Reklama

Istnieją fuszerki weryfikowalne i ni

Istnieją fuszerki weryfikowalne i nieweryfikowalne. Piszę fuszerki, ale mam na myśli zwykłe kanty, wyprzedaże, promocje, czyli osławione sondaże. Największe kanty zweryfikowały wybory, a przecież nie brakowała kantów na poziomie białoruskiej frekwencji, dość wspomnieć niezawodną w tej dyscyplinie gazetę nowojorskich Żydów, czyli Wysokie Obcasy, które to na dzień przed wyborami dawały coś pod 55% w I turze, niejakiemu gajowemu, obecnie psim swędem prezydentowi. Niestety takich kantów jak badanie popularności, preferencji, czy wreszcie zaufania nie da się zweryfikować, bo kanty są obliczone na 1000 telefonów wybranych metodą totolotka, a nie ważenia próby, a o spisie powszechnym nie ma mowy. Takim rad sposobem mamy co i rusz rewelacje, przyspieszenie zdarzeń, które następnie są przekładane na fachowe interpretacje. Moją ulubioną interpretacją „naukową” jest mantra wszelkiego typu interpretatorów, że popularność, czy zaufanie nie musi się przekładać na wynik wyborczy. W prostej implikacji oznaczałoby to mniej więcej tyle, że jesteśmy jedynym narodem na świecie, który uwielbia wybierać polityków, którym nie ufa i których nie lubi. Część prawdy w tym ględzeniu jest, ponieważ istnieje coś takiego jak odpowiedni człowiek na odpowiednim miejscu, ale skala prostackiego wyjaśniania takiego, a nie innego stanu rzeczy, poraża. Gdyby spytać Polaków tak ogólnie, o co zresztą się pyta, czy ufają politykom, odpowiedzi najczęściej mieszczą się na dziesięciu palcach. Wystarczy spytać o nazwiska konkretnych polityków i zaraz dzieją się białoruskie cuda. Tak, tak, ja wiem, że to też nie to samo, że zawężone pole i tak dalej, ale jeśli 65% ufa Komorowskiemu, to ja się po pierwsze pytam, czy nie dałoby się trochę mniej rżnąć na wynikach, tak na poziomie przyzwoitego łgarstwa? A po drugie pytam, gdzie było robione to badanie? W czasie niedzielnego obiadku u wielodzietnej, patriarchalnej katolicko-parytetowej rodziny Komorowskich? To taki pierwszy kant, ale kantów jest znacznie więcej.

Na chwilę odłożę kanty i powiem, że jak się chce, to można i proszę się nie oburzać, a zwracam się do zwolenników Kaczyńskiego, za to co powiem, bo prawdę mówię. Wynik Kaczyńskiego na poziomie 27% jest jedynym uczciwym wynikiem w padaniu zaufania polityków korespondującym z wynikiem wyborczym. Paradoksalnie całe badanie to jeden wielki kant, ale wynik Kaczyńskiego jeśli nie w dychę ustrzelony, to w granicach statystycznego błędu. A oburzać nie należy się dlatego, że Tusk nie miałby w uczciwym badaniu wiele więcej, podobnie jak najnowsza gwiazda sondaży, pan kanapka-jabłuszko-bliźniaczki-blondyneczki Napieralski. Uczciwy wynik Kaczyńskiego nie bierze się z uczciwości kanciarzy, to się naturalnie wyklucza, ten wynik po prostu pasuje do kantu i dlatego jest uczciwy. No, ale wszystko marność nad marnościami i w tejże wiadomo co. Najważniejsze jest, że wszystko się powoli klaruje. Napieralski wyszedł na lidera, zatem mamy sygnał, że Tusk ma przeprosić wielki i przede wszystkim światowy biznes, pogodzić się z koalicją POSLD, albo i SLDPO, a jeszcze lepiej jak sobie weźmie jakąś fuchę typu marszałek, pozostawiając premiera człowiekowi biznesu, może i chyba nawet powinien nim być Schetyna. Nie upieram się i nawet trochę bawię, niemniej za dużo tych przypadków z SLD, aby były przypadkowe. Wracamy do starej sprawdzonej gwardii, partyjny partyjnemu łba nie urwie i się bardziej nowocześnie zrobi, do wyborów rzecz jasna, bo potem to już podróże papa mobile i msze Oleksego w Częstochowie, co najwyżej agnostycyzm i broń Bóg jakiś przyczep z pedałami, jak zresztą słusznie doradza think tank Leszek Miler, a jakże ten sam co się waha, czy aby wystartować w wyborach i oczekuje gwarancji, że pójdzie do władzy. Jeszcze parę lat temu założył biało-czerwony krawat, ale jemu jakoś się nie wypomina tej wiochy, przy której Kaczyńskiego piwko i porno to całkiem zgrabna i oczywiście nie odosobniona obserwacja.


