Sprawa spotkania europosłów z prezydentem Czech, Vaclavem Klausem, jest dość powszechnie znana i szeroko komentowana w mediach całej Europy, od lewa do prawa, nie wymaga więc szerszego opisy
Sprawa spotkania europosłów z prezydentem Czech, Vaclavem Klausem, jest dość powszechnie znana i szeroko komentowana w mediach całej Europy, od lewa do prawa, nie wymaga więc szerszego opisywania. Nie będę się również odnosił do sprawy nie tyle kulawego, co zmanipulowanego tłumaczenia zapisu tej rozmowy, zamieszczonego na portalu Fronda.pl. Nie dość, że tłumaczenie było niezbyt doskonałe, to materiał źródłowy też budzi wątpliwości, ponieważ to co zostało zapisane na stronach prezydenta Czech, nie było stenogramem rozmów, lecz dość swobodnym zapisem spotkania, według strony czeskiej. Daniel Cohn-Bendit wyraźnie o tym mówi – a strona czeska nie protestuje.
Ale ten materiał pozwolił polskim mediom, w szczególności “Rzeczpospolitej”, na zdecydowane komentarze i opnie, opisujące “napaść” Pötteringa i jego kolegów na Klausa. Sprawę można by wyjaśnić jedynie poprzez konfrontację stron, ale oczywiście – nie jest to możliwe.
Dla mnie całe to zamieszanie i incydent dyplomatyczny jest ważny z kilku innych powodów;
Niezależnie od tego, co i w jakim tonie zostało powiedziane na Hradczanach – wyraźnie widać, że zabieg szefa Parlamentu Europejskiego, Hansa-Gerta Pötteringa był zamierzony, acz nie do końca przemyślany. Klaus, jako skrajny eurosceptyk, nie zgadzający się na wywieszenie flagi unijnej nad swoją siedzibą, był doskonałym celem dla zielonego Cohn-Bendita, który jest skrajnym federalistą europejskim. Problem jednak jest taki, że nawet występując w Pradze jako poseł Unii – jest odbierany w Czechach jako Niemiec. I on, i chadek Pöttering, i trzeci, socjalista Schulz, którzy zadawali pytania niewygodne pytania, jak zachowa się czeski prezydent w obliczy decyzji podjętej przez czeski parlament.
Czesi nie mają takich doświadczeń okupacyjnych, jak Polacy, ale zajęcie Sudetów w 1938 roku, upokorzenie monachijskie w roku 1938 i sama okupacja wywarła piętno na Czechach.
Dlatego Vaclav Klaus niespodziewanie stał się znów bohaterem czeskich mediów i wszystkie siły polityczne stanęły za nim murem. Sytuacja dotycząca ratyfikacji Traktatu Lizbońskiego jest w Czechach jeszcze bardziej skomplikowana, niż w Polsce, w związku z tym szef Parlamentu Europejskiego strzelił sobie mocno w stopę w tej sprawie. Może okazać się, że ratyfikacja traktatu przesunie się w czasie.
Co poniektórzy komentatorzy zwracają uwagę na to, że być może działania parlamentarzystów były zamierzone. I nie chodziło tu wcale o samego Vaclava Klausa i Czechy, jako takie, ale o zbudowanie atmosfery, mającej na celu podzielenie Europy. Cień pomysłu Europy dwóch prędkości, gdzie stare, mocne państwa Unii prowadzą własną politykę, a państwa “nowe”, z Polską na czele ( “lepiej być silnym wśród słabych” – złota myśl Lecha Kaczyńskiego), cały czas krąży. Widać go by było w czasie kryzysu kaukaskiego, widać go w sprawach bezpieczeństwa energetycznego, gdzie i Włoch i Niemcy prowadzą własną politykę. Ten pomysł może również mieć wpływ na ustalenie rozpoczynającego się dziś szczytu państw Unii na temat pakietu klimatycznego.
Polscy eurosceptycy nie omieszkali wykorzystać sprawy do komentarzy, pod hasłem, jak to “eurokołchoz” traktuje szefa niezawisłego państwa. I pytają, czy Lech Kaczyński byłby traktowany tak samo. Myślę, że byłby traktowany tak samo, jak Klaus, ponieważ interes wspólnotowy jest w tym przypadku najważniejszy, a ratyfikacja TL – to podstawa wspólnej polityki europejskiej.
