Jeśli coś jest powszechne
Jeśli coś jest powszechne, to tylko w przekonaniu tych co w tym „coś” uczestniczą, może być elitarne. Polityka i media, tematy nieśmiertelnie dyżurne i dobre na każdą zabawną historię, najłatwiejszy cel i seria strzałów. Któż z nas piszących nie korzysta z tego dobrodziejstwa garściami? Nie ma dnia i miejsca, w którym dałoby się nie spotkać wpisu do pamiętnika sieciowego potępiającego media i polityków. Monteskiuszowski podział władzy XX wiek doposażył w IV władzę, niby przyklejona, ale swoje znaczy. Jak bardzo znaczy przekonała się nie jedna osoba „publiczna”. Wiele wskazuje na to, że definicja Monteskiusza ma jeszcze jedną dziurę, którą właśnie wypełnia V władza, jeśli nie kolumna, zwana „blogosferą”.
Narzekamy jak jeden Polak na jakość polityków i mediów, dotąd robiliśmy to przy okazjach rodzinnych i koleżeńskich spotkań, przerwy na kawę w pracy. Od kilkunastu lat mamy możliwość krytykować na skalę masową, nawet globalną. Jak tylko powstała ta nowa grupa wpływów zwana „blogosferą” natychmiast pojawiły się szlachetne przymiotniki charakteryzujące: niezależna, wolna, bezinteresowna, spontaniczna, społeczna, oddolna, aż po niezbędną. „Blogosfera” jako alternatywa dla retoryki polityków i podległych politycznym wpływom dziennikarzy. Święte miejsce równie świętego oburzenia, wylęgarnia nowej nordyckiej rasy, wirtualni blondyni o niebieskich oczach, rycerze enteru.
Tak chcieliby widzieć samych siebie wszyscy ci co utożsamiają się z „blogosferą” i czują się jednym z NAS. Przyglądam się tej opinii opiniujących samych siebie i jedyne co mi przychodzi do głowy, to przewrotna myśl wraz z bezlitosną oceną. Stawiając obok siebie politykę, media i „blogosferę” z zamkniętymi oczyma można wybrać najbardziej marne, powszechne i jałowe środowisko. Aby zostać dziennikarzem trzeba mimo wszystko coś umieć, aby dostać mandat i immunitet na mandaty trzeba jednak popracować, aby zostać „blogerem” wystarczy mieć modem i komputer. Nie trzeba niczego umieć i w ogóle się nie wysilać, każdy kto potrafi wpisać w dwóch okienkach dowolnie wybrany pseudonim i równie swobodnie wybrane hasło, trafia do elitarnego środowiska V władzy zwanej blogosferą. Takie kryteria naboru siłą rzeczy sprawiają, że poziom, nazwijmy to intelektualny, środowiska rozkłada się tak jak Bozia rozumem dzieliła.
Wyobraźmy sobie, my wszyscy krytykujący media i polityków, co by się stało, gdyby jedynym kryterium wyboru na posła lub naczelnego gazety był paroliterowy nick i kilkuznakowe hasło? Przestalibyśmy wszyscy bredzić coś o JOW i błagalibyśmy o przywrócenie ordynacji proporcjonalnej. Skąd zatem powszechne przekonanie, że najbardziej prymitywny system naboru zbudował elitarną i alternatywną dla dotychczasowej, przewodnią siłę narodu? Powszechność tej opinii bierze się stąd, że całe masy są zainteresowane, aby należeć do elity, tym prostym sposobem masowa jak to tylko możliwe "blogosfera" ogłosiła się alternatywną elitą.
Jak każda nowa, świeżo upieczona władza, sprawowanie urzędu zaczęła „blogosfera” od dekretów zapewniających nietykalność władzy. Klasyczne myślenie rewolucyjne, my powinniśmy nawet krwawo znieść stary ład, krytykując bezlitośnie jego wady, natomiast ścinani powinni wiedzieć, że krew na naszych rekach, to ich wina, nie nasz wyrzut sumienia. My jesteśmy od tego aby atakować i aby zapewnić nam komfort ataku, nie ma mowy aby się rewanżować, nawet obroną.
