Już dawno zdjąłem różowe okulary, a na świat staram się patrzeć z lekkim dystansem, co zapewne uchroniło mnie przed wieloma rozczarowaniami. Pamiętam, że od dziecka interesowały mnie sztuczki magów, rozśmieszały gagi, a o dreszcze przyprawiały sceny grozy. Kto nie lubi sztuczek ze znikającymi przedmiotami, które raptem odnajdują się w najmniej spodziewanym miejscu. Kto nie lubi się śmiać do rozpuku z sytuacji, z której tylko boki zrywać ze śmiechu. Ilu jest twardzieli, że na filmie akcji lub grozy strach nie obejmie, ciarki nie przejdą po skórze.
Mam swoje lata, swoje wiem i zdążyłem się do siebie przyzwyczaić. Wiem, jak reaguje mój organizm na różne takie; potrafię wsłuchać się w samego siebie i polegać na intuicji, która mnie rzadko zawodzi. Oczywiście do tego jest potrzebna jakaś tam wiedza, a w takową jestem wyposażony.
Wracając na chwilę do wczesnych lat młodości, to muszę się przyznać, że nie jeden raz wkurzałem rodziców i moich nauczycieli, kiedy zadawałem pytania: „a skąd to, a po co tamto, dlaczego tak, a nie inaczej”.
Owszem zadziwiały mnie sztuczki, śmieszyły gagi i ciarki przechodziły po plecach, kiedy na ekranie telewizora lub w opowieści dorosłych było to coś, coś, co już za chwilę, za rogiem, albo w szafie jest ukryte i za chwilę wyskoczy…
Wracając do umiejętności prestidigitatorów; mnie zawsze bardziej interesowało to, jak oni to robią, niźli sam efekt końcowy. Ot, taka, powiedzmy, dziecięca ciekawość, którą dość szybko zaspokoiłem odkrywając, że to tylko trik, że filmowy bohater wciąż żyje pomimo, że w filmie zginął, że strach ma wielkie oczy, ale nie tak wielkie jak bura w domu za słabą ocenę z matmy. A już zupełnie nijak się miały wspomniane gagi, triki i strach z zawezwaniem ojca do szkoły w celu rozmowy na okoliczność wybryku jego syna na lekcji historii: z sześć, albo siedem razy w siódmej i ósmej klasie podstawówki pytałem pana prowadzącego lekcję (historyk z niego, jak z koziej dupy trąba), co wie na temat Katynia i dlaczego Rosjanie mordowali tylu naszych?
Tyle tytułem wstępu. Teraz już spokojnie możemy przejść do głównego tematu, jakim jest sam tytuł niniejszego wpisu. Zacznijmy od wystawianej na Majdanie sztuki i tego szału, jaki ma miejsce wokół osnowy pokojowych wystąpień Ukraińców.
Teatr sam w sobie ma to coś szczególnego, a mianowicie posiada scenę i naprzeciwko niej widownię; jest kurtyna, są rekwizyty, dekoracje, zapadnie sceniczne, miejsce dla suflera, jest rampa, są światła i mnóstwo wszelakich linek od tego i tamtego, są garderoby, i kilka jeszcze innych elementów i pomieszczeń nie mniej istotnych dla funkcjonowania całości.
Nie będę wyłuszczał szczegółów nie dla tego że mi się nie chce, bo nie o to tutaj rzecz idzie, ale dlatego, że swoje teksty kieruję do ludzi inteligentnych, których nie śmiałbym obrazić jakimiś tam dopowiedzeniami i prowadzeniem, jak na sznurku, do sedna.
Zostawmy zatem kto, po co, i dla kogo tę „sztukę” na Majdanie wystawia. Nie wnikajmy (na razie, później przyjdzie na to czas) kto jest autorem scenariusza, kto reżyserem, kto płaci aktorom, a kto statystom. Nie wnikajmy, kto siedzi w budce suflera, kto obsługuje scenę, kto światła na rampie, kto jest garderobianym, itd.. Przyjdzie czas kurtyna opadnie. Czy emocje również? Uważam, że raczej przeciwnie.
Załóżmy, że aktorom i statystom zależy na oderwaniu się od Rosji i że chcą za wszelką cenę wejść do struktur Unii Europejskiej; chcą otwartych granic, wolności we wszelkich jej odsłonach. Przyjmijmy, że intencje tych co napisali „sztukę” są czyste, czytelne i jak najbardziej uczciwe, że nie chodzi o nic więcej niż to co w poprzednim zdaniu zostało ujęte. Dobrze. Niech i tak będzie.
Teraz na chwilę przeskoczmy na nasze polskie podwórko: rzućmy raz jeszcze przez chwilę okiem na ten nasz nieogarnięty rozumem majdan porozrzucany w pozornym nieładzie, w którym bez trudu pławią się rekiny.
