Miałem zacząć dowcipnie, ale ponieważ nie jest wesoło to sobie daruję.
Miałem zacząć dowcipnie, ale ponieważ nie jest wesoło to sobie daruję. Gdy trzy dni temu zacząłem analizować dane z Litwy, aby w końcu dla Kontrowersyjnych zmierzyć się ze studium przypadku zdychających ekonomicznych ?tygrysów? nie było jeszcze danych o wartości PKB Litwy za drugi kwartał 2009. Dzisiejsze dane z litewskiego Urzędu Statystycznego, który szacuje spadek PKB Litwy na 22,5 procent, powtarzam DWADZIEŚCIA DWA I PÓŁ procent , zmieniły całkowicie moje podejście do tematu i rozwaliły całkowicie wcześniejszą koncepcję planowanego wpisu. Poza tym nie czuję się jeszcze do tego wpisu przygotowany, ale … no nic, pomimo wszystko, spróbuję.
W ubiegłym roku litewska gospodarka odnotowała wzrost PKB na poziomie 3,2 proc. W porównaniu z rokiem 2007, gdy wzrost PKB wyniósł prawie 9 procent wartość ta musiała budzić co najmniej zaniepokojenie Litwinów. Podkreślano jednak, że w porównaniu z wynikami krajów unijnych, ubiegłoroczny wzrost, a raczej spadek litewskiej gospodarki nie wyglądał jeszcze najgorzej. Przewyższał wyniki większości krajów Europy Zachodniej. Niemniej wszyscy zdawali sobie sprawę, że coś zaczęło się psuć w gospodarce, a podana przez litewski Urząd Statystyczny dane o wzroście upadłości o 53 proc. (prawie 1000 spółek) wskazywały na poważne problemy.
Największy wzrost ? o prawie 124 proc. – bankrutów odnotowano w budownictwie, gdzie upadło prawie 150 spółek (najwięcej w ostatnim kwartale 2008). Ta liczba chyba najbardziej oddawała skalę problemów, przed którymi stanęła Litwa, gdyż budownictwo stanowiło jedno z głównych kół zamachowych gospodarki litewskiej, którego wkład w PKB wynosił w 2007 roku ponad 10%. Powód recesji w budownictwie był taki jak wszędzie ? ograniczenie kredytów hipotecznych, które było pokłosiem światowego kryzysu finansowego. Jednak we wszystkich krajach byłego Związku Radzieckiego (Litwa, Łotwa, Estonia, Ukraina) recesja przybrała olbrzymie rozmiary i trudno to tłumaczyć jedynie zastojem w branży budowlano-montażowej, albo dużym udziałem eksportu w PKB,
Faktem jest, że np. eksport Litwy opiera się na branżach, które w kryzysie takim jak ten z góry skazane są na spadki. Chemia, tekstylia, czy też pojazdy i statki to produkty, które w kryzysie trudno eksportować, jednak wg mnie spadek eksportu nie daje pełnej odpowiedzi na pytanie o o przyczyny tragicznych wyników Litwy. Również poziom spadku produkcji budowlano-montażowej taką odpowiedzią raczej też nie jest. Z danych zamieszczonych na stronie litewskiego Urzędu Statystycznego
http://www.stat.gov.lt/uploads/pdf/1_LSM_2008.pdf
wynika, że Litwa w produkcji budowlano-montażowej na jednego mieszkańca miała wynik porównywalny z Polską. Tak jak w Polsce udział tej branży w PKB wynosił ok. 10 procent.
Muszę przyznać, że szukałem długo, gdyż problem nie dawał mi spokoju, a dostępne w języku polskim lub angielskim artykuły i opracowania takiej odpowiedzi nie dawały. Jednak, koniec końców, odpowiedź znalazłem, a podręcznikowe niemal skutki nieprzemyślanych, ekonomicznych decyzji powinny stanowić przestrogę dla przyszłych zwolenników tygrysiego rozwoju. Odpowiedź znalazłem w cyfrach podanych przez litewski Urząd Statystyczny, a przyczyny i wnioski pozwoliłem sobie wyciągnąć sam. No może nie zupełnie sam, gdyż o potencjalnej produkcji piszą chyba w każdym podręczniku do ekonomii.
