Reklama

 

Tak wiele tematów, tak mało czasu. Codziennie wracam zziajany z pracy, codziennie wyrzucam sobie, żem wciąż nic do konkursu nie napisał. A konkurs wisi i wisi, kusi i kusi, ale nie poradzę, jak mózg nie chce działać, to nie chce. A przecie to konkurs, wstyd gniota popełnić, pisać by pisać – nie ma sensu. Więc temat powinien być znaczny, wielki, ogromny. Temat powinien przytłaczać. I wtedy okazało się że mam taki temat – historia niby nieco nieświeża, kilka tysięcy lat licząca, ale ciekawa, oj ciekawa. To siadajcie, opowiem, zapominamy o konkursie, zostaje nam opowieść.

Reklama

 

 

Opowieść będzie o przybyszu, który urodził się prawdopodobnie gdzieś na terenie Indii, około 300 lat przed Chrystusem. Za długo w Indiach nie pobył, został sprzedany i przetransportowany, prawdopodobnie na teren Persji, a potem Syrii – stąd znany był później pod imieniem Surus (lub Sirius), co generalnie ma oznaczać – Syryjczyk. Później ślad trochę się urywa, ale ostatecznie przekazywany z rąk do rąk nasz bohater trafia na teren dzisiejszej Hiszpanii, którą w owym czasie zajmowali Feniccy koloniści.

Generalnie Fenicjanie to jest temat na niejeden wpis, ale do naszych celów zajmiemy się jednym małym wycinkiem z dziejów tego arcyciekawego narodu. Początki narodu sięgają jakiś 3000 lat przed Chrystusem. Fenicjanie zajmowali się głównie handlem, ich główną siłą było używanie floty pływającej po morzu śródziemnym zarówno jako statków kupieckich, jak i jako okrętów wojennych w razie konfliktu. Ich rodzime tereny to obecny Liban, kawałek Syrii, kawałek Izraela (Fenicja pochodzi z greckiego Phoinike; sami Fenicjanie nazywali się Bani Kan’an – "dzieci Kanaanu", – można o tym kraju poczytać w Bibli co nieco :D) – czyli ówczesne miasta Tyr, Byblos, Akka, Sydon. Jednak mimo iż terytorialnie Fenickie posiadłościFenicja w swojej okolicy nie była zbyt rozległa, to dzięki olbrzymiej flocie zajmowała również tereny całkiem odległe od metropolii, na całym wybrzeżu Morza Śródziemnego (a nawet dalej, na wybrzeżu Atlantyku). Taki kształt państwa okazał się zbawienny, bowiem słaba metropolia ostatecznie została zajęta przez wrogie narody, stale napływające na te tereny, jednak kultura fenicka przetrwała w koloniach.

Najważniejszą z kolonii fenickich była Kartagina (Kart Hadaszt – Nowe Miasto) – założona w okolicach 9 wieku przed naszą erą na wybrzeżu północnej Afryki (teraz to Fenicjaninchyba Tunezja tam się rozłożyła). Kiedy już dawno zapomniano w świecie greckim, że Fenicjanie przybyli ze wschodu, Kartagińczycy stanowili samoistnie prawdziwą potęgę – jedyne państwo, które mogło konkurować z rodzącym się imperium rzymskim, będąc faktycznym władcą praktycznie całego basenu zachodniego Morza Śródziemnego. Szczyt potęgi Kartaginy przypada na lata trzysetne przed Chrystusem – gdy Kartagińczycy posiadali władzę nad Korsyką, Sardynią, znaczną częścią Sycylii, wyspami Kanaryjskimi, całą południowo wschodnią Hiszpanią, i Zachodnim wybrzeżem Afryki. Pamiętacie słupy Heraklesa? Kiedy wracał z najdalszego zachodu, miał je ten heros ustawić na brzegu znanego świata. Słupy, zwane przez Fenicjan słupami Melkarta, to dwie góry wznoszące się po obu stronach cieśniny Giblartarskiej, i w owym czasie słupy nie były bynajmniej greckie, były fenicjańskie, a właściwie kartagińskie. Kartagina miała bardzo ciekawy ustrój, niespotykany praktycznie nigdzie indziej – timokrację. Platon, kiedy rozważał w swoim dialogu „Państwo” rodzaje nieidealnych społeczeństw (nieidealnych, bo istniejących :D), opisuje cztery typy rządów – timokrację, oligarchię, demokrację oraz tyranię – z taką uwagą, że ta pierwsza jest najbliższa ideałowi, a reszta powstaje po kolejnych etapach degeneracji. Timokracja była bowiem ustrojem ludzi kierujących się honorem, lub jak wspomina w innym miejscu – ustrojem filozofów, ludzi mądrych. W Kartaginie rządziło kilka głównych rodów arystokratycznych, najwyższą władzę dzierżyło dwóch sędziów wybieranych w wyborach powszechnych, którzy przewodniczyli obradom faktycznego suwerena – Rady Trzystu, dożywotnio wybranych arystokratów, która przyjmowała poselstwa, decydowała o wojnie i pokoju, tworzyła armię i zajmowała się legislacją. Był też osobny organ sadowniczy (Rada lub Trybunał Stu), i wykonawczy (Święta Rada). Jednym z rodów rządzących był ród Barkasów (Barca), który największe wpływy uzyskał w iberyjskiej części państwa. O tej rodzinie, jeszcze za chwilę dokończę, jednak na razie wróćmy do sytuacji w 3 wieku przed Chrystusem. Mamy więc Kartaginę, która licząc bardzo ostrożnie, liczy sobie około 3-4 milionów ludzi (rodowitych Fenicjan, ludzi z podbitych narodów, sprzymierzeńców z plemion praktycznie wchodzących w skład imperium), Kartaginę, która rozłożyła się na południowo- zachodnim wybrzeżu śródziemnomorskim, oraz mamy Rzym – Rzym który (jako związek Italski) liczy tylko nieco większą liczbę ludzi, okupując północ i wschód morza. Na konflikt nie trzeba było długo czekać.

