Wbrew systemowi szkoleń, znani z braku odpowiedzialności polscy piloci, wylądo
Wbrew systemowi szkoleń, znani z braku odpowiedzialności polscy piloci, wylądowali na polskim Okęciu, amerykańskim samolotem. Cóż tu więcej dodać, Bogu dziękować, że nikomu nic się nie stało, a manewr lądowania, jak zgodnie orzekli eksperci, był mistrzowski. Wydarzenie można by zaliczyć do zwykłego lotniczego incydentu, który zakończył się najlepiej jak mógł, ale mnie jednak wiele rzeczy nie daje spokoju. Zastanawiam się nad kilkoma sprawami naraz i przyznam, że ten stan ducha zawdzięczam całej serii niegdysiejszych rozterek jakie dzień w dzień pojawiały się w przestrzeni publicznej, kiedy innemu samolotowi nie udało się wylądować. Przede wszystkim zastanawia mnie, skąd eksperci wiedzą, że piloci nie popełnili błędu? Coś przecież zablokowało podwozie samolotu i chyba nikt mi nie powie, że to wina samolotu, świeżo zakupionego (14 lat) i “bezawaryjnego”. Co zablokowało podwozie Boeinga? Nie znam się na tym, ale być może piloci przeszli z ręcznego na automatyczne albo z automatycznego na ręczne pilotowanie. Jak się przełożyła decyzja pilotów na funkcjonowanie aktywacji przycisku odpowiadającego za awiację w systemie ILS, możemy już się nie dowiedzieć. Dalej i z tego samego zakresu moje wątpliwości kołaczą się w okolicach współpracy wieży z samolotem. Ciężko mi zrozumieć, skąd ta przesada się wzięła, na wieży nie pojawiły się szympansy i jak dotąd nikt nie podejrzewa, że jakieś tam lampy nie mają żadnego znaczenia dla lądowania. Wieża precyzyjnie poinformowała załogę o stanie lotniska, co im za chwilę wyłączy, gdzie i dlaczego właśnie tak postąpi. Kontroler z wieży wyraźnie powiedział: „powodzenia”, w moim odczuciu mogła to być forma nacisku na załogę, że musi wylądować, bo przecież wyobraźmy sobie szefa firmy, który stoi nam za plecami i mówi: „powodzenia”. Chcemy, nie chcemy, presję czuć musimy.
Piloci z jednej strony zostali rozpieszczeni poziomem obsługi, z drugiej, nie da się wykluczyć psychologicznych nacisków, raczej niewielkich, ale jednak. Większych stresów załoga nie miała i to uratowało samolot. Ciężko sobie wyobrazić pod jaką presją musieliby działać piloci, gdyby na pokładzie leciał jakiś polityk i w dodatku do tego polityka zadzwoniłby inny polityk? Na szczęście nic podobnego się nie stało, piloci mieli pełen komfort, zwyczajnie nie otworzyło się podwozie, więc czym się tu stresować, przejmować, wywierać nacisk. Dopiero jak ktoś na polskiego pilota krzyknie, że jest tchórzem, to innemu pilotowi po latach odkłada się strach i traci panowanie nad maszyną. W przypadku „zaciętego” podwozia, ląduje się w komfortowych warunkach psychicznych, organizm odpoczywa, powieki robią się lekkie. Jeszcze nie wiadomo z jaką prędkością samolot podchodził do lądowania, ale już wiadomo, że samochód spadający z powietrza, frunąc bez kół i z prędkością lodowania samolotu, po zetknięciu z betonowym podłożem, delikatnie się zaiskrzy i pasażerowie wyjdą bez szwanku. Załodze Boeinga pozazdrościć mogą inni piloci, że przyszło im wykonać dość standardowy manewr, w końcu awaryjne lądowanie bez podwozia jest niczym takim, w porównaniu do próbnego podejścia we mgle na wysokości 100 metrów. Każdy pilot zamieniłby się na lądowanie bez podwozia, gdyby wylosował próbne podejście we mgle, stres jest nieporównywalny.
Rutynowy manewr lotniczy zakończył się pełnym sukcesem, zapewne jednym z wielu powodów jest to, że piloci nie wyglądali przez okno, tylko polegali na urządzeniach. Nie wyobrażam też sobie, aby po kabinie pałętały się jakieś stewardesy, które pytały o plany kapitana i co mają przekazać pierwszemu z brzegu pasażerowi oraz całej reszcie, chyba i mimo wszystko odrobinę podnieconej sytuacją. Te kwestie wyjaśnią czarne skrzynki, o ile piloci znali ukraiński i nie mieli słuchawek na uszach, ukraiński nie ma nic wspólnego z lataniem międzynarodowym, podobnie jak rosyjski, ale wziął się z naszej prezydencji, robimy co możemy, żeby promować nowych kandydatów na członków europejskich. Na płycie Okęcia nagromadziło się wiele sprzętu i ludzi, zastanawiam się, czy takie zamieszanie było potrzebne, wszak zwyczajowo po płytach lotniska maszeruje ze trzech umyślnych i kilku miejscowych agentów od zadań specjalnych. Natomiast ku mojej radości dowiaduję się, że załoga współpracowała idealnie ze sobą, nie było czasu by się zorientować ile razy latali w tym składzie, czy mają stosowne pieczątki, jaką liczbę wylatanych godzin, no i przede wszystkim, czy ćwiczyli kiedykolwiek na symulatorze lądowanie bez kółek. Oprócz tych wszystkich wątpliwości, jest jedna kwestia zasadnicza, której na pewno nie można pozostawić bez sprawdzenia i wyciągnięcia konsekwencji. Kto na miły Bóg zorganizował ten lot? Na czyje zaproszenie? Kto zgromadził w samolocie 230 osób i po co? Przecież od rana na Powązkach i prezydent i premier złożyli kwiaty, symbolicznie, na wszystkich grobach Polaków. Po co ta demonstracja? Co skłoniło tych wszystkich ludzi, żeby narażać własne życie, życie załogi samolotu i wszystkich służb naziemnych, nie wyłączając szympansów? Nie doszłoby do tych dramatycznych wydarzeń, gdyby nie ludzka głupota, ludzka nieodpowiedzialność, ludzkie ambicje i demonstracyjne okazywanie jakiegoś tam przywiązania do tradycji i katolickiego święta. Na koniec chciałbym gorąco zaapelować, by już więcej o tym incydencie nie wspominać, dość już o lądowaniu na Okęciu, zajmijmy się kryzysem w strefie euro i reformą emerytur mundurowych.
PS Oczywiście państwo zdało egzamin.
W kołach zbliżonych do dobrze
W kołach zbliżonych do dobrze poinformowanych mówi się, że podobno opiekun intelektualny prezydenta RP w ostatniej chwili przestrzegł go, żeby nie powiedział „a nie mówiłem, że polscy piloci potrafią wylądować nawet bez skrzydeł”.
Żarty żartami nie chciałbym
Żarty żartami i nie chciałbym psuć święta, ale jak czytam z pierwszego źródła, bo PREZES LOT Marcin Piróg o tym poinformował. załoga samolotu PÓŁ GODZINY PO STARCIE ZGŁOSIŁA AWARIĘ SAMOLOTU. To oznacza, że piloci lub odpowiedni ludzie z LOT-u mimo awarii układu hydraulicznego zdecydowali, że Boeing ma przelecieć przez Atlantyk. Nie wiem jakie są procedury i szkolenia w LOT, które pono uratowały samolot, ale z tego co czytam i na moje laickie oko dość luźne.
Tylko DEBIL i do tego SKOŃCZONY może kontynuować
lot po stwierdzeniu uszkodzenia hydrauliki. Hydraulika to są stery, napędy klap i podwozia. Może ktoś im wmówił, że są ,,the best” bo ich samolot, jako bodaj jedyny, ma taki niezwykły system awaryjnego zasilania – turbinkę wiatrową wysuwaną z kadłuba.
No, ale mamy nowego, bardzo wyczekiwanego, bohatera narodowego – kpt Wronę.
A niewygodnych pytań nie postawi przecież etatowy ekspert Gruszczyk.
Pan Bronisław nagabywany natarczywie
przez dziennikarzynę, żeby powtórzył swoje słynne powiedzonko o lataniu na drzwiach od stodoły, tym razem gwałtownie zareagował, że to ,,przedwojenne powiedzenie” i w tym wypadku nie ma zastosowania.
Bo – jak wielokrotnie podkreślił – system zadziałał. System się sprawdził.
Naturalnie, że system
Naturalnie, że system zadziałał, zwłaszcza systemowy popis z dwoma F16, mógł robić wrażenie, w niejednej wsi. Pilotom jak zwykle wielki szacunek. Współczucie tym na ziemi, bo już się okazało, że nie ma mądrego i sprzętu, żeby samolot sprzątnąć z pasa. Trwają systemowe konsultacje z producentem.
To jest właśnie przewaga wodowania
samolot mógłby potem popłynąć do NY do suchego doku.
