Wałęsa chciał abyśmy stali się drugą Japonią, Tusk drugą Irlandią.
Wałęsa chciał abyśmy stali się drugą Japonią, Tusk drugą Irlandią. Jest coś zabawnego w tej ironii losu, że oba te kraju są jednymi z najbardziej poszkodowanych przez kryzys a Polska, która nigdy nie wprowadziła reform, które są w tych krajach, ma się dużo lepiej. O ile w przypadku Irlandii sprawa jest w miarę prosta, kredyty i rozleniwienie po okresie koniunktury o tyle w przypadku Japonii sprawa jest duża bardziej skomplikowana.
Poza Ukrainą, Rosją i innymi mniejszymi krajami, których los nikogo nie obchodzi, to właśnie Japonia przeżywa największe załamanie. Dane ekonomiczne, które podają, że bezrobocie spadło z 3,7% do 3,9% nie odzwierciedlają całej prawdy. Aby zrozumieć sytuację w Japonii należy spojrzeć na to wszystko przez pryzmat ich kultury.
Powód dla którego piszę o Japonii jest bardzo prosty. Model gospodarki Japońskiej, generalnie sposób myślenia o gospodarce jest błędny, przestarzały, nie sprawdzający się w dobie globalizacji. Zawsze byłem zwolennikiem neoliberalizmu a teraz przyszedł czas powiedzieć ?a nie mówiłem?.
W Japonii jest etos pracy. Tam studenci po skończeniu studiów urządzają ?work parade?. Polacy też są pracowici, tylko inaczej. Japończycy często pracują bezmyślnie, dla nich przyjść styranym po pracy to tradycja. W Polsce pracuje się, żeby zarobić kasę, w Japonii żyje się, żeby pracować. Ponadto występuje tam skostniała hierarchia, polegająca na przesadnym okazywaniu szacunku ludziom starszym. Często jest tak, że o awansie decyduje wiek a nie umiejętności czy predyspozycje. Aby awansować należy przepracować ileś tam lat, gdyż cierpliwość uczy pokory i inne głupoty.
Rząd w Japonii zawsze starał się dopłacać do upadających firm. Miejsca pracy to świętość, więc nie można pozwolić, aby firmy bankrutowały. Dopłacanie do firm pozwoliło ugruntować przestarzały, socjalistyczny sposób myślenia o zatrudnieniu wewnątrz firmy. Traktowanie przez pracodawców pracowników zbyt idealistycznie powoduje, że owi pracodawcy nie mają później ?jaj? żeby ich zwolnić. W czasach przeszłych, gdy myśl techniczna nie była tak powszechnie dostępna, gdy Chiny i Indie jeszcze spały, owy sposób funkcjonowania sprawdzał się na tyle, aby Japonia uzyskała przewagę nad resztą świata. Parę lat przed kryzysem Japońska gospodarka powoli traciła dynamizm, gdyż tańsza elektronika z Chin zaczęła skutecznie konkurować z japońską. Fakt, że Japończycy tego nie dostrzegali wynika przede wszystkim z tego, że nie ma tam prawie żadnych firm zachodnich. Nacjonalistyczne podejście skłania ten naród do kupowania tylko produktów Japońskich. Oni sami inwestują poza swoim terytorium, ale u siebie tylko ich własne produkty. Wynika z tego pewien morał. Ustawianie się w opozycji do reguł globalnego świata powoduje, że wynik takiej konfrontacji może być tylko jeden. Jest do doskonały przykład jak myślenie w kategoriach: ?nasze stocznie?, ?nasze huty? kompletnie się sypie. Zakłady sztucznie chronione przed światowym rynkiem padają jak muchy, gdyż nie wytrzymują konkurencji z tymi bardziej drapieżnymi.
