Brałem udział w pewnej dyskusji, dotyczącej RAŚ.
Brałem udział w pewnej dyskusji, dotyczącej RAŚ. O RAŚ pewnie słyszeliście, tym z Was, którzy nie słyszeli tłumaczę, że to taka mała organizacja, która domaga się, by Polska dała Śląskowi autonomię i uznała Ślązaków za odrębny naród, posługujący się odrębnym, śląskim, językiem. Byłem w tej dyskusji chyba jedyną osobą, która “rasiowców” nie potępiła w czambuł, jako zdrajców narodu, Niemców i antypatriotów, a dlaczego nie potępiłem, już się tłumaczę.
Sama działalność RASiu niewiele mnie obchodzi. Nie obchodzi mnie, czy Ślązacy są odrębnym narodem, nie obchodzi mnie też czy śląski to gwara, dialekt, czy język. Zainteresowało mnie coś innego, zainteresowała mnie wypowiedź działacza RAŚ, który powiedział, że Śląsk chce autonomii, bo centralne planowanie jest nieefektywne.
Wszyscy wiemy jak to było za czasów realnego socjalizmu, gdy kolejne Gierki i Gomułki budowały nam centralnie planowaną X potęgę gospodarczą świata. Tak, kiedyś to były złote czasy, gdy mąż babci klozetowej, będący z zawodu “derektorem” w warszawskim urzędzie decydował o tym, jakie bydło będzie hodował PGR pod Wrocławiem i jakie śrubki będzie robić fabryka w Szczecinie. Skutki planowania były, jakie były, X potędze świata brakowało bananów, cielęciny i papieru do dupy, a jak już papier był, to kosztował 20 tysięcy, ale to i tak pryszcz na kieszeń milionera, którym był każdy “prosty człowiek” w Ludowej Polsce. Maluchy na talon, mieszkania z wielkiej płyty, w których trudno było oddychać, odbierane po 15 latach w okresie boomu budowlanego, wszechobecne kolejki i wszechmogąca biurokracja, oto skuki centralizmu. Każdy kto to pamięta powinien więc przyłączyć się do RASiu i krzyknąć “niech żyje autonomiczny Śląsk ( tudzież inny region )”, tak się jednak nie dzieje.
Wyjaśnię, że nie jestem zwolennikiem autonomii Śląska, jestem za to zwolennikiem szerokiej decentralizacji i regionalizacji. Chcę, by władzę w Polsce sprawowały samorządy, chcę, by miały one jak najwięcej władzy i kasy do rozdysponowania. Dlaczego samorządy? To proste, z dwóch powodów. Po pierwsze z Pcimia bliżej jest do urzędu gminy w Pcimiu, niż do kancelarii premiera w Warszawie. Na jednego pcimskiego radnego przypada też mniej wyborców, niż na jednego posła, dlatego radny i urząd są bliżej ludzi i mają więcej czasu dla wyborców, niż poseł i premier. Po drugie samorządom łatwiej jest patrzeć na ręce, łatwiej jest je kontrolować i rozliczać. Mieszkańcowi Swornych Gaci trudno jest oceniać władzę centralną. Mieszkaniec Swornych Gaci wraca styrany do domu, daje buzi żonie, je obiad, siada przed telewizorem i w telewizorze widzi, że minister mówi, że tarcza jest dobra dla Polski. A ponieważ minister mówi to ładnie, z dobrą dykcją, w dobrze skrojonym garniturze i z uśmiechem na twarzy, mieszkaniec Swornych Gaci wierzy ministrowi, bo po prostu nie zna się na polityce międzynarodowej, a minister wzbudza jego zaufanie. Mówiąc prościej mieszkańcy polskich wsi i miasteczek nie zastanawiają się nad wielką polityką, tylko głosują na szyldy, twarze i nazwiska, nie według programu, a według swojego gustu, tudzież bezguścia. Co innego mała polityka, ta miejska, gminna, samorządowa, tu jest zupełnie inaczej. Mieszkaniec Wąchocka może być ostatnim idiotą, ale gdy potknie się 10 razy na nierównym chodniku, złapie gumę na dziurawej drodze, czy utonie w śmieciach podczas rodzinnego spaceru po parku, to zorientuje się, że w mieście coś jest nie tak, a jeśli jest nie tak, to trzeba wymienić tych, co miastem zarządzają. Bardziej kumaci zauważą pewnie także, że gminne budynki są obrapane, a gminne grunty leżą odłogiem, ci najbardziej kumaci będą wiedzieli, że to również jest winą nieudolnego burmistrza, czy wójta, który nie potrafi przyciągnąć inwestorów, turystów też zresztą nie, choć miasto jest niebrzydkie, a rozwój turystyki mógłby pomóc wielu ludziom wyjść z biedy.
Dlaczego więc w Polsce ciężko jest przeprowadzić porządną, daleko idącą decentralizację? Ano dlatego, że są w Polsce różni tacy, co straszą “landyzacją” i tym, że zachodnią Polskę Niemcy do siebie przyłączą. A ludzie się boją, boją się jednak nie na zachodzie, a na wschodzie. Boją się podlaskie, podkieleckie i bieszczadzkie wsie, drżą ze strachu Włoszczowa, Krosno i Łomża. I tu wychodzi na jaw prawdziwa przyczyna strachu, “prawdziwi Polacy” z Polski B nie strachają się nowego rozbioru, oni się martwią, coby kasa nie zostawała we Wrocławiu, Poznaniu, czy Gdańsku, lecz by szła nadal na Włoszczowę, Łomżę i Krosno. Nie mam nic przeciwko solidarności z biedniejszymi regionami, trzeba jednak odróżnić solidarność od złodziejstwa. Solidarność jest wtedy, gdy rada miasta Wrocławia decyduje o przyznaniu pomocy ścianie wschodniej, gdy o tym samym decydują władze centralne, to mamy do czynienia z okradaniem wrocławian z ich podatków. I proszę mi nie pieprzyć o landyzacji i o tym, że coś tu Niemcy zajmą, Niemcom wystarczyło zajęcie Enerdowa, po Enerdowie modlą się o odbudowę muru berlińskiego i nikt w Niemczech, poza paroma nawiedzonymi z NPD nie chce sobie robić Enerdowa 2, a mniej więcej czymś takim byłoby zajęcie przez Niemcy 1/3 Polski. Zresztą nawet gdyby Niemcom odbiło, czego nie da się wykluczyć, podobnie jak nie da się wykluczyć tego, że na Jowiszu żyją ufoludki, to do żadnych zmian granic i tak nie dojdzie, bo wymagałoby to zmiany połowy umów międzynarodowych, a na to nikt w Europie się nie zgodzi.
Trzeba przeprowadzać w Polsce decentralizację i to jak najszybciej, nie oglądając się na protesty podlaskich chłopów małorolnych i włoszczowskich kolejarzy. Tylko decentralizacja może zapewnić w Polsce efektywne zarządzanie i budowę społeczeństwa obywatelskiego. A Polska B? Polska B może ogłosić sobie powstanie IV Wolskiej Rzeczypospolitej Ludowej, wystąpić UE, ogłosić się krajem azjatyckim i zawrzeć unię z Białorusią, do której jest zresztą zbliżona mentalnie. Współczuję tylko normalnym ludziom, którzy mieszkają na wschodzie i którzy chcą rozwijać swój region w inny sposób, niż budując perony za pieniądze wrocławskich, czy poznańskich podatników. Współczuję i wierzę, że kiedyś normalne myślenie zwycięży, oczywiście będzie to wymagało wielu lat, zaścianek nie stanie się od razu metropolią, ale kiedyś normalność zawita i do zaścianka, burząc jego mury, czego Wam i sobie życzę.
hmmmm
Tak spytam: a gdzie byś ta granice oddzielająca A od B ustawił? chciałbym wiedzieć, bo mam pewien problem, mieszkałem już w B i w C, w A bywałem jedynie tylko wtedy gdy musiałem
Witam serdecznie.
Zrobiłbym spis powszechny. Tereny, na których większość mieszkańców stanowią Polacy zostawiłbym przy Polsce, a tereny, gdzie większością są Prawdziwi Polacy, Wolacy, bądź Obywatele IV Rzeczypospolitej oddałbym Białorusi.
A tak poważnie: nie chcę razić niczyjego lokalnego patriotyzmu. Wiem, że pochodzisz z Galicji. Czy to Polska B? Nie wiem, w Galicji odwiedziłem tylko Kraków z okolicą, na “B”, a tym bardziej na “C” mi to nie wyglądało. Sam podział na “A” i “B” uważam za niezbyt trafny, choć nie do końca. Coś w tym jest, że im dalej na wschód, ku Kielcom, czy Białystokowi, tym większa zaściankowość, większa czołobitność wobec władzy i większy procent wyborców PIS. Nazywam to ruską mentalnością. Czy dotyczy to Galicji? Nie wiem, Galicji nie rusyfikowano. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że na tym wschodzie są ludzie mądrzy, którzy z ruską mentalnością nie mają nic wspólnego, a na zachodzie są jednostki jakby żywcem przeniesione z azjatyckiego stepu. Dlatego pochodzeniem z Polski “A” się nie chwalę i nie śmiem wynosić się nad Starszego z Galicji, którego darzę dużym szacunkiem.
“Gdzie Hitler i Stalin zrobili co swoje…”
Nie dziwmy się, że na początku tego stulecia centralizacja została we Francji przywrócona z tak cudowną łatwością. Ludzie roku 89 zwalili gmach, ale jego fundamenty pozostały w duszach tych, co go burzyli, i na tych fundamentach można go było szybko wznieść od nowa i zbudować solidniejszym, niż był kiedykolwiek.
PRL budowali (także) ludzie którzy pamiętali wojnę i czasy RP II, stąd wyszło to, co wyszło.
Od 1989 nową rzeczywistość budują ludzie, którzy pamiętają PRL, stąd wychodzi to co wychodzi.
Obejrzyj proszę mapy głosowań na cokolwiek wg zaborów i województw.
Ad rem.
Uważam, problemem jest miasto co w tytule. Realne interesy ludzi tam mieszkających zablokują zmiany na lepsze czyli decentralizację.
hmmmm
Tak spytam: a gdzie byś ta granice oddzielająca A od B ustawił? chciałbym wiedzieć, bo mam pewien problem, mieszkałem już w B i w C, w A bywałem jedynie tylko wtedy gdy musiałem
Witam serdecznie.
Zrobiłbym spis powszechny. Tereny, na których większość mieszkańców stanowią Polacy zostawiłbym przy Polsce, a tereny, gdzie większością są Prawdziwi Polacy, Wolacy, bądź Obywatele IV Rzeczypospolitej oddałbym Białorusi.
A tak poważnie: nie chcę razić niczyjego lokalnego patriotyzmu. Wiem, że pochodzisz z Galicji. Czy to Polska B? Nie wiem, w Galicji odwiedziłem tylko Kraków z okolicą, na “B”, a tym bardziej na “C” mi to nie wyglądało. Sam podział na “A” i “B” uważam za niezbyt trafny, choć nie do końca. Coś w tym jest, że im dalej na wschód, ku Kielcom, czy Białystokowi, tym większa zaściankowość, większa czołobitność wobec władzy i większy procent wyborców PIS. Nazywam to ruską mentalnością. Czy dotyczy to Galicji? Nie wiem, Galicji nie rusyfikowano. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że na tym wschodzie są ludzie mądrzy, którzy z ruską mentalnością nie mają nic wspólnego, a na zachodzie są jednostki jakby żywcem przeniesione z azjatyckiego stepu. Dlatego pochodzeniem z Polski “A” się nie chwalę i nie śmiem wynosić się nad Starszego z Galicji, którego darzę dużym szacunkiem.
“Gdzie Hitler i Stalin zrobili co swoje…”
Nie dziwmy się, że na początku tego stulecia centralizacja została we Francji przywrócona z tak cudowną łatwością. Ludzie roku 89 zwalili gmach, ale jego fundamenty pozostały w duszach tych, co go burzyli, i na tych fundamentach można go było szybko wznieść od nowa i zbudować solidniejszym, niż był kiedykolwiek.
PRL budowali (także) ludzie którzy pamiętali wojnę i czasy RP II, stąd wyszło to, co wyszło.
Od 1989 nową rzeczywistość budują ludzie, którzy pamiętają PRL, stąd wychodzi to co wychodzi.
Obejrzyj proszę mapy głosowań na cokolwiek wg zaborów i województw.
Ad rem.
Uważam, problemem jest miasto co w tytule. Realne interesy ludzi tam mieszkających zablokują zmiany na lepsze czyli decentralizację.
hmmmm
Tak spytam: a gdzie byś ta granice oddzielająca A od B ustawił? chciałbym wiedzieć, bo mam pewien problem, mieszkałem już w B i w C, w A bywałem jedynie tylko wtedy gdy musiałem
Witam serdecznie.
Zrobiłbym spis powszechny. Tereny, na których większość mieszkańców stanowią Polacy zostawiłbym przy Polsce, a tereny, gdzie większością są Prawdziwi Polacy, Wolacy, bądź Obywatele IV Rzeczypospolitej oddałbym Białorusi.
A tak poważnie: nie chcę razić niczyjego lokalnego patriotyzmu. Wiem, że pochodzisz z Galicji. Czy to Polska B? Nie wiem, w Galicji odwiedziłem tylko Kraków z okolicą, na “B”, a tym bardziej na “C” mi to nie wyglądało. Sam podział na “A” i “B” uważam za niezbyt trafny, choć nie do końca. Coś w tym jest, że im dalej na wschód, ku Kielcom, czy Białystokowi, tym większa zaściankowość, większa czołobitność wobec władzy i większy procent wyborców PIS. Nazywam to ruską mentalnością. Czy dotyczy to Galicji? Nie wiem, Galicji nie rusyfikowano. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że na tym wschodzie są ludzie mądrzy, którzy z ruską mentalnością nie mają nic wspólnego, a na zachodzie są jednostki jakby żywcem przeniesione z azjatyckiego stepu. Dlatego pochodzeniem z Polski “A” się nie chwalę i nie śmiem wynosić się nad Starszego z Galicji, którego darzę dużym szacunkiem.
“Gdzie Hitler i Stalin zrobili co swoje…”
Nie dziwmy się, że na początku tego stulecia centralizacja została we Francji przywrócona z tak cudowną łatwością. Ludzie roku 89 zwalili gmach, ale jego fundamenty pozostały w duszach tych, co go burzyli, i na tych fundamentach można go było szybko wznieść od nowa i zbudować solidniejszym, niż był kiedykolwiek.
PRL budowali (także) ludzie którzy pamiętali wojnę i czasy RP II, stąd wyszło to, co wyszło.
Od 1989 nową rzeczywistość budują ludzie, którzy pamiętają PRL, stąd wychodzi to co wychodzi.
Obejrzyj proszę mapy głosowań na cokolwiek wg zaborów i województw.
Ad rem.
Uważam, problemem jest miasto co w tytule. Realne interesy ludzi tam mieszkających zablokują zmiany na lepsze czyli decentralizację.
hmmmm
Tak spytam: a gdzie byś ta granice oddzielająca A od B ustawił? chciałbym wiedzieć, bo mam pewien problem, mieszkałem już w B i w C, w A bywałem jedynie tylko wtedy gdy musiałem
Witam serdecznie.
Zrobiłbym spis powszechny. Tereny, na których większość mieszkańców stanowią Polacy zostawiłbym przy Polsce, a tereny, gdzie większością są Prawdziwi Polacy, Wolacy, bądź Obywatele IV Rzeczypospolitej oddałbym Białorusi.
A tak poważnie: nie chcę razić niczyjego lokalnego patriotyzmu. Wiem, że pochodzisz z Galicji. Czy to Polska B? Nie wiem, w Galicji odwiedziłem tylko Kraków z okolicą, na “B”, a tym bardziej na “C” mi to nie wyglądało. Sam podział na “A” i “B” uważam za niezbyt trafny, choć nie do końca. Coś w tym jest, że im dalej na wschód, ku Kielcom, czy Białystokowi, tym większa zaściankowość, większa czołobitność wobec władzy i większy procent wyborców PIS. Nazywam to ruską mentalnością. Czy dotyczy to Galicji? Nie wiem, Galicji nie rusyfikowano. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że na tym wschodzie są ludzie mądrzy, którzy z ruską mentalnością nie mają nic wspólnego, a na zachodzie są jednostki jakby żywcem przeniesione z azjatyckiego stepu. Dlatego pochodzeniem z Polski “A” się nie chwalę i nie śmiem wynosić się nad Starszego z Galicji, którego darzę dużym szacunkiem.
“Gdzie Hitler i Stalin zrobili co swoje…”
Nie dziwmy się, że na początku tego stulecia centralizacja została we Francji przywrócona z tak cudowną łatwością. Ludzie roku 89 zwalili gmach, ale jego fundamenty pozostały w duszach tych, co go burzyli, i na tych fundamentach można go było szybko wznieść od nowa i zbudować solidniejszym, niż był kiedykolwiek.
PRL budowali (także) ludzie którzy pamiętali wojnę i czasy RP II, stąd wyszło to, co wyszło.
Od 1989 nową rzeczywistość budują ludzie, którzy pamiętają PRL, stąd wychodzi to co wychodzi.
Obejrzyj proszę mapy głosowań na cokolwiek wg zaborów i województw.
Ad rem.
Uważam, problemem jest miasto co w tytule. Realne interesy ludzi tam mieszkających zablokują zmiany na lepsze czyli decentralizację.
hmmmm
Tak spytam: a gdzie byś ta granice oddzielająca A od B ustawił? chciałbym wiedzieć, bo mam pewien problem, mieszkałem już w B i w C, w A bywałem jedynie tylko wtedy gdy musiałem
Witam serdecznie.
Zrobiłbym spis powszechny. Tereny, na których większość mieszkańców stanowią Polacy zostawiłbym przy Polsce, a tereny, gdzie większością są Prawdziwi Polacy, Wolacy, bądź Obywatele IV Rzeczypospolitej oddałbym Białorusi.
A tak poważnie: nie chcę razić niczyjego lokalnego patriotyzmu. Wiem, że pochodzisz z Galicji. Czy to Polska B? Nie wiem, w Galicji odwiedziłem tylko Kraków z okolicą, na “B”, a tym bardziej na “C” mi to nie wyglądało. Sam podział na “A” i “B” uważam za niezbyt trafny, choć nie do końca. Coś w tym jest, że im dalej na wschód, ku Kielcom, czy Białystokowi, tym większa zaściankowość, większa czołobitność wobec władzy i większy procent wyborców PIS. Nazywam to ruską mentalnością. Czy dotyczy to Galicji? Nie wiem, Galicji nie rusyfikowano. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że na tym wschodzie są ludzie mądrzy, którzy z ruską mentalnością nie mają nic wspólnego, a na zachodzie są jednostki jakby żywcem przeniesione z azjatyckiego stepu. Dlatego pochodzeniem z Polski “A” się nie chwalę i nie śmiem wynosić się nad Starszego z Galicji, którego darzę dużym szacunkiem.
“Gdzie Hitler i Stalin zrobili co swoje…”
Nie dziwmy się, że na początku tego stulecia centralizacja została we Francji przywrócona z tak cudowną łatwością. Ludzie roku 89 zwalili gmach, ale jego fundamenty pozostały w duszach tych, co go burzyli, i na tych fundamentach można go było szybko wznieść od nowa i zbudować solidniejszym, niż był kiedykolwiek.
PRL budowali (także) ludzie którzy pamiętali wojnę i czasy RP II, stąd wyszło to, co wyszło.
Od 1989 nową rzeczywistość budują ludzie, którzy pamiętają PRL, stąd wychodzi to co wychodzi.
Obejrzyj proszę mapy głosowań na cokolwiek wg zaborów i województw.
Ad rem.
