Reklama

 Pamiętacie jeszcze jak pan Sarkozy postanowił pokazać wszystkim gdzie ( znaczy w jakim miejscu ) ma integrację europejską, grożąc, że przekupi państwowymi dotacjami producentów samoc

 Pamiętacie jeszcze jak pan Sarkozy postanowił pokazać wszystkim gdzie ( znaczy w jakim miejscu ) ma integrację europejską, grożąc, że przekupi państwowymi dotacjami producentów samochodów, by wrócili z Czech do Francji? Możecie nie pamiętać, dość dawno to było, poza tym od tego czasu odbyło się parę szczytów UE, na których Francja dała słowo, że tego nie zrobi. I słowa dotrzymała, nie zabrała produkcji z Czech. Zabrała ją ze Słowenii. Rząd Francji postanowił właśnie zapłacić firmie Renault, by przeniosła 400 miejsc pracy z tego kraju pod Paryż.

Już od dłuższego czasu zastanawiam się po co jest nam Unia Europejska i jaki jest cel integracji i coraz bardziej nie jestem w stanie tego pojąć. Tak, wiem, chodzi o budowę wielkiej europejskiej rodziny, o przyszłość naszego kontynentu i o wiele innych wzniosłych haseł, ale mnie nie interesują hasła, mnie interesują konkrety. Z konkretami było dotychczas słabo, bardzo słabo. Nie potrafiliśmy uzgodnić ze sobą wspólnej polityki zagranicznej, zrobiliśmy bardzo mało dla dywersyfikacji dostaw energii i słynnej "solidarności energetycznej", często też nie potrafiliśmy rozwiązać lokalnych problemów i konfliktów narodowościowych i nie określiliśmy dotychczas jak długo chcemy poszerzać Unię, a przecież kiedyś będziemy musieli z ciągłym rozszerzaniem skończyć. Polegliśmy w czterech kluczowych kwestiach, bez których nie ma mowy nie tylko o budowie europejskiego państwa federalnego, ale nawet o dalszej integracji. Jaka integracja skoro nie wiemy kogo jeszcze chcemy przyjąć i jak długo zamierzamy się rozszerzać? Jaka wspólna Europa, skoro wspólne stanowisko w stosunkach z innymi krajami, takimi jak Rosja, Chiny, czy USA, potrafimy wypracować tylko od wielkiego święta, a na codzień przeważają własne, narodowe interesy? Nie potrafimy w wielu sprawach się zjednoczyć i zacząć myśleć kategoriami całego kontynentu, a nie tylko własnego grajdołu i przez to Niemcy budują rurę z Ruskimi, Francuzi stosują protekcjonizm, Litwini ograniczają prawa polskiej mniejszości, Rumuni robią tak samo z Węgrami, a Polacy robią za osłów trojańskich i jadą z Jankesami do Iraku. Jeśli ktoś mi powie, że tak ma wyglądać integracja europejska to uznam go za śmiesznego, albo za wariata.

Reklama

Integracja udała nam się tylko na jednym polu, na polu gospodarczym i wcale nie chodzi mi tu o dotacje dla rolników i kwoty mleczne, ani o walutę, której nie mają jeszcze wszystkie kraje w Unii ( niektóre pewnie nigdy nie będą jej miały ), mają ją za to kraje spoza UE. Chodzi o wolny handel, wspólnoty europejskie powstawały jako wielka strefa wolnego handlu, strefa, w której obowiązywały zasady swobodnego przepływu ludzi, towarów, kapitału i usług. Później doszła do tego jeszcze Strefa Schengen i zniesienie kontroli granicznych i to również bardzo udany składnik integracji, na tym jednak udane składniki, które dają coś Europie w praktyce się kończą. Zbudowaliśmy strefę bezpieczeństwa i wolnego handlu i o ile bezpieczeństwo i pokój są niezagrożone, to handel właśnie zdechł. Pan Sarko stwierdził, że jeden z filarów, na których budowano UE jest mniej ważny niż nowa fabryka pod Paryżem, dla nowej fabryki filar wywrócono do góry nogami i zrobiono z niego kolejne hasło bez pokrycia w praktyce. Przesadzam? Nie, nie przesadzam, albo stawiamy na wspólny rynek i wolność gospodarczą, albo zamiast Unii wybieramy grajdoły, które płacą przedsiębiorcom, by nie uciekali za granicę.

Efekty takich posunięć zobaczymy już wkrótce. Czym będzie Unia jeśli nie zdecydujemy się na wspólne działanie i wspólny rynek? Będzie dokładnie tym samym co teraz, tyle, że bez wspólnego rynku. Będzie takim klubem polityków ze swoją komisją wydającą dyrektywy o bananach, z parlamentem mającym wciąż niewielką władzę, zatrudniającym za to setki posłów i tysiące pracowników personelu ( tłumaczy, urzędników, sprzątaczki, itd. ) i zabraniającym używania tradycyjnych, "seksistowskich" form grzecznościowych. Będzie pobieraniem składek i rozdzielaniem dotacji i będzie oczywiście masą dyplomatycznych spotkań, na których politycy będą szczytować przedstawiając sobie nawzajem sprzeczne interesy swoich krajów i po powrocie do tych krajów ogłaszać sukces bez względu na realny wynik, zazwyczaj mizerny. W ogóle będziemy mieli mizerię, bo tyle jest warta nasza wspaniała Unia bez wspólnego rynku. Rozwiązanie? Są dwa.