Kaczyński jest jednak zgoła w innej sytuacji, niż czeski prezydent. Cohn-Bendit miałby prawo zapytać polskiego prezydenta, tak jak jest pytany przez Polaków, dlaczego ten nie podpisuje dokumentu, który został już przyjęty przez najwyższy organ władzy demokratycznej, czyli parlament. I dlaczego tłumaczeniem zaniechania tej decyzji jest sprawa nieratyfikowania tego dokumentu przez… Irlandię? I tu tkwi podstawowy problem, ponieważ zaniechanie działania Lecha Kaczyńskiego w tej sprawie, to działanie niezgodne z jego mandatem społecznym. I nie tylko, ale również z zapisami polskiej Konstytucji, z artykułami 89 i 90. Nie potrzeba wcale zapisów tak zwanej ustawy kompetencyjnej, aby wskazać, jakie obowiązki – i przywileje – należne są urzędowi prezydenckiemu.
Azrael
“działanie niezgodne z jego mandatem społecznym”
Świadomy fałszs to czy nie?
“działanie niezgodne z jego mandatem społecznym”
Świadomy fałszs to czy nie?
“działanie niezgodne z jego mandatem społecznym”
Świadomy fałszs to czy nie?
“działanie niezgodne z jego mandatem społecznym”
Świadomy fałszs to czy nie?
“działanie niezgodne z jego mandatem społecznym”
Świadomy fałszs to czy nie?
“działanie niezgodne z jego mandatem społecznym”
Świadomy fałszs to czy nie?
Azraelu, nieco inny punkt widzenia
prezentuje w swoim blogu Mikimoto: http://www.kontrowersje.net/node/1134
Nawet jesli brac pod uwage mozliwosci zmanipulowania tekstu (zapisu rozmowy na Hradczanach) przez jego szatkowanie i tendencyjne tlumaczenie, ciagle jeszcze istnieje cos takiego jak suwerennosc panstw czlonkowskich Unii, ba – w jakims dosc znacznym zakresie ma ona przetrwac rowniez pelna ratyfikacje i wejscie w zycie Traktatu.
Spotkala sie delegacja, zdominowana przez lewackiego euroentuzjaste z prawackim eurosceptykiem, i ten pierwszy usilowal tego drugiego dociskac do sciany. Tyle ze ten drugi – podoba sie to komus czy nie – jest prezydentem suwerennego panstwa… Tymczasem, na ile wierzyc ujawnionym zapisom – sposob poprowadzenia rozmowy z nim ma cos wspolnego z przebiegiem innej rozmowy – tej mianowicie, w ktorej padly slawne pytania o znajomosc z Ronem Asmusem.
Tak, tak – czego bysmy nie sadzili o eurosceptycyzmie naszych panow prezydentow, ich konkretnych zachowaniach czy wypowiedziach, to nie dopuszczaja sie oni gwalcenia praw jednostki lub podobnych grzechow, przy ktorych krytyka miedzynarodowa zyskuje szczegolne upowaznienie. To jest "tylko" lepsze lub gorsze wykonywanie suwerennosci – ergo sprawy wewnetrzne poszczegolnych panstw.
Jest wiec cos niestosownego w zbyt natarczywym napominaniu i popedzaniu prezydentow poszczegolnych panstw czlonkowskich przez reprezentantow innych panstw czlonkowskich. Przybiera to wymiar prowokacji zwlaszcza – przy calej mojej zyczliwosci i uznaniu dla Niemiec – jesli robi to delegacja politykow ausgerechnet z tego kraju.
Tu drobna poprawka do Twojego opisu relacji czesko-niemieckich: Czechy praktycznie od sredniowiecza znajdowaly sie pod bardzo silnym naciskiem zywiolu germanskiego z zewnatrz i wewnatrz swego kraju – niewspolmiernie silniejszego niz ten na nas chocby z uwagi na liczebnosc ich narodu – i stad poziom resentymentu antyniemieckiego bynajmniej nie jest tam nizszy niz u nas. My z naszego sasiedztwa z Niemcami mamy swoje zle doswiadczenia – sa to krwawe i bolesne, ale w sumie nie az tak dlugie epizody. Czesi musieli na pol sztucznymi metodami odtwarzac swoj jezyk, bo juz prawie nie istnial…
I jeszcze na koniec autocytacik – jedno z moich spostrzezen w watku u Mikimoto:"Oba ekstremizmy zyja w doskonalej choc niepieknej symbiozie. Po wierzchu sie okladaja, pod spodem – karmia sie nawzajem i wzmacniaja."