Za starych dobrych czasów
był na lotnisku ,,finisher” z potężną lornetą. Kiedy nie wychodził goleń samolotu – strzelał z rakietnicy. Teraz jest tańszy system – startują F16 i oglądają. Tylko dlaczego dwa? Przecież są trzy zestawy kół do lądowania.
W kołach zbliżonych do dobrze
W kołach zbliżonych do dobrze poinformowanych mówi się, że podobno opiekun intelektualny prezydenta RP w ostatniej chwili przestrzegł go, żeby nie powiedział „a nie mówiłem, że polscy piloci potrafią wylądować nawet bez skrzydeł”.
Żarty żartami nie chciałbym
Żarty żartami i nie chciałbym psuć święta, ale jak czytam z pierwszego źródła, bo PREZES LOT Marcin Piróg o tym poinformował. załoga samolotu PÓŁ GODZINY PO STARCIE ZGŁOSIŁA AWARIĘ SAMOLOTU. To oznacza, że piloci lub odpowiedni ludzie z LOT-u mimo awarii układu hydraulicznego zdecydowali, że Boeing ma przelecieć przez Atlantyk. Nie wiem jakie są procedury i szkolenia w LOT, które pono uratowały samolot, ale z tego co czytam i na moje laickie oko dość luźne.
Tylko DEBIL i do tego SKOŃCZONY może kontynuować
lot po stwierdzeniu uszkodzenia hydrauliki. Hydraulika to są stery, napędy klap i podwozia. Może ktoś im wmówił, że są ,,the best” bo ich samolot, jako bodaj jedyny, ma taki niezwykły system awaryjnego zasilania – turbinkę wiatrową wysuwaną z kadłuba.
No, ale mamy nowego, bardzo wyczekiwanego, bohatera narodowego – kpt Wronę.
A niewygodnych pytań nie postawi przecież etatowy ekspert Gruszczyk.
Pan Bronisław nagabywany natarczywie
przez dziennikarzynę, żeby powtórzył swoje słynne powiedzonko o lataniu na drzwiach od stodoły, tym razem gwałtownie zareagował, że to ,,przedwojenne powiedzenie” i w tym wypadku nie ma zastosowania.
Bo – jak wielokrotnie podkreślił – system zadziałał. System się sprawdził.
Naturalnie, że system
Naturalnie, że system zadziałał, zwłaszcza systemowy popis z dwoma F16, mógł robić wrażenie, w niejednej wsi. Pilotom jak zwykle wielki szacunek. Współczucie tym na ziemi, bo już się okazało, że nie ma mądrego i sprzętu, żeby samolot sprzątnąć z pasa. Trwają systemowe konsultacje z producentem.
To jest właśnie przewaga wodowania
samolot mógłby potem popłynąć do NY do suchego doku.
Za starych dobrych czasów
był na lotnisku ,,finisher” z potężną lornetą. Kiedy nie wychodził goleń samolotu – strzelał z rakietnicy. Teraz jest tańszy system – startują F16 i oglądają. Tylko dlaczego dwa? Przecież są trzy zestawy kół do lądowania.
W kołach zbliżonych do dobrze
W kołach zbliżonych do dobrze poinformowanych mówi się, że podobno opiekun intelektualny prezydenta RP w ostatniej chwili przestrzegł go, żeby nie powiedział „a nie mówiłem, że polscy piloci potrafią wylądować nawet bez skrzydeł”.
Żarty żartami nie chciałbym
Żarty żartami i nie chciałbym psuć święta, ale jak czytam z pierwszego źródła, bo PREZES LOT Marcin Piróg o tym poinformował. załoga samolotu PÓŁ GODZINY PO STARCIE ZGŁOSIŁA AWARIĘ SAMOLOTU. To oznacza, że piloci lub odpowiedni ludzie z LOT-u mimo awarii układu hydraulicznego zdecydowali, że Boeing ma przelecieć przez Atlantyk. Nie wiem jakie są procedury i szkolenia w LOT, które pono uratowały samolot, ale z tego co czytam i na moje laickie oko dość luźne.
Tylko DEBIL i do tego SKOŃCZONY może kontynuować
lot po stwierdzeniu uszkodzenia hydrauliki. Hydraulika to są stery, napędy klap i podwozia. Może ktoś im wmówił, że są ,,the best” bo ich samolot, jako bodaj jedyny, ma taki niezwykły system awaryjnego zasilania – turbinkę wiatrową wysuwaną z kadłuba.
No, ale mamy nowego, bardzo wyczekiwanego, bohatera narodowego – kpt Wronę.
A niewygodnych pytań nie postawi przecież etatowy ekspert Gruszczyk.
Pan Bronisław nagabywany natarczywie
przez dziennikarzynę, żeby powtórzył swoje słynne powiedzonko o lataniu na drzwiach od stodoły, tym razem gwałtownie zareagował, że to ,,przedwojenne powiedzenie” i w tym wypadku nie ma zastosowania.
Bo – jak wielokrotnie podkreślił – system zadziałał. System się sprawdził.
Naturalnie, że system
Naturalnie, że system zadziałał, zwłaszcza systemowy popis z dwoma F16, mógł robić wrażenie, w niejednej wsi. Pilotom jak zwykle wielki szacunek. Współczucie tym na ziemi, bo już się okazało, że nie ma mądrego i sprzętu, żeby samolot sprzątnąć z pasa. Trwają systemowe konsultacje z producentem.
To jest właśnie przewaga wodowania
samolot mógłby potem popłynąć do NY do suchego doku.
Za starych dobrych czasów
był na lotnisku ,,finisher” z potężną lornetą. Kiedy nie wychodził goleń samolotu – strzelał z rakietnicy. Teraz jest tańszy system – startują F16 i oglądają. Tylko dlaczego dwa? Przecież są trzy zestawy kół do lądowania.
tak bywa
Miałem kiedyś identyczną sytuację. Podczas jazdy samochodem w doskonałym stanie technicznym, odpadło mi koło.
Wykonałem mistrzowski manewr i zatrzymałem pojazd bezbłędnie na poboczu, akurat w momencie pełnego odpadnięcia koła.
O dziwo nikt mnie chwalił, nawet zbaraniały policjant który stał w pobliżu zajścia skąpił mi słów podziwu.
No, ale to był samochód nie amerykański.
tak bywa
Miałem kiedyś identyczną sytuację. Podczas jazdy samochodem w doskonałym stanie technicznym, odpadło mi koło.
Wykonałem mistrzowski manewr i zatrzymałem pojazd bezbłędnie na poboczu, akurat w momencie pełnego odpadnięcia koła.
O dziwo nikt mnie chwalił, nawet zbaraniały policjant który stał w pobliżu zajścia skąpił mi słów podziwu.
No, ale to był samochód nie amerykański.
tak bywa
Miałem kiedyś identyczną sytuację. Podczas jazdy samochodem w doskonałym stanie technicznym, odpadło mi koło.
Wykonałem mistrzowski manewr i zatrzymałem pojazd bezbłędnie na poboczu, akurat w momencie pełnego odpadnięcia koła.
O dziwo nikt mnie chwalił, nawet zbaraniały policjant który stał w pobliżu zajścia skąpił mi słów podziwu.
No, ale to był samochód nie amerykański.
Twoja argumentacja na temat polityków/dziennikarzy
których ojcowie byli oficerami UB, “nie można winić dzieci za BŁĘDY rodziców” ma kilka poważnych minusów.
Po pierwsze, niedawno Prezydent RP wziął na siebie 40 milionów prawnuków za to, że w Jedwabnem grupa ludzi wymordowała sąsiadów pochodzenia żydowskiego. Był efekt długoletniej kampanii, prowadzonej przez Salon iż musimy wziążć na siebie tą winę. Ze strony Adama Michnika moglismy usłyszeć tylko “był młody i głupi, odczepcie się od niego”. Zadnego stania pod pomnikiem ofiar, składania kwiatów, przepraszania rodzin itp. Pełny komfort.
Twoja argumentacja na temat polityków/dziennikarzy
których ojcowie byli oficerami UB, “nie można winić dzieci za BŁĘDY rodziców” ma kilka poważnych minusów.
Po pierwsze, niedawno Prezydent RP wziął na siebie 40 milionów prawnuków za to, że w Jedwabnem grupa ludzi wymordowała sąsiadów pochodzenia żydowskiego. Był efekt długoletniej kampanii, prowadzonej przez Salon iż musimy wziążć na siebie tą winę. Ze strony Adama Michnika moglismy usłyszeć tylko “był młody i głupi, odczepcie się od niego”. Zadnego stania pod pomnikiem ofiar, składania kwiatów, przepraszania rodzin itp. Pełny komfort.
Twoja argumentacja na temat polityków/dziennikarzy
których ojcowie byli oficerami UB, “nie można winić dzieci za BŁĘDY rodziców” ma kilka poważnych minusów.