Pierwsze. Decydujemy się wreszcie na prawdziwą integrację. Wlepiamy Francji karę za protekcjonizm, by pokazać, że wielkich obowiązują takie same zasady jak małych; dotacje do produkcji ślimaków i innych "ryb śródlądowych" zastępujemy inwestycjami w dywersyfikację dostaw energii i w produkcję energii ( jądrowej, wiatrowej, wodnej, słonecznej ) u siebie; ustalamy wspólne zasady postępowania wobec takich krajów jak Rosja, USA, czy Chiny. To nie wszystko, trzeba też zdecydować się wreszcie jak długo chcemy rozszerzać Unię. Zbyt długo nie możemy, bo staniemy się drugim ONZ, musimy też ograniczyć się do Europy i zrezygnować z Azji Mniejszej. Nie wiem czemu niektórzy chcą widzieć Turcję w Unii, Turcja w UE to katastrofa. Ja nie widzę w UE także dużej części Bałkanów, które różnią się od reszty Europy pod wieloma względami, przede wszystkim gospodarczo i mentalnie, nie widzę tam też niestety Ukrainy, która nie może poradzić sobie sama ze sobą i co pół roku ma kryzys rządowy, a co dwa lata zmienia kierunek polityki. Unia musi wewnętrznie okrzepnąć i musi stać się poważniejszą inicjatywą, dopiero wtedy będzie można budować federację europejską, nie wcześniej.

Drugie. Uznajemy, że nie jesteśmy w stanie porozumieć się na tyle, by budować federację i rezygnujemy z dalszej integracji politycznej, stawiając na integrację gospodarczą ( unia celna, strefa wolnego handlu ) i na wspólny system bezpieczeństwa ( strefa Schengen ). Tniemy biurokrację jako niepotrzebną i zostawiamy tylko kilka wspólnych instytucji ( KE, PE ), zajmujących się ściśle określonymi sprawami dotyczącymi funkcjonowania wspólnego rynku, czy ustalania budżetu Unii. Uznajemy, że każdy Europejczyk ma prawo do jedzenia nie dość krzywych bananów i nie dość prostych ogórków, a nawet do seksistowskiego zwracania się do innych ludzi w stylu "perpani", czy "perpan". W ten sposób mamy dokładnie to samo co teraz, możemy podróżować po Europie bez granic i swobodnie wybierać miejsce pracy, czy zamieszkania, a dodatkowo pozbywamy się rozdętej biurokracji, absurdalnych przepisów i drogich, nudnych szczytów dyplomatycznych.

To są dwa możliwe rozwiązania, w końcu będziemy musieli zdecydować się na któreś z nich, bo zrywanie wszystkiego, co udało się nam dotychczas wspólnie wypracować byłoby samobójstwem, a utrzymywanie Unii tylko jako klubu polityków i biurokratów, dotującego ślimaki i wykrzywiającego banany byłoby nie tylko głupotą, byłoby niemożliwe. Na razie trzeba zrobić coś w sprawie Francji i protekcjonistycznych pomysłów pana Sarko. To będzie test dla Unii i jej skuteczności. Czy go zdamy? Miemy nadzieję, że tak.

Reklama

63 KOMENTARZE

    •  Na razie powinniśmy
       Na razie powinniśmy obserwować Słowację. Tam przyjęcie euro ma swoje dobre strony ( brak dużych wahań kursowych, jak u nas; większa siła nabywcza Słowaków, którzy mogą sobie pozwolić na obfite zakupy u sąsiadów ), ale ma też złe ( mniejsza konkurencyjność eksportu, który jest bardzo ważny dla słowackiej gospodarki, mniejsze obroty kurortów turystycznych ). Na razie powinniśmy się przyglądać i zobaczyć czy w dłuższej perspektywie przeważą wady, czy zalety. Słowacja może być tu dla nas świetnym "królikiem doświadczalnym", bo pod wieloma względami jest do nas najbardziej podobna ze wszystkich państw strefy euro.

      • I do tego co napisałes
        I do tego co napisałes dochodzi jeszcze jeden argument. Słaba złotówka a mocne euro to w tej chwili eldorado dla eksporterów, także paradoksalnie może to być dla nas katalizatorem kryzysu. Zyski może będą mniejsze bo ilościowo popyt zagraniczny spadnie ale rentownosć za to skoczy w górę ze względu na wyższy kurs bedzie więc czas i pieniądze na restrukturyzacje i poprawe w naszych firmach.

        •  Myślę, że rok – półtora
           Myślę, że rok – półtora wystarczy w zupełności. Jaki w tym sens? Taki, że Słowacja to kraj podobny pod wieloma względami do Polski i warto go obserwować, by zobaczyć co przyniesie euro w perspektywie nieco dłuższej niż trzy miesiące. Jeśli eksport, turystyka i handel nie poniosą wielkich strat, to możemy je śmiało przyjmować.

          • Jeśli przyjmiemy euro z podobnie przeszacowanym
            złotym jak Słowacy koroną to owszem można się przyglądać jeszcze długo i namiętnie.
            Nie popieram tego poglądu. Przyjmować i już.

