo jak natrafiłam na jakieś słowo, którego nie rozumiałam, to odkładałam lekturę i szukałam tego słowa. W słownikach i encyklopediach, a absorbujące i czasochłonne bywało to zadanie, a jego celem chęć zrozumienia ciągu daszego.
Hypertext skrócił ten ból. Szybki dostęp do informacji.
Młodzi ludzie, z którymi ja mam do czynienia, używają hypertekstu do szukania istotnych informacji.
I powiem Ci, że mnie zaskakują w równym stopniu, co ja ich mogę czymś zaskoczyć. Dużo wiedzą, więcej niż by wiedzieli w czasach bibliotecznych.
Mózg się musi przestawić. Przyszło “nowe”, mózgi się przestawiają. Na inne. To nie znaczy, że na gorsze.
Gdyby dzieci nie mówiły rodzicom “NIE”, a spełniały ich oczekiwania związane z tradycją, to do tej pory siedzielibśmy na drzewach.
Sprzeciw jest warunkiem rozwoju.
Pozdrowienia.
* * *
Jesteś Mądrą Kobietą.
W odróżnieniu
od Mądrego Człowieka 🙂
Kometo, zejdź na Ziemię i ujrzyj sprawy takimi, jakimi są.
Dziękuję i odwzajemniam.
Odpowiem tak, jak Jaśmince
Jeżeli to idzie tak szybko, jak prognozuje pan Carr, to niewykluczone, że jeszcze za naszego życia będzie można ocenić, czy to biadolenie o zepsutej młodzieży, czy rzeczywisty problem. I wtedy pogadamy dalej : )
Boję się jeszcze jednej rzeczy, cytowanej z podlinkowanej przez pana puszkogłowego Polityki – jak indukowany przez przyzwyczajenie do hipertekstu sposób odbierania świata wpływa na wybory polityczne >: (
Dzięki, Quackie
Na wybory polityczne hypertext pewnie nie wpłynie. Tak myślę, ale myśleć to ja sobie mogę i mogę.
Miłego weekendu.
Na grzybki się udajesz? Teraz to wszyscy po lasach biegają, grzybki suszą i marynują. Koleżanka mi doniosła, że w Warszawie są trudności w kupieniu octu. Octu, Panie! Za komuny było lepiej.
Małżonka była na grzybach
z bronią masowego rażenia, sądząc po ilościach, jakie przywiozła. We środę (?) wybiera się po raz drugi. Ale w occie raczej nie robimy – suszymy albo mrozimy podgotowane.
Mam inne zdanie
Wydaje mi się, że to jest z dziedziny “ta dzisiejsza młodzież”.
Płycizna istniała, istnieje, i będzie istnieć. Teraz ją widać, bo dane zostało narzędzie do jej nieskępowanego uzewnętrzniania. Zostało dane – dzieciom, przez dorosłych. Niemądrym przez mądrych?
Dorośli mają dzieciom za złe, że dzieci kochają agresywne filmy, krwawe gry komputerowe, płytką obrazkowość. Mają za złe – dorośli dzieciom.
Dzieci same sobie tego wyprodukowały. Dorośli im to zaserwowali.
Nie nużą mnie długie teksty w tych czasach. Kiedyś za to mnie nużyły! Bo jak natrafiłam na jakieś słowo, którego nie rozumiałam, to odkładałam lekturę i szukałam tego słowa. W słownikach i encyklopediach, a absorbujące i czasochłonne bywało to zadanie, a jego celem chęć zrozumienia ciągu daszego.
Hypertext skrócił ten ból. Szybki dostęp do informacji.
Młodzi ludzie, z którymi ja mam do czynienia, używają hypertekstu do szukania istotnych informacji.
I powiem Ci, że mnie zaskakują w równym stopniu, co ja ich mogę czymś zaskoczyć. Dużo wiedzą, więcej niż by wiedzieli w czasach bibliotecznych.
Mózg się musi przestawić. Przyszło “nowe”, mózgi się przestawiają. Na inne. To nie znaczy, że na gorsze.
Gdyby dzieci nie mówiły rodzicom “NIE”, a spełniały ich oczekiwania związane z tradycją, to do tej pory siedzielibśmy na drzewach.
Sprzeciw jest warunkiem rozwoju.
Pozdrowienia.
* * *
Jesteś Mądrą Kobietą.
W odróżnieniu
od Mądrego Człowieka 🙂
Kometo, zejdź na Ziemię i ujrzyj sprawy takimi, jakimi są.
Dziękuję i odwzajemniam.
Odpowiem tak, jak Jaśmince
Jeżeli to idzie tak szybko, jak prognozuje pan Carr, to niewykluczone, że jeszcze za naszego życia będzie można ocenić, czy to biadolenie o zepsutej młodzieży, czy rzeczywisty problem. I wtedy pogadamy dalej : )
Boję się jeszcze jednej rzeczy, cytowanej z podlinkowanej przez pana puszkogłowego Polityki – jak indukowany przez przyzwyczajenie do hipertekstu sposób odbierania świata wpływa na wybory polityczne >: (
Dzięki, Quackie
Na wybory polityczne hypertext pewnie nie wpłynie. Tak myślę, ale myśleć to ja sobie mogę i mogę.
Miłego weekendu.
Na grzybki się udajesz? Teraz to wszyscy po lasach biegają, grzybki suszą i marynują. Koleżanka mi doniosła, że w Warszawie są trudności w kupieniu octu. Octu, Panie! Za komuny było lepiej.
Małżonka była na grzybach
z bronią masowego rażenia, sądząc po ilościach, jakie przywiozła. We środę (?) wybiera się po raz drugi. Ale w occie raczej nie robimy – suszymy albo mrozimy podgotowane.
Wszystko o czym Mistrz pisze
czyta się z przyjemnością,a mając świadomość że Czyta Cię
wiele Dobrych Ludzi,przyjemność jest dubeltowa. Dziękuje.
stanełła byłła na głowie , a co Poniektóre byli by mnie nawet
pomagali w takowyj zirkusowyj sztuce magicy,to i tak
nigdy tak fajnu nie napisam.
Bóg zapłać Jaśnie Wielmożnej
Pani Hrabinie za dobre słowo. Przez chwilę chciałem poprosić JWPanią o powiększenie tekstu na obrazku, ale małżonka moja podała mi lupę i zapłoniłem się jak róża, względnie, jak mawia mój Protoplasta, jak lupa wołowa. Albo jakoś podobnie.
Przy okazji chciałem nadmienić, że Pan Ignacy L. wrócił z urlopu i właśnie zabiera się do ponownego zaistnienia. Pozdrowienia.
Wszystko o czym Mistrz pisze
czyta się z przyjemnością,a mając świadomość że Czyta Cię
wiele Dobrych Ludzi,przyjemność jest dubeltowa. Dziękuje.
stanełła byłła na głowie , a co Poniektóre byli by mnie nawet
pomagali w takowyj zirkusowyj sztuce magicy,to i tak
nigdy tak fajnu nie napisam.
Bóg zapłać Jaśnie Wielmożnej
Pani Hrabinie za dobre słowo. Przez chwilę chciałem poprosić JWPanią o powiększenie tekstu na obrazku, ale małżonka moja podała mi lupę i zapłoniłem się jak róża, względnie, jak mawia mój Protoplasta, jak lupa wołowa. Albo jakoś podobnie.
Przy okazji chciałem nadmienić, że Pan Ignacy L. wrócił z urlopu i właśnie zabiera się do ponownego zaistnienia. Pozdrowienia.