Na kryzys w Japonii ma oczywiście też wpływ malejący eksport. Jednak to w żadnym wypadku nie może tłumaczyć spadku PKB w pierwszym kwartale o ponad 15% w porównaniu z takim samym okresem w roku 2008. Przy czym dług publiczny sprzed kryzysu wynosił 160% PKB. Jeśli ktoś ma jakieś aktualne dane to niech je zapoda. Nie chce mi się analizować raportów z jakiś funduszy, więc nie wiem ile wynosi obecnie PKB za ten kwartał. Ten krach pokazuje, że w czasach trudniejszych, socjalistyczne modele firm mają odporność niczym domek z kart. Dla mnie wnioski z kryzysu Japońskiego są takie, że państwo powinno oszczędzać pieniądze i pozwalać upadać firmom w czasie prosperity. Firmy, które nie są w stanie przetrwać w tym czasie nie mają racji bytu podczas dekoniunktury.
Uważam, że Tusk postąpił wyjątkowo słusznie w czasie kryzysu. Nie zwiększał deficytu i ciął wydatki. Lepiej, żeby część ludzi wbiła zęby w ścianę niż aby PKB spadało. Pakiet socjalny jest również skromny w porównaniu z naszymi sąsiadami, kolejny plus. Rozprawienie się z złodziejskimi bankami da się wytłumaczyć tym, że w mieście może być tylko jeden szeryf.
Nie znam się
na ekonomi ale jedno wiem,że socjalizm gospodarczy zawsze prędzej czy później kończy się bankructwem.
Nie znam się
na ekonomi ale jedno wiem,że socjalizm gospodarczy zawsze prędzej czy później kończy się bankructwem.
Nie znam się
na ekonomi ale jedno wiem,że socjalizm gospodarczy zawsze prędzej czy później kończy się bankructwem.
Nie znam się
na ekonomi ale jedno wiem,że socjalizm gospodarczy zawsze prędzej czy później kończy się bankructwem.
“Dla mnie wnioski z kryzysu
"Dla mnie wnioski z kryzysu Japońskiego są takie, że państwo powinno oszczędzać pieniądze i pozwalać upadać firmom w czasie prosperity"
Dlaczego tylko w czasie prosperity? Państwo w ogóle nie powinno przygotowywać żadnych "pakietów ratunkowych" dla firm, bo te pakiety psują gospodarkę – sprawiają, że źle zarządzane, zbankrutowane firmy są sztucznie utrzymywane przy życiu, a koszty tej uporczywej terapii ponoszą firmy zdrowe, które płacą podatki i które są znacznie lepiej przystosowane do realiów rynku niż bankruci.
"Lepiej, żeby część ludzi wbiła zęby w ścianę niż aby PKB spadało"
Dlaczego lepiej? W gospodarce liczy się ludzkie działanie, a nie makroekonomiczne wskaźniki. Zresztą ciągłe powtarzanie ludziom, że wolny rynek i wycofywanie się państwa z ingerencji w gospodarkę muszą oznaczać "zęby wbite w ścianę", czy "bezrobocie 40%", to powtarzanie mantr i dogmatów socjalistów, którzy wolnym rynkiem w wolnych chwilach straszą dzieci.
Oczywiście, drogi Ja
muszę się z Tobą zgodzić.
Autor oczywiście też ma dużo racji. 🙂
Tak to nie ma, “Ja” albo ja
Tak to nie ma, “Ja” albo ja ;]
Pierwszy wniosek Ja
że państwu wara od przedsiębiorstw w każdym momencie czy to kryzys czy dobra koniuktura jest moim zdaniem słuszny.
Co do drugiego wniosku to racja jest gdzieś po środku.
Lekka stymulacja makroekonomiczna, jakieś buforowanie może być pożyteczne. Ignorowanie wskaźników i wiara w pełną żywiołowość to idealizm 🙂
Co do pierwszego: Ja też
Co do pierwszego:
Ja też jestem generalnie przeciwny pomocy państwa w czasie kryzysu, jednak jest taka cienka linia po przekroczeniu której, pieniądze trafiają do wojska a nie do cywilów. Z dwojga złego wolę to pierwsze. Stąd zostawiłem sobie tą furtkę w postaci nie napisania tego co Ty.
