W dzisiejszym świecie w największym niebezpieczeństwie i pod ciągłym atakiem znajdują się państwa narodowe, które wedle zamysłu strategów mają rozpłynąć się w szerszych regionalnych strukturach. W podobnym niebezpieczeństwie znajduje się coraz wyraźniej niszczone od wielu dekad chrześcijaństwo. Wydaje się, że według zamysłu strategów lekiem na chorobę narodową i chrześcijaństwo jest dzisiaj epidemia “uchodźców”, która ma wydatnie osłabić je od środka. Widocznie klasyczne wojny w tzw. pierwszym świecie nie są już dobrym pomysłem.
Politycy i ich stratedzy od zarania dziejów uprawiają swoją ulubioną grę zarządzania kryzysem. Celem jądra globalistycznego jest używanie jednych grup interesu przeciw drugim,a po ich osłabieniu skutecznego uporządkowania świata według standardów Nowego Porządku Światowego (NWO). Wojna w Syrii i wynikły z niej kryzys dla tej części świata oraz Europy stworzyła kolejną okazję do przesileń z których długodystansowo skorzystają cierpliwi i najsilniejsi.
Zastanawiającą jest niecierpliwość Putina, który ochoczo wchodzi w zastawioną pułapkę możliwości, która osłabi go wiążąc konfliktem z pretendującą do kierowania światem islamskim Turcją. Może dlatego stworzono dziś możliwości dla Putina, aby następnie osłabionego łatwiej zagospodarować? Zapewne Putin jest ością w oku NWO, temu sympatyzującemu z chrześcijaństwem nacjonaliście śni się bowiem imperium i własny, co najmniej lokalny NWO. Oczywiście jeśli posłuchamy wypowiedzi tureckiego nacjonalisty, otwarcie używającego islamu do swoich potrzeb, to zauważymy, że jednak bliżej nam do Putina…
Przygotowując strategiczne gry na wszelki wypadek odżywiono dobrze Chiny, ale te są tradycyjnie bardzo cierpliwe i najpierw zajęły się budowaniem potężnej ekonomii i przygotowaniem solidnej przewagi nad konkurencją. Zapewne Chińczycy mają duże apetyty, ale chcą najpierw przygotować równie duży widelec. Być może Polska teraz ekonomicznie skorzysta na tej chińskiej przemyślanej strategii.
Komentatorzy ze zdumieniem spoglądają na Amerykę, na to co robi i czego nie robi. Dziś największym wyzwaniem dla tradycyjnej Ameryki jest jednak przeżycie bez większych problemów do końca kadencji POTUS-a Baracka Husseina Obamy, czyli nieco powyżej roku. Pozycja Obamy i Partii Demokratycznej w mediach głównego nurtu przypomina niedawną pozycję b. premiera Tuska i PO w mediach w Polsce.
Kiedy obserwuje się to co wyprawia Obama chciałoby się wystąpić o powołanie niezależnego konsylium wysokiej klasy psychiatrów, aby uczciwie zbadali stan jego umysłu i udzielili odpowiedzi, czy powinien on dokończyć swoją kadencję. W jednej ze swoich głośnych wypowiedzi ogłosił, że dziś największym niebezpieczeństwem i wyzwaniem dla świata nie jest terroryzm, ISIS i kryzys w Europie związany z uchodźcami, ale globalne ocieplenie (!), które właśnie powoduje wcześniej wymienione problemy. W innej wypowiedzi globalnie ocieplony prezydent Obama groźnie wyznał swoje sympatie w zachodzących właśnie zmaganiach:
“Przyszłość nie będzie należała do tych, którzy obrażają imię Proroka Mahometa”
Wszyscy posiadamy własne opinie, ale są jeszcze fakty. Czy ktoś widział, słyszał o chrześcijaninie podrzynającym, wysadzającym się z otoczeniem innowierców w powietrze z okrzykiem:
“Jezus Chrystus jest wielki!”
To przecież Obama w 2009 r. rozpoczął wybudzanie islamu w swoim słynnym przemówieniu na uniwersytecie w Kairze. To właśnie Obama detonował bliskowschodnie stabilne (i często pozostające w dobrych stosunkach z USA!) państwo jedno po drugim, obiecując wprowadzenie tam demokracji (?). Nie jest tajemnicą, że i jego ojciec i ojczym byli muzułmanami. On sam został adoptowany przez swojego ojczyma w Indonezji i tam uczęszczał do szkoły i do dziś, jak niedawno wspominał, za najpiękniejszy śpiew na świecie uważa poranne wołanie na muzułmańską modlitwę. Trzeba dodać, że najbardziej zaufany doradca Obamy pochodząca z komunistycznej rodziny Valerie Jarrett, urodziła się w Iranie.
