Przewodniczący partii, która zrobiłaby nam drugą Hiszpanię, gdyby tylko nie musiała walczyć o przekroczenie progu, napisał, że jak rządzi lewica, to gospodarka szybko się rozwija, a gdy do wład
Przewodniczący partii, która zrobiłaby nam drugą Hiszpanię, gdyby tylko nie musiała walczyć o przekroczenie progu, napisał, że jak rządzi lewica, to gospodarka szybko się rozwija, a gdy do władzy dochodzą prawicowcy, to od razu są kłopoty. Reguła ta sprawdza się podobno tak często, że jest regułą, a jedynym wyjątkiem ją potwierdzającym były rządy "prawicy" z PIS, Samoobrony i LPR, ale to nie była zasługa owej współpracującej ze związkami zawodowymi i mówiącej o walce z oligarchami prawicy, ale zasługa poprzednich rządów SLD, od których rządzący IV RP odcięli sobie ponoć jakieś kupony. Czy to reguła prawdziwa? Nie.
Nie będę okrutny i nie będę przypominał prosperity z lat 2001 – 2003, gdy rządziła lewica ( zresztą to pewnie była wina AWS ), ani tym bardziej boomu gospodarczego z niewątpliwie lewicowych lat 80 ( to pewnie pozostałość po sanacji ), wyjaśnię jedynie panu przewodniczącemu, że stan gospodarczy kraju nie zależy od tego, kto krajem rządzi. Owszem, czasem zależy, zależał np. w latach 80, gdy państwo centralnie sterowało gospodarką, ale w gospodarce rynkowej nie zależy i światowe kryzysy gospodarcze wybuchają bez względu na to, czy w Polsce rządzi lewica, prawica, czy środkowica, podobnie jest zresztą z okresami światowej koniunktury. Są jednak w gospodarce rzeczy, które zależą od państwa, te rzeczy to rozwój drobnej przedsiębiorczości i prywatna inicjatywa przeciętnego Kowalskiego. Droba przedsiębiorczość nie może bowiem pozwolić sobie na płacenie wysokich podatków, jak wielkie koncerny, nie może też w razie czego przenieść miejsc pracy za granicę ( to znaczy może przenieść swoje, zwinąć swój sklep i wyjechać do Londynu na zmywak, albo do Norwegii łowić ryby ). Mało tego, wszystkie akcje pod tytułem "walczymy z oligarchami" najmocniej uderzają właśnie w tę drobnicę, to ona najdotkliwiej czuje każdą podwyżkę podatków, każde zwiększenie urzędowych formalności, każdą kontrolę skarbową, kontrolę Sanepidu i wszystkie inne możliwe kontrole. Co więc powinno państwo zrobić? Państwo powinno ułatwić życie Kowalskiemu, prowadzącemu sklepik i Nowakowi, który z trudem utrzymuje własną restaurację, powinno niepotrzebne formalności likwidować, powinno przyznać mu dużą ulgę podatkową, jeśli ma niezbyt duże dochody, by mógł się utrzymać. Powinno. A co robi?
Przede wszystkim obrzydza Kowalskiemu podjęcie jakiejkolwiek działalności, tak, jakby chciało Kowalskiemu wybić przedsiębiorczość z głowy. Załóżmy, że Kowalski ma sad i ogród. W sadzie ma jabłka, gruszki, śliwki, w ogrodzie rosną maliny, truskawki, porzeczki oraz różne warzywa i kwiaty. Żona Kowalskiego przetwarza owoce na dżemy, powidła, soki i kompoty, a sam Kowalski robi z nich domowe wina owocowe i nalewki. Po tym wszystkim wciąż zostaje dużo owoców i warzyw, a ponieważ sąsiedzi często interesują się ich wyrobami, Kowalski wpada na pomysł otwarcia sklepu, w którym będzie handlował bogactwem swojego sadu i ogrodu, ot, takie połączenie warzywniaka z kwiaciarnią. Gdybyśmy żyli w przyjaznym państwie wystarczyłoby, by Kowalski zgłosił w gminie podjęcie działalności gospodarczej, gmina przekazałaby wiadomość do odpowiednich urzędów, Kowalski zostałby odpowiednio opodatkowany, a gdyby okazało się, że dochody ma niewielkie, zapłaciłby podatek zryczałtowany. Sklep handlowałby tym, co Kowalscy mają w ogrodzie, a zimą, gdy zapasy będą wyczerpane, Kowalski mógłby za część zarobionych i zaoszczędzonych latem pieniędzy sprowadzić owoce i przetwory z cieplejszych krajów. Piękne? Oczywiście i mogłoby być prawdziwe, ale nie jest. Na początku Kowalski musi pofatygować się do urzędu i zachowując odpowiednio uniżoną postawę szacunku dla władzy, złożyć wniosek o rozpoczęcie działalności. Wtedy Kowalski jest wpisywany do ewidencji, za co musi ( przynajmniej jakiś czas temu musiał, a chyba nic się nie zmieniło ) zapłacić 100 złotych. To nie koniec, później Kowalski musi odwiedzić ZUS, US, opodatkować się, powiadomić wszelkie możliwe inspekcje, urzędy kontrolne i sanepidy, dopiero wtedy może rozpocząć działalność gospodarczą. Jeśli się nie zniechęci.
To oczywiście nadal nie koniec, nasz nieszczęśnik musi płacić podatki i rozliczać się z tego, co sprzeda. Bez względu na to jak mu idzie biznes musi oddać zawsze taką samą część swoich dochodów, wskutek czego w momencie spadku popytu może zostać praktycznie bez pieniędzy. Czy wspomniałem coś o domowych winach i nalewkach? No właśnie, potrzebne jest zezwolenie na sprzedaż alkoholu. Sprzedajesz to co wyprodukujesz, bez zezwolenia odpowiednich urzędów – płacisz karę. Tak to się wszystko kręci, kręci się powoli. Kowalski przygnieciony koncesjami, pozwoleniami, opłatami i podatkami nie jest w stanie rozwinąć skrzydeł, zatrudnić nowej osoby do pomocy, ani sprowadzić zimą owoców z ciepłych krajów. Chyba, że ma duży kapitał początkowy, dużo cierpliwości i dużo determinacji, wtedy przetrwa trudne początki. Problem w tym, że nie wszyscy kapitał, cierpliwość i determinację mają, z kolei państwo, jeśli uprze się, by dopatrzyć się gdzieś błędów i wypaczeń i by sprawcy owych nieprawidłowości utrudnić życie, zazwyczaj nie ma z tym problemu.
