Swego czasu Józef Szwejk rzucił niezobowiązująco "Nie mogłem się dokształcać, bo mnie do czytelni nie wpuścili, a nawet wyrzucili, bo myśleli, że przyszedłem kraść palta."
Tak sobie patrzę na ostatnie "wyczyny" opozycji i nie mogę się nadziwić , że ktoś toto wpuścił na wizję. Najwidoczniej "oficerowie prowadzący" w ostatnich latach nie próbowali zajmować się łowieniem świerzego narybku , korzystali tylko z efektów długoletniej pracy swoich poprzedników , którzy tak jak Kiszczak i Jaruzelski powoli odchodzą. Skutek tego jest taki , że pani Pichowicz nie ma pojęcia o kwocie wolnej od podatku, jej koleżanka partyjna odlatuje na sali w poszukiwaniu Marszałka Terleckiego , kolejna ucieka ze studia Republiki przed programem(tą należy pochwalić dotarło do niej , że może się potknąć na "Rubikoniu"). Senatorka z byłej przewodniej siły plecie jakieś dyrdymały o naszym pierwszym ochrzczonym władcy . W końcu szef wszystkich opozycjonistów … e tam jego bon moty to już najwyższa kategoria żenady.
Dlaczrego tak się dzieje . To proste , do tych pór każde ogólnopolskie medium (nie mówię o panu Jackowskim) rozmawiało z tym towarzystwem na kolanach i w postawie służalczej , nagle się to wszystko rypło i trzeba na poważnie odpowiadać na proste pytania (nie mając możliwości wycięcia debilizmów na etapie produkcji w reżyserce) .
Cała obecna scena polityczna miała sobie taką pozostać na kolejne 25 lat . Od lat czterdziestych uzupełniano ją ludźmi wiernymi i zaufanymi . Nie żeby to zaraz koniecznie musieli być Polacy. Niedługo zostanie odsłonięta dla szerszej publiczności enka w archiwach , to dowiemy się więcej , ale póki co możemy sobie tylko pewne rzeczy przypominać.
Są takie rzeczy , które docieraja do naszej świadomości po latach . I u mnie tak się było ostatnio zdażyło. Otóż za panowania złotego Edwarda istniały limity przyjęć na różne kierunki studiów. Najtrudniej się było dostac na psychologię . Właściwie bez glejtu od ministra nie było szans dostania się na ten kierunek . Więc dostawała się tam tylko złota młodzież czerwonej proweniencji . Dlaczego akurat tam wszyscy chcieli się uczyć , czyżby stanowisko psychologa w zakładach mechanicznych , lub w innej centrali inseminatoryjnej, było szczytem kariery jaką wymarzyli sobie dla swoich pociech czerwoni towarzysze. Myślę , że jednak było w tym coś innego. Otóż na w/w wydziale można było się zasłużyć i trafić do grona speców zajmujących się psychologią społeczną. A to był, jest i będzie dział nauki , który służy propagandzie jak żaden inny.
Tak więc dopóki jeszcze psychologią społeczną zajmowali się towarzysze , którzy tą dziedziną zajmowali się w okresie jej narodzin , często samego jeszcze znając Stalina , jakoś to szło. Ostatnie dwadzieścia sześc lat świadczy o tym , iż naukowe podejście do społeczeństwa działało . NIastety specjaliści zaczęli odchodzić , a ich miejsce zajęli następcy , którzy owszem mieli doskonałe pochodzenie , niestety geny niezaakceptowały wiedzy jaką należałoby wtłoczyć im do głów. Jak to mówił mój ukochany wojak "Z pustym żołądkiem nie ma co pchać się do latryny".
Tak więc jest nadzieja , nasi dotychczasowi zarządcy nie potrafili zatrudnić dobrej służby , tuszę , że obecni ruszą tyłek i zamiast propagandy zaczną zajmować się pracą . PZDR i do ewentualnego poczytania gdzieś tak za około circa mniej więcej tydzień może.
Nauka w służbie, czyli jaka nauka tacy służący.
Reklama
Reklama