Pan Ignacy Lajkonik prowadził samochód po rozpalonej słońcem włoskiej autostradzie, wśród setek innych samochodów, między którymi zdarzały się wielkie ciągniki siodłowe,
Pan Ignacy Lajkonik prowadził samochód po rozpalonej słońcem włoskiej autostradzie, wśród setek innych samochodów, między którymi zdarzały się wielkie ciągniki siodłowe, zwane tirami, holenderskie kampery – zawalidrogi, ale także supersamochody, niskie, sportowe, o opływowych kształtach… Zazwyczaj pan Ignacy widział w lusterku daleki błysk, mówił ostrzegawczo „Oho!”, a w następnej chwili lśniąca strzała śmigała obok nich i znikała gdzieś z przodu. Obok pana Lajkonika siedziała pani Chandra, która na jego „Oho!” unosiła głowę i próbowała dostrzec jakieś oznaczenia. Potem odwracała się do pana Ignacego i mówiła na przykład: „czarny koń” albo „trójząb”, czy też „dwie skrzyżowane flagi”, a on starał się przypomnieć sobie, jaka to marka.
Poza tym podczas jazdy świetnie się bawili, grając w słówka, śpiewając lub wspominając miejsca, w które odwiedzali przez poprzednie dwa tygodnie (i co tam robili): Piazza del Campo w Sienie, gdzie pili znakomite espresso, pyszne lody w Lucce, niedaleko domu, w którym urodził się Giacomo Puccini (tu pan Lajkonik zaśpiewał „La donna e mobile”, a pani Chandra zaczekała, aż skończy, po czym pocałowała go w policzek, ale tak, żeby nie przeszkadzać w kierowaniu, i powiedziała „Ale to z opery Verdiego”, na co on uśmiechnął się i pomyślał „No pewnie, że tak… ale opłaciło się”), pasta i Chianti niedaleko florenckiej Galerii Uffizi czy też opowieść o Giuletcie i jej niewiernym kochanku, na którym zemściła się wróżka Beffana, pod wieżami San Gimigiano. A jaka perspektywa rozciągała się z murów fortecy w Volterrze! A jak wyglądały ciemne burzowe chmury nad murami Asyżu! A jaki kolor miały wzburzone wody Jeziora Trazymeńskiego! A potem pani Chandra zaczęła wspominać jeszcze, jak świecił wielki, różowy księżyc pewnego wieczoru, kiedy cykady nie chciały iść spać…
I z tą właśnie myślą zasnęła, a pan Ignacy skupił się na prowadzeniu samochodu, bo też i droga przed nimi była długa. Kiedy pani C. się obudziła, krajobraz za oknem wyglądał już całkiem inaczej. Szosa pięła się serpentynami po zboczach gór, których szczyty były nagą skałą, a gdzieniegdzie przebłyskiwały na nich białe płaty śniegu. Zbliżali się do wlotu tunelu, który czerniał kilkaset metrów przed nimi. – To już Austria? – spytała pani Chandra. Pan Lajkonik pokręcił przecząco głową i tajemniczo powiedział: – Nie. To niespodzianka!
Przejechali kilkaset metrów skąpo oświetlonym tunelem i zupełnie jak Alicja po drugiej stronie lustra
* * *
wyjechali na jego drugą stronę. Przywitała ich soczysta zieleń alpejskich hal i niebieska tablica, głosząca w kilku językach „Księstwo Belle-Lettre. Witajcie!” i małymi literami „Boże, zachowaj Księcia Pana!”. Pani Chandra przetarła oczy, pewna, że jeszcze śni, ale łąki ani tablica nie chciały zniknąć, a kiedy ją minęli, zza zakrętu wyłoniło się nieduże miasteczko. Schludne domki z dwuspadowymi dachami cieszyły oko bielą ścian, a w samym centrum stał zamek – przypominający trochę słynny Neuschwanstein, ale nie tak kiczowaty. Pan Ignacy zaparkował przy niewielkim pawiloniku, z szyldem głoszącym „Books – Bücher – Livres – Libri – Knigi – Książki – Bøger – Raamatud”, i odwrócił się do swojej ulubionej pasażerki. – Niewielu turystów tu trafia – powiedział kpiarskim tonem – Nie ma tu strefy wolnocłowej, z alkoholi mają tu własne wina, niezłe, ale winnica jest za mała, żeby konkurowali z wielkimi… Ale mają tu inne rzeczy, których gdzie indziej nie uświadczysz! Chodź, wszystko ci pokażę!
