W ogóle nie chcę być kontrowersyjny, ale to w ogóle i absolutnie. Sprawa jest prosta, mnie sympatyczny społecznik JPII nigdy niczego złego mi nie zrobił, co więcej jest dla mnie pewnym fenomenem, taki katolicki buddysta, co się w sprawowaniu urzędu biskupa Rzymu, tak fatalnie kojarzonego, pierwszy raz zdarzyło. JPII był pierwszym i jak dotąd jedynym papieżem, który stał z boku całej watykańskiej machiny, który ożywił ten zmurszały byt i nadał mu kolorów. Coś podobnego mogło się przydarzyć tylko Polakowi, czyli parafianinowi katolicyzmu z brakiem dostępu do skrywanych, mrocznych tajemnic polityczno-religijnej struktury. Gdy się okazało, że to inny niż wszyscy papieże, zaczęło się wiercenie dziury w całym z drugiej stroni tak się dowiercono do kremówki.
Czepiają się rozmaici i powszechnie tej kremówki, grzmią, że popkultura, no i tu argument sam mi się dostarcza. Od stuleci takiego jegomościa, który się okrzyknął pierwszym po Bogu, a od niedawna równy Bogu, gdyż trzeba popamiętać o katolickim dogmacie nieomylności papieża, po raz pierwszy widzimy jako luzaka żartującego z młodzieżą. Moje założenie jest proste i realne, tak zwana walka z kościołem prowadzona na otwartym polu kojarzy mi się z desperacją. Jeśli już musi funkcjonować katolicyzm jako struktura polityczna, to przynajmniej niech szefowie tej struktury jak najmniej przypominają strukturę. JPII był antypapieżem, papieżem nie – papieskim.
Dziwnie jestem przekonany, że JPII nie skierował swoich pierwszych kroków do zaplombowanej części biblioteki watykańskiej, aby doposażyć się w wiedzę pozwalającą utrzymać się na urzędzie, co Ratzinger i jego poprzednicy mieli wymalowane na twarzy. Wiedzy nie mam, pozostaje mi intuicyjnie podejrzewać, że JPII jako człowiek „z zewnątrz”, nie był wtajemniczany i oprowadzany po zakamarkach watykańskich komnat. Nie był i chyba nie chciał być, interesowało go coś zupełnie innego, to był bardziej misjonarz i społecznik niż kapłan, urzędem nigdy nie epatował.
Dlaczego to mi się podoba? Taki luz, taki dystans do siebie i łamanie konwencji. Ano dlatego, że zawsze mi się to podoba obojętnie kto i jaką konwencję łamie, ponieważ zachowania niekonwencjonalne to pierwszy poważny krok w kierunku osobowości. JPII nic nie musiał, to młodzież musiałaby kochać papieża Polaka tak jak sobie tego endecko-katolicka ekstrema życzy. Za to, że jest głową kościoła, że 2000 lat tradycji, że przeciw aborcji, że zrobi porządek z Żydami i komunistami. Tymczasem nic podobnego, nie pamiętam aby Wojtyle na przestrzeni pontyfikatu zdarzyło się to co non stop zdarza się prawicowej ekstremie i lewackiej zresztą też, tyle że w przeciwnym kierunku.
Nie przydarzyło się Janowi Pawłowi II zbłaźnić politycznie, czy nawet religijnie, ja takiej sytuacji nie pamiętam. Nie zdarzyło się JPII wysuwać kandydatury Chrystusa na króla Najjaśniejszej, nie pamiętam aby domagał się zbudowania bazyliki w miejscu, gdzie na osiedlowej szybie wymalowała się Matka Boska. Pamiętam natomiast, że pozytywny wynik referendum unijnego, to z całą pewnością Jego zasługa, nie wiem w jakiej skali, ale na pewno nie była to mała skala. Jakkolwiek oceniać UE, a mnie pozytywne oceny przychodzą z trudem i coraz rzadziej, brak naszego udziału w tej strukturze, to strach pomyśleć.
JP II miał oczywiście swoje konserwatywne, ulubione frazy, w przestrzeganiu katechizmu był ortodoksem, kwestie obyczajowe, z kolei rozpalające lewicową ekstremę, miały w jego wydaniu tradycyjnie katolicki charakter. Zarzuca się JPII, że nie zreformował kościoła, jeśli przez reformę kościoła rozumieć reformę katechizmów i dogmatów, to oczywiście nie zreformował, przeciwnie zakonserwował na amen. Ale jeśli brać pod uwagę, nazwijmy to styl sprawowania urzędu, to dokonał rewolucji w kościele, pozytywnej rewolucji. Popularność, i nie boję się tego słowa, Wojtyły, brała się nie z tego, że walczył z prezerwatywami w Afryce, za utrzymaniem celibatu, ustawami aborcyjnymi, ale mimo tego, oraz z tego, że majestatycznie przebrany dostojnik w jakimś sensie robił sobie jaja z powagi urzędu.