Amerykańscy dowódcy obarczeni od dwóch lat bombardowaniem celów ISIS są wściekli na nałożone przez Obamę restrykcje. POTUS wiążąc im ręce wyraźnie zażądał, że nie chce żadnych ofiar cywilnych (!). W związku z tym piloci podają, że aż w 75% wracają do baz z bombami, ponieważ nie otrzymują z dowództwa pozwolenia na bombardowanie. Ostatnio dużo było dyskusji o sposobie w jakim Obama nakazał bombardować należące do ISIS konwoje cystern przewożących ropę. Amerykanie ze zdumieniem dowiedzieli się, że POTUS najpierw nakazał nad kolumną cystern rozrzucić ulotki polecające kierowcom i załodze zatrzymać samochody i oddalić się od nich, bo zaraz nastąpi bombardowanie konwoju…
Całe szczęście, że podobnych kryteriów na swoich wojskowych pilotów nie nałożył Putin, czy ostatnio Francois Hollande, któremu miejmy nadzieję pewnej nocy przyśni się Karol Młot. Generałowie, którzy nie zgadzają się z linią myślenia Obamy, wysyłani są na emeryturę, bądź oskarżani o afery seksualne. Obama chce sprowadzić rolę amerykańskiej armii do roli umundurowanych pracowników opieki społecznej. Niestety wykazuje on wigor i wolę walki tylko wtedy kiedy mówi o swoich rywalach z Partii Republikańskiej…
Zanim zechcemy spojrzeć w przyszłość, sprawdźmy przeszłość. W 1900 r. wśród ludności Bliskiego Wschodu było ok. 20% chrześcijan, dziś mówimy już tylko o 2%. Syria to ongiś kraj (podobnie jak cały basen morza Śródziemnego) w którym kwitło chrześcijaństwo. Dziś po kolejnej inicjatywie destabilizacyjnej niewiele zostaje z matecznika chrześcijaństwa. Zastanawiającym jest, że na liście państw przeznaczonych do zniszczenia znalazły się Irak, a niedawno Syria, kierowane przez dość świecko zorientowanych dyktatorów, którzy trzymając krótko różne grupy religijne, jednocześnie byli gwarantami ich pokojowego współistnienia.
Wiemy, że już ojciec Baszara al-Asada, Hafiz morderczą ręką rozprawiał się z syryjską opozycją. W 1982 r. Bracia Muzułmańscy ogłosili bunt w mieście Hama. Al-Asad odpowiedział szybko i brutalnie wysyłając swojego brata Rifata, który najpierw zbombardował miasto, następnie wysłał buldożery, aby zrównały z ziemią jego zbuntowane dzielnice. W masowych egzekucjach i podczas tortur zginęło ok. 20,000 Syryjskich sunnitów. Wiemy jednak, że w Syrii al-Asadów na porządku dziennym nie mordowano i torturowano chrześcijan.
Jeszcze 2013 r. istniała opcja szybkiego przegonienia reżymu al-Asada, ale Obama nie chciał uderzyć w sojusznika Iranu, do którego chciał się zbliżyć. Jego administracja podjęła wiele wysiłków, aby uwolnić dla szyickiego reżimu w Teheranie zamrożone ok. $150 mld i pomóc w programie atomowym za obietnicę wykorzystania go do pokojowych celów. Oczywiście uwalniając gospodarczo Teheran Obama obniża cenę ropy i celnie uderza w Rosję. Inną częścią tegoż irańskiego tańca było kompletne usunięcie stabilizacyjnych wojsk USA z Iraku, tworząc w ten sposób pustkę zagospodarowaną od wschodu przez szyicki Iran i od zachodu przez tworzące się sunnickie mordercze państwo ISIS.
ISIS było i jest finansowane i wspomagane przez Arabię Saudyjską, Katar, Turcję, a nawet Izrael (czyli oficjalnie sojuszników USA). Stworzone zostało głównie z sunnitów, oficerów armii i bezpieki odsuniętego prezydenta Iraku Saddama Husseina. Jako, że rządząca Socjalistyczna Arabska Partia Ba’ath miała dobre stosunki z Kremlem, twórcy ISIS zorganizowali ją na wzór wschodnio-niemieckiej Stasi. Do jej struktur następnie przeniknęli z czasem podwójni agenci ze spychanych przez Putina bojowników islamskiego Kaukazu (Czeczeni, Inguszetii, etc.). Tu kryje się niebezpieczeństwo dla aktywnej polityki Putina, część z jego podwójnych agentów na pewno wróci na Kaukaz. Szacuje się, że tylko po stronie ISIS walczy ok. 3,000 islamistów z republik byłego ZSRR, nie licząc walczących w Wolnej Armii Syrii, Syryjskiego Frontu Rewolucyjnego, etc.