Zameldowali się w hotelu „Chez Palindrome”, pan Ignacy zaniósł bagaże do przytulnego pokoiku z widokiem na Pic du Verse, a potem poszli zwiedzać. Spacerowali ślicznymi uliczkami, gdzie z pięknie rzeźbionych drewnianych balkonów zwieszały się girlandy błękitnych amfibrachów i fioletowych alegorii, przetykane gdzieniegdzie pękami żółtych toposów. Partery zazwyczaj zajmowały małe sklepiki, z których każdy poczytywał sobie za punkt honoru posiadanie jak największego okna wystawowego. Pyszniły się w nich – w zależności od branży reprezentowanej przez sklepik – mięsiste didaskalia, zwiewne greguerie, proste żurawiejki i pełne uroku frottole. Pana Lajkonika i Chandrę minęła rozgadana para beletrystów, której piękniejsza połowa prowadziła na smyczy baraszkującego ałpamysza.
Po chwili doszli do Place de Six Poetes. Pan Ignacy wszedł w rolę przewodnika: – W tym miejscu prawie siedemset lat temu miało miejsce niebywałe wydarzenie… Spotkało się tu sześciu najwybitniejszych humanistów Toskanii i okolic, poetów, pisarzy i myślicieli. Pamiętasz ten obraz Vasariego z galerii Uffizi? – pani Chandra skinęła głową – No właśnie, to było coś w rodzaju pamiątkowego zdjęcia.
W centrum placu unosiła się wielka, kolorowa czasza. – Ach, w samą porę – uradował się pan Lajkonik – Tam widzisz balon, napełniany zazwyczaj mieszaniną pozyskiwaną z głów debiutujących autorów, którym udało się odnieść sukces. Mówi się, że uderza im do głów woda sodowa, ale to nieprawda; objawy takie jak zadzieranie nosa i patrzenie na wszystkich z góry są skutkiem wydzielania się lżejszego od powietrza gazu…
W tym momencie przerwało mu głośne ujadanie. Dwóch mężczyzn w szaro-zielonych strojach i tyrolskich kapelusikach z piórkiem trzymało z całych sił drewnianą klatkę, w której szalała dorodna metafora. – To tutejsza tradycja – wyjaśnił pan Ignacy – Mężczyźni idą w góry, uważnie śledząc wszystkie literackie tropy, i starają się chwytać nowe metafory na jak najwyższym poziomie. A potem dostarczają je do miasta i przechwalają ich pięknem. Ale ci tutaj chyba nie potrafią jej opano… – w tej chwili szczeble nie wytrzymały furii. Metafora skoczyła błyskawiczną tęczą i po chwili zmieniła się w znikający punkt. Myśliwi skoczyli za nią, ale szukaj wiatru w polu! – Tam, tam popędziła! – wrzasnął jeden z nich, drugi przenikliwie zahałłakował, a na ten łowiecki zew z okien i drzwi zaczęły wychylać się głowy mieszkańców.
Nie minęło parę chwil, a w miasto ruszyły naprędce zorganizowane grupy pościgowe, prowadzące na smyczach tresowane metonimie i gończe synekdochy . Przez uliczki i skwery poniosło się ich podniecone jodłowanie, gdy złapały trop i poszły weń. Metafora była jednak chytrym i doświadczonym egzemplarzem – ukryła się między wierszami, słychać ją było tylko w milczeniu ścian, pomiędzy którymi przemykali tropiciele. Pani Chandra przyglądała się temu przez chwilę, po czym zmarszczyła brwi, wyraźnie zastanawiając się nad czymś. – Chodźmy – powiedziała i pociągnęła pana Lajkonika za rękaw… w kierunku balonu. – Dokąd? – zdziwił się Ignacy, ale ponieważ ufał pani swojego serca, posłusznie podążył za nią.