Pozdrawiam
Azraelu, nieco inny punkt widzenia
prezentuje w swoim blogu Mikimoto: http://www.kontrowersje.net/node/1134
Nawet jesli brac pod uwage mozliwosci zmanipulowania tekstu (zapisu rozmowy na Hradczanach) przez jego szatkowanie i tendencyjne tlumaczenie, ciagle jeszcze istnieje cos takiego jak suwerennosc panstw czlonkowskich Unii, ba – w jakims dosc znacznym zakresie ma ona przetrwac rowniez pelna ratyfikacje i wejscie w zycie Traktatu.
Spotkala sie delegacja, zdominowana przez lewackiego euroentuzjaste z prawackim eurosceptykiem, i ten pierwszy usilowal tego drugiego dociskac do sciany. Tyle ze ten drugi – podoba sie to komus czy nie – jest prezydentem suwerennego panstwa… Tymczasem, na ile wierzyc ujawnionym zapisom – sposob poprowadzenia rozmowy z nim ma cos wspolnego z przebiegiem innej rozmowy – tej mianowicie, w ktorej padly slawne pytania o znajomosc z Ronem Asmusem.
Tak, tak – czego bysmy nie sadzili o eurosceptycyzmie naszych panow prezydentow, ich konkretnych zachowaniach czy wypowiedziach, to nie dopuszczaja sie oni gwalcenia praw jednostki lub podobnych grzechow, przy ktorych krytyka miedzynarodowa zyskuje szczegolne upowaznienie. To jest "tylko" lepsze lub gorsze wykonywanie suwerennosci – ergo sprawy wewnetrzne poszczegolnych panstw.
Jest wiec cos niestosownego w zbyt natarczywym napominaniu i popedzaniu prezydentow poszczegolnych panstw czlonkowskich przez reprezentantow innych panstw czlonkowskich. Przybiera to wymiar prowokacji zwlaszcza – przy calej mojej zyczliwosci i uznaniu dla Niemiec – jesli robi to delegacja politykow ausgerechnet z tego kraju.
Tu drobna poprawka do Twojego opisu relacji czesko-niemieckich: Czechy praktycznie od sredniowiecza znajdowaly sie pod bardzo silnym naciskiem zywiolu germanskiego z zewnatrz i wewnatrz swego kraju – niewspolmiernie silniejszego niz ten na nas chocby z uwagi na liczebnosc ich narodu – i stad poziom resentymentu antyniemieckiego bynajmniej nie jest tam nizszy niz u nas. My z naszego sasiedztwa z Niemcami mamy swoje zle doswiadczenia – sa to krwawe i bolesne, ale w sumie nie az tak dlugie epizody. Czesi musieli na pol sztucznymi metodami odtwarzac swoj jezyk, bo juz prawie nie istnial…
I jeszcze na koniec autocytacik – jedno z moich spostrzezen w watku u Mikimoto:"Oba ekstremizmy zyja w doskonalej choc niepieknej symbiozie. Po wierzchu sie okladaja, pod spodem – karmia sie nawzajem i wzmacniaja."
Pozdrawiam
Azraelu, nieco inny punkt widzenia
prezentuje w swoim blogu Mikimoto: http://www.kontrowersje.net/node/1134
Nawet jesli brac pod uwage mozliwosci zmanipulowania tekstu (zapisu rozmowy na Hradczanach) przez jego szatkowanie i tendencyjne tlumaczenie, ciagle jeszcze istnieje cos takiego jak suwerennosc panstw czlonkowskich Unii, ba – w jakims dosc znacznym zakresie ma ona przetrwac rowniez pelna ratyfikacje i wejscie w zycie Traktatu.
Spotkala sie delegacja, zdominowana przez lewackiego euroentuzjaste z prawackim eurosceptykiem, i ten pierwszy usilowal tego drugiego dociskac do sciany. Tyle ze ten drugi – podoba sie to komus czy nie – jest prezydentem suwerennego panstwa… Tymczasem, na ile wierzyc ujawnionym zapisom – sposob poprowadzenia rozmowy z nim ma cos wspolnego z przebiegiem innej rozmowy – tej mianowicie, w ktorej padly slawne pytania o znajomosc z Ronem Asmusem.