W 2007 roku liczba zatrudnionych w budownictwie na Litwie wynosiła 170 tysięcy co stanowiło ponad 11 procent osób pracujących na Litwie. Porównanie z Polską, gdzie zatrudnienie w produkcji budowlano-montażowej wynosi mniej niż 400 tys i odpowiednio niecałe 3% ogółu zatrudnionych mówi raczej niewiele, ale gdy zestawimy ilość ?wyprodukowanego? w budownictwie dobra dane te aż biją po oczach. W Polsce mniej niż 400 tys. budowlańców wyprodukowało budowlanego dobra za ponad 100 mld zł, a na Litwie 170 tys pracowników budownictwa za niecałe 10 mld zł. Proszę się nie czepiać o dokładność liczb, gdyż same rzędy wielkości mówią o prawdziwym problemie litewskiej gospodarki.
Pewnie takie dysproporcje w produktywności można by złożyć na karb postsowieckiej produktywności i po części muszę się z tym zgodzić. Jakieś dwa lata temu byłem na Ukrainie i widziałem z okna hotelu budowlańców ukraińskich. Muszę przyznać, że po tym doświadczeniu jestem pełen szacunku dla pracy polskiego mistrza kielni i pacy. Jednak zasadnym jest pytanie, czy to jedyny powód. Dla mnie odpowiedź jest prosta, ale ponieważ autorytetem nie jestem postaram się jakoś moja odpowiedź uzasadnić.
Czy pamiętacie 3 miliony mieszkań? Pewnie, że pamiętacie, a zapewne niektórzy z Was nawet w jednym z tych mieszkań teraz mieszkają. Pomysł rewelacyjny, jednak rodził problemy, których przedsmak poznaliśmy na początku 2006 roku, a które Litwę, która również posiadała program wspierania budownictwa, doprowadziły do obecnej sytuacji. Gwałtownie rosnące ceny materiałów, budowlańcy łapani ?spod budki z piwem” czyli spadek wydajności pracy, a w konsekwencji szybujące w górę ceny m2 i płace budowlańców. Wzrost branży w dużej części powstawał jedynie dzięki branżowej inflacji. I to wszystko przy 72 tys mieszkań i 78 tysiącach domów w szczycie, który w Polsce nastąpił w roku 2008. Polska dzięki temu dołożyła kilka procent do PKB, ale pytanie – ku czemu to zmierzało?
Brrr, muszę powiedzieć, że chyba się cieszę z obecnej recesji, gdyż jakoś nie wierze w to, że polscy politycy wzięliby sobie do serca słowa Balcerowicza o przegrzaniu gospodarki. Bycie Tygrysem Europy to jednak kusząca perspektywa. Pytanie mam tylko jedno – Co by się obecnie działo z polskim PKB, gdybyśmy zaczęli rozwój budowlany wcześniej, a obecnie branża budowlana musiałaby zwolnić jakieś 800 tysięcy nieefektywnych aczkolwiek dobrze opłacanych pracowników? Czy nasza konsumpcja (sprzedaż detaliczna) spadłaby tak jak na Litwie o 30, czy też jedynie o 25 procent.
PS
Nie byłem gotowy na ten wpis i może trochę to niepoukładane, ale z uwagi na dzisiejszą informację litewskiego Urzedu Statystycznego, na którego stronę teraz jakoś wejść nie mogę, wpis musiał ukazać się dzisiaj.
Może to nie jest do rzeczy ale gdy sobie przypominam
budownictwo z przed 89-go roku i dzisiejsze a bywam w domach niemieckich, to powiem, że przeskoczyliśmy epokę.
Jak najbardziej do rzeczy,
ale gdyby nasze budownictwo jeszcze trochę przyspieszyło to nie byłbyś pewnie zadowolony z położonych przez “fachowca” tynków czy płytek. Oczywiście czas i pieniądze nie byłyby proporcjonalne do wykonanej dla Ciebie usługi. Mój znajomy, renomowany budowlaniec, z kryzysu się cieszy – zamówień ma na już na cały rok, ale “pracowników” nie musi już poszukiwać pod przysłowiową “budką z piwem”
PS
Teraz te “budki” to raczej sklepy z produktem winopodobnym, ale przysłowie to przysłowie. Szkoda bo piwo … mniam.
Remontowałem kamienicę ze swoim kumplem.
Potem kończył jego syn. Cacuszko, że palce lizać. Jak inostraniec zobaczył poddasze, to się wywrócił.
