W Charlotte, w Północnej Karolinie własnie zakończyła się Konwencja Partii Demokratycznej. Przysłuchując się Konwencji, możemy mieć wrażenie, że republikanin Mitt Romney przez ostatnie 4 lata był bardzo kiepskim prezydentem i dlatego delegaci demokratycznej konwencji popierają doswiadczonego, swieżego, pełnego pomysłów i zapału Baraka H. Obamę na stanowisko prezydenta.
W Charlotte, w Północnej Karolinie własnie zakończyła się Konwencja Partii Demokratycznej. Przysłuchując się Konwencji, możemy mieć wrażenie, że republikanin Mitt Romney przez ostatnie 4 lata był bardzo kiepskim prezydentem i dlatego delegaci demokratycznej konwencji popierają doswiadczonego, swieżego, pełnego pomysłów i zapału Baraka H. Obamę na stanowisko prezydenta.
Cały show konwencji obydwu partii, to nie tyle przekonywanie własnych zwolenników, ale próba oczarowania, zaklęcia, porwania i uprowadzenia do urn wyborczych 6 listopada rosnącej jak grzyby po deszczu rzeszy niezdecydowanych (swing woters). Rosną wydatki obydwu partii przeznaczone na kampanię wyborczą, tym razem powinny dojsć do $5,2 mld, czyli będą aż o 23% wyższe niż w 2008 r. i aż 95% wyższe niż w 2004 r.
Pierwszy dzień konwencji rozpoczął paradę delegatów (i tematów), którzy wprost kochają aborcję na życzenie i małżeństwa gejów. Samych delegatów gejów naliczono na konwencji aż 486! Co prawda z 5 tys. uczestników konwencji. Z ciekawszych wystąpień wypada zauważyć mera San Antonio, Teksas, 37 letniego latynosa absolwenta Harvardu Juliana Castro, który (dopiero w 2009 wziął tudora, aby uczyć się hiszpańskiego) podzielił się swoją i swojej rodziny drogą do sukcesu (babcia emigrantka z Meksyku). Trzeba wspomnieć jeszcze mera Chicago (miasto rekordowej liczby zabójstw, w weekend ginie tam tyle ludzi co przez miesiąc w Afganistanie), byłego szefa gabinetu Obamy, Rhama Emanuela, który łżąc jak bura suka, zaprezentował ostatnie 4 lata jako pasmo sukcesów prezydenta Obamy. Rham znany jest z epizodu, kiedy przeciwnikowi politycznemu wysłał zdechłą smierdzącą rybę, jako ostrzeżenie.
Zaprezentowano też składankę filmową poswięconą zmarłemu lwowi lewicy demokratycznej w Senacie , Edwardowi Kennedy. Film wspomnieniowy był tak dobrany, aby nieboszczyk Kennedy zza grobu atakował Mitta Romneygo (taki niesmaczny wieczór z wampirami).
Pod koniec pierwszego dnia wystąpiła żona Baracka H.Obamy, Michelle, z bardzo dobrze ocenianym przemówieniem przybliżającym postać męża jako człowieka wrażliwego, dobrze obeznanego z biedą. Zapewne mu pomogła, zagrzewając niektórych niezdecydowanych i partyjne doły. Prezentowała się wspaniale, chociaż krytycy zarzucają jej, że jej opowiesci nie zawsze odpowiadały faktom.
Drugiego dnia konwencji wybuchła afera z platformą programową partii. Otóż cichcem wyrzucono z niej odwołanie się do inspiracji „Boga”, oraz wyrzucono zdanie uznające Jerozolimę, za stolicę państwa Izrael, w dodatku usunięto też zdanie okreslające Hamas organizacją terrorystyczną. Uruchomiło to niezły kocioł, który chyba dobrze pokazał siłę izraelskiego lobby, nawet w szeregach partii demokratycznej (w ostatnich wyborach na Obamę głosowało 78% amerykańskich Żydów!). Doszło do skandalu i przy przepychankach i protestach (szczególnie islamskich delegatów) ok. 50% delegatów, zdecydowano się dwa pierwsze punkty przywrócić (przepisy wymagały jednak 2/3 głosów!).