Tak, tak – czego bysmy nie sadzili o eurosceptycyzmie naszych panow prezydentow, ich konkretnych zachowaniach czy wypowiedziach, to nie dopuszczaja sie oni gwalcenia praw jednostki lub podobnych grzechow, przy ktorych krytyka miedzynarodowa zyskuje szczegolne upowaznienie. To jest "tylko" lepsze lub gorsze wykonywanie suwerennosci – ergo sprawy wewnetrzne poszczegolnych panstw.
Jest wiec cos niestosownego w zbyt natarczywym napominaniu i popedzaniu prezydentow poszczegolnych panstw czlonkowskich przez reprezentantow innych panstw czlonkowskich. Przybiera to wymiar prowokacji zwlaszcza – przy calej mojej zyczliwosci i uznaniu dla Niemiec – jesli robi to delegacja politykow ausgerechnet z tego kraju.
Tu drobna poprawka do Twojego opisu relacji czesko-niemieckich: Czechy praktycznie od sredniowiecza znajdowaly sie pod bardzo silnym naciskiem zywiolu germanskiego z zewnatrz i wewnatrz swego kraju – niewspolmiernie silniejszego niz ten na nas chocby z uwagi na liczebnosc ich narodu – i stad poziom resentymentu antyniemieckiego bynajmniej nie jest tam nizszy niz u nas. My z naszego sasiedztwa z Niemcami mamy swoje zle doswiadczenia – sa to krwawe i bolesne, ale w sumie nie az tak dlugie epizody. Czesi musieli na pol sztucznymi metodami odtwarzac swoj jezyk, bo juz prawie nie istnial…
I jeszcze na koniec autocytacik – jedno z moich spostrzezen w watku u Mikimoto:"Oba ekstremizmy zyja w doskonalej choc niepieknej symbiozie. Po wierzchu sie okladaja, pod spodem – karmia sie nawzajem i wzmacniaja."
Pozdrawiam
Azraelu, nieco inny punkt widzenia
prezentuje w swoim blogu Mikimoto: http://www.kontrowersje.net/node/1134
Nawet jesli brac pod uwage mozliwosci zmanipulowania tekstu (zapisu rozmowy na Hradczanach) przez jego szatkowanie i tendencyjne tlumaczenie, ciagle jeszcze istnieje cos takiego jak suwerennosc panstw czlonkowskich Unii, ba – w jakims dosc znacznym zakresie ma ona przetrwac rowniez pelna ratyfikacje i wejscie w zycie Traktatu.
Spotkala sie delegacja, zdominowana przez lewackiego euroentuzjaste z prawackim eurosceptykiem, i ten pierwszy usilowal tego drugiego dociskac do sciany. Tyle ze ten drugi – podoba sie to komus czy nie – jest prezydentem suwerennego panstwa… Tymczasem, na ile wierzyc ujawnionym zapisom – sposob poprowadzenia rozmowy z nim ma cos wspolnego z przebiegiem innej rozmowy – tej mianowicie, w ktorej padly slawne pytania o znajomosc z Ronem Asmusem.
Tak, tak – czego bysmy nie sadzili o eurosceptycyzmie naszych panow prezydentow, ich konkretnych zachowaniach czy wypowiedziach, to nie dopuszczaja sie oni gwalcenia praw jednostki lub podobnych grzechow, przy ktorych krytyka miedzynarodowa zyskuje szczegolne upowaznienie. To jest "tylko" lepsze lub gorsze wykonywanie suwerennosci – ergo sprawy wewnetrzne poszczegolnych panstw.
Jest wiec cos niestosownego w zbyt natarczywym napominaniu i popedzaniu prezydentow poszczegolnych panstw czlonkowskich przez reprezentantow innych panstw czlonkowskich. Przybiera to wymiar prowokacji zwlaszcza – przy calej mojej zyczliwosci i uznaniu dla Niemiec – jesli robi to delegacja politykow ausgerechnet z tego kraju.
Tu drobna poprawka do Twojego opisu relacji czesko-niemieckich: Czechy praktycznie od sredniowiecza znajdowaly sie pod bardzo silnym naciskiem zywiolu germanskiego z zewnatrz i wewnatrz swego kraju – niewspolmiernie silniejszego niz ten na nas chocby z uwagi na liczebnosc ich narodu – i stad poziom resentymentu antyniemieckiego bynajmniej nie jest tam nizszy niz u nas. My z naszego sasiedztwa z Niemcami mamy swoje zle doswiadczenia – sa to krwawe i bolesne, ale w sumie nie az tak dlugie epizody. Czesi musieli na pol sztucznymi metodami odtwarzac swoj jezyk, bo juz prawie nie istnial…
I jeszcze na koniec autocytacik – jedno z moich spostrzezen w watku u Mikimoto:"Oba ekstremizmy zyja w doskonalej choc niepieknej symbiozie. Po wierzchu sie okladaja, pod spodem – karmia sie nawzajem i wzmacniaja."
