“Jak wiecie, na półwyspie koreańskim nie ma pytania czy będziemy mieli wojnę, czy nie, ale raczej czy wybuchnie ona dzisiaj, czy następnego dnia”
– wypowiedź anonimowego żołnierza południowokoreańskiego…
Z historii wiemy, że o wiele łatwiej jest wywołać wojnę, niż ją zatrzymać, czy przewidzieć jej konsekwencje, dlatego świat chodzi na paluszkach wokół szaleńczych zachowań niespełna 30 letniego dyktatora, który chyba pomylił świat gier komputerowych z niebezpieczną rzeczywistością realnego świata. Po obydwu stronach strefy zdemilitaryzowanej ok. 1,7 miliona żołnierzy czeka na rozkaz do ataku. Wojna wisi na włosku…
W ciągu ostatnich kilku tygodni 29 letni dyktator Kim Jong Un wyznał światu, że :
„Nadszedł czas by wyrównać rachunki z amerykańskimi imperialistami”.
To właśnie on jest odpowiedzialny za ostatnie napięcia na półwyspie koreańskim, otwarcie zagrażając Koreii Płd., Japonii i USA. Sytuacja wygląda dość poważnie, jeśli posłuchamy propagandy stalinowskiego reżimu z Północy, zapowiadajacego „bezlitosny i frontalny atak” na USA. W rzeczywistości na ewentualny atak najbardziej narażone są Korea Płd. i Japonia oraz stacjonujące w Koreii wojska USA (28,500 żołnierzy), oraz może wyspa Guam. Eksperci obliczają, że Północ posiada ok. 1,000 pocisków, które usiłowałaby użyć w ataku.
Znawcy utrzymują, że wojownicze groźby młodego despoty Kima mogą być bardziej skierowane na użytek wewnętrzny i są sposobem silniejszego osadzenia niedoświadczonego dyktatora w wodzowskim siodle, a jednocześnie pokazanie go w roli tęgiego, silnego i niebezpiecznego twardziela (wobec własnych generałów), który jest wielkim wodzem godnych swoich bohaterskich przodków. Przyjmuje się, że otwarta wojna Północy z Południem i USA byłaby samobójstwem dla wyizolowanego reżimu i mogłaby przynieść ok. 1 miliona ofiar.
Kim więc jest Kim?
Jest trzecim władcą totalitarnej dynastii i rządzi od grudnia 2011 r. po śmierci swojego ojca (Kim Jong Il). Kim spędził kilka lat w szkołach w Szwajcarii. Okazuje się, że ambitną opiekunką młodego dyktatora jest 66 letnia ciocia Kim Kiong-hui, siostra jego ojca. Pomaga jej w tym jej mąż Jang Sung – taek, który odpowiada za kontakt z towarzyszami chińskimi. Więc to oni mogą być autorami scenariusza strachu. Wypada dodać, że ciocia Kima jest czterogwiazdkowym generałem, a wujek z-cą szefa Komisji Obrony Narodowej.
Tak naprawdę to trudno się dziwić scenariuszowi Kima. Podkręcanie wojennych wrzasków to stara wypróbowana metoda stalinowskiego klanu Kimów negocjowania z Zachodem, w celu wymuszenia i uzyskania wymiernych korzyści (żywność, paliwo). Do tej pory to zawsze pracowało. Jednak medialne pompowanie dumy i strachu, publiczne seanse nienawiści, mobilizowanie ok. miliona żołnierzy, może doprowadzić do nieoczekiwanego wypadku, który może przekształcić cały region w prawdziwe piekło z użyciem broni nuklearnej.
Sytuacja w rejonie konfliktu
W Koreii Płn. w grudniu 2011, objął władzę nieopierzony 29 latek, który próbuje się uwiarygodnić w bardzo krzykliwy i wojowniczy sposób. W Koreii Płd. nowym prezydentem została Park Geun Hye (tamtejsza „Żelazna Dama”), a w Japonii premierostwo objął Shinzo Abe człowiek prawicy, który przebąkuje o militarnym odrodzeniu z powodu prężenia muskułów przez rosnący w siłę Beijing. W strategicznym przedsionku drepczą USA z lewicowym antyimperialistycznym „bojowcem” (ale za to z Pokojową Nagrodą Nobla) Obamą i głodne surowców i statusu regionalnego mocarstwa Chiny, a tuż za nimi konspiruje Rosja z niecierpliwym i chytrym Putinem.
Swego czasu chiński dyktator chairman Mao definiował bliskość Chin i Koreii Północnej: „tak blisko jak usta i zęby”. Przecież to Chiny uratowały w latach wojny 1950 – 53 reżim koreański od upadku, wysyłając mu na pomoc setki tysięcy swoich żołnierzy, a następnie zaopatrywują go w żywność i uzbrojenie do dziś.