Dużo dobrego sprzętu amerykańskiego islamiści zdobyli na bardzo źle dowodzonych uciekających z pola walki żołnierzach szyickiego reżimu w Bagdadzie. Oczywiście ISIS na kontrolowanych poprzez siebie obszarach zbiera podatki, zdobywa fundusze z okupu porwanych ludzi, demontowanych historycznych zabytków, aukcjach/wyprzedażach dziewcząt i kobiet, oraz ze sprzedaży kontrolowanej ropy, która idzie głównie przez Turcję, ale i dla reżymu al-Asada w Damaszku.
Raptowne rozszerzenie się ISIS z Iraku do Syrii skomplikowało sytuację wśród sunnickich rebeliantów, Turkmenów i Kurdów zwalczających reżym al-Asada. Odtąd musieli równocześnie walczyć z ISIS i z reżymem al-Asada. Tak więc na wejściu do gry ISIS zyskał sojusznik Rosji i Iranu, prezydent Syrii al-Asad.
Problem walki z ISIS jest dość skomplikowany. Al-Asad politycznie należy do świeckiej socjalistycznej tradycji Saddama, choć sam jest szyitą (alawitą), stąd dziś od strony religijnej jego sojusznikami są Teheran i Bagdad, plus irańska Hezbollah w Libanie.
Czynnikiem komplikującym sytuację są nieposiadający swojego państwa (głównie sunniccy) Kurdowie, których najwięcej jest we wschodniej Turcji (ok. 15 mln), północno zachodnim Iranie (ok. 8 mln), północno wschodnim Iraku (ok. 5 mln) i w północno wschodniej Syrii. W północnej Syrii Kurdowie ogłosili niepodległość w styczniu 2014 r. gdzie w 2,5 milionowym rejonie Rożawy, stanowią większość.
USA od lat z różnym natężeniem wspiera Kurdów, głównie dostawami broni i pomaga im w wyszkoleniu. W Iraku Kurdowie mają swój autonomiczny okręg i dość ostro walczą (Peszmerga/partyzanci) z ISIS. Oczywiście Kurdów bardzo aktywnie zwalcza sunnicka Turcja, również tych w Iraku i Syrii, pod pretekstem walki z ISIS bombarduje właśnie Kurdów. Podobnie Rosja głosząc walkę z ISIS tak naprawdę oczyszcza połacie Syrii z innych ugrupowań walczących od lat z reżymem al-Asada.
Turcja postępuje podobnie jak Rosja, obaj liderzy Putin i Erdogan marzą o swoich odgrzewanych imperiach i nie mają litości dla etnicznej i politycznej opozycji. Ostatni lament turecki z powodu naruszania granicy przez Rosjan, może zdziwić Greków, których przestrzeń powietrzna jest stale naruszana przez rzekomego sojusznika z NATO, Turcję. Oczywiście podobnym hipokrytą jest Putin, który niezliczoną ilość razy naruszał przestrzeń powietrzną Finlandii, krajów bałtyckich, Szwecji, a nawet USA (Alaska, Kalifornia).
Erdogan i Putin to dwa konie wyścigowe które powinniśmy teraz obserwować. W Syrii w pasie północno-wschodnim duże obszary zamieszkuje mniejszość turecka (Turkmeni) pozostałość po upadłym po I wojnie światowej imperium. Również ich, pozostających w opozycji do reżymu al-Asada bombarduje Putin. W odpowiedzi, konsekwencjami grozi mu Erdogan, stojący w obronie ok. 200,000 swoich ziomków. Stąd zestrzelony rosyjski samolot i rosyjskie sankcje na tureckie warzywa i owoce eksportowane do Rosji, etc. (podobnie jak na produkty polskie), wstrzymanie turystyki i groźba pozbawienia pracy 90 tys. Turków w Rosji.
Na internecie można obejrzeć (z niesmakiem) barbarzyńskie zachowanie Turkmenów strzelających (!) do lądującego na spadochronie rosyjskiego pilota. Trzeba jednak pamiętać, że to ich właśnie najmocniej bombarduje Rosja, która chce utrzymać przy życiu reżym al-Asada z uwagi na posiadany w Tartusie port wojenny i wybudowane lotnisko. Ostatnio przyznana przez państwa UE łapówka w wysokości 3 mld euro dla Turcji (w zamian za uszczelnienie granic) ma złagodzić rosyjskie uderzenie w gospodarkę Turcji i zapewnić uszczelnienie granicy przez Turcję.
Putin wydaje się być facetem, który używa interesującej logiki. On ma prawo wspierać militarnie, destabilizować sąsiednie państwo (Ukrainę), a nawet anektować część jej terytorium (Krym) ponieważ robi to z troski o swoich pobratymców, pozostałych tam po nie istniejącym już sowieckim imperium. Natomiast Turcja nie powinna i nie może wykazywać troski i zainteresowania Turkami pozostawionymi zaraz za granicą po upadku ich imperium (?).