Pozdrawiam
Azraelu, nieco inny punkt widzenia
prezentuje w swoim blogu Mikimoto: http://www.kontrowersje.net/node/1134
Nawet jesli brac pod uwage mozliwosci zmanipulowania tekstu (zapisu rozmowy na Hradczanach) przez jego szatkowanie i tendencyjne tlumaczenie, ciagle jeszcze istnieje cos takiego jak suwerennosc panstw czlonkowskich Unii, ba – w jakims dosc znacznym zakresie ma ona przetrwac rowniez pelna ratyfikacje i wejscie w zycie Traktatu.
Spotkala sie delegacja, zdominowana przez lewackiego euroentuzjaste z prawackim eurosceptykiem, i ten pierwszy usilowal tego drugiego dociskac do sciany. Tyle ze ten drugi – podoba sie to komus czy nie – jest prezydentem suwerennego panstwa… Tymczasem, na ile wierzyc ujawnionym zapisom – sposob poprowadzenia rozmowy z nim ma cos wspolnego z przebiegiem innej rozmowy – tej mianowicie, w ktorej padly slawne pytania o znajomosc z Ronem Asmusem.
Tak, tak – czego bysmy nie sadzili o eurosceptycyzmie naszych panow prezydentow, ich konkretnych zachowaniach czy wypowiedziach, to nie dopuszczaja sie oni gwalcenia praw jednostki lub podobnych grzechow, przy ktorych krytyka miedzynarodowa zyskuje szczegolne upowaznienie. To jest "tylko" lepsze lub gorsze wykonywanie suwerennosci – ergo sprawy wewnetrzne poszczegolnych panstw.
Jest wiec cos niestosownego w zbyt natarczywym napominaniu i popedzaniu prezydentow poszczegolnych panstw czlonkowskich przez reprezentantow innych panstw czlonkowskich. Przybiera to wymiar prowokacji zwlaszcza – przy calej mojej zyczliwosci i uznaniu dla Niemiec – jesli robi to delegacja politykow ausgerechnet z tego kraju.
Tu drobna poprawka do Twojego opisu relacji czesko-niemieckich: Czechy praktycznie od sredniowiecza znajdowaly sie pod bardzo silnym naciskiem zywiolu germanskiego z zewnatrz i wewnatrz swego kraju – niewspolmiernie silniejszego niz ten na nas chocby z uwagi na liczebnosc ich narodu – i stad poziom resentymentu antyniemieckiego bynajmniej nie jest tam nizszy niz u nas. My z naszego sasiedztwa z Niemcami mamy swoje zle doswiadczenia – sa to krwawe i bolesne, ale w sumie nie az tak dlugie epizody. Czesi musieli na pol sztucznymi metodami odtwarzac swoj jezyk, bo juz prawie nie istnial…
I jeszcze na koniec autocytacik – jedno z moich spostrzezen w watku u Mikimoto:"Oba ekstremizmy zyja w doskonalej choc niepieknej symbiozie. Po wierzchu sie okladaja, pod spodem – karmia sie nawzajem i wzmacniaja."
Pozdrawiam
Azraelu, nieco inny punkt widzenia
prezentuje w swoim blogu Mikimoto: http://www.kontrowersje.net/node/1134
Nawet jesli brac pod uwage mozliwosci zmanipulowania tekstu (zapisu rozmowy na Hradczanach) przez jego szatkowanie i tendencyjne tlumaczenie, ciagle jeszcze istnieje cos takiego jak suwerennosc panstw czlonkowskich Unii, ba – w jakims dosc znacznym zakresie ma ona przetrwac rowniez pelna ratyfikacje i wejscie w zycie Traktatu.