Miejscem gdzie najbliżej było interesom Rzymu i Kartaginy – była Sycylia. Rzymianie nie posiadali co prawda bezpośrednich nabytków na tej wyspie, jednak z uwagi na bliskość geograficzną, siłą rzeczy znajdowała się ona zawsze na ich oku. Północna Sycylia zajęta była przez Kartagińczyków, podczas gdy południowo wschodni skrawek znajdował się pod kontrolą Syrakuz. Znajdowała się tam również Messyna, uprzednio zniszczona przez Kartaginę, jednak obecnie odbudowywana i kontrolowana przez najemników z Kampanii – Mamerytów. Ci, zagrożeni przez króla Syrakuz – Hierona, wezwali na pomoc Kartaginę. Fenicjanie przyszli, zajęli miasto, i okazali się mało skorzy do opuszczenia miasta. W tej sytuacji część najemników zwróciła się o pomoc do Rzymian. Niedługo na wybrzeżu Sycylii wylądował desant rzymski, zajmując Messynę i wyrzucając z niej fenicki garnizon. Tego było za wiele dla Kartaginy, która sprzymierzyła się w tej sytuacji z królem Syrakuz, który przystąpił do oblegania miasta. Jako że Messyny bronili rzymscy żołnierze, Rzym postanowił podesłać posiłki – w postaci armii złożonej z dwóch legionów. Po kilku dniach pobił wojska kartagińskie, później oddziały ich sojuszników (po czym król Syrakuz szybko postanowił nie kopać się koniem i oddał się pod władzę Rzymu). Tak właśnie rozpoczęła się I Wojna Punicka (Fenicka :D), zakończona kilka dziesięcioleci później (241 p.n.e.) klęską armii Kartaginy, dowodzonej przez Hazdrubala Barkasa – w jej wyniku cała Sycylia przeszła w ręce Rzymian (nie licząc Syrakuz, gdzie nadal rządził król Hieron, tym razem jako podwładny rzymski). Dodatkowo Fenicjanie mieli zapłacić olbrzymie odszkodowanie, które w zamyśle miało całkowicie spustoszyć skarbiec państwa. Kartagina wyszła z wojny upokorzona, osłabiona, i dużo mniejsza. Choć Sycylia to tylko jedna z ich kolonii – jasne było, że po tej wojnie nie ma już mowy o pokojowym współistnieniu dwóch mocarstw na tak bliskim terenie. Kolejna wojna była tylko kwestią czasu.

