Silne państwo opiekuńcze to nic innego jak budowanie człowieka i społeczeństwa bezradnego, ku chwale pasożytniczej i potężnej biurokracji państwowej.
Dla Ojców Założycieli piszących Deklarację Niepodległości i Konstytucję US, bardzo ważnym było podkreślenie, że prawa i wolności obywateli pochodzą od Boga i Natury, a nie są nadawane przez rząd, króla, czy człowieka. Rząd wyłaniany jest właśnie przez tychże obywateli i istnieje po to aby reprezentować interesy ludzi, którzy go powołali. Właśnie taką Ameryką zachwycił się Francuz Alexis de Tocqueville, który w 1831 r. przybył z kolegą, aby badać amerykański system penitencjarny.
Jednak już on ostrzegał, że amerykańska demokracja będzie prosperowała, tylko do momentu, kiedy Kongres odkryje, że może przekupić wyborców, używając publicznych pieniędzy. To przekupstwo to nic innego jak dzisiejsze państwo opiekuńcze, z jednej strony pozbawiające Amerykanów inicjatywy i perspektywy na lepsze życie związane z jednostkowym wysiłkiem, a z drugiej bezmyślnie zadłużając ich na dwa pokolenia.
“The American Republic will endure until the day Congress discovers that it can bribe the public with the public's money.”
― Alexis de Tocqueville
Oto do czego doprowadziła polityka budowania silnego państwa opiekuńczego, które miało rozwiązać narastające społeczne problemy. Kryzys ekonomiczny trwa, przestępczość w amerykańskich miastach, szczególnie w tych o ograniczonym dostępie obywateli do broni wzrasta!
To niepoważne, żeby oczekiwać, że przestępcy raptem zaczną postępować zgodnie z przegłosowanym prawem. Polityka odzierania obywatela z tradycyjnych praw i wolności amerykańskich zagwarantowanych w Konstytucji i umacniania rosnącej kompetencji państwowej biurokracji ponosi fiasko, nierzadko rodzi zbrodnię i zapowiada smutną przyszłość.
Kilka dekad temu rząd (administracja L.B. Johnsona) ochoczo interweniował w kłopotliwy kształt struktury społecznej w wielkich miastach Ameryki i w duchu lansowania nowego wspaniałego społeczeństwa wybudował całe dzielnice wieżowców, w które przeniesiono (awansowano) biednych ludzi, w tym mniejszości rasowe, tak aby dać im szansę na godne i lepsze życie.
Tej opiekuńczej inicjatywie państwowej towarzyszyło mnóstwo regulacji i programów wydatkujących pieniądze podatnika na pomoc tym ludziom w szybkim wyrównaniu życiowych szans z resztą społeczeństwa. Niestety programy te odbiły się czkawką (nie tylko w banku) i jak się okazuje, zupełnie nie pracują. Niejednokrotnie finałem tego lekkomyślnego eksperymentu jest burzenie całych zdewastowanych dzielnic, ale o tym jest raczej cicho.
W nowoczesnych mieszkaniach za darmo żyli ludzie, którzy o nie zupełnie nie dbali (nie moje, państwowe). Ponadto rząd przyczynił się do zdziesiątkowania rodzin, dotując zachowania antyrodzinne poprzez np. zapewnienie utrzymania dla nieletnich matek z dziećmi. To z oczywiście nie sprzyjało poczuciu odpowiedzialności za swoje czyny, zakładaniu małżeństw, za to budowało model ludzi zależnych od biurokratów, powoli uczących się jak najlepiej wykorzystać system z pozycji „ofiary”.
Dziś w wielu miastach Ameryki, takie dzielnice są wylęgarniami środowisk przestępczych. Szaleją tam gangi rozprowadzające narkotyki, kwitnie prostytucja i zupełny brak szacunku do nauki i pracy, wzrasta statystyka morderstw. Po co młodzi ludzie mają iść do pracy, albo marnować czas w nudnej szkole, skoro można w tym samym czasie zarobić, szalone sumy pieniędzy sprzedając narkoryki, żyjąc z „dreszczykiem” macho i silnym wrażeniem bycia kimś…
Oceniając logicznie, to właśnie są te niepożądane efekty bezmyślnych działań „silnego” państwa opiekuńczego, które nie wymagając wiele od ludzi, w dodatku pozbawia ich możliwości zdobywania osobistych doświadczeń w polepszaniu warunków własnego życia. Oczywiście raz zasiana biurokracja, rośnie i mnoży się i odżywia sama, jednocześnie oplatając siecią udogodnień, ułatwień, ale i ograniczeń swoich podopiecznych i uzależniając ich i pozbawiając ich szans na ludzkie godne dojrzewanie poprzez podejmowanie własnych decyzji.