Mamy przegrupowanie, dlatego Tuska próżno szukać, schował się ze strachu i czeka, aż się siły dogadają, złapał Tusk Schetynę, a Schetyna za łeb trzyma. Rozgrywki trwają i ciężko zgadnąć ile w tym blefu, ile otwartych kart, w każdym razie nikt z rządzących, nie mylić z rządem i innymi fasadami, wcale by się nie obraził, tym bardziej zmartwił, gdyby nie teflonowy ćwierćinteligent Tusk dalej rządził, ale już zupełny idiota Napieralski przejął żyrandole. Dotąd będzie się dołować i jechać po Platformie, aż wyjdzie naturalna arytmetyka, tak z 28% dla PO i z 20 parę dla SLD. Wtedy równorzędni partnerzy będą musieli się dogadać, Tusk zerwie śluby kościelne, Napieralski zrezygnuje z przyczepy, kompromisowo powymienia się składy biskupów na uroczystościach państwowych i kto wiem, może nawet powstanie jakiś świecki pomnik smoleński. Tyle wynika z najnowszego sondażu badania opinii telefonicznej. O ile za Tuska było beznadziejnie, o tyle za nowych rządów, które mogą powstać dopiero będzie zabawnie, ale do tego musiało dojść, czas leczy rany, kto dziś pamięta o firankach Pana Samochodzika Pęczaka, czy innej lwicy lewicy i jej przekrętach w Opolu, że czasopism nie wspomnę. O Stokłosie już zapomniano, Dochnal zamawia zegarki, Garlicki uratuje polską transplantologię i Rywin pogodzi się z Michnikiem.

Reklama
Reklama

21 KOMENTARZE

  1. Kafeteria
    Kluczem do rozwiązania zagadki wyników sondażu, jest również kafeteria w ankiecie (pomijając kwestię doboru próby i ewentualnych, ale możliwych przekrętów). Zżera mnie ciekawość, jak skonstruowane są pytania w takiej ankiecie, w której gajowy uzyskuje 65%. To dopiero musi być zabawne. (Abstrahując oczywiście od prawdziwości otrzymanych wyników).

    • Fakt. Jeśli te pytania są
      Fakt. Jeśli te pytania są pytaniami zamkniętymi i wielokrotnego wyboru, no to mamy dość silny instrument uzyskiwania właściwych wyników. Na przykład taki, zabieg. Pytanie zamknięte wielokrotnego wyboru.

      Któremu politykowi ufasz, możesz zaznaczyć trzy nazwiska.