Żyjemy w kraju nakazów, zakazów, pozwoleń i koncesji. W kraju, gdzie tylko rolnik może sprzedawać swoje płody rolne na targu, po zapłaceniu tzw. opłaty targowej, każdy inny, kto chce przez parę tygodni sprzedawać używane gacie musi specjalnie rozpoczynać działalność gospodarczą. Nie może być, że Nowakowa sprzedaje gacie na targu nielegalnie, wszystko musi odbywać się za wiedzą i zgodą władz. Nowakowa musi za swoje gacie zapłacić VAT i składkę ubezpieczeniową, sama opłata targowa nie wystarczy. Rezulat? Bardzo prosty, Nowakowa nie idzie na targ, tylko sprzedaje gacie sąsiadom, znajomym, znajomym sąsiadów i znajomym znajomych. Tak, czy siak VATów i CITów nie płaci, a miasto traci opłatę targową. Dlaczego tak się dzieje? Czy dlatego, że ludzie są zdeprawowani i czerpią satysfakcję z obchodzenia prawa i sprawiedliwości? Nie, nie dlatego, po prostu jeśli ktoś chce zarobić, zarobić uczciwe, sprzedając swoje, a nie ukradzione, to sprzeda i tak, nie zważając na regulacje. Przedsiębiorczość nie jest rzeczą, której można zakazać, czy ograniczyć ją dekretami. Choć czasami można. Władza, przypominająca ludową, ogranicza nasze prawo do korzystania z własności prywatnej. Przykładem takiego ograniczenia jest pozwolenie budowlane. Chcesz wybudować dom? Proszę bardzo, ale najpierw idź do urzędu i grzecznie poproś. Co z tego, że to twoje cegły i twoja posesja, urząd ma zawsze rację, więc jeśli każe ci prosić o pozwolenie, to proś. Proszenie się po urzędach trwa zwykle około roku, pół roku trzeba żebrać o pozwolenie na ścięcie drzewa. Nie, nie takiego, co to rośnie na państwowym, ale naszego drzewa, cośmy je sami, na naszej prywatnej posesji zasadzili. Idiotyczne? Jeszcze jak. Co dostajemy w zamian? W zamian dostajemy finansowanie partii politycznych z naszych podatków, tych partii, które uchwalają w sejmie buble prawne i które chwalą pozytywny wpływ swoich rządów na gospodarkę.
Od około roku działa komisja "Przyjazne Państwo" posła Janusza Palikota. Palikot i inni członkowie komisji w pocie czoła usuwają kolejne głupie przepisy. Odrolnili już ustawowo grunty w miastach i unormalnili niektóre przepisy podatkowe, znieśli m. in. przepis, nakazujący firmom importującym coś spoza UE płacenie VATu z góry. Komisja zniosła też wiele pomniejszych absurdów, wiele martwych przepisów i parę żywych, zakazując zbyt częstych, niepotrzebnych i nieuczciwych kontroli w przedsiębiorstwach. W tym roku bierze się za pozwolenie budowlane. Oby im się udało i oby nasze państwo stało się wreszcie państwem przyjaznym, państwem, w którym obywatele są zachęcani do przedsiębiorczości nie reklamami i ulotkami, ale praktycznymi rozwiązaniami.
Niestety w naszym kraju
Niestety w naszym kraju łatwiej jest dać bezrobotnemu 500 złotych zasiłku na miesiąc za nic, niż pomóc mu w znalezieniu pracy. Niektórzy nazywają to państwem opiekuńczym, podczas gdy z opieką nie ma to nic wspólnego. Zresztą rozsądne państwo przeznaczało by socjal nie na rozdawanie ryb, a na dawanie wędek: informatyzacja szkół i podnoszenie poziomu nauczania, stypendia i refundowane podręczniki dla zdolnych uczniów z ubogich rodzin, system państwowych minikredytów dla bezrobotnych i pomoc w znalezieniu pracy zamiast zasiłków, wysokie ulgi podatkowe dla drobnych przedsiębiorców i dla rodziców wychowujących małe dzieci zamiast kolejnych "becikowych", itd.
Pomoc w znalezieniu pracy
Swego czasu moja siostra zasiliła grono bezrobotnych. Ponieważ w jej specjalności pracy w jej mieście ( średniej wielkości ongiś wojewódzkie ) nie było, regularnie odwiedzała pośredniak otrzymując za każdym razem "Nic dla pani nie mamy" i stosowną pieczątkę. Odbyła kilka kursów, które miały zwiększyć jej szanse na rynku pracy. Bezskutecznie. Któregoś dnia wychodząc zauważyła kolło drzwi ogłoszenie o wakacie w jej specjalności w miasteczku oddalonym o 30 km. Zawróciła do urzędniczki z pytaniem, dlaczego ta nie dała jej skierowania. Odpowiedź brzmiała :
I tak by pani nie chciała, to taka dziura i daleko …
Obawiam się, że pośredniaki jako swoją misję widzą rozdawanie zasiłków biednym ludziom – aktywna pomoc jest na ogół poza ich możliwościami …
T.
A to właśnie aktywną pomocą
A to właśnie aktywną pomocą powinny się zajmować. Pomoc w znalezieniu pracy, minikredyty dla bezrobotnych chcących rozkręcić własną działalność gospodarczą, a zasiłki tylko i wyłącznie wtedy, gdy bezrobotny bierze udział w robotach publicznych ( zamiatanie chodników, sprzątanie parków, jakieś funkcje techniczne w domach opieki społecznej ). W innym wypadku, gdy bezrobotny nie chce pracować, ani nie wykazuje własnej inicjatywy, odesłać go z kwitkiem.
Niestety w naszym kraju
Niestety w naszym kraju łatwiej jest dać bezrobotnemu 500 złotych zasiłku na miesiąc za nic, niż pomóc mu w znalezieniu pracy. Niektórzy nazywają to państwem opiekuńczym, podczas gdy z opieką nie ma to nic wspólnego. Zresztą rozsądne państwo przeznaczało by socjal nie na rozdawanie ryb, a na dawanie wędek: informatyzacja szkół i podnoszenie poziomu nauczania, stypendia i refundowane podręczniki dla zdolnych uczniów z ubogich rodzin, system państwowych minikredytów dla bezrobotnych i pomoc w znalezieniu pracy zamiast zasiłków, wysokie ulgi podatkowe dla drobnych przedsiębiorców i dla rodziców wychowujących małe dzieci zamiast kolejnych "becikowych", itd.
Pomoc w znalezieniu pracy
Swego czasu moja siostra zasiliła grono bezrobotnych. Ponieważ w jej specjalności pracy w jej mieście ( średniej wielkości ongiś wojewódzkie ) nie było, regularnie odwiedzała pośredniak otrzymując za każdym razem "Nic dla pani nie mamy" i stosowną pieczątkę. Odbyła kilka kursów, które miały zwiększyć jej szanse na rynku pracy. Bezskutecznie. Któregoś dnia wychodząc zauważyła kolło drzwi ogłoszenie o wakacie w jej specjalności w miasteczku oddalonym o 30 km. Zawróciła do urzędniczki z pytaniem, dlaczego ta nie dała jej skierowania. Odpowiedź brzmiała :
I tak by pani nie chciała, to taka dziura i daleko …
Obawiam się, że pośredniaki jako swoją misję widzą rozdawanie zasiłków biednym ludziom – aktywna pomoc jest na ogół poza ich możliwościami …
T.