Po pierwsze, niedawno Prezydent RP wziął na siebie 40 milionów prawnuków za to, że w Jedwabnem grupa ludzi wymordowała sąsiadów pochodzenia żydowskiego. Był efekt długoletniej kampanii, prowadzonej przez Salon iż musimy wziążć na siebie tą winę. Ze strony Adama Michnika moglismy usłyszeć tylko “był młody i głupi, odczepcie się od niego”. Zadnego stania pod pomnikiem ofiar, składania kwiatów, przepraszania rodzin itp. Pełny komfort.
A mnie się wydaje, że pilot tak lądował.
Zakładając, że po wklepaniu częstotliwości ILSa można wylądować automatycznie niczym się nie przejmując, pilot ustawił częstotliwość i kurs , przełączył komputer nawigacyjny w tryb lądowania i aktywował przycisk który ustawił samolot na kursie podawanym przez ILS. Później poczekał, aż samolot przechwycił ścieżkę i po prostu patrzył jak samolot ląduje.
W końcu powierzyć życie pasażerów w rękach człowieka, skoro automatyka zrobi to na cacy?
No, chyba, że to lotnisko nie ma ILS, o TAWS nie wspomnę.
Nie wiem, nie znam, się, ale
Nie wiem, nie znam, się, ale za to powoli zaczyna mi się układać coś innego. Ta niebywała sprawność, ta skoordynowana akcja i ta informacja pół godziny po staracie. Nie wiem ile się leci przez Atlantyk, ale jak sądzę jest to jakieś 8 godzin, jak nie więcej. Zatem jeśli ktoś podejmuje decyzję, że mimo nie byle jakiej awarii samolot ma w nocy przez kilka godzin i ocean lecieć do Polski, to zaczyna mi się tu budować zupełnie inna niż piękna “systemowa” historia. Wiele wskazuje na to, że ktoś podjął niebywałą “debeściarską” decyzję i miał sporo czasu, żeby przygotować się do ewentualnego nieszczęścia, łącznie z poderwaniem F16 – czyli zrobiliśmy wszystko. Prezes LOT w emocjach najwyraźniej sypnął całą akcję. Jeśli tak wszystko wyglądało, no to mamy coś znacznie ciekawszego niż nam się wydawało, coś, co w porównaniu z próbny podejściem jest więcej niż kamikadze. No, ale jak się okaże, że pan kapitan Wrona jest grzecznym kapitanem, przyjmie order i zgodzi się robić za bohatera, wtedy żadnej wypowiedzi prezesa nie będzie, ewentualnie psycholog wytłumaczy, że tak się zawsze dzieje, organizm puszcza. te dwa F16 zaglądające pilotowi przez szybę, pewnie też nie działały stresująco, w ramach samej obecności. Co innego do końca żywy i pijany Błasik podający właściwą wysokość – stres, a co innego F16 podający, że podwozie się nie wysunęło – pełen luz. Swoją drogą, zdaje się, że wieża może stwierdzić bez większego trudu coś takiego jak brak wysuniętego podwozia i chyba nawet są tu jakieś procedury. Zaczyna mi to śmierdzieć niezłym cyrkiem, coś jakby państwo polskie koniecznie chciało pokazać jakie jest sprawne i chcę się mylić, bardzo chce się mylić.
No i niestety się nie
No i niestety się nie pomyliłem. Okazuje się, że kapitan Wrona PODJĄŁ STRATEGICZNĄ I AUTONOMICZNĄ DECYZJĘ. Wiedział o usterce hydrauliki, ale zdecydował się na lot do Warszawy. Tak się składa, że słuchałem eksperta Gruszczyka, który przed tą informacją w TVN24 wyraził najgłębsze oburzenie i uznał wypowiedź prezesa LOT za przejęzyczanie, bo “sobie nie wyobraża czegoś takiego”. Jeśli Wyborcza i TVN przeprowadzą akcję propagandową, po tytułem strategiczna decyzja kapitana, wielka odpowiedzialność lecieć 9 godzin na uszkodzonym układzie, który odpowiada nie tylko za podwozie, ale za stery, to będzie absolutny rekord propagandowy.
Jeżeli ktoś winił tamtych, zdanych tylko na siebie,biedaków
ze słynnego tupolewa(Protasiuka i Grzywnę), że to wojskowy burdel i brak procedur, to tutaj mamy w całej krasie ,,cywilną organizację lotu”. I to nie w zadnej taniej linii od czarterów do Egiptu, tylko u narodowego przewoźnika.
I jeszcze dla tych, którzy lubią myśleć i porównywać:
120 ton z prędkością podejścia bliską 300 km/h ,,siada” na betonie (bajki o ,,poduszce” z piany można sobie darować) – i jest całe. Trochę pogięte.
Przy silnym, bocznym wietrze mogło obrócić samolotem i byłby ,,cyrkiel” – MOŻE BY PĘKŁ KADŁUB.
TAM – siadali w błoto wytracając energię na drzewach i krzewach, znacznie lżejszym tupolewem z prędkością 260 km/h i rozpadli się – jak wyliczył radziecki akademik – na 999 tysięcy kawałków.
Szast prast i jest order:
Rozmawiałem z panem kapitanem bezpośrednio, na lotnisku. Miałem możliwość posłuchać jego wrażeń – to niebywale spokojny człowiek. Trzeba mieć naprawdę żelazne nerwy i doskonałe przygotowanie zawodowe, aby po tak traumatycznym przeżyciu – po godzinie latania ze świadomością, że będzie musiał za chwilę wylądować bez podwozia – tak precyzyjnie posadzić potężny samolot – ze świadomością, że z tyłu, za jego plecami znajduje się ponad 200 pasażerów – stwierdził gen. Koziej. – Ten człowiek zasługuje na najwyższe wyróżnienie, pan prezydent na pewno będzie chciał wyróżnić go za ten czyn – dodał.
bardzo słuszna decyzja
“W maszynie był jeszcze inny system, mogący wysunąć podwozie, elektryczny. Kapitan nie mógł mieć 100 procent pewności co do usterki. Chciał sprawdzić, czy zadziała elektryczny system. I chciał to zrobić na terenie Polski – oświadczył rzecznik Polskich Linii Lotniczych LOT Leszek Chorzewski. To była strategiczna decyzja kapitana, jak się okazało, bardzo słuszna – zaznacza.
Nad Warszawą okazało się, że samego podwozia nie udało się opuścić.”
Ciekawe czemu ta decyzja była słuszna. Może w PLL nie było ludzi którzy mogą podjąć decyzję?
W Radio Maryja dziś słuchałem jadąc z cmentarza;
Otóż pilotom LOTu obcięto pensję o 20 %.
Mogli by przejść do zagranicznych przewoźników, ale są patriotami i latają dla polskiego LOTu.
Jeśli ten pilot przyjmie gratulacje od Komorowskiego, to będzie ciekawa sprawa. Jak ma honor polskiego pilota, to nie da się przekabacić. Zobaczymy co z tego wyjdzie. Pamiętam jak kiedyś pilot helikoptera dzielnie wylądował i ocalił Millera. Później postawili go w stan oskarżenia. Poczekamy, zobaczymy.
A mnie się wydaje, że pilot tak lądował.
Zakładając, że po wklepaniu częstotliwości ILSa można wylądować automatycznie niczym się nie przejmując, pilot ustawił częstotliwość i kurs , przełączył komputer nawigacyjny w tryb lądowania i aktywował przycisk który ustawił samolot na kursie podawanym przez ILS. Później poczekał, aż samolot przechwycił ścieżkę i po prostu patrzył jak samolot ląduje.
W końcu powierzyć życie pasażerów w rękach człowieka, skoro automatyka zrobi to na cacy?
No, chyba, że to lotnisko nie ma ILS, o TAWS nie wspomnę.
Nie wiem, nie znam, się, ale
Nie wiem, nie znam, się, ale za to powoli zaczyna mi się układać coś innego. Ta niebywała sprawność, ta skoordynowana akcja i ta informacja pół godziny po staracie. Nie wiem ile się leci przez Atlantyk, ale jak sądzę jest to jakieś 8 godzin, jak nie więcej. Zatem jeśli ktoś podejmuje decyzję, że mimo nie byle jakiej awarii samolot ma w nocy przez kilka godzin i ocean lecieć do Polski, to zaczyna mi się tu budować zupełnie inna niż piękna “systemowa” historia. Wiele wskazuje na to, że ktoś podjął niebywałą “debeściarską” decyzję i miał sporo czasu, żeby przygotować się do ewentualnego nieszczęścia, łącznie z poderwaniem F16 – czyli zrobiliśmy wszystko. Prezes LOT w emocjach najwyraźniej sypnął całą akcję. Jeśli tak wszystko wyglądało, no to mamy coś znacznie ciekawszego niż nam się wydawało, coś, co w porównaniu z próbny podejściem jest więcej niż kamikadze. No, ale jak się okaże, że pan kapitan Wrona jest grzecznym kapitanem, przyjmie order i zgodzi się robić za bohatera, wtedy żadnej wypowiedzi prezesa nie będzie, ewentualnie psycholog wytłumaczy, że tak się zawsze dzieje, organizm puszcza. te dwa F16 zaglądające pilotowi przez szybę, pewnie też nie działały stresująco, w ramach samej obecności. Co innego do końca żywy i pijany Błasik podający właściwą wysokość – stres, a co innego F16 podający, że podwozie się nie wysunęło – pełen luz. Swoją drogą, zdaje się, że wieża może stwierdzić bez większego trudu coś takiego jak brak wysuniętego podwozia i chyba nawet są tu jakieś procedury. Zaczyna mi to śmierdzieć niezłym cyrkiem, coś jakby państwo polskie koniecznie chciało pokazać jakie jest sprawne i chcę się mylić, bardzo chce się mylić.