Co do drugiego:
To rzeczywiście wskaźniki makroekonomiczne nie są konkretne, jednak PKB to jest coś, czego nie da się zrelatywizować. Szukałem przykładu jakiegoś kraju w którym zarówno sam PKB jak i jego pochodna, czyli dynamizm wzrostu i spadku nie odpowiadały stanowi faktycznemu lub przyszłemu. Jednak nie mogę nic takiego znaleźć. Ponadto pilnowanie PKB nie musi oznaczać braku ingerencji. Zęby w ścianie to przede wszystkim brak socjału a dbanie o PKB to pilnowanie produkcji, eksportu. Więc utrzymanie tego wskaźnika oznacza ingerencję np. przez szukanie inwestorów, tworzenie stref ekonomicznych, ochrona waluty i etc.
Mój argument to Chiny, PKB wysokie, bezrobocie maleje a zęby w ścianie. Interweniują na potęgę.
To dobrze, że z tymi “zębami”
To dobrze, że z tymi “zębami” chodzi tylko o cięcia socjalne. Oczywiście zgadzam się z tym, że ograniczenie socjalu jest pożytecznie, natomiast nie pisałbym z tego powodu o konsumowaniu tynku – w końcu nie samym socjalem człowiek ( niestety nie każdy ) żyje. Co do PKB, to zgadzam się, że jest to ważny wskaźnik, bardzo przydatny przy obliczaniu prawdziwej, a nie “koszykowej” inflacji, ale znam przykład kraju, w którym zmiana PKB ( w tym wypadku na plus ) nie pociągnęła za sobą rozwoju. Tym krajem był ZSRR w czasach Stalina, gdy PKB rósł, ale nie było tego widać, bo o tym jakie gałęzie gospodarki się rozwijały decydował nie rynek, lecz partia. A partia postanowiła rozwijać przemysł ciężki i zbrojeniowy, całkowicie olewając resztę gospodarki. Taki urok centralnego planowania. No i na koniec nie zgodzę się z tym, że państwo powinno tworzyć specjalne strefy ekonomiczne. Wolałbym, by cały kraj był taką strefą, z niskimi podatkami dla wszystkich i z prostym prawem.
Pozdrawiam.
Strefy ekonomiczne jak
Strefy ekonomiczne jak najbardziej robić i to w całym kraju a jak inwestor zagraniczny już zainwestuje pieniądze w fabryki, zatrudni ludzi i będzie chciał wypompować zarobione pieniądze, to wtedy niech strefy znikną a jak mu się nie podoba to niech zostawia sprzęt i spada.
Pozdrawiam.
“Dla mnie wnioski z kryzysu
"Dla mnie wnioski z kryzysu Japońskiego są takie, że państwo powinno oszczędzać pieniądze i pozwalać upadać firmom w czasie prosperity"
Dlaczego tylko w czasie prosperity? Państwo w ogóle nie powinno przygotowywać żadnych "pakietów ratunkowych" dla firm, bo te pakiety psują gospodarkę – sprawiają, że źle zarządzane, zbankrutowane firmy są sztucznie utrzymywane przy życiu, a koszty tej uporczywej terapii ponoszą firmy zdrowe, które płacą podatki i które są znacznie lepiej przystosowane do realiów rynku niż bankruci.
"Lepiej, żeby część ludzi wbiła zęby w ścianę niż aby PKB spadało"
Dlaczego lepiej? W gospodarce liczy się ludzkie działanie, a nie makroekonomiczne wskaźniki. Zresztą ciągłe powtarzanie ludziom, że wolny rynek i wycofywanie się państwa z ingerencji w gospodarkę muszą oznaczać "zęby wbite w ścianę", czy "bezrobocie 40%", to powtarzanie mantr i dogmatów socjalistów, którzy wolnym rynkiem w wolnych chwilach straszą dzieci.
Oczywiście, drogi Ja
muszę się z Tobą zgodzić.