Cofnijmy się w czasie do miejsca, gdzie dziś stoi Stadion Narodowego, wróćmy do czasu i tego miejsca, w którym stało największe centrum handlowe, Jarmark Europa. Kto nie pamięta tych dóbr, jakimi raczyli nas handlujący podróbkami najlepszych światowych marek towarów oraz pirackich: płyt gier, filmów, programów i muzyki. Dobrze znający tamte realia doskonale wiedzą o dealu zrobionym między mafiami rosyjską i polską oraz o cichej płatnej współpracy służb: policji, służby celnej, pograniczników, policji skarbowej, biur do zwalczania przestępczości zorganizowanej. Przemyt towarów, handel narkotykami, prostytucja, to pokłosie tamtego czasu, dawnej świetności Stadionu Dziesięciolecia. Nie jest moim zamiarem prawienie (komukolwiek) morałów. To było kiedyś i dziś wydaje się, że to czas miniony. Po tamtym czasie i miejscu pozostały jedynie wspomnienia i kilkanaście osób w polskich więzieniach, ileś tam trupów, kilkanaście tysięcy zarażonych wenerycznie i tysiące z HIV.
Spójrzmy raz jeszcze na to nasze podwórko pod kątem tego, co się dzieje na Ukrainie i przez chwilę zastanówmy się co się stanie, kiedy granica między naszymi państwami zostanie szeroko otwarta. Póki co na granicy RP i Ukrainy znajduje się dwanaście przejść, a w planie jest kolejnych siedem z czego dwa przejścia Budomierz – Chruszczów i Dołhobyczów – Uhrynów są już gotowe i czekają na otwarcie.
W Polsce zatrudnienie znajduje coraz więcej cudzoziemców. Nasi przedsiębiorcy tylko w 2011 roku zadeklarowali w powiatowych urzędach pracy chęć zatrudnienia 247 tys. pracowników zza wschodniej granicy na podstawie tzw. oświadczeń. Dla porównania w 2007 roku było ich zaledwie 27,3 tys. Zatrudnienie obcokrajowców, głównie osób z Mołdawii, Białorusi i Ukrainy, ma rzekomo uratować naszą gospodarkę, gdyż, jak podają niektóre (rządowe) źródła: „Polska się wyludnia”.
Teraz postarajmy się przełożyć język naszych administracyjnych gryzipiórków na język polski i postawmy (sobie) trzy pytania:
1.) Ile na dzień dzisiejszy – 12.12.2013 r. – Polaków bezskutecznie szuka zatrudnienia?
2.) Dlaczego w Polsce płaca minimalna jest trzy do pięciu razy niższa niż Niemczech, Francji, Anglii, czy krajach skandynawskich?
3.) Komu i czemu to służy i kto jest odpowiedzialny za taki stan?
Ilu obcokrajowców w Polsce pracuje na „czarno” nie wie dokładnie nikt. Większość to osoby zatrudniane do prac sezonowych przy zbieraniu ziemiopłodów i owoców, oraz w handlu i na budowach. Pozostaje też strefa bardziej opłacalna – handel kobietami w celach prostytucji. Tylko na polskim wybrzeżu ilość prostytutek jest tak olbrzymia, że nasze rodzime panie parające się najstarszym zawodem świata zostały wyparte z tego rynku, głównie przez Ukrainki i Białorusinki. To co wyróżnia obcokrajowców z za wschodniej granicy, to: dobra organizacja „pracy”, skuteczność i bezwzględność, a też atrakcyjne ceny za świadczone usługi i towary.
Zatem póki czas śmiejmy się do rozpuku i mocno trzymajmy kciuki za powodzenie „wystawianej sztuki” na Majdanie. Czas na płacz przyjdzie już wkrótce, a wtedy się okaże, że na próżno, i za późno, na wylewanie łez. Nie chcę być złym prorokiem, ale historia ma to siebie, że lubi się powtarzać. I jeszcze jedno. W tym zalewie, jaki nas czeka, nasze polskie problemy, nierozwiązane sprawy i niewyjaśnione zbrodnie po prostu utoną.
Pozdrawiam wszystkich sympatyków internacjonalizmu z lekką nutką drwiącego niepokoju z przesłaniem, aby zechcieli sprawdzić, kto i w jakim celu tę ideę (internacjonalizm) wymyślił. Warto też zwrócić uwagę na przyrostek „zm” w liczbie pojedynczej i mnogiej, w rozmaitych odmianach i kolorach od czerwonego po brunatny.
Szlak bursztynowy wobec tego, który się obecnie tworzy, ma się tak, jak nitka Bugu do Drogi Mlecznej.
A co na to Rosja, jakie tam „car” Władimir Władimirowicz Putin podejmie kroki?