Bezposrednie i otwarte popieranie aborcji na życzenie wywołało wojnę z rozbudzonym z letargu Kosciołem Katolickim, który w końcu przypomniał sobie o swoich zasadach moralnych. Newt Gingrich, były marszałek Kongresu i b. kandydat na prezydenta w tej kampanii powiedział:
„Prezydent USA, trzy razy głosował w obronie prawa lekarzy przeprowadzających aborcję, aby mogli oni zabić niemowlęta, którym udało się przeżyć aborcję. Przeważająca większosć kobiet nie wierzy, żeby podatnicy płacili za usuwanie ciąży w 8–ym i 9-ym miesiącu ciąży”.
Następnego dnia gwiazdą i gwoździem programu był b. Prezydent (dwie kadencję) Bill J. Clinton. Miał mówić tylko 20 min., ale Bill Clinton zakończył swoją orację po 50 – ciu minutach, przedstawiając na koniec Prezydenta Baracka H. Obamę, który cierpliwie za kotarą przestępował z nogi na nogę. Clintonowi zapomniano już aferę rozporkową, kłamstwo pod przysięgą (rozpustnik z cygarem), jak również to, że za jego urzędowania narosła mydlana bańka „dot-com”, która zachwiała rynkiem już za Prezydenta Busha, wybuchając w dodatku do ataku terrorystycznego „9/11” w Nowym Jorku. Jednak Clinton kojarzy się z „dobrobytem” i cieszy się 69% poparciem. Ostatniego dnia, najlepsze wystąpienie miał zdecydowanie v-ce Prezydent Joe Biden, który spełnił swoją powinnosć przedstawiając Prezydenta Obamę w samych superlatywach, jednoczesnie ciągle podkreslając jego rolę w uratowaniu (dotacjami podatnika) z zapasci amerykańskiego przemysłu samochodowego. Clinton raczej pracował tu na swoje konto, nie chciał np. atakować Romney, chcąc zachować dobre stosunki, jesli ten wygra. Clinton nie jest ideologiem, to rasowy polityk, zawsze, gdy zmuszony, zdolny do kompromisu ( na tym polegał sukces jego prezydentury).
Wystąpienie Obamy, dobre (szczególnie ostatnie 10 minut), jak poprzednie wystąpienia, pełne obietnic i pięknych wizji (jest dobrym mówcą), nie miało jednak tej siły i czaru swieżosci jak to z 2008 r. Więc krótko mówiąc, nie wypełniwszy poprzednich obietnic, przynosi nowe, co sygnalizuje jego chyba niezbyt udane małżeństwo z potrzebami dzisiejszej Ameryki. Wypada tylko zaczekać kilka dni na wyniki sondaży, kiedy złoty kurz entuzjazmu opadnie i Amerykanie zaczną stąpać po ziemi i na nowo odczytywać to co przyniosły im 4 lata Prezydenta Obamy. Powstaje pytanie, komu wierzyć, własnym oczom, czy oratorskim popisom Obamy?
Niestety patrząc obiektywnie sytuacja Obamy nie jest oceniana entuzjastycznie przez wyborców. Sam Obama 4 lata temu obiecał, że narastający deficyt (za prezydentury Busha) do $458,5 mld, obetnie o połowę. Dzis deficyt Obamy wynosi jednak $1,29 bln. Po odejsciu Busha (styczeń 2009 r.) bezrobocie wynosiło 7,8%, przez ostatnie 42 miesiące pozostaje powyżej 8%, mimo wpąpowaniu setek miliardów TARP-u i stymulatora Obamy, który to miał je zmniejszyć do 6%. Sredni dochód gospodarstwa domowego spadł za Obamy z $55 tys., do $51 tys.. Cena galonu benzyny wzrosła z $1,84, do $3,82, a dług narodowy wzrósł z $10,6 bln, na ponad $16 bln.