          •  Możemy przyjąć z
             Możemy przyjąć z przesacowanym, albo niedoszacowanym. A "przyjmować i już" to głupota, poza tym tak się nie da, trzeba najpierw spełnić kryteria z Maastricht, wejść do ERM II i odczekać przynajmniej dwa lata.

    • No widzisz…
      Piszesz o opornie idącej integracji, tymczasem ci wciąż niezbyt zintegrowani wciąż stroją jakieś fochy i manifestują muchy w nosie.
      Tak ale…
      Jeżeli poniższy scenariusz się spełni, Euro może się sporo wzmocnić.
      Już jest presja polityczna by w międzynarodowych rozliczeniach zastąpić Dolara Euro.
      Szczególnie eksporterzy ropy.
      Czekajmy sobie, czekajmy…
      Warto przeczytać.
      http://biznes.onet.pl/13,1547775,prasa.html

      Ps.
      Żle mi się wkleiło.

      •  Nie “jakieś fochy i muchy w
         Nie "jakieś fochy i muchy w nosie", ale chęć przyjrzenia się bliżej tym bardziej zintegrowanym, by zobaczyć jak na integracji wyszli. W rozliczeniach międzynarodowych możemy oczywiście używać euro od zaraz i to bez wchodzenia do strefy, czy do ERM II. Artykuł czytałem.

        • To skąd ten płacz nad brakiem integracji?
          Sarkozy w tej sytuacji też ma swoje racje…
          Ile chcesz się przygladac?
          Aż obiekt obserwacji na skutek “przyglądania się” przestanie być atrakcyjny?
          A może niedostępny?
          Spytaj Węgrów, Litwinów, Łotyszów, Estończyków, Ukraińców i wielu innych – co mysla o Twojej strategii przygladania się…
          Masz wrażenie, że żyjesz w jakims mocarstwie?
          Co pijesz?

          •  1. Jaki płacz? Nie płaczę
             1. Jaki płacz? Nie płaczę nad brakiem integracji, po prostu stwierdzam fakty. Fakty są takie, że obecnie najbardziej konkretnym przejawem integracji jest wspólny rynek i to właściwie jedyny konkret. Możesz nie akceptować euro, możesz nie wchodzić so Strefy Schengen, ale wspólny rynek musisz zaakceptować jeśli chcesz być w UE.

            2. Jeśli Francja zdecyduje się na protekcjonizm i dotacje dla własnych firm to złamie podstawowe zasady jakie obowiązują w UE i podważy sens wspólnego rynku, po prostu oleje coś, na czym Unia została zbudowana. Bez wspólnego rynku z UE zostanie tylko biurokracja, składki, dotacje i parę instytucji, bo wspólnej polityki zagranicznej wciąż nie mamy, wciąż nie wiemy jak długo chcemy się rozszerzać, wciąż nie załatwiliśmy wielu wewnętrznych problemów, a solidarność energetyczna wciąż jest hasłem za którym stoi mało konkretów. Oczywiście możemy zrezygnować z tego wszystkiego i zostać tylko przy wspólnym rynku. Problem w tym, że jeśli wspólny rynek olewamy to coś jest nie tak, jest to łamanie podstawowych zasad. Naprawdę nie widzisz różnicy między protekcjonizmem a nieprzyjmowaniem euro?

            3. Nie wiem co sądzą Ukraińcy i pierwszy raz słyszę, by ktoś proponował im przyjęcie euro. Nie wiem też co sądzą Węgrzy, Łotysze i Estończycy, natomiast sytuację na Litwie trochę znam. Litwini weszli do ERM II już w 2004 roku, tuż po wejściu do UE, zresztą wcześniej też utrzymywali sztywny kurs lita wobec euro. Chcieli przyjąć euro z początkiem 2007 roku, ale nie udało im się, bo nie spełnili kryterium inflacyjnego. W tej sytuacji data planowanego przyjęcia euro została przełożona na rok 2010, później mówiono o 2011, ale obecnie obie te daty są raczej nieprawdopodobne, bo inflacja znów jest zbyt duża. Litwa została więc w ERM II i utrzymuje sztuczny kurs swojej waluty, co nie pomaga jej za bardzo w kryzysie.

            4. OK, załóżmy, że czekanie jest idiotyczne i z pewnością nam się nie opłaci, że skończymy przez nie jak Litwa, że nie jesteśmy mocarstwem, a naszym złotym można się najwyżej podetrzeć, dlatego musimy jak najszybciej uciekać do strefy euro. By do niej wejść musimy spełnić określone warunki, czyli niska inflacja, niski deficyt, co najmniej dwa lata w ERM II, itd. Spełniamy wszystkie poza ERM II? Jeśli tak to możemy natychmiast do ERM II wchodzić, choć nie wiem czy to dobre rozwiązanie przy niedoszacowanym kursie. Gdy złoty był po 4,90 ekonomiści z GS mówili, że jest niedoszacowany o jakieś 15%. Jeśli mieli rację to kurs złotego powinien mieścić się obecnie gdzieś w przedziale 4,00 – 4,30.

            5. Dziękuję, dziś jeszcze niczego nie piłem. A jeśli chodzi o wrażenia, to znów odnoszę wrażenie, że jesteś chamowaty dla tych, którzy nie podzielają twojego jedynie słusznego zdania w jakiejś kwestii.

