Dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane, ale zdecydowanie ostrzejszej krytyce powinny podlegać działania świadomie nastawione na szkodę reprezentowanej wspólnoty. Pierwsze stwierdzenie idealnie pasuje do Antoniego Macierewicza, drugie to oczywiście słownikowa definicja Donalda Tuska. Ostatnie dni połączone z wynikami komisji skupionych na ściganiu Antoniego Macierewicza też potwierdziły, co do kogo pasuje.
Ocena podkomisji smoleńskiej dokonana przez Cezarego Tomczyka jest dla mnie podwójnie przykra. Po pierwsze nie potrafię Macierewicza bronić, bo musiałbym kłamać i manipulować. Po drugie Tomczyk to wyjątkowy szkodnik, człowiek bez kręgosłupa moralnego, chłoptaś na posyłki, a jednak znalazł słabe punkty i chociaż je wyolbrzymił, to swoje ugrał. Obiektywnie rzecz ujmując Antoni Macierewicz doznał sromotnej porażki i to było widać nawet bez raportu zamówionego na polityczne potrzeby. Twórca KOR i WOT, a do tego likwidator WSI, po prostu się zafiksował na zamachu, którego absolutnie nie można wykluczyć, ale w imieniu państwa polskiego trzeba przedstawić dowody, zamiast politycznych dywagacji i aberracji.
Od Macierewicza odwróciło się wielu członków podkomisji, ekspertów przez niego zatrudnionych i co najgorsze zagranicznych autorytetów od badania katastrof lotniczych. Żaden z tych sygnałów nie zrobił na nim wrażenia, do końca szedł w zaparte i brak dowodów uzupełniał politycznymi przekonaniami oraz doświadczeniem związanym z tym jak działają państwa postkomunistyczne z Rosją na czele. Mnie intuicja i doświadczenie też podpowiadają, że wysadzenie samolotu z 96 polskimi politykami najwyższego szczebla to dla Putina żaden problem. Mało tego, jestem pewien, że gdyby ta tragedia wydarzyła się w 2023 roku z udziałem znienawidzonego przez elity Andrzeja Dudy, to TVN24 grzmiałby o zamachu jako pierwszy, bo teraz Putin jest bandytą oficjalnym. Całe nieszczęście polega jednak na tym, że tragedia wydarzyła się w 2010 roku i wtedy Tusk mógł oddać śledztwo Putinowi bez żadnych konsekwencji.
Po drugiej stronie Jarosław Kaczyński nie miał innego pomysłu na kontrę oprócz budowania mitu smoleńskiego, który dziś nie ma żadnej siły i został sprowadzony do comiesięcznych przepychanek z marginesem ośmiogwiazdkowym prze pomnikiem na Palcu Piłsudskiego. Co w takim razie sprawia, że nie oddałbym jednego Antoniego Macierewicza za 1000 Donaldów Tusków? Nie są to emocje i sympatie, bo przypuszczam, że Macierewicz jeszcze chętniej wciągnąłby mnie na listę ruskich agentów niż wciągali Janusz Cieszyński z Anitą Gargas. Na pewno argumentem nie mogą też być wyniki merytorycznej pracy, której zwyczajnie nie widzę, a jeśli już jakieś są, to traktuję je jako pełen dramat niekompetencji. W wymiarze politycznym, krajowym i międzynarodowy, także widać same straty, ale wszystko zaczyna zupełnie inaczej wyglądać, gdy przyjrzymy się innej komisji, tej do spraw badania rosyjskich wpływów.
Były członek WSI wychowany przez generałów szkolonych w Moskwie przedstawił raport, w którym największym agentem Putina jest Antoni Macierewicz. Wcześniej przewodniczącym komisji był Sławomir Cenckiewicz i w tamtym zespole na celowniku znalazł się Donald Tusk, jednak zarówno w komisji, jak i w serialu „Reset” widzieliśmy fakty. Różnie można je oceniać i interpretować, ale wizyta Tuska w Moskwie, „żółwiki” na smoleńskim cmentarzysku, czy rozmowa na molo w Sopocie i podpisanie umowy SKW z FSB, to są fakty.