W ogólnym podnieceniu, jakie towarzyszyło polowaniu na metaforę, nikt nie zwrócił na nich uwagi. Pani Chandra wsiadła do balonu, a pan Lajkonik odwiązał liny i zdążył jeszcze wskoczyć do unoszącego się kosza. Jeszcze tylko wyrzucili dwa worki z balastem, zawierające kąśliwe recenzje krytyków, i balon majestatycznie wzniósł się w powietrze, a potem pożeglował z przychylnym wiatrem nad dachami miasta. Nasi bohaterowie zdążyli się przez ten czas zapoznać z wyposażeniem swojego powietrznego statku, a pani Chandra wyciągnęła z futerału wielką lornetę i intensywnie przepatrywała dachy i uliczki miasta. Równocześnie zdążyła wyjaśnić panu Ignacemu plan, na który on z entuzjazmem przystał.
Szybowali bezgłośnie przez kwadrans, a może nieco dłużej, kiedy pani Chandra wskazała panu Lajkonikowi jakiś punkt i podała lornetkę. Ignacy spojrzał, wyregulował ostrość, popatrzył jeszcze raz i – faktycznie! Nad dachem domu unosiła się zwinięta w opalizujący kłębek metafora. Kiedy pan L. na nią patrzył, rozprostowała swoją teorię kognitywną, przeciągając się od jednej domeny pojęciowej do drugiej. Najwyraźniej dobrze jej było powygrzewać się na słoneczku. Tymczasem balon bezszelestnie podkradał się ku niej… był bliżej, coraz bliżej, jeszcze bliżej… A kiedy jego cień już, już miał spłoszyć metaforę, Ignacy i Chandra szeroko rozpostarli sieć skojarzeń – a wiesz przecież, szanowny Czytelniku, że była ona rozległa i bogata – i, rzuciwszy pierwszymi z brzegu konotacjami, chwycili metaforę w lot!
Nie dane im było jednak spocząć na laurach, ponieważ kapryśny Autor nakazał wiatrowi powiać w taki sposób, aby balon zbliżył się niebezpiecznie blisko murów książęcego zamku! Na szczęście pan Lajkonik, wiedziony instynktem, spojrzał przez ramię i w porę zauważył, na co się zanosi. Zdążył tylko pogrozić Autorowi palcem i już oboje z Chandrą mieli pełne ręce roboty – trzymając sieć z wierzgającą metaforą, próbując wypuścić z balonu nieco gazu i przygotowując się na zderzenie z ziemią. Wszystko to udało im się konkursowo, biorąc pod uwagę, że o lataniu balonem mieli ledwie zielone pojęcie, i po chwili wylądowali niedaleko strzelistej południowej wieży zamku, w parku, wśród starannie przystrzyżonych w persyflaże krzewów. Lądowanie nie było jednak idealne, nagły powiew w ostatniej chwili szarpnął sflaczałą czaszą i kosz przewrócił się bok.
Lajkonik i Chandra wygramolili się z wywróconego kosza, zabezpieczyli starannie siatkę z oszołomioną tym wszystkim metaforą i dopiero wtedy zauważyli, że całej scenie przygląda się ze zdumieniem starszy, siwy pan, z bródką i w binoklach, ubrany w jasny, letni garnitur. Pan Ignacy natychmiast mu się ukłonił, głęboko i z najwyższym szacunkiem. – To książę! – szepnął w kierunku pani Chandry, która błyskawicznie zorientowała się, co należy zrobić i wykonała elegancki dworski dyg. Bo też rzeczywiście był to sam Jaśnie Pan Książę, Jego Wysokość Eclair d’Inspiration de Belle-Lettre, w związku z piękną pogodą raczący się popołudniową kawą na świeżym powietrzu.
Oboje przedstawili się księciu zgodnie z wymogami etykiety, a on zaprosił ich na kawę (pani Chandra wolała herbatę) z magdalenką. W międzyczasie z miasta przybył zdyszany posłaniec, który potwierdził wersję wydarzeń, prezentowaną przez pana Ignacego. Książę pozwolił posłańcowi odsapnąć, po czym poprosił go o dostarczenie myśliwym wiadomości, że ktoś już złapał ich uciekinierkę. Następnie wszyscy jeszcze raz obejrzeli metaforę, a gospodarz kręcił głową, utrzymując, że od wielu, wielu lat nie widział tak wyrośniętego i urodziwego okazu. Pan Lajkonik na prośbę księcia opowiedział wszystko jeszcze raz od początku. Jego Wysokość wysłuchał uważnie jego opowieści, a na koniec zwrócił się do pani Chandry:
– Cherie, proszę mi powiedzieć tylko jedną rzecz, bo niezwykle ciekawym: skąd pani wiedziała, co należy zrobić? Skąd ten znakomity pomysł, żeby użyć balonu i zapolować na metaforę z góry?