          • Wybacz ale to, ze przejawiam zainteresowanie
            co pijesz wynika z sympatii…

            Ad 4.
            Przyjmij wreszcie do wiadomości, że będąc w korytarzu można bezkarnie dokonać sztucznej aprecjacji (wzmocnienie) waluty, a więc argument o niedoszacowanym złotym jest bezzasadny.
            Kurs docelowy możemy sobie spokojnie osiągnąć będąc w “korytarzu” nie zwracając uwagi na widełki(15%).

            Ale tam, nieważne…
            Titanic wciąż jeszcze płynie, a orkiestra gra.
            Kuchnia wydaje podwójne porcje – jest nieźle.
            Polacy stoją na pokładzie i nieufnie przyglądają się szalupom.
            Nie z nimi te numery.
            Mają własne kapoki, z orłem…

            😉

    •  Na razie powinniśmy
       Na razie powinniśmy obserwować Słowację. Tam przyjęcie euro ma swoje dobre strony ( brak dużych wahań kursowych, jak u nas; większa siła nabywcza Słowaków, którzy mogą sobie pozwolić na obfite zakupy u sąsiadów ), ale ma też złe ( mniejsza konkurencyjność eksportu, który jest bardzo ważny dla słowackiej gospodarki, mniejsze obroty kurortów turystycznych ). Na razie powinniśmy się przyglądać i zobaczyć czy w dłuższej perspektywie przeważą wady, czy zalety. Słowacja może być tu dla nas świetnym "królikiem doświadczalnym", bo pod wieloma względami jest do nas najbardziej podobna ze wszystkich państw strefy euro.

      • I do tego co napisałes
        I do tego co napisałes dochodzi jeszcze jeden argument. Słaba złotówka a mocne euro to w tej chwili eldorado dla eksporterów, także paradoksalnie może to być dla nas katalizatorem kryzysu. Zyski może będą mniejsze bo ilościowo popyt zagraniczny spadnie ale rentownosć za to skoczy w górę ze względu na wyższy kurs bedzie więc czas i pieniądze na restrukturyzacje i poprawe w naszych firmach.

        •  Myślę, że rok – półtora
           Myślę, że rok – półtora wystarczy w zupełności. Jaki w tym sens? Taki, że Słowacja to kraj podobny pod wieloma względami do Polski i warto go obserwować, by zobaczyć co przyniesie euro w perspektywie nieco dłuższej niż trzy miesiące. Jeśli eksport, turystyka i handel nie poniosą wielkich strat, to możemy je śmiało przyjmować.

          • Jeśli przyjmiemy euro z podobnie przeszacowanym
            złotym jak Słowacy koroną to owszem można się przyglądać jeszcze długo i namiętnie.
            Nie popieram tego poglądu. Przyjmować i już.

          •  Możemy przyjąć z
             Możemy przyjąć z przesacowanym, albo niedoszacowanym. A "przyjmować i już" to głupota, poza tym tak się nie da, trzeba najpierw spełnić kryteria z Maastricht, wejść do ERM II i odczekać przynajmniej dwa lata.

    • No widzisz…
      Piszesz o opornie idącej integracji, tymczasem ci wciąż niezbyt zintegrowani wciąż stroją jakieś fochy i manifestują muchy w nosie.
      Tak ale…
      Jeżeli poniższy scenariusz się spełni, Euro może się sporo wzmocnić.
      Już jest presja polityczna by w międzynarodowych rozliczeniach zastąpić Dolara Euro.
      Szczególnie eksporterzy ropy.
      Czekajmy sobie, czekajmy…
      Warto przeczytać.
      http://biznes.onet.pl/13,1547775,prasa.html

      Ps.
      Żle mi się wkleiło.

      •  Nie “jakieś fochy i muchy w
         Nie "jakieś fochy i muchy w nosie", ale chęć przyjrzenia się bliżej tym bardziej zintegrowanym, by zobaczyć jak na integracji wyszli. W rozliczeniach międzynarodowych możemy oczywiście używać euro od zaraz i to bez wchodzenia do strefy, czy do ERM II. Artykuł czytałem.

        • To skąd ten płacz nad brakiem integracji?
          Sarkozy w tej sytuacji też ma swoje racje…
          Ile chcesz się przygladac?
          Aż obiekt obserwacji na skutek “przyglądania się” przestanie być atrakcyjny?
          A może niedostępny?
          Spytaj Węgrów, Litwinów, Łotyszów, Estończyków, Ukraińców i wielu innych – co mysla o Twojej strategii przygladania się…
          Masz wrażenie, że żyjesz w jakims mocarstwie?
          Co pijesz?

          •  1. Jaki płacz? Nie płaczę
             1. Jaki płacz? Nie płaczę nad brakiem integracji, po prostu stwierdzam fakty. Fakty są takie, że obecnie najbardziej konkretnym przejawem integracji jest wspólny rynek i to właściwie jedyny konkret. Możesz nie akceptować euro, możesz nie wchodzić so Strefy Schengen, ale wspólny rynek musisz zaakceptować jeśli chcesz być w UE.