Wspomniałem, że dwa lata temu byłem w Kijowie
Dobry, mały hotel prywatny, w środku materiały chyba polskie, hiszpańskie i włoskie, a wykonanie i wykończenie … szkoda gadać. Inna sprawa, że porównania z gostinicoj gosudarstwiennoj, w której mieszkali znajomi, nie było.
Bywałem wiele razy w Kijowie. Empatia zastępuje tam
wszystko. Najbardziej mi się podobało smażenie kiełbasek i jak mówili – idu w toalietu. Odwracali się i lali na ognisko.
Podglądałeś Krakusie?
i jakie wnioski z analizy porównawczej kiełbasek?
A jakie jest przysłowie o budce z piwem?
To chyba symbol raczej czasów słusznie minionych.
Może to nie jest do rzeczy ale gdy sobie przypominam
budownictwo z przed 89-go roku i dzisiejsze a bywam w domach niemieckich, to powiem, że przeskoczyliśmy epokę.
Jak najbardziej do rzeczy,
ale gdyby nasze budownictwo jeszcze trochę przyspieszyło to nie byłbyś pewnie zadowolony z położonych przez “fachowca” tynków czy płytek. Oczywiście czas i pieniądze nie byłyby proporcjonalne do wykonanej dla Ciebie usługi. Mój znajomy, renomowany budowlaniec, z kryzysu się cieszy – zamówień ma na już na cały rok, ale “pracowników” nie musi już poszukiwać pod przysłowiową “budką z piwem”
PS
Teraz te “budki” to raczej sklepy z produktem winopodobnym, ale przysłowie to przysłowie. Szkoda bo piwo … mniam.
Remontowałem kamienicę ze swoim kumplem.
Potem kończył jego syn. Cacuszko, że palce lizać. Jak inostraniec zobaczył poddasze, to się wywrócił.
Wspomniałem, że dwa lata temu byłem w Kijowie
Dobry, mały hotel prywatny, w środku materiały chyba polskie, hiszpańskie i włoskie, a wykonanie i wykończenie … szkoda gadać. Inna sprawa, że porównania z gostinicoj gosudarstwiennoj, w której mieszkali znajomi, nie było.
Bywałem wiele razy w Kijowie. Empatia zastępuje tam
wszystko. Najbardziej mi się podobało smażenie kiełbasek i jak mówili – idu w toalietu. Odwracali się i lali na ognisko.
Podglądałeś Krakusie?
i jakie wnioski z analizy porównawczej kiełbasek?
A jakie jest przysłowie o budce z piwem?
To chyba symbol raczej czasów słusznie minionych.
Może to nie jest do rzeczy ale gdy sobie przypominam
budownictwo z przed 89-go roku i dzisiejsze a bywam w domach niemieckich, to powiem, że przeskoczyliśmy epokę.
Jak najbardziej do rzeczy,
ale gdyby nasze budownictwo jeszcze trochę przyspieszyło to nie byłbyś pewnie zadowolony z położonych przez “fachowca” tynków czy płytek. Oczywiście czas i pieniądze nie byłyby proporcjonalne do wykonanej dla Ciebie usługi. Mój znajomy, renomowany budowlaniec, z kryzysu się cieszy – zamówień ma na już na cały rok, ale “pracowników” nie musi już poszukiwać pod przysłowiową “budką z piwem”
PS
Teraz te “budki” to raczej sklepy z produktem winopodobnym, ale przysłowie to przysłowie. Szkoda bo piwo … mniam.
Remontowałem kamienicę ze swoim kumplem.
Potem kończył jego syn. Cacuszko, że palce lizać. Jak inostraniec zobaczył poddasze, to się wywrócił.
Wspomniałem, że dwa lata temu byłem w Kijowie
Dobry, mały hotel prywatny, w środku materiały chyba polskie, hiszpańskie i włoskie, a wykonanie i wykończenie … szkoda gadać. Inna sprawa, że porównania z gostinicoj gosudarstwiennoj, w której mieszkali znajomi, nie było.
Bywałem wiele razy w Kijowie. Empatia zastępuje tam
wszystko. Najbardziej mi się podobało smażenie kiełbasek i jak mówili – idu w toalietu. Odwracali się i lali na ognisko.
Podglądałeś Krakusie?
i jakie wnioski z analizy porównawczej kiełbasek?