Ale ale, – piszę tu i piszę, a całkowicie zapomnieliśmy o naszym bohaterze – zostawiliśmy go na Hannibal Barkasterenie fenickiej Iberii, gdzie obecnie służy w armii Kartaginy. Należy do elitarnej jednostki, w armii dowodzonej przez syna dowódcy z Sycylii – Hannibala Barkasa. Hannibal, od młodości przygotowywany do roli wodza, zgromadził w owym czasie (ok. 220 p.n.e.) potężną armię, złożoną z kilkudziesięciu tysięcy żołnierzy, przeznaczoną oficjalnie do obrony fenickich posiadłości w Iberii. W skład armii wchodzili zarówno Fenicjanie, jak i najemnicy z całego świata. Młody wódz w odpowiedzi na nękanie własnych ziem przez mieszkańców Saguntu, rozpoczął oblężenie tego miasta (sprzymierzonego z Rzymem), zdobywając je po kilku miesiącach. Wtedy Rzymianie przysłali swoje poselstwo do władz Kartaginy, żądając wydania Hannibala, jako podżegacza wojennego. Żądanie zostało odrzucone, co oznaczało rozpoczęcie wojny, zwanej później II wojną punicką. Cały początek tej zawieruchy wygląda raczej na sprawnie przeprowadzoną intrygę, pozostaje jedynie spierać się, czy do wojny dążyła Kartagina, czy raczej Rzym – przy czym oczywiście obie odpowiedzi nie wykluczają się wzajemnie. Dość powiedzieć, że w tej sytuacji zgromadzona przez Hannibala armia rozpoczęła przemarsz, który miał przejść do historii. Młody wódz przyjął strategię skrajnie ofensywną – przejście wzdłuż śródziemnomorskiego wybrzeża na teren obecnej Francji, gdzie spodziewał się zrekrutować dodatkowe wojska galijskie, a następnie przekroczenie Alp i atak na północne Włochy. Plan został zrealizowany, jednak cena była ogromna. W trakcie przeprawy przez Pireneje, nękana przez sprzymierzeńców Rzymu armia poniosła wielkie straty, uzupełnione Galami, którzy dołączyli u podnóża Alp. Następnie przejście przez góry – okupione utratą przeważającej części wojska. W trakcie przeprawy Hannibal utracił oko w wyniku choroby – jednej z wielu trapiących maszerującą armię. Wyobraźmy sobie ten widok – pięćdziesiąt tysięcy ludzi, kilkanaście tysięcy koni, kilkadziesiąt słoni, wszyscy maszerują przez górskie przełęcze, najpierw idą zwierzęta, one potrzebują nie stratowanej trawy, Przeprawapotem ludzie. Wszyscy mają takie same potrzeby, trzeba zjeść, trzeba wypić, trzeba wydalić. Kolumna musiała być bardzo rozciągnięta, aby zapewnić sprawne przejście, bez zbędnych strat. W tej sytuacji, gdy higiena była na bardzo niskim poziomie, na wybuch choroby nie trzeba było długo czekać – i nie czekano. Zarazki zniszczyły o wiele większą część armii niż napady górskich plemion opłaconych przez Rzym. Naczelnego dowódcę, ciężko chorego, niósł na swoich barkach osobiście nasz bohater, Surus. Ten był tak słaby, że praktycznie ocierał się o śmierć. Jednak ostatecznie armia przebyła niebotyczną przeszkodę – z elitarnego oddziału naszego bohatera pozostał, jak podają źródła antyczne – tylko on sam (gdzie indziej podają, iż jeszcze dwóch jego pobratymców). Armia z prawie 100 000 ludzi stopniała do 50, 40 tysięcy. Ale cel strategiczny został zrealizowany – armia znalazła się na odsłoniętych tyłach przeciwnika. Rzym został zaalarmowany, i przystąpił do prędkiego rekrutowania nowych legionów, które mogłyby obronić Rzym przed wojskami fenickimi. Hannibal rozpoczął swoją kampanię, w której stoczył kilkanaście wielkich bitew, nigdy nie będąc pokonanym. Rozpoczął bitwą nad Trebią, poprzez Kanny (do tej pory uznaje się tą bitwę za najznamienitsze dzieło strategiczne wszechczasów – Hanibal pokonał prawie dwukrotnie większą armię Rzymu, zabijając około 60 tysięcy legionistów, tracąc zaledwie niecałe 7 tysięcy własnych żołnierzy), przez 10 lat przechodząc przez całą Italię. W większości z tych bitew dowodził, stojąc na barkach naszego bohatera, który w tym czasie pozbawiony był już jednego z ciosów. W ten właśnie sposób przeszedł on do historii – jedyny słoń, który przeżył alpejską przeprawę, towarzysz Hannibala, służący mu za podest dowodzenia. Rzymscy pisarze oddawali mu hołd, zapisując na swoich kartach jego imię.