A to właśnie aktywną pomocą
A to właśnie aktywną pomocą powinny się zajmować. Pomoc w znalezieniu pracy, minikredyty dla bezrobotnych chcących rozkręcić własną działalność gospodarczą, a zasiłki tylko i wyłącznie wtedy, gdy bezrobotny bierze udział w robotach publicznych ( zamiatanie chodników, sprzątanie parków, jakieś funkcje techniczne w domach opieki społecznej ). W innym wypadku, gdy bezrobotny nie chce pracować, ani nie wykazuje własnej inicjatywy, odesłać go z kwitkiem.
Niestety w naszym kraju
Niestety w naszym kraju łatwiej jest dać bezrobotnemu 500 złotych zasiłku na miesiąc za nic, niż pomóc mu w znalezieniu pracy. Niektórzy nazywają to państwem opiekuńczym, podczas gdy z opieką nie ma to nic wspólnego. Zresztą rozsądne państwo przeznaczało by socjal nie na rozdawanie ryb, a na dawanie wędek: informatyzacja szkół i podnoszenie poziomu nauczania, stypendia i refundowane podręczniki dla zdolnych uczniów z ubogich rodzin, system państwowych minikredytów dla bezrobotnych i pomoc w znalezieniu pracy zamiast zasiłków, wysokie ulgi podatkowe dla drobnych przedsiębiorców i dla rodziców wychowujących małe dzieci zamiast kolejnych "becikowych", itd.
Pomoc w znalezieniu pracy
Swego czasu moja siostra zasiliła grono bezrobotnych. Ponieważ w jej specjalności pracy w jej mieście ( średniej wielkości ongiś wojewódzkie ) nie było, regularnie odwiedzała pośredniak otrzymując za każdym razem "Nic dla pani nie mamy" i stosowną pieczątkę. Odbyła kilka kursów, które miały zwiększyć jej szanse na rynku pracy. Bezskutecznie. Któregoś dnia wychodząc zauważyła kolło drzwi ogłoszenie o wakacie w jej specjalności w miasteczku oddalonym o 30 km. Zawróciła do urzędniczki z pytaniem, dlaczego ta nie dała jej skierowania. Odpowiedź brzmiała :
I tak by pani nie chciała, to taka dziura i daleko …
Obawiam się, że pośredniaki jako swoją misję widzą rozdawanie zasiłków biednym ludziom – aktywna pomoc jest na ogół poza ich możliwościami …
T.
A to właśnie aktywną pomocą
A to właśnie aktywną pomocą powinny się zajmować. Pomoc w znalezieniu pracy, minikredyty dla bezrobotnych chcących rozkręcić własną działalność gospodarczą, a zasiłki tylko i wyłącznie wtedy, gdy bezrobotny bierze udział w robotach publicznych ( zamiatanie chodników, sprzątanie parków, jakieś funkcje techniczne w domach opieki społecznej ). W innym wypadku, gdy bezrobotny nie chce pracować, ani nie wykazuje własnej inicjatywy, odesłać go z kwitkiem.
Niestety w naszym kraju
Niestety w naszym kraju łatwiej jest dać bezrobotnemu 500 złotych zasiłku na miesiąc za nic, niż pomóc mu w znalezieniu pracy. Niektórzy nazywają to państwem opiekuńczym, podczas gdy z opieką nie ma to nic wspólnego. Zresztą rozsądne państwo przeznaczało by socjal nie na rozdawanie ryb, a na dawanie wędek: informatyzacja szkół i podnoszenie poziomu nauczania, stypendia i refundowane podręczniki dla zdolnych uczniów z ubogich rodzin, system państwowych minikredytów dla bezrobotnych i pomoc w znalezieniu pracy zamiast zasiłków, wysokie ulgi podatkowe dla drobnych przedsiębiorców i dla rodziców wychowujących małe dzieci zamiast kolejnych "becikowych", itd.
Pomoc w znalezieniu pracy
Swego czasu moja siostra zasiliła grono bezrobotnych. Ponieważ w jej specjalności pracy w jej mieście ( średniej wielkości ongiś wojewódzkie ) nie było, regularnie odwiedzała pośredniak otrzymując za każdym razem "Nic dla pani nie mamy" i stosowną pieczątkę. Odbyła kilka kursów, które miały zwiększyć jej szanse na rynku pracy. Bezskutecznie. Któregoś dnia wychodząc zauważyła kolło drzwi ogłoszenie o wakacie w jej specjalności w miasteczku oddalonym o 30 km. Zawróciła do urzędniczki z pytaniem, dlaczego ta nie dała jej skierowania. Odpowiedź brzmiała :
I tak by pani nie chciała, to taka dziura i daleko …
Obawiam się, że pośredniaki jako swoją misję widzą rozdawanie zasiłków biednym ludziom – aktywna pomoc jest na ogół poza ich możliwościami …
T.
A to właśnie aktywną pomocą
A to właśnie aktywną pomocą powinny się zajmować. Pomoc w znalezieniu pracy, minikredyty dla bezrobotnych chcących rozkręcić własną działalność gospodarczą, a zasiłki tylko i wyłącznie wtedy, gdy bezrobotny bierze udział w robotach publicznych ( zamiatanie chodników, sprzątanie parków, jakieś funkcje techniczne w domach opieki społecznej ). W innym wypadku, gdy bezrobotny nie chce pracować, ani nie wykazuje własnej inicjatywy, odesłać go z kwitkiem.
Niestety w naszym kraju
Niestety w naszym kraju łatwiej jest dać bezrobotnemu 500 złotych zasiłku na miesiąc za nic, niż pomóc mu w znalezieniu pracy. Niektórzy nazywają to państwem opiekuńczym, podczas gdy z opieką nie ma to nic wspólnego. Zresztą rozsądne państwo przeznaczało by socjal nie na rozdawanie ryb, a na dawanie wędek: informatyzacja szkół i podnoszenie poziomu nauczania, stypendia i refundowane podręczniki dla zdolnych uczniów z ubogich rodzin, system państwowych minikredytów dla bezrobotnych i pomoc w znalezieniu pracy zamiast zasiłków, wysokie ulgi podatkowe dla drobnych przedsiębiorców i dla rodziców wychowujących małe dzieci zamiast kolejnych "becikowych", itd.
Pomoc w znalezieniu pracy
Swego czasu moja siostra zasiliła grono bezrobotnych. Ponieważ w jej specjalności pracy w jej mieście ( średniej wielkości ongiś wojewódzkie ) nie było, regularnie odwiedzała pośredniak otrzymując za każdym razem "Nic dla pani nie mamy" i stosowną pieczątkę. Odbyła kilka kursów, które miały zwiększyć jej szanse na rynku pracy. Bezskutecznie. Któregoś dnia wychodząc zauważyła kolło drzwi ogłoszenie o wakacie w jej specjalności w miasteczku oddalonym o 30 km. Zawróciła do urzędniczki z pytaniem, dlaczego ta nie dała jej skierowania. Odpowiedź brzmiała :
I tak by pani nie chciała, to taka dziura i daleko …
Obawiam się, że pośredniaki jako swoją misję widzą rozdawanie zasiłków biednym ludziom – aktywna pomoc jest na ogół poza ich możliwościami …
T.