W 2008 r. Obama powiedział, że jeżeli w ciągu 3 lat nie wydobędzie kraju z kryzysu, to nie będzie zasługiwał na drugą kadencję. Według „The Hill”, 54% respondentów odpowiedziało negatywnie na pytanie, czy Obama zasługuje na reelekcję, 40% – tak, 6% nie miało zdania. Zapytano też czy US znajduje się w lepszej sytuacji niż 4 lata temu: 31% odpowiedziało – tak, 52% – nie, 15% – że w takiej samej. Prosząc o następne 4 lata, Obama jest zupełnie bezradny w /s zapasci ekonomicznej. Jego głównym pomysłem jest dorzucanie następnych dobrych ( i w 40% pożyczonych) pieniędzy i zadłużanie przyszłych pokoleń Amerykanów.
Zadłużenie US własnie przekroczyło $16 bln, co daje $ 140 tys. na osobę płacącą podatki, albo szerzej $51 tys. na obywatela. Rocznie rząd wydaje $3,5 bln, z czego pożycza $1,2 bln. Ameryka najbardziej zadłużona jest w Chinach: $1,16 bln i w Japonii: $ 1,12 bln.
W 2008 r. Obama oskarżał prezydenta Busha, że zgromadzenie $ 4 bln długu w ciągu 8 lat było wysoce nieodpowiedzialne i niepatriotyczne, co teraz powie sam zadłużając US w ciągu 4 lat na $6 bln? Oczywiscie wiemy, że odziedziczona przez Obamę ekonomia traciła miesięcznie ponad 750 tys miejsc pracy, był bałagan spowodowany upadkiem gospodarki mieszkaniowej i zadłużenie spowodowane prowadzeniem dwu wojen (Afganistan i Irak) na karty kredytowe.
Dzis 47 mln mln (z 312 mln mieszkańców) otrzymuje od rządu znaczki żywnoscowe, 23 mln jest bez pracy (albo robi ogony), ok. 50% absolwentów uczelni nie może znaleźć pracy. Niektórzy uważają, że Obama jest najbardziej prorodzinnym prezydentem Ameryki. Młodzi ludzie nie tylko po studiach, bez pracy i pieniędzy wracają, wprowadzają się z powrotem do domu rodziców, do swojego dziecinnego pokoju.
Obama narzeka na brak życzliwosci ze strony republikańskiego Kongresu, jakby całkowicie zapomniał, że przez całe 2 lata miał absolutną władzę, więksszosć w Kongresie i Senacie i mógł zrobić cokolwiek chciał (tak przepchnął reformę opieki zdrowotnej). Demokraci chcą zwiększenia podatków dla milionerów, ale zaliczają do nich włascicieli biznesów zarabiających od $ 250 tys, to własnie oni dają ludziom pracę. Czy ktos kiedykolwiek otrzymał pracę od biednego bezrobotnego człowieka? Według statystyk: 10% najlepiej zarabiających, płaci 70% podatków, zas 50% najniżej zarabiających nie płaci żadnych federalnych podatków.
Obama bardzo czytelnie reprezentuje i forsuje nurt w którym panaceum na wszystkie bolączki społeczeństwa i ekonomii, jest duży i silny rząd centralny, decydujący w coraz to większym stopniu o wszystkim i interweniujący we wszystkie obszary i zakątki życia obywatela.
Romney i republikanie wierzą bardziej w prawa wolnego rynku i w ducha przedsiębiorczosci obywateli, zas rząd chcą ograniczyć do roli przewidzianej mu w Konstytucji, ograniczyć jego wszędobylską biurokrację i jej niezliczoną sieć regulacji i zarządzeń dławiących gospodarcze inicjatywy obywatelskie.
Kiedy mamy już konwencje obydwu partii za sobą, teraz będziemy czekać na pierwsze czołowe starcie, debatę prezydencką między Prezydentem Barackiem H. Obamą i republikańskim pretendentem do prezydentury Mittem Romneym.
Jacek K. Matysiak