Uważam, problemem jest miasto co w tytule. Realne interesy ludzi tam mieszkających zablokują zmiany na lepsze czyli decentralizację.
hmmmm
Tak spytam: a gdzie byś ta granice oddzielająca A od B ustawił? chciałbym wiedzieć, bo mam pewien problem, mieszkałem już w B i w C, w A bywałem jedynie tylko wtedy gdy musiałem
Witam serdecznie.
Zrobiłbym spis powszechny. Tereny, na których większość mieszkańców stanowią Polacy zostawiłbym przy Polsce, a tereny, gdzie większością są Prawdziwi Polacy, Wolacy, bądź Obywatele IV Rzeczypospolitej oddałbym Białorusi.
A tak poważnie: nie chcę razić niczyjego lokalnego patriotyzmu. Wiem, że pochodzisz z Galicji. Czy to Polska B? Nie wiem, w Galicji odwiedziłem tylko Kraków z okolicą, na “B”, a tym bardziej na “C” mi to nie wyglądało. Sam podział na “A” i “B” uważam za niezbyt trafny, choć nie do końca. Coś w tym jest, że im dalej na wschód, ku Kielcom, czy Białystokowi, tym większa zaściankowość, większa czołobitność wobec władzy i większy procent wyborców PIS. Nazywam to ruską mentalnością. Czy dotyczy to Galicji? Nie wiem, Galicji nie rusyfikowano. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że na tym wschodzie są ludzie mądrzy, którzy z ruską mentalnością nie mają nic wspólnego, a na zachodzie są jednostki jakby żywcem przeniesione z azjatyckiego stepu. Dlatego pochodzeniem z Polski “A” się nie chwalę i nie śmiem wynosić się nad Starszego z Galicji, którego darzę dużym szacunkiem.
“Gdzie Hitler i Stalin zrobili co swoje…”
Nie dziwmy się, że na początku tego stulecia centralizacja została we Francji przywrócona z tak cudowną łatwością. Ludzie roku 89 zwalili gmach, ale jego fundamenty pozostały w duszach tych, co go burzyli, i na tych fundamentach można go było szybko wznieść od nowa i zbudować solidniejszym, niż był kiedykolwiek.
PRL budowali (także) ludzie którzy pamiętali wojnę i czasy RP II, stąd wyszło to, co wyszło.
Od 1989 nową rzeczywistość budują ludzie, którzy pamiętają PRL, stąd wychodzi to co wychodzi.
Obejrzyj proszę mapy głosowań na cokolwiek wg zaborów i województw.
Ad rem.
Uważam, problemem jest miasto co w tytule. Realne interesy ludzi tam mieszkających zablokują zmiany na lepsze czyli decentralizację.
Powinno chyba być….
“Mieszkaniec Swornych Gaci wraca SCHLANY do domu, daje W buziĘ żonie, je obiad, DAJE W BUZIĘ ŻONIE BO ZUPA BYŁA ZA SŁONA, BIERZE PIWO, siada przed telewizorem i w telewizorze widzi, że PolskA REPREZENTACJA PRZEGRAłA KOLEJNY MECZ, W ZWIĄZKU Z CZYM DAJE W BUZIĘ ŻONIE.”
By było bardziej…. kontrowersyjnie.
A tak, by było JESZCZE BARDZIEJ kontrowersyjnie, to pozwolę się nie zgodzić. Twoje poglądy na decentralizację są identyczne z moimi. Jest jednak jedno ALE. Polega ono na tym, że jak dasz władzę samorządom, to stworzy się taką mafię, jakiej nie ma na Sycylii. Polskie społeczeństwo nie dojrzało do decentralizacji. Potrzeba na to wymiany pokolenia. Albo i dwóch. Dopóki żyje i rządzi to, co miało czy sie stoi czy się leży, to jak jeszcze dostanie do tego więcej możliwości, to będzie kaplica. Nie twierzę, że może nie być wyjątków, a w kontrole to ja nie wierzę.
To są szklane domy.
to stworzy się taką mafię
i dobrze.
Jedna mafia drugiej mafii pokazuje co potrafi
Społeczeństwo nie dojrzewa, to abstrakt, skrót myślowy.
Ludzie tak. Jeżeli muszą to szybko bardzo.
Niech będzie i skrót
Ale to nie zmienia faktu, że na skróty sie nie da.
Da się, na szage da się
–Wilczek raz jeszcze i
–bardzo szybkie prawo.
Drugi punkt powoduje s-f koncepcji.
P######ić przedszkolankę, po prostu.
Wybacz
Nie zrozumiałem wywodu.
Biurokracja nas wampirzyła, wampirzy i
wysysać dalej będzie.
Reszta logicznie dalej.
Zgoda
Cała władza w ręce rad.
Władza JEST w rękach rad.
W jakim celu, się zapytam?
Wilczka popieram wszystkimi
Wilczka popieram wszystkimi dwiema rencyma. Chciałbym, żeby ustawa Wilczka została przywrócona, na razie się na to nie zanosi, choć uchwalono już pewne ułatwienia w prowadzeniu firmy, niedługo ma zostać przyjęte “jedno okienko”.
Z tą biurokracją to nie będzie tak łatwo, jak pijawka się przyssie do człowieka, to ciężko ją odessać.
Pozdrawiam.
Chciałem pokazać normę ( mam
Chciałem pokazać normę ( mam nadzieję, że to norma, choć głowy nie dam ), a nie patologię. Dlatego Kowalski dał żonie buzi, a nie w buzię. Oszczędziłem niewiastę, kosztem kontrowersji.
Co do mafii. Jeśli będziemy bać się “mafii”, to historia zatoczy koło i wrócimy do okresu IV RP, która bohatersko zwalczała układy i wywracała stoliki brydżowe ( bo chyba właśnie o “układ” ci chodzi ). Cóż, politycy kumający się z innymi politykami i z wielkimi biznesmenami oraz załatwiający swoje ciemne interesy to niestety norma. Oczywiście nie można tego tak po prostu tolerować, trzeba takie sprawy nagłaśniać i poddawać krytyce, ale nie można się łudzić, że nagle politycy zmienią się w aniołki, bo tak się nigdy nie stanie. Na szczeblu centralnym też jest “układ”, nawet za IV RP był układ, pokazany zresztą na archiwalnych zdjęciach posłanki Beger. Ja mimo wszystko wolę układy lokalne, niech się układają z kim tam chcą, ważne, by nie przynosiło to szkód miastu i jego mieszkańcom.
Powinno chyba być….
“Mieszkaniec Swornych Gaci wraca SCHLANY do domu, daje W buziĘ żonie, je obiad, DAJE W BUZIĘ ŻONIE BO ZUPA BYŁA ZA SŁONA, BIERZE PIWO, siada przed telewizorem i w telewizorze widzi, że PolskA REPREZENTACJA PRZEGRAłA KOLEJNY MECZ, W ZWIĄZKU Z CZYM DAJE W BUZIĘ ŻONIE.”
By było bardziej…. kontrowersyjnie.
A tak, by było JESZCZE BARDZIEJ kontrowersyjnie, to pozwolę się nie zgodzić. Twoje poglądy na decentralizację są identyczne z moimi. Jest jednak jedno ALE. Polega ono na tym, że jak dasz władzę samorządom, to stworzy się taką mafię, jakiej nie ma na Sycylii. Polskie społeczeństwo nie dojrzało do decentralizacji. Potrzeba na to wymiany pokolenia. Albo i dwóch. Dopóki żyje i rządzi to, co miało czy sie stoi czy się leży, to jak jeszcze dostanie do tego więcej możliwości, to będzie kaplica. Nie twierzę, że może nie być wyjątków, a w kontrole to ja nie wierzę.
To są szklane domy.
to stworzy się taką mafię
i dobrze.
Jedna mafia drugiej mafii pokazuje co potrafi
Społeczeństwo nie dojrzewa, to abstrakt, skrót myślowy.
Ludzie tak. Jeżeli muszą to szybko bardzo.
Niech będzie i skrót
Ale to nie zmienia faktu, że na skróty sie nie da.
Da się, na szage da się
–Wilczek raz jeszcze i
–bardzo szybkie prawo.
Drugi punkt powoduje s-f koncepcji.
P######ić przedszkolankę, po prostu.
Wybacz
Nie zrozumiałem wywodu.
Biurokracja nas wampirzyła, wampirzy i
wysysać dalej będzie.
Reszta logicznie dalej.
Zgoda
Cała władza w ręce rad.
Władza JEST w rękach rad.
W jakim celu, się zapytam?
Wilczka popieram wszystkimi
Wilczka popieram wszystkimi dwiema rencyma. Chciałbym, żeby ustawa Wilczka została przywrócona, na razie się na to nie zanosi, choć uchwalono już pewne ułatwienia w prowadzeniu firmy, niedługo ma zostać przyjęte “jedno okienko”.
Z tą biurokracją to nie będzie tak łatwo, jak pijawka się przyssie do człowieka, to ciężko ją odessać.
Pozdrawiam.
Chciałem pokazać normę ( mam
Chciałem pokazać normę ( mam nadzieję, że to norma, choć głowy nie dam ), a nie patologię. Dlatego Kowalski dał żonie buzi, a nie w buzię. Oszczędziłem niewiastę, kosztem kontrowersji.
Co do mafii. Jeśli będziemy bać się “mafii”, to historia zatoczy koło i wrócimy do okresu IV RP, która bohatersko zwalczała układy i wywracała stoliki brydżowe ( bo chyba właśnie o “układ” ci chodzi ). Cóż, politycy kumający się z innymi politykami i z wielkimi biznesmenami oraz załatwiający swoje ciemne interesy to niestety norma. Oczywiście nie można tego tak po prostu tolerować, trzeba takie sprawy nagłaśniać i poddawać krytyce, ale nie można się łudzić, że nagle politycy zmienią się w aniołki, bo tak się nigdy nie stanie. Na szczeblu centralnym też jest “układ”, nawet za IV RP był układ, pokazany zresztą na archiwalnych zdjęciach posłanki Beger. Ja mimo wszystko wolę układy lokalne, niech się układają z kim tam chcą, ważne, by nie przynosiło to szkód miastu i jego mieszkańcom.
Powinno chyba być….
“Mieszkaniec Swornych Gaci wraca SCHLANY do domu, daje W buziĘ żonie, je obiad, DAJE W BUZIĘ ŻONIE BO ZUPA BYŁA ZA SŁONA, BIERZE PIWO, siada przed telewizorem i w telewizorze widzi, że PolskA REPREZENTACJA PRZEGRAłA KOLEJNY MECZ, W ZWIĄZKU Z CZYM DAJE W BUZIĘ ŻONIE.”
By było bardziej…. kontrowersyjnie.
A tak, by było JESZCZE BARDZIEJ kontrowersyjnie, to pozwolę się nie zgodzić. Twoje poglądy na decentralizację są identyczne z moimi. Jest jednak jedno ALE. Polega ono na tym, że jak dasz władzę samorządom, to stworzy się taką mafię, jakiej nie ma na Sycylii. Polskie społeczeństwo nie dojrzało do decentralizacji. Potrzeba na to wymiany pokolenia. Albo i dwóch. Dopóki żyje i rządzi to, co miało czy sie stoi czy się leży, to jak jeszcze dostanie do tego więcej możliwości, to będzie kaplica. Nie twierzę, że może nie być wyjątków, a w kontrole to ja nie wierzę.
To są szklane domy.
to stworzy się taką mafię
i dobrze.
Jedna mafia drugiej mafii pokazuje co potrafi
Społeczeństwo nie dojrzewa, to abstrakt, skrót myślowy.
Ludzie tak. Jeżeli muszą to szybko bardzo.
Niech będzie i skrót
Ale to nie zmienia faktu, że na skróty sie nie da.
Da się, na szage da się
–Wilczek raz jeszcze i
–bardzo szybkie prawo.
Drugi punkt powoduje s-f koncepcji.
P######ić przedszkolankę, po prostu.
Wybacz
Nie zrozumiałem wywodu.
Biurokracja nas wampirzyła, wampirzy i
wysysać dalej będzie.
Reszta logicznie dalej.
Zgoda
Cała władza w ręce rad.
Władza JEST w rękach rad.
W jakim celu, się zapytam?
Wilczka popieram wszystkimi
Wilczka popieram wszystkimi dwiema rencyma. Chciałbym, żeby ustawa Wilczka została przywrócona, na razie się na to nie zanosi, choć uchwalono już pewne ułatwienia w prowadzeniu firmy, niedługo ma zostać przyjęte “jedno okienko”.
Z tą biurokracją to nie będzie tak łatwo, jak pijawka się przyssie do człowieka, to ciężko ją odessać.
Pozdrawiam.
Chciałem pokazać normę ( mam
Chciałem pokazać normę ( mam nadzieję, że to norma, choć głowy nie dam ), a nie patologię. Dlatego Kowalski dał żonie buzi, a nie w buzię. Oszczędziłem niewiastę, kosztem kontrowersji.
Co do mafii. Jeśli będziemy bać się “mafii”, to historia zatoczy koło i wrócimy do okresu IV RP, która bohatersko zwalczała układy i wywracała stoliki brydżowe ( bo chyba właśnie o “układ” ci chodzi ). Cóż, politycy kumający się z innymi politykami i z wielkimi biznesmenami oraz załatwiający swoje ciemne interesy to niestety norma. Oczywiście nie można tego tak po prostu tolerować, trzeba takie sprawy nagłaśniać i poddawać krytyce, ale nie można się łudzić, że nagle politycy zmienią się w aniołki, bo tak się nigdy nie stanie. Na szczeblu centralnym też jest “układ”, nawet za IV RP był układ, pokazany zresztą na archiwalnych zdjęciach posłanki Beger. Ja mimo wszystko wolę układy lokalne, niech się układają z kim tam chcą, ważne, by nie przynosiło to szkód miastu i jego mieszkańcom.
Powinno chyba być….
“Mieszkaniec Swornych Gaci wraca SCHLANY do domu, daje W buziĘ żonie, je obiad, DAJE W BUZIĘ ŻONIE BO ZUPA BYŁA ZA SŁONA, BIERZE PIWO, siada przed telewizorem i w telewizorze widzi, że PolskA REPREZENTACJA PRZEGRAłA KOLEJNY MECZ, W ZWIĄZKU Z CZYM DAJE W BUZIĘ ŻONIE.”
By było bardziej…. kontrowersyjnie.
A tak, by było JESZCZE BARDZIEJ kontrowersyjnie, to pozwolę się nie zgodzić. Twoje poglądy na decentralizację są identyczne z moimi. Jest jednak jedno ALE. Polega ono na tym, że jak dasz władzę samorządom, to stworzy się taką mafię, jakiej nie ma na Sycylii. Polskie społeczeństwo nie dojrzało do decentralizacji. Potrzeba na to wymiany pokolenia. Albo i dwóch. Dopóki żyje i rządzi to, co miało czy sie stoi czy się leży, to jak jeszcze dostanie do tego więcej możliwości, to będzie kaplica. Nie twierzę, że może nie być wyjątków, a w kontrole to ja nie wierzę.
To są szklane domy.
to stworzy się taką mafię
i dobrze.
Jedna mafia drugiej mafii pokazuje co potrafi
Społeczeństwo nie dojrzewa, to abstrakt, skrót myślowy.
Ludzie tak. Jeżeli muszą to szybko bardzo.
Niech będzie i skrót
Ale to nie zmienia faktu, że na skróty sie nie da.
Da się, na szage da się
–Wilczek raz jeszcze i
–bardzo szybkie prawo.
Drugi punkt powoduje s-f koncepcji.
P######ić przedszkolankę, po prostu.
Wybacz
Nie zrozumiałem wywodu.
Biurokracja nas wampirzyła, wampirzy i
wysysać dalej będzie.
Reszta logicznie dalej.
Zgoda
Cała władza w ręce rad.
Władza JEST w rękach rad.
W jakim celu, się zapytam?
Wilczka popieram wszystkimi
Wilczka popieram wszystkimi dwiema rencyma. Chciałbym, żeby ustawa Wilczka została przywrócona, na razie się na to nie zanosi, choć uchwalono już pewne ułatwienia w prowadzeniu firmy, niedługo ma zostać przyjęte “jedno okienko”.
Z tą biurokracją to nie będzie tak łatwo, jak pijawka się przyssie do człowieka, to ciężko ją odessać.
Pozdrawiam.
Chciałem pokazać normę ( mam
Chciałem pokazać normę ( mam nadzieję, że to norma, choć głowy nie dam ), a nie patologię. Dlatego Kowalski dał żonie buzi, a nie w buzię. Oszczędziłem niewiastę, kosztem kontrowersji.
Co do mafii. Jeśli będziemy bać się “mafii”, to historia zatoczy koło i wrócimy do okresu IV RP, która bohatersko zwalczała układy i wywracała stoliki brydżowe ( bo chyba właśnie o “układ” ci chodzi ). Cóż, politycy kumający się z innymi politykami i z wielkimi biznesmenami oraz załatwiający swoje ciemne interesy to niestety norma. Oczywiście nie można tego tak po prostu tolerować, trzeba takie sprawy nagłaśniać i poddawać krytyce, ale nie można się łudzić, że nagle politycy zmienią się w aniołki, bo tak się nigdy nie stanie. Na szczeblu centralnym też jest “układ”, nawet za IV RP był układ, pokazany zresztą na archiwalnych zdjęciach posłanki Beger. Ja mimo wszystko wolę układy lokalne, niech się układają z kim tam chcą, ważne, by nie przynosiło to szkód miastu i jego mieszkańcom.
Powinno chyba być….
“Mieszkaniec Swornych Gaci wraca SCHLANY do domu, daje W buziĘ żonie, je obiad, DAJE W BUZIĘ ŻONIE BO ZUPA BYŁA ZA SŁONA, BIERZE PIWO, siada przed telewizorem i w telewizorze widzi, że PolskA REPREZENTACJA PRZEGRAłA KOLEJNY MECZ, W ZWIĄZKU Z CZYM DAJE W BUZIĘ ŻONIE.”
By było bardziej…. kontrowersyjnie.
A tak, by było JESZCZE BARDZIEJ kontrowersyjnie, to pozwolę się nie zgodzić. Twoje poglądy na decentralizację są identyczne z moimi. Jest jednak jedno ALE. Polega ono na tym, że jak dasz władzę samorządom, to stworzy się taką mafię, jakiej nie ma na Sycylii. Polskie społeczeństwo nie dojrzało do decentralizacji. Potrzeba na to wymiany pokolenia. Albo i dwóch. Dopóki żyje i rządzi to, co miało czy sie stoi czy się leży, to jak jeszcze dostanie do tego więcej możliwości, to będzie kaplica. Nie twierzę, że może nie być wyjątków, a w kontrole to ja nie wierzę.
To są szklane domy.
to stworzy się taką mafię
i dobrze.
Jedna mafia drugiej mafii pokazuje co potrafi
Społeczeństwo nie dojrzewa, to abstrakt, skrót myślowy.
Ludzie tak. Jeżeli muszą to szybko bardzo.
Niech będzie i skrót
Ale to nie zmienia faktu, że na skróty sie nie da.
Da się, na szage da się
–Wilczek raz jeszcze i
–bardzo szybkie prawo.
Drugi punkt powoduje s-f koncepcji.
P######ić przedszkolankę, po prostu.
Wybacz
Nie zrozumiałem wywodu.
Biurokracja nas wampirzyła, wampirzy i
wysysać dalej będzie.
Reszta logicznie dalej.
Zgoda
Cała władza w ręce rad.
Władza JEST w rękach rad.
W jakim celu, się zapytam?
Wilczka popieram wszystkimi
Wilczka popieram wszystkimi dwiema rencyma. Chciałbym, żeby ustawa Wilczka została przywrócona, na razie się na to nie zanosi, choć uchwalono już pewne ułatwienia w prowadzeniu firmy, niedługo ma zostać przyjęte “jedno okienko”.
