Codziennie na ulicy mijam dziesiątki młodych – i nie tak znowu młodych – ludzi, którzy idą przez życie ze słuchawkami na uszach. Dwa kabelki wystające z uszu ograniczają im świat dźwięków do bezpiecznej „własnej chaty”, na drugim końcu najczęściej odtwarzacz mp3, komórka z funkcją takowego, coraz już rzadziej discman, a dawno już nie kasetowy walkman. Zdarzają się osobniki o nadmiernie wybujałej ambicji z obejmującymi całe uszy DJskimi słuchawami, które pełnią funkcję zdaje się nie tylko dźwiękodajną, ale i ogrzewczą.
Ani to zdrowe, ani bezpieczne. Niezdrowe, bo słuchając za głośno można nabawić się niedosłuchu, a przecież uliczny hałas aż prowokuje, żeby podkręcić głośność o kolejny decybel. A niebezpieczne, bo można się z zasłuchania znaleźć w sytuacji dość niebezpiecznej, pomijam tu koła pojazdu, ale sam widziałem młodzieńca, który – nie słysząc ostrzegawczego nawoływania z dachu – o mały włos minął się ze spadającym soplem wielkości sporego dzirytu. Wszystko to razem sprawia, że niepokoją się nawet międzynarodowe organizacje zajmujące się zdrowiem. Jakiś czas temu ogłoszono nawet apel do producentów sprzętu grającego, aby ograniczyć górną granicę głośności, ale z tego, co pamiętam, nie wywołał on jakiegoś spektakularnego odzewu.
Interesująca jest w tym wszystkim jeszcze jedna rzecz: mimo dziesiątków zasłucha(wkowa)nych ludzi mijanych na ulicach, nie zdarzyło mi się jeszcze zaobserwować, żeby ktoś publicznie takie słuchawki zakładał, czy też wkładał do uszu. Zdejmować/ wyjmować – tak, owszem, ale zakładać – nigdy. Czy to jest jakiś obciach – publicznie zakładać słuchawki? Czy tak jak gacie, należy założyć je przed wyjściem z domu, bo na ulicy jednak nie wypada (gaci)?
Ale dlaczego? Co jest tak intymnego w uchu? Czyżby słuchawki zostały obdarzone cechą „poufności”, „intymności” przez nas samych, zasugerowanych językowymi frazami „powiedzieć na ucho”, „tylko dla twoich uszu”, „nadstawiać uszu”, „nachylić się do ucha” etc.? Ktoś może ma swoją teorię? To poproszę, szepnijcie mi na ucho…
Mam
wrażenie, że hmm jakby to powiedzieć nie jesteś już młody. 23657812357898374974163 lat temu dojeżdżałem do pracy autobusem i miałem kasetowego walkmana wraz ze słuchawkami co miały “takie gąbki”. Walkman ten grał naprawdę very głośno. Potem przyszedł czas discmana, do którego dokupiłem porządne słuchawki (koszotowały mnie gdzieś ok 15% ówczesnej wypłaty) – grał on ciszej od walkmana. Słuchałem tych urządzeń a słuchu nie straciłem (mam dowód w postaci audiogramów, tzn. audiogramy te są w kartotece w miejscowym ośrodku zdrowia;-).
Natomiast zakładanie słuchawek. Hm, ciężko powiedzieć – poczucie obciachu, poczucie intymnego kontaktu z muzyką? Nie wiem. Jak pamiętam, to też jakoś nie afiszowałem się z zakładaniem słuchawek. Ale też specjalnie się z tym nie kryłem.
A to możliwe,
że zgredzieję. Zwłaszcza że starszy Junior wchodzi właśnie w okres dojrzewania 😛 i siłą rzeczy jestem w opozycji.
Co do kwestii głośności w słuchawkach, nie będę się upierał, że to aż takie zagrożenie; sam słuchałem swego czasu głośno, na słuchawkach i dość konkretnej muzyki i w prawym uchu mam niedosłuch, co niestety jestem w stanie stwierdzić bez audiogramów, wystarczy odruch przechylania głowy na lewo jak próbuję coś cichego usłyszeć.
Zauważ, że słuchawki kiedyś wyglądały inaczej, jak sam napisałeś, “miały gąbki” i zapewne pałąk, zatrzymywały się też na uszach, obecnie w przewadze są słuchawki bez pałąka i WKŁADANE do wnętrza uszu, jak głęboko, to zależy od modelu – może tu się kryje odpowiedź?
Ty się nie kryłeś z zakładaniem, OK. A spróbuj skojarzyć, ile razy (ostatnio) widziałeś kogoś na ulic zakładającego?
Mam
wrażenie, że hmm jakby to powiedzieć nie jesteś już młody. 23657812357898374974163 lat temu dojeżdżałem do pracy autobusem i miałem kasetowego walkmana wraz ze słuchawkami co miały “takie gąbki”. Walkman ten grał naprawdę very głośno. Potem przyszedł czas discmana, do którego dokupiłem porządne słuchawki (koszotowały mnie gdzieś ok 15% ówczesnej wypłaty) – grał on ciszej od walkmana. Słuchałem tych urządzeń a słuchu nie straciłem (mam dowód w postaci audiogramów, tzn. audiogramy te są w kartotece w miejscowym ośrodku zdrowia;-).
Natomiast zakładanie słuchawek. Hm, ciężko powiedzieć – poczucie obciachu, poczucie intymnego kontaktu z muzyką? Nie wiem. Jak pamiętam, to też jakoś nie afiszowałem się z zakładaniem słuchawek. Ale też specjalnie się z tym nie kryłem.
A to możliwe,
że zgredzieję. Zwłaszcza że starszy Junior wchodzi właśnie w okres dojrzewania 😛 i siłą rzeczy jestem w opozycji.
Co do kwestii głośności w słuchawkach, nie będę się upierał, że to aż takie zagrożenie; sam słuchałem swego czasu głośno, na słuchawkach i dość konkretnej muzyki i w prawym uchu mam niedosłuch, co niestety jestem w stanie stwierdzić bez audiogramów, wystarczy odruch przechylania głowy na lewo jak próbuję coś cichego usłyszeć.
Zauważ, że słuchawki kiedyś wyglądały inaczej, jak sam napisałeś, “miały gąbki” i zapewne pałąk, zatrzymywały się też na uszach, obecnie w przewadze są słuchawki bez pałąka i WKŁADANE do wnętrza uszu, jak głęboko, to zależy od modelu – może tu się kryje odpowiedź?
Ty się nie kryłeś z zakładaniem, OK. A spróbuj skojarzyć, ile razy (ostatnio) widziałeś kogoś na ulic zakładającego?
Zaszczyt Pana gościć
na temat, czy nie, zwłaszcza w dniu tak uroczystym.
A ja
się nie uchylam, jako żem człowiek bez zawiasów.