A to właśnie aktywną pomocą
A to właśnie aktywną pomocą powinny się zajmować. Pomoc w znalezieniu pracy, minikredyty dla bezrobotnych chcących rozkręcić własną działalność gospodarczą, a zasiłki tylko i wyłącznie wtedy, gdy bezrobotny bierze udział w robotach publicznych ( zamiatanie chodników, sprzątanie parków, jakieś funkcje techniczne w domach opieki społecznej ). W innym wypadku, gdy bezrobotny nie chce pracować, ani nie wykazuje własnej inicjatywy, odesłać go z kwitkiem.
Niestety w naszym kraju
Niestety w naszym kraju łatwiej jest dać bezrobotnemu 500 złotych zasiłku na miesiąc za nic, niż pomóc mu w znalezieniu pracy. Niektórzy nazywają to państwem opiekuńczym, podczas gdy z opieką nie ma to nic wspólnego. Zresztą rozsądne państwo przeznaczało by socjal nie na rozdawanie ryb, a na dawanie wędek: informatyzacja szkół i podnoszenie poziomu nauczania, stypendia i refundowane podręczniki dla zdolnych uczniów z ubogich rodzin, system państwowych minikredytów dla bezrobotnych i pomoc w znalezieniu pracy zamiast zasiłków, wysokie ulgi podatkowe dla drobnych przedsiębiorców i dla rodziców wychowujących małe dzieci zamiast kolejnych "becikowych", itd.
Pomoc w znalezieniu pracy
Swego czasu moja siostra zasiliła grono bezrobotnych. Ponieważ w jej specjalności pracy w jej mieście ( średniej wielkości ongiś wojewódzkie ) nie było, regularnie odwiedzała pośredniak otrzymując za każdym razem "Nic dla pani nie mamy" i stosowną pieczątkę. Odbyła kilka kursów, które miały zwiększyć jej szanse na rynku pracy. Bezskutecznie. Któregoś dnia wychodząc zauważyła kolło drzwi ogłoszenie o wakacie w jej specjalności w miasteczku oddalonym o 30 km. Zawróciła do urzędniczki z pytaniem, dlaczego ta nie dała jej skierowania. Odpowiedź brzmiała :
I tak by pani nie chciała, to taka dziura i daleko …
Obawiam się, że pośredniaki jako swoją misję widzą rozdawanie zasiłków biednym ludziom – aktywna pomoc jest na ogół poza ich możliwościami …
T.
A to właśnie aktywną pomocą
A to właśnie aktywną pomocą powinny się zajmować. Pomoc w znalezieniu pracy, minikredyty dla bezrobotnych chcących rozkręcić własną działalność gospodarczą, a zasiłki tylko i wyłącznie wtedy, gdy bezrobotny bierze udział w robotach publicznych ( zamiatanie chodników, sprzątanie parków, jakieś funkcje techniczne w domach opieki społecznej ). W innym wypadku, gdy bezrobotny nie chce pracować, ani nie wykazuje własnej inicjatywy, odesłać go z kwitkiem.
Niestety w naszym kraju
Niestety w naszym kraju łatwiej jest dać bezrobotnemu 500 złotych zasiłku na miesiąc za nic, niż pomóc mu w znalezieniu pracy. Niektórzy nazywają to państwem opiekuńczym, podczas gdy z opieką nie ma to nic wspólnego. Zresztą rozsądne państwo przeznaczało by socjal nie na rozdawanie ryb, a na dawanie wędek: informatyzacja szkół i podnoszenie poziomu nauczania, stypendia i refundowane podręczniki dla zdolnych uczniów z ubogich rodzin, system państwowych minikredytów dla bezrobotnych i pomoc w znalezieniu pracy zamiast zasiłków, wysokie ulgi podatkowe dla drobnych przedsiębiorców i dla rodziców wychowujących małe dzieci zamiast kolejnych "becikowych", itd.
Pomoc w znalezieniu pracy
Swego czasu moja siostra zasiliła grono bezrobotnych. Ponieważ w jej specjalności pracy w jej mieście ( średniej wielkości ongiś wojewódzkie ) nie było, regularnie odwiedzała pośredniak otrzymując za każdym razem "Nic dla pani nie mamy" i stosowną pieczątkę. Odbyła kilka kursów, które miały zwiększyć jej szanse na rynku pracy. Bezskutecznie. Któregoś dnia wychodząc zauważyła kolło drzwi ogłoszenie o wakacie w jej specjalności w miasteczku oddalonym o 30 km. Zawróciła do urzędniczki z pytaniem, dlaczego ta nie dała jej skierowania. Odpowiedź brzmiała :
I tak by pani nie chciała, to taka dziura i daleko …
Obawiam się, że pośredniaki jako swoją misję widzą rozdawanie zasiłków biednym ludziom – aktywna pomoc jest na ogół poza ich możliwościami …
T.
A to właśnie aktywną pomocą
A to właśnie aktywną pomocą powinny się zajmować. Pomoc w znalezieniu pracy, minikredyty dla bezrobotnych chcących rozkręcić własną działalność gospodarczą, a zasiłki tylko i wyłącznie wtedy, gdy bezrobotny bierze udział w robotach publicznych ( zamiatanie chodników, sprzątanie parków, jakieś funkcje techniczne w domach opieki społecznej ). W innym wypadku, gdy bezrobotny nie chce pracować, ani nie wykazuje własnej inicjatywy, odesłać go z kwitkiem.
Niestety w naszym kraju
Niestety w naszym kraju łatwiej jest dać bezrobotnemu 500 złotych zasiłku na miesiąc za nic, niż pomóc mu w znalezieniu pracy. Niektórzy nazywają to państwem opiekuńczym, podczas gdy z opieką nie ma to nic wspólnego. Zresztą rozsądne państwo przeznaczało by socjal nie na rozdawanie ryb, a na dawanie wędek: informatyzacja szkół i podnoszenie poziomu nauczania, stypendia i refundowane podręczniki dla zdolnych uczniów z ubogich rodzin, system państwowych minikredytów dla bezrobotnych i pomoc w znalezieniu pracy zamiast zasiłków, wysokie ulgi podatkowe dla drobnych przedsiębiorców i dla rodziców wychowujących małe dzieci zamiast kolejnych "becikowych", itd.
Pomoc w znalezieniu pracy
Swego czasu moja siostra zasiliła grono bezrobotnych. Ponieważ w jej specjalności pracy w jej mieście ( średniej wielkości ongiś wojewódzkie ) nie było, regularnie odwiedzała pośredniak otrzymując za każdym razem "Nic dla pani nie mamy" i stosowną pieczątkę. Odbyła kilka kursów, które miały zwiększyć jej szanse na rynku pracy. Bezskutecznie. Któregoś dnia wychodząc zauważyła kolło drzwi ogłoszenie o wakacie w jej specjalności w miasteczku oddalonym o 30 km. Zawróciła do urzędniczki z pytaniem, dlaczego ta nie dała jej skierowania. Odpowiedź brzmiała :
I tak by pani nie chciała, to taka dziura i daleko …
Obawiam się, że pośredniaki jako swoją misję widzą rozdawanie zasiłków biednym ludziom – aktywna pomoc jest na ogół poza ich możliwościami …
T.