Autor oczywiście też ma dużo racji. 🙂
Tak to nie ma, “Ja” albo ja
Tak to nie ma, “Ja” albo ja ;]
Pierwszy wniosek Ja
że państwu wara od przedsiębiorstw w każdym momencie czy to kryzys czy dobra koniuktura jest moim zdaniem słuszny.
Co do drugiego wniosku to racja jest gdzieś po środku.
Lekka stymulacja makroekonomiczna, jakieś buforowanie może być pożyteczne. Ignorowanie wskaźników i wiara w pełną żywiołowość to idealizm 🙂
Co do pierwszego: Ja też
Co do pierwszego:
Ja też jestem generalnie przeciwny pomocy państwa w czasie kryzysu, jednak jest taka cienka linia po przekroczeniu której, pieniądze trafiają do wojska a nie do cywilów. Z dwojga złego wolę to pierwsze. Stąd zostawiłem sobie tą furtkę w postaci nie napisania tego co Ty.
Co do drugiego:
To rzeczywiście wskaźniki makroekonomiczne nie są konkretne, jednak PKB to jest coś, czego nie da się zrelatywizować. Szukałem przykładu jakiegoś kraju w którym zarówno sam PKB jak i jego pochodna, czyli dynamizm wzrostu i spadku nie odpowiadały stanowi faktycznemu lub przyszłemu. Jednak nie mogę nic takiego znaleźć. Ponadto pilnowanie PKB nie musi oznaczać braku ingerencji. Zęby w ścianie to przede wszystkim brak socjału a dbanie o PKB to pilnowanie produkcji, eksportu. Więc utrzymanie tego wskaźnika oznacza ingerencję np. przez szukanie inwestorów, tworzenie stref ekonomicznych, ochrona waluty i etc.
Mój argument to Chiny, PKB wysokie, bezrobocie maleje a zęby w ścianie. Interweniują na potęgę.
To dobrze, że z tymi “zębami”
To dobrze, że z tymi “zębami” chodzi tylko o cięcia socjalne. Oczywiście zgadzam się z tym, że ograniczenie socjalu jest pożytecznie, natomiast nie pisałbym z tego powodu o konsumowaniu tynku – w końcu nie samym socjalem człowiek ( niestety nie każdy ) żyje. Co do PKB, to zgadzam się, że jest to ważny wskaźnik, bardzo przydatny przy obliczaniu prawdziwej, a nie “koszykowej” inflacji, ale znam przykład kraju, w którym zmiana PKB ( w tym wypadku na plus ) nie pociągnęła za sobą rozwoju. Tym krajem był ZSRR w czasach Stalina, gdy PKB rósł, ale nie było tego widać, bo o tym jakie gałęzie gospodarki się rozwijały decydował nie rynek, lecz partia. A partia postanowiła rozwijać przemysł ciężki i zbrojeniowy, całkowicie olewając resztę gospodarki. Taki urok centralnego planowania. No i na koniec nie zgodzę się z tym, że państwo powinno tworzyć specjalne strefy ekonomiczne. Wolałbym, by cały kraj był taką strefą, z niskimi podatkami dla wszystkich i z prostym prawem.
Pozdrawiam.
Strefy ekonomiczne jak
Strefy ekonomiczne jak najbardziej robić i to w całym kraju a jak inwestor zagraniczny już zainwestuje pieniądze w fabryki, zatrudni ludzi i będzie chciał wypompować zarobione pieniądze, to wtedy niech strefy znikną a jak mu się nie podoba to niech zostawia sprzęt i spada.
Pozdrawiam.
“Dla mnie wnioski z kryzysu
"Dla mnie wnioski z kryzysu Japońskiego są takie, że państwo powinno oszczędzać pieniądze i pozwalać upadać firmom w czasie prosperity"
Dlaczego tylko w czasie prosperity? Państwo w ogóle nie powinno przygotowywać żadnych "pakietów ratunkowych" dla firm, bo te pakiety psują gospodarkę – sprawiają, że źle zarządzane, zbankrutowane firmy są sztucznie utrzymywane przy życiu, a koszty tej uporczywej terapii ponoszą firmy zdrowe, które płacą podatki i które są znacznie lepiej przystosowane do realiów rynku niż bankruci.