No i niestety się nie
No i niestety się nie pomyliłem. Okazuje się, że kapitan Wrona PODJĄŁ STRATEGICZNĄ I AUTONOMICZNĄ DECYZJĘ. Wiedział o usterce hydrauliki, ale zdecydował się na lot do Warszawy. Tak się składa, że słuchałem eksperta Gruszczyka, który przed tą informacją w TVN24 wyraził najgłębsze oburzenie i uznał wypowiedź prezesa LOT za przejęzyczanie, bo “sobie nie wyobraża czegoś takiego”. Jeśli Wyborcza i TVN przeprowadzą akcję propagandową, po tytułem strategiczna decyzja kapitana, wielka odpowiedzialność lecieć 9 godzin na uszkodzonym układzie, który odpowiada nie tylko za podwozie, ale za stery, to będzie absolutny rekord propagandowy.
Jeżeli ktoś winił tamtych, zdanych tylko na siebie,biedaków
ze słynnego tupolewa(Protasiuka i Grzywnę), że to wojskowy burdel i brak procedur, to tutaj mamy w całej krasie ,,cywilną organizację lotu”. I to nie w zadnej taniej linii od czarterów do Egiptu, tylko u narodowego przewoźnika.
I jeszcze dla tych, którzy lubią myśleć i porównywać:
120 ton z prędkością podejścia bliską 300 km/h ,,siada” na betonie (bajki o ,,poduszce” z piany można sobie darować) – i jest całe. Trochę pogięte.
Przy silnym, bocznym wietrze mogło obrócić samolotem i byłby ,,cyrkiel” – MOŻE BY PĘKŁ KADŁUB.
TAM – siadali w błoto wytracając energię na drzewach i krzewach, znacznie lżejszym tupolewem z prędkością 260 km/h i rozpadli się – jak wyliczył radziecki akademik – na 999 tysięcy kawałków.
Szast prast i jest order:
Rozmawiałem z panem kapitanem bezpośrednio, na lotnisku. Miałem możliwość posłuchać jego wrażeń – to niebywale spokojny człowiek. Trzeba mieć naprawdę żelazne nerwy i doskonałe przygotowanie zawodowe, aby po tak traumatycznym przeżyciu – po godzinie latania ze świadomością, że będzie musiał za chwilę wylądować bez podwozia – tak precyzyjnie posadzić potężny samolot – ze świadomością, że z tyłu, za jego plecami znajduje się ponad 200 pasażerów – stwierdził gen. Koziej. – Ten człowiek zasługuje na najwyższe wyróżnienie, pan prezydent na pewno będzie chciał wyróżnić go za ten czyn – dodał.
bardzo słuszna decyzja
“W maszynie był jeszcze inny system, mogący wysunąć podwozie, elektryczny. Kapitan nie mógł mieć 100 procent pewności co do usterki. Chciał sprawdzić, czy zadziała elektryczny system. I chciał to zrobić na terenie Polski – oświadczył rzecznik Polskich Linii Lotniczych LOT Leszek Chorzewski. To była strategiczna decyzja kapitana, jak się okazało, bardzo słuszna – zaznacza.
Nad Warszawą okazało się, że samego podwozia nie udało się opuścić.”
Ciekawe czemu ta decyzja była słuszna. Może w PLL nie było ludzi którzy mogą podjąć decyzję?
W Radio Maryja dziś słuchałem jadąc z cmentarza;
Otóż pilotom LOTu obcięto pensję o 20 %.
Mogli by przejść do zagranicznych przewoźników, ale są patriotami i latają dla polskiego LOTu.
Jeśli ten pilot przyjmie gratulacje od Komorowskiego, to będzie ciekawa sprawa. Jak ma honor polskiego pilota, to nie da się przekabacić. Zobaczymy co z tego wyjdzie. Pamiętam jak kiedyś pilot helikoptera dzielnie wylądował i ocalił Millera. Później postawili go w stan oskarżenia. Poczekamy, zobaczymy.
A mnie się wydaje, że pilot tak lądował.
Zakładając, że po wklepaniu częstotliwości ILSa można wylądować automatycznie niczym się nie przejmując, pilot ustawił częstotliwość i kurs , przełączył komputer nawigacyjny w tryb lądowania i aktywował przycisk który ustawił samolot na kursie podawanym przez ILS. Później poczekał, aż samolot przechwycił ścieżkę i po prostu patrzył jak samolot ląduje.
W końcu powierzyć życie pasażerów w rękach człowieka, skoro automatyka zrobi to na cacy?
No, chyba, że to lotnisko nie ma ILS, o TAWS nie wspomnę.
Nie wiem, nie znam, się, ale
Nie wiem, nie znam, się, ale za to powoli zaczyna mi się układać coś innego. Ta niebywała sprawność, ta skoordynowana akcja i ta informacja pół godziny po staracie. Nie wiem ile się leci przez Atlantyk, ale jak sądzę jest to jakieś 8 godzin, jak nie więcej. Zatem jeśli ktoś podejmuje decyzję, że mimo nie byle jakiej awarii samolot ma w nocy przez kilka godzin i ocean lecieć do Polski, to zaczyna mi się tu budować zupełnie inna niż piękna “systemowa” historia. Wiele wskazuje na to, że ktoś podjął niebywałą “debeściarską” decyzję i miał sporo czasu, żeby przygotować się do ewentualnego nieszczęścia, łącznie z poderwaniem F16 – czyli zrobiliśmy wszystko. Prezes LOT w emocjach najwyraźniej sypnął całą akcję. Jeśli tak wszystko wyglądało, no to mamy coś znacznie ciekawszego niż nam się wydawało, coś, co w porównaniu z próbny podejściem jest więcej niż kamikadze. No, ale jak się okaże, że pan kapitan Wrona jest grzecznym kapitanem, przyjmie order i zgodzi się robić za bohatera, wtedy żadnej wypowiedzi prezesa nie będzie, ewentualnie psycholog wytłumaczy, że tak się zawsze dzieje, organizm puszcza. te dwa F16 zaglądające pilotowi przez szybę, pewnie też nie działały stresująco, w ramach samej obecności. Co innego do końca żywy i pijany Błasik podający właściwą wysokość – stres, a co innego F16 podający, że podwozie się nie wysunęło – pełen luz. Swoją drogą, zdaje się, że wieża może stwierdzić bez większego trudu coś takiego jak brak wysuniętego podwozia i chyba nawet są tu jakieś procedury. Zaczyna mi to śmierdzieć niezłym cyrkiem, coś jakby państwo polskie koniecznie chciało pokazać jakie jest sprawne i chcę się mylić, bardzo chce się mylić.
No i niestety się nie
No i niestety się nie pomyliłem. Okazuje się, że kapitan Wrona PODJĄŁ STRATEGICZNĄ I AUTONOMICZNĄ DECYZJĘ. Wiedział o usterce hydrauliki, ale zdecydował się na lot do Warszawy. Tak się składa, że słuchałem eksperta Gruszczyka, który przed tą informacją w TVN24 wyraził najgłębsze oburzenie i uznał wypowiedź prezesa LOT za przejęzyczanie, bo “sobie nie wyobraża czegoś takiego”. Jeśli Wyborcza i TVN przeprowadzą akcję propagandową, po tytułem strategiczna decyzja kapitana, wielka odpowiedzialność lecieć 9 godzin na uszkodzonym układzie, który odpowiada nie tylko za podwozie, ale za stery, to będzie absolutny rekord propagandowy.
Jeżeli ktoś winił tamtych, zdanych tylko na siebie,biedaków
ze słynnego tupolewa(Protasiuka i Grzywnę), że to wojskowy burdel i brak procedur, to tutaj mamy w całej krasie ,,cywilną organizację lotu”. I to nie w zadnej taniej linii od czarterów do Egiptu, tylko u narodowego przewoźnika.
I jeszcze dla tych, którzy lubią myśleć i porównywać:
120 ton z prędkością podejścia bliską 300 km/h ,,siada” na betonie (bajki o ,,poduszce” z piany można sobie darować) – i jest całe. Trochę pogięte.
Przy silnym, bocznym wietrze mogło obrócić samolotem i byłby ,,cyrkiel” – MOŻE BY PĘKŁ KADŁUB.
TAM – siadali w błoto wytracając energię na drzewach i krzewach, znacznie lżejszym tupolewem z prędkością 260 km/h i rozpadli się – jak wyliczył radziecki akademik – na 999 tysięcy kawałków.