A to właśnie aktywną pomocą
A to właśnie aktywną pomocą powinny się zajmować. Pomoc w znalezieniu pracy, minikredyty dla bezrobotnych chcących rozkręcić własną działalność gospodarczą, a zasiłki tylko i wyłącznie wtedy, gdy bezrobotny bierze udział w robotach publicznych ( zamiatanie chodników, sprzątanie parków, jakieś funkcje techniczne w domach opieki społecznej ). W innym wypadku, gdy bezrobotny nie chce pracować, ani nie wykazuje własnej inicjatywy, odesłać go z kwitkiem.
Nie “jadę”, tylko stwierdzam
Nie "jadę", tylko stwierdzam fakty. To, czy rządzi lewica, czy prawica nie ma wpływu na gospodarkę, chyba, że gospodarka jest kontrolowana przez państwo, jak było za rządów lewicowych przecież komunistów ( był wtedy kryzys ). Prawicy nie lubię, za lewicą zresztą również nie przepadam. Ciekawi mnie jednak kiedy lewica wyciągnęła nas z "bagna". Wtedy, kiedy zastąpiła kasy chorych scentralizowanym NFZem? Czy może wtedy, gdy lewicowy prezydent ratyfikował konkordat, podpisany przez prawicową panią premier?
Nie “jadę”, tylko stwierdzam
Nie "jadę", tylko stwierdzam fakty. To, czy rządzi lewica, czy prawica nie ma wpływu na gospodarkę, chyba, że gospodarka jest kontrolowana przez państwo, jak było za rządów lewicowych przecież komunistów ( był wtedy kryzys ). Prawicy nie lubię, za lewicą zresztą również nie przepadam. Ciekawi mnie jednak kiedy lewica wyciągnęła nas z "bagna". Wtedy, kiedy zastąpiła kasy chorych scentralizowanym NFZem? Czy może wtedy, gdy lewicowy prezydent ratyfikował konkordat, podpisany przez prawicową panią premier?
Nie “jadę”, tylko stwierdzam
Nie "jadę", tylko stwierdzam fakty. To, czy rządzi lewica, czy prawica nie ma wpływu na gospodarkę, chyba, że gospodarka jest kontrolowana przez państwo, jak było za rządów lewicowych przecież komunistów ( był wtedy kryzys ). Prawicy nie lubię, za lewicą zresztą również nie przepadam. Ciekawi mnie jednak kiedy lewica wyciągnęła nas z "bagna". Wtedy, kiedy zastąpiła kasy chorych scentralizowanym NFZem? Czy może wtedy, gdy lewicowy prezydent ratyfikował konkordat, podpisany przez prawicową panią premier?
Nie “jadę”, tylko stwierdzam
Nie "jadę", tylko stwierdzam fakty. To, czy rządzi lewica, czy prawica nie ma wpływu na gospodarkę, chyba, że gospodarka jest kontrolowana przez państwo, jak było za rządów lewicowych przecież komunistów ( był wtedy kryzys ). Prawicy nie lubię, za lewicą zresztą również nie przepadam. Ciekawi mnie jednak kiedy lewica wyciągnęła nas z "bagna". Wtedy, kiedy zastąpiła kasy chorych scentralizowanym NFZem? Czy może wtedy, gdy lewicowy prezydent ratyfikował konkordat, podpisany przez prawicową panią premier?
Nie “jadę”, tylko stwierdzam
Nie "jadę", tylko stwierdzam fakty. To, czy rządzi lewica, czy prawica nie ma wpływu na gospodarkę, chyba, że gospodarka jest kontrolowana przez państwo, jak było za rządów lewicowych przecież komunistów ( był wtedy kryzys ). Prawicy nie lubię, za lewicą zresztą również nie przepadam. Ciekawi mnie jednak kiedy lewica wyciągnęła nas z "bagna". Wtedy, kiedy zastąpiła kasy chorych scentralizowanym NFZem? Czy może wtedy, gdy lewicowy prezydent ratyfikował konkordat, podpisany przez prawicową panią premier?
Nie “jadę”, tylko stwierdzam
Nie "jadę", tylko stwierdzam fakty. To, czy rządzi lewica, czy prawica nie ma wpływu na gospodarkę, chyba, że gospodarka jest kontrolowana przez państwo, jak było za rządów lewicowych przecież komunistów ( był wtedy kryzys ). Prawicy nie lubię, za lewicą zresztą również nie przepadam. Ciekawi mnie jednak kiedy lewica wyciągnęła nas z "bagna". Wtedy, kiedy zastąpiła kasy chorych scentralizowanym NFZem? Czy może wtedy, gdy lewicowy prezydent ratyfikował konkordat, podpisany przez prawicową panią premier?
Nie “jadę”, tylko stwierdzam
Nie "jadę", tylko stwierdzam fakty. To, czy rządzi lewica, czy prawica nie ma wpływu na gospodarkę, chyba, że gospodarka jest kontrolowana przez państwo, jak było za rządów lewicowych przecież komunistów ( był wtedy kryzys ). Prawicy nie lubię, za lewicą zresztą również nie przepadam. Ciekawi mnie jednak kiedy lewica wyciągnęła nas z "bagna". Wtedy, kiedy zastąpiła kasy chorych scentralizowanym NFZem? Czy może wtedy, gdy lewicowy prezydent ratyfikował konkordat, podpisany przez prawicową panią premier?
Nie “jadę”, tylko stwierdzam
Nie "jadę", tylko stwierdzam fakty. To, czy rządzi lewica, czy prawica nie ma wpływu na gospodarkę, chyba, że gospodarka jest kontrolowana przez państwo, jak było za rządów lewicowych przecież komunistów ( był wtedy kryzys ). Prawicy nie lubię, za lewicą zresztą również nie przepadam. Ciekawi mnie jednak kiedy lewica wyciągnęła nas z "bagna". Wtedy, kiedy zastąpiła kasy chorych scentralizowanym NFZem? Czy może wtedy, gdy lewicowy prezydent ratyfikował konkordat, podpisany przez prawicową panią premier?
Ale
szukaniem pracy bezrobotnym nie powinno zajmowac się państwo prawie na całym swiecie zajmują się tym agencje
Państwowe urzędy pracy
Państwowe urzędy pracy mogłyby współpracować w tym zakresie z agencjami. Szczerze mówiąc wolę, by te urzędy pomagały znaleźć bezrobotnym jakieś zajęcie, niż żeby dawały im zasiłki. Oczywiście zasiłki mogą być przyznawane, ale tym bezrobotnym, którzy pracują parę godzin w tygodniu społecznie i którzy przejawiają jakąś inicjatywę w zakresie poszukiwania pracy, nie tym, którzy przepijają każdy grosz tanim winem pod sklepem.
Nie zgadzam się z tobą
Urzedy państwowe powinny zajmować sie tylko i wyłącznie przydzielaniem zasiłków ściśle w ramach ustawy. Szlak mnie trafia kiedy widze ze pieniadze z podatkow ida na
bzdurne szkolenia
psychologów którzy nic nie mogą pomóc
i wiele innych pokoi w urzędzie o których przydatności nie chce się wypowiadać bo nie lubie brzydkich słów
Jestem pewna ze procent znajdowanych prac przez UP jest znikomy.