"Lepiej, żeby część ludzi wbiła zęby w ścianę niż aby PKB spadało"
Dlaczego lepiej? W gospodarce liczy się ludzkie działanie, a nie makroekonomiczne wskaźniki. Zresztą ciągłe powtarzanie ludziom, że wolny rynek i wycofywanie się państwa z ingerencji w gospodarkę muszą oznaczać "zęby wbite w ścianę", czy "bezrobocie 40%", to powtarzanie mantr i dogmatów socjalistów, którzy wolnym rynkiem w wolnych chwilach straszą dzieci.
Oczywiście, drogi Ja
muszę się z Tobą zgodzić.
Autor oczywiście też ma dużo racji. 🙂
Tak to nie ma, “Ja” albo ja
Tak to nie ma, “Ja” albo ja ;]
Pierwszy wniosek Ja
że państwu wara od przedsiębiorstw w każdym momencie czy to kryzys czy dobra koniuktura jest moim zdaniem słuszny.
Co do drugiego wniosku to racja jest gdzieś po środku.
Lekka stymulacja makroekonomiczna, jakieś buforowanie może być pożyteczne. Ignorowanie wskaźników i wiara w pełną żywiołowość to idealizm 🙂
Co do pierwszego: Ja też
Co do pierwszego:
Ja też jestem generalnie przeciwny pomocy państwa w czasie kryzysu, jednak jest taka cienka linia po przekroczeniu której, pieniądze trafiają do wojska a nie do cywilów. Z dwojga złego wolę to pierwsze. Stąd zostawiłem sobie tą furtkę w postaci nie napisania tego co Ty.
Co do drugiego:
To rzeczywiście wskaźniki makroekonomiczne nie są konkretne, jednak PKB to jest coś, czego nie da się zrelatywizować. Szukałem przykładu jakiegoś kraju w którym zarówno sam PKB jak i jego pochodna, czyli dynamizm wzrostu i spadku nie odpowiadały stanowi faktycznemu lub przyszłemu. Jednak nie mogę nic takiego znaleźć. Ponadto pilnowanie PKB nie musi oznaczać braku ingerencji. Zęby w ścianie to przede wszystkim brak socjału a dbanie o PKB to pilnowanie produkcji, eksportu. Więc utrzymanie tego wskaźnika oznacza ingerencję np. przez szukanie inwestorów, tworzenie stref ekonomicznych, ochrona waluty i etc.
Mój argument to Chiny, PKB wysokie, bezrobocie maleje a zęby w ścianie. Interweniują na potęgę.
To dobrze, że z tymi “zębami”
To dobrze, że z tymi “zębami” chodzi tylko o cięcia socjalne. Oczywiście zgadzam się z tym, że ograniczenie socjalu jest pożytecznie, natomiast nie pisałbym z tego powodu o konsumowaniu tynku – w końcu nie samym socjalem człowiek ( niestety nie każdy ) żyje. Co do PKB, to zgadzam się, że jest to ważny wskaźnik, bardzo przydatny przy obliczaniu prawdziwej, a nie “koszykowej” inflacji, ale znam przykład kraju, w którym zmiana PKB ( w tym wypadku na plus ) nie pociągnęła za sobą rozwoju. Tym krajem był ZSRR w czasach Stalina, gdy PKB rósł, ale nie było tego widać, bo o tym jakie gałęzie gospodarki się rozwijały decydował nie rynek, lecz partia. A partia postanowiła rozwijać przemysł ciężki i zbrojeniowy, całkowicie olewając resztę gospodarki. Taki urok centralnego planowania. No i na koniec nie zgodzę się z tym, że państwo powinno tworzyć specjalne strefy ekonomiczne. Wolałbym, by cały kraj był taką strefą, z niskimi podatkami dla wszystkich i z prostym prawem.