Szast prast i jest order:
Rozmawiałem z panem kapitanem bezpośrednio, na lotnisku. Miałem możliwość posłuchać jego wrażeń – to niebywale spokojny człowiek. Trzeba mieć naprawdę żelazne nerwy i doskonałe przygotowanie zawodowe, aby po tak traumatycznym przeżyciu – po godzinie latania ze świadomością, że będzie musiał za chwilę wylądować bez podwozia – tak precyzyjnie posadzić potężny samolot – ze świadomością, że z tyłu, za jego plecami znajduje się ponad 200 pasażerów – stwierdził gen. Koziej. – Ten człowiek zasługuje na najwyższe wyróżnienie, pan prezydent na pewno będzie chciał wyróżnić go za ten czyn – dodał.
bardzo słuszna decyzja
“W maszynie był jeszcze inny system, mogący wysunąć podwozie, elektryczny. Kapitan nie mógł mieć 100 procent pewności co do usterki. Chciał sprawdzić, czy zadziała elektryczny system. I chciał to zrobić na terenie Polski – oświadczył rzecznik Polskich Linii Lotniczych LOT Leszek Chorzewski. To była strategiczna decyzja kapitana, jak się okazało, bardzo słuszna – zaznacza.
Nad Warszawą okazało się, że samego podwozia nie udało się opuścić.”
Ciekawe czemu ta decyzja była słuszna. Może w PLL nie było ludzi którzy mogą podjąć decyzję?
W Radio Maryja dziś słuchałem jadąc z cmentarza;
Otóż pilotom LOTu obcięto pensję o 20 %.
Mogli by przejść do zagranicznych przewoźników, ale są patriotami i latają dla polskiego LOTu.
Jeśli ten pilot przyjmie gratulacje od Komorowskiego, to będzie ciekawa sprawa. Jak ma honor polskiego pilota, to nie da się przekabacić. Zobaczymy co z tego wyjdzie. Pamiętam jak kiedyś pilot helikoptera dzielnie wylądował i ocalił Millera. Później postawili go w stan oskarżenia. Poczekamy, zobaczymy.
http://wpolityce.pl/wydarzeni
http://wpolityce.pl/wydarzenia/17404-kapitan-wrona-mowi-o-problemie-z-podwoziem-zaloga-dowiedziala-sie-dopiero-w-czasie-podejscia-do-ladowania-w-warszawie
http://wpolityce.pl/wydarzeni
http://wpolityce.pl/wydarzenia/17404-kapitan-wrona-mowi-o-problemie-z-podwoziem-zaloga-dowiedziala-sie-dopiero-w-czasie-podejscia-do-ladowania-w-warszawie
http://wpolityce.pl/wydarzeni
http://wpolityce.pl/wydarzenia/17404-kapitan-wrona-mowi-o-problemie-z-podwoziem-zaloga-dowiedziala-sie-dopiero-w-czasie-podejscia-do-ladowania-w-warszawie
Na fejsbuku zapytała Marta Kaczyńska
jak to możliwe, że Boeing usiadł na betonowej płycie a tupolew rozsypał się w błocie na milion kawałków.
Odpowiedzi udzielił najnowszy ekspert, który wczoraj dołączył do szacownego grona. Kapitan Kloss… to znaczy kapitan Wrona (Kloss miał wronę na czapce i może stąd skojarzenie). Więc kapitan Wrona szczegółowo wyjaśnił skąd się wzięło milion kawałków w smoleńskim błocie.
Protasiuk z Grzywną mieli mniej szczęścia.
No zgoda, ale to pytanie
No zgoda, ale to pytanie Kaczyńskiej nie jest zbyt mądre. Nie da się porównać zaplanowanego lądowania awaryjnego, które wbrew temu co się mówi nie jest niczym nadzwyczajnym, ale stałym elementem szkoleń i w dodatku niczym nie różni się w technice lądowania od zwykłego przyziemienia, z tym jak Protasiuka naprowadzono na minę. To są sprawy absolutnie nie porównywalne, ten samolot mógł na Okęciu trafić na pas zieleni i śmiem twierdzić, że tam mogło dojść do większej tragedii niż na betonie. Pytanie jest naiwne, jedyny pożytek z takich pytań jest taki, że ogłupiony lud zaczyna pobudzać wyobraźnię, choćby w kwestii stalowej brzozy. Wystarczy porównać prędkości schodzenia tych dwóch samolotów, aby wiedzieć, że jeśli coś spada z prędkością 10 razy większą to ma 10 razy mniejsze szanse na przeżycie. Co nie zmienia faktu, że ten Tu154 ze Smoleńska wygląda jak kaszanka i to jest ciągle cholernie ważna zagdaka. Problem w tym, że podobne pytania, jak Kaczyńskiej, nie służą wyjaśnieniu, a wręcz przeciwnie. Można łatwo ośmieszyć takie porównania i niestety z poziomu profesjonalnej oceny zdarzeń trudno się przed takim ośmieszeniem bronić. Dobrze, że to Kaczyńska mówi podobne rzeczy, gorzej gdyby w ten sposób mówiła komisja Macierewicza, czego się odrobinę obawiam. Obrazowo rzecz można tak przedstawić, bo przecież jeszcze bardziej głupie wyjaśnienia, niż naiwne pytanie Kaczyńskiej, padały w kwestii absolutnej destrukcji TU154. Tylko, że technika wyjaśnienia tego zdarzenia powinna zmierzać kierunkiem wyznaczonym przez Biniendę, a nie nową, prawie mgłę z helem. Chociaż tak jak wspomniałem na pewnej płaszczyźnie da się ten manewr obronić, bo na ciemny lud takie rzeczy działają i zaczyna lud wątpić w oficjalne łgarstwa. Ale to tylko propagandowy pożytek, technicznie pytanie jest koloru blond.
Z innego zupełnie powodu przytoczyłem M.Kaczyńską
i jej, naiwne jednak, pytanie. Z powodu NOWEGO EKSPERTA. Społecznego na dodatek. Który honorarium odbierze w przyszłości. Sam się przekonasz jak wielkie.
Więc ten nowy, społeczny więc darmowy, ekspert zamknął usta wszystkim ,,umiarkowanie wątpiącym”. Bo zdecydowana większość tubylców nie wie co tam się stało, i nie chce wiedzieć. Natomiast część widowni, która gubi się w technicznych szczegółach a z prasy fachowej to tylko domowe wypieki i tajemnice ogródka, dostała właśnie gotowe i absolutnie wiarygodne wyjaśnienie kwestii.
Z ust Glikol – Twardziela, kapitana Wrony.
Glikol – bo to właśnie taki płyn wyciekał z instalacji hydraulicznej. A on leciał…
Tutaj pełna zgoda, ale też i
Tutaj pełna zgoda, ale też i potwierdzenie mojej tezy. Nie można się tak wykładać na tacy. Bogiem a prawdą Wrona jak każdy z tych “ekspertów” pomieszał wiedzę z medialnymi doniesieniami. To co mówił na temat różnic w podejściu jest nie tylko prawdziwe, ale działa na korzyść załogi TU, natomiast legenda o brzozie i beczce, to już niestety efekt wypranego mózgu, który został wyprany nie tylko gawiedzi, ale i lotnikom. On mi nie wygląda na cynika, to raczej typ, który chce mieć święty spokój i powie wszystko co mu karzą, w tym sensie społeczny jest chyba słuszny. To niej jest Gruszczyk, to raczej taka ciapowata osobowość do łatwego urobienia. Natomiast co do decyzji lotu przez Atlantyk z ubytkami płynu w centralnym układzie, to tego po prostu nie da się rozumem ogarnąć i w żadną procedurę nie wierzę. Jak zwykle jest tutaj pół prawdy. Pewnie procedura jest taka, że się odłącza i zapobiega dalszym awariom to oczywiste, ale są jeszcze okoliczności awarii, czas, miejsce i akcja. Nie znając powodów awarii i bez pojęcia jak się sytuacja rozwinie, lecieć przez Atlantyk, to tylko kamikadze może. Tak czy inaczej i ten niebywały fakt został przedstawiony jako profesjonalizm i procedura, a lud to łyknął w dodatku od Rydzyka do Michnika. Nie wiem też na ile to potwierdzona informacja, ale ponoć spece od Boeinga uruchomili podwozie z KABINY PILOTA. Ciekawe jak się ta sprawa rozwinie, gdy przyjdą odszkodowania dopiero się zacznie i nie w TV, trzeba będzie znów po niszach biegać, żeby się czegoś dowiedzieć.
Wszyscy piloci wojskowi i cywilni LOT-owscy
wiedzą, że sprawa Smoleńska śmierdzi, i tylko emerytowani pozwalają sobie na ,,nieuprawnione insynuacje”. Rynek lotów liniowych jest ograniczony i poddany silnej konkurencji. Dochodzi do tego, że tacy Hiszpanie szykanują polskie samoloty (wyłączając ILS w trakcie podchodzenia ,,polaka”) i pilotów (poddając ich upokarzającym rewizjom). Więc trudno się tym ludziom dziwić.
