Zauważyłem, bo się bacznie przyglądam, że wysiłek twórczy nie ma większego sensu, sława i pieniądze leżą na wyciągnięcie palców do klawiatury recenzującej Kościół Katolicki. Próżny byłem zawsze, sławny i bogaty nigdy, czas nadrobić zaległości leniwym stukotem po czcionkach. Żydowskie wytwórnie filmowe z Hollywood od czasu do czasu robią takie filmy, w których głównymi bohaterami są wykopani na Alasce zahibernowani praprzodkowie, tudzież kosmici wyjęci z latającego talerza, jak sardynki z puszki. Ci bohaterowie pojawiają się w czasach i rzeczywistości, która jest im całkowicie obca, ponieważ żyli przed tysiącami lat lub w ogóle są z innego świata. Pierwsze kadry sensacyjnych produkcji wyglądają tak samo, zagubieni w czasie i przestrzeni doznają szoku na widok najbardziej banalnych zjawisk, przedmiotów, czy też ludzkich zachowań. Filmów nie polecam, prawie zawsze wieje nudą i tandetą, niemniej czasami warto się przemóc i dokonać inicjacji na poziomie Hollywood klasy „B”, aby zrozumieć współczesność i zagubienie wykopanych, bądź też wydobytych z innego świata gości. Włączam telewizor, odwiedzam internetowe portale i mam wrażenie, że urodziłem się 3 tysiące lat temu na Marsie. Nie daj boże żyć w tak ciekawych czasach i aż ciarki biegną po plecach na samą myśl, że mógłbym być zatrudniony w Marsjańskim Ośrodku Badania Obyczajów Ziemskich, bo tej roboty chyba nie da się wykonać poprawnie. Powiedzmy, że szef MOBOZ wysyła Marsjanina Matkę Kurkę do Polski i poleca wykonać analizę ziemskiej instytucji zwanej Kościół Katolicki. Po pierwszym szoku wywołanym tak archaicznymi urządzeniami jak telewizor, czy komputer, badacz Matka Kurka przystępuje do zbierania informacji i charakterystyki Kościoła Katolickiego. Cóż takiego w procesie badawczym wyłania się po kilku dniach? Przede wszystkim pokazują się eksperci i kronikarze Kościoła Katolickiego i tutaj przeciętny osobnik w oczach marsjańskiego badacza wyglądałby następująco. Wiek około 40 lat, płeć męska, były zakonnik, ksiądz lub teolog, obecnie zatrudniony w ziemskim czasopiśmie „Polityka” lub w świeckiej telewizji TVN Religia.
Z kolei sama instytucja opisana ustami kronikarzy bardzo przypomina marsjańskie kluby „Go Go”, w których starzy bywalcy z jednej strony nie potrafią przełamać konserwatywnego nastawienia do striptizu w wykonaniu mężczyzn w ciąży, z drugiej specjalny komitet walczy z pedofilią – chorobą najzamożniejszych właścicieli marsjańskich „Go Go”. Ziemski Kościół Katolicki w oczach Marsjanina wysłuchującego ekspertyz „ludzi kościoła” jawi się jak instytucja odpowiadająca za życie seksualne i ginekologię dzikich i poza tą „misją” kościoła nie widać innych elementów pozwalających na identyfikację. Prócz ekspertów i kronikarzy niezwykle istotną rolę pełnią najwierniejsi z wiernych Kościoła Katolickiego. Ich profil nie jest trudny do nakreślenia, a powtarzalność profilu uderza każdym detalem. Wiek i płeć obojętna, włosy ułożone żelem w mniejszego lub większego koguta, chińskie trampki, podkoszulki ze śmiesznym napisem, okulary typu Suzin, kolczyk na widocznej lub wyeksponowanej części ciała. Żywią się pizzą i potrawami jednogarnkowymi z foli. Najczęściej przerwali studia albo nie pamiętają jaki ukończyli kierunek – taki „syndrom zająca”. Mają poważne problemy z ustaleniem swojej tożsamości płciowej i dlatego ciągle wysyłają sms-y w kosmos, ze swoich archaicznych telefonów sterowanych palcem wskazującym. Modlą się codziennie do jednego zakonnika i jednego lidera, proszą o zdrowie dla ojca i prezesa, bo bez nich nie widzą sensu i smaku życia. Rzucają na tacę dyrygentowi orkiestry, jedzą surowe ryby z ryżem. Sami siebie nazywają cywilizacją, oświeceniem, otwartością, tolerancją, nowoczesnością – dziećmi niechcianego boga. Msze odprawiają na ulicach w lateksowych strojach motyli, boją się wszelkich symboli zbudowanych z dwóch elementów połączonych pod kątem prostym – uważają, że to zagrożenia dla ich wolności.