A jakie jest przysłowie o budce z piwem?
To chyba symbol raczej czasów słusznie minionych.
Może to nie jest do rzeczy ale gdy sobie przypominam
budownictwo z przed 89-go roku i dzisiejsze a bywam w domach niemieckich, to powiem, że przeskoczyliśmy epokę.
Jak najbardziej do rzeczy,
ale gdyby nasze budownictwo jeszcze trochę przyspieszyło to nie byłbyś pewnie zadowolony z położonych przez “fachowca” tynków czy płytek. Oczywiście czas i pieniądze nie byłyby proporcjonalne do wykonanej dla Ciebie usługi. Mój znajomy, renomowany budowlaniec, z kryzysu się cieszy – zamówień ma na już na cały rok, ale “pracowników” nie musi już poszukiwać pod przysłowiową “budką z piwem”
PS
Teraz te “budki” to raczej sklepy z produktem winopodobnym, ale przysłowie to przysłowie. Szkoda bo piwo … mniam.
Remontowałem kamienicę ze swoim kumplem.
Potem kończył jego syn. Cacuszko, że palce lizać. Jak inostraniec zobaczył poddasze, to się wywrócił.
Wspomniałem, że dwa lata temu byłem w Kijowie
Dobry, mały hotel prywatny, w środku materiały chyba polskie, hiszpańskie i włoskie, a wykonanie i wykończenie … szkoda gadać. Inna sprawa, że porównania z gostinicoj gosudarstwiennoj, w której mieszkali znajomi, nie było.
Bywałem wiele razy w Kijowie. Empatia zastępuje tam
wszystko. Najbardziej mi się podobało smażenie kiełbasek i jak mówili – idu w toalietu. Odwracali się i lali na ognisko.
Podglądałeś Krakusie?
i jakie wnioski z analizy porównawczej kiełbasek?
A jakie jest przysłowie o budce z piwem?
To chyba symbol raczej czasów słusznie minionych.
szybko i dużo
Nic tak pięknie nie zarzyna gospodarki jak “lokomotywy gospodarcze” i “koła zamachowe”, czyli wybrane działy, kwitnące dzięki decyzjom politycznym, kredytom i hojności podatników.
Gdy nadchodzi kryzys to pada ten cały dobrobyt pośpiesznie ulepiony za cudze pieniądze, zostaje tylko to, co mozolnie i realnie zrobiono “tymi rencami”.
zrobiono “tymi rencami”.
Z taką pewną nieśmiałością chciałbym dodać: “z solidnym wykorzystaniem mózgu także, a nawet zwłaszcza.”
niedobrze
Tak, wiem. Te ręce to skrót poetycki.
Kryzys jest dziwny, bo żadna kometa nie walnęła, czarna śmierć nie grasuje, wojny raczej lokalne. Po prostu spółka debili u władzy z pazernym bankierstwem urządziła krótkotrwałe igrzyska.
Teraz już po balu, bogactwo wirtualne znika, zostaje naga prawda o tym, czym dany kraj dysponuje. Liczy się dorobek oszczędnych pokoleń tyrających za grosze, tradycja postępu technologicznego, bogactwa naturalne, wiedza wpojona latami, spryt w palcach, smykałka do biznesu.
Kraje które żadnym z tych bogactw nie dysponują lądują jako dostawcy ludu pracującego, pszczelego wosku i innych palet drewnianych.
Nic dodać nic ująć
Niestety od tej reguły były w historii wyjątki i niektórzy myślą, że oni też są wyjątkowi.
szybko i dużo
Nic tak pięknie nie zarzyna gospodarki jak “lokomotywy gospodarcze” i “koła zamachowe”, czyli wybrane działy, kwitnące dzięki decyzjom politycznym, kredytom i hojności podatników.
Gdy nadchodzi kryzys to pada ten cały dobrobyt pośpiesznie ulepiony za cudze pieniądze, zostaje tylko to, co mozolnie i realnie zrobiono “tymi rencami”.
zrobiono “tymi rencami”.
Z taką pewną nieśmiałością chciałbym dodać: “z solidnym wykorzystaniem mózgu także, a nawet zwłaszcza.”
niedobrze
Tak, wiem. Te ręce to skrót poetycki.