Natomiast producent samolotu wie o nim wszystko, o wiele więcej niż użytkownik i baza serwisowa. Nie ,,sprzedaje” nigdy całej wiedzy – konkurencja nie śpi (Airbus,Embraer), a Mikojan i Guriew stracą następne 10 lat nad ,,niepalnym” silnikiem do MiG35.
Kiedy nasz Tu154M 101 wrócił z Samary, SKW jako pewnik uznali(bez szukania), że Rosjanie zainstalowali różne ,,ekstra dodatki”. Więc zapakowali swoje szerokopasmowe ,,zagłuszarki”. Cóż to jest dla producenta zapakować zdalnie sterowany moduł wł/wył. czegokolwiek. To zupełny drobiazg. A skutków jego zadziałania nie zarejestruje żaden rejestrator(on zapisuje stany logiczne a nie dokonuje pomiaru wartości wykonawczych).
Zwróć też uwagę na ciszę w kokpicie, która tak doskwierała wszystkim ,,badaczom” TAMTEJ katastrofy. Żadnych ch… ani ku… , zawodowcy robią swoje bez żadnych emocji.
Na fejsbuku zapytała Marta Kaczyńska
jak to możliwe, że Boeing usiadł na betonowej płycie a tupolew rozsypał się w błocie na milion kawałków.
Odpowiedzi udzielił najnowszy ekspert, który wczoraj dołączył do szacownego grona. Kapitan Kloss… to znaczy kapitan Wrona (Kloss miał wronę na czapce i może stąd skojarzenie). Więc kapitan Wrona szczegółowo wyjaśnił skąd się wzięło milion kawałków w smoleńskim błocie.
Protasiuk z Grzywną mieli mniej szczęścia.
No zgoda, ale to pytanie
No zgoda, ale to pytanie Kaczyńskiej nie jest zbyt mądre. Nie da się porównać zaplanowanego lądowania awaryjnego, które wbrew temu co się mówi nie jest niczym nadzwyczajnym, ale stałym elementem szkoleń i w dodatku niczym nie różni się w technice lądowania od zwykłego przyziemienia, z tym jak Protasiuka naprowadzono na minę. To są sprawy absolutnie nie porównywalne, ten samolot mógł na Okęciu trafić na pas zieleni i śmiem twierdzić, że tam mogło dojść do większej tragedii niż na betonie. Pytanie jest naiwne, jedyny pożytek z takich pytań jest taki, że ogłupiony lud zaczyna pobudzać wyobraźnię, choćby w kwestii stalowej brzozy. Wystarczy porównać prędkości schodzenia tych dwóch samolotów, aby wiedzieć, że jeśli coś spada z prędkością 10 razy większą to ma 10 razy mniejsze szanse na przeżycie. Co nie zmienia faktu, że ten Tu154 ze Smoleńska wygląda jak kaszanka i to jest ciągle cholernie ważna zagdaka. Problem w tym, że podobne pytania, jak Kaczyńskiej, nie służą wyjaśnieniu, a wręcz przeciwnie. Można łatwo ośmieszyć takie porównania i niestety z poziomu profesjonalnej oceny zdarzeń trudno się przed takim ośmieszeniem bronić. Dobrze, że to Kaczyńska mówi podobne rzeczy, gorzej gdyby w ten sposób mówiła komisja Macierewicza, czego się odrobinę obawiam. Obrazowo rzecz można tak przedstawić, bo przecież jeszcze bardziej głupie wyjaśnienia, niż naiwne pytanie Kaczyńskiej, padały w kwestii absolutnej destrukcji TU154. Tylko, że technika wyjaśnienia tego zdarzenia powinna zmierzać kierunkiem wyznaczonym przez Biniendę, a nie nową, prawie mgłę z helem. Chociaż tak jak wspomniałem na pewnej płaszczyźnie da się ten manewr obronić, bo na ciemny lud takie rzeczy działają i zaczyna lud wątpić w oficjalne łgarstwa. Ale to tylko propagandowy pożytek, technicznie pytanie jest koloru blond.
Z innego zupełnie powodu przytoczyłem M.Kaczyńską
i jej, naiwne jednak, pytanie. Z powodu NOWEGO EKSPERTA. Społecznego na dodatek. Który honorarium odbierze w przyszłości. Sam się przekonasz jak wielkie.
Więc ten nowy, społeczny więc darmowy, ekspert zamknął usta wszystkim ,,umiarkowanie wątpiącym”. Bo zdecydowana większość tubylców nie wie co tam się stało, i nie chce wiedzieć. Natomiast część widowni, która gubi się w technicznych szczegółach a z prasy fachowej to tylko domowe wypieki i tajemnice ogródka, dostała właśnie gotowe i absolutnie wiarygodne wyjaśnienie kwestii.
Z ust Glikol – Twardziela, kapitana Wrony.
Glikol – bo to właśnie taki płyn wyciekał z instalacji hydraulicznej. A on leciał…
Tutaj pełna zgoda, ale też i
Tutaj pełna zgoda, ale też i potwierdzenie mojej tezy. Nie można się tak wykładać na tacy. Bogiem a prawdą Wrona jak każdy z tych “ekspertów” pomieszał wiedzę z medialnymi doniesieniami. To co mówił na temat różnic w podejściu jest nie tylko prawdziwe, ale działa na korzyść załogi TU, natomiast legenda o brzozie i beczce, to już niestety efekt wypranego mózgu, który został wyprany nie tylko gawiedzi, ale i lotnikom. On mi nie wygląda na cynika, to raczej typ, który chce mieć święty spokój i powie wszystko co mu karzą, w tym sensie społeczny jest chyba słuszny. To niej jest Gruszczyk, to raczej taka ciapowata osobowość do łatwego urobienia. Natomiast co do decyzji lotu przez Atlantyk z ubytkami płynu w centralnym układzie, to tego po prostu nie da się rozumem ogarnąć i w żadną procedurę nie wierzę. Jak zwykle jest tutaj pół prawdy. Pewnie procedura jest taka, że się odłącza i zapobiega dalszym awariom to oczywiste, ale są jeszcze okoliczności awarii, czas, miejsce i akcja. Nie znając powodów awarii i bez pojęcia jak się sytuacja rozwinie, lecieć przez Atlantyk, to tylko kamikadze może. Tak czy inaczej i ten niebywały fakt został przedstawiony jako profesjonalizm i procedura, a lud to łyknął w dodatku od Rydzyka do Michnika. Nie wiem też na ile to potwierdzona informacja, ale ponoć spece od Boeinga uruchomili podwozie z KABINY PILOTA. Ciekawe jak się ta sprawa rozwinie, gdy przyjdą odszkodowania dopiero się zacznie i nie w TV, trzeba będzie znów po niszach biegać, żeby się czegoś dowiedzieć.
Wszyscy piloci wojskowi i cywilni LOT-owscy
wiedzą, że sprawa Smoleńska śmierdzi, i tylko emerytowani pozwalają sobie na ,,nieuprawnione insynuacje”. Rynek lotów liniowych jest ograniczony i poddany silnej konkurencji. Dochodzi do tego, że tacy Hiszpanie szykanują polskie samoloty (wyłączając ILS w trakcie podchodzenia ,,polaka”) i pilotów (poddając ich upokarzającym rewizjom). Więc trudno się tym ludziom dziwić.
Natomiast producent samolotu wie o nim wszystko, o wiele więcej niż użytkownik i baza serwisowa. Nie ,,sprzedaje” nigdy całej wiedzy – konkurencja nie śpi (Airbus,Embraer), a Mikojan i Guriew stracą następne 10 lat nad ,,niepalnym” silnikiem do MiG35.
Kiedy nasz Tu154M 101 wrócił z Samary, SKW jako pewnik uznali(bez szukania), że Rosjanie zainstalowali różne ,,ekstra dodatki”. Więc zapakowali swoje szerokopasmowe ,,zagłuszarki”. Cóż to jest dla producenta zapakować zdalnie sterowany moduł wł/wył. czegokolwiek. To zupełny drobiazg. A skutków jego zadziałania nie zarejestruje żaden rejestrator(on zapisuje stany logiczne a nie dokonuje pomiaru wartości wykonawczych).
Zwróć też uwagę na ciszę w kokpicie, która tak doskwierała wszystkim ,,badaczom” TAMTEJ katastrofy. Żadnych ch… ani ku… , zawodowcy robią swoje bez żadnych emocji.
Na fejsbuku zapytała Marta Kaczyńska
jak to możliwe, że Boeing usiadł na betonowej płycie a tupolew rozsypał się w błocie na milion kawałków.
Odpowiedzi udzielił najnowszy ekspert, który wczoraj dołączył do szacownego grona. Kapitan Kloss… to znaczy kapitan Wrona (Kloss miał wronę na czapce i może stąd skojarzenie). Więc kapitan Wrona szczegółowo wyjaśnił skąd się wzięło milion kawałków w smoleńskim błocie.
Protasiuk z Grzywną mieli mniej szczęścia.