Z tą biurokracją to nie będzie tak łatwo, jak pijawka się przyssie do człowieka, to ciężko ją odessać.
Pozdrawiam.
Chciałem pokazać normę ( mam
Chciałem pokazać normę ( mam nadzieję, że to norma, choć głowy nie dam ), a nie patologię. Dlatego Kowalski dał żonie buzi, a nie w buzię. Oszczędziłem niewiastę, kosztem kontrowersji.
Co do mafii. Jeśli będziemy bać się “mafii”, to historia zatoczy koło i wrócimy do okresu IV RP, która bohatersko zwalczała układy i wywracała stoliki brydżowe ( bo chyba właśnie o “układ” ci chodzi ). Cóż, politycy kumający się z innymi politykami i z wielkimi biznesmenami oraz załatwiający swoje ciemne interesy to niestety norma. Oczywiście nie można tego tak po prostu tolerować, trzeba takie sprawy nagłaśniać i poddawać krytyce, ale nie można się łudzić, że nagle politycy zmienią się w aniołki, bo tak się nigdy nie stanie. Na szczeblu centralnym też jest “układ”, nawet za IV RP był układ, pokazany zresztą na archiwalnych zdjęciach posłanki Beger. Ja mimo wszystko wolę układy lokalne, niech się układają z kim tam chcą, ważne, by nie przynosiło to szkód miastu i jego mieszkańcom.
Powinno chyba być….
“Mieszkaniec Swornych Gaci wraca SCHLANY do domu, daje W buziĘ żonie, je obiad, DAJE W BUZIĘ ŻONIE BO ZUPA BYŁA ZA SŁONA, BIERZE PIWO, siada przed telewizorem i w telewizorze widzi, że PolskA REPREZENTACJA PRZEGRAłA KOLEJNY MECZ, W ZWIĄZKU Z CZYM DAJE W BUZIĘ ŻONIE.”
By było bardziej…. kontrowersyjnie.
A tak, by było JESZCZE BARDZIEJ kontrowersyjnie, to pozwolę się nie zgodzić. Twoje poglądy na decentralizację są identyczne z moimi. Jest jednak jedno ALE. Polega ono na tym, że jak dasz władzę samorządom, to stworzy się taką mafię, jakiej nie ma na Sycylii. Polskie społeczeństwo nie dojrzało do decentralizacji. Potrzeba na to wymiany pokolenia. Albo i dwóch. Dopóki żyje i rządzi to, co miało czy sie stoi czy się leży, to jak jeszcze dostanie do tego więcej możliwości, to będzie kaplica. Nie twierzę, że może nie być wyjątków, a w kontrole to ja nie wierzę.
To są szklane domy.
to stworzy się taką mafię
i dobrze.
Jedna mafia drugiej mafii pokazuje co potrafi
Społeczeństwo nie dojrzewa, to abstrakt, skrót myślowy.
Ludzie tak. Jeżeli muszą to szybko bardzo.
Niech będzie i skrót
Ale to nie zmienia faktu, że na skróty sie nie da.
Da się, na szage da się
–Wilczek raz jeszcze i
–bardzo szybkie prawo.
Drugi punkt powoduje s-f koncepcji.
P######ić przedszkolankę, po prostu.
Wybacz
Nie zrozumiałem wywodu.
Biurokracja nas wampirzyła, wampirzy i
wysysać dalej będzie.
Reszta logicznie dalej.
Zgoda
Cała władza w ręce rad.
Władza JEST w rękach rad.
W jakim celu, się zapytam?
Wilczka popieram wszystkimi
Wilczka popieram wszystkimi dwiema rencyma. Chciałbym, żeby ustawa Wilczka została przywrócona, na razie się na to nie zanosi, choć uchwalono już pewne ułatwienia w prowadzeniu firmy, niedługo ma zostać przyjęte “jedno okienko”.
Z tą biurokracją to nie będzie tak łatwo, jak pijawka się przyssie do człowieka, to ciężko ją odessać.
Pozdrawiam.
Chciałem pokazać normę ( mam
Chciałem pokazać normę ( mam nadzieję, że to norma, choć głowy nie dam ), a nie patologię. Dlatego Kowalski dał żonie buzi, a nie w buzię. Oszczędziłem niewiastę, kosztem kontrowersji.
Co do mafii. Jeśli będziemy bać się “mafii”, to historia zatoczy koło i wrócimy do okresu IV RP, która bohatersko zwalczała układy i wywracała stoliki brydżowe ( bo chyba właśnie o “układ” ci chodzi ). Cóż, politycy kumający się z innymi politykami i z wielkimi biznesmenami oraz załatwiający swoje ciemne interesy to niestety norma. Oczywiście nie można tego tak po prostu tolerować, trzeba takie sprawy nagłaśniać i poddawać krytyce, ale nie można się łudzić, że nagle politycy zmienią się w aniołki, bo tak się nigdy nie stanie. Na szczeblu centralnym też jest “układ”, nawet za IV RP był układ, pokazany zresztą na archiwalnych zdjęciach posłanki Beger. Ja mimo wszystko wolę układy lokalne, niech się układają z kim tam chcą, ważne, by nie przynosiło to szkód miastu i jego mieszkańcom.
Murem pewnie się nie da (choć to kuszące)
Nawiasem mówiąc, trochę bym się tego bał, bo we wszystkich mapkach i diagramach, pokazujących rozkład preferencji partyjnych, tolerancji dla osób ogólnie inaczej, zwolenników i przeciwników teletubisizmu, słuchaczy Trójki i Zatrujki, granica pomiędzy dwoma Polskami przebiega pi razy oko przez moje miasto. No a jak ona tak mi przebiegnie pośrodku całkiem, to przecież okrakiem nie usiądę 😉
A już nieco bardziej na poważnie, to fascynuje mnie, że takie granice nadal istnieją i da się je bez problemu wytyczyć na mapie, pomimo setek lat, w trakcie których naturalne fluktuacje i migracja powinny zatrzeć je bez śladu (swego czasu Polityka, a kilka lat wcześniej chyba także Wiedza i Życie publikowały bardzo ciekawe zestawienia demograficzno/społeczne, które ilustrowały niemal idealne odwzorowanie granic dawnych zaborów na mapach wytyczających bieżące podziały społeczne. Rzecz jasna podziały były trochę bardziej na serio od tych, które wymieniłem w pierwszym akapicie, ale z grubsza takie, z jakimi stykamy się na co dzień, choćby w dyskusjach na tym forum. Można było dowiedzieć się z nich, który “zabór” jest bardziej przedsiębiorczy, liberalny, otwarty na zmiany, itd.).
Zapewne daleko idąca izolacja gospodarcza poszczególnych “landów” byłaby niemożliwa, choćby ze względu na zastosowanie jakichś programów, nazwijmy to, wyrównywania szans, ale wprowadzenie jakiejkolwiek sensownej autonomii popieram zdecydowanie. Poza korzyściami, o jakich pisze Ja w swoim artykule, istnienie bezpośredniego, namacalnego przełożenia pomiędzy szarymi obywatelami a jakąś dostępną na wyciągnięcie ręki i mającą konkretne uprawnienia władzą mogłoby trochę (ekhm, chciałem użyć brzydkiego słowa zaktywizować, potem przyszło mi do głowy jeszcze brzydsze – pobudzić) zachęcić ludzi do działania na korzyść małych, lokalnych społeczności.
Murem pewnie się nie da…. co zrobić, jeśli Polska A któregoś dnia chciałaby podzielić się na A+ i A-? Mały murek? Polska dwaplusdobra i dobra? 😉 Byłoby moim zdaniem znakomicie, gdyby dało się opracować takie programy społeczne i gospodarcze, by zamiast dzielić, zacierać i niwelować takie niekorzystne granice. No, ale tu już idealista ze mnie wyłazi.
Masz rację, różnice między
Masz rację, różnice między byłymi zaborami są nadal widoczne, co zakrawa na kuriozum, bo od zaborów minęło 90 lat. No, ale tego, co się tworzyło przez 123 lata, nie da się pozbyć całkowicie w lat 90.
Najbardziej gospodarny jest zabór pruski, czyli Wielkopolska. Wielkopolska jest “zgermanizowana”, nie językowo, ale mentalnie i nie chodzi tu o pruski, wojskowy dryl, tu chodzi o niemiecki porządek. Porządek jest tu widoczny, w miastach miasteczkach i wioskach prywatne obejścia i miejsca publiczne są zadbane i czyste. w Poznaniu kręci się biznes, drogi są najlepsze w całym kraju i jako jedne z nielicznych w Polsce spełniają standarty europejskie.
Zabór austriacki, czyli Galicja starszego. To jest region konserwatywny i katolicki. Czasem konserwatyzm i katolicyzm są inteligenckie, w końcu Kraków to główny ośrodek polskiej inteligencji, czasem są siermiężne, np. w bieszczadzich wsiach. Cały region kwitnie turystyką i zarabia na turystyce, co świadczy o przedsiębiorczości, preferecje partyjne są już gorsze, spuśćmy nad tym zasłonę milczenia.
Kongresówka i Białostocczyzna. Zabór rosyjski. 100 lat rusyfikacji językowej i mentalnej, potem jeszcze 50 lat sowietyzacji za PRL. Cały region PISowski, nie licząc Warszawy z okolicą, która to okolica jest enklawą Europy w Azji. No, może jeszcze parę miast jak Płock, Łódź, czy Lublin, jako tako wygląda, poza tym to ( z mniejszościowymi wyjątkami, jak np. Palikot ) kraj Kononowiczów i Kaczyńskich. Ostatnio było trochę rozwoju, we Włoszczowach perony pobudowali, a w Kielcach przymierzali się chyba do lotnisk. Jeśli otworzą w Kielcach międzynarodowy port lotniczy, to będzie to pierwszy taki port na świecie, gdzie będzie można wnosić ostre, metalowe przedmioty.
Są też ziemie, które się na żaden zabór nie kwalifikują, bo dopiero po wojnie zostały wyzyskane. Duże miasta były tu zniszczone, reszta jednak trzymała się jako tako, niestety rodacy wiele zaniedbali, choć wiele się rozwinęło. Nazjeżdżało się tu pełno ludzi z ukraińskich, białoruskich i litewskich Kresów, z dużych miast, takich jak Lwów, czy Wilno, ale także z zapuszczonych wsi Wołynia i z bagien Polesia. Nazjeżdżało się tu też sporo ludzi z sąsiedniej Wielkopolski, z dalekiej, kongresowej Lubelszczyzny i z “centrali”, czyli ze zrujnowanej Warszawy i z miasta Łodzi od kotów. Powstała mieszanka kulturowa, choć gdzieniegdzie kultura była zabijana przez socjalizm i sowietyzację. Pomorze Środkowe, czy Warmia i Mazury, to najbiedniejsze, najbardziej popegeerowskie, wiejskie regiony w Polsce, z dużym bezrobociem i z mieszkańcami, mającymi dwie lewe ręce i tęskniącymi za socjalizmem. Co innego Śląsk, tutaj są wprawdzie rozpadające się poniemieckie chałupy i zarośnięte przydrożne rowy, ale jest też Wrocław, najbardziej liberalne, otwarte i antysocjalistyczne polskie miasto, jest też rozwój na poziomie ponad 10%, co oznacza, że Dolny Śląsk rozwija się szybciej niż Chiny ( już tylko z nazwy ) Ludowe.
Tak mniej więcej prezentuje się obraz Polski z podziałem na byłe zabory.
Dokładnie tak, jak piszesz..
Nawiasem mówiąc, za każdym razem, gdy zdarza mi się odwiedzać Wrocław, jestem tak zwyczajnie, po ludzku zazdrosny. (Nie wiem, jaka w tym rola p. Dutkiewicza, którego osobowość jakoś mnie nie przekonuje, ale jeśli rzeczywiście jest tak zaradny i gospodarny, jak się o nim pisze, to chapeaux bas i zamykam gębę na kłódkę). To miasto jest z mojego (mieszkańca okolic Jakotako) punktu widzenia bardziej otwarte, ludzkie, żywe i takie siakieś… sympatyczne. Spacerując po Rynku i patrząc na ludzi odnosi się wrażenie luzu i mieszanki kulturowej, a obydwa te pojęcia są bliskie memu idealistycznemu sercu 😉 Po powrocie do domu mam ochotę zadut… Zadusić pewnego prezydenta miasta. Jak to mówi mój stary kumpel ze stolicy “patrząc u ciebie, piteq, przez okno, wyzbywam się resztek optymizmu”.
A’propos stolicy, to odwiedzając Warszawę owego luzu już nie dostrzegam. Owszem, czuję przepływający pieniądz (pod warunkiem, że nie otworzę oczu w bezpośredniej okolicy Dworca Centralnego, po wyjściu z pociągu), ale stolica nie ma dla mnie tego uroku. Ma inny, no ale to trzeba zapuścić się daleko od centrum i pooglądać tzw. smaczki. Z mojego punktu widzenia, przydałoby się w Warszawie trochę Wrocławia. No, ale to już mocna dygresja.
P.S. Dzięki za sprostowanie z chronologią zaborów. Przyłożyłem z tymi setkami lat jak, nie przymierzając, ptaszek w lustro.
Wroclaw…
ten luz o ktorym wspominasz byl,ze tak powiem”od zawsze”,i to chyba zasluga lwowskiej czesci mieszkancow Wroclawia.We Wroclwaiu bylo naturalne,ze podchodzi sie do profesora na korytarzu i umawia z nim-co podobno na innych uczelniach bylo nie do pomyslenia.
W. nie byl kochany przez “centrale”,czego slady sa do dzisiaj./odrebna jeszcze sprawa,zapewne opisana teraz,jest to,ze wlasciwie do 1970,tak do konca nie wierzono,ze W. “utrzyma sie” przy Polsce-oczywiscie pisze to mocno upraszczajac,ale,pewnie jak wspomnialem,to jest teraz juz opisane/ Nie czesto mi dane teraz bywac we Wrocku,ale nie sadze,zeby w tym co sie dzieje byla jakas sppecjalna zasluga Zdrojewskiego czy Dutkiewicza.
Osobiscie nie widze jakiejs specjalnej “koncepcji” dla W.,z zastrzezeniem,ze bywam co trzy cztery lata,trudno mi to na biezaco ocenic.Niestety W. ma spadek,ktorego trudno zazdroscic.Trase” W-Z”/chyba ja zawdzieczamy “poslowi ziemi wroclawskiej’ Jaruzelskkiemu/
ktora byla,i chyba jest “droga do nikad”,a zniszczono piekne zaplecze Rynku(‘bywalcy” pamietaja okolice dawnego Klubu Lekarza!).I drugi potworek kolo Urz.Wojewodzkiego,ktory chyba bedzie trzeba kiedys zburzyc.No i to czego z wierzchu nie widac,katastrofalna infrastrukture” gazu,wody i sciekow.Ostatnio czytalem,ze moga byc problemy z dostarczanie pradu(pewnie problem wszystkich miast),bo stare linie przesylowe nie wytrzymuja.Jak to mowil tow.Jaroszewicz”trudnosci wzrostu’..
A tak w ogole to cieplo sie robi kolo serca,nawet piszac te kilka slow o Wroclawiu,ktore nic szczegolnego nie ujawniaja…
Wrocław to po prostu miasto,
Wrocław to po prostu miasto, w którym wszyscy są skądś. Jakoś tak się złożyło, że ci ludzie skądś plus garstka “autochtonów”, zżyli się ze sobą i stworzyli nowoczesne, otwarte miasto. Dziś to miasto przeżywa cud gospodarczy, owszem, są korki i z aqua parkiem coś nie idzie, ale poza tym Wrocław jest najszybciej rozwijającym się miastem w Polsce.
Murem pewnie się nie da (choć to kuszące)
Nawiasem mówiąc, trochę bym się tego bał, bo we wszystkich mapkach i diagramach, pokazujących rozkład preferencji partyjnych, tolerancji dla osób ogólnie inaczej, zwolenników i przeciwników teletubisizmu, słuchaczy Trójki i Zatrujki, granica pomiędzy dwoma Polskami przebiega pi razy oko przez moje miasto. No a jak ona tak mi przebiegnie pośrodku całkiem, to przecież okrakiem nie usiądę 😉
A już nieco bardziej na poważnie, to fascynuje mnie, że takie granice nadal istnieją i da się je bez problemu wytyczyć na mapie, pomimo setek lat, w trakcie których naturalne fluktuacje i migracja powinny zatrzeć je bez śladu (swego czasu Polityka, a kilka lat wcześniej chyba także Wiedza i Życie publikowały bardzo ciekawe zestawienia demograficzno/społeczne, które ilustrowały niemal idealne odwzorowanie granic dawnych zaborów na mapach wytyczających bieżące podziały społeczne. Rzecz jasna podziały były trochę bardziej na serio od tych, które wymieniłem w pierwszym akapicie, ale z grubsza takie, z jakimi stykamy się na co dzień, choćby w dyskusjach na tym forum. Można było dowiedzieć się z nich, który “zabór” jest bardziej przedsiębiorczy, liberalny, otwarty na zmiany, itd.).
Zapewne daleko idąca izolacja gospodarcza poszczególnych “landów” byłaby niemożliwa, choćby ze względu na zastosowanie jakichś programów, nazwijmy to, wyrównywania szans, ale wprowadzenie jakiejkolwiek sensownej autonomii popieram zdecydowanie. Poza korzyściami, o jakich pisze Ja w swoim artykule, istnienie bezpośredniego, namacalnego przełożenia pomiędzy szarymi obywatelami a jakąś dostępną na wyciągnięcie ręki i mającą konkretne uprawnienia władzą mogłoby trochę (ekhm, chciałem użyć brzydkiego słowa zaktywizować, potem przyszło mi do głowy jeszcze brzydsze – pobudzić) zachęcić ludzi do działania na korzyść małych, lokalnych społeczności.
Murem pewnie się nie da…. co zrobić, jeśli Polska A któregoś dnia chciałaby podzielić się na A+ i A-? Mały murek? Polska dwaplusdobra i dobra? 😉 Byłoby moim zdaniem znakomicie, gdyby dało się opracować takie programy społeczne i gospodarcze, by zamiast dzielić, zacierać i niwelować takie niekorzystne granice. No, ale tu już idealista ze mnie wyłazi.
Masz rację, różnice między
Masz rację, różnice między byłymi zaborami są nadal widoczne, co zakrawa na kuriozum, bo od zaborów minęło 90 lat. No, ale tego, co się tworzyło przez 123 lata, nie da się pozbyć całkowicie w lat 90.
Najbardziej gospodarny jest zabór pruski, czyli Wielkopolska. Wielkopolska jest “zgermanizowana”, nie językowo, ale mentalnie i nie chodzi tu o pruski, wojskowy dryl, tu chodzi o niemiecki porządek. Porządek jest tu widoczny, w miastach miasteczkach i wioskach prywatne obejścia i miejsca publiczne są zadbane i czyste. w Poznaniu kręci się biznes, drogi są najlepsze w całym kraju i jako jedne z nielicznych w Polsce spełniają standarty europejskie.
Zabór austriacki, czyli Galicja starszego. To jest region konserwatywny i katolicki. Czasem konserwatyzm i katolicyzm są inteligenckie, w końcu Kraków to główny ośrodek polskiej inteligencji, czasem są siermiężne, np. w bieszczadzich wsiach. Cały region kwitnie turystyką i zarabia na turystyce, co świadczy o przedsiębiorczości, preferecje partyjne są już gorsze, spuśćmy nad tym zasłonę milczenia.