Chyba byłoby z grubsza wszystko, taki raport sporządzony na Ziemi i przesłany na Marsa powinien przybliżyć tamtejszym kosmitom Kościół Katolicki, jedną z najpopularniejszych w ziemskiej telewizji instytucji. Wbrew pozorom i niepotrzebnym lękom wcale tak ciężko nie było, nie takie rzeczy robiło się na Marsie. Nieco gorzej przedstawiają się konsekwencje. Szczerze powiem, że nie mam bladego pojęcia po co moim marsjańskim przełożonym był potrzebny ten raport. Nie wiem kto to będzie analizował, jaka marsjańska komórka: Ministerstwo Kultury Kosmicznej, czy też może Ministerstwo Wojen Gwiezdnych. Intencje i plany moich przełożonych stanowią dla mnie wielką tajemnicę, bywało już, że wysoko postawieni decydenci marsjańscy zafascynowani lub przerażeni ziemskimi zjawiskami dokonywali spektakularnych akcji. W takich okolicznościach prosto z fotografii porwano na Marsa kilkudziesięciu zasłużonych dowódców Rewolucji Październikowej, w podobny sposób lecz dużo wcześniej wymarły ptaki Dodo. W sumie nie ma się co martwić, bez względu na zamiary marsjańskiego szefostwa, przy tak precyzyjnej charakterystyce Kościoła Katolickiego, ekspertów katolickich i wiernych, nikt poza wymienionymi nie powinien czuć kosmicznego zagrożenia. Na szczęście ludzkości jako takiej nic nie grozi, ponieważ Marsjanie zainteresowali się tylko i wyłącznie szczególnym gatunkiem żyjącym na Ziemi. W skrajnie pesymistycznym scenariuszu, gdzieś w okolicach ulicy Czerskiej i Wiertniczej znikną dwa kościoły – to Marsjanie wezmą stado owieczek i pasterzy na łono marsjańskiego Abrahama albo do laboratoriów celem zanurzenia w formalinie.
Takie marsjańskie porwanie kościoła z Wiertniczej,
w nomenklaturze zielonoświątkowej, nazywa się pochwyceniem.
Kontrowersje to chyba jedyne dziś miejsce, gdzie człowiek czuje, że jeszcze nie ocipiał ze szczętem i że nie jest odosobniony w postrzeganiu siebie i bliźnich.
Takie marsjańskie porwanie kościoła z Wiertniczej,
w nomenklaturze zielonoświątkowej, nazywa się pochwyceniem.
Kontrowersje to chyba jedyne dziś miejsce, gdzie człowiek czuje, że jeszcze nie ocipiał ze szczętem i że nie jest odosobniony w postrzeganiu siebie i bliźnich.
murzyn odpadnie
Siły postępu są tak mocno zaangażowane w problem konklawe, bo mają idiotyczną nadzieję na wybór kogoś w rodzaju Rakowskiego, który uroczyście odprawi ostatnią mszę i krzyż każe wyprowadzić.
Zero szans.
Nie śledzę tematu, bo mój wpływ na wynik konklawe jest stosunkowo mały.
Priv
Przypomniałem sobie nazwisko tego "krytyka" z Bożej łaski. Andrzej Wróblewski Ibis.
albo Ekiert
Chyba jeszcze bardziej udzielał się Janusz Ekiert
Jedno jest pewne
Kydryńskiego tam nie było:-)
murzyn odpadnie
Siły postępu są tak mocno zaangażowane w problem konklawe, bo mają idiotyczną nadzieję na wybór kogoś w rodzaju Rakowskiego, który uroczyście odprawi ostatnią mszę i krzyż każe wyprowadzić.
Zero szans.
Nie śledzę tematu, bo mój wpływ na wynik konklawe jest stosunkowo mały.
Priv
Przypomniałem sobie nazwisko tego "krytyka" z Bożej łaski. Andrzej Wróblewski Ibis.
albo Ekiert
Chyba jeszcze bardziej udzielał się Janusz Ekiert
Jedno jest pewne
Kydryńskiego tam nie było:-)