Reklama

Jakiś gość z zaświatów zaczął mi przysyłać teksty.
Ja myślę, że internet jest tunelem czasowym.
To według mnie możliwe.

Jakiś gość z zaświatów zaczął mi przysyłać teksty.
Ja myślę, że internet jest tunelem czasowym.
To według mnie możliwe.
Może piwo jest tunelem czasowym co znaczyłoby, że mój interlokutor pobiera nie na żarty.
A pisze tak: Pamiętnik ten znalazłem po śmierci mojej matki. Ona znalazła go po śmierci swego ojca, który znalazł go po śmierci swego Dziadka. Zawiłe byłe losy owych kartek, które wpadły wreszcie w moje ręce. To osobna historia.

Reklama

Opisuje to co przeczytałem i o czym słyszałem z przekazów moich potomków. Nie oceniam i nie wydaje sądów, opisuje – jako Sklepowy Historyk – coś co zdarzyło się w owym feralnym roku 2400.

Przełom jaki dokonał ów jeden człowiek warty jest poświecenia mu tych skromnych stronic. Sto pięćdziesiąt lat, które świętuje dziś mam zamiar zakończyć tą wzmianką o moim potomku, którego nie znałem a pokochałem jak własnego ojca gdyby istniał.

Syntetyczna sperma, z której się narodziłem na szczęście jest już przeszłością.

Zacznijmy od początku. W 2378 roku, roku moich narodzin staraniem matki mojej dostaliśmy najlepszą kapsułę mieszkalną na 666 piętrze największego, najwspanialszego przybytku świata, jaki powstał po egipskich piramidach – tak mówiono.

Uważałem piramidy za nic nie wartą kupę kamieni. Za to Sklep olśniewał, jaśniał jak słońce, które nigdy nie zachodzi. Sklep był otwarty 25 godzin na dobę, 26 godzin na dobę jeśli zachodziła taka potrzeba ale nigdy nie zachodziła bo był otwarty jak wszechświat, był wszechświatem na ziemi.

Mieszkało w nim dwa miliardy ludzi. W doskonałej komitywie, perfekcyjnej egzystencji, ludzi urodzonych po to, aby kupować, wybrańców dostępujących wyróżnienia mieszkania w Sklepie. Na jego budowę zadysponowano 200 trylionów ton stali, część przywieziono z księżyca i marsa – ziemi wyrwano metalowy wrzód na zawsze.

Po wydobyciu całej ziemskiej stali, miedzi cynku, srebra i czego tam jeszcze twardego, na ziemi pozostał tylko plastik i on zastąpił wszystko.

Sklep był zbudowany ze starej szlachetnej stali. Sproszkowaną dodawano nawet do narkotyków. Stal była warta więcej niż złoto w dawnych czasach a jedyna fabryka złota w zaroślach Kongo przynosiła roczny dochód wielkości dwóch taczek kruszcu miesięcznie. Złoto kupowali wyłącznie artyści, ta garstka odszczepieńców, dla których państwo robiło wyjątek nie umieszczania ich we więzieniach.

Artyści byli pierwszymi na liście, których należało izolować w domach wariatów rozpościerających się na całej północnej części Afryki. Miliard wariatów odizolowanych w afrykańskiej mega-debilo-utopii.

Nie posyłano wtedy jeszcze nikogo na fotel laserowy, kto nie posiadał stereorealitoskopu, czy mrugających światełek po wydaleniu z siebie czegoś co kiedyś nazywano przepraszam za kolokwializm – gównem. Jeśli nie srałeś jarzeniówkami byłeś wrogiem państwa.

Zamykano wszelkiego rodzaju imbecyli wąchających książkowy papier, jak i tych, co z nabożnością księdza patrzyli w kierunku ilustracji starych wehikułów z gumowymi kołami. Dziadek – tak będę go nazywał – miał awionetkę, maleńki jednoosobowy samolot, którym zaatakował pod koniec swojego krótkiego stuletniego życia sklep.

Oczywistą zagadką jest: jak do cholery mógł przez tak długi czas ukrywać to znienawidzone przez obecnie żyjących ludzi urządzenie do przenoszenia osób na tak krótka odległość. Oczywiście nie zdawano sobie sprawy, że to małe latające paskudztwo wypełnione galonami benzyny może porysować swoim płomieniem widocznym z wielu kilometrów tak doskonale trwała konstrukcję jak Sklep.

Nie zdawano sobie również wtedy sprawy jak niebezpieczna może być jednoosobowa awionetka wypełniona galonami benzyny, jak i nie zdawano sobie sprawy jak niebezpieczny może być człowiek, który mieszka poza sklepem, nie ma telewizji, robi na drutach skarpety i konstruuje weki z wiśni i ogórków.

Odszczepieńcy byli przez całą dobę monitorowani przez kamery satelitarne – bezskutecznie – bo te umieszczane w tyłkach wyrywali sobie może i nie bezboleśnie ale z dumą na twarzy.

Po wyrwaniu sobie z dupska kamery inwigilującej jego życie, dziadek postanowił naoliwić zakamuflowaną awionetkę i przywalić nią w sam pokój prezesa sklepu gdziekolwiek by się on znajdował.

Kiedy zaczęto budowę sklepu Dziadek mieszkał oddalony od niego o 2657 kilometrów i 354 metry a kiedy zakończono budowę walnął w niego czołem wychodząc na ogródek, w którym stała jedna z jego miliona przypór takich jak niegdyś w gotyckich katedrach.