Spotkala sie delegacja, zdominowana przez lewackiego euroentuzjaste z prawackim eurosceptykiem, i ten pierwszy usilowal tego drugiego dociskac do sciany. Tyle ze ten drugi – podoba sie to komus czy nie – jest prezydentem suwerennego panstwa… Tymczasem, na ile wierzyc ujawnionym zapisom – sposob poprowadzenia rozmowy z nim ma cos wspolnego z przebiegiem innej rozmowy – tej mianowicie, w ktorej padly slawne pytania o znajomosc z Ronem Asmusem.
Tak, tak – czego bysmy nie sadzili o eurosceptycyzmie naszych panow prezydentow, ich konkretnych zachowaniach czy wypowiedziach, to nie dopuszczaja sie oni gwalcenia praw jednostki lub podobnych grzechow, przy ktorych krytyka miedzynarodowa zyskuje szczegolne upowaznienie. To jest "tylko" lepsze lub gorsze wykonywanie suwerennosci – ergo sprawy wewnetrzne poszczegolnych panstw.
Jest wiec cos niestosownego w zbyt natarczywym napominaniu i popedzaniu prezydentow poszczegolnych panstw czlonkowskich przez reprezentantow innych panstw czlonkowskich. Przybiera to wymiar prowokacji zwlaszcza – przy calej mojej zyczliwosci i uznaniu dla Niemiec – jesli robi to delegacja politykow ausgerechnet z tego kraju.
Tu drobna poprawka do Twojego opisu relacji czesko-niemieckich: Czechy praktycznie od sredniowiecza znajdowaly sie pod bardzo silnym naciskiem zywiolu germanskiego z zewnatrz i wewnatrz swego kraju – niewspolmiernie silniejszego niz ten na nas chocby z uwagi na liczebnosc ich narodu – i stad poziom resentymentu antyniemieckiego bynajmniej nie jest tam nizszy niz u nas. My z naszego sasiedztwa z Niemcami mamy swoje zle doswiadczenia – sa to krwawe i bolesne, ale w sumie nie az tak dlugie epizody. Czesi musieli na pol sztucznymi metodami odtwarzac swoj jezyk, bo juz prawie nie istnial…
I jeszcze na koniec autocytacik – jedno z moich spostrzezen w watku u Mikimoto:"Oba ekstremizmy zyja w doskonalej choc niepieknej symbiozie. Po wierzchu sie okladaja, pod spodem – karmia sie nawzajem i wzmacniaja."
Pozdrawiam
Azraelu mala prosba
a wlasciwie do wszystkich majacych jakas wiedze merytoryczna.co to jest ten “traktat lizbonski”???czy ktos moglby napisac jakis solidny elaborat co ten dokument mowi…z mediow nic nie mozna sie dowiedziec!Azraelu jestes znany z solidnosci w tym co piszesz….moglbys lub czy ktos moze w miare czytelnie przekazac z czym sie to je???Pozdrawiam
traktat
http://pl.wikipedia.org/wiki/Traktat_lizboński
Azraelu mala prosba
a wlasciwie do wszystkich majacych jakas wiedze merytoryczna.co to jest ten “traktat lizbonski”???czy ktos moglby napisac jakis solidny elaborat co ten dokument mowi…z mediow nic nie mozna sie dowiedziec!Azraelu jestes znany z solidnosci w tym co piszesz….moglbys lub czy ktos moze w miare czytelnie przekazac z czym sie to je???Pozdrawiam
traktat
http://pl.wikipedia.org/wiki/Traktat_lizboński
Azraelu mala prosba
a wlasciwie do wszystkich majacych jakas wiedze merytoryczna.co to jest ten “traktat lizbonski”???czy ktos moglby napisac jakis solidny elaborat co ten dokument mowi…z mediow nic nie mozna sie dowiedziec!Azraelu jestes znany z solidnosci w tym co piszesz….moglbys lub czy ktos moze w miare czytelnie przekazac z czym sie to je???Pozdrawiam
traktat
http://pl.wikipedia.org/wiki/Traktat_lizboński
Azraelu mala prosba
a wlasciwie do wszystkich majacych jakas wiedze merytoryczna.co to jest ten “traktat lizbonski”???czy ktos moglby napisac jakis solidny elaborat co ten dokument mowi…z mediow nic nie mozna sie dowiedziec!Azraelu jestes znany z solidnosci w tym co piszesz….moglbys lub czy ktos moze w miare czytelnie przekazac z czym sie to je???Pozdrawiam