Ten „jakiś sens” polegał na tym, że to co nie wypada powiedzieć i tak jak się nie wypada zachować, było powiedziane i było pokazane. JPII mógł iść na doktrynalną łatwiznę, mógł jak większość przedstawicieli poważnych instytucji, domagać się szacunku. Znamienne jest to, że taki niepopularny i nie szanowany Lech Kaczyński, w co trzecim zdaniu, co drugiego wywiadu przypomina obywatelem, kim on jest i że należy mu się szacunek, ponieważ on jest na urzędzie. Podobnych zachowań nie widziałem u Wojtyły, nie musiał tego robić, ponieważ On szacunek wzbudzał. Młodzież nie kochała JPII dlatego, że był papieżem, ale dlatego, że był takim papieżem, do papieży nie podobnym.
JPII nie skorzystał z łatwej urzędowej drogi szacunku, popularności i spijania słów z Jego świętych ust. Wojtyła poszedł trudniejszą trasą, swoją ulubioną górską trasą, zdobył sławę i sympatię łamaniem konwencji i to konwencji, która wydaje się niełamliwa, a łamiąc był autentyczny. Słuchając JPII słyszało się autentyczność, bez względu na to czy godzimy się z sensem i treścią tego autentycznego przekazu, trudno zarzucić słowom i zachowaniom JPII sztuczność, a już nie daj Boże fałsz. Fałszu nie rozumiem na płaszczyźnie batalii o katechetyczne racje i aberracje, fałsz rozumiem jako przemyślaną, cyniczną kreację i tego w JPII nie dostrzegałem nigdy.
Dziwna rzecz, ale widząc i słuchając JPII nie doznawałem olśnienia, nie sprowadziły mnie Jego słowa na ścieżkę pokory i wiary w jedynego Boga, ten przekaz był dla mnie od dawna nieaktualny. Niemniej był to pierwszy papież, którego nie kojarzyłem z Watykanem, z inkwizycją, konkwistą, krucjatami, w końcu polityką w najpodlejszym wydaniu. Karol Wojtyłoa oczywiście był zaangażowany politycznie i to tak zaangażowany jak to tylko możliwe, niemniej wykładał swoje racje w taki sposób, że nie czuło się tego wszystkiego co czuje się słuchając zmiksowanego katolicyzmu z endecką wizją polskości.
Piszę o JPII jak o drugim Owsiaku i nie deprecjacja dorobku papieża jest moją niecną intencją, kolejność porównania też jest jak najbardziej adekwatna. Takich Owsiaków. jeśli przez to rozumieć, „animatorów kultury”, liderów społeczności, wizjonerów realizujących niepowtarzalne w skali projekty, było już wielu w świeckim świecie i na wszystkich kontynentach. Papież porywający młodzież sobą, nie swoim urzędem był tylko jeden. Przyglądając się poczynaniom Ratzingera znów pojawia mi się wizerunek zimnego dostojnika, strażnika tajemnicy katolickiej alkowy, wyrachowanego teologa, ideologa i urzędnika. Oczywiście młodzież też go kocha, ale to już jest miłość z urzędu i sentymentu. Nieudolne próby naśladowania JPII wyglądają naprawdę żałośnie, to już nie jest Owsiak katolicyzmu, to jest kapłan, arcykapłan ze wszystkimi patetycznymi i politycznymi konsekwencjami tego stanu rzeczy.
Taki tekst jest proszeniem się o łomot, taki tekst jest za mało antykatolicki, aby zostać swojakiem lewicy i oczywiście profanacją dla ultrakatolickiej prawicy, no i na tym cała ta zabawa polega. Zestawianie dzieła Owsiaka z dziełem JPII, to nie jest żadna herezja, to chłodna obserwacja i oczywista racja, którą z łatwością mogę udowodnić, podając cechy wspólne ich dzieł. Zaangażowanie polityczne dotyczy i Owsiaka i JPII, wszystkie te argumenty, że religia jest oddzielona o polityki już nawet śmiechu nie wywołują, z kolei Owsiak krok po kroku wprowadza do swojej działalności elementy polityczne. Listy do polityków, zapraszanie polityków i to jednej opcji są faktem. Tyle, że podobnie jak JPII, Owsiak nie robi tego po „katolicku”, Owsiak identycznie jak JPII robi to inteligentnie i w tle. Luz przekazu, a sam przekaz niezwykle ciężkiego gatunku. JPII nie przekazywał młodzieży popularnych treści, przekazywał treści ociężałe, zgrane, co tu dużo mówić skompromitowane na przestrzeni dziejów, ale dzięki formie przekazu nadawał treści nowego znaczenia i docierał z treścią do słuchających.