Oczywiście rzucił się do garażu po młot pneumatyczny zapominając, że służy do rozwalania betonu a nie stali. Z przecinaka do kucia betonu zrobił zabawną sinusoidę kiedy sromotnie zmęczony z zalanymi potem oczętami udał się po niezawodną wiertarkę udarową z widiowym wiertłem. Kiedy po kilku sekundach zwęglone wiertło znikło, wściekły rzucił się na olbrzymią przyporę z megakilofem.

Owo zdarzenie zapisano w kronice sklepu pod nazwą „tajemniczego dzwonka”. Gdyby wiedziano, że zaatakowana przypora – jedna z miliona – padła ofiarą szaleńczego uderzenia siedemnastokilowego megakilofa wywołując drgania odczuwalne w ostatnich najbardziej odległych pomieszczeniach, które jeszcze wtedy kończono, Dziadek skończyłby w Domu Izolowanego Szczęścia.

Gdyby wiedziano, z jakim tytanicznym trudem Dziadek zabrał się do wykorzenienia niechcianego intruza z ogródka przysłano by kilka patroli eS-policji, aby na zawsze słuch o Dziadku zaginął w odmętach kwadratu F-6-666, w którym skazańcy czyścili ściekowe rury nie wychodząc nigdy na piętra sklepu, nawet na ich zaopatrzeniowy poziom znajdujący się na 18 piętrze pod ziemią.

Gównianą rurą o przekroju samolotowego hangaru Dziadek wydostał się na zewnątrz zostawiając personel najwyższego szczebla w przekonaniu, że rozpuścił się podczas pewnej wielkiej awarii, która zalała gównem cały kwadrat F-6-666 zwany od tamtej pory kwadratowym gównem, którym straszono największych odszczepieńców zesłaniem w to najbardziej na ziemi znane miejsce kaźni, które ze względu na swoje numerologiczne konotacje miało wywoływać w ludzkim mózgu skojarzenie z szatańskim piekłem.

Nikt nie przypuszczał, że największe szatańskie piekło to sam Dziadek, kiedy wkurzony szedł północną flanką sklepu obmyślając plan jego unicestwienia. O ile Dziadek przypuszczał, że zagłada sklepu wymagała by od niego posiadania co najmniej trzech bomb wodorowych standardowego gabarytu i licencji na latanie samolotem co najmniej podwójnym B52 a nie awionetką wypełnioną galonami benzyny, to był prawie pewien znajdującego się na ostatnim piętrze południowej flanki sklepu pokoju prezesa, w który uderzył z impetem samolotem przypominającym zabawkę w jedyne w tym sklepie otwierające się na pilota okno uchylone poprzedniego dnia z powodu awarii klimatyzacji.

Tym razem pilotem był Dziadek.

Reklama

12 KOMENTARZE

    • Islamiści swoją drogą niech sobie idą
      Opowiadanko sobie napisałem, że można się wkurwić kiedy spokojnie sobie żyje człowiek na prowincji a tu w imię międzynarodowego bełkotu autostrada czy supermarket mu wyrasta wśród sitowia to bierze za działo samobieżne z nadzieniem wodorowym i wypierdala we wroga.
      Chciałbyś aby bez pytania na twojej działce gdzie grilujesz z przyjaciółmi wyrósł ci Bilbord wielkości egipskich piramid? Niech troszkę skręcą, bo mogą – i moją działeczkę ze świeżo wybudowanym grillem do wędzenia mięska ominą – taką ma po prostu prośbę. Niech się odpierdolą od mojego na działeczce zbudowanego grila i idą zarabiać kaskę cokolwiek dalej od mojej wrażliwości.

        • Dlaczego nie skręcili o dwa metry?
          Niech mi będzie wolno spytać dlaczego te wykształcone łachmyty na maliny Twoje wjechali nie pytając o zgodę? Mi się od razu karabin maszynowy na działce postawiony marzy i prawo, które by pozwalało do głupoty strzelać co najmniej gumowymi kulkami… pozdrawiam

    • Islamiści swoją drogą niech sobie idą
      Opowiadanko sobie napisałem, że można się wkurwić kiedy spokojnie sobie żyje człowiek na prowincji a tu w imię międzynarodowego bełkotu autostrada czy supermarket mu wyrasta wśród sitowia to bierze za działo samobieżne z nadzieniem wodorowym i wypierdala we wroga.
      Chciałbyś aby bez pytania na twojej działce gdzie grilujesz z przyjaciółmi wyrósł ci Bilbord wielkości egipskich piramid? Niech troszkę skręcą, bo mogą – i moją działeczkę ze świeżo wybudowanym grillem do wędzenia mięska ominą – taką ma po prostu prośbę. Niech się odpierdolą od mojego na działeczce zbudowanego grila i idą zarabiać kaskę cokolwiek dalej od mojej wrażliwości.

        • Dlaczego nie skręcili o dwa metry?
          Niech mi będzie wolno spytać dlaczego te wykształcone łachmyty na maliny Twoje wjechali nie pytając o zgodę? Mi się od razu karabin maszynowy na działce postawiony marzy i prawo, które by pozwalało do głupoty strzelać co najmniej gumowymi kulkami… pozdrawiam