Pozdrawiam.
Strefy ekonomiczne jak
Strefy ekonomiczne jak najbardziej robić i to w całym kraju a jak inwestor zagraniczny już zainwestuje pieniądze w fabryki, zatrudni ludzi i będzie chciał wypompować zarobione pieniądze, to wtedy niech strefy znikną a jak mu się nie podoba to niech zostawia sprzęt i spada.
Pozdrawiam.
“Dla mnie wnioski z kryzysu
"Dla mnie wnioski z kryzysu Japońskiego są takie, że państwo powinno oszczędzać pieniądze i pozwalać upadać firmom w czasie prosperity"
Dlaczego tylko w czasie prosperity? Państwo w ogóle nie powinno przygotowywać żadnych "pakietów ratunkowych" dla firm, bo te pakiety psują gospodarkę – sprawiają, że źle zarządzane, zbankrutowane firmy są sztucznie utrzymywane przy życiu, a koszty tej uporczywej terapii ponoszą firmy zdrowe, które płacą podatki i które są znacznie lepiej przystosowane do realiów rynku niż bankruci.
"Lepiej, żeby część ludzi wbiła zęby w ścianę niż aby PKB spadało"
Dlaczego lepiej? W gospodarce liczy się ludzkie działanie, a nie makroekonomiczne wskaźniki. Zresztą ciągłe powtarzanie ludziom, że wolny rynek i wycofywanie się państwa z ingerencji w gospodarkę muszą oznaczać "zęby wbite w ścianę", czy "bezrobocie 40%", to powtarzanie mantr i dogmatów socjalistów, którzy wolnym rynkiem w wolnych chwilach straszą dzieci.
Oczywiście, drogi Ja
muszę się z Tobą zgodzić.
Autor oczywiście też ma dużo racji. 🙂
Tak to nie ma, “Ja” albo ja
Tak to nie ma, “Ja” albo ja ;]
Pierwszy wniosek Ja
że państwu wara od przedsiębiorstw w każdym momencie czy to kryzys czy dobra koniuktura jest moim zdaniem słuszny.
Co do drugiego wniosku to racja jest gdzieś po środku.
Lekka stymulacja makroekonomiczna, jakieś buforowanie może być pożyteczne. Ignorowanie wskaźników i wiara w pełną żywiołowość to idealizm 🙂
Co do pierwszego: Ja też
Co do pierwszego:
Ja też jestem generalnie przeciwny pomocy państwa w czasie kryzysu, jednak jest taka cienka linia po przekroczeniu której, pieniądze trafiają do wojska a nie do cywilów. Z dwojga złego wolę to pierwsze. Stąd zostawiłem sobie tą furtkę w postaci nie napisania tego co Ty.
Co do drugiego:
To rzeczywiście wskaźniki makroekonomiczne nie są konkretne, jednak PKB to jest coś, czego nie da się zrelatywizować. Szukałem przykładu jakiegoś kraju w którym zarówno sam PKB jak i jego pochodna, czyli dynamizm wzrostu i spadku nie odpowiadały stanowi faktycznemu lub przyszłemu. Jednak nie mogę nic takiego znaleźć. Ponadto pilnowanie PKB nie musi oznaczać braku ingerencji. Zęby w ścianie to przede wszystkim brak socjału a dbanie o PKB to pilnowanie produkcji, eksportu. Więc utrzymanie tego wskaźnika oznacza ingerencję np. przez szukanie inwestorów, tworzenie stref ekonomicznych, ochrona waluty i etc.
Mój argument to Chiny, PKB wysokie, bezrobocie maleje a zęby w ścianie. Interweniują na potęgę.
