Wesołe jest życie (staruszka?)
Im człowiek bardziej stary,
tym ma czarniejsze myśli…
I chociaż jeszcze jary,
choć jeszcze mu się przyśni
laska nebeska nocą,
czoło zasnuwa chmura,
Wesołe jest życie (staruszka?)
Im człowiek bardziej stary,
tym ma czarniejsze myśli…
I chociaż jeszcze jary,
choć jeszcze mu się przyśni
laska nebeska nocą,
czoło zasnuwa chmura,
a skronie mu się pocą
(jakby był w skórze szczura,
co tonie wraz z okrętem),
gdy duma, coraz częściej
z niebywałym zamętem,
o własnym testamencie;
marzy, aby zostawić
jakiś ślad, coś po sobie,
czym mógłby żywot zbawić;
i palcem w głowę skrobie
drżąc, by nie był to tylko,
wzorem byle ofermy,
poczęty z młodą dziwką
ślad jego starczej spermy.
(9 lipca 1998 r.)
PS Jakieś prawo autorskie istnieje. Myślę, że przy cytowaniu wystarczy podanie nicku.
Miałeś ciężkie dzieciństwo?
Czymś to trzeba wytłumaczyć.
?
Wprost odwrotnie. To jesień brana z humorem, autoironicznie. Pomimo problemów wszelkich, nawet tych największych. Humor, satyra niejednemu przedłużyła życie, nie mówiąc o tym, że i ubarwiła. Mam nadzieję na podobną reakcję wszystkich.
Miałeś ciężkie dzieciństwo?
Czymś to trzeba wytłumaczyć.
?
Wprost odwrotnie. To jesień brana z humorem, autoironicznie. Pomimo problemów wszelkich, nawet tych największych. Humor, satyra niejednemu przedłużyła życie, nie mówiąc o tym, że i ubarwiła. Mam nadzieję na podobną reakcję wszystkich.
Następny z jesiennym przesileniem.
Przecież budujesz Londyn, nie?
Jak Ci mało, dosadź swój platan nad Tamizą.
Ps. Skoro twierdzisz, że piszesz o sobie, tytuł Twojego debiutu jest chyba niesmacznym nieporozumieniem.
Izis
Poczucie humoru albo się ma, albo nie, to rzecz wrodzona na ogół. Poza tym miewa się różne jego natężenie chwilami. Może to sprawa przesilenia, niekoniecznie jesiennego?
A mój debiut? Był, niestety, 57 lat temu.
Nie, to kwestia smaku. Rzecz wrodzona na ogół;)
Wierszyk niegłupi i dowcipny, serio. Debiutancki Twój tekst na Kontro.
Nie śmieszy mnie tylko imienne adresowanie go do kogoś innego.
Dobrze się rozejrzyj, odkąd Antyszweda wywiało młodzieży tu jak na lekarstwo, ale wszyscyśmy młodzi duchem:)
Izis, lat 42.
Izis 2
To nie było adresowane do kogoś innego, Izis, to była prowokacja artystyczna dla takich między innymi osób, jak Izis, lat 42, i miałem do niej prawo z powodów artystycznych właśnie. Przykro mi bardzo, że muszę Ci to cały czas tłumaczyć, ale na tym polega dyskusja, będąca między innymi celem owej prowokacji. Moja “sztuka” nie okazała się martwą, i za to winienem Ci dziękować, co niniejszym czynię. Poza tym Ty sama, czy tego chcesz czy nie, wchodzisz w grupę pewnego ryzyka: odejmij 12 od 57, gdyż dwanaście lat temu powstała owa “prowokacja”. Jakieś wnioski?
Młody duch pozdrawia młodego ducha cieplej, niż temu drugiemu się wydaje.
Następny z jesiennym przesileniem.
Przecież budujesz Londyn, nie?
Jak Ci mało, dosadź swój platan nad Tamizą.
Ps. Skoro twierdzisz, że piszesz o sobie, tytuł Twojego debiutu jest chyba niesmacznym nieporozumieniem.
Izis
Poczucie humoru albo się ma, albo nie, to rzecz wrodzona na ogół. Poza tym miewa się różne jego natężenie chwilami. Może to sprawa przesilenia, niekoniecznie jesiennego?
A mój debiut? Był, niestety, 57 lat temu.
Nie, to kwestia smaku. Rzecz wrodzona na ogół;)
Wierszyk niegłupi i dowcipny, serio. Debiutancki Twój tekst na Kontro.