Kongresówka i Białostocczyzna. Zabór rosyjski. 100 lat rusyfikacji językowej i mentalnej, potem jeszcze 50 lat sowietyzacji za PRL. Cały region PISowski, nie licząc Warszawy z okolicą, która to okolica jest enklawą Europy w Azji. No, może jeszcze parę miast jak Płock, Łódź, czy Lublin, jako tako wygląda, poza tym to ( z mniejszościowymi wyjątkami, jak np. Palikot ) kraj Kononowiczów i Kaczyńskich. Ostatnio było trochę rozwoju, we Włoszczowach perony pobudowali, a w Kielcach przymierzali się chyba do lotnisk. Jeśli otworzą w Kielcach międzynarodowy port lotniczy, to będzie to pierwszy taki port na świecie, gdzie będzie można wnosić ostre, metalowe przedmioty.
Są też ziemie, które się na żaden zabór nie kwalifikują, bo dopiero po wojnie zostały wyzyskane. Duże miasta były tu zniszczone, reszta jednak trzymała się jako tako, niestety rodacy wiele zaniedbali, choć wiele się rozwinęło. Nazjeżdżało się tu pełno ludzi z ukraińskich, białoruskich i litewskich Kresów, z dużych miast, takich jak Lwów, czy Wilno, ale także z zapuszczonych wsi Wołynia i z bagien Polesia. Nazjeżdżało się tu też sporo ludzi z sąsiedniej Wielkopolski, z dalekiej, kongresowej Lubelszczyzny i z “centrali”, czyli ze zrujnowanej Warszawy i z miasta Łodzi od kotów. Powstała mieszanka kulturowa, choć gdzieniegdzie kultura była zabijana przez socjalizm i sowietyzację. Pomorze Środkowe, czy Warmia i Mazury, to najbiedniejsze, najbardziej popegeerowskie, wiejskie regiony w Polsce, z dużym bezrobociem i z mieszkańcami, mającymi dwie lewe ręce i tęskniącymi za socjalizmem. Co innego Śląsk, tutaj są wprawdzie rozpadające się poniemieckie chałupy i zarośnięte przydrożne rowy, ale jest też Wrocław, najbardziej liberalne, otwarte i antysocjalistyczne polskie miasto, jest też rozwój na poziomie ponad 10%, co oznacza, że Dolny Śląsk rozwija się szybciej niż Chiny ( już tylko z nazwy ) Ludowe.
Tak mniej więcej prezentuje się obraz Polski z podziałem na byłe zabory.
Dokładnie tak, jak piszesz..
Nawiasem mówiąc, za każdym razem, gdy zdarza mi się odwiedzać Wrocław, jestem tak zwyczajnie, po ludzku zazdrosny. (Nie wiem, jaka w tym rola p. Dutkiewicza, którego osobowość jakoś mnie nie przekonuje, ale jeśli rzeczywiście jest tak zaradny i gospodarny, jak się o nim pisze, to chapeaux bas i zamykam gębę na kłódkę). To miasto jest z mojego (mieszkańca okolic Jakotako) punktu widzenia bardziej otwarte, ludzkie, żywe i takie siakieś… sympatyczne. Spacerując po Rynku i patrząc na ludzi odnosi się wrażenie luzu i mieszanki kulturowej, a obydwa te pojęcia są bliskie memu idealistycznemu sercu 😉 Po powrocie do domu mam ochotę zadut… Zadusić pewnego prezydenta miasta. Jak to mówi mój stary kumpel ze stolicy “patrząc u ciebie, piteq, przez okno, wyzbywam się resztek optymizmu”.
A’propos stolicy, to odwiedzając Warszawę owego luzu już nie dostrzegam. Owszem, czuję przepływający pieniądz (pod warunkiem, że nie otworzę oczu w bezpośredniej okolicy Dworca Centralnego, po wyjściu z pociągu), ale stolica nie ma dla mnie tego uroku. Ma inny, no ale to trzeba zapuścić się daleko od centrum i pooglądać tzw. smaczki. Z mojego punktu widzenia, przydałoby się w Warszawie trochę Wrocławia. No, ale to już mocna dygresja.
P.S. Dzięki za sprostowanie z chronologią zaborów. Przyłożyłem z tymi setkami lat jak, nie przymierzając, ptaszek w lustro.
Wroclaw…
ten luz o ktorym wspominasz byl,ze tak powiem”od zawsze”,i to chyba zasluga lwowskiej czesci mieszkancow Wroclawia.We Wroclwaiu bylo naturalne,ze podchodzi sie do profesora na korytarzu i umawia z nim-co podobno na innych uczelniach bylo nie do pomyslenia.
W. nie byl kochany przez “centrale”,czego slady sa do dzisiaj./odrebna jeszcze sprawa,zapewne opisana teraz,jest to,ze wlasciwie do 1970,tak do konca nie wierzono,ze W. “utrzyma sie” przy Polsce-oczywiscie pisze to mocno upraszczajac,ale,pewnie jak wspomnialem,to jest teraz juz opisane/ Nie czesto mi dane teraz bywac we Wrocku,ale nie sadze,zeby w tym co sie dzieje byla jakas sppecjalna zasluga Zdrojewskiego czy Dutkiewicza.
Osobiscie nie widze jakiejs specjalnej “koncepcji” dla W.,z zastrzezeniem,ze bywam co trzy cztery lata,trudno mi to na biezaco ocenic.Niestety W. ma spadek,ktorego trudno zazdroscic.Trase” W-Z”/chyba ja zawdzieczamy “poslowi ziemi wroclawskiej’ Jaruzelskkiemu/
ktora byla,i chyba jest “droga do nikad”,a zniszczono piekne zaplecze Rynku(‘bywalcy” pamietaja okolice dawnego Klubu Lekarza!).I drugi potworek kolo Urz.Wojewodzkiego,ktory chyba bedzie trzeba kiedys zburzyc.No i to czego z wierzchu nie widac,katastrofalna infrastrukture” gazu,wody i sciekow.Ostatnio czytalem,ze moga byc problemy z dostarczanie pradu(pewnie problem wszystkich miast),bo stare linie przesylowe nie wytrzymuja.Jak to mowil tow.Jaroszewicz”trudnosci wzrostu’..
A tak w ogole to cieplo sie robi kolo serca,nawet piszac te kilka slow o Wroclawiu,ktore nic szczegolnego nie ujawniaja…
Wrocław to po prostu miasto,
Wrocław to po prostu miasto, w którym wszyscy są skądś. Jakoś tak się złożyło, że ci ludzie skądś plus garstka “autochtonów”, zżyli się ze sobą i stworzyli nowoczesne, otwarte miasto. Dziś to miasto przeżywa cud gospodarczy, owszem, są korki i z aqua parkiem coś nie idzie, ale poza tym Wrocław jest najszybciej rozwijającym się miastem w Polsce.
Murem pewnie się nie da (choć to kuszące)
Nawiasem mówiąc, trochę bym się tego bał, bo we wszystkich mapkach i diagramach, pokazujących rozkład preferencji partyjnych, tolerancji dla osób ogólnie inaczej, zwolenników i przeciwników teletubisizmu, słuchaczy Trójki i Zatrujki, granica pomiędzy dwoma Polskami przebiega pi razy oko przez moje miasto. No a jak ona tak mi przebiegnie pośrodku całkiem, to przecież okrakiem nie usiądę 😉
A już nieco bardziej na poważnie, to fascynuje mnie, że takie granice nadal istnieją i da się je bez problemu wytyczyć na mapie, pomimo setek lat, w trakcie których naturalne fluktuacje i migracja powinny zatrzeć je bez śladu (swego czasu Polityka, a kilka lat wcześniej chyba także Wiedza i Życie publikowały bardzo ciekawe zestawienia demograficzno/społeczne, które ilustrowały niemal idealne odwzorowanie granic dawnych zaborów na mapach wytyczających bieżące podziały społeczne. Rzecz jasna podziały były trochę bardziej na serio od tych, które wymieniłem w pierwszym akapicie, ale z grubsza takie, z jakimi stykamy się na co dzień, choćby w dyskusjach na tym forum. Można było dowiedzieć się z nich, który “zabór” jest bardziej przedsiębiorczy, liberalny, otwarty na zmiany, itd.).
Zapewne daleko idąca izolacja gospodarcza poszczególnych “landów” byłaby niemożliwa, choćby ze względu na zastosowanie jakichś programów, nazwijmy to, wyrównywania szans, ale wprowadzenie jakiejkolwiek sensownej autonomii popieram zdecydowanie. Poza korzyściami, o jakich pisze Ja w swoim artykule, istnienie bezpośredniego, namacalnego przełożenia pomiędzy szarymi obywatelami a jakąś dostępną na wyciągnięcie ręki i mającą konkretne uprawnienia władzą mogłoby trochę (ekhm, chciałem użyć brzydkiego słowa zaktywizować, potem przyszło mi do głowy jeszcze brzydsze – pobudzić) zachęcić ludzi do działania na korzyść małych, lokalnych społeczności.
Murem pewnie się nie da…. co zrobić, jeśli Polska A któregoś dnia chciałaby podzielić się na A+ i A-? Mały murek? Polska dwaplusdobra i dobra? 😉 Byłoby moim zdaniem znakomicie, gdyby dało się opracować takie programy społeczne i gospodarcze, by zamiast dzielić, zacierać i niwelować takie niekorzystne granice. No, ale tu już idealista ze mnie wyłazi.
Masz rację, różnice między
Masz rację, różnice między byłymi zaborami są nadal widoczne, co zakrawa na kuriozum, bo od zaborów minęło 90 lat. No, ale tego, co się tworzyło przez 123 lata, nie da się pozbyć całkowicie w lat 90.
Najbardziej gospodarny jest zabór pruski, czyli Wielkopolska. Wielkopolska jest “zgermanizowana”, nie językowo, ale mentalnie i nie chodzi tu o pruski, wojskowy dryl, tu chodzi o niemiecki porządek. Porządek jest tu widoczny, w miastach miasteczkach i wioskach prywatne obejścia i miejsca publiczne są zadbane i czyste. w Poznaniu kręci się biznes, drogi są najlepsze w całym kraju i jako jedne z nielicznych w Polsce spełniają standarty europejskie.
Zabór austriacki, czyli Galicja starszego. To jest region konserwatywny i katolicki. Czasem konserwatyzm i katolicyzm są inteligenckie, w końcu Kraków to główny ośrodek polskiej inteligencji, czasem są siermiężne, np. w bieszczadzich wsiach. Cały region kwitnie turystyką i zarabia na turystyce, co świadczy o przedsiębiorczości, preferecje partyjne są już gorsze, spuśćmy nad tym zasłonę milczenia.
Kongresówka i Białostocczyzna. Zabór rosyjski. 100 lat rusyfikacji językowej i mentalnej, potem jeszcze 50 lat sowietyzacji za PRL. Cały region PISowski, nie licząc Warszawy z okolicą, która to okolica jest enklawą Europy w Azji. No, może jeszcze parę miast jak Płock, Łódź, czy Lublin, jako tako wygląda, poza tym to ( z mniejszościowymi wyjątkami, jak np. Palikot ) kraj Kononowiczów i Kaczyńskich. Ostatnio było trochę rozwoju, we Włoszczowach perony pobudowali, a w Kielcach przymierzali się chyba do lotnisk. Jeśli otworzą w Kielcach międzynarodowy port lotniczy, to będzie to pierwszy taki port na świecie, gdzie będzie można wnosić ostre, metalowe przedmioty.
Są też ziemie, które się na żaden zabór nie kwalifikują, bo dopiero po wojnie zostały wyzyskane. Duże miasta były tu zniszczone, reszta jednak trzymała się jako tako, niestety rodacy wiele zaniedbali, choć wiele się rozwinęło. Nazjeżdżało się tu pełno ludzi z ukraińskich, białoruskich i litewskich Kresów, z dużych miast, takich jak Lwów, czy Wilno, ale także z zapuszczonych wsi Wołynia i z bagien Polesia. Nazjeżdżało się tu też sporo ludzi z sąsiedniej Wielkopolski, z dalekiej, kongresowej Lubelszczyzny i z “centrali”, czyli ze zrujnowanej Warszawy i z miasta Łodzi od kotów. Powstała mieszanka kulturowa, choć gdzieniegdzie kultura była zabijana przez socjalizm i sowietyzację. Pomorze Środkowe, czy Warmia i Mazury, to najbiedniejsze, najbardziej popegeerowskie, wiejskie regiony w Polsce, z dużym bezrobociem i z mieszkańcami, mającymi dwie lewe ręce i tęskniącymi za socjalizmem. Co innego Śląsk, tutaj są wprawdzie rozpadające się poniemieckie chałupy i zarośnięte przydrożne rowy, ale jest też Wrocław, najbardziej liberalne, otwarte i antysocjalistyczne polskie miasto, jest też rozwój na poziomie ponad 10%, co oznacza, że Dolny Śląsk rozwija się szybciej niż Chiny ( już tylko z nazwy ) Ludowe.
Tak mniej więcej prezentuje się obraz Polski z podziałem na byłe zabory.
Dokładnie tak, jak piszesz..
Nawiasem mówiąc, za każdym razem, gdy zdarza mi się odwiedzać Wrocław, jestem tak zwyczajnie, po ludzku zazdrosny. (Nie wiem, jaka w tym rola p. Dutkiewicza, którego osobowość jakoś mnie nie przekonuje, ale jeśli rzeczywiście jest tak zaradny i gospodarny, jak się o nim pisze, to chapeaux bas i zamykam gębę na kłódkę). To miasto jest z mojego (mieszkańca okolic Jakotako) punktu widzenia bardziej otwarte, ludzkie, żywe i takie siakieś… sympatyczne. Spacerując po Rynku i patrząc na ludzi odnosi się wrażenie luzu i mieszanki kulturowej, a obydwa te pojęcia są bliskie memu idealistycznemu sercu 😉 Po powrocie do domu mam ochotę zadut… Zadusić pewnego prezydenta miasta. Jak to mówi mój stary kumpel ze stolicy “patrząc u ciebie, piteq, przez okno, wyzbywam się resztek optymizmu”.
A’propos stolicy, to odwiedzając Warszawę owego luzu już nie dostrzegam. Owszem, czuję przepływający pieniądz (pod warunkiem, że nie otworzę oczu w bezpośredniej okolicy Dworca Centralnego, po wyjściu z pociągu), ale stolica nie ma dla mnie tego uroku. Ma inny, no ale to trzeba zapuścić się daleko od centrum i pooglądać tzw. smaczki. Z mojego punktu widzenia, przydałoby się w Warszawie trochę Wrocławia. No, ale to już mocna dygresja.
P.S. Dzięki za sprostowanie z chronologią zaborów. Przyłożyłem z tymi setkami lat jak, nie przymierzając, ptaszek w lustro.
Wroclaw…
ten luz o ktorym wspominasz byl,ze tak powiem”od zawsze”,i to chyba zasluga lwowskiej czesci mieszkancow Wroclawia.We Wroclwaiu bylo naturalne,ze podchodzi sie do profesora na korytarzu i umawia z nim-co podobno na innych uczelniach bylo nie do pomyslenia.
W. nie byl kochany przez “centrale”,czego slady sa do dzisiaj./odrebna jeszcze sprawa,zapewne opisana teraz,jest to,ze wlasciwie do 1970,tak do konca nie wierzono,ze W. “utrzyma sie” przy Polsce-oczywiscie pisze to mocno upraszczajac,ale,pewnie jak wspomnialem,to jest teraz juz opisane/ Nie czesto mi dane teraz bywac we Wrocku,ale nie sadze,zeby w tym co sie dzieje byla jakas sppecjalna zasluga Zdrojewskiego czy Dutkiewicza.
Osobiscie nie widze jakiejs specjalnej “koncepcji” dla W.,z zastrzezeniem,ze bywam co trzy cztery lata,trudno mi to na biezaco ocenic.Niestety W. ma spadek,ktorego trudno zazdroscic.Trase” W-Z”/chyba ja zawdzieczamy “poslowi ziemi wroclawskiej’ Jaruzelskkiemu/
ktora byla,i chyba jest “droga do nikad”,a zniszczono piekne zaplecze Rynku(‘bywalcy” pamietaja okolice dawnego Klubu Lekarza!).I drugi potworek kolo Urz.Wojewodzkiego,ktory chyba bedzie trzeba kiedys zburzyc.No i to czego z wierzchu nie widac,katastrofalna infrastrukture” gazu,wody i sciekow.Ostatnio czytalem,ze moga byc problemy z dostarczanie pradu(pewnie problem wszystkich miast),bo stare linie przesylowe nie wytrzymuja.Jak to mowil tow.Jaroszewicz”trudnosci wzrostu’..
A tak w ogole to cieplo sie robi kolo serca,nawet piszac te kilka slow o Wroclawiu,ktore nic szczegolnego nie ujawniaja…
Wrocław to po prostu miasto,
Wrocław to po prostu miasto, w którym wszyscy są skądś. Jakoś tak się złożyło, że ci ludzie skądś plus garstka “autochtonów”, zżyli się ze sobą i stworzyli nowoczesne, otwarte miasto. Dziś to miasto przeżywa cud gospodarczy, owszem, są korki i z aqua parkiem coś nie idzie, ale poza tym Wrocław jest najszybciej rozwijającym się miastem w Polsce.
Murem pewnie się nie da (choć to kuszące)
Nawiasem mówiąc, trochę bym się tego bał, bo we wszystkich mapkach i diagramach, pokazujących rozkład preferencji partyjnych, tolerancji dla osób ogólnie inaczej, zwolenników i przeciwników teletubisizmu, słuchaczy Trójki i Zatrujki, granica pomiędzy dwoma Polskami przebiega pi razy oko przez moje miasto. No a jak ona tak mi przebiegnie pośrodku całkiem, to przecież okrakiem nie usiądę 😉
A już nieco bardziej na poważnie, to fascynuje mnie, że takie granice nadal istnieją i da się je bez problemu wytyczyć na mapie, pomimo setek lat, w trakcie których naturalne fluktuacje i migracja powinny zatrzeć je bez śladu (swego czasu Polityka, a kilka lat wcześniej chyba także Wiedza i Życie publikowały bardzo ciekawe zestawienia demograficzno/społeczne, które ilustrowały niemal idealne odwzorowanie granic dawnych zaborów na mapach wytyczających bieżące podziały społeczne. Rzecz jasna podziały były trochę bardziej na serio od tych, które wymieniłem w pierwszym akapicie, ale z grubsza takie, z jakimi stykamy się na co dzień, choćby w dyskusjach na tym forum. Można było dowiedzieć się z nich, który “zabór” jest bardziej przedsiębiorczy, liberalny, otwarty na zmiany, itd.).
Zapewne daleko idąca izolacja gospodarcza poszczególnych “landów” byłaby niemożliwa, choćby ze względu na zastosowanie jakichś programów, nazwijmy to, wyrównywania szans, ale wprowadzenie jakiejkolwiek sensownej autonomii popieram zdecydowanie. Poza korzyściami, o jakich pisze Ja w swoim artykule, istnienie bezpośredniego, namacalnego przełożenia pomiędzy szarymi obywatelami a jakąś dostępną na wyciągnięcie ręki i mającą konkretne uprawnienia władzą mogłoby trochę (ekhm, chciałem użyć brzydkiego słowa zaktywizować, potem przyszło mi do głowy jeszcze brzydsze – pobudzić) zachęcić ludzi do działania na korzyść małych, lokalnych społeczności.
Murem pewnie się nie da…. co zrobić, jeśli Polska A któregoś dnia chciałaby podzielić się na A+ i A-? Mały murek? Polska dwaplusdobra i dobra? 😉 Byłoby moim zdaniem znakomicie, gdyby dało się opracować takie programy społeczne i gospodarcze, by zamiast dzielić, zacierać i niwelować takie niekorzystne granice. No, ale tu już idealista ze mnie wyłazi.