Były republikański kandydat na prezydenta (w 2008 r.) senator John McCain:
„To Chiny dzierżą klucz do tej sytuacji (…) Chiny jeśli tylko chciałyby, odciełyby im ekonomiczną pomoc. Chińskie zachowanie bardzo rozczarowywuje…”
W bezpośrednim sąsiedztwie można zaobserwować pewne wydarzenia, Chińczycy przeprowadzają manewry wojskowe przy granicy z Koreą, natomiast prezydent Obama ponownie odłożył (trzeci raz) zaplanowany wcześniej test (w Kalifornii) pocisku batalistycznego Minuteman III (ICBM), aby dalej nie nakręcać spirali napięcia (głównie ukłon w kierunku Chin i Rosji). Obserwatorzy przewidują, że prawdopodobnie 15 kwietnia, w 101 rocznicę urodzin dziadka dyktatora, Kim zarządzi huczne testowanie pocisku.
12 kwietnia nowy sekretarz stanu USA John „ja też walczyłem w Wietnamie” Kerry rozpoczął swoją wizytę w Seoulu, następnie udał się do Chin i Japonii. Kerry (dziadek polski Żyd), oświadczył, że ewentualne wystrzelenie pocisku przez Północ będzie wielkim błędem. Stwierdził też, że podobne awantury tylko dalej zwiększą izolacjię dyktatury, jak i mieszkańców, którzy potrzebują żywności, a nie testowania pocisków. Zaapelował do Kima o przystąpienie do rozmów, dodał przy tym, że komunistyczna Północ i tak nie będzie uznana za państwo nuklearne, a właśnie tego domaga się reżim Kima…
Z kolei Korea Płd. oskarża czerwoną Północ o elektroniczne (cyber) ataki z 20 marca, które sparaliżowały południowo koreańskie banki i telewizję na kilka dni.
W piątek Kim ogłosił, że to właśnie Japonia jest wrogiem numer 1, jednocześnie ostrzegając, że jeśli nie zaprzestanie wrogich i prowokacyjnych zachowań, Tokyo (30 milionowa konglomeracja) stanie się pierwszym celem wojny nuklearnej i zginie w morzu ognia. Podobny los czeka terytorium USA i siedziby baz wojskowych. Już propagandowe programy koreańskiej TV pokazują Nowy Jork stojący płomieniach po koreańskim ataku.
Żródła podają, że w połowie marca w Nowym Jorku, miało miejsce spotkanie przedstawicieli USA i Koreii Płn. Ze strony USA uczestniczył Cliffod Hard (Departament Stanu), który spotkał się z z-cą amb. Północy w ONZ, Han Song-ryol. Na tym ostatnim spotkaniu strona koreańska poinformowała o zamierzonym testowaniu pocisku o średnim zasięgu w okolicach 10 kwietnia.
W niedzielę w przededniu narodowego święta (Dzień Słońca), 101 urodzin założyciela despotycznej dynastii Kimów, mimo wojennych wrzasków, rozpoczął się narodowy maraton. Wedle rządowej propagandy to właśnie Kim Il-Sung, malowany na pięknym białym koniu, własnoręcznie „obalił” i pokonał Japońskie Imperium, przynosząc upragnioną wolność i szczęście Koreańczykom. Ciekawe co z okazji święta otrzyma ok. 200 tysięczna rzesza obywateli żyjących w gułagach…
Nad militarną sytuacją w rejonie półwyspu próbuje panować dowódca US Pacific Command, admirał Samuel Locklear. Od 1 marca do 30 kwietnia odbywają się coroczne ćwiczenia militarne USA i Koreii Płd. W ćwiczeniach Foal Eagle i Key Resolve biorą udział wojska lądowe, marynarka wojenna i lotnictwo. Dodatkowo US wysłał do rejonu dwa B-2 stelth bombowce. USA monitoruje napiętą sytuację na półwyspie za pomocą satelit i samolotów szpiegowskich U-2, oraz systemów wyłapywania pocisków.
Rząd Kima oświadczył, że po 10 kwietnia nie może gwarantować bezpieczeństwa członkom ambasad w tym kraju, sugerując ich ewakuację z Pyongyang. Również to samo dotyczy wszelkich organizacji międzynarodowych pracujących w tym kraju.
Kraje zagrożone konfliktem
Spójrzmy na potencjały bezpośrednich graczy w rejonie konfliktu. Korea Płn. posiada 24,7 mln mieszkańców, 1,19 mln żołnierzy, wydatki na budżet wojskowy 22,3% ( rok 2008), wydatki wojskowe $8,213 mld. Natomiast odpowiednio Korea Płd. posiada 49 mln ludności, 650 tys. żołnierzy, wydatki budżetowe na wojsko 2,8%, wydatki w dolarach $26,1 mld. Czyli Korea Płd. posiada dwukrotnie więcej mieszkańców niż Północna, a jej gospodarka jest 40 razy większa od Północnej.
Dalej, Japonia, którą rozdziela od Koreii Płn. tylko mniej niż 1,000 km wody, ma 5 razy więcej ludności od komunistycznej Północy i ok. 100 razy większą ekonomię. Oczywiście obydwa te kraje mogłyby (nawet bez pomocy USA) udzielić dotkliwej odpowiedzi na awantury Północy. Problem jednak w tym, że Północ i jej mamusia Chiny są w posiadaniu broni nuklearnej, zaś po drugiej stronie broń nuklearną posadają tylko USA, które na mocy udzielonych gwarancji odpowiadają za bezpieczeństwo nuklearne Japonii i Koreii Płd.