      1) Kaczyński
      2) Komorowski
      3) Napieralski
      4) Pawlak
      5) Tusk

      I bardzo prawdopodobne, że tak jest, bo te wyniki zaufania powyżej 50% są czystym absurdem, a na liście pojawiają się takie nazwiska, że przeciętny człowiek o nich nie pamięta. Kto normalny ufałby Chlebowskiemu, a gdzieś widziałem takie badanie pokazujące tych z najniższym zaufaniem. Ankietowani muszą dostawać listę i audiotele, w takiej sytuacji stawia się ich przed faktem dokonanym. Jak cię ktoś pyta o wybór, nie zastanawiasz się już nad treścią pytania, nad jego sensem. Do tego dochodzi jeszcze metodologia. Przez telefon ludzie zwyczajnie się wstydzą swoich wyborów, a wiadome jest, że wskazanie takiego co w telewizji się z niego przesadnie nie śmieją jest bezpieczne. Poza tym jak ktoś czyta te nazwiska, to ludzka pamięć i stres, pośpiech i dajcie mi spokój powoduje, że leci listą najczęściej maglowanych nazwisk i tyle. Naprawdę nie ma pojęcia jak można na tym samym poziomie ufać Tuskowi i Napieralskiemu. Większość z tych karygodnych błędów metodologicznych można oczywiście usunąć i to na poziomie III roku socjologii. Ale to nie są błędy, tylko narzędzia kantu, bardzo prymitywne nawiasem mówiąc.

      • Dokładnie tak. I dlatego to
        Dokładnie tak. I dlatego to co będą najbardziej ukrywali – najbardziej mnie ciekawi , czyli konstrukcja narzędzia badawczego. Gdyby się ujawniło, myślę że większość ludzi zainteresowana tematyką miałaby ubaw.
        Pozdrawiam.

      • Chyba to już kiedyś pisałem
        Chyba to już kiedyś pisałem ale powtórzę. Do mnie do chaty nikt nigdy nie dzwonił z sondażem, ale kiedyś mieszkałem chwilę u babci pod jej nieobecność i telefon z fabryki sondaży odebrałem. Tuż przed wyborami prezydenckimi w 2005 roku, kiedy – jak wiadomo – startowało kilkunastu kandydatów, po tym jak jeden zszedł a trzech zrezygnowało zostało dwunastu. Pani z sopockiej fabryki sondażowej się przedstawiła, po czym przeszła do pytań, z których kluczowe brzmiało: “którego z wymienionych kandydatów poprę w wyborach”, i zaczęła wymieniać, z tym że dojechała do pięciu czy sześciu i skończyła. Spytałem o co kaman i czemu nie wymienia wszystkich dwunastu, ale pani nie wiedziała, bo dostała takie pytanie to czyta z kartki jak leci. Dodam, że na jej liście była np. Bochniarz a nie było Mikkego, więc kwestia śladowego poparcia odpada. Aha, potem babcia mi jeszcze wyznała, że ją losują do sondażu kilka razy w roku. Szczęściara, powinna w totka grać. Ciekawe czy swoje szczęście zawdzięcza temu, że do dzisiaj uważa Tuska za zbawcę Polski.

  2. Kafeteria
    Kluczem do rozwiązania zagadki wyników sondażu, jest również kafeteria w ankiecie (pomijając kwestię doboru próby i ewentualnych, ale możliwych przekrętów). Zżera mnie ciekawość, jak skonstruowane są pytania w takiej ankiecie, w której gajowy uzyskuje 65%. To dopiero musi być zabawne. (Abstrahując oczywiście od prawdziwości otrzymanych wyników).

    • Fakt. Jeśli te pytania są
      Fakt. Jeśli te pytania są pytaniami zamkniętymi i wielokrotnego wyboru, no to mamy dość silny instrument uzyskiwania właściwych wyników. Na przykład taki, zabieg. Pytanie zamknięte wielokrotnego wyboru.

      Któremu politykowi ufasz, możesz zaznaczyć trzy nazwiska.