Nie śmieszy mnie tylko imienne adresowanie go do kogoś innego.
Dobrze się rozejrzyj, odkąd Antyszweda wywiało młodzieży tu jak na lekarstwo, ale wszyscyśmy młodzi duchem:)
Izis, lat 42.
Izis 2
To nie było adresowane do kogoś innego, Izis, to była prowokacja artystyczna dla takich między innymi osób, jak Izis, lat 42, i miałem do niej prawo z powodów artystycznych właśnie. Przykro mi bardzo, że muszę Ci to cały czas tłumaczyć, ale na tym polega dyskusja, będąca między innymi celem owej prowokacji. Moja “sztuka” nie okazała się martwą, i za to winienem Ci dziękować, co niniejszym czynię. Poza tym Ty sama, czy tego chcesz czy nie, wchodzisz w grupę pewnego ryzyka: odejmij 12 od 57, gdyż dwanaście lat temu powstała owa “prowokacja”. Jakieś wnioski?
Młody duch pozdrawia młodego ducha cieplej, niż temu drugiemu się wydaje.
Tak nie jest prawdziwiej?
Pozwolisz, Lukrecjo, że podeprę się dziadkiem Tuwimem…
… celowo manipulując jego “prowokacją”, czyli wyrzucając całe nieistotne dla mnie kontekstowe “bebechy”:
Julian Tuwim – Mój dzionek
Ledwo słoneczko uderzy
W okno złocistym promykiem,
Budzę się hoży i świeży
Z antypaństwowym okrzykiem.
Zanurzam się aż po uszy
W miłej moralnej zgniliźnie
I najserdeczniej uwłaczam
Bogu, ludzkości, ojczyźnie.
Komunizuję godzinkę,
Zatruwam ducha, a później
Albo szkaluję troszeczkę,
Albo, gdy święto jest, bluźnię.
Zaśmiecam język z lubością,
Znieprawiam, do złego kuszę,
Zakusy mam bolszewickie
I sączę jad w młode dusze.
(…)
A potem mała orgijka
W ramionach płomiennej Chajki!
(Mam w domu taką sadystkę
Z odsskiej czerezwyczajki.)
I choć mam milion rozkoszy
Od Chajki krwawej i ryżej,
To ciężko mi! Nie na sercu,
Lecz wprost przeciwnie i niżej. (…)
A Markizowi,
korzystając z tego, że dorwałem się do mikrofonu w re-komentarzu do Ciebie, prolongata Szacunku i, jakby to powiedziała pewna moja Cud-Przyjaciółka, bez obrazunku. Pozostałym potencjalnym – skutecznego kumania.
To jesień brana z humorem?
Ten Tuwim?
To ja się podeprę Tadeuszem B-Ż
Gdy się człowiek robi starszy,
Wszystko w nim po trochu parszy-
wieje;
Ceni sobie spokój miły
I czeka, aż całkiem wyły-
sieje.
Wówczas przychodzą nań żale,
Szczęścia swego liczy zale-
głości.
I mimo tak smutne znamię,
Straszne go chwytają namię-
tności…
Z desperacją patrzy czarną
Na swe lata młode zmarno-
wane,
W wspomnień aureolę boską
Pręży myśli swoje rozko-
chane…
Z żalem rozważa w swej nędzy
Każde “nicniebyłomiędzy-
nami”,
Każdy nie dopity puchar,
Każdy flirt młodzieńczy z kuchar-
kami…
Wspomni z jakąś wielką gidią
Swe gruchania, ach jak idio-
tyczne,
I czuje w grzbiecie, wzdłuż szelek,
Jakieś dziwne prądy elek-
tryczne…
Jakąś gęś, z którą do rana
Szukali na mapie Ana-
tolii,
Jakiś powrót łódką z Bielan,
Jakiś wieczór pełen melan-
cholii…
Gdybyż, ach, snów wskrzesła mara,
Dziergana w rozkoszy ara-
beski.
Gdybyż bodaj raz, ach gdyby
Sycić swą CHUĆ jak sam Przyby-
szewski!…
…I wdecha zwiędłe zapachy
Nad swych marzeń trumną nachy-
lony,
I w letnią noc, w smutku szale
Łzami skrapia własne kale-
sony…
Oooooooooooooo…
Ależ oczywiście, znamy, znamy, żadnego zaskoczenia w sensie treści, natomiast jest, wraz z podziwem, w samym fakcie takiej riposty. Boy Żeleński to nasz patron od dawna, a liczba mnoga wywodzi się stąd, że jako jeden z nielicznych przyznaję się do dubeltowego Ja – tego poważnego, zrównoważonego i tego szalonego.