Ja mimo wszystko wolałbym,
Ja mimo wszystko wolałbym, aby pieniądze płacone przez podatników były przeznaczane na realną pomoc, nie na "masz pół tysiąca i idź się uchlać". Owszem, wiele szkoleń jest obecnie nieprzydatnych, co wynika głównie z tego, jak są prowadzone. Również oferty pracy są często nieciekawe i w zbyt małych ilościach. Wynika to głównie z wielkiej biurokracji. Mogę się nawet zgodzić na to, by szukaniem ofert pracy zajmowały się prywatne agencje, natomiast jeśli chodzi o urzędy, to chodzi mi głównie o sposób przyznawania zasiłków: nie za nic, tylko za, powiedzmy, 10, czy 15 godzin tygodniowo, przepracowanych społecznie i nie tylko same zasiłki, ale również jakieś programy aktywizacyjne, jakieś małe kredyty ( tysiąc, czy dwa tysiące złotych ) na rozkręcenie jakiegoś małego biznesu, itd. Szkolenia też mogą być, choć przekazywana na nich wiedza powinna być przede wszystkim praktyczna, poza tym powinny być one prowadzone przez ludzi z odpowiednim podejściem, które skupiają się nie tylko na pieniądzach, ale także na uczniach.
Pozdrawiam.
Ale
szukaniem pracy bezrobotnym nie powinno zajmowac się państwo prawie na całym swiecie zajmują się tym agencje
Państwowe urzędy pracy
Państwowe urzędy pracy mogłyby współpracować w tym zakresie z agencjami. Szczerze mówiąc wolę, by te urzędy pomagały znaleźć bezrobotnym jakieś zajęcie, niż żeby dawały im zasiłki. Oczywiście zasiłki mogą być przyznawane, ale tym bezrobotnym, którzy pracują parę godzin w tygodniu społecznie i którzy przejawiają jakąś inicjatywę w zakresie poszukiwania pracy, nie tym, którzy przepijają każdy grosz tanim winem pod sklepem.
Nie zgadzam się z tobą
Urzedy państwowe powinny zajmować sie tylko i wyłącznie przydzielaniem zasiłków ściśle w ramach ustawy. Szlak mnie trafia kiedy widze ze pieniadze z podatkow ida na
bzdurne szkolenia
psychologów którzy nic nie mogą pomóc
i wiele innych pokoi w urzędzie o których przydatności nie chce się wypowiadać bo nie lubie brzydkich słów
Jestem pewna ze procent znajdowanych prac przez UP jest znikomy.
Ja mimo wszystko wolałbym,
Ja mimo wszystko wolałbym, aby pieniądze płacone przez podatników były przeznaczane na realną pomoc, nie na "masz pół tysiąca i idź się uchlać". Owszem, wiele szkoleń jest obecnie nieprzydatnych, co wynika głównie z tego, jak są prowadzone. Również oferty pracy są często nieciekawe i w zbyt małych ilościach. Wynika to głównie z wielkiej biurokracji. Mogę się nawet zgodzić na to, by szukaniem ofert pracy zajmowały się prywatne agencje, natomiast jeśli chodzi o urzędy, to chodzi mi głównie o sposób przyznawania zasiłków: nie za nic, tylko za, powiedzmy, 10, czy 15 godzin tygodniowo, przepracowanych społecznie i nie tylko same zasiłki, ale również jakieś programy aktywizacyjne, jakieś małe kredyty ( tysiąc, czy dwa tysiące złotych ) na rozkręcenie jakiegoś małego biznesu, itd. Szkolenia też mogą być, choć przekazywana na nich wiedza powinna być przede wszystkim praktyczna, poza tym powinny być one prowadzone przez ludzi z odpowiednim podejściem, które skupiają się nie tylko na pieniądzach, ale także na uczniach.
Pozdrawiam.
Ale
szukaniem pracy bezrobotnym nie powinno zajmowac się państwo prawie na całym swiecie zajmują się tym agencje
Państwowe urzędy pracy
Państwowe urzędy pracy mogłyby współpracować w tym zakresie z agencjami. Szczerze mówiąc wolę, by te urzędy pomagały znaleźć bezrobotnym jakieś zajęcie, niż żeby dawały im zasiłki. Oczywiście zasiłki mogą być przyznawane, ale tym bezrobotnym, którzy pracują parę godzin w tygodniu społecznie i którzy przejawiają jakąś inicjatywę w zakresie poszukiwania pracy, nie tym, którzy przepijają każdy grosz tanim winem pod sklepem.
Nie zgadzam się z tobą
Urzedy państwowe powinny zajmować sie tylko i wyłącznie przydzielaniem zasiłków ściśle w ramach ustawy. Szlak mnie trafia kiedy widze ze pieniadze z podatkow ida na
bzdurne szkolenia
psychologów którzy nic nie mogą pomóc
i wiele innych pokoi w urzędzie o których przydatności nie chce się wypowiadać bo nie lubie brzydkich słów
Jestem pewna ze procent znajdowanych prac przez UP jest znikomy.
Ja mimo wszystko wolałbym,
Ja mimo wszystko wolałbym, aby pieniądze płacone przez podatników były przeznaczane na realną pomoc, nie na "masz pół tysiąca i idź się uchlać". Owszem, wiele szkoleń jest obecnie nieprzydatnych, co wynika głównie z tego, jak są prowadzone. Również oferty pracy są często nieciekawe i w zbyt małych ilościach. Wynika to głównie z wielkiej biurokracji. Mogę się nawet zgodzić na to, by szukaniem ofert pracy zajmowały się prywatne agencje, natomiast jeśli chodzi o urzędy, to chodzi mi głównie o sposób przyznawania zasiłków: nie za nic, tylko za, powiedzmy, 10, czy 15 godzin tygodniowo, przepracowanych społecznie i nie tylko same zasiłki, ale również jakieś programy aktywizacyjne, jakieś małe kredyty ( tysiąc, czy dwa tysiące złotych ) na rozkręcenie jakiegoś małego biznesu, itd. Szkolenia też mogą być, choć przekazywana na nich wiedza powinna być przede wszystkim praktyczna, poza tym powinny być one prowadzone przez ludzi z odpowiednim podejściem, które skupiają się nie tylko na pieniądzach, ale także na uczniach.
Pozdrawiam.
Ale
szukaniem pracy bezrobotnym nie powinno zajmowac się państwo prawie na całym swiecie zajmują się tym agencje
Państwowe urzędy pracy
Państwowe urzędy pracy mogłyby współpracować w tym zakresie z agencjami. Szczerze mówiąc wolę, by te urzędy pomagały znaleźć bezrobotnym jakieś zajęcie, niż żeby dawały im zasiłki. Oczywiście zasiłki mogą być przyznawane, ale tym bezrobotnym, którzy pracują parę godzin w tygodniu społecznie i którzy przejawiają jakąś inicjatywę w zakresie poszukiwania pracy, nie tym, którzy przepijają każdy grosz tanim winem pod sklepem.