            2. Jeśli Francja zdecyduje się na protekcjonizm i dotacje dla własnych firm to złamie podstawowe zasady jakie obowiązują w UE i podważy sens wspólnego rynku, po prostu oleje coś, na czym Unia została zbudowana. Bez wspólnego rynku z UE zostanie tylko biurokracja, składki, dotacje i parę instytucji, bo wspólnej polityki zagranicznej wciąż nie mamy, wciąż nie wiemy jak długo chcemy się rozszerzać, wciąż nie załatwiliśmy wielu wewnętrznych problemów, a solidarność energetyczna wciąż jest hasłem za którym stoi mało konkretów. Oczywiście możemy zrezygnować z tego wszystkiego i zostać tylko przy wspólnym rynku. Problem w tym, że jeśli wspólny rynek olewamy to coś jest nie tak, jest to łamanie podstawowych zasad. Naprawdę nie widzisz różnicy między protekcjonizmem a nieprzyjmowaniem euro?

            3. Nie wiem co sądzą Ukraińcy i pierwszy raz słyszę, by ktoś proponował im przyjęcie euro. Nie wiem też co sądzą Węgrzy, Łotysze i Estończycy, natomiast sytuację na Litwie trochę znam. Litwini weszli do ERM II już w 2004 roku, tuż po wejściu do UE, zresztą wcześniej też utrzymywali sztywny kurs lita wobec euro. Chcieli przyjąć euro z początkiem 2007 roku, ale nie udało im się, bo nie spełnili kryterium inflacyjnego. W tej sytuacji data planowanego przyjęcia euro została przełożona na rok 2010, później mówiono o 2011, ale obecnie obie te daty są raczej nieprawdopodobne, bo inflacja znów jest zbyt duża. Litwa została więc w ERM II i utrzymuje sztuczny kurs swojej waluty, co nie pomaga jej za bardzo w kryzysie.

            4. OK, załóżmy, że czekanie jest idiotyczne i z pewnością nam się nie opłaci, że skończymy przez nie jak Litwa, że nie jesteśmy mocarstwem, a naszym złotym można się najwyżej podetrzeć, dlatego musimy jak najszybciej uciekać do strefy euro. By do niej wejść musimy spełnić określone warunki, czyli niska inflacja, niski deficyt, co najmniej dwa lata w ERM II, itd. Spełniamy wszystkie poza ERM II? Jeśli tak to możemy natychmiast do ERM II wchodzić, choć nie wiem czy to dobre rozwiązanie przy niedoszacowanym kursie. Gdy złoty był po 4,90 ekonomiści z GS mówili, że jest niedoszacowany o jakieś 15%. Jeśli mieli rację to kurs złotego powinien mieścić się obecnie gdzieś w przedziale 4,00 – 4,30.

            5. Dziękuję, dziś jeszcze niczego nie piłem. A jeśli chodzi o wrażenia, to znów odnoszę wrażenie, że jesteś chamowaty dla tych, którzy nie podzielają twojego jedynie słusznego zdania w jakiejś kwestii.

          • Wybacz ale to, ze przejawiam zainteresowanie
            co pijesz wynika z sympatii…

            Ad 4.
            Przyjmij wreszcie do wiadomości, że będąc w korytarzu można bezkarnie dokonać sztucznej aprecjacji (wzmocnienie) waluty, a więc argument o niedoszacowanym złotym jest bezzasadny.
            Kurs docelowy możemy sobie spokojnie osiągnąć będąc w “korytarzu” nie zwracając uwagi na widełki(15%).

            Ale tam, nieważne…
            Titanic wciąż jeszcze płynie, a orkiestra gra.
            Kuchnia wydaje podwójne porcje – jest nieźle.
            Polacy stoją na pokładzie i nieufnie przyglądają się szalupom.
            Nie z nimi te numery.
            Mają własne kapoki, z orłem…

            😉

    •  Na razie powinniśmy
       Na razie powinniśmy obserwować Słowację. Tam przyjęcie euro ma swoje dobre strony ( brak dużych wahań kursowych, jak u nas; większa siła nabywcza Słowaków, którzy mogą sobie pozwolić na obfite zakupy u sąsiadów ), ale ma też złe ( mniejsza konkurencyjność eksportu, który jest bardzo ważny dla słowackiej gospodarki, mniejsze obroty kurortów turystycznych ). Na razie powinniśmy się przyglądać i zobaczyć czy w dłuższej perspektywie przeważą wady, czy zalety. Słowacja może być tu dla nas świetnym "królikiem doświadczalnym", bo pod wieloma względami jest do nas najbardziej podobna ze wszystkich państw strefy euro.

      • I do tego co napisałes
        I do tego co napisałes dochodzi jeszcze jeden argument. Słaba złotówka a mocne euro to w tej chwili eldorado dla eksporterów, także paradoksalnie może to być dla nas katalizatorem kryzysu. Zyski może będą mniejsze bo ilościowo popyt zagraniczny spadnie ale rentownosć za to skoczy w górę ze względu na wyższy kurs bedzie więc czas i pieniądze na restrukturyzacje i poprawe w naszych firmach.

        •  Myślę, że rok – półtora
           Myślę, że rok – półtora wystarczy w zupełności. Jaki w tym sens? Taki, że Słowacja to kraj podobny pod wieloma względami do Polski i warto go obserwować, by zobaczyć co przyniesie euro w perspektywie nieco dłuższej niż trzy miesiące. Jeśli eksport, turystyka i handel nie poniosą wielkich strat, to możemy je śmiało przyjmować.

