Cały świat zelektryzowała wiadomość o wymuszonym przez Brukselę i Międzynarodowy Fundusz Walutowy posunięciu rządu cypryjskiego zabierającego od 6,75% do 9,9% wartości lokat przechowywanych w cypryjskich bankach. Swoją drogą dziwne, że wiadomość ta początkowo została niezauważona przez główne polskie portale informacyjne. I tu znowu swoją siłę pokazał internet i portale niezależne. Dlaczego informacja ta jest istotna dla Polski? Z dwóch powodów:
– po pierwsze – najwięksi „polscy” przedsiębiorcy znaczące udziały swoich firm zarejestrowali właśnie na Cyprze. (Słowo – polscy – umieściłem w cudzysłowie, bo nie zasługują na nie osoby, które nie płacą w Polsce podatków.) Przypomnę tylko, że na tej wyspie, będącej do tej pory rajem podatkowym, zarejestrowane są między innymi firmy kontrolujące: Cyfrowy Polsat (Zygmunt Solorz-Żak), Bioton oraz Petrolinvest (Ryszard Krauze) oraz Kulczyk Investment (Jan Kulczyk). Z uwagi na silne powiązania kapitałowe, to co dzieje się na Cyprze może również odbić się na polskiej gospodarce.
– po drugie – dzisiaj Cypr, jutro…? Niebezpieczeństwo powtórzenia scenariusza cypryjskiego w innych krajach jest całkiem realne, gdyż w ubiegłym tygodniu (12 marca) Parlament Europejski przegłosował ustawę dającą Komisji Europejskiej uprawnienia dokonywania zmian budżetu krajów eurozony nawet bez akceptacji krajowego parlamentu. Pytam się: kto jeszcze chce przyjąć walutę euro?
A teraz pozwolę sobie na ogólniejsze rozważania. Otóż oszczędności z punktu widzenia makroekonomii w ogóle nie są pożądane. Ponieważ lokaty trzymane w bankach nie maja żadnego wpływu na PKB. Wzrost gospodarki narodowej zapewnia tylko taka sytuacja, w której pieniądze nie są „oszczędzane” tylko wracają do konsumpcji. W zdrowym kapitalizmie, pieniądze przechowywane w bankach przez obywateli pożyczane są przedsiębiorcom, którzy wykorzystują je do inwestycji (kupują maszyny, budują fabryki itd.). W tym mechanizmie, gdy pieniądze krążą wewnątrz kraju, gospodarka jest aktywna, wzrasta PKB.
Trzeba tu jednak zauważyć, że istnieją przypadki, gdy wydatki krajowe nie stają się dochodem tego kraju. Na przykład kiedy Polacy kupują produkty importowane z innych krajów, np. z Niemczech. Transakcja taka powoduje, że wydatki Polaków stają się dochodem Niemców i nie przyczyniają się do wzrostu PKB Polski. (Zysk krajowy generowany przez pośrednika czy transport lokalny pomijam, z uwagi na jego stosunkowo mały udział w całkowitej kwocie). Innymi słowy, dochody Polaków po prostu przeciekają za granicę. Niestety zauważyłem wśród Polaków jakiś kompleks pochodzący jeszcze z czasów PRL, który powoduje wielką niechęć do kupowania produktów krajowych oraz deprecjonowanie możliwości i jakości rodzimego przemysłu. Jest to wielką tragedią Polski i jak sądzę jedną z większych przeszkód na drodze do zbudowania dobrobytu w tym kraju.
trudny patriotyzm gospodarczy
Stale mylisz Polskę z Japonią.
Jeśli japończyk kupuje se japoński telewizor, to zysk faktycznie wbogaca tamtejszy skarb państwa.
Natomiast gdy Polak kupi zmontowany w Polsce telewizor, to zysk płynie do położonego hen, hen właściciela fabryki.
Na miejscu zostaje tylko ZUS liczony od mikroskopijnych pensji w montowni, i VAT zdarty z krajowego obywatela.
trudny patriotyzm gospodarczy
Stale mylisz Polskę z Japonią.
Jeśli japończyk kupuje se japoński telewizor, to zysk faktycznie wbogaca tamtejszy skarb państwa.
Natomiast gdy Polak kupi zmontowany w Polsce telewizor, to zysk płynie do położonego hen, hen właściciela fabryki.
Na miejscu zostaje tylko ZUS liczony od mikroskopijnych pensji w montowni, i VAT zdarty z krajowego obywatela.