Chińska prowokacja?
Tak naprawdę to Korea Płn. jest pieskiem na łańcuchu chińskich przywódców, którzy swojego satelitę żywią (dość marnie) i zbroją (dostatecznie), używając go do testowania woli, możliwości i zdolności militarnych USA w tym regionie. Chiny, które ostatnio wyprzedziły Japonię i stały się drugą potęgą ekonomiczną świata, zaczynają prężyć swoje polityczne bicepsy w Azji, co powoduje wyraźny niepokój w sąsiedztwie. Co prawda tak Japonia, jak Korea Płd. i Australia mają ok. 3-krotnie większy dochód na głowę mieszkańca niż Chiny, a dokładając jeszcze Indie, razem znacznie przewyższają chińską populację .
Do tej pory polityką USA było nie dopuszczanie do dalszego rozprzestrzeniania broni nuklearnej, co również odnosi się do Japonii i Koreii Płd., ale mniej już Indii. Chińskie apetyty, mogą doprowadzić do szybkich zmian w tej sprawie w Azji.
Jednak uzbrojenie amerykańskich sojuszników w broń nuklearną, może stać się problemem dla Chin i może (filozofia Obamy) oderwać USA z tamtego teatru działań. Podobna zmiana w polityce wymaga więcej czasu, więc na krótką metę może być na rękę Chinom, których wzrok skierowany jest na Tajwan jak i na szereg spornych (i bogatych w minerały) wysepek.
Ostatnio komentatorzy mówią o zmianie w Beijing w stosunku do koreańskiego reżimu, wskazując na ich poparcie dla sankcji (w lutym) ekonomicznych po ostatnich próbach nuklearnych w Pyongyang. Wszystkim entuzjastom chciałbym przypomnieć, że Chiny jednak nie zgodziły się na postulowane zamrożenie kont bankowych partyjnych i wojskowych elit północnokoreańskiego reżimu, co dramatycznie zmieniłoby sytuację. Wiec jest to jeszcze jedna odsłona chińskiego teatrzyku. W Chinach trwa bardziej otwarta dyskusja na temat bliskich kontaktów z dyktaturą Kimów. W prasie padają pytania, czy Chiny powinny tolerować wybryki dyktatora. Jednak szef chińskiego MSZ Wang Yi ostrzegł, że Chiny nie pozwolą na wywoływanie zamieszania u swoich granic.
Wojna, czy kolejne wyłudzenie?
Według doniesień znacznie zwiększono ochronę Kima z powodu próby zamachu na jego życie w listopadzie, rzekomo inspirowanego przez twardogłowych generałów zaniepokojonych jego próbami zliberalizowania systemu. Żeby było ciekawiej ostatni raz Kim pokazał się publicznie 1 kwietnia. W ciągu ostatnich kilku dni reżim Kima przesunął co najmniej dwa pociski średniego zasięgu Musudan o zasięgu ok. 3 tys. km, oraz KN-08 (pocisk międzykontynentalny, ale jeszcze nie testowany) o zasięgu ok. 6 tys. km. na swoje wschodnie wybrzeże grożąc, że zaatakuje terytorium USA (n.p. wyspę Guam).
Specjaliści obliczają, że Północ ma materiału na ok. 10 głowic nuklearnych (ale nie jest pewne czy wiedzą jak je zminiutaryzować), podczas gdy USA posiada 4,650 głowic zamontowanych na różnych środkach przenoszenia. W pobliżu półwyspu znajduje się 9 okrętów wojennych USA wyposażonych w możliwości zestrzelenia koreańskiego pocisku jeśli zajdzie taka potrzeba
.
Północna Korea podjeła ostatnio szereg kroków, które doprowadziły do obecnego kryzysu. Niedawno wznowione testy nuklearne, uruchomienie oficjalnie zatrzymanego w 2007 r. programu nuklearnego w Yongbyon, próby z pociskami i w końcu wypowiedzenie rozejmu, który zakończył wojnę koreańską z lat 1950 – 53 i ogłoszenie „stanu wojny” z południowym sąsiadem…
Gwoździem do przysłowiowej trumny normalności było zablokowanie południowo koreańskim menadżerom dostępu do wspólnego, dochodowego ($80 mln rocznie) parku przemysłowego zlokalizowanego po północnej stronie granicy w Kaesong. Trzy lata temu Korea Płn. ostrzelała wyspę Koreii Płd. zabijając 4 ludzi, następnie zatopiła jednostkę marynarki wojennej Południa, zabijając 46 marynarzy. Bez żadnych konsekwencji.
W internecie można obejrzeć zdjęcia umierających z głodu mieszkańców komunistycznego raju. Aż prosi się wysłanie tam z wizytą humanitarną marszałka Stefana Niesiołowskiego z jego genialnym programem szczawiowym…
Może Polska w zamian otrzymałaby broń nuklearną i tym samym problem zostałby rozwiązany. Wtedy to o nasze względy zaczełaby ubiegać się Ameryka…
Jacek K. Matysiak