Masz rację, różnice między
Masz rację, różnice między byłymi zaborami są nadal widoczne, co zakrawa na kuriozum, bo od zaborów minęło 90 lat. No, ale tego, co się tworzyło przez 123 lata, nie da się pozbyć całkowicie w lat 90.
Najbardziej gospodarny jest zabór pruski, czyli Wielkopolska. Wielkopolska jest “zgermanizowana”, nie językowo, ale mentalnie i nie chodzi tu o pruski, wojskowy dryl, tu chodzi o niemiecki porządek. Porządek jest tu widoczny, w miastach miasteczkach i wioskach prywatne obejścia i miejsca publiczne są zadbane i czyste. w Poznaniu kręci się biznes, drogi są najlepsze w całym kraju i jako jedne z nielicznych w Polsce spełniają standarty europejskie.
Zabór austriacki, czyli Galicja starszego. To jest region konserwatywny i katolicki. Czasem konserwatyzm i katolicyzm są inteligenckie, w końcu Kraków to główny ośrodek polskiej inteligencji, czasem są siermiężne, np. w bieszczadzich wsiach. Cały region kwitnie turystyką i zarabia na turystyce, co świadczy o przedsiębiorczości, preferecje partyjne są już gorsze, spuśćmy nad tym zasłonę milczenia.
Kongresówka i Białostocczyzna. Zabór rosyjski. 100 lat rusyfikacji językowej i mentalnej, potem jeszcze 50 lat sowietyzacji za PRL. Cały region PISowski, nie licząc Warszawy z okolicą, która to okolica jest enklawą Europy w Azji. No, może jeszcze parę miast jak Płock, Łódź, czy Lublin, jako tako wygląda, poza tym to ( z mniejszościowymi wyjątkami, jak np. Palikot ) kraj Kononowiczów i Kaczyńskich. Ostatnio było trochę rozwoju, we Włoszczowach perony pobudowali, a w Kielcach przymierzali się chyba do lotnisk. Jeśli otworzą w Kielcach międzynarodowy port lotniczy, to będzie to pierwszy taki port na świecie, gdzie będzie można wnosić ostre, metalowe przedmioty.
Są też ziemie, które się na żaden zabór nie kwalifikują, bo dopiero po wojnie zostały wyzyskane. Duże miasta były tu zniszczone, reszta jednak trzymała się jako tako, niestety rodacy wiele zaniedbali, choć wiele się rozwinęło. Nazjeżdżało się tu pełno ludzi z ukraińskich, białoruskich i litewskich Kresów, z dużych miast, takich jak Lwów, czy Wilno, ale także z zapuszczonych wsi Wołynia i z bagien Polesia. Nazjeżdżało się tu też sporo ludzi z sąsiedniej Wielkopolski, z dalekiej, kongresowej Lubelszczyzny i z “centrali”, czyli ze zrujnowanej Warszawy i z miasta Łodzi od kotów. Powstała mieszanka kulturowa, choć gdzieniegdzie kultura była zabijana przez socjalizm i sowietyzację. Pomorze Środkowe, czy Warmia i Mazury, to najbiedniejsze, najbardziej popegeerowskie, wiejskie regiony w Polsce, z dużym bezrobociem i z mieszkańcami, mającymi dwie lewe ręce i tęskniącymi za socjalizmem. Co innego Śląsk, tutaj są wprawdzie rozpadające się poniemieckie chałupy i zarośnięte przydrożne rowy, ale jest też Wrocław, najbardziej liberalne, otwarte i antysocjalistyczne polskie miasto, jest też rozwój na poziomie ponad 10%, co oznacza, że Dolny Śląsk rozwija się szybciej niż Chiny ( już tylko z nazwy ) Ludowe.
Tak mniej więcej prezentuje się obraz Polski z podziałem na byłe zabory.
Dokładnie tak, jak piszesz..
Nawiasem mówiąc, za każdym razem, gdy zdarza mi się odwiedzać Wrocław, jestem tak zwyczajnie, po ludzku zazdrosny. (Nie wiem, jaka w tym rola p. Dutkiewicza, którego osobowość jakoś mnie nie przekonuje, ale jeśli rzeczywiście jest tak zaradny i gospodarny, jak się o nim pisze, to chapeaux bas i zamykam gębę na kłódkę). To miasto jest z mojego (mieszkańca okolic Jakotako) punktu widzenia bardziej otwarte, ludzkie, żywe i takie siakieś… sympatyczne. Spacerując po Rynku i patrząc na ludzi odnosi się wrażenie luzu i mieszanki kulturowej, a obydwa te pojęcia są bliskie memu idealistycznemu sercu 😉 Po powrocie do domu mam ochotę zadut… Zadusić pewnego prezydenta miasta. Jak to mówi mój stary kumpel ze stolicy “patrząc u ciebie, piteq, przez okno, wyzbywam się resztek optymizmu”.
A’propos stolicy, to odwiedzając Warszawę owego luzu już nie dostrzegam. Owszem, czuję przepływający pieniądz (pod warunkiem, że nie otworzę oczu w bezpośredniej okolicy Dworca Centralnego, po wyjściu z pociągu), ale stolica nie ma dla mnie tego uroku. Ma inny, no ale to trzeba zapuścić się daleko od centrum i pooglądać tzw. smaczki. Z mojego punktu widzenia, przydałoby się w Warszawie trochę Wrocławia. No, ale to już mocna dygresja.
P.S. Dzięki za sprostowanie z chronologią zaborów. Przyłożyłem z tymi setkami lat jak, nie przymierzając, ptaszek w lustro.
Wroclaw…
ten luz o ktorym wspominasz byl,ze tak powiem”od zawsze”,i to chyba zasluga lwowskiej czesci mieszkancow Wroclawia.We Wroclwaiu bylo naturalne,ze podchodzi sie do profesora na korytarzu i umawia z nim-co podobno na innych uczelniach bylo nie do pomyslenia.
W. nie byl kochany przez “centrale”,czego slady sa do dzisiaj./odrebna jeszcze sprawa,zapewne opisana teraz,jest to,ze wlasciwie do 1970,tak do konca nie wierzono,ze W. “utrzyma sie” przy Polsce-oczywiscie pisze to mocno upraszczajac,ale,pewnie jak wspomnialem,to jest teraz juz opisane/ Nie czesto mi dane teraz bywac we Wrocku,ale nie sadze,zeby w tym co sie dzieje byla jakas sppecjalna zasluga Zdrojewskiego czy Dutkiewicza.
Osobiscie nie widze jakiejs specjalnej “koncepcji” dla W.,z zastrzezeniem,ze bywam co trzy cztery lata,trudno mi to na biezaco ocenic.Niestety W. ma spadek,ktorego trudno zazdroscic.Trase” W-Z”/chyba ja zawdzieczamy “poslowi ziemi wroclawskiej’ Jaruzelskkiemu/
ktora byla,i chyba jest “droga do nikad”,a zniszczono piekne zaplecze Rynku(‘bywalcy” pamietaja okolice dawnego Klubu Lekarza!).I drugi potworek kolo Urz.Wojewodzkiego,ktory chyba bedzie trzeba kiedys zburzyc.No i to czego z wierzchu nie widac,katastrofalna infrastrukture” gazu,wody i sciekow.Ostatnio czytalem,ze moga byc problemy z dostarczanie pradu(pewnie problem wszystkich miast),bo stare linie przesylowe nie wytrzymuja.Jak to mowil tow.Jaroszewicz”trudnosci wzrostu’..
A tak w ogole to cieplo sie robi kolo serca,nawet piszac te kilka slow o Wroclawiu,ktore nic szczegolnego nie ujawniaja…
Wrocław to po prostu miasto,
Wrocław to po prostu miasto, w którym wszyscy są skądś. Jakoś tak się złożyło, że ci ludzie skądś plus garstka “autochtonów”, zżyli się ze sobą i stworzyli nowoczesne, otwarte miasto. Dziś to miasto przeżywa cud gospodarczy, owszem, są korki i z aqua parkiem coś nie idzie, ale poza tym Wrocław jest najszybciej rozwijającym się miastem w Polsce.
Murem pewnie się nie da (choć to kuszące)
Nawiasem mówiąc, trochę bym się tego bał, bo we wszystkich mapkach i diagramach, pokazujących rozkład preferencji partyjnych, tolerancji dla osób ogólnie inaczej, zwolenników i przeciwników teletubisizmu, słuchaczy Trójki i Zatrujki, granica pomiędzy dwoma Polskami przebiega pi razy oko przez moje miasto. No a jak ona tak mi przebiegnie pośrodku całkiem, to przecież okrakiem nie usiądę 😉
A już nieco bardziej na poważnie, to fascynuje mnie, że takie granice nadal istnieją i da się je bez problemu wytyczyć na mapie, pomimo setek lat, w trakcie których naturalne fluktuacje i migracja powinny zatrzeć je bez śladu (swego czasu Polityka, a kilka lat wcześniej chyba także Wiedza i Życie publikowały bardzo ciekawe zestawienia demograficzno/społeczne, które ilustrowały niemal idealne odwzorowanie granic dawnych zaborów na mapach wytyczających bieżące podziały społeczne. Rzecz jasna podziały były trochę bardziej na serio od tych, które wymieniłem w pierwszym akapicie, ale z grubsza takie, z jakimi stykamy się na co dzień, choćby w dyskusjach na tym forum. Można było dowiedzieć się z nich, który “zabór” jest bardziej przedsiębiorczy, liberalny, otwarty na zmiany, itd.).
Zapewne daleko idąca izolacja gospodarcza poszczególnych “landów” byłaby niemożliwa, choćby ze względu na zastosowanie jakichś programów, nazwijmy to, wyrównywania szans, ale wprowadzenie jakiejkolwiek sensownej autonomii popieram zdecydowanie. Poza korzyściami, o jakich pisze Ja w swoim artykule, istnienie bezpośredniego, namacalnego przełożenia pomiędzy szarymi obywatelami a jakąś dostępną na wyciągnięcie ręki i mającą konkretne uprawnienia władzą mogłoby trochę (ekhm, chciałem użyć brzydkiego słowa zaktywizować, potem przyszło mi do głowy jeszcze brzydsze – pobudzić) zachęcić ludzi do działania na korzyść małych, lokalnych społeczności.
Murem pewnie się nie da…. co zrobić, jeśli Polska A któregoś dnia chciałaby podzielić się na A+ i A-? Mały murek? Polska dwaplusdobra i dobra? 😉 Byłoby moim zdaniem znakomicie, gdyby dało się opracować takie programy społeczne i gospodarcze, by zamiast dzielić, zacierać i niwelować takie niekorzystne granice. No, ale tu już idealista ze mnie wyłazi.
Masz rację, różnice między
Masz rację, różnice między byłymi zaborami są nadal widoczne, co zakrawa na kuriozum, bo od zaborów minęło 90 lat. No, ale tego, co się tworzyło przez 123 lata, nie da się pozbyć całkowicie w lat 90.
Najbardziej gospodarny jest zabór pruski, czyli Wielkopolska. Wielkopolska jest “zgermanizowana”, nie językowo, ale mentalnie i nie chodzi tu o pruski, wojskowy dryl, tu chodzi o niemiecki porządek. Porządek jest tu widoczny, w miastach miasteczkach i wioskach prywatne obejścia i miejsca publiczne są zadbane i czyste. w Poznaniu kręci się biznes, drogi są najlepsze w całym kraju i jako jedne z nielicznych w Polsce spełniają standarty europejskie.
Zabór austriacki, czyli Galicja starszego. To jest region konserwatywny i katolicki. Czasem konserwatyzm i katolicyzm są inteligenckie, w końcu Kraków to główny ośrodek polskiej inteligencji, czasem są siermiężne, np. w bieszczadzich wsiach. Cały region kwitnie turystyką i zarabia na turystyce, co świadczy o przedsiębiorczości, preferecje partyjne są już gorsze, spuśćmy nad tym zasłonę milczenia.
Kongresówka i Białostocczyzna. Zabór rosyjski. 100 lat rusyfikacji językowej i mentalnej, potem jeszcze 50 lat sowietyzacji za PRL. Cały region PISowski, nie licząc Warszawy z okolicą, która to okolica jest enklawą Europy w Azji. No, może jeszcze parę miast jak Płock, Łódź, czy Lublin, jako tako wygląda, poza tym to ( z mniejszościowymi wyjątkami, jak np. Palikot ) kraj Kononowiczów i Kaczyńskich. Ostatnio było trochę rozwoju, we Włoszczowach perony pobudowali, a w Kielcach przymierzali się chyba do lotnisk. Jeśli otworzą w Kielcach międzynarodowy port lotniczy, to będzie to pierwszy taki port na świecie, gdzie będzie można wnosić ostre, metalowe przedmioty.
Są też ziemie, które się na żaden zabór nie kwalifikują, bo dopiero po wojnie zostały wyzyskane. Duże miasta były tu zniszczone, reszta jednak trzymała się jako tako, niestety rodacy wiele zaniedbali, choć wiele się rozwinęło. Nazjeżdżało się tu pełno ludzi z ukraińskich, białoruskich i litewskich Kresów, z dużych miast, takich jak Lwów, czy Wilno, ale także z zapuszczonych wsi Wołynia i z bagien Polesia. Nazjeżdżało się tu też sporo ludzi z sąsiedniej Wielkopolski, z dalekiej, kongresowej Lubelszczyzny i z “centrali”, czyli ze zrujnowanej Warszawy i z miasta Łodzi od kotów. Powstała mieszanka kulturowa, choć gdzieniegdzie kultura była zabijana przez socjalizm i sowietyzację. Pomorze Środkowe, czy Warmia i Mazury, to najbiedniejsze, najbardziej popegeerowskie, wiejskie regiony w Polsce, z dużym bezrobociem i z mieszkańcami, mającymi dwie lewe ręce i tęskniącymi za socjalizmem. Co innego Śląsk, tutaj są wprawdzie rozpadające się poniemieckie chałupy i zarośnięte przydrożne rowy, ale jest też Wrocław, najbardziej liberalne, otwarte i antysocjalistyczne polskie miasto, jest też rozwój na poziomie ponad 10%, co oznacza, że Dolny Śląsk rozwija się szybciej niż Chiny ( już tylko z nazwy ) Ludowe.
Tak mniej więcej prezentuje się obraz Polski z podziałem na byłe zabory.
Dokładnie tak, jak piszesz..
Nawiasem mówiąc, za każdym razem, gdy zdarza mi się odwiedzać Wrocław, jestem tak zwyczajnie, po ludzku zazdrosny. (Nie wiem, jaka w tym rola p. Dutkiewicza, którego osobowość jakoś mnie nie przekonuje, ale jeśli rzeczywiście jest tak zaradny i gospodarny, jak się o nim pisze, to chapeaux bas i zamykam gębę na kłódkę). To miasto jest z mojego (mieszkańca okolic Jakotako) punktu widzenia bardziej otwarte, ludzkie, żywe i takie siakieś… sympatyczne. Spacerując po Rynku i patrząc na ludzi odnosi się wrażenie luzu i mieszanki kulturowej, a obydwa te pojęcia są bliskie memu idealistycznemu sercu 😉 Po powrocie do domu mam ochotę zadut… Zadusić pewnego prezydenta miasta. Jak to mówi mój stary kumpel ze stolicy “patrząc u ciebie, piteq, przez okno, wyzbywam się resztek optymizmu”.
A’propos stolicy, to odwiedzając Warszawę owego luzu już nie dostrzegam. Owszem, czuję przepływający pieniądz (pod warunkiem, że nie otworzę oczu w bezpośredniej okolicy Dworca Centralnego, po wyjściu z pociągu), ale stolica nie ma dla mnie tego uroku. Ma inny, no ale to trzeba zapuścić się daleko od centrum i pooglądać tzw. smaczki. Z mojego punktu widzenia, przydałoby się w Warszawie trochę Wrocławia. No, ale to już mocna dygresja.
P.S. Dzięki za sprostowanie z chronologią zaborów. Przyłożyłem z tymi setkami lat jak, nie przymierzając, ptaszek w lustro.
Wroclaw…
ten luz o ktorym wspominasz byl,ze tak powiem”od zawsze”,i to chyba zasluga lwowskiej czesci mieszkancow Wroclawia.We Wroclwaiu bylo naturalne,ze podchodzi sie do profesora na korytarzu i umawia z nim-co podobno na innych uczelniach bylo nie do pomyslenia.
W. nie byl kochany przez “centrale”,czego slady sa do dzisiaj./odrebna jeszcze sprawa,zapewne opisana teraz,jest to,ze wlasciwie do 1970,tak do konca nie wierzono,ze W. “utrzyma sie” przy Polsce-oczywiscie pisze to mocno upraszczajac,ale,pewnie jak wspomnialem,to jest teraz juz opisane/ Nie czesto mi dane teraz bywac we Wrocku,ale nie sadze,zeby w tym co sie dzieje byla jakas sppecjalna zasluga Zdrojewskiego czy Dutkiewicza.
Osobiscie nie widze jakiejs specjalnej “koncepcji” dla W.,z zastrzezeniem,ze bywam co trzy cztery lata,trudno mi to na biezaco ocenic.Niestety W. ma spadek,ktorego trudno zazdroscic.Trase” W-Z”/chyba ja zawdzieczamy “poslowi ziemi wroclawskiej’ Jaruzelskkiemu/
ktora byla,i chyba jest “droga do nikad”,a zniszczono piekne zaplecze Rynku(‘bywalcy” pamietaja okolice dawnego Klubu Lekarza!).I drugi potworek kolo Urz.Wojewodzkiego,ktory chyba bedzie trzeba kiedys zburzyc.No i to czego z wierzchu nie widac,katastrofalna infrastrukture” gazu,wody i sciekow.Ostatnio czytalem,ze moga byc problemy z dostarczanie pradu(pewnie problem wszystkich miast),bo stare linie przesylowe nie wytrzymuja.Jak to mowil tow.Jaroszewicz”trudnosci wzrostu’..
A tak w ogole to cieplo sie robi kolo serca,nawet piszac te kilka slow o Wroclawiu,ktore nic szczegolnego nie ujawniaja…
Wrocław to po prostu miasto,
Wrocław to po prostu miasto, w którym wszyscy są skądś. Jakoś tak się złożyło, że ci ludzie skądś plus garstka “autochtonów”, zżyli się ze sobą i stworzyli nowoczesne, otwarte miasto. Dziś to miasto przeżywa cud gospodarczy, owszem, są korki i z aqua parkiem coś nie idzie, ale poza tym Wrocław jest najszybciej rozwijającym się miastem w Polsce.
Murem pewnie się nie da (choć to kuszące)
Nawiasem mówiąc, trochę bym się tego bał, bo we wszystkich mapkach i diagramach, pokazujących rozkład preferencji partyjnych, tolerancji dla osób ogólnie inaczej, zwolenników i przeciwników teletubisizmu, słuchaczy Trójki i Zatrujki, granica pomiędzy dwoma Polskami przebiega pi razy oko przez moje miasto. No a jak ona tak mi przebiegnie pośrodku całkiem, to przecież okrakiem nie usiądę 😉
A już nieco bardziej na poważnie, to fascynuje mnie, że takie granice nadal istnieją i da się je bez problemu wytyczyć na mapie, pomimo setek lat, w trakcie których naturalne fluktuacje i migracja powinny zatrzeć je bez śladu (swego czasu Polityka, a kilka lat wcześniej chyba także Wiedza i Życie publikowały bardzo ciekawe zestawienia demograficzno/społeczne, które ilustrowały niemal idealne odwzorowanie granic dawnych zaborów na mapach wytyczających bieżące podziały społeczne. Rzecz jasna podziały były trochę bardziej na serio od tych, które wymieniłem w pierwszym akapicie, ale z grubsza takie, z jakimi stykamy się na co dzień, choćby w dyskusjach na tym forum. Można było dowiedzieć się z nich, który “zabór” jest bardziej przedsiębiorczy, liberalny, otwarty na zmiany, itd.).