Czwarta władza była dotąd podejrzewana o zawłaszczenie trzech pozostałych, V władza usiłuje pomnożyć dorobek i przejąć całość. Biorąc pod uwagę fakt, że struktura V władzy to nic innego jak tłum, z reguły rozwścieczony i anonimowy, znacznie bardziej boję się nowego porządku niż drżę przez starym ładem. Szeregi polityków i dziennikarzy często zasilają ludzie, którym talentu ledwie na parę standardowych zdań starcza, ale ich talenty są weryfikowalne. Widzimy, słyszymy, albo po prostu wiemy kim oni są i każdy z nich pracuje na swoje. Pada jakieś znane nazwisko polityka, czy dziennikarza i niemal każdy, który usłyszy nazwisko ma wyrobione zdanie o nazwisku. Na temat tłumu, z natury rzeczy nieobliczalnego, trudno mieć opinię, trudno scharakteryzować tłum, poddać ocenie, w końcu wymagać odpowiedzialności, czy oczekiwać jakości.
Bo cóż to jest ta cała „blogosfera”? Najkrócej mówiąc zbieranina, pospolite ruszenie. Pozostawianie tej grupy bezkarną, nierozpoznawalną i do tego mianowanie na alternatywną elitę, pachnie mi realnym socjalizmem, ale nawet tam był wyraźny apel: „Pisarze do piór, studenci do nauki, rolnicy do ziemi”. W „blogosferze” wszystko jest dla każdego i każdy sobie może co mu się podoba. Z jednej strony absolut wolności, z drugiej idealny klimat dla rozwoju tandety, pospolitości, chodzenia na skróty do sławy. Gdy popatrzymy na popularne portale, a każdy z nich wielkimi literami przedstawia się jako nie cenzurowany i niezależny, zobaczymy, że najpopularniejsi autorzy, to albo prowokatorzy wszelkiej maści, albo blogerzy, którzy walcząc z mainstreem są sponsorowani i promowani przez media.
Całe tak zwane środowisko „blogerskie” krzyczy jednym głosem o wolności i spontaniczności wypowiedzi, o cudzie niezależności. A kto z tych krzyczących potrafi mi wskazać JEDNO miejsce w sieci, które miałoby dziennie oglądalność zbliżoną choćby do 15 tysięcy unikalnych wejść i nie było w posiadaniu jakiegoś politycznego lub medialnego właściciela? Jedno, jedyne miejsce. Setki tysięcy blogerów i komentatorów społecznych i ŻADENEGO portalu, który powstałby od początku do końca bez udziału polityków i mediów po to by z portalami politycznymi i medialnymi skutecznie konkurować. Przypadek? Absolutnie nie, syndrom tłumu, tłum niechętnie zajmuje się tworzeniem, tłum przede wszystkim niszczy, albo przychodzi na gotowe.
Wiele buńczucznych prognoz zapowiada upadek mediów, które ma zastąpić wolna "blogosfera". Nic podobnego, media nie upadną, media co najwyżej przekształcą się w „blogosferę” i przejmą kontrolę nad tłumem, co media robiły zawsze. W „blogosferze” nie wiedzę żadnej alternatywy dla tandety medialnej i politycznej, co więcej widzę dokładnie do pieca i kolejną degradację. Przy całej gamie wad, media bez wątpienia są bardziej elitarne niż „blogosfera”, ale to nie „blogosfera” przebije media, to media zjadą do poziomu „blogosfery” i zaprowadzą nowy jeszcze bardziej tandetny ład. Szczepionką na ten proces jest budowanie jakości przekazu i słowa, niech ta jakość będzie zależna i ocenzurowana, ale niech będzie, bo jeszcze chwila, a wszystkie portale i portaliki będą wolne, niezależne i nie cenzurowane, najprostszą z możliwych metod – brak treści.
Mam problem!
Znów, biedny miś, mam problem z interpretacją tego tekstu.
Kontrowersyjni, pomóżcie !
Czy powyższe jest :
Szkoda, że portal nie przewiduje ankiety.
Anonimowy Tetryk.
Mam problem!
Znów, biedny miś, mam problem z interpretacją tego tekstu.
Kontrowersyjni, pomóżcie !
Czy powyższe jest :
Szkoda, że portal nie przewiduje ankiety.
Anonimowy Tetryk.
Mam problem!
Znów, biedny miś, mam problem z interpretacją tego tekstu.
Kontrowersyjni, pomóżcie !
Czy powyższe jest :
Szkoda, że portal nie przewiduje ankiety.
Anonimowy Tetryk.
niech ta jakość będzie zależna i ocenzurowana
?
niech ta jakość będzie zależna i ocenzurowana
?
niech ta jakość będzie zależna i ocenzurowana
?
Pełna zgoda. Jedyne
Pełna zgoda. Jedyne wytłumaczenie dla tego grafomańskiego bełkotu, jaki popełniam czasem na blogu (na szczęście rzadko) jest to, że jestem blondynem i mam niebieskie oczy.