      1) Kaczyński
      2) Komorowski
      3) Napieralski
      4) Pawlak
      5) Tusk

      I bardzo prawdopodobne, że tak jest, bo te wyniki zaufania powyżej 50% są czystym absurdem, a na liście pojawiają się takie nazwiska, że przeciętny człowiek o nich nie pamięta. Kto normalny ufałby Chlebowskiemu, a gdzieś widziałem takie badanie pokazujące tych z najniższym zaufaniem. Ankietowani muszą dostawać listę i audiotele, w takiej sytuacji stawia się ich przed faktem dokonanym. Jak cię ktoś pyta o wybór, nie zastanawiasz się już nad treścią pytania, nad jego sensem. Do tego dochodzi jeszcze metodologia. Przez telefon ludzie zwyczajnie się wstydzą swoich wyborów, a wiadome jest, że wskazanie takiego co w telewizji się z niego przesadnie nie śmieją jest bezpieczne. Poza tym jak ktoś czyta te nazwiska, to ludzka pamięć i stres, pośpiech i dajcie mi spokój powoduje, że leci listą najczęściej maglowanych nazwisk i tyle. Naprawdę nie ma pojęcia jak można na tym samym poziomie ufać Tuskowi i Napieralskiemu. Większość z tych karygodnych błędów metodologicznych można oczywiście usunąć i to na poziomie III roku socjologii. Ale to nie są błędy, tylko narzędzia kantu, bardzo prymitywne nawiasem mówiąc.

      • Dokładnie tak. I dlatego to
        Dokładnie tak. I dlatego to co będą najbardziej ukrywali – najbardziej mnie ciekawi , czyli konstrukcja narzędzia badawczego. Gdyby się ujawniło, myślę że większość ludzi zainteresowana tematyką miałaby ubaw.
        Pozdrawiam.

      • Chyba to już kiedyś pisałem
        Chyba to już kiedyś pisałem ale powtórzę. Do mnie do chaty nikt nigdy nie dzwonił z sondażem, ale kiedyś mieszkałem chwilę u babci pod jej nieobecność i telefon z fabryki sondaży odebrałem. Tuż przed wyborami prezydenckimi w 2005 roku, kiedy – jak wiadomo – startowało kilkunastu kandydatów, po tym jak jeden zszedł a trzech zrezygnowało zostało dwunastu. Pani z sopockiej fabryki sondażowej się przedstawiła, po czym przeszła do pytań, z których kluczowe brzmiało: “którego z wymienionych kandydatów poprę w wyborach”, i zaczęła wymieniać, z tym że dojechała do pięciu czy sześciu i skończyła. Spytałem o co kaman i czemu nie wymienia wszystkich dwunastu, ale pani nie wiedziała, bo dostała takie pytanie to czyta z kartki jak leci. Dodam, że na jej liście była np. Bochniarz a nie było Mikkego, więc kwestia śladowego poparcia odpada. Aha, potem babcia mi jeszcze wyznała, że ją losują do sondażu kilka razy w roku. Szczęściara, powinna w totka grać. Ciekawe czy swoje szczęście zawdzięcza temu, że do dzisiaj uważa Tuska za zbawcę Polski.

  3. Kafeteria
    Kluczem do rozwiązania zagadki wyników sondażu, jest również kafeteria w ankiecie (pomijając kwestię doboru próby i ewentualnych, ale możliwych przekrętów). Zżera mnie ciekawość, jak skonstruowane są pytania w takiej ankiecie, w której gajowy uzyskuje 65%. To dopiero musi być zabawne. (Abstrahując oczywiście od prawdziwości otrzymanych wyników).

    • Fakt. Jeśli te pytania są
      Fakt. Jeśli te pytania są pytaniami zamkniętymi i wielokrotnego wyboru, no to mamy dość silny instrument uzyskiwania właściwych wyników. Na przykład taki, zabieg. Pytanie zamknięte wielokrotnego wyboru.

      Któremu politykowi ufasz, możesz zaznaczyć trzy nazwiska.