          • Jeśli przyjmiemy euro z podobnie przeszacowanym
            złotym jak Słowacy koroną to owszem można się przyglądać jeszcze długo i namiętnie.
            Nie popieram tego poglądu. Przyjmować i już.

          •  Możemy przyjąć z
             Możemy przyjąć z przesacowanym, albo niedoszacowanym. A "przyjmować i już" to głupota, poza tym tak się nie da, trzeba najpierw spełnić kryteria z Maastricht, wejść do ERM II i odczekać przynajmniej dwa lata.

    • No widzisz…
      Piszesz o opornie idącej integracji, tymczasem ci wciąż niezbyt zintegrowani wciąż stroją jakieś fochy i manifestują muchy w nosie.
      Tak ale…
      Jeżeli poniższy scenariusz się spełni, Euro może się sporo wzmocnić.
      Już jest presja polityczna by w międzynarodowych rozliczeniach zastąpić Dolara Euro.
      Szczególnie eksporterzy ropy.
      Czekajmy sobie, czekajmy…
      Warto przeczytać.
      http://biznes.onet.pl/13,1547775,prasa.html

      Ps.
      Żle mi się wkleiło.

      •  Nie “jakieś fochy i muchy w
         Nie "jakieś fochy i muchy w nosie", ale chęć przyjrzenia się bliżej tym bardziej zintegrowanym, by zobaczyć jak na integracji wyszli. W rozliczeniach międzynarodowych możemy oczywiście używać euro od zaraz i to bez wchodzenia do strefy, czy do ERM II. Artykuł czytałem.

        • To skąd ten płacz nad brakiem integracji?
          Sarkozy w tej sytuacji też ma swoje racje…
          Ile chcesz się przygladac?
          Aż obiekt obserwacji na skutek “przyglądania się” przestanie być atrakcyjny?
          A może niedostępny?
          Spytaj Węgrów, Litwinów, Łotyszów, Estończyków, Ukraińców i wielu innych – co mysla o Twojej strategii przygladania się…
          Masz wrażenie, że żyjesz w jakims mocarstwie?
          Co pijesz?

          •  1. Jaki płacz? Nie płaczę
             1. Jaki płacz? Nie płaczę nad brakiem integracji, po prostu stwierdzam fakty. Fakty są takie, że obecnie najbardziej konkretnym przejawem integracji jest wspólny rynek i to właściwie jedyny konkret. Możesz nie akceptować euro, możesz nie wchodzić so Strefy Schengen, ale wspólny rynek musisz zaakceptować jeśli chcesz być w UE.

            2. Jeśli Francja zdecyduje się na protekcjonizm i dotacje dla własnych firm to złamie podstawowe zasady jakie obowiązują w UE i podważy sens wspólnego rynku, po prostu oleje coś, na czym Unia została zbudowana. Bez wspólnego rynku z UE zostanie tylko biurokracja, składki, dotacje i parę instytucji, bo wspólnej polityki zagranicznej wciąż nie mamy, wciąż nie wiemy jak długo chcemy się rozszerzać, wciąż nie załatwiliśmy wielu wewnętrznych problemów, a solidarność energetyczna wciąż jest hasłem za którym stoi mało konkretów. Oczywiście możemy zrezygnować z tego wszystkiego i zostać tylko przy wspólnym rynku. Problem w tym, że jeśli wspólny rynek olewamy to coś jest nie tak, jest to łamanie podstawowych zasad. Naprawdę nie widzisz różnicy między protekcjonizmem a nieprzyjmowaniem euro?

            3. Nie wiem co sądzą Ukraińcy i pierwszy raz słyszę, by ktoś proponował im przyjęcie euro. Nie wiem też co sądzą Węgrzy, Łotysze i Estończycy, natomiast sytuację na Litwie trochę znam. Litwini weszli do ERM II już w 2004 roku, tuż po wejściu do UE, zresztą wcześniej też utrzymywali sztywny kurs lita wobec euro. Chcieli przyjąć euro z początkiem 2007 roku, ale nie udało im się, bo nie spełnili kryterium inflacyjnego. W tej sytuacji data planowanego przyjęcia euro została przełożona na rok 2010, później mówiono o 2011, ale obecnie obie te daty są raczej nieprawdopodobne, bo inflacja znów jest zbyt duża. Litwa została więc w ERM II i utrzymuje sztuczny kurs swojej waluty, co nie pomaga jej za bardzo w kryzysie.

            4. OK, załóżmy, że czekanie jest idiotyczne i z pewnością nam się nie opłaci, że skończymy przez nie jak Litwa, że nie jesteśmy mocarstwem, a naszym złotym można się najwyżej podetrzeć, dlatego musimy jak najszybciej uciekać do strefy euro. By do niej wejść musimy spełnić określone warunki, czyli niska inflacja, niski deficyt, co najmniej dwa lata w ERM II, itd. Spełniamy wszystkie poza ERM II? Jeśli tak to możemy natychmiast do ERM II wchodzić, choć nie wiem czy to dobre rozwiązanie przy niedoszacowanym kursie. Gdy złoty był po 4,90 ekonomiści z GS mówili, że jest niedoszacowany o jakieś 15%. Jeśli mieli rację to kurs złotego powinien mieścić się obecnie gdzieś w przedziale 4,00 – 4,30.