Pani Chandra skromnie spuściła oczy i powiedziała:
– Wasza Książęca Mość jest bardzo spostrzegawczy. Kiedy tylko pękła klatka, byłam pewna, że tylko tak będzie można ją złapać. Przecież na pierwszy rzut oka widać, że to metafora naprawdę wysokich lotów!
________________
Tekst chroniony prawem autorskim (wszystkie części cyklu o p. Lajkoniku). Opublikowany w witrynie www.kontrowersje.net oraz na blogu www.madagaskar08.blog.onet.pl . Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i przedruk tylko za zgodą autora.
Post Scriptum:
Nauczony doświadczeniem, załączam słowniczek [na podstawie Wikipedii]:
Alegoria – w literaturze i sztukach plastycznych przedstawienie pojęć, idei, wydarzeń, przy pomocy obrazu artystycznego o charakterze przenośnym lub symbolicznym, np. poprzez personifikację.
Ałpamysz – uzbecka wierszowana epopeja
Amfibrach – w metryce to stopa składająca się z trzech sylab: jednej długiej między dwiema krótkimi.
Didaskalia, zwane też tekstem pobocznym – wskazówki autora dotyczące sposobu wystawienia dramatu na scenie.
Frottola – pieśń renesansowa dla domowego śpiewania przy akompaniamencie lutni, o prostej budowie harmonicznej i rytmicznej.
Gregueria – krótka forma literacka, rodzaj aforyzmu.
Metafora – szczegóły dot. teorii kognitywnej i domen pojęciowych w Wikipedii – http://pl.wikipedia.org/wiki/Metafora
Metonimia – figura retoryczna mająca na celu zastąpienie nazwy jakiegoś przedmiotu lub zjawiska nazwą innego, pozostającego z nim w uchwytnej zależności
Palindrom – wyrażenie brzmiące tak samo czytane od lewej do prawej i od prawej do lewej.
Persyflaż – utwór o charakterze żartobliwym i ironicznym, ukrywający szyderstwo pod pozorami wyszukanej uprzejmości lub udawanej powagi
Synekdocha – odmiana metonimii, wyraźnie wskazująca na jakieś zjawisko przez użycie nazwy innego zjawiska, zawierającego to pierwsze lub zawierającego się w pierwszym
Topos – powtarzający się motyw, który często występuje w obrębie literatury i sztuki danej kultury, cywilizacji.
Żurawiejka – krótki, najczęściej dwuwierszowy, żartobliwy kuplet układany dla poszczególnych pułków kawalerii
Post Scriptum:
Nauczony doświadczeniem, załączam słowniczek [na podstawie Wikipedii]:
Alegoria – w literaturze i sztukach plastycznych przedstawienie pojęć, idei, wydarzeń, przy pomocy obrazu artystycznego o charakterze przenośnym lub symbolicznym, np. poprzez personifikację.
Ałpamysz – uzbecka wierszowana epopeja
Amfibrach – w metryce to stopa składająca się z trzech sylab: jednej długiej między dwiema krótkimi.
Didaskalia, zwane też tekstem pobocznym – wskazówki autora dotyczące sposobu wystawienia dramatu na scenie.
Frottola – pieśń renesansowa dla domowego śpiewania przy akompaniamencie lutni, o prostej budowie harmonicznej i rytmicznej.
Gregueria – krótka forma literacka, rodzaj aforyzmu.
Metafora – szczegóły dot. teorii kognitywnej i domen pojęciowych w Wikipedii – http://pl.wikipedia.org/wiki/Metafora
Metonimia – figura retoryczna mająca na celu zastąpienie nazwy jakiegoś przedmiotu lub zjawiska nazwą innego, pozostającego z nim w uchwytnej zależności
Palindrom – wyrażenie brzmiące tak samo czytane od lewej do prawej i od prawej do lewej.