Kryzys jest dziwny, bo żadna kometa nie walnęła, czarna śmierć nie grasuje, wojny raczej lokalne. Po prostu spółka debili u władzy z pazernym bankierstwem urządziła krótkotrwałe igrzyska.
Teraz już po balu, bogactwo wirtualne znika, zostaje naga prawda o tym, czym dany kraj dysponuje. Liczy się dorobek oszczędnych pokoleń tyrających za grosze, tradycja postępu technologicznego, bogactwa naturalne, wiedza wpojona latami, spryt w palcach, smykałka do biznesu.
Kraje które żadnym z tych bogactw nie dysponują lądują jako dostawcy ludu pracującego, pszczelego wosku i innych palet drewnianych.
Nic dodać nic ująć
Niestety od tej reguły były w historii wyjątki i niektórzy myślą, że oni też są wyjątkowi.
szybko i dużo
Nic tak pięknie nie zarzyna gospodarki jak “lokomotywy gospodarcze” i “koła zamachowe”, czyli wybrane działy, kwitnące dzięki decyzjom politycznym, kredytom i hojności podatników.
Gdy nadchodzi kryzys to pada ten cały dobrobyt pośpiesznie ulepiony za cudze pieniądze, zostaje tylko to, co mozolnie i realnie zrobiono “tymi rencami”.
zrobiono “tymi rencami”.
Z taką pewną nieśmiałością chciałbym dodać: “z solidnym wykorzystaniem mózgu także, a nawet zwłaszcza.”
niedobrze
Tak, wiem. Te ręce to skrót poetycki.
Kryzys jest dziwny, bo żadna kometa nie walnęła, czarna śmierć nie grasuje, wojny raczej lokalne. Po prostu spółka debili u władzy z pazernym bankierstwem urządziła krótkotrwałe igrzyska.
Teraz już po balu, bogactwo wirtualne znika, zostaje naga prawda o tym, czym dany kraj dysponuje. Liczy się dorobek oszczędnych pokoleń tyrających za grosze, tradycja postępu technologicznego, bogactwa naturalne, wiedza wpojona latami, spryt w palcach, smykałka do biznesu.
Kraje które żadnym z tych bogactw nie dysponują lądują jako dostawcy ludu pracującego, pszczelego wosku i innych palet drewnianych.
Nic dodać nic ująć
Niestety od tej reguły były w historii wyjątki i niektórzy myślą, że oni też są wyjątkowi.
szybko i dużo
Nic tak pięknie nie zarzyna gospodarki jak “lokomotywy gospodarcze” i “koła zamachowe”, czyli wybrane działy, kwitnące dzięki decyzjom politycznym, kredytom i hojności podatników.
Gdy nadchodzi kryzys to pada ten cały dobrobyt pośpiesznie ulepiony za cudze pieniądze, zostaje tylko to, co mozolnie i realnie zrobiono “tymi rencami”.
zrobiono “tymi rencami”.
Z taką pewną nieśmiałością chciałbym dodać: “z solidnym wykorzystaniem mózgu także, a nawet zwłaszcza.”
niedobrze
Tak, wiem. Te ręce to skrót poetycki.
Kryzys jest dziwny, bo żadna kometa nie walnęła, czarna śmierć nie grasuje, wojny raczej lokalne. Po prostu spółka debili u władzy z pazernym bankierstwem urządziła krótkotrwałe igrzyska.
Teraz już po balu, bogactwo wirtualne znika, zostaje naga prawda o tym, czym dany kraj dysponuje. Liczy się dorobek oszczędnych pokoleń tyrających za grosze, tradycja postępu technologicznego, bogactwa naturalne, wiedza wpojona latami, spryt w palcach, smykałka do biznesu.
Kraje które żadnym z tych bogactw nie dysponują lądują jako dostawcy ludu pracującego, pszczelego wosku i innych palet drewnianych.
Nic dodać nic ująć
Niestety od tej reguły były w historii wyjątki i niektórzy myślą, że oni też są wyjątkowi.