Wyprawa Hannibala, mimo ewidentnego sukcesu militarnego Wyprawa Hannibala(do historii przeszło powiedzenie – Hannibal u bram! – Hannibal ad portas! – używane przez Rzymian w chwilach największego zagrożenia) nie przyniosła spodziewanego rozstrzygnięcia wojny. Rzymianie, nie mogąc pokonać znakomitego wodza na swojej ziemi, przeprawili swoje siły do Iberii, zajmując ziemie dotąd kontrolowane przez Fenicjan, a także dokonując desantu na stolicę imperium – samą Kartaginę. W tej sytuacji Hannibal musiał powrócić do Afryki, zabierając najprawdopodobniej Surusa ze sobą, by bronić metropolii przed inwazją rzymską. Po powrocie do Afryki Hannibal nareszcie został pokonany – bitwa pod Zamą (202 p.n.e.) otwarła drogę do Kartaginy i zakończyła wojnę. Najprawdopodobniej zakończyła też życie naszego bohatera, bowiem doszło tam do prawdziwej rzezi słoni użytych w walce. Fenicjanie w wyniku pokoju utracili wszystkie ziemie poza Afryką, a nawet tam oddać musieli część swoich terytoriów sprzymierzeńcom Rzymu. TrzeciaRuiny Kartaginy Wojna Punicka (149 – 146 p.n.e.) była tylko przypieczętowaniem wcześniejszego zwycięstwa – zgodnie z nawoływaniem Katona – Kartagina została zniszczona – miasto zburzono i zaorano, mieszkańców wyrżnięto lub sprzedano w niewolę.

Hannibal przeszedł do historii jako jeden z największych wodzów w historii. Pamięta się też jego przejście przez Alpy ze słoniami – jednak fakt, że w rzeczywistości słonie po drodze padły prawie wszystkie, pamięta niewielu. Praktycznie w żadnej z bitew stoczonych w Italii zwycięstwo nie było dziełem słoni, jednak wizja niepokonanego wodza i jego broni specjalnej przyciąga wyobraźnię. Tym bardziej pamiętać należy, o jedynym przedstawicielu gatunku, którego widok tak przerażał współczesnych.

 

PS. Surus może zawdzięczać swoje życie temu, że najprawdopodobniej jako jeden z nielicznych słoni w armii Hannibala należał do gatunku słonia indyjskiego. Reszta używanych przez Kartaginę słoni to słonie leśne afrykańskie – dużo mniejsze i delikatniejsze, nieprzystosowane do noszenia na grzbiecie wieżyczek strzeleckich, dosiadane jedynie przez jednego jeźdźca.

PS2. Naukowcy do dziś spierają się, jaką trasą Hannibal przeszedł Alpy. Jeden z fascynatów wypożyczył z ZOO słonia, z którym następnie przemierzył górskie przełęcze, poszukując drogi zdatnej do użycia przez to olbrzymie zwierzę.

PS3. Ech, temat taki fajny, a ja ledwie go liznąłem. Zaraz wsiadam w samolot, niestety nie dane mi więc będzie doszlifować go tak jak chciałbym, ale cóż – prawdziwe dzieło sztuki nigdy nie jest skończone 😀

PS4. Sorki że dziś obrazki z jednego, czy dwóch źródełek, ale nie bardzo miałem czas poszukać więcej ciekawych ilustracji. Chwała Wikipedii, szczególnie obcojęzycznej i phoenicia.org.

 

Reklama

3 KOMENTARZE

  1. Jak zawsze czyta mi się z
    Jak zawsze czyta mi się z zapartym tchem. Jeśli tak wygląda tekst nieoszlifowany to ja…lepiej nic nie powiem.:)

    Dobiłeś mnie wstępem “A przecie to konkurs, wstyd gniota popełnić, pisać by pisać – nie ma sensu. Więc temat powinien być znaczny, wielki, ogromny. Temat powinien przytłaczać.” Następnym razem n razy pomyślę zanim popełnię tekst na konkurs.:) Tematy wielkie, znaczne, ogromne, poza moim zasięgiem niestety.:(

  2. Ave, Kalosh!
    Na ciebie nie ma innej aureoli jak poszóstna!
    Mam dwie uwagi ( traktuj proszę jako wsparcie, nie krytykę, pls! ):
    – wcięło ci 2 pierwsze obrazki
    – powszechnie j znane jest w wersji “Hannibal ante portas” ( od razu zaznaczam, że nie znam łaciny, być może to ty wiesz lepiej ).
    Pozdrawiam !