      1) Kaczyński
      2) Komorowski
      3) Napieralski
      4) Pawlak
      5) Tusk

      I bardzo prawdopodobne, że tak jest, bo te wyniki zaufania powyżej 50% są czystym absurdem, a na liście pojawiają się takie nazwiska, że przeciętny człowiek o nich nie pamięta. Kto normalny ufałby Chlebowskiemu, a gdzieś widziałem takie badanie pokazujące tych z najniższym zaufaniem. Ankietowani muszą dostawać listę i audiotele, w takiej sytuacji stawia się ich przed faktem dokonanym. Jak cię ktoś pyta o wybór, nie zastanawiasz się już nad treścią pytania, nad jego sensem. Do tego dochodzi jeszcze metodologia. Przez telefon ludzie zwyczajnie się wstydzą swoich wyborów, a wiadome jest, że wskazanie takiego co w telewizji się z niego przesadnie nie śmieją jest bezpieczne. Poza tym jak ktoś czyta te nazwiska, to ludzka pamięć i stres, pośpiech i dajcie mi spokój powoduje, że leci listą najczęściej maglowanych nazwisk i tyle. Naprawdę nie ma pojęcia jak można na tym samym poziomie ufać Tuskowi i Napieralskiemu. Większość z tych karygodnych błędów metodologicznych można oczywiście usunąć i to na poziomie III roku socjologii. Ale to nie są błędy, tylko narzędzia kantu, bardzo prymitywne nawiasem mówiąc.

      • Dokładnie tak. I dlatego to
        Dokładnie tak. I dlatego to co będą najbardziej ukrywali – najbardziej mnie ciekawi , czyli konstrukcja narzędzia badawczego. Gdyby się ujawniło, myślę że większość ludzi zainteresowana tematyką miałaby ubaw.
        Pozdrawiam.

      • Chyba to już kiedyś pisałem
        Chyba to już kiedyś pisałem ale powtórzę. Do mnie do chaty nikt nigdy nie dzwonił z sondażem, ale kiedyś mieszkałem chwilę u babci pod jej nieobecność i telefon z fabryki sondaży odebrałem. Tuż przed wyborami prezydenckimi w 2005 roku, kiedy – jak wiadomo – startowało kilkunastu kandydatów, po tym jak jeden zszedł a trzech zrezygnowało zostało dwunastu. Pani z sopockiej fabryki sondażowej się przedstawiła, po czym przeszła do pytań, z których kluczowe brzmiało: “którego z wymienionych kandydatów poprę w wyborach”, i zaczęła wymieniać, z tym że dojechała do pięciu czy sześciu i skończyła. Spytałem o co kaman i czemu nie wymienia wszystkich dwunastu, ale pani nie wiedziała, bo dostała takie pytanie to czyta z kartki jak leci. Dodam, że na jej liście była np. Bochniarz a nie było Mikkego, więc kwestia śladowego poparcia odpada. Aha, potem babcia mi jeszcze wyznała, że ją losują do sondażu kilka razy w roku. Szczęściara, powinna w totka grać. Ciekawe czy swoje szczęście zawdzięcza temu, że do dzisiaj uważa Tuska za zbawcę Polski.

  4. Już się Tusk pojawił! I to nie byle gdzie tylko w Izraelu! 🙂
    Teraz już wie co ma mówić o kryzysie w świecie arabskim. Ciekawe co na to sondaże. Może Donaldu już szykuje sobie miejsce na emeryturę po tych wyborach. Może jeszcze kupi wille po Bagsiku/Gąsiorowskim gdzieś w Ziemi Świętej 🙂

  5. Już się Tusk pojawił! I to nie byle gdzie tylko w Izraelu! 🙂
    Teraz już wie co ma mówić o kryzysie w świecie arabskim. Ciekawe co na to sondaże. Może Donaldu już szykuje sobie miejsce na emeryturę po tych wyborach. Może jeszcze kupi wille po Bagsiku/Gąsiorowskim gdzieś w Ziemi Świętej 🙂

  6. Już się Tusk pojawił! I to nie byle gdzie tylko w Izraelu! 🙂
    Teraz już wie co ma mówić o kryzysie w świecie arabskim. Ciekawe co na to sondaże. Może Donaldu już szykuje sobie miejsce na emeryturę po tych wyborach. Może jeszcze kupi wille po Bagsiku/Gąsiorowskim gdzieś w Ziemi Świętej 🙂