Litwini przed kryzysem po
Litwini przed kryzysem po prostu powtórzyli wyczyn Polaków z czasów Gierka – zbudowali sobie “dobrobyt” na kredyt. Jedyna różnica polegała na tym, że w Polsce obywateli zadłużał rząd, a na Litwie zadłużali się oni bez pośredników. Można było ograniczyć skalę tego zjawiska podnosząc stopy procentowe, ale litewski tygrys założył sobie na szyję węża walutowego. W rezultacie nie dało się zrobić niczego, a inflacja rosła. W 2006 roku wynosiła ona 2,7%, w 2007 roku już 5,5%, a w maju 2008 roku sięgnęła 12%. Pompowano ten balon i pompowano, aż w końcu pękł i co wtedy? Wtedy do akcji wkroczył rząd, który w ramach stabilizowania budżetu podniósł podatki. Podniesiono o jeden procent VAT i zrobiono to w momencie, gdy kurs złotego utrzymywał się na niskim poziomie i coraz więcej Litwinów zaczynało wyjeżdżać na zakupy do Suwałk, Ełku, Białegostoku i Łomży. Restauracjom i hotelom, które dotychczas nieźle sobie radziły VAT podniesiono aż o 14%, co spowodowało spadek obrotów w branży. Podniesiono też akcyzę na paliwo, alkohol i papierosy. W rezultacie zaczęto te towary kupować na Białorusi, gdzie są tańsze, albo je stamtąd masowo przemycać. Efekt? Wpływy do budżetu spadły, zamiast wzrosnąć. Konieczne stały się coraz głębsze cięcia wydatków socjalnych i pensji urzędniczych ( to akurat plus – wybrano oszczędności, zamiast nadmiernego zadłużenia ). Niestety nikogo to niczego nie nauczyło – w planach jest kolejna podwyżka VAT, tym razem o 2%. Ta podwyżka nie powinna wiele zmienić w sytuacji budżetu, natomiast dla konsumentów i dla niektórych firm będzie uciążliwa.
Tutaj masz jeszcze jeden pomysł
http://kurierwilenski.lt/2009/05/14/802/ i to chyba nie ostatni
Chyba nie. Zresztą były
Chyba nie. Zresztą były jeszcze inne cudowne pomysły na "ratowanie" gospodarki. Na przykład ten tutaj:
http://sandbox.kurierwilenski.lt/2009/05/20/litwa-100-litow-kary-za-slowo-kryzys/
Swoją drogą ciekawi mnie jaką szkołą ekonomii inspirują się litewscy politycy?
Szkoła?
Ja tu żadnej nauki nie widzę. W tej chwili to jest paniczne ratowanie budżetu, który się po prostu zawalił. Dziesięć lat temu widziałem to na Ukrainie. Budżetówka czekała na wypłaty po kilka miesięcy.
Szkoła?
Ja tu żadnej nauki nie widzę. W tej chwili to jest paniczne ratowanie budżetu, który się po prostu zawalił. Dziesięć lat temu widziałem to na Ukrainie. Budżetówka czekała na wypłaty po kilka miesięcy.
Paniczne ratowanie budżetu?
Paniczne ratowanie budżetu? Zgodzę się z tym, że “paniczne”. Jeśli natomiast chodzi o “ratowanie”, to nie jestem pewien, czy można tak określić rzucenie topielcowi głazu.
Litwini przed kryzysem po
Litwini przed kryzysem po prostu powtórzyli wyczyn Polaków z czasów Gierka – zbudowali sobie “dobrobyt” na kredyt. Jedyna różnica polegała na tym, że w Polsce obywateli zadłużał rząd, a na Litwie zadłużali się oni bez pośredników. Można było ograniczyć skalę tego zjawiska podnosząc stopy procentowe, ale litewski tygrys założył sobie na szyję węża walutowego. W rezultacie nie dało się zrobić niczego, a inflacja rosła. W 2006 roku wynosiła ona 2,7%, w 2007 roku już 5,5%, a w maju 2008 roku sięgnęła 12%. Pompowano ten balon i pompowano, aż w końcu pękł i co wtedy? Wtedy do akcji wkroczył rząd, który w ramach stabilizowania budżetu podniósł podatki. Podniesiono o jeden procent VAT i zrobiono to w momencie, gdy kurs złotego utrzymywał się na niskim poziomie i coraz więcej Litwinów zaczynało wyjeżdżać na zakupy do Suwałk, Ełku, Białegostoku i Łomży. Restauracjom i hotelom, które dotychczas nieźle sobie radziły VAT podniesiono aż o 14%, co spowodowało spadek obrotów w branży. Podniesiono też akcyzę na paliwo, alkohol i papierosy. W rezultacie zaczęto te towary kupować na Białorusi, gdzie są tańsze, albo je stamtąd masowo przemycać. Efekt? Wpływy do budżetu spadły, zamiast wzrosnąć. Konieczne stały się coraz głębsze cięcia wydatków socjalnych i pensji urzędniczych ( to akurat plus – wybrano oszczędności, zamiast nadmiernego zadłużenia ). Niestety nikogo to niczego nie nauczyło – w planach jest kolejna podwyżka VAT, tym razem o 2%. Ta podwyżka nie powinna wiele zmienić w sytuacji budżetu, natomiast dla konsumentów i dla niektórych firm będzie uciążliwa.