Nie mogę tym razem odwdzięczyć się czymś równie finezyjnym, bo katastrofalny brak czasu mnie dopadł znienacka i tak może być przez następne dwa tygodnie. Do zobaczenia więc kiedyś ponownie na re-komentatorskim ringu.
Acha, bo myślałam
że to pluralis majestaticum 🙂
Tak nie jest prawdziwiej?
Pozwolisz, Lukrecjo, że podeprę się dziadkiem Tuwimem…
… celowo manipulując jego “prowokacją”, czyli wyrzucając całe nieistotne dla mnie kontekstowe “bebechy”:
Julian Tuwim – Mój dzionek
Ledwo słoneczko uderzy
W okno złocistym promykiem,
Budzę się hoży i świeży
Z antypaństwowym okrzykiem.
Zanurzam się aż po uszy
W miłej moralnej zgniliźnie
I najserdeczniej uwłaczam
Bogu, ludzkości, ojczyźnie.
Komunizuję godzinkę,
Zatruwam ducha, a później
Albo szkaluję troszeczkę,
Albo, gdy święto jest, bluźnię.
Zaśmiecam język z lubością,
Znieprawiam, do złego kuszę,
Zakusy mam bolszewickie
I sączę jad w młode dusze.
(…)
A potem mała orgijka
W ramionach płomiennej Chajki!
(Mam w domu taką sadystkę
Z odsskiej czerezwyczajki.)
I choć mam milion rozkoszy
Od Chajki krwawej i ryżej,
To ciężko mi! Nie na sercu,
Lecz wprost przeciwnie i niżej. (…)
A Markizowi,
korzystając z tego, że dorwałem się do mikrofonu w re-komentarzu do Ciebie, prolongata Szacunku i, jakby to powiedziała pewna moja Cud-Przyjaciółka, bez obrazunku. Pozostałym potencjalnym – skutecznego kumania.
To jesień brana z humorem?
Ten Tuwim?
To ja się podeprę Tadeuszem B-Ż
Gdy się człowiek robi starszy,
Wszystko w nim po trochu parszy-
wieje;
Ceni sobie spokój miły
I czeka, aż całkiem wyły-
sieje.
Wówczas przychodzą nań żale,
Szczęścia swego liczy zale-
głości.
I mimo tak smutne znamię,
Straszne go chwytają namię-
tności…
Z desperacją patrzy czarną
Na swe lata młode zmarno-
wane,
W wspomnień aureolę boską
Pręży myśli swoje rozko-
chane…
Z żalem rozważa w swej nędzy
Każde “nicniebyłomiędzy-
nami”,
Każdy nie dopity puchar,
Każdy flirt młodzieńczy z kuchar-
kami…
Wspomni z jakąś wielką gidią
Swe gruchania, ach jak idio-
tyczne,
I czuje w grzbiecie, wzdłuż szelek,
Jakieś dziwne prądy elek-
tryczne…
Jakąś gęś, z którą do rana
Szukali na mapie Ana-
tolii,
Jakiś powrót łódką z Bielan,
Jakiś wieczór pełen melan-
cholii…
Gdybyż, ach, snów wskrzesła mara,
Dziergana w rozkoszy ara-
beski.
Gdybyż bodaj raz, ach gdyby
Sycić swą CHUĆ jak sam Przyby-
szewski!…
…I wdecha zwiędłe zapachy
Nad swych marzeń trumną nachy-
lony,
I w letnią noc, w smutku szale
Łzami skrapia własne kale-
sony…
Oooooooooooooo…
Ależ oczywiście, znamy, znamy, żadnego zaskoczenia w sensie treści, natomiast jest, wraz z podziwem, w samym fakcie takiej riposty. Boy Żeleński to nasz patron od dawna, a liczba mnoga wywodzi się stąd, że jako jeden z nielicznych przyznaję się do dubeltowego Ja – tego poważnego, zrównoważonego i tego szalonego.
Nie mogę tym razem odwdzięczyć się czymś równie finezyjnym, bo katastrofalny brak czasu mnie dopadł znienacka i tak może być przez następne dwa tygodnie. Do zobaczenia więc kiedyś ponownie na re-komentatorskim ringu.
Acha, bo myślałam
że to pluralis majestaticum 🙂