            5. Dziękuję, dziś jeszcze niczego nie piłem. A jeśli chodzi o wrażenia, to znów odnoszę wrażenie, że jesteś chamowaty dla tych, którzy nie podzielają twojego jedynie słusznego zdania w jakiejś kwestii.

          • Wybacz ale to, ze przejawiam zainteresowanie
            co pijesz wynika z sympatii…

            Ad 4.
            Przyjmij wreszcie do wiadomości, że będąc w korytarzu można bezkarnie dokonać sztucznej aprecjacji (wzmocnienie) waluty, a więc argument o niedoszacowanym złotym jest bezzasadny.
            Kurs docelowy możemy sobie spokojnie osiągnąć będąc w “korytarzu” nie zwracając uwagi na widełki(15%).

            Ale tam, nieważne…
            Titanic wciąż jeszcze płynie, a orkiestra gra.
            Kuchnia wydaje podwójne porcje – jest nieźle.
            Polacy stoją na pokładzie i nieufnie przyglądają się szalupom.
            Nie z nimi te numery.
            Mają własne kapoki, z orłem…

            😉

  1. Najbardziej realna opcja nr
    Najbardziej realna opcja nr 2. A co do Francji to wierze że twarde prawa ekonomii nauczą ich pokory i przenosząc produkcję napewno wzrosna jej koszty bo jest różnica w wynagrodzeniu Francuza i wynagrodzeniu Słowaka a dotacje z państwa mają to do siebie że nie będą trwać wiecznie. Podnosić cen też sie nie da bo po pierwsze kryzys a po drugie Francuzi mogą się zakochać np fiacie 500 czy innym. Jak to się zaczyna i konczy mają przykład za oceanem tam też dotują GM tylko chętnych na ich auta jakoś nie widać a koszty są stałe i płacić trzeba.

    •  Skończy się to albo tym, że
       Skończy się to albo tym, że państwo będzie w nieskończoność pasło koncerny motoryzacyjne, co przełoży się automatycznie ( oczywiście negatywnie ) na konkurencję, a co za tym idzie na jakość produkcji i efektywność fabryk, albo ( co jest bardziej prawdopodobne ) pod koniec kryzysu dopłaty się skończą, a firmy z powrotem zaczną uciekać z Francji przed wysokimi podatkami i potężnymi związkami zawodowymi. Tak, czy siak skończy się to źle, również dla samej Francji.

        •  Mimo wszystko szkoda, że dla
           Mimo wszystko szkoda, że dla realizacji swoich pomysłów na "gospodarkę" ryzykują spieprzenie tego, co było budowane przez prawie 60 lat. Powinni za to beknąć i to właśnie będzie test na skuteczność UE.

          • Wariant ani 1 ani 2
            Unia rozszerzac sie bedzie tak dlugo, jak dlugo potrzebowac bedzie taniej sily roboczej i nowych rynkow zbytu. Jakos nie wierze juz w to ze tu chodzi o ideologie czy pomosly na pomoc krajom slabo rozwinietym (choc to tez przy okazji wlaczenia do Unii).

            A co do Francji, to nawet jesli wlepia jej kare, to bedzie to tylko symboliczne. Francja jest w Unii, a my, Czechy czy Slowacja to tylko to drugie: zaspokojeniem potrzeby taniej sily roboczej i nowym rynkiem zbytu.

  2. Najbardziej realna opcja nr
    Najbardziej realna opcja nr 2. A co do Francji to wierze że twarde prawa ekonomii nauczą ich pokory i przenosząc produkcję napewno wzrosna jej koszty bo jest różnica w wynagrodzeniu Francuza i wynagrodzeniu Słowaka a dotacje z państwa mają to do siebie że nie będą trwać wiecznie. Podnosić cen też sie nie da bo po pierwsze kryzys a po drugie Francuzi mogą się zakochać np fiacie 500 czy innym. Jak to się zaczyna i konczy mają przykład za oceanem tam też dotują GM tylko chętnych na ich auta jakoś nie widać a koszty są stałe i płacić trzeba.

    •  Skończy się to albo tym, że
       Skończy się to albo tym, że państwo będzie w nieskończoność pasło koncerny motoryzacyjne, co przełoży się automatycznie ( oczywiście negatywnie ) na konkurencję, a co za tym idzie na jakość produkcji i efektywność fabryk, albo ( co jest bardziej prawdopodobne ) pod koniec kryzysu dopłaty się skończą, a firmy z powrotem zaczną uciekać z Francji przed wysokimi podatkami i potężnymi związkami zawodowymi. Tak, czy siak skończy się to źle, również dla samej Francji.

        •  Mimo wszystko szkoda, że dla
           Mimo wszystko szkoda, że dla realizacji swoich pomysłów na "gospodarkę" ryzykują spieprzenie tego, co było budowane przez prawie 60 lat. Powinni za to beknąć i to właśnie będzie test na skuteczność UE.

          • Wariant ani 1 ani 2
            Unia rozszerzac sie bedzie tak dlugo, jak dlugo potrzebowac bedzie taniej sily roboczej i nowych rynkow zbytu. Jakos nie wierze juz w to ze tu chodzi o ideologie czy pomosly na pomoc krajom slabo rozwinietym (choc to tez przy okazji wlaczenia do Unii).