Persyflaż – utwór o charakterze żartobliwym i ironicznym, ukrywający szyderstwo pod pozorami wyszukanej uprzejmości lub udawanej powagi
Synekdocha – odmiana metonimii, wyraźnie wskazująca na jakieś zjawisko przez użycie nazwy innego zjawiska, zawierającego to pierwsze lub zawierającego się w pierwszym
Topos – powtarzający się motyw, który często występuje w obrębie literatury i sztuki danej kultury, cywilizacji.
Żurawiejka – krótki, najczęściej dwuwierszowy, żartobliwy kuplet układany dla poszczególnych pułków kawalerii
Post Scriptum:
Nauczony doświadczeniem, załączam słowniczek [na podstawie Wikipedii]:
Alegoria – w literaturze i sztukach plastycznych przedstawienie pojęć, idei, wydarzeń, przy pomocy obrazu artystycznego o charakterze przenośnym lub symbolicznym, np. poprzez personifikację.
Ałpamysz – uzbecka wierszowana epopeja
Amfibrach – w metryce to stopa składająca się z trzech sylab: jednej długiej między dwiema krótkimi.
Didaskalia, zwane też tekstem pobocznym – wskazówki autora dotyczące sposobu wystawienia dramatu na scenie.
Frottola – pieśń renesansowa dla domowego śpiewania przy akompaniamencie lutni, o prostej budowie harmonicznej i rytmicznej.
Gregueria – krótka forma literacka, rodzaj aforyzmu.
Metafora – szczegóły dot. teorii kognitywnej i domen pojęciowych w Wikipedii – http://pl.wikipedia.org/wiki/Metafora
Metonimia – figura retoryczna mająca na celu zastąpienie nazwy jakiegoś przedmiotu lub zjawiska nazwą innego, pozostającego z nim w uchwytnej zależności
Palindrom – wyrażenie brzmiące tak samo czytane od lewej do prawej i od prawej do lewej.
Persyflaż – utwór o charakterze żartobliwym i ironicznym, ukrywający szyderstwo pod pozorami wyszukanej uprzejmości lub udawanej powagi
Synekdocha – odmiana metonimii, wyraźnie wskazująca na jakieś zjawisko przez użycie nazwy innego zjawiska, zawierającego to pierwsze lub zawierającego się w pierwszym
Topos – powtarzający się motyw, który często występuje w obrębie literatury i sztuki danej kultury, cywilizacji.
Żurawiejka – krótki, najczęściej dwuwierszowy, żartobliwy kuplet układany dla poszczególnych pułków kawalerii
Metafora najwyższych lotów
jak i drapieżnej kąśliwości:)
O?
Ależ gdzie ta kąśliwość? Ja tam jestem dobrotliwy człowiek i niespotykanie spokojny, a pan Ignacy – jeszcze bardziej : )
O! Quackie a tym bardziej Pan
O! Quackie a tym bardziej Pan Ignacy kąśliwi? Stanowczo zaprzeczam!.:))
Przeczytam raz jeszcze, coby się wyciszyć i nabrać sił na jutro.:))
Trzym za mnie kciuki Quackie.:))
Kąśliwość kąśliwości nierówna
niektóre zabójcze, niektóre ożywcze i zdrowotne – jak tekst Quackie’a.
Metafora najwyższych lotów
jak i drapieżnej kąśliwości:)
O?
Ależ gdzie ta kąśliwość? Ja tam jestem dobrotliwy człowiek i niespotykanie spokojny, a pan Ignacy – jeszcze bardziej : )
O! Quackie a tym bardziej Pan
O! Quackie a tym bardziej Pan Ignacy kąśliwi? Stanowczo zaprzeczam!.:))
Przeczytam raz jeszcze, coby się wyciszyć i nabrać sił na jutro.:))
Trzym za mnie kciuki Quackie.:))
Kąśliwość kąśliwości nierówna
niektóre zabójcze, niektóre ożywcze i zdrowotne – jak tekst Quackie’a.
Metafora najwyższych lotów
jak i drapieżnej kąśliwości:)
O?
Ależ gdzie ta kąśliwość? Ja tam jestem dobrotliwy człowiek i niespotykanie spokojny, a pan Ignacy – jeszcze bardziej : )
O! Quackie a tym bardziej Pan
O! Quackie a tym bardziej Pan Ignacy kąśliwi? Stanowczo zaprzeczam!.:))
Przeczytam raz jeszcze, coby się wyciszyć i nabrać sił na jutro.:))
Trzym za mnie kciuki Quackie.:))
Kąśliwość kąśliwości nierówna
niektóre zabójcze, niektóre ożywcze i zdrowotne – jak tekst Quackie’a.
nietypowe
Dobre, i coś mi przypominało. Nie treścią rzecz jasna, ale klimatem.