No zgoda, ale to pytanie
No zgoda, ale to pytanie Kaczyńskiej nie jest zbyt mądre. Nie da się porównać zaplanowanego lądowania awaryjnego, które wbrew temu co się mówi nie jest niczym nadzwyczajnym, ale stałym elementem szkoleń i w dodatku niczym nie różni się w technice lądowania od zwykłego przyziemienia, z tym jak Protasiuka naprowadzono na minę. To są sprawy absolutnie nie porównywalne, ten samolot mógł na Okęciu trafić na pas zieleni i śmiem twierdzić, że tam mogło dojść do większej tragedii niż na betonie. Pytanie jest naiwne, jedyny pożytek z takich pytań jest taki, że ogłupiony lud zaczyna pobudzać wyobraźnię, choćby w kwestii stalowej brzozy. Wystarczy porównać prędkości schodzenia tych dwóch samolotów, aby wiedzieć, że jeśli coś spada z prędkością 10 razy większą to ma 10 razy mniejsze szanse na przeżycie. Co nie zmienia faktu, że ten Tu154 ze Smoleńska wygląda jak kaszanka i to jest ciągle cholernie ważna zagdaka. Problem w tym, że podobne pytania, jak Kaczyńskiej, nie służą wyjaśnieniu, a wręcz przeciwnie. Można łatwo ośmieszyć takie porównania i niestety z poziomu profesjonalnej oceny zdarzeń trudno się przed takim ośmieszeniem bronić. Dobrze, że to Kaczyńska mówi podobne rzeczy, gorzej gdyby w ten sposób mówiła komisja Macierewicza, czego się odrobinę obawiam. Obrazowo rzecz można tak przedstawić, bo przecież jeszcze bardziej głupie wyjaśnienia, niż naiwne pytanie Kaczyńskiej, padały w kwestii absolutnej destrukcji TU154. Tylko, że technika wyjaśnienia tego zdarzenia powinna zmierzać kierunkiem wyznaczonym przez Biniendę, a nie nową, prawie mgłę z helem. Chociaż tak jak wspomniałem na pewnej płaszczyźnie da się ten manewr obronić, bo na ciemny lud takie rzeczy działają i zaczyna lud wątpić w oficjalne łgarstwa. Ale to tylko propagandowy pożytek, technicznie pytanie jest koloru blond.
Z innego zupełnie powodu przytoczyłem M.Kaczyńską
i jej, naiwne jednak, pytanie. Z powodu NOWEGO EKSPERTA. Społecznego na dodatek. Który honorarium odbierze w przyszłości. Sam się przekonasz jak wielkie.
Więc ten nowy, społeczny więc darmowy, ekspert zamknął usta wszystkim ,,umiarkowanie wątpiącym”. Bo zdecydowana większość tubylców nie wie co tam się stało, i nie chce wiedzieć. Natomiast część widowni, która gubi się w technicznych szczegółach a z prasy fachowej to tylko domowe wypieki i tajemnice ogródka, dostała właśnie gotowe i absolutnie wiarygodne wyjaśnienie kwestii.
Z ust Glikol – Twardziela, kapitana Wrony.
Glikol – bo to właśnie taki płyn wyciekał z instalacji hydraulicznej. A on leciał…
Tutaj pełna zgoda, ale też i
Tutaj pełna zgoda, ale też i potwierdzenie mojej tezy. Nie można się tak wykładać na tacy. Bogiem a prawdą Wrona jak każdy z tych “ekspertów” pomieszał wiedzę z medialnymi doniesieniami. To co mówił na temat różnic w podejściu jest nie tylko prawdziwe, ale działa na korzyść załogi TU, natomiast legenda o brzozie i beczce, to już niestety efekt wypranego mózgu, który został wyprany nie tylko gawiedzi, ale i lotnikom. On mi nie wygląda na cynika, to raczej typ, który chce mieć święty spokój i powie wszystko co mu karzą, w tym sensie społeczny jest chyba słuszny. To niej jest Gruszczyk, to raczej taka ciapowata osobowość do łatwego urobienia. Natomiast co do decyzji lotu przez Atlantyk z ubytkami płynu w centralnym układzie, to tego po prostu nie da się rozumem ogarnąć i w żadną procedurę nie wierzę. Jak zwykle jest tutaj pół prawdy. Pewnie procedura jest taka, że się odłącza i zapobiega dalszym awariom to oczywiste, ale są jeszcze okoliczności awarii, czas, miejsce i akcja. Nie znając powodów awarii i bez pojęcia jak się sytuacja rozwinie, lecieć przez Atlantyk, to tylko kamikadze może. Tak czy inaczej i ten niebywały fakt został przedstawiony jako profesjonalizm i procedura, a lud to łyknął w dodatku od Rydzyka do Michnika. Nie wiem też na ile to potwierdzona informacja, ale ponoć spece od Boeinga uruchomili podwozie z KABINY PILOTA. Ciekawe jak się ta sprawa rozwinie, gdy przyjdą odszkodowania dopiero się zacznie i nie w TV, trzeba będzie znów po niszach biegać, żeby się czegoś dowiedzieć.
Wszyscy piloci wojskowi i cywilni LOT-owscy
wiedzą, że sprawa Smoleńska śmierdzi, i tylko emerytowani pozwalają sobie na ,,nieuprawnione insynuacje”. Rynek lotów liniowych jest ograniczony i poddany silnej konkurencji. Dochodzi do tego, że tacy Hiszpanie szykanują polskie samoloty (wyłączając ILS w trakcie podchodzenia ,,polaka”) i pilotów (poddając ich upokarzającym rewizjom). Więc trudno się tym ludziom dziwić.
Natomiast producent samolotu wie o nim wszystko, o wiele więcej niż użytkownik i baza serwisowa. Nie ,,sprzedaje” nigdy całej wiedzy – konkurencja nie śpi (Airbus,Embraer), a Mikojan i Guriew stracą następne 10 lat nad ,,niepalnym” silnikiem do MiG35.
Kiedy nasz Tu154M 101 wrócił z Samary, SKW jako pewnik uznali(bez szukania), że Rosjanie zainstalowali różne ,,ekstra dodatki”. Więc zapakowali swoje szerokopasmowe ,,zagłuszarki”. Cóż to jest dla producenta zapakować zdalnie sterowany moduł wł/wył. czegokolwiek. To zupełny drobiazg. A skutków jego zadziałania nie zarejestruje żaden rejestrator(on zapisuje stany logiczne a nie dokonuje pomiaru wartości wykonawczych).
Zwróć też uwagę na ciszę w kokpicie, która tak doskwierała wszystkim ,,badaczom” TAMTEJ katastrofy. Żadnych ch… ani ku… , zawodowcy robią swoje bez żadnych emocji.
krew mnie zalewa jak czytam
krew mnie zalewa jak czytam te komentarze.
Sprawa jest banalnie prosta; lądowanie awaryjne na brzuchu jest zawsze bardzo ryzykowne (zwłaszcza że pożar na pokładzie jest prawie pewny). Lecąc dalej mieli czas na dłuższe diagnozowanie i próbę przywrócenia uszkodzonych systemów by być może wylądować na kołach. W każdym samolocie znajduje się opasły segregator z instrukcją i procedurami próby uruchomienia tego i owego w razie awarii. Kapitan podjął jak widać podjął słuszną decyzje.
Pozdrawiam,
Paprykarz
Mnie też krew zalewa od
Mnie też krew zalewa od podobnych komentarzy. Niczego w czasie lotu nie diagnozowali, zgasili kontrolkę od centralnego układu hydraulicznego, a w Warszawie dopiero się zorientowali, że pieprzło więcej niż mieli pojęcia i to mówił bohater Wrona, nie jakiś oszołom Kurka. Może z łaski swojej przynajmniej tyle trudu sobie zadaj, żeby się zapoznać z najbardziej elementarnymi faktami. Na zdrowy łeb ubytki płynu z każdą sekundą OBNIŻAJĄ wydajność układu KAŻDEGO, a nie zwiększają szansę na “zdiagnozowanie”. Nie mieli pojęcia, skąd ten wyciek i czy po następnej godzinie nie pojawi się następny? I polecieli 8 godzin przez Atlantyk, żeby firma nie zaliczyła strat i sprawa się nie rozniosła. Rozniesie się na bank, już się roznosi, jakiś umyślny z Okęcia ODPALIŁ PODWOZIE Z KABINY BOHATERA WRONY. Dziś awaryjnie lądował następny Boeing W NOCY, MGLE i nie musiał latać 5 godzin nad Warszawą. Nie miał też rozpieprzonej hydrauliki, ale rysę na szybie. Tylko, że to był niskobudżetowy lot do Brukseli i atmosfera nie sprzyja już kaskaderce.
Paprykarzu, żeby nie przynudzać o układach hydrauliki
siłowej, napiszę tak : nadpiłuj przewód hamulcowy w taki sposób, żeby spowodować bardzo mały wyciek, tylko po naciskaniu pedału hamulca. Jeden warunek : w samochodzie starszego typu albo takim, w którym wyciek płynu nie spowoduje blokady rozruchu(np. Mercedes).