Zapewne daleko idąca izolacja gospodarcza poszczególnych “landów” byłaby niemożliwa, choćby ze względu na zastosowanie jakichś programów, nazwijmy to, wyrównywania szans, ale wprowadzenie jakiejkolwiek sensownej autonomii popieram zdecydowanie. Poza korzyściami, o jakich pisze Ja w swoim artykule, istnienie bezpośredniego, namacalnego przełożenia pomiędzy szarymi obywatelami a jakąś dostępną na wyciągnięcie ręki i mającą konkretne uprawnienia władzą mogłoby trochę (ekhm, chciałem użyć brzydkiego słowa zaktywizować, potem przyszło mi do głowy jeszcze brzydsze – pobudzić) zachęcić ludzi do działania na korzyść małych, lokalnych społeczności.
Murem pewnie się nie da…. co zrobić, jeśli Polska A któregoś dnia chciałaby podzielić się na A+ i A-? Mały murek? Polska dwaplusdobra i dobra? 😉 Byłoby moim zdaniem znakomicie, gdyby dało się opracować takie programy społeczne i gospodarcze, by zamiast dzielić, zacierać i niwelować takie niekorzystne granice. No, ale tu już idealista ze mnie wyłazi.
Masz rację, różnice między
Masz rację, różnice między byłymi zaborami są nadal widoczne, co zakrawa na kuriozum, bo od zaborów minęło 90 lat. No, ale tego, co się tworzyło przez 123 lata, nie da się pozbyć całkowicie w lat 90.
Najbardziej gospodarny jest zabór pruski, czyli Wielkopolska. Wielkopolska jest “zgermanizowana”, nie językowo, ale mentalnie i nie chodzi tu o pruski, wojskowy dryl, tu chodzi o niemiecki porządek. Porządek jest tu widoczny, w miastach miasteczkach i wioskach prywatne obejścia i miejsca publiczne są zadbane i czyste. w Poznaniu kręci się biznes, drogi są najlepsze w całym kraju i jako jedne z nielicznych w Polsce spełniają standarty europejskie.
Zabór austriacki, czyli Galicja starszego. To jest region konserwatywny i katolicki. Czasem konserwatyzm i katolicyzm są inteligenckie, w końcu Kraków to główny ośrodek polskiej inteligencji, czasem są siermiężne, np. w bieszczadzich wsiach. Cały region kwitnie turystyką i zarabia na turystyce, co świadczy o przedsiębiorczości, preferecje partyjne są już gorsze, spuśćmy nad tym zasłonę milczenia.
Kongresówka i Białostocczyzna. Zabór rosyjski. 100 lat rusyfikacji językowej i mentalnej, potem jeszcze 50 lat sowietyzacji za PRL. Cały region PISowski, nie licząc Warszawy z okolicą, która to okolica jest enklawą Europy w Azji. No, może jeszcze parę miast jak Płock, Łódź, czy Lublin, jako tako wygląda, poza tym to ( z mniejszościowymi wyjątkami, jak np. Palikot ) kraj Kononowiczów i Kaczyńskich. Ostatnio było trochę rozwoju, we Włoszczowach perony pobudowali, a w Kielcach przymierzali się chyba do lotnisk. Jeśli otworzą w Kielcach międzynarodowy port lotniczy, to będzie to pierwszy taki port na świecie, gdzie będzie można wnosić ostre, metalowe przedmioty.
Są też ziemie, które się na żaden zabór nie kwalifikują, bo dopiero po wojnie zostały wyzyskane. Duże miasta były tu zniszczone, reszta jednak trzymała się jako tako, niestety rodacy wiele zaniedbali, choć wiele się rozwinęło. Nazjeżdżało się tu pełno ludzi z ukraińskich, białoruskich i litewskich Kresów, z dużych miast, takich jak Lwów, czy Wilno, ale także z zapuszczonych wsi Wołynia i z bagien Polesia. Nazjeżdżało się tu też sporo ludzi z sąsiedniej Wielkopolski, z dalekiej, kongresowej Lubelszczyzny i z “centrali”, czyli ze zrujnowanej Warszawy i z miasta Łodzi od kotów. Powstała mieszanka kulturowa, choć gdzieniegdzie kultura była zabijana przez socjalizm i sowietyzację. Pomorze Środkowe, czy Warmia i Mazury, to najbiedniejsze, najbardziej popegeerowskie, wiejskie regiony w Polsce, z dużym bezrobociem i z mieszkańcami, mającymi dwie lewe ręce i tęskniącymi za socjalizmem. Co innego Śląsk, tutaj są wprawdzie rozpadające się poniemieckie chałupy i zarośnięte przydrożne rowy, ale jest też Wrocław, najbardziej liberalne, otwarte i antysocjalistyczne polskie miasto, jest też rozwój na poziomie ponad 10%, co oznacza, że Dolny Śląsk rozwija się szybciej niż Chiny ( już tylko z nazwy ) Ludowe.
Tak mniej więcej prezentuje się obraz Polski z podziałem na byłe zabory.
Dokładnie tak, jak piszesz..
Nawiasem mówiąc, za każdym razem, gdy zdarza mi się odwiedzać Wrocław, jestem tak zwyczajnie, po ludzku zazdrosny. (Nie wiem, jaka w tym rola p. Dutkiewicza, którego osobowość jakoś mnie nie przekonuje, ale jeśli rzeczywiście jest tak zaradny i gospodarny, jak się o nim pisze, to chapeaux bas i zamykam gębę na kłódkę). To miasto jest z mojego (mieszkańca okolic Jakotako) punktu widzenia bardziej otwarte, ludzkie, żywe i takie siakieś… sympatyczne. Spacerując po Rynku i patrząc na ludzi odnosi się wrażenie luzu i mieszanki kulturowej, a obydwa te pojęcia są bliskie memu idealistycznemu sercu 😉 Po powrocie do domu mam ochotę zadut… Zadusić pewnego prezydenta miasta. Jak to mówi mój stary kumpel ze stolicy “patrząc u ciebie, piteq, przez okno, wyzbywam się resztek optymizmu”.
A’propos stolicy, to odwiedzając Warszawę owego luzu już nie dostrzegam. Owszem, czuję przepływający pieniądz (pod warunkiem, że nie otworzę oczu w bezpośredniej okolicy Dworca Centralnego, po wyjściu z pociągu), ale stolica nie ma dla mnie tego uroku. Ma inny, no ale to trzeba zapuścić się daleko od centrum i pooglądać tzw. smaczki. Z mojego punktu widzenia, przydałoby się w Warszawie trochę Wrocławia. No, ale to już mocna dygresja.
P.S. Dzięki za sprostowanie z chronologią zaborów. Przyłożyłem z tymi setkami lat jak, nie przymierzając, ptaszek w lustro.
Wroclaw…
ten luz o ktorym wspominasz byl,ze tak powiem”od zawsze”,i to chyba zasluga lwowskiej czesci mieszkancow Wroclawia.We Wroclwaiu bylo naturalne,ze podchodzi sie do profesora na korytarzu i umawia z nim-co podobno na innych uczelniach bylo nie do pomyslenia.
W. nie byl kochany przez “centrale”,czego slady sa do dzisiaj./odrebna jeszcze sprawa,zapewne opisana teraz,jest to,ze wlasciwie do 1970,tak do konca nie wierzono,ze W. “utrzyma sie” przy Polsce-oczywiscie pisze to mocno upraszczajac,ale,pewnie jak wspomnialem,to jest teraz juz opisane/ Nie czesto mi dane teraz bywac we Wrocku,ale nie sadze,zeby w tym co sie dzieje byla jakas sppecjalna zasluga Zdrojewskiego czy Dutkiewicza.
Osobiscie nie widze jakiejs specjalnej “koncepcji” dla W.,z zastrzezeniem,ze bywam co trzy cztery lata,trudno mi to na biezaco ocenic.Niestety W. ma spadek,ktorego trudno zazdroscic.Trase” W-Z”/chyba ja zawdzieczamy “poslowi ziemi wroclawskiej’ Jaruzelskkiemu/
ktora byla,i chyba jest “droga do nikad”,a zniszczono piekne zaplecze Rynku(‘bywalcy” pamietaja okolice dawnego Klubu Lekarza!).I drugi potworek kolo Urz.Wojewodzkiego,ktory chyba bedzie trzeba kiedys zburzyc.No i to czego z wierzchu nie widac,katastrofalna infrastrukture” gazu,wody i sciekow.Ostatnio czytalem,ze moga byc problemy z dostarczanie pradu(pewnie problem wszystkich miast),bo stare linie przesylowe nie wytrzymuja.Jak to mowil tow.Jaroszewicz”trudnosci wzrostu’..
A tak w ogole to cieplo sie robi kolo serca,nawet piszac te kilka slow o Wroclawiu,ktore nic szczegolnego nie ujawniaja…
Wrocław to po prostu miasto,
Wrocław to po prostu miasto, w którym wszyscy są skądś. Jakoś tak się złożyło, że ci ludzie skądś plus garstka “autochtonów”, zżyli się ze sobą i stworzyli nowoczesne, otwarte miasto. Dziś to miasto przeżywa cud gospodarczy, owszem, są korki i z aqua parkiem coś nie idzie, ale poza tym Wrocław jest najszybciej rozwijającym się miastem w Polsce.
decentralizacja – tak, autonomia – nie
To o czym piszesz, to miód na serce mieszkańców regionu, w którym mieszkam. O granicy między Europą i Azją na linii Warty dużo się u nas mówi. Przy czym panuje poczucie głębokiej finansowej krzywdy w stosunku do warszawki, która nas doi. Jestem za prawdziwą decentralizacją, właśnie taką, że samorządom przyznaje się nie tylko ciągle nowe zadania, ale również że idą za tym odpowiednie środki. Przeflancowanie do nas modelu francuskiego, dwuwładza na szczeblu województwa, daje czasami fatalne rezultaty. Szczególnie, kiedy zdarza się regionalna partyjna kohabitacja. U nas tak było za poprzedniej kadencji: wojewoda-PiS, marszałek-PO, żarli się jak pies z kotem. Decentralizację odróżniam jednak od autonomii regionów. Ta pozwalałaby na daleko posuniętą samodzielność w kształtowaniu np. systemów edukacyjnych, socjalnych i innych. Pewnie wymagałaby zmiany konstytucji. Co jest nie tylko czystą mrzonką, ale nie jestem pewna, że rzeczywiście "ubogaciłaby" taka operacja poszczególne regiony. W sensie przede wszystkim kulturowo-cywilizacyjnym. Bo w tym jak charakteryzujesz polskie "dzielnice", obok prawdy, jest sporo mitów. Także w odniesieniu do regionów zachodnich, rzekomo stojących cywilizacyjnie bliżej Europy. Choć od wielu lat mieszkam w Wielkopolsce, w dalszym ciągu razi mnie tutejszy brak polotu, brak ambicji edukacyjnych i opiniotwórczych. Kiedy chcę się kulturalnie odchamić, pooddychać na luzie czy poczuć trochę swojskiego ciepełka – jadę do Krakowa, Warszawy, rodzinnej Łodzi lub do Kazimierza. Zauważ, że sam dajesz jako przykład polskiego ideału Wrocław, miasto powstałe jako kulturowa mieszanka. Acha, zdarzyło mi sie niedawno kilkakrotnie przejechać Polskę wzdłuż i wszerz. I serce rosło – poza małymi wyjątkami wszędzie widać podobne oznaki "infrastrukturalnej" gospodarności. Przyznanie regionom "autonomii" jeszcze bardziej pogłebiłoby ich prowincjonalizm. W ramach kalania wlasnego gniazda popełniłam kiedyś tekst Wielkopolska duma, wielkopolskie kompleksy.
Twój tekst przeczytam jutro,
Twój tekst przeczytam jutro, dziś jestem zmęczony. Zgadzam się co do braku autonomii, moim zdaniem najwięcej władzy powinny mieć gminy, z tej prostej przyczyny, że są najbliżej i najłatwiej ocenić wyniki ich prac. Choć samorządy powiatowe i wojewódzkie też powinny mieć większe kompetencje, zwłaszcza wojewódzkie. Tu widzę szanse w przekazaniu kompetencji wojewodów marszałkom. Wojewoda powinien być dekoracją, reprezentującą rząd w terenie, ewentualnie nadzorującą zgodność decyzji samorządów z prawem krajowym. Na koniec zapytuję jeszcze gdzie zaczyna się ta Azja, na wschód od Konina, czy już za Strzałkowem?
Pozdrawiam i dobrej nocki życzę.
rodowita wielkopolanka nie jestem
ale zdaje się, że dla niektórych na Strzałkowie kończy się dobra strona mocy, ale inni są bardziej łaskawi nawet dla powiatu turkowskiego (vel tureckiego); temat jest dla mnie bardzo ciekawy; bo także nie mam np. pewności, czy poza Opolszczyzną i Śląskiem istnieje coś takiego jak tożsamość regionalna? dobranoc, jutro cd
Pewnie istnieje. Choćby w
Pewnie istnieje. Choćby w Wielkopolsce, czy na Kaszubach.
otóż z tą regionalną tożsamością są problemy,
jest duża różnica między północną Wielkopolską, powiedzmy Złotowem, a położonym na południu np. Kępnem; region kaliski (d. Kongresówka) marzy o własnym województwie; o lepszym zintegrowaniu regionu dużo tu gadamy, na przeszkodzie stoją zapędy centralistyczne państwa, choćby takie jak minimalizacja roli regionalnych mediów publicznych czy centralny rozdzielnik funduszy na infrastrukturę drogową
Prosna
wlasnie,”dawna kongresowka”;Jezdzilem kiedys na wakacje do przyjaciol w okolice Grabowa .Bylem zaskoczony”walka” jako grabowianie prowadzili z krosniewiczaninami..W sumie wywodze sie tez z kongresowki,z Zaglebia,ale,dla nich to bylo nie to samo.czyli typowy konflikt sasiedzki?
Z kolei w okolicach Sierakowa czy Drezdenka(nie mowiac o mieszkancach Puszczy Nadnoteckiej)
to rowniez inny swiat niz np. w Mosinie.I wydaje mi sie,ze tak jest wszedzie.Alzatczyk to dla mieszkanca Pirenejow Niemiec ,ktory mowi po francusku…etc/ a propos Kepna-,Kepno chyba nie bylo w kongresowce.?./
Kępno – południe Wlkp
Kępno wymieniłam jako południowy kraniec Wlkp, do którego np. nie dociera regionalna tv; temat kłopotów z regionalną tożsamością wrzuciłam, aby “ochłodzić” zapędy autonomistów, a mam ich także w swoim otoczeniu wielu
Szczerze mówiąc zawsze bawiły
Szczerze mówiąc zawsze bawiły mnie te konflikty między Katowicami a Sosnowcem, czy Kaliszem a Ostrowem. Oni nazywają to regionalizmem i różnicami kulturowymi, dla mnie to nie jest żaden regionalizm, tylko zwyczajny, wsiórski prowincjonalizm i zaściankowość.
mysle,ze mylisz sie..
Zaglebie Staropolskie ma zupelnie inne tradycje,niz Slask.to jest tak jakbys powiedzial Flamandom i Wallonom,ze sa “wsiorki”..Popatrz na regiony okolowarszawskie,i Podlasie-widzisz roznice?..
Witaj.
Rozumiem inne tradycje, ale faktu, że po przekroczeniu mostu na rzecze, która śmierdzi bardziej niż najgorszy ściek, możesz dostać po buzi, nie nazwiesz chyba “kulturą”, ani “lokalnym patriotyzmem”? Pozostaję przy swoim, dla mnie to zwykły prowincjonalizm i wsiórstwo.
Pozdrawiam.
szkoda..
ze nie podjeto powaznie tematu,ktory wywolales i w jakims sensie sam sprowadziles ,do “kladki na scieku”-uwielbiam mosty.To,ze kogos okradziono w 19e w Paryzu,nie znaczy,ze nie moze dostac w nos w 17e…I problem,ktory jak widze mocno lezy na sercu ‘ninie’,i slusznie,zostal
zadeptany…
Nina będzie musiała zdać się
Nina będzie musiała zdać się na ekspertów. Ja ekspertem w dziedzinie regionalizmów nie jestem. Owszem, wiem, że Zagłębie różni się od Śląska, ale te ich wojny są groteskowe. Zresztą się w nie nie zagłębiam, coby nikogo nie urazić.
Gdzieś czytałem taką dyskusję o planach podziału województwa wielkopolskiego. W końcu sprowadziła się do kłótni “pyr” (poznaniaków) i “cebulorzy” (kaliszan). Poznań zarzucał Kaliszowi brak cywilizacji (wiele zarzucały Kaliszowi niemal wszystkie miasta, które chciał on wziąć pod swoje skrzydła, m. in. to, że nie widzi niczego poza czubkiem swojego nosa i zaniedbywał mniejsze miejscowości w czasach województwa kaliskiego), Kalsz z kolei oskarżał Poznań o “kompleks warszawki”, czyli o to, że poznaniacy mają wobec Warszawy kompleks niższości i o to, że Poznań jest w skali Wielkopolski tym, czym Warszawa w skali kraju (czyli taką upierdliwą, zadufaną w sobie stolicą). Dyskusja była na forum Radia Merkury. Proszę poszukać, być może kiedyś znajdę i podam linka, ale nie dzisiaj, dziś mi się zwyczajnie nie chce.
Pozdrawiam.
jescze o regionach
O regionalizmie zaczęłam pisać w kontekście: decentralizacja – autonomia. Moja wyjściowa teza była taka, że przyznawanie regionom autonomii nie ma sensu także z tego powodu, że obecne województwa (poza Opolszczyzną i Śląskiem) są wewnętrznie bardzo zróżnicowane. Do debaty, o której wspomniałeś, nie ma linku; są wypowiedzi kaliszan o Poznaniu http://www.radiomerkury.pl/index.php?op=podcast&id=2874 oraz prezydenta Kalisza o uchwale radnych o powołaniu nowego województwa http://www.radiomerkury.pl/index.php?op=podcast&id=1769
nie uraziles mnie
w Zaglebiu bylem dwa razy w zyciu,lacznie to byl miesiac,a nawet gdybym tam mieszkal,to pewnie tez bym sie nie dasal..Wychowalem sie we Wrockua teraz jestem spory kowalek poza W..Nie o urazy tu chodzi zreszta.Nie chodzi tez o rywalizacjie Przemyslow z Rzeszowami czy Kaliszow z Poznaniami…czy Wolsztyna na sile przyczepionego do ‘Ziemi Lubuskiej’.Sama sprawa jest ciekawa z dwoch powodow;wlasnie decentralizaci,jej mechanizmow i skutkow oraz z punktu widzenia poznania “swiadomosci” etc.