Tutaj masz jeszcze jeden pomysł
http://kurierwilenski.lt/2009/05/14/802/ i to chyba nie ostatni
Chyba nie. Zresztą były
Chyba nie. Zresztą były jeszcze inne cudowne pomysły na "ratowanie" gospodarki. Na przykład ten tutaj:
http://sandbox.kurierwilenski.lt/2009/05/20/litwa-100-litow-kary-za-slowo-kryzys/
Swoją drogą ciekawi mnie jaką szkołą ekonomii inspirują się litewscy politycy?
Szkoła?
Ja tu żadnej nauki nie widzę. W tej chwili to jest paniczne ratowanie budżetu, który się po prostu zawalił. Dziesięć lat temu widziałem to na Ukrainie. Budżetówka czekała na wypłaty po kilka miesięcy.
Szkoła?
Ja tu żadnej nauki nie widzę. W tej chwili to jest paniczne ratowanie budżetu, który się po prostu zawalił. Dziesięć lat temu widziałem to na Ukrainie. Budżetówka czekała na wypłaty po kilka miesięcy.
Paniczne ratowanie budżetu?
Paniczne ratowanie budżetu? Zgodzę się z tym, że “paniczne”. Jeśli natomiast chodzi o “ratowanie”, to nie jestem pewien, czy można tak określić rzucenie topielcowi głazu.
Litwini przed kryzysem po
Litwini przed kryzysem po prostu powtórzyli wyczyn Polaków z czasów Gierka – zbudowali sobie “dobrobyt” na kredyt. Jedyna różnica polegała na tym, że w Polsce obywateli zadłużał rząd, a na Litwie zadłużali się oni bez pośredników. Można było ograniczyć skalę tego zjawiska podnosząc stopy procentowe, ale litewski tygrys założył sobie na szyję węża walutowego. W rezultacie nie dało się zrobić niczego, a inflacja rosła. W 2006 roku wynosiła ona 2,7%, w 2007 roku już 5,5%, a w maju 2008 roku sięgnęła 12%. Pompowano ten balon i pompowano, aż w końcu pękł i co wtedy? Wtedy do akcji wkroczył rząd, który w ramach stabilizowania budżetu podniósł podatki. Podniesiono o jeden procent VAT i zrobiono to w momencie, gdy kurs złotego utrzymywał się na niskim poziomie i coraz więcej Litwinów zaczynało wyjeżdżać na zakupy do Suwałk, Ełku, Białegostoku i Łomży. Restauracjom i hotelom, które dotychczas nieźle sobie radziły VAT podniesiono aż o 14%, co spowodowało spadek obrotów w branży. Podniesiono też akcyzę na paliwo, alkohol i papierosy. W rezultacie zaczęto te towary kupować na Białorusi, gdzie są tańsze, albo je stamtąd masowo przemycać. Efekt? Wpływy do budżetu spadły, zamiast wzrosnąć. Konieczne stały się coraz głębsze cięcia wydatków socjalnych i pensji urzędniczych ( to akurat plus – wybrano oszczędności, zamiast nadmiernego zadłużenia ). Niestety nikogo to niczego nie nauczyło – w planach jest kolejna podwyżka VAT, tym razem o 2%. Ta podwyżka nie powinna wiele zmienić w sytuacji budżetu, natomiast dla konsumentów i dla niektórych firm będzie uciążliwa.
Tutaj masz jeszcze jeden pomysł
http://kurierwilenski.lt/2009/05/14/802/ i to chyba nie ostatni
Chyba nie. Zresztą były
Chyba nie. Zresztą były jeszcze inne cudowne pomysły na "ratowanie" gospodarki. Na przykład ten tutaj:
http://sandbox.kurierwilenski.lt/2009/05/20/litwa-100-litow-kary-za-slowo-kryzys/
Swoją drogą ciekawi mnie jaką szkołą ekonomii inspirują się litewscy politycy?