Pełna zgoda. Jedyne
Pełna zgoda. Jedyne wytłumaczenie dla tego grafomańskiego bełkotu, jaki popełniam czasem na blogu (na szczęście rzadko) jest to, że jestem blondynem i mam niebieskie oczy.
Pełna zgoda. Jedyne
Pełna zgoda. Jedyne wytłumaczenie dla tego grafomańskiego bełkotu, jaki popełniam czasem na blogu (na szczęście rzadko) jest to, że jestem blondynem i mam niebieskie oczy.
Dokładnie tak
Drugi tytuł tego artykułu mógłby brzmieć: Zanim popadniecie w samozachwyt.
W każdym z nas tkwi mały grafoman. Chęć wypowiedzenia się za wszelką cenę, bez względu na to czy ma się coś ciekawego do powiedzenia i czy posiadamy zdolność sklecenia w sensowny sposób paru zdań, przyćmiewa niektórym zolność do samokrytycznego spojrzenia na swoją własną twórczość. Grafomania to nie tylko przypadłość nieudolnych poetów i prozaików. Dotyczy także, a może przede wszystkim domorosłych felietonistów, z piszącym te słowa włącznie.
Anonimowość wypowiedzi, łatwość ich zamieszczania na publicznym forum, pisanie pod wpływem emocji a nie rozumnego potraktowania problemu, często decydują o nikczemnej jakości blogowych wypowiedzi.
Kura ty matko! Podliżę się i stawiam 6. Za zdolność do okresowej refleksji i nie łażenie wytartymi ścieżkami. Cieszy mnie, że poczucie niesmaku z powodu dzialaności jednego czy drugiego dziennikarza lub polityka nie czyni z Ciebie felietonisty-onanisty zachwyconego swoją twórczością i samozwańczego mentora o narcystycznych skłonnościach.
Amen
Dokładnie tak
Drugi tytuł tego artykułu mógłby brzmieć: Zanim popadniecie w samozachwyt.
W każdym z nas tkwi mały grafoman. Chęć wypowiedzenia się za wszelką cenę, bez względu na to czy ma się coś ciekawego do powiedzenia i czy posiadamy zdolność sklecenia w sensowny sposób paru zdań, przyćmiewa niektórym zolność do samokrytycznego spojrzenia na swoją własną twórczość. Grafomania to nie tylko przypadłość nieudolnych poetów i prozaików. Dotyczy także, a może przede wszystkim domorosłych felietonistów, z piszącym te słowa włącznie.
Anonimowość wypowiedzi, łatwość ich zamieszczania na publicznym forum, pisanie pod wpływem emocji a nie rozumnego potraktowania problemu, często decydują o nikczemnej jakości blogowych wypowiedzi.
Kura ty matko! Podliżę się i stawiam 6. Za zdolność do okresowej refleksji i nie łażenie wytartymi ścieżkami. Cieszy mnie, że poczucie niesmaku z powodu dzialaności jednego czy drugiego dziennikarza lub polityka nie czyni z Ciebie felietonisty-onanisty zachwyconego swoją twórczością i samozwańczego mentora o narcystycznych skłonnościach.
Amen
Dokładnie tak
Drugi tytuł tego artykułu mógłby brzmieć: Zanim popadniecie w samozachwyt.
W każdym z nas tkwi mały grafoman. Chęć wypowiedzenia się za wszelką cenę, bez względu na to czy ma się coś ciekawego do powiedzenia i czy posiadamy zdolność sklecenia w sensowny sposób paru zdań, przyćmiewa niektórym zolność do samokrytycznego spojrzenia na swoją własną twórczość. Grafomania to nie tylko przypadłość nieudolnych poetów i prozaików. Dotyczy także, a może przede wszystkim domorosłych felietonistów, z piszącym te słowa włącznie.
Anonimowość wypowiedzi, łatwość ich zamieszczania na publicznym forum, pisanie pod wpływem emocji a nie rozumnego potraktowania problemu, często decydują o nikczemnej jakości blogowych wypowiedzi.
Kura ty matko! Podliżę się i stawiam 6. Za zdolność do okresowej refleksji i nie łażenie wytartymi ścieżkami. Cieszy mnie, że poczucie niesmaku z powodu dzialaności jednego czy drugiego dziennikarza lub polityka nie czyni z Ciebie felietonisty-onanisty zachwyconego swoją twórczością i samozwańczego mentora o narcystycznych skłonnościach.
Amen