Inną sprawą jest świadomość bycia odpowiedzialnym za siebie i swoją rodzinę, ta sama świadomość wzajemnej zależności w rodzinie w celu wspólnego brnięcia przez codzienne przeszkody, tak cementująca związek w rodzinie.
Partia Demokratyczna, która silna na południu, brutalnie próbowała utrzymać niewolnictwo czarnych wbrew republikańskiemu prezydentowi Abrahamowi Lincolnowi (lata 60 – te XIX w.), a następnie podobnie na początku lat 60 – tych ubiegłego stulecia, obecnie uznała, że uzależniając czarnoskórych od pomocy państwa opiekuńczego, zapewni sobie ich wdzięczność i dozgonne poparcie przy wyborczej urnie…
Ten wyborczy taniec nie umknął uwadze Partii Republikańskiej, tenże demokratyczny program był sukcesywnie realizowany za Busha młodszego (Karl Rove – tzw. Architekt). Pomijając już podejmowanie kolejnych zobowiązań programów społecznych, na które „skarbiec” nie miał pieniędzy, w sferze ekonomicznej doprowadziło to do potężnego kryzysu trwającego do dzisiaj. Mianowicie rozluźniono przestrzegane wcześniej zasady kwalifikacji chętnych do kupowania mieszkań i domów (odpowiedzialni demokraci: m.in. kongresmen Barney Frank ze stanu Mass. i dzisiejszy gubernator N.J, Andrew Cuomo).
Wcześniej trzeba było zgromadzić przeciętnie 20% wartości domu, aby kwalifikować się na kupuno, no i oczywiście trzeba było udokumentować dochody, które pozwolą w przyszłości na kontynuowanie miesięcznych spłat nowych zobowiązań. Jednak za Busha demokraci mający większość w Kongresie, otworzyli ten program kwalifikacji na ludzi, którzy rzeczywiście nie byli w stanie spłacać przyjętych zobowiązań. Udzielano nawet pożyczek w wysokości 120% (!) wartości domu, bez konieczności udokumentowania dochodów. Panowała wiara, że mamy nową ekonomię i ceny domów będą zawsze szły tylko w górę!
Dziś wiemy już jak te zabawy i manipulacje „rządowe” wolnym rynkiem się skończyły. Są jednak gromadki niedołuczonych i bezczelnych komentatorów, głoszących, że to przegrał, nie sprawdził się kapitalizm! Właśnie oni chcieliby więcej interwencjonizmu państwowego, który (zaślepieni) twierdzą uzdrowi „nieprawidłowości” kapitalizmu!
Dzisiaj rząd służąc globalistycznym interesom, sprzymierzony z korporacjami (wielkim biznesem), rujnuje i gwałci podstawowe zasady wolnego rynku, dysponując wiernymi watahami propagandzistów z korporacji mainstream mediów, które dożynają zdrowy rozsądek ogłupiając jednostki i społeczeństwo z uśmiechem odzierając go z konstytucyjnych praw obywatelskich.
Czy ludzie będący przedmiotem tej bezwzględnie przeprowadzanej operacji przez rozszerzających kontrolę nad nimi i ich światem globalistycznych mistrzów kumulowania władzy, zdążą się obudzić z zaprogramowanego letargu, zorganizować i upomnieć się o prawa dane im przez Boga i Konstytucję?
Czy też zahukanym obywatelom wystarczy stary rzymski program: chleb i igrzyska. Jeśli tak, czeka ich podobny koniec, którego doznali na własnym grzbiecie Rzymianie. Hiszpański filozof, George Santayana powiedział: Ci, którzy nie poznali historii, będą zmuszeni ją powtórzyć…
Na codzień, czy to w rzeczywistości polskiej, czy też amerykańskiej, spotykamy ludzi, którzy jedynie dbają o swój własny interes, swoją wygodę. Czy patriotyczne apele będą w stanie ich obudzić, przekonać do działania, w celu przeciwdziałania upadkowi ekonomii (i wcześniej moralności)? Czy ten niepokój o przyszłość zapuka do ich dzwi?
Czy można więc liczyć na to, że się obudzą? Obawiam się, że to prawie niemożliwe… Jest takie stare indiańskie powiedzenie: nie można obudzić kogoś, kto tylko udaje, że śpi…
Jacek K. Matysiak