traktat
http://pl.wikipedia.org/wiki/Traktat_lizboński
Azraelu mala prosba
a wlasciwie do wszystkich majacych jakas wiedze merytoryczna.co to jest ten “traktat lizbonski”???czy ktos moglby napisac jakis solidny elaborat co ten dokument mowi…z mediow nic nie mozna sie dowiedziec!Azraelu jestes znany z solidnosci w tym co piszesz….moglbys lub czy ktos moze w miare czytelnie przekazac z czym sie to je???Pozdrawiam
traktat
http://pl.wikipedia.org/wiki/Traktat_lizboński
Azraelu mala prosba
a wlasciwie do wszystkich majacych jakas wiedze merytoryczna.co to jest ten “traktat lizbonski”???czy ktos moglby napisac jakis solidny elaborat co ten dokument mowi…z mediow nic nie mozna sie dowiedziec!Azraelu jestes znany z solidnosci w tym co piszesz….moglbys lub czy ktos moze w miare czytelnie przekazac z czym sie to je???Pozdrawiam
traktat
http://pl.wikipedia.org/wiki/Traktat_lizboński
dziekuje i postaram sie skorzystac w wolnym czasie
ktorego za bardzo nie mam i dlatego prosze o jakis ciekawy merytoryczny wpis.Byleby nie pisal go Kurak,mysle ze Pegaz lub Azrael mogliby naprawde przyblizyc temat.niech nikt nie poczuje sie urazony,jesli tak jest to z gory przepraszam ze faworyzuje kogos z naszej spolecznosci;-))pozdrawiam
dziekuje i postaram sie skorzystac w wolnym czasie
ktorego za bardzo nie mam i dlatego prosze o jakis ciekawy merytoryczny wpis.Byleby nie pisal go Kurak,mysle ze Pegaz lub Azrael mogliby naprawde przyblizyc temat.niech nikt nie poczuje sie urazony,jesli tak jest to z gory przepraszam ze faworyzuje kogos z naszej spolecznosci;-))pozdrawiam
dziekuje i postaram sie skorzystac w wolnym czasie
ktorego za bardzo nie mam i dlatego prosze o jakis ciekawy merytoryczny wpis.Byleby nie pisal go Kurak,mysle ze Pegaz lub Azrael mogliby naprawde przyblizyc temat.niech nikt nie poczuje sie urazony,jesli tak jest to z gory przepraszam ze faworyzuje kogos z naszej spolecznosci;-))pozdrawiam
dziekuje i postaram sie skorzystac w wolnym czasie
ktorego za bardzo nie mam i dlatego prosze o jakis ciekawy merytoryczny wpis.Byleby nie pisal go Kurak,mysle ze Pegaz lub Azrael mogliby naprawde przyblizyc temat.niech nikt nie poczuje sie urazony,jesli tak jest to z gory przepraszam ze faworyzuje kogos z naszej spolecznosci;-))pozdrawiam
dziekuje i postaram sie skorzystac w wolnym czasie
ktorego za bardzo nie mam i dlatego prosze o jakis ciekawy merytoryczny wpis.Byleby nie pisal go Kurak,mysle ze Pegaz lub Azrael mogliby naprawde przyblizyc temat.niech nikt nie poczuje sie urazony,jesli tak jest to z gory przepraszam ze faworyzuje kogos z naszej spolecznosci;-))pozdrawiam
dziekuje i postaram sie skorzystac w wolnym czasie
ktorego za bardzo nie mam i dlatego prosze o jakis ciekawy merytoryczny wpis.Byleby nie pisal go Kurak,mysle ze Pegaz lub Azrael mogliby naprawde przyblizyc temat.niech nikt nie poczuje sie urazony,jesli tak jest to z gory przepraszam ze faworyzuje kogos z naszej spolecznosci;-))pozdrawiam
To tylko drobna uzurpacja uprawnień
ze strony naszego najwyższego przedstawiciela (w sensie zewnętrznym).
Pozdrawiam
To tylko drobna uzurpacja uprawnień
ze strony naszego najwyższego przedstawiciela (w sensie zewnętrznym).
Pozdrawiam
To tylko drobna uzurpacja uprawnień
ze strony naszego najwyższego przedstawiciela (w sensie zewnętrznym).
Pozdrawiam
To tylko drobna uzurpacja uprawnień
ze strony naszego najwyższego przedstawiciela (w sensie zewnętrznym).
Pozdrawiam
To tylko drobna uzurpacja uprawnień
ze strony naszego najwyższego przedstawiciela (w sensie zewnętrznym).
Pozdrawiam