JPII nie mówił idźcie i zabijcie żydo-komunę, niech się stanie światłość. JPII mówił o nadziei, o cierpliwości i wierze w to, że się stanie, jeśli tylko bardzo Polacy będą tego chcieć i nad tym pracować. Żadnego słowa o tym, żeby rzucać na tacę i walczyć w wrogiem, żadnego „w imię Boga, hura na komucha”, sama dyplomacja, metafora, przeplatane luzem dającym wytchnienie. Identycznie zachowuje się Owsiak. On nie krzyczy do dzieciaków uratujemy świat, pogonimy moherów, on mówi rock ‘n’ roll , no i oczywiście te słynne „róbta co chceta”. Było słynne róbta co chceta, ale też trzeba być ubogim duchem, żeby w działalności Owsiaka widzieć tylko to hasło, w dodatku nie rozumiejąc go zupełnie, tak jak trzeba być biednym wewnętrznie i widzieć tylko papieską kremówkę, to kolejna cecha wspólna.
Wymykanie się konwencji, umiejętność osiągania pozytywnych efektów tylko i wyłącznie mocą przekazu prostych treści, podanych w niebywale skutecznej formie. Owsiak i JPII mówią o tym samym, róbmy coś pozytywnego, nie ruszajmy na siebie z pięściami, widząc zło naprawiajmy je, pomagajmy chorym, zmieńmy beznadzieję w sukces. W końcu rzecz najważniejsza, wiara w to, co się robi, przekładająca się na autentyzm i owoce tego, co się robi. Wbrew wszelkim ateistycznym fobiom, mnie skóra nie cierpnie, wraz ze słowami Pokolenie JPII, nie boję się kompletnie tych słów, o ile one faktycznie definiują uczniów JPII. Jeśli tak jest nie boję się Pokolenia JPII, dodatkowo mnie pociesza fakt, że odchodzi z przyczyn naturalnych demonizowane pokolenie RM. Jeśli Pokolenie JPII wierzy, że Bóg im pozwoli być lepszymi i to w każdym fragmencie ludzkiej działalności, daj im Boże, byle osiągnęli swoje cele, odbierać im tę wiarę to barbarzyństwo. Co nie znaczy, że ich wiara jest receptą, jest jedną z wielu recept, jak widomo reakcje organizmu na farmaceutyki są różne, jeden stanie na nogi inny zemrze.
Ekstrema po każdej stronie barykady wyobraża sobie pomyślność narodu jako spójność ideologiczną, a ja profan, jako skuteczność i brak konfliktu w osiąganiu celów, tak sobie wyobrażam. Tak jak nie boję się, że młodzież, która wytapla się w błocie zdziczeje i będzie gwałcić, że potraktuje mityczne już słowa Owsiaka jako bezrefleksyjny drogowskaz, tak nie boję się, że pokolenie JPII wierzące Bogu, wybuduje nam tu szafoty, stosy i pójdzie z krucjatą. Wierzę natomiast w to, że zarówno młodzież skupiona wokół Owsiaka, jak i wokół JPII to ludzie, którzy mają wspólne cele, jedynie środkami się różnią. Jestem przekonany, że pośród tej 450 tysięcznej grupy wielu w równym stopniu ceni JPII, nawet jeśli nie zgadza się z jego słowami, co Jurka Owsiaka, z którym też niekoniecznie zgadza się we wszystkim. JPII to był Owsiak katolicyzmu i nie jest to ujma, to kolejny dowód na wyjątkowość tego człowieka, którego wiara nie jest moją wiarą, ale Jego osobowość była fenomenem.
Coś w tym jest
Muszę przeczytać jeszcze raz jutro…
Coś w tym jest
Muszę przeczytać jeszcze raz jutro…
Coś w tym jest
Muszę przeczytać jeszcze raz jutro…
Coś w tym jest
Muszę przeczytać jeszcze raz jutro…
Popieram w całej
Popieram w całej rozciągłości, chociaż moja wiara podpowiada mi, że to bardziej placebo niż medykamenty.
Taki tekst nie jest proszeniem się o łomot a raczej ku pokrzepieniu serc i one zawsze spotykają z przychylnością publiczności.
Popieram w całej
Popieram w całej rozciągłości, chociaż moja wiara podpowiada mi, że to bardziej placebo niż medykamenty.
Taki tekst nie jest proszeniem się o łomot a raczej ku pokrzepieniu serc i one zawsze spotykają z przychylnością publiczności.
Popieram w całej
Popieram w całej rozciągłości, chociaż moja wiara podpowiada mi, że to bardziej placebo niż medykamenty.
Taki tekst nie jest proszeniem się o łomot a raczej ku pokrzepieniu serc i one zawsze spotykają z przychylnością publiczności.
Popieram w całej
Popieram w całej rozciągłości, chociaż moja wiara podpowiada mi, że to bardziej placebo niż medykamenty.