Nie zgadzam się z tobą
Urzedy państwowe powinny zajmować sie tylko i wyłącznie przydzielaniem zasiłków ściśle w ramach ustawy. Szlak mnie trafia kiedy widze ze pieniadze z podatkow ida na
bzdurne szkolenia
psychologów którzy nic nie mogą pomóc
i wiele innych pokoi w urzędzie o których przydatności nie chce się wypowiadać bo nie lubie brzydkich słów
Jestem pewna ze procent znajdowanych prac przez UP jest znikomy.
Ja mimo wszystko wolałbym,
Ja mimo wszystko wolałbym, aby pieniądze płacone przez podatników były przeznaczane na realną pomoc, nie na "masz pół tysiąca i idź się uchlać". Owszem, wiele szkoleń jest obecnie nieprzydatnych, co wynika głównie z tego, jak są prowadzone. Również oferty pracy są często nieciekawe i w zbyt małych ilościach. Wynika to głównie z wielkiej biurokracji. Mogę się nawet zgodzić na to, by szukaniem ofert pracy zajmowały się prywatne agencje, natomiast jeśli chodzi o urzędy, to chodzi mi głównie o sposób przyznawania zasiłków: nie za nic, tylko za, powiedzmy, 10, czy 15 godzin tygodniowo, przepracowanych społecznie i nie tylko same zasiłki, ale również jakieś programy aktywizacyjne, jakieś małe kredyty ( tysiąc, czy dwa tysiące złotych ) na rozkręcenie jakiegoś małego biznesu, itd. Szkolenia też mogą być, choć przekazywana na nich wiedza powinna być przede wszystkim praktyczna, poza tym powinny być one prowadzone przez ludzi z odpowiednim podejściem, które skupiają się nie tylko na pieniądzach, ale także na uczniach.
Pozdrawiam.
Ale
szukaniem pracy bezrobotnym nie powinno zajmowac się państwo prawie na całym swiecie zajmują się tym agencje
Państwowe urzędy pracy
Państwowe urzędy pracy mogłyby współpracować w tym zakresie z agencjami. Szczerze mówiąc wolę, by te urzędy pomagały znaleźć bezrobotnym jakieś zajęcie, niż żeby dawały im zasiłki. Oczywiście zasiłki mogą być przyznawane, ale tym bezrobotnym, którzy pracują parę godzin w tygodniu społecznie i którzy przejawiają jakąś inicjatywę w zakresie poszukiwania pracy, nie tym, którzy przepijają każdy grosz tanim winem pod sklepem.
Nie zgadzam się z tobą
Urzedy państwowe powinny zajmować sie tylko i wyłącznie przydzielaniem zasiłków ściśle w ramach ustawy. Szlak mnie trafia kiedy widze ze pieniadze z podatkow ida na
bzdurne szkolenia
psychologów którzy nic nie mogą pomóc
i wiele innych pokoi w urzędzie o których przydatności nie chce się wypowiadać bo nie lubie brzydkich słów
Jestem pewna ze procent znajdowanych prac przez UP jest znikomy.
Ja mimo wszystko wolałbym,
Ja mimo wszystko wolałbym, aby pieniądze płacone przez podatników były przeznaczane na realną pomoc, nie na "masz pół tysiąca i idź się uchlać". Owszem, wiele szkoleń jest obecnie nieprzydatnych, co wynika głównie z tego, jak są prowadzone. Również oferty pracy są często nieciekawe i w zbyt małych ilościach. Wynika to głównie z wielkiej biurokracji. Mogę się nawet zgodzić na to, by szukaniem ofert pracy zajmowały się prywatne agencje, natomiast jeśli chodzi o urzędy, to chodzi mi głównie o sposób przyznawania zasiłków: nie za nic, tylko za, powiedzmy, 10, czy 15 godzin tygodniowo, przepracowanych społecznie i nie tylko same zasiłki, ale również jakieś programy aktywizacyjne, jakieś małe kredyty ( tysiąc, czy dwa tysiące złotych ) na rozkręcenie jakiegoś małego biznesu, itd. Szkolenia też mogą być, choć przekazywana na nich wiedza powinna być przede wszystkim praktyczna, poza tym powinny być one prowadzone przez ludzi z odpowiednim podejściem, które skupiają się nie tylko na pieniądzach, ale także na uczniach.
Pozdrawiam.
Ale
szukaniem pracy bezrobotnym nie powinno zajmowac się państwo prawie na całym swiecie zajmują się tym agencje
Państwowe urzędy pracy
Państwowe urzędy pracy mogłyby współpracować w tym zakresie z agencjami. Szczerze mówiąc wolę, by te urzędy pomagały znaleźć bezrobotnym jakieś zajęcie, niż żeby dawały im zasiłki. Oczywiście zasiłki mogą być przyznawane, ale tym bezrobotnym, którzy pracują parę godzin w tygodniu społecznie i którzy przejawiają jakąś inicjatywę w zakresie poszukiwania pracy, nie tym, którzy przepijają każdy grosz tanim winem pod sklepem.
Nie zgadzam się z tobą
Urzedy państwowe powinny zajmować sie tylko i wyłącznie przydzielaniem zasiłków ściśle w ramach ustawy. Szlak mnie trafia kiedy widze ze pieniadze z podatkow ida na
bzdurne szkolenia
psychologów którzy nic nie mogą pomóc
i wiele innych pokoi w urzędzie o których przydatności nie chce się wypowiadać bo nie lubie brzydkich słów
Jestem pewna ze procent znajdowanych prac przez UP jest znikomy.
Ja mimo wszystko wolałbym,
Ja mimo wszystko wolałbym, aby pieniądze płacone przez podatników były przeznaczane na realną pomoc, nie na "masz pół tysiąca i idź się uchlać". Owszem, wiele szkoleń jest obecnie nieprzydatnych, co wynika głównie z tego, jak są prowadzone. Również oferty pracy są często nieciekawe i w zbyt małych ilościach. Wynika to głównie z wielkiej biurokracji. Mogę się nawet zgodzić na to, by szukaniem ofert pracy zajmowały się prywatne agencje, natomiast jeśli chodzi o urzędy, to chodzi mi głównie o sposób przyznawania zasiłków: nie za nic, tylko za, powiedzmy, 10, czy 15 godzin tygodniowo, przepracowanych społecznie i nie tylko same zasiłki, ale również jakieś programy aktywizacyjne, jakieś małe kredyty ( tysiąc, czy dwa tysiące złotych ) na rozkręcenie jakiegoś małego biznesu, itd. Szkolenia też mogą być, choć przekazywana na nich wiedza powinna być przede wszystkim praktyczna, poza tym powinny być one prowadzone przez ludzi z odpowiednim podejściem, które skupiają się nie tylko na pieniądzach, ale także na uczniach.
Pozdrawiam.