I ruszaj w drogę, śmiało. Im szybciej tym lepiej. I często naciskaj pedał hamulca, bo – zgodnie z Twoją logiką – ,,samo się naprawi” albo zanieczyszczenie znajdującej się w starym płynie uszczelnią system(jeżeli nowy płyn w czystym układzie – Twój pech).
No i w trakcie jazdy przeglądaj instrukcję obsługi. Powodzenia.
Do Twojej (pustej?) puszki – Paprykarzu – wrzucam :
W kokpicie Boeinga 767 technicy z USA zastali “wyciśnięty” bezpiecznik awaryjnego wypuszczenia podwozia. Możliwe, że albo uległ uszkodzeniu, albo nie aktywowała go załoga, która awaryjnie lądowała we wtorek na stołecznym lotnisku – informuje “Nasz Dziennik”.
Wyłączony bezpiecznik oznacza, że dalsze procedury nie mogą zakończyć się powodzeniem. Jeśli tu nastąpiłoby przeoczenie, to będzie ono widoczne w zapisach czarnych skrzynek.
Tak sprawdzali, tak szukali przyczyny, tak czytali ,,opasłe tomy” instrukcji, że …. ośmieszyli się do szczętu. Można by się pośmiać, gdyby nie to, że woleli zaryzykować życiem 230 ludzi, jak zawrócić do serwisu w Newark, któremu przed chwilą pokwitowali odbiór ,,sprawnej” maszyny.
krew mnie zalewa jak czytam
krew mnie zalewa jak czytam te komentarze.
Sprawa jest banalnie prosta; lądowanie awaryjne na brzuchu jest zawsze bardzo ryzykowne (zwłaszcza że pożar na pokładzie jest prawie pewny). Lecąc dalej mieli czas na dłuższe diagnozowanie i próbę przywrócenia uszkodzonych systemów by być może wylądować na kołach. W każdym samolocie znajduje się opasły segregator z instrukcją i procedurami próby uruchomienia tego i owego w razie awarii. Kapitan podjął jak widać podjął słuszną decyzje.
Pozdrawiam,
Paprykarz
Mnie też krew zalewa od
Mnie też krew zalewa od podobnych komentarzy. Niczego w czasie lotu nie diagnozowali, zgasili kontrolkę od centralnego układu hydraulicznego, a w Warszawie dopiero się zorientowali, że pieprzło więcej niż mieli pojęcia i to mówił bohater Wrona, nie jakiś oszołom Kurka. Może z łaski swojej przynajmniej tyle trudu sobie zadaj, żeby się zapoznać z najbardziej elementarnymi faktami. Na zdrowy łeb ubytki płynu z każdą sekundą OBNIŻAJĄ wydajność układu KAŻDEGO, a nie zwiększają szansę na “zdiagnozowanie”. Nie mieli pojęcia, skąd ten wyciek i czy po następnej godzinie nie pojawi się następny? I polecieli 8 godzin przez Atlantyk, żeby firma nie zaliczyła strat i sprawa się nie rozniosła. Rozniesie się na bank, już się roznosi, jakiś umyślny z Okęcia ODPALIŁ PODWOZIE Z KABINY BOHATERA WRONY. Dziś awaryjnie lądował następny Boeing W NOCY, MGLE i nie musiał latać 5 godzin nad Warszawą. Nie miał też rozpieprzonej hydrauliki, ale rysę na szybie. Tylko, że to był niskobudżetowy lot do Brukseli i atmosfera nie sprzyja już kaskaderce.
Paprykarzu, żeby nie przynudzać o układach hydrauliki
siłowej, napiszę tak : nadpiłuj przewód hamulcowy w taki sposób, żeby spowodować bardzo mały wyciek, tylko po naciskaniu pedału hamulca. Jeden warunek : w samochodzie starszego typu albo takim, w którym wyciek płynu nie spowoduje blokady rozruchu(np. Mercedes).
I ruszaj w drogę, śmiało. Im szybciej tym lepiej. I często naciskaj pedał hamulca, bo – zgodnie z Twoją logiką – ,,samo się naprawi” albo zanieczyszczenie znajdującej się w starym płynie uszczelnią system(jeżeli nowy płyn w czystym układzie – Twój pech).
No i w trakcie jazdy przeglądaj instrukcję obsługi. Powodzenia.
Do Twojej (pustej?) puszki – Paprykarzu – wrzucam :
W kokpicie Boeinga 767 technicy z USA zastali “wyciśnięty” bezpiecznik awaryjnego wypuszczenia podwozia. Możliwe, że albo uległ uszkodzeniu, albo nie aktywowała go załoga, która awaryjnie lądowała we wtorek na stołecznym lotnisku – informuje “Nasz Dziennik”.
Wyłączony bezpiecznik oznacza, że dalsze procedury nie mogą zakończyć się powodzeniem. Jeśli tu nastąpiłoby przeoczenie, to będzie ono widoczne w zapisach czarnych skrzynek.
Tak sprawdzali, tak szukali przyczyny, tak czytali ,,opasłe tomy” instrukcji, że …. ośmieszyli się do szczętu. Można by się pośmiać, gdyby nie to, że woleli zaryzykować życiem 230 ludzi, jak zawrócić do serwisu w Newark, któremu przed chwilą pokwitowali odbiór ,,sprawnej” maszyny.
krew mnie zalewa jak czytam
krew mnie zalewa jak czytam te komentarze.
Sprawa jest banalnie prosta; lądowanie awaryjne na brzuchu jest zawsze bardzo ryzykowne (zwłaszcza że pożar na pokładzie jest prawie pewny). Lecąc dalej mieli czas na dłuższe diagnozowanie i próbę przywrócenia uszkodzonych systemów by być może wylądować na kołach. W każdym samolocie znajduje się opasły segregator z instrukcją i procedurami próby uruchomienia tego i owego w razie awarii. Kapitan podjął jak widać podjął słuszną decyzje.
Pozdrawiam,
Paprykarz
Mnie też krew zalewa od
Mnie też krew zalewa od podobnych komentarzy. Niczego w czasie lotu nie diagnozowali, zgasili kontrolkę od centralnego układu hydraulicznego, a w Warszawie dopiero się zorientowali, że pieprzło więcej niż mieli pojęcia i to mówił bohater Wrona, nie jakiś oszołom Kurka. Może z łaski swojej przynajmniej tyle trudu sobie zadaj, żeby się zapoznać z najbardziej elementarnymi faktami. Na zdrowy łeb ubytki płynu z każdą sekundą OBNIŻAJĄ wydajność układu KAŻDEGO, a nie zwiększają szansę na “zdiagnozowanie”. Nie mieli pojęcia, skąd ten wyciek i czy po następnej godzinie nie pojawi się następny? I polecieli 8 godzin przez Atlantyk, żeby firma nie zaliczyła strat i sprawa się nie rozniosła. Rozniesie się na bank, już się roznosi, jakiś umyślny z Okęcia ODPALIŁ PODWOZIE Z KABINY BOHATERA WRONY. Dziś awaryjnie lądował następny Boeing W NOCY, MGLE i nie musiał latać 5 godzin nad Warszawą. Nie miał też rozpieprzonej hydrauliki, ale rysę na szybie. Tylko, że to był niskobudżetowy lot do Brukseli i atmosfera nie sprzyja już kaskaderce.
Paprykarzu, żeby nie przynudzać o układach hydrauliki
siłowej, napiszę tak : nadpiłuj przewód hamulcowy w taki sposób, żeby spowodować bardzo mały wyciek, tylko po naciskaniu pedału hamulca. Jeden warunek : w samochodzie starszego typu albo takim, w którym wyciek płynu nie spowoduje blokady rozruchu(np. Mercedes).
I ruszaj w drogę, śmiało. Im szybciej tym lepiej. I często naciskaj pedał hamulca, bo – zgodnie z Twoją logiką – ,,samo się naprawi” albo zanieczyszczenie znajdującej się w starym płynie uszczelnią system(jeżeli nowy płyn w czystym układzie – Twój pech).
No i w trakcie jazdy przeglądaj instrukcję obsługi. Powodzenia.
Do Twojej (pustej?) puszki – Paprykarzu – wrzucam :
W kokpicie Boeinga 767 technicy z USA zastali “wyciśnięty” bezpiecznik awaryjnego wypuszczenia podwozia. Możliwe, że albo uległ uszkodzeniu, albo nie aktywowała go załoga, która awaryjnie lądowała we wtorek na stołecznym lotnisku – informuje “Nasz Dziennik”.
Wyłączony bezpiecznik oznacza, że dalsze procedury nie mogą zakończyć się powodzeniem. Jeśli tu nastąpiłoby przeoczenie, to będzie ono widoczne w zapisach czarnych skrzynek.
Tak sprawdzali, tak szukali przyczyny, tak czytali ,,opasłe tomy” instrukcji, że …. ośmieszyli się do szczętu. Można by się pośmiać, gdyby nie to, że woleli zaryzykować życiem 230 ludzi, jak zawrócić do serwisu w Newark, któremu przed chwilą pokwitowali odbiór ,,sprawnej” maszyny.