To dobrze, że z tymi “zębami”
To dobrze, że z tymi “zębami” chodzi tylko o cięcia socjalne. Oczywiście zgadzam się z tym, że ograniczenie socjalu jest pożytecznie, natomiast nie pisałbym z tego powodu o konsumowaniu tynku – w końcu nie samym socjalem człowiek ( niestety nie każdy ) żyje. Co do PKB, to zgadzam się, że jest to ważny wskaźnik, bardzo przydatny przy obliczaniu prawdziwej, a nie “koszykowej” inflacji, ale znam przykład kraju, w którym zmiana PKB ( w tym wypadku na plus ) nie pociągnęła za sobą rozwoju. Tym krajem był ZSRR w czasach Stalina, gdy PKB rósł, ale nie było tego widać, bo o tym jakie gałęzie gospodarki się rozwijały decydował nie rynek, lecz partia. A partia postanowiła rozwijać przemysł ciężki i zbrojeniowy, całkowicie olewając resztę gospodarki. Taki urok centralnego planowania. No i na koniec nie zgodzę się z tym, że państwo powinno tworzyć specjalne strefy ekonomiczne. Wolałbym, by cały kraj był taką strefą, z niskimi podatkami dla wszystkich i z prostym prawem.
Pozdrawiam.
Strefy ekonomiczne jak
Strefy ekonomiczne jak najbardziej robić i to w całym kraju a jak inwestor zagraniczny już zainwestuje pieniądze w fabryki, zatrudni ludzi i będzie chciał wypompować zarobione pieniądze, to wtedy niech strefy znikną a jak mu się nie podoba to niech zostawia sprzęt i spada.
Pozdrawiam.
Bardzo dobry tekst Panie Janie,
ale te prognozowane na ten rok 15% spadku PKB to jednak głównie z eksportu. Reszta tego co opisujesz odpowiada za stagnację trwającą już od dwudziestu lat. Wpakowali w swoją gospodarkę, bez skutku, już kilkaset mld USD, a na ten rok w planach jest chyba dalsze 100 czy więcej. Polecam artykuły na temat pompowania pieniądza w gospodarkę Japonii-pouczające. Amerykanie się łudzą, że ich to nie dotyczy bo u nich nie ma Yakuzy i Keiretsu, ale coś mi się zdaje, że posiadają inne podobne organizacje.
Bardzo dobry tekst Panie Janie,
ale te prognozowane na ten rok 15% spadku PKB to jednak głównie z eksportu. Reszta tego co opisujesz odpowiada za stagnację trwającą już od dwudziestu lat. Wpakowali w swoją gospodarkę, bez skutku, już kilkaset mld USD, a na ten rok w planach jest chyba dalsze 100 czy więcej. Polecam artykuły na temat pompowania pieniądza w gospodarkę Japonii-pouczające. Amerykanie się łudzą, że ich to nie dotyczy bo u nich nie ma Yakuzy i Keiretsu, ale coś mi się zdaje, że posiadają inne podobne organizacje.
Bardzo dobry tekst Panie Janie,
ale te prognozowane na ten rok 15% spadku PKB to jednak głównie z eksportu. Reszta tego co opisujesz odpowiada za stagnację trwającą już od dwudziestu lat. Wpakowali w swoją gospodarkę, bez skutku, już kilkaset mld USD, a na ten rok w planach jest chyba dalsze 100 czy więcej. Polecam artykuły na temat pompowania pieniądza w gospodarkę Japonii-pouczające. Amerykanie się łudzą, że ich to nie dotyczy bo u nich nie ma Yakuzy i Keiretsu, ale coś mi się zdaje, że posiadają inne podobne organizacje.
Bardzo dobry tekst Panie Janie,
ale te prognozowane na ten rok 15% spadku PKB to jednak głównie z eksportu. Reszta tego co opisujesz odpowiada za stagnację trwającą już od dwudziestu lat. Wpakowali w swoją gospodarkę, bez skutku, już kilkaset mld USD, a na ten rok w planach jest chyba dalsze 100 czy więcej. Polecam artykuły na temat pompowania pieniądza w gospodarkę Japonii-pouczające. Amerykanie się łudzą, że ich to nie dotyczy bo u nich nie ma Yakuzy i Keiretsu, ale coś mi się zdaje, że posiadają inne podobne organizacje.