Taki tekst nie jest proszeniem się o łomot a raczej ku pokrzepieniu serc i one zawsze spotykają z przychylnością publiczności.
bez przesady
No nie wiem, czy aprobowanie kultu swej osoby wyrażonego choćby w masowo stawianych pomnikach, to takie strasznie luzackie było.
JPII istotnie nieco odstawał formą od sztywniactwa Watykanu, co wywoływało szaleńczy entuzjazm tłumu, ale to tylko forma, treść pozostała bez najmniejszych zmian, zgodna co do joty z odwieczną polityką Watykanu.
bez przesady
No nie wiem, czy aprobowanie kultu swej osoby wyrażonego choćby w masowo stawianych pomnikach, to takie strasznie luzackie było.
JPII istotnie nieco odstawał formą od sztywniactwa Watykanu, co wywoływało szaleńczy entuzjazm tłumu, ale to tylko forma, treść pozostała bez najmniejszych zmian, zgodna co do joty z odwieczną polityką Watykanu.
bez przesady
No nie wiem, czy aprobowanie kultu swej osoby wyrażonego choćby w masowo stawianych pomnikach, to takie strasznie luzackie było.
JPII istotnie nieco odstawał formą od sztywniactwa Watykanu, co wywoływało szaleńczy entuzjazm tłumu, ale to tylko forma, treść pozostała bez najmniejszych zmian, zgodna co do joty z odwieczną polityką Watykanu.
bez przesady
No nie wiem, czy aprobowanie kultu swej osoby wyrażonego choćby w masowo stawianych pomnikach, to takie strasznie luzackie było.
JPII istotnie nieco odstawał formą od sztywniactwa Watykanu, co wywoływało szaleńczy entuzjazm tłumu, ale to tylko forma, treść pozostała bez najmniejszych zmian, zgodna co do joty z odwieczną polityką Watykanu.
Porównanie JP2 i Owsiaka, jako luzackich szołmenów,
przekazujące treści dla swoich “wyznawców” ewentualnie może być przeze mnie zaakceptowane. Jednak na papieżu ciążą działania typowe dla kleru. Lekceważenie prawa świeckiego, świadome ukrywanie “swoich” przestępców, faktyczna a nie werbalna obojętność na losy człowieka, hipokryzja i obłuda. Te wady posiadał JP2 w całkiem typowym wymiarze dla papieży. To w skrócie. O Owsiaku tego powiedzieć nie można. Czy wobec tego można JP2 mówić, jako o fenomenie. Wątpię. Był prawdziwym w sensie posiadanych wad papieżem, trochę tylko innym medialnie.
Porównanie JP2 i Owsiaka, jako luzackich szołmenów,
przekazujące treści dla swoich “wyznawców” ewentualnie może być przeze mnie zaakceptowane. Jednak na papieżu ciążą działania typowe dla kleru. Lekceważenie prawa świeckiego, świadome ukrywanie “swoich” przestępców, faktyczna a nie werbalna obojętność na losy człowieka, hipokryzja i obłuda. Te wady posiadał JP2 w całkiem typowym wymiarze dla papieży. To w skrócie. O Owsiaku tego powiedzieć nie można. Czy wobec tego można JP2 mówić, jako o fenomenie. Wątpię. Był prawdziwym w sensie posiadanych wad papieżem, trochę tylko innym medialnie.
Porównanie JP2 i Owsiaka, jako luzackich szołmenów,
przekazujące treści dla swoich “wyznawców” ewentualnie może być przeze mnie zaakceptowane. Jednak na papieżu ciążą działania typowe dla kleru. Lekceważenie prawa świeckiego, świadome ukrywanie “swoich” przestępców, faktyczna a nie werbalna obojętność na losy człowieka, hipokryzja i obłuda. Te wady posiadał JP2 w całkiem typowym wymiarze dla papieży. To w skrócie. O Owsiaku tego powiedzieć nie można. Czy wobec tego można JP2 mówić, jako o fenomenie. Wątpię. Był prawdziwym w sensie posiadanych wad papieżem, trochę tylko innym medialnie.
Porównanie JP2 i Owsiaka, jako luzackich szołmenów,
przekazujące treści dla swoich “wyznawców” ewentualnie może być przeze mnie zaakceptowane. Jednak na papieżu ciążą działania typowe dla kleru. Lekceważenie prawa świeckiego, świadome ukrywanie “swoich” przestępców, faktyczna a nie werbalna obojętność na losy człowieka, hipokryzja i obłuda. Te wady posiadał JP2 w całkiem typowym wymiarze dla papieży. To w skrócie. O Owsiaku tego powiedzieć nie można. Czy wobec tego można JP2 mówić, jako o fenomenie. Wątpię. Był prawdziwym w sensie posiadanych wad papieżem, trochę tylko innym medialnie.