Ale
szukaniem pracy bezrobotnym nie powinno zajmowac się państwo prawie na całym swiecie zajmują się tym agencje
Państwowe urzędy pracy
Państwowe urzędy pracy mogłyby współpracować w tym zakresie z agencjami. Szczerze mówiąc wolę, by te urzędy pomagały znaleźć bezrobotnym jakieś zajęcie, niż żeby dawały im zasiłki. Oczywiście zasiłki mogą być przyznawane, ale tym bezrobotnym, którzy pracują parę godzin w tygodniu społecznie i którzy przejawiają jakąś inicjatywę w zakresie poszukiwania pracy, nie tym, którzy przepijają każdy grosz tanim winem pod sklepem.
Nie zgadzam się z tobą
Urzedy państwowe powinny zajmować sie tylko i wyłącznie przydzielaniem zasiłków ściśle w ramach ustawy. Szlak mnie trafia kiedy widze ze pieniadze z podatkow ida na
bzdurne szkolenia
psychologów którzy nic nie mogą pomóc
i wiele innych pokoi w urzędzie o których przydatności nie chce się wypowiadać bo nie lubie brzydkich słów
Jestem pewna ze procent znajdowanych prac przez UP jest znikomy.
Ja mimo wszystko wolałbym,
Ja mimo wszystko wolałbym, aby pieniądze płacone przez podatników były przeznaczane na realną pomoc, nie na "masz pół tysiąca i idź się uchlać". Owszem, wiele szkoleń jest obecnie nieprzydatnych, co wynika głównie z tego, jak są prowadzone. Również oferty pracy są często nieciekawe i w zbyt małych ilościach. Wynika to głównie z wielkiej biurokracji. Mogę się nawet zgodzić na to, by szukaniem ofert pracy zajmowały się prywatne agencje, natomiast jeśli chodzi o urzędy, to chodzi mi głównie o sposób przyznawania zasiłków: nie za nic, tylko za, powiedzmy, 10, czy 15 godzin tygodniowo, przepracowanych społecznie i nie tylko same zasiłki, ale również jakieś programy aktywizacyjne, jakieś małe kredyty ( tysiąc, czy dwa tysiące złotych ) na rozkręcenie jakiegoś małego biznesu, itd. Szkolenia też mogą być, choć przekazywana na nich wiedza powinna być przede wszystkim praktyczna, poza tym powinny być one prowadzone przez ludzi z odpowiednim podejściem, które skupiają się nie tylko na pieniądzach, ale także na uczniach.
Pozdrawiam.
Ale
szukaniem pracy bezrobotnym nie powinno zajmowac się państwo prawie na całym swiecie zajmują się tym agencje
Państwowe urzędy pracy
Państwowe urzędy pracy mogłyby współpracować w tym zakresie z agencjami. Szczerze mówiąc wolę, by te urzędy pomagały znaleźć bezrobotnym jakieś zajęcie, niż żeby dawały im zasiłki. Oczywiście zasiłki mogą być przyznawane, ale tym bezrobotnym, którzy pracują parę godzin w tygodniu społecznie i którzy przejawiają jakąś inicjatywę w zakresie poszukiwania pracy, nie tym, którzy przepijają każdy grosz tanim winem pod sklepem.
Nie zgadzam się z tobą
Urzedy państwowe powinny zajmować sie tylko i wyłącznie przydzielaniem zasiłków ściśle w ramach ustawy. Szlak mnie trafia kiedy widze ze pieniadze z podatkow ida na
bzdurne szkolenia
psychologów którzy nic nie mogą pomóc
i wiele innych pokoi w urzędzie o których przydatności nie chce się wypowiadać bo nie lubie brzydkich słów
Jestem pewna ze procent znajdowanych prac przez UP jest znikomy.
Ja mimo wszystko wolałbym,
Ja mimo wszystko wolałbym, aby pieniądze płacone przez podatników były przeznaczane na realną pomoc, nie na "masz pół tysiąca i idź się uchlać". Owszem, wiele szkoleń jest obecnie nieprzydatnych, co wynika głównie z tego, jak są prowadzone. Również oferty pracy są często nieciekawe i w zbyt małych ilościach. Wynika to głównie z wielkiej biurokracji. Mogę się nawet zgodzić na to, by szukaniem ofert pracy zajmowały się prywatne agencje, natomiast jeśli chodzi o urzędy, to chodzi mi głównie o sposób przyznawania zasiłków: nie za nic, tylko za, powiedzmy, 10, czy 15 godzin tygodniowo, przepracowanych społecznie i nie tylko same zasiłki, ale również jakieś programy aktywizacyjne, jakieś małe kredyty ( tysiąc, czy dwa tysiące złotych ) na rozkręcenie jakiegoś małego biznesu, itd. Szkolenia też mogą być, choć przekazywana na nich wiedza powinna być przede wszystkim praktyczna, poza tym powinny być one prowadzone przez ludzi z odpowiednim podejściem, które skupiają się nie tylko na pieniądzach, ale także na uczniach.
Pozdrawiam.
Czasem takie przyuczenie się
Czasem takie przyuczenie się stosuje. Faktycznie jest to rozwiązanie dużo praktyczniejsze. Szkoda, że w naszym kraju sukcesem kończą się głównie prywatne inicjatywy, z państwowymi różnie bywa. Bardzo różnie.
Czasem takie przyuczenie się
Czasem takie przyuczenie się stosuje. Faktycznie jest to rozwiązanie dużo praktyczniejsze. Szkoda, że w naszym kraju sukcesem kończą się głównie prywatne inicjatywy, z państwowymi różnie bywa. Bardzo różnie.
Czasem takie przyuczenie się
Czasem takie przyuczenie się stosuje. Faktycznie jest to rozwiązanie dużo praktyczniejsze. Szkoda, że w naszym kraju sukcesem kończą się głównie prywatne inicjatywy, z państwowymi różnie bywa. Bardzo różnie.
Czasem takie przyuczenie się
Czasem takie przyuczenie się stosuje. Faktycznie jest to rozwiązanie dużo praktyczniejsze. Szkoda, że w naszym kraju sukcesem kończą się głównie prywatne inicjatywy, z państwowymi różnie bywa. Bardzo różnie.
Czasem takie przyuczenie się
Czasem takie przyuczenie się stosuje. Faktycznie jest to rozwiązanie dużo praktyczniejsze. Szkoda, że w naszym kraju sukcesem kończą się głównie prywatne inicjatywy, z państwowymi różnie bywa. Bardzo różnie.
Czasem takie przyuczenie się
Czasem takie przyuczenie się stosuje. Faktycznie jest to rozwiązanie dużo praktyczniejsze. Szkoda, że w naszym kraju sukcesem kończą się głównie prywatne inicjatywy, z państwowymi różnie bywa. Bardzo różnie.
Czasem takie przyuczenie się
Czasem takie przyuczenie się stosuje. Faktycznie jest to rozwiązanie dużo praktyczniejsze. Szkoda, że w naszym kraju sukcesem kończą się głównie prywatne inicjatywy, z państwowymi różnie bywa. Bardzo różnie.
Czasem takie przyuczenie się
Czasem takie przyuczenie się stosuje. Faktycznie jest to rozwiązanie dużo praktyczniejsze. Szkoda, że w naszym kraju sukcesem kończą się głównie prywatne inicjatywy, z państwowymi różnie bywa. Bardzo różnie.