Pamiętamy, że wkrótce wygasa porozumienie mińskie w sprawie konfliktu we wschodniej Ukrainie i może dojść do wznowienia konfliktu. Jak znam życie, Kijów liczy na poważniejsze zaangażowanie się Rosji w wiążący ją konflikt w Syrii i nawet na dalsze kłopoty Putina z Turcją. Jest tajemnicą poliszynela, że Rosja bez ujarzmienia Ukrainy nie może nigdy zostać globalnym mocarstwem.
Głównym dystrybutorem uchodźców z bezpiecznych obozów w Turcji, ale nie tylko Syryjczyków, ale również Somalijczyków, Afganów etc., jest organizacja W2eu (Zapraszamy/Witamy do Europy) organizacja kierowana przez słynnego amerykańskiego Żyda (węgierskiego pochodzenia) Georga Sorosa (Instytut Otwartego Społeczeństwa, Fundacja Batorego). To jego organizacja zaopatrzyła w Turcji uchodźców w pisany w języku arabskim przewodnik z numerami telefonów organizacji w poszczególnych krajach po drodze do Niemiec. Są tam też telefony odpowiednich instytucji w Polsce.
Tak Merkel jak i inni przywódcy unijni już wiedzą, że muszą teraz zatrzymać napływ uchodźców, innego wyjścia nie mają. W innym wypadku, pomijając już przyszłe losy islamskiej Europy, Merkel i inni liderzy już niedługo utracą sterowanie swoimi państwami na rzecz nacjonalistycznie zorientowanych partii. Z dotychczasowych doświadczeń z muzułmańskimi emigrantami w Europie wynika, że tworzą oni getta, enklawy w których kopiują stary styl życia i funkcjonowania i raczej się nie asymilują. Demograficzni stratedzy popełnili błąd chcąc ożywić szybko starzejące się europejskie społeczeństwa. Wiadomo, że udał się amerykański eksperyment z lat 1890-1924, kiedy to przyjęto ok. 15 milionów, ale byli to chrześcijanie (w tym Polacy) i Żydzi z Europy, po czym emigrację zatrzymano, aż do lat 60-tych XX w.
W interesującej sytuacji są Niemcy, przewiduje się, że w tym roku o azyl zwróci się ok. 1,500,000 uchodźców, i co najmniej tyle samo w roku 2016. W ramach łączenia rodzin do każdego azylanta dodać trzeba dodatkowe 4 osoby. Do tego trzeba dodać obecną liczbę muzułmanów w Niemczech szacowaną na ok. 5,800,000, co najprawdopodobniej zaowocuje liczbą ok. 20 mln muzułmanów w 2020 r.
Można kąśliwie zauważyć, że Hitler atakował sąsiednie kraje, natomiast Merkel może być znana w historii z tego, że podjęła decyzję o inwazji własnego kraju…
Około 150 przywódców z całego świata obraduje w Paryżu nad najpilniejszym, najważniejszym dziś wyzwaniem dla świata. Patrząc zdroworozsądkowo wydaje się, że bardziej niż Globalne Ocieplenie wielu państwom i ich obywatelom zagraża nadmierne zadłużenie, czy choćby (hallo Paryż!, hallo San Bernardino!) w wydaniu islamskim globalny terroryzm. Co więcej w tych przypadkach naprawdę można i trzeba podjąć działania i osiągnąć pożądane rezultaty.
Przecież to Globalne Ocieplenie to wielka ściema, to następny sprytny pomysł, aby ustawić kraje tego świata w linii i wydoić ich gospodarki kolejnymi regulacjami i nakazami i jeszcze wymyślonym nowym globalnym podatkiem. Globalne Ocieplenie to przede wszystkim wielki globalny biznes, wynalazek opatentowany przez zawsze głodne pieniędzy i władzy elity NWO (b. wiceprezydent USA, Al Gore, zarobił na tym już dawno ok. $100 mln!).
Bez dwutlenku węgla nie byłoby co do garnków włożyć, nie byłoby lasów, warzyw, pierwszymi ofiarami byliby wegetarianie. Tak się składa, że naukowcy wrzeszczący ze swoich ambon (to już jest nowa religia z prawdą absolutną) utrzymywani są przez rządy dla których pracują, a każdy naukowy dysydent niedługo może być ścigany z urzędu.
Matka Ziemia w swojej długiej historii przechodziła okresy ocieplenia i oziębienia bez względu na to co myślą ideologicznie i finansowo motywowani naukowcy. A zmiany klimatyczne zależą w dużym stopniu od zmian zachodzących na Słońcu. I proszę mi wierzyć, to nie prawda, że dinozaury jeździły wielkimi sportowymi samochodami, ponieważ wtedy nie było jeszcze stacji benzynowych…
Jacek K. Matysiak
2015/12/04