Dla odmiany nowy szef komisji, emerytowany generał Jarosław Stróżyk, przedstawił tylko i wyłącznie publicystyczne tezy, które nawet Onet.pl uznał za prymitywny rodzaj zemsty, a nie poważny raport. Macierewicz popełnił wiele błędów, ale nigdy nie działał przeciw interesowi Polski i tym bardziej nie współpracowała z Rosją. Donald Tusk popełnił mnóstwo zaplanowanych błędów i wszystkie były wymierzone przeciw Polsce w porozumieniu z Niemcami, a swego czasu także z Rosją. Taka jest zasadnicza różnica pomiędzy tymi politykami i dlatego pomimo wielu pretensji do Macierewicza, nie zamierzam kopać leżącego, za to Tuskowi nigdy nie wolno odpuszczać.
“Twórca KOR i WOT, a do tego likwidator WSI, po prostu się zafiksował na zamachu, którego absolutnie nie można wykluczyć, ale w imieniu państwa polskiego trzeba przedstawić dowody, zamiast politycznych dywagacji i aberracji.”
Zasadne jest pytanie, dlaczego A. Macierewicz “…się zafiksował na zamachu”?
Odpowiedź na to pytanie jest dość skomplikowane a to dlatego, że to nie był zamach w wersji Podkomisji MON, ale była to operacja fałszywej flagi(ang. false flag).
Swoje podejście do wyjaśnienia tego co wydarzyło się 10.04.2010 roku zawarł w tekście pt. “Droga do Smoleńska” zamieszczonym w maju 2010 roku w “Gazecie Polskiej”.
We wstępie do artykułu napisał:
“Lech Kaczyński wraz z elitą niepodległościową znalazł się w wirze wielkiej rosyjskiej operacji odzyskiwania wpływów na obszarze dawnego imperium i to w uzgodnieniu z Niemcami oraz za zgodą rządu Donalda Tuska. Była to w istocie gigantyczna pułapka, która zatrzasnęła się wraz ze startem Tu-154 10 kwietnia o godzinie 7.20 czasu warszawskiego”
Wskazał w tym wstępie na geopolityczne przyczyny tego wydarzenia, czyli na zmowę Rosji z Niemcami i na współpracę rządu D. Tuska(bez współpracy polskich służb i instytucji, nie udało by się zorganizować takiej operacji false flag).
Pominął tu fakt, że przygotowania i przebieg operacji odbywały się na oczach służb USA/NATO i przy ich akceptacji, bo było to w interesie prowadzonej wtedy polityki resetu USA/Niemcy – Rosja, której śp. Prezydent i PIS, “sypali piach w tryby” tej polityki.
Chwilę później, czyli kiedy A. Macierewicz powoływał sejmowy Zespół Parlamentarny, już pomijał geopolityczne podłoże tych wydarzeń i z wydarzeń na Siewiernym, które były inscenizacją katastrofy(samolot TU154M nr 101 został odesłany znad Siewiernego o czym świadczy informacja zawarta w notatce specjalnej E. Klicha, skierowanej 15.04.2010 roku do premiera D. Tuska:
(…)
Po odlocie samolotu ił-76 z KL nawiązała łączność załoga jakiegoś samolotu, który chciał lądować na lotnisku w Smoleńsku i KL nie wydał zgody na lądowanie.
(…)
Raport Podkomisji MON
Załącznik nr 38
str. 106/162
Skoro samolot został odesłany, to w stenogramie z wieży powinna być zawarta korespondencja radiowa KL z tym samolotem a śladów takiej korespondencji w stenogramach nie ma. Można podejrzewać, że dlatego nie ma, że ten samolot był prowadzony przez Kontrolę Obszaru (Moskwa Kontrola) a wieża Siewiernego w tym czasie prowadziła samolot inscenizujący katastrofę(to był samolot o znaku wywoławczym(callsing) Transaero 331 podający się za samolot firmy Anodiny, który prosił wieżę o podanie warunków meteo na Siewiernym (bo “Moskwa prosiła”).
W tej notatce E. Klicha jest więcej informacji, które mają się nijak do tych podanych w Raportach MAK i KBWLLP ale nikt ich oraz zeznań świadków (włącznie z Podkomisją MPN), nie poddał analizie i wyciągnieciu wniosków.