Już wiem!
“Pożeracz czasu” S. Hall, gdzie realne potwory rodziły się z literatury i ze słów zapisanych na papierze.
No, tutaj potworów nie ma,
a w każdym razie:
Nie każda metafora
Od razu zakrawa na potwora : )
białe kruki
Próbowałem odnaleźć tego “Potwora” na strychu, ale znikł.
Podejrzewam wypożyczenie.
Ale przy okazji trafiłem w kącie na “Kalendarz hasła ogrodniczo – rolniczego na rok 1939”.
Piszą tam: “rok 1939 będzie rokiem zwyczajnym”, “We wrześniu wolno polować na: niedźwiedzie, wilki, dziki, łosie, jelenie (od 15), sarny, głuszce, cietrzewie, pardwy, jarząbki, kuropatwy, przepiórki, całe ptactwo błotne i wodne, oraz wszelkie drapieżniki”.
A to piękne : )
Skojarzyło mi się – w domu, gdzie mieszkam, nie ma windy. Miała być, zamówiono ją ponoć – u Cegielskiego w Poznaniu. Fama głosi, że przyjechała nawet z Poznania do Gdyni, stała w wagonie na bocznicy – tylko termin montażu był nienajszczęśliwszy – 2 września 1939…
nietypowe
Dobre, i coś mi przypominało. Nie treścią rzecz jasna, ale klimatem.
Już wiem!
“Pożeracz czasu” S. Hall, gdzie realne potwory rodziły się z literatury i ze słów zapisanych na papierze.
No, tutaj potworów nie ma,
a w każdym razie:
Nie każda metafora
Od razu zakrawa na potwora : )
białe kruki
Próbowałem odnaleźć tego “Potwora” na strychu, ale znikł.
Podejrzewam wypożyczenie.
Ale przy okazji trafiłem w kącie na “Kalendarz hasła ogrodniczo – rolniczego na rok 1939”.
Piszą tam: “rok 1939 będzie rokiem zwyczajnym”, “We wrześniu wolno polować na: niedźwiedzie, wilki, dziki, łosie, jelenie (od 15), sarny, głuszce, cietrzewie, pardwy, jarząbki, kuropatwy, przepiórki, całe ptactwo błotne i wodne, oraz wszelkie drapieżniki”.
A to piękne : )
Skojarzyło mi się – w domu, gdzie mieszkam, nie ma windy. Miała być, zamówiono ją ponoć – u Cegielskiego w Poznaniu. Fama głosi, że przyjechała nawet z Poznania do Gdyni, stała w wagonie na bocznicy – tylko termin montażu był nienajszczęśliwszy – 2 września 1939…
nietypowe
Dobre, i coś mi przypominało. Nie treścią rzecz jasna, ale klimatem.
Już wiem!
“Pożeracz czasu” S. Hall, gdzie realne potwory rodziły się z literatury i ze słów zapisanych na papierze.
No, tutaj potworów nie ma,
a w każdym razie:
Nie każda metafora
Od razu zakrawa na potwora : )
białe kruki
Próbowałem odnaleźć tego “Potwora” na strychu, ale znikł.
Podejrzewam wypożyczenie.
Ale przy okazji trafiłem w kącie na “Kalendarz hasła ogrodniczo – rolniczego na rok 1939”.
Piszą tam: “rok 1939 będzie rokiem zwyczajnym”, “We wrześniu wolno polować na: niedźwiedzie, wilki, dziki, łosie, jelenie (od 15), sarny, głuszce, cietrzewie, pardwy, jarząbki, kuropatwy, przepiórki, całe ptactwo błotne i wodne, oraz wszelkie drapieżniki”.
A to piękne : )
Skojarzyło mi się – w domu, gdzie mieszkam, nie ma windy. Miała być, zamówiono ją ponoć – u Cegielskiego w Poznaniu. Fama głosi, że przyjechała nawet z Poznania do Gdyni, stała w wagonie na bocznicy – tylko termin montażu był nienajszczęśliwszy – 2 września 1939…
Merci : )
(beaucoup).