            A co do Francji, to nawet jesli wlepia jej kare, to bedzie to tylko symboliczne. Francja jest w Unii, a my, Czechy czy Slowacja to tylko to drugie: zaspokojeniem potrzeby taniej sily roboczej i nowym rynkiem zbytu.

  3. Najbardziej realna opcja nr
    Najbardziej realna opcja nr 2. A co do Francji to wierze że twarde prawa ekonomii nauczą ich pokory i przenosząc produkcję napewno wzrosna jej koszty bo jest różnica w wynagrodzeniu Francuza i wynagrodzeniu Słowaka a dotacje z państwa mają to do siebie że nie będą trwać wiecznie. Podnosić cen też sie nie da bo po pierwsze kryzys a po drugie Francuzi mogą się zakochać np fiacie 500 czy innym. Jak to się zaczyna i konczy mają przykład za oceanem tam też dotują GM tylko chętnych na ich auta jakoś nie widać a koszty są stałe i płacić trzeba.

    •  Skończy się to albo tym, że
       Skończy się to albo tym, że państwo będzie w nieskończoność pasło koncerny motoryzacyjne, co przełoży się automatycznie ( oczywiście negatywnie ) na konkurencję, a co za tym idzie na jakość produkcji i efektywność fabryk, albo ( co jest bardziej prawdopodobne ) pod koniec kryzysu dopłaty się skończą, a firmy z powrotem zaczną uciekać z Francji przed wysokimi podatkami i potężnymi związkami zawodowymi. Tak, czy siak skończy się to źle, również dla samej Francji.

        •  Mimo wszystko szkoda, że dla
           Mimo wszystko szkoda, że dla realizacji swoich pomysłów na "gospodarkę" ryzykują spieprzenie tego, co było budowane przez prawie 60 lat. Powinni za to beknąć i to właśnie będzie test na skuteczność UE.

          • Wariant ani 1 ani 2
            Unia rozszerzac sie bedzie tak dlugo, jak dlugo potrzebowac bedzie taniej sily roboczej i nowych rynkow zbytu. Jakos nie wierze juz w to ze tu chodzi o ideologie czy pomosly na pomoc krajom slabo rozwinietym (choc to tez przy okazji wlaczenia do Unii).

            A co do Francji, to nawet jesli wlepia jej kare, to bedzie to tylko symboliczne. Francja jest w Unii, a my, Czechy czy Slowacja to tylko to drugie: zaspokojeniem potrzeby taniej sily roboczej i nowym rynkiem zbytu.

      • @Jancio
        Naprawdę chodzi Ci o cały tekst? Zacytowane zdanie: słoweński rząd i Sarkozy powiedzieli, że decyzja Renault nie doprowadzi do redukcji zatrudnienia w fabryce samochodów w Nowym Mieście w Słowenii. Tekst ma wczorajszą datę. Natomiast dzisiaj na tym samym portalu (patrz tutaj) są nowe teksty, z których wynika, że UE sprawę monitoruje. Powołali nawet specjalne ciało, aby to robić. Więc najwidoczniej na słowo Sarkozemu nie uwierzyli. Acha, w tym wczorajszym tekście jest coś o tym, że sprzedaż Clio i Twingo ma się dobrze, stąd ta decyzja Renault. Co ciekawe, w polskiej wersji portalu (tutaj) tekstu o "fałszywym alarmie" (pozostawieniu miejsc pracy w Słowenii) nie znalazłam.

      • @Jancio
        Naprawdę chodzi Ci o cały tekst? Zacytowane zdanie: słoweński rząd i Sarkozy powiedzieli, że decyzja Renault nie doprowadzi do redukcji zatrudnienia w fabryce samochodów w Nowym Mieście w Słowenii. Tekst ma wczorajszą datę. Natomiast dzisiaj na tym samym portalu (patrz tutaj) są nowe teksty, z których wynika, że UE sprawę monitoruje. Powołali nawet specjalne ciało, aby to robić. Więc najwidoczniej na słowo Sarkozemu nie uwierzyli. Acha, w tym wczorajszym tekście jest coś o tym, że sprzedaż Clio i Twingo ma się dobrze, stąd ta decyzja Renault. Co ciekawe, w polskiej wersji portalu (tutaj) tekstu o "fałszywym alarmie" (pozostawieniu miejsc pracy w Słowenii) nie znalazłam.

      • @Jancio
        Naprawdę chodzi Ci o cały tekst? Zacytowane zdanie: słoweński rząd i Sarkozy powiedzieli, że decyzja Renault nie doprowadzi do redukcji zatrudnienia w fabryce samochodów w Nowym Mieście w Słowenii. Tekst ma wczorajszą datę. Natomiast dzisiaj na tym samym portalu (patrz tutaj) są nowe teksty, z których wynika, że UE sprawę monitoruje. Powołali nawet specjalne ciało, aby to robić. Więc najwidoczniej na słowo Sarkozemu nie uwierzyli. Acha, w tym wczorajszym tekście jest coś o tym, że sprzedaż Clio i Twingo ma się dobrze, stąd ta decyzja Renault. Co ciekawe, w polskiej wersji portalu (tutaj) tekstu o "fałszywym alarmie" (pozostawieniu miejsc pracy w Słowenii) nie znalazłam.