Temat jakkolwiek ciekawy i istotny,jednak “nie chwycil”…Oczywiscie Katalonia zostanie dalej Hiszpania,a Baskowie francuzcy wcale nie chca zostac Hiszpanami,ba,nawet szczerze mowiac nie spiesza specjalnie do polaczenia sie ze swoimi kuzynami.Sabaudia zafundowala sobie lokalna monete i wysatczy to dla lepszego samopoczucia,
właśnie “prowincjonalizm”
czasami wydaje mi się, że dużo ciekawsze i owocne w odniesienie do polskich realiów byłoby, zamiast nieustanne młócenie tematu lewica-prawica, zastanowienie się właśnie nad takimi pojęciami jak regionalizm, samorządność, prowincjonalizm, globalizm czy modny podobno obecnie w socjologii glokalizm.
decentralizacja – tak, autonomia – nie
To o czym piszesz, to miód na serce mieszkańców regionu, w którym mieszkam. O granicy między Europą i Azją na linii Warty dużo się u nas mówi. Przy czym panuje poczucie głębokiej finansowej krzywdy w stosunku do warszawki, która nas doi. Jestem za prawdziwą decentralizacją, właśnie taką, że samorządom przyznaje się nie tylko ciągle nowe zadania, ale również że idą za tym odpowiednie środki. Przeflancowanie do nas modelu francuskiego, dwuwładza na szczeblu województwa, daje czasami fatalne rezultaty. Szczególnie, kiedy zdarza się regionalna partyjna kohabitacja. U nas tak było za poprzedniej kadencji: wojewoda-PiS, marszałek-PO, żarli się jak pies z kotem. Decentralizację odróżniam jednak od autonomii regionów. Ta pozwalałaby na daleko posuniętą samodzielność w kształtowaniu np. systemów edukacyjnych, socjalnych i innych. Pewnie wymagałaby zmiany konstytucji. Co jest nie tylko czystą mrzonką, ale nie jestem pewna, że rzeczywiście "ubogaciłaby" taka operacja poszczególne regiony. W sensie przede wszystkim kulturowo-cywilizacyjnym. Bo w tym jak charakteryzujesz polskie "dzielnice", obok prawdy, jest sporo mitów. Także w odniesieniu do regionów zachodnich, rzekomo stojących cywilizacyjnie bliżej Europy. Choć od wielu lat mieszkam w Wielkopolsce, w dalszym ciągu razi mnie tutejszy brak polotu, brak ambicji edukacyjnych i opiniotwórczych. Kiedy chcę się kulturalnie odchamić, pooddychać na luzie czy poczuć trochę swojskiego ciepełka – jadę do Krakowa, Warszawy, rodzinnej Łodzi lub do Kazimierza. Zauważ, że sam dajesz jako przykład polskiego ideału Wrocław, miasto powstałe jako kulturowa mieszanka. Acha, zdarzyło mi sie niedawno kilkakrotnie przejechać Polskę wzdłuż i wszerz. I serce rosło – poza małymi wyjątkami wszędzie widać podobne oznaki "infrastrukturalnej" gospodarności. Przyznanie regionom "autonomii" jeszcze bardziej pogłebiłoby ich prowincjonalizm. W ramach kalania wlasnego gniazda popełniłam kiedyś tekst Wielkopolska duma, wielkopolskie kompleksy.
Twój tekst przeczytam jutro,
Twój tekst przeczytam jutro, dziś jestem zmęczony. Zgadzam się co do braku autonomii, moim zdaniem najwięcej władzy powinny mieć gminy, z tej prostej przyczyny, że są najbliżej i najłatwiej ocenić wyniki ich prac. Choć samorządy powiatowe i wojewódzkie też powinny mieć większe kompetencje, zwłaszcza wojewódzkie. Tu widzę szanse w przekazaniu kompetencji wojewodów marszałkom. Wojewoda powinien być dekoracją, reprezentującą rząd w terenie, ewentualnie nadzorującą zgodność decyzji samorządów z prawem krajowym. Na koniec zapytuję jeszcze gdzie zaczyna się ta Azja, na wschód od Konina, czy już za Strzałkowem?
Pozdrawiam i dobrej nocki życzę.
rodowita wielkopolanka nie jestem
ale zdaje się, że dla niektórych na Strzałkowie kończy się dobra strona mocy, ale inni są bardziej łaskawi nawet dla powiatu turkowskiego (vel tureckiego); temat jest dla mnie bardzo ciekawy; bo także nie mam np. pewności, czy poza Opolszczyzną i Śląskiem istnieje coś takiego jak tożsamość regionalna? dobranoc, jutro cd
Pewnie istnieje. Choćby w
Pewnie istnieje. Choćby w Wielkopolsce, czy na Kaszubach.
otóż z tą regionalną tożsamością są problemy,
jest duża różnica między północną Wielkopolską, powiedzmy Złotowem, a położonym na południu np. Kępnem; region kaliski (d. Kongresówka) marzy o własnym województwie; o lepszym zintegrowaniu regionu dużo tu gadamy, na przeszkodzie stoją zapędy centralistyczne państwa, choćby takie jak minimalizacja roli regionalnych mediów publicznych czy centralny rozdzielnik funduszy na infrastrukturę drogową
Prosna
wlasnie,”dawna kongresowka”;Jezdzilem kiedys na wakacje do przyjaciol w okolice Grabowa .Bylem zaskoczony”walka” jako grabowianie prowadzili z krosniewiczaninami..W sumie wywodze sie tez z kongresowki,z Zaglebia,ale,dla nich to bylo nie to samo.czyli typowy konflikt sasiedzki?
Z kolei w okolicach Sierakowa czy Drezdenka(nie mowiac o mieszkancach Puszczy Nadnoteckiej)
to rowniez inny swiat niz np. w Mosinie.I wydaje mi sie,ze tak jest wszedzie.Alzatczyk to dla mieszkanca Pirenejow Niemiec ,ktory mowi po francusku…etc/ a propos Kepna-,Kepno chyba nie bylo w kongresowce.?./
Kępno – południe Wlkp
Kępno wymieniłam jako południowy kraniec Wlkp, do którego np. nie dociera regionalna tv; temat kłopotów z regionalną tożsamością wrzuciłam, aby “ochłodzić” zapędy autonomistów, a mam ich także w swoim otoczeniu wielu
Szczerze mówiąc zawsze bawiły
Szczerze mówiąc zawsze bawiły mnie te konflikty między Katowicami a Sosnowcem, czy Kaliszem a Ostrowem. Oni nazywają to regionalizmem i różnicami kulturowymi, dla mnie to nie jest żaden regionalizm, tylko zwyczajny, wsiórski prowincjonalizm i zaściankowość.
mysle,ze mylisz sie..
Zaglebie Staropolskie ma zupelnie inne tradycje,niz Slask.to jest tak jakbys powiedzial Flamandom i Wallonom,ze sa “wsiorki”..Popatrz na regiony okolowarszawskie,i Podlasie-widzisz roznice?..
Witaj.
Rozumiem inne tradycje, ale faktu, że po przekroczeniu mostu na rzecze, która śmierdzi bardziej niż najgorszy ściek, możesz dostać po buzi, nie nazwiesz chyba “kulturą”, ani “lokalnym patriotyzmem”? Pozostaję przy swoim, dla mnie to zwykły prowincjonalizm i wsiórstwo.
Pozdrawiam.
szkoda..
ze nie podjeto powaznie tematu,ktory wywolales i w jakims sensie sam sprowadziles ,do “kladki na scieku”-uwielbiam mosty.To,ze kogos okradziono w 19e w Paryzu,nie znaczy,ze nie moze dostac w nos w 17e…I problem,ktory jak widze mocno lezy na sercu ‘ninie’,i slusznie,zostal
zadeptany…
Nina będzie musiała zdać się
Nina będzie musiała zdać się na ekspertów. Ja ekspertem w dziedzinie regionalizmów nie jestem. Owszem, wiem, że Zagłębie różni się od Śląska, ale te ich wojny są groteskowe. Zresztą się w nie nie zagłębiam, coby nikogo nie urazić.
Gdzieś czytałem taką dyskusję o planach podziału województwa wielkopolskiego. W końcu sprowadziła się do kłótni “pyr” (poznaniaków) i “cebulorzy” (kaliszan). Poznań zarzucał Kaliszowi brak cywilizacji (wiele zarzucały Kaliszowi niemal wszystkie miasta, które chciał on wziąć pod swoje skrzydła, m. in. to, że nie widzi niczego poza czubkiem swojego nosa i zaniedbywał mniejsze miejscowości w czasach województwa kaliskiego), Kalsz z kolei oskarżał Poznań o “kompleks warszawki”, czyli o to, że poznaniacy mają wobec Warszawy kompleks niższości i o to, że Poznań jest w skali Wielkopolski tym, czym Warszawa w skali kraju (czyli taką upierdliwą, zadufaną w sobie stolicą). Dyskusja była na forum Radia Merkury. Proszę poszukać, być może kiedyś znajdę i podam linka, ale nie dzisiaj, dziś mi się zwyczajnie nie chce.
Pozdrawiam.
jescze o regionach
O regionalizmie zaczęłam pisać w kontekście: decentralizacja – autonomia. Moja wyjściowa teza była taka, że przyznawanie regionom autonomii nie ma sensu także z tego powodu, że obecne województwa (poza Opolszczyzną i Śląskiem) są wewnętrznie bardzo zróżnicowane. Do debaty, o której wspomniałeś, nie ma linku; są wypowiedzi kaliszan o Poznaniu http://www.radiomerkury.pl/index.php?op=podcast&id=2874 oraz prezydenta Kalisza o uchwale radnych o powołaniu nowego województwa http://www.radiomerkury.pl/index.php?op=podcast&id=1769
nie uraziles mnie
w Zaglebiu bylem dwa razy w zyciu,lacznie to byl miesiac,a nawet gdybym tam mieszkal,to pewnie tez bym sie nie dasal..Wychowalem sie we Wrockua teraz jestem spory kowalek poza W..Nie o urazy tu chodzi zreszta.Nie chodzi tez o rywalizacjie Przemyslow z Rzeszowami czy Kaliszow z Poznaniami…czy Wolsztyna na sile przyczepionego do ‘Ziemi Lubuskiej’.Sama sprawa jest ciekawa z dwoch powodow;wlasnie decentralizaci,jej mechanizmow i skutkow oraz z punktu widzenia poznania “swiadomosci” etc.
Temat jakkolwiek ciekawy i istotny,jednak “nie chwycil”…Oczywiscie Katalonia zostanie dalej Hiszpania,a Baskowie francuzcy wcale nie chca zostac Hiszpanami,ba,nawet szczerze mowiac nie spiesza specjalnie do polaczenia sie ze swoimi kuzynami.Sabaudia zafundowala sobie lokalna monete i wysatczy to dla lepszego samopoczucia,
właśnie “prowincjonalizm”
czasami wydaje mi się, że dużo ciekawsze i owocne w odniesienie do polskich realiów byłoby, zamiast nieustanne młócenie tematu lewica-prawica, zastanowienie się właśnie nad takimi pojęciami jak regionalizm, samorządność, prowincjonalizm, globalizm czy modny podobno obecnie w socjologii glokalizm.
decentralizacja – tak, autonomia – nie
To o czym piszesz, to miód na serce mieszkańców regionu, w którym mieszkam. O granicy między Europą i Azją na linii Warty dużo się u nas mówi. Przy czym panuje poczucie głębokiej finansowej krzywdy w stosunku do warszawki, która nas doi. Jestem za prawdziwą decentralizacją, właśnie taką, że samorządom przyznaje się nie tylko ciągle nowe zadania, ale również że idą za tym odpowiednie środki. Przeflancowanie do nas modelu francuskiego, dwuwładza na szczeblu województwa, daje czasami fatalne rezultaty. Szczególnie, kiedy zdarza się regionalna partyjna kohabitacja. U nas tak było za poprzedniej kadencji: wojewoda-PiS, marszałek-PO, żarli się jak pies z kotem. Decentralizację odróżniam jednak od autonomii regionów. Ta pozwalałaby na daleko posuniętą samodzielność w kształtowaniu np. systemów edukacyjnych, socjalnych i innych. Pewnie wymagałaby zmiany konstytucji. Co jest nie tylko czystą mrzonką, ale nie jestem pewna, że rzeczywiście "ubogaciłaby" taka operacja poszczególne regiony. W sensie przede wszystkim kulturowo-cywilizacyjnym. Bo w tym jak charakteryzujesz polskie "dzielnice", obok prawdy, jest sporo mitów. Także w odniesieniu do regionów zachodnich, rzekomo stojących cywilizacyjnie bliżej Europy. Choć od wielu lat mieszkam w Wielkopolsce, w dalszym ciągu razi mnie tutejszy brak polotu, brak ambicji edukacyjnych i opiniotwórczych. Kiedy chcę się kulturalnie odchamić, pooddychać na luzie czy poczuć trochę swojskiego ciepełka – jadę do Krakowa, Warszawy, rodzinnej Łodzi lub do Kazimierza. Zauważ, że sam dajesz jako przykład polskiego ideału Wrocław, miasto powstałe jako kulturowa mieszanka. Acha, zdarzyło mi sie niedawno kilkakrotnie przejechać Polskę wzdłuż i wszerz. I serce rosło – poza małymi wyjątkami wszędzie widać podobne oznaki "infrastrukturalnej" gospodarności. Przyznanie regionom "autonomii" jeszcze bardziej pogłebiłoby ich prowincjonalizm. W ramach kalania wlasnego gniazda popełniłam kiedyś tekst Wielkopolska duma, wielkopolskie kompleksy.
Twój tekst przeczytam jutro,
Twój tekst przeczytam jutro, dziś jestem zmęczony. Zgadzam się co do braku autonomii, moim zdaniem najwięcej władzy powinny mieć gminy, z tej prostej przyczyny, że są najbliżej i najłatwiej ocenić wyniki ich prac. Choć samorządy powiatowe i wojewódzkie też powinny mieć większe kompetencje, zwłaszcza wojewódzkie. Tu widzę szanse w przekazaniu kompetencji wojewodów marszałkom. Wojewoda powinien być dekoracją, reprezentującą rząd w terenie, ewentualnie nadzorującą zgodność decyzji samorządów z prawem krajowym. Na koniec zapytuję jeszcze gdzie zaczyna się ta Azja, na wschód od Konina, czy już za Strzałkowem?
Pozdrawiam i dobrej nocki życzę.
rodowita wielkopolanka nie jestem
ale zdaje się, że dla niektórych na Strzałkowie kończy się dobra strona mocy, ale inni są bardziej łaskawi nawet dla powiatu turkowskiego (vel tureckiego); temat jest dla mnie bardzo ciekawy; bo także nie mam np. pewności, czy poza Opolszczyzną i Śląskiem istnieje coś takiego jak tożsamość regionalna? dobranoc, jutro cd
Pewnie istnieje. Choćby w
Pewnie istnieje. Choćby w Wielkopolsce, czy na Kaszubach.
otóż z tą regionalną tożsamością są problemy,
jest duża różnica między północną Wielkopolską, powiedzmy Złotowem, a położonym na południu np. Kępnem; region kaliski (d. Kongresówka) marzy o własnym województwie; o lepszym zintegrowaniu regionu dużo tu gadamy, na przeszkodzie stoją zapędy centralistyczne państwa, choćby takie jak minimalizacja roli regionalnych mediów publicznych czy centralny rozdzielnik funduszy na infrastrukturę drogową
Prosna
wlasnie,”dawna kongresowka”;Jezdzilem kiedys na wakacje do przyjaciol w okolice Grabowa .Bylem zaskoczony”walka” jako grabowianie prowadzili z krosniewiczaninami..W sumie wywodze sie tez z kongresowki,z Zaglebia,ale,dla nich to bylo nie to samo.czyli typowy konflikt sasiedzki?
Z kolei w okolicach Sierakowa czy Drezdenka(nie mowiac o mieszkancach Puszczy Nadnoteckiej)
to rowniez inny swiat niz np. w Mosinie.I wydaje mi sie,ze tak jest wszedzie.Alzatczyk to dla mieszkanca Pirenejow Niemiec ,ktory mowi po francusku…etc/ a propos Kepna-,Kepno chyba nie bylo w kongresowce.?./
Kępno – południe Wlkp
Kępno wymieniłam jako południowy kraniec Wlkp, do którego np. nie dociera regionalna tv; temat kłopotów z regionalną tożsamością wrzuciłam, aby “ochłodzić” zapędy autonomistów, a mam ich także w swoim otoczeniu wielu
Szczerze mówiąc zawsze bawiły
Szczerze mówiąc zawsze bawiły mnie te konflikty między Katowicami a Sosnowcem, czy Kaliszem a Ostrowem. Oni nazywają to regionalizmem i różnicami kulturowymi, dla mnie to nie jest żaden regionalizm, tylko zwyczajny, wsiórski prowincjonalizm i zaściankowość.
mysle,ze mylisz sie..
Zaglebie Staropolskie ma zupelnie inne tradycje,niz Slask.to jest tak jakbys powiedzial Flamandom i Wallonom,ze sa “wsiorki”..Popatrz na regiony okolowarszawskie,i Podlasie-widzisz roznice?..
Witaj.
Rozumiem inne tradycje, ale faktu, że po przekroczeniu mostu na rzecze, która śmierdzi bardziej niż najgorszy ściek, możesz dostać po buzi, nie nazwiesz chyba “kulturą”, ani “lokalnym patriotyzmem”? Pozostaję przy swoim, dla mnie to zwykły prowincjonalizm i wsiórstwo.
Pozdrawiam.
szkoda..
ze nie podjeto powaznie tematu,ktory wywolales i w jakims sensie sam sprowadziles ,do “kladki na scieku”-uwielbiam mosty.To,ze kogos okradziono w 19e w Paryzu,nie znaczy,ze nie moze dostac w nos w 17e…I problem,ktory jak widze mocno lezy na sercu ‘ninie’,i slusznie,zostal
zadeptany…
Nina będzie musiała zdać się
Nina będzie musiała zdać się na ekspertów. Ja ekspertem w dziedzinie regionalizmów nie jestem. Owszem, wiem, że Zagłębie różni się od Śląska, ale te ich wojny są groteskowe. Zresztą się w nie nie zagłębiam, coby nikogo nie urazić.
Gdzieś czytałem taką dyskusję o planach podziału województwa wielkopolskiego. W końcu sprowadziła się do kłótni “pyr” (poznaniaków) i “cebulorzy” (kaliszan). Poznań zarzucał Kaliszowi brak cywilizacji (wiele zarzucały Kaliszowi niemal wszystkie miasta, które chciał on wziąć pod swoje skrzydła, m. in. to, że nie widzi niczego poza czubkiem swojego nosa i zaniedbywał mniejsze miejscowości w czasach województwa kaliskiego), Kalsz z kolei oskarżał Poznań o “kompleks warszawki”, czyli o to, że poznaniacy mają wobec Warszawy kompleks niższości i o to, że Poznań jest w skali Wielkopolski tym, czym Warszawa w skali kraju (czyli taką upierdliwą, zadufaną w sobie stolicą). Dyskusja była na forum Radia Merkury. Proszę poszukać, być może kiedyś znajdę i podam linka, ale nie dzisiaj, dziś mi się zwyczajnie nie chce.
Pozdrawiam.
jescze o regionach
O regionalizmie zaczęłam pisać w kontekście: decentralizacja – autonomia. Moja wyjściowa teza była taka, że przyznawanie regionom autonomii nie ma sensu także z tego powodu, że obecne województwa (poza Opolszczyzną i Śląskiem) są wewnętrznie bardzo zróżnicowane. Do debaty, o której wspomniałeś, nie ma linku; są wypowiedzi kaliszan o Poznaniu http://www.radiomerkury.pl/index.php?op=podcast&id=2874 oraz prezydenta Kalisza o uchwale radnych o powołaniu nowego województwa http://www.radiomerkury.pl/index.php?op=podcast&id=1769
nie uraziles mnie
w Zaglebiu bylem dwa razy w zyciu,lacznie to byl miesiac,a nawet gdybym tam mieszkal,to pewnie tez bym sie nie dasal..Wychowalem sie we Wrockua teraz jestem spory kowalek poza W..Nie o urazy tu chodzi zreszta.Nie chodzi tez o rywalizacjie Przemyslow z Rzeszowami czy Kaliszow z Poznaniami…czy Wolsztyna na sile przyczepionego do ‘Ziemi Lubuskiej’.Sama sprawa jest ciekawa z dwoch powodow;wlasnie decentralizaci,jej mechanizmow i skutkow oraz z punktu widzenia poznania “swiadomosci” etc.