Merci : )
(beaucoup).
Merci : )
(beaucoup).
To by mi się przydało – powiedziałem
wskazując na Pańską głowę.
Normalnie trudnych nie czytam, odkładam po drugim wyrazie w słowniku, ale Panu udaje się coś niezwykłego – rośnie i w górę oddala się na naszych oczach nie zostawiając nas ani na chwilę w poczuciu, że zostaliśmy sami z własnym zachwytem. Jednym słowem (no, może nie jednym) jest Pan jednocześnie w kilku miejscach naraz. Być może to kolejny dowód, że są jednak lepsi od światła.
Napisał Pan gdzieś ostatnio, że dramatów nie pisze. Nie jest to prawda. Pańskie pisanie to dramat – dla konkurencji. Mogę udowodnić przykładem, ale wolałbym się tutaj nie przykładać.
Tak, tak
zawsze wiedziałem, że Pan mi źle życzy. Głowa to by się Panu przydała, a reszta? Jestem niezwykle przywiązany zarówno do głowy, jak i całej reszty i zależy mi, żeby były one spójne i ciągłe.
Co do tych prędkości światła, to na pewno nie jestem neutrinem – za duża masa. Dopóki nie odkryją bardziej masywnych cząstek, nie ma szansy na osiągnięcie większej prędkości : ( to już podejrzewam coś bardziej prozaicznego, klonowanie albo transmisję holograficzną czy cuś.
Nalegam, żeby Pan tak czy inaczej przyłożył!
To by mi się przydało – powiedziałem
wskazując na Pańską głowę.
Normalnie trudnych nie czytam, odkładam po drugim wyrazie w słowniku, ale Panu udaje się coś niezwykłego – rośnie i w górę oddala się na naszych oczach nie zostawiając nas ani na chwilę w poczuciu, że zostaliśmy sami z własnym zachwytem. Jednym słowem (no, może nie jednym) jest Pan jednocześnie w kilku miejscach naraz. Być może to kolejny dowód, że są jednak lepsi od światła.
Napisał Pan gdzieś ostatnio, że dramatów nie pisze. Nie jest to prawda. Pańskie pisanie to dramat – dla konkurencji. Mogę udowodnić przykładem, ale wolałbym się tutaj nie przykładać.
Tak, tak
zawsze wiedziałem, że Pan mi źle życzy. Głowa to by się Panu przydała, a reszta? Jestem niezwykle przywiązany zarówno do głowy, jak i całej reszty i zależy mi, żeby były one spójne i ciągłe.
Co do tych prędkości światła, to na pewno nie jestem neutrinem – za duża masa. Dopóki nie odkryją bardziej masywnych cząstek, nie ma szansy na osiągnięcie większej prędkości : ( to już podejrzewam coś bardziej prozaicznego, klonowanie albo transmisję holograficzną czy cuś.
Nalegam, żeby Pan tak czy inaczej przyłożył!
To by mi się przydało – powiedziałem
wskazując na Pańską głowę.
Normalnie trudnych nie czytam, odkładam po drugim wyrazie w słowniku, ale Panu udaje się coś niezwykłego – rośnie i w górę oddala się na naszych oczach nie zostawiając nas ani na chwilę w poczuciu, że zostaliśmy sami z własnym zachwytem. Jednym słowem (no, może nie jednym) jest Pan jednocześnie w kilku miejscach naraz. Być może to kolejny dowód, że są jednak lepsi od światła.
Napisał Pan gdzieś ostatnio, że dramatów nie pisze. Nie jest to prawda. Pańskie pisanie to dramat – dla konkurencji. Mogę udowodnić przykładem, ale wolałbym się tutaj nie przykładać.
Tak, tak
zawsze wiedziałem, że Pan mi źle życzy. Głowa to by się Panu przydała, a reszta? Jestem niezwykle przywiązany zarówno do głowy, jak i całej reszty i zależy mi, żeby były one spójne i ciągłe.
Co do tych prędkości światła, to na pewno nie jestem neutrinem – za duża masa. Dopóki nie odkryją bardziej masywnych cząstek, nie ma szansy na osiągnięcie większej prędkości : ( to już podejrzewam coś bardziej prozaicznego, klonowanie albo transmisję holograficzną czy cuś.
Nalegam, żeby Pan tak czy inaczej przyłożył!