Szkoła?
Ja tu żadnej nauki nie widzę. W tej chwili to jest paniczne ratowanie budżetu, który się po prostu zawalił. Dziesięć lat temu widziałem to na Ukrainie. Budżetówka czekała na wypłaty po kilka miesięcy.
Szkoła?
Ja tu żadnej nauki nie widzę. W tej chwili to jest paniczne ratowanie budżetu, który się po prostu zawalił. Dziesięć lat temu widziałem to na Ukrainie. Budżetówka czekała na wypłaty po kilka miesięcy.
Paniczne ratowanie budżetu?
Paniczne ratowanie budżetu? Zgodzę się z tym, że “paniczne”. Jeśli natomiast chodzi o “ratowanie”, to nie jestem pewien, czy można tak określić rzucenie topielcowi głazu.
Litwini przed kryzysem po
Litwini przed kryzysem po prostu powtórzyli wyczyn Polaków z czasów Gierka – zbudowali sobie “dobrobyt” na kredyt. Jedyna różnica polegała na tym, że w Polsce obywateli zadłużał rząd, a na Litwie zadłużali się oni bez pośredników. Można było ograniczyć skalę tego zjawiska podnosząc stopy procentowe, ale litewski tygrys założył sobie na szyję węża walutowego. W rezultacie nie dało się zrobić niczego, a inflacja rosła. W 2006 roku wynosiła ona 2,7%, w 2007 roku już 5,5%, a w maju 2008 roku sięgnęła 12%. Pompowano ten balon i pompowano, aż w końcu pękł i co wtedy? Wtedy do akcji wkroczył rząd, który w ramach stabilizowania budżetu podniósł podatki. Podniesiono o jeden procent VAT i zrobiono to w momencie, gdy kurs złotego utrzymywał się na niskim poziomie i coraz więcej Litwinów zaczynało wyjeżdżać na zakupy do Suwałk, Ełku, Białegostoku i Łomży. Restauracjom i hotelom, które dotychczas nieźle sobie radziły VAT podniesiono aż o 14%, co spowodowało spadek obrotów w branży. Podniesiono też akcyzę na paliwo, alkohol i papierosy. W rezultacie zaczęto te towary kupować na Białorusi, gdzie są tańsze, albo je stamtąd masowo przemycać. Efekt? Wpływy do budżetu spadły, zamiast wzrosnąć. Konieczne stały się coraz głębsze cięcia wydatków socjalnych i pensji urzędniczych ( to akurat plus – wybrano oszczędności, zamiast nadmiernego zadłużenia ). Niestety nikogo to niczego nie nauczyło – w planach jest kolejna podwyżka VAT, tym razem o 2%. Ta podwyżka nie powinna wiele zmienić w sytuacji budżetu, natomiast dla konsumentów i dla niektórych firm będzie uciążliwa.
Tutaj masz jeszcze jeden pomysł
http://kurierwilenski.lt/2009/05/14/802/ i to chyba nie ostatni
Chyba nie. Zresztą były
Chyba nie. Zresztą były jeszcze inne cudowne pomysły na "ratowanie" gospodarki. Na przykład ten tutaj:
http://sandbox.kurierwilenski.lt/2009/05/20/litwa-100-litow-kary-za-slowo-kryzys/
Swoją drogą ciekawi mnie jaką szkołą ekonomii inspirują się litewscy politycy?
Szkoła?
Ja tu żadnej nauki nie widzę. W tej chwili to jest paniczne ratowanie budżetu, który się po prostu zawalił. Dziesięć lat temu widziałem to na Ukrainie. Budżetówka czekała na wypłaty po kilka miesięcy.
Szkoła?
Ja tu żadnej nauki nie widzę. W tej chwili to jest paniczne ratowanie budżetu, który się po prostu zawalił. Dziesięć lat temu widziałem to na Ukrainie. Budżetówka czekała na wypłaty po kilka miesięcy.
Paniczne ratowanie budżetu?
Paniczne ratowanie budżetu? Zgodzę się z tym, że “paniczne”. Jeśli natomiast chodzi o “ratowanie”, to nie jestem pewien, czy można tak określić rzucenie topielcowi głazu.