Temat jakkolwiek ciekawy i istotny,jednak “nie chwycil”…Oczywiscie Katalonia zostanie dalej Hiszpania,a Baskowie francuzcy wcale nie chca zostac Hiszpanami,ba,nawet szczerze mowiac nie spiesza specjalnie do polaczenia sie ze swoimi kuzynami.Sabaudia zafundowala sobie lokalna monete i wysatczy to dla lepszego samopoczucia,
właśnie “prowincjonalizm”
czasami wydaje mi się, że dużo ciekawsze i owocne w odniesienie do polskich realiów byłoby, zamiast nieustanne młócenie tematu lewica-prawica, zastanowienie się właśnie nad takimi pojęciami jak regionalizm, samorządność, prowincjonalizm, globalizm czy modny podobno obecnie w socjologii glokalizm.
decentralizacja – tak, autonomia – nie
To o czym piszesz, to miód na serce mieszkańców regionu, w którym mieszkam. O granicy między Europą i Azją na linii Warty dużo się u nas mówi. Przy czym panuje poczucie głębokiej finansowej krzywdy w stosunku do warszawki, która nas doi. Jestem za prawdziwą decentralizacją, właśnie taką, że samorządom przyznaje się nie tylko ciągle nowe zadania, ale również że idą za tym odpowiednie środki. Przeflancowanie do nas modelu francuskiego, dwuwładza na szczeblu województwa, daje czasami fatalne rezultaty. Szczególnie, kiedy zdarza się regionalna partyjna kohabitacja. U nas tak było za poprzedniej kadencji: wojewoda-PiS, marszałek-PO, żarli się jak pies z kotem. Decentralizację odróżniam jednak od autonomii regionów. Ta pozwalałaby na daleko posuniętą samodzielność w kształtowaniu np. systemów edukacyjnych, socjalnych i innych. Pewnie wymagałaby zmiany konstytucji. Co jest nie tylko czystą mrzonką, ale nie jestem pewna, że rzeczywiście "ubogaciłaby" taka operacja poszczególne regiony. W sensie przede wszystkim kulturowo-cywilizacyjnym. Bo w tym jak charakteryzujesz polskie "dzielnice", obok prawdy, jest sporo mitów. Także w odniesieniu do regionów zachodnich, rzekomo stojących cywilizacyjnie bliżej Europy. Choć od wielu lat mieszkam w Wielkopolsce, w dalszym ciągu razi mnie tutejszy brak polotu, brak ambicji edukacyjnych i opiniotwórczych. Kiedy chcę się kulturalnie odchamić, pooddychać na luzie czy poczuć trochę swojskiego ciepełka – jadę do Krakowa, Warszawy, rodzinnej Łodzi lub do Kazimierza. Zauważ, że sam dajesz jako przykład polskiego ideału Wrocław, miasto powstałe jako kulturowa mieszanka. Acha, zdarzyło mi sie niedawno kilkakrotnie przejechać Polskę wzdłuż i wszerz. I serce rosło – poza małymi wyjątkami wszędzie widać podobne oznaki "infrastrukturalnej" gospodarności. Przyznanie regionom "autonomii" jeszcze bardziej pogłebiłoby ich prowincjonalizm. W ramach kalania wlasnego gniazda popełniłam kiedyś tekst Wielkopolska duma, wielkopolskie kompleksy.
Twój tekst przeczytam jutro,
Twój tekst przeczytam jutro, dziś jestem zmęczony. Zgadzam się co do braku autonomii, moim zdaniem najwięcej władzy powinny mieć gminy, z tej prostej przyczyny, że są najbliżej i najłatwiej ocenić wyniki ich prac. Choć samorządy powiatowe i wojewódzkie też powinny mieć większe kompetencje, zwłaszcza wojewódzkie. Tu widzę szanse w przekazaniu kompetencji wojewodów marszałkom. Wojewoda powinien być dekoracją, reprezentującą rząd w terenie, ewentualnie nadzorującą zgodność decyzji samorządów z prawem krajowym. Na koniec zapytuję jeszcze gdzie zaczyna się ta Azja, na wschód od Konina, czy już za Strzałkowem?
Pozdrawiam i dobrej nocki życzę.
rodowita wielkopolanka nie jestem
ale zdaje się, że dla niektórych na Strzałkowie kończy się dobra strona mocy, ale inni są bardziej łaskawi nawet dla powiatu turkowskiego (vel tureckiego); temat jest dla mnie bardzo ciekawy; bo także nie mam np. pewności, czy poza Opolszczyzną i Śląskiem istnieje coś takiego jak tożsamość regionalna? dobranoc, jutro cd
Pewnie istnieje. Choćby w
Pewnie istnieje. Choćby w Wielkopolsce, czy na Kaszubach.
otóż z tą regionalną tożsamością są problemy,
jest duża różnica między północną Wielkopolską, powiedzmy Złotowem, a położonym na południu np. Kępnem; region kaliski (d. Kongresówka) marzy o własnym województwie; o lepszym zintegrowaniu regionu dużo tu gadamy, na przeszkodzie stoją zapędy centralistyczne państwa, choćby takie jak minimalizacja roli regionalnych mediów publicznych czy centralny rozdzielnik funduszy na infrastrukturę drogową
Prosna
wlasnie,”dawna kongresowka”;Jezdzilem kiedys na wakacje do przyjaciol w okolice Grabowa .Bylem zaskoczony”walka” jako grabowianie prowadzili z krosniewiczaninami..W sumie wywodze sie tez z kongresowki,z Zaglebia,ale,dla nich to bylo nie to samo.czyli typowy konflikt sasiedzki?
Z kolei w okolicach Sierakowa czy Drezdenka(nie mowiac o mieszkancach Puszczy Nadnoteckiej)
to rowniez inny swiat niz np. w Mosinie.I wydaje mi sie,ze tak jest wszedzie.Alzatczyk to dla mieszkanca Pirenejow Niemiec ,ktory mowi po francusku…etc/ a propos Kepna-,Kepno chyba nie bylo w kongresowce.?./
Kępno – południe Wlkp
Kępno wymieniłam jako południowy kraniec Wlkp, do którego np. nie dociera regionalna tv; temat kłopotów z regionalną tożsamością wrzuciłam, aby “ochłodzić” zapędy autonomistów, a mam ich także w swoim otoczeniu wielu
Szczerze mówiąc zawsze bawiły
Szczerze mówiąc zawsze bawiły mnie te konflikty między Katowicami a Sosnowcem, czy Kaliszem a Ostrowem. Oni nazywają to regionalizmem i różnicami kulturowymi, dla mnie to nie jest żaden regionalizm, tylko zwyczajny, wsiórski prowincjonalizm i zaściankowość.
mysle,ze mylisz sie..
Zaglebie Staropolskie ma zupelnie inne tradycje,niz Slask.to jest tak jakbys powiedzial Flamandom i Wallonom,ze sa “wsiorki”..Popatrz na regiony okolowarszawskie,i Podlasie-widzisz roznice?..
Witaj.
Rozumiem inne tradycje, ale faktu, że po przekroczeniu mostu na rzecze, która śmierdzi bardziej niż najgorszy ściek, możesz dostać po buzi, nie nazwiesz chyba “kulturą”, ani “lokalnym patriotyzmem”? Pozostaję przy swoim, dla mnie to zwykły prowincjonalizm i wsiórstwo.
Pozdrawiam.
szkoda..
ze nie podjeto powaznie tematu,ktory wywolales i w jakims sensie sam sprowadziles ,do “kladki na scieku”-uwielbiam mosty.To,ze kogos okradziono w 19e w Paryzu,nie znaczy,ze nie moze dostac w nos w 17e…I problem,ktory jak widze mocno lezy na sercu ‘ninie’,i slusznie,zostal
zadeptany…
Nina będzie musiała zdać się
Nina będzie musiała zdać się na ekspertów. Ja ekspertem w dziedzinie regionalizmów nie jestem. Owszem, wiem, że Zagłębie różni się od Śląska, ale te ich wojny są groteskowe. Zresztą się w nie nie zagłębiam, coby nikogo nie urazić.
Gdzieś czytałem taką dyskusję o planach podziału województwa wielkopolskiego. W końcu sprowadziła się do kłótni “pyr” (poznaniaków) i “cebulorzy” (kaliszan). Poznań zarzucał Kaliszowi brak cywilizacji (wiele zarzucały Kaliszowi niemal wszystkie miasta, które chciał on wziąć pod swoje skrzydła, m. in. to, że nie widzi niczego poza czubkiem swojego nosa i zaniedbywał mniejsze miejscowości w czasach województwa kaliskiego), Kalsz z kolei oskarżał Poznań o “kompleks warszawki”, czyli o to, że poznaniacy mają wobec Warszawy kompleks niższości i o to, że Poznań jest w skali Wielkopolski tym, czym Warszawa w skali kraju (czyli taką upierdliwą, zadufaną w sobie stolicą). Dyskusja była na forum Radia Merkury. Proszę poszukać, być może kiedyś znajdę i podam linka, ale nie dzisiaj, dziś mi się zwyczajnie nie chce.
Pozdrawiam.
jescze o regionach
O regionalizmie zaczęłam pisać w kontekście: decentralizacja – autonomia. Moja wyjściowa teza była taka, że przyznawanie regionom autonomii nie ma sensu także z tego powodu, że obecne województwa (poza Opolszczyzną i Śląskiem) są wewnętrznie bardzo zróżnicowane. Do debaty, o której wspomniałeś, nie ma linku; są wypowiedzi kaliszan o Poznaniu http://www.radiomerkury.pl/index.php?op=podcast&id=2874 oraz prezydenta Kalisza o uchwale radnych o powołaniu nowego województwa http://www.radiomerkury.pl/index.php?op=podcast&id=1769
nie uraziles mnie
w Zaglebiu bylem dwa razy w zyciu,lacznie to byl miesiac,a nawet gdybym tam mieszkal,to pewnie tez bym sie nie dasal..Wychowalem sie we Wrockua teraz jestem spory kowalek poza W..Nie o urazy tu chodzi zreszta.Nie chodzi tez o rywalizacjie Przemyslow z Rzeszowami czy Kaliszow z Poznaniami…czy Wolsztyna na sile przyczepionego do ‘Ziemi Lubuskiej’.Sama sprawa jest ciekawa z dwoch powodow;wlasnie decentralizaci,jej mechanizmow i skutkow oraz z punktu widzenia poznania “swiadomosci” etc.
Temat jakkolwiek ciekawy i istotny,jednak “nie chwycil”…Oczywiscie Katalonia zostanie dalej Hiszpania,a Baskowie francuzcy wcale nie chca zostac Hiszpanami,ba,nawet szczerze mowiac nie spiesza specjalnie do polaczenia sie ze swoimi kuzynami.Sabaudia zafundowala sobie lokalna monete i wysatczy to dla lepszego samopoczucia,
właśnie “prowincjonalizm”
czasami wydaje mi się, że dużo ciekawsze i owocne w odniesienie do polskich realiów byłoby, zamiast nieustanne młócenie tematu lewica-prawica, zastanowienie się właśnie nad takimi pojęciami jak regionalizm, samorządność, prowincjonalizm, globalizm czy modny podobno obecnie w socjologii glokalizm.
decentralizacja – tak, autonomia – nie
To o czym piszesz, to miód na serce mieszkańców regionu, w którym mieszkam. O granicy między Europą i Azją na linii Warty dużo się u nas mówi. Przy czym panuje poczucie głębokiej finansowej krzywdy w stosunku do warszawki, która nas doi. Jestem za prawdziwą decentralizacją, właśnie taką, że samorządom przyznaje się nie tylko ciągle nowe zadania, ale również że idą za tym odpowiednie środki. Przeflancowanie do nas modelu francuskiego, dwuwładza na szczeblu województwa, daje czasami fatalne rezultaty. Szczególnie, kiedy zdarza się regionalna partyjna kohabitacja. U nas tak było za poprzedniej kadencji: wojewoda-PiS, marszałek-PO, żarli się jak pies z kotem. Decentralizację odróżniam jednak od autonomii regionów. Ta pozwalałaby na daleko posuniętą samodzielność w kształtowaniu np. systemów edukacyjnych, socjalnych i innych. Pewnie wymagałaby zmiany konstytucji. Co jest nie tylko czystą mrzonką, ale nie jestem pewna, że rzeczywiście "ubogaciłaby" taka operacja poszczególne regiony. W sensie przede wszystkim kulturowo-cywilizacyjnym. Bo w tym jak charakteryzujesz polskie "dzielnice", obok prawdy, jest sporo mitów. Także w odniesieniu do regionów zachodnich, rzekomo stojących cywilizacyjnie bliżej Europy. Choć od wielu lat mieszkam w Wielkopolsce, w dalszym ciągu razi mnie tutejszy brak polotu, brak ambicji edukacyjnych i opiniotwórczych. Kiedy chcę się kulturalnie odchamić, pooddychać na luzie czy poczuć trochę swojskiego ciepełka – jadę do Krakowa, Warszawy, rodzinnej Łodzi lub do Kazimierza. Zauważ, że sam dajesz jako przykład polskiego ideału Wrocław, miasto powstałe jako kulturowa mieszanka. Acha, zdarzyło mi sie niedawno kilkakrotnie przejechać Polskę wzdłuż i wszerz. I serce rosło – poza małymi wyjątkami wszędzie widać podobne oznaki "infrastrukturalnej" gospodarności. Przyznanie regionom "autonomii" jeszcze bardziej pogłebiłoby ich prowincjonalizm. W ramach kalania wlasnego gniazda popełniłam kiedyś tekst Wielkopolska duma, wielkopolskie kompleksy.
Twój tekst przeczytam jutro,
Twój tekst przeczytam jutro, dziś jestem zmęczony. Zgadzam się co do braku autonomii, moim zdaniem najwięcej władzy powinny mieć gminy, z tej prostej przyczyny, że są najbliżej i najłatwiej ocenić wyniki ich prac. Choć samorządy powiatowe i wojewódzkie też powinny mieć większe kompetencje, zwłaszcza wojewódzkie. Tu widzę szanse w przekazaniu kompetencji wojewodów marszałkom. Wojewoda powinien być dekoracją, reprezentującą rząd w terenie, ewentualnie nadzorującą zgodność decyzji samorządów z prawem krajowym. Na koniec zapytuję jeszcze gdzie zaczyna się ta Azja, na wschód od Konina, czy już za Strzałkowem?
Pozdrawiam i dobrej nocki życzę.
rodowita wielkopolanka nie jestem
ale zdaje się, że dla niektórych na Strzałkowie kończy się dobra strona mocy, ale inni są bardziej łaskawi nawet dla powiatu turkowskiego (vel tureckiego); temat jest dla mnie bardzo ciekawy; bo także nie mam np. pewności, czy poza Opolszczyzną i Śląskiem istnieje coś takiego jak tożsamość regionalna? dobranoc, jutro cd
Pewnie istnieje. Choćby w
Pewnie istnieje. Choćby w Wielkopolsce, czy na Kaszubach.
otóż z tą regionalną tożsamością są problemy,
jest duża różnica między północną Wielkopolską, powiedzmy Złotowem, a położonym na południu np. Kępnem; region kaliski (d. Kongresówka) marzy o własnym województwie; o lepszym zintegrowaniu regionu dużo tu gadamy, na przeszkodzie stoją zapędy centralistyczne państwa, choćby takie jak minimalizacja roli regionalnych mediów publicznych czy centralny rozdzielnik funduszy na infrastrukturę drogową
Prosna
wlasnie,”dawna kongresowka”;Jezdzilem kiedys na wakacje do przyjaciol w okolice Grabowa .Bylem zaskoczony”walka” jako grabowianie prowadzili z krosniewiczaninami..W sumie wywodze sie tez z kongresowki,z Zaglebia,ale,dla nich to bylo nie to samo.czyli typowy konflikt sasiedzki?
Z kolei w okolicach Sierakowa czy Drezdenka(nie mowiac o mieszkancach Puszczy Nadnoteckiej)
to rowniez inny swiat niz np. w Mosinie.I wydaje mi sie,ze tak jest wszedzie.Alzatczyk to dla mieszkanca Pirenejow Niemiec ,ktory mowi po francusku…etc/ a propos Kepna-,Kepno chyba nie bylo w kongresowce.?./
Kępno – południe Wlkp
Kępno wymieniłam jako południowy kraniec Wlkp, do którego np. nie dociera regionalna tv; temat kłopotów z regionalną tożsamością wrzuciłam, aby “ochłodzić” zapędy autonomistów, a mam ich także w swoim otoczeniu wielu
Szczerze mówiąc zawsze bawiły
Szczerze mówiąc zawsze bawiły mnie te konflikty między Katowicami a Sosnowcem, czy Kaliszem a Ostrowem. Oni nazywają to regionalizmem i różnicami kulturowymi, dla mnie to nie jest żaden regionalizm, tylko zwyczajny, wsiórski prowincjonalizm i zaściankowość.
mysle,ze mylisz sie..
Zaglebie Staropolskie ma zupelnie inne tradycje,niz Slask.to jest tak jakbys powiedzial Flamandom i Wallonom,ze sa “wsiorki”..Popatrz na regiony okolowarszawskie,i Podlasie-widzisz roznice?..
Witaj.
Rozumiem inne tradycje, ale faktu, że po przekroczeniu mostu na rzecze, która śmierdzi bardziej niż najgorszy ściek, możesz dostać po buzi, nie nazwiesz chyba “kulturą”, ani “lokalnym patriotyzmem”? Pozostaję przy swoim, dla mnie to zwykły prowincjonalizm i wsiórstwo.
Pozdrawiam.
szkoda..
ze nie podjeto powaznie tematu,ktory wywolales i w jakims sensie sam sprowadziles ,do “kladki na scieku”-uwielbiam mosty.To,ze kogos okradziono w 19e w Paryzu,nie znaczy,ze nie moze dostac w nos w 17e…I problem,ktory jak widze mocno lezy na sercu ‘ninie’,i slusznie,zostal
zadeptany…
Nina będzie musiała zdać się
Nina będzie musiała zdać się na ekspertów. Ja ekspertem w dziedzinie regionalizmów nie jestem. Owszem, wiem, że Zagłębie różni się od Śląska, ale te ich wojny są groteskowe. Zresztą się w nie nie zagłębiam, coby nikogo nie urazić.
Gdzieś czytałem taką dyskusję o planach podziału województwa wielkopolskiego. W końcu sprowadziła się do kłótni “pyr” (poznaniaków) i “cebulorzy” (kaliszan). Poznań zarzucał Kaliszowi brak cywilizacji (wiele zarzucały Kaliszowi niemal wszystkie miasta, które chciał on wziąć pod swoje skrzydła, m. in. to, że nie widzi niczego poza czubkiem swojego nosa i zaniedbywał mniejsze miejscowości w czasach województwa kaliskiego), Kalsz z kolei oskarżał Poznań o “kompleks warszawki”, czyli o to, że poznaniacy mają wobec Warszawy kompleks niższości i o to, że Poznań jest w skali Wielkopolski tym, czym Warszawa w skali kraju (czyli taką upierdliwą, zadufaną w sobie stolicą). Dyskusja była na forum Radia Merkury. Proszę poszukać, być może kiedyś znajdę i podam linka, ale nie dzisiaj, dziś mi się zwyczajnie nie chce.
Pozdrawiam.
jescze o regionach
O regionalizmie zaczęłam pisać w kontekście: decentralizacja – autonomia. Moja wyjściowa teza była taka, że przyznawanie regionom autonomii nie ma sensu także z tego powodu, że obecne województwa (poza Opolszczyzną i Śląskiem) są wewnętrznie bardzo zróżnicowane. Do debaty, o której wspomniałeś, nie ma linku; są wypowiedzi kaliszan o Poznaniu http://www.radiomerkury.pl/index.php?op=podcast&id=2874 oraz prezydenta Kalisza o uchwale radnych o powołaniu nowego województwa http://www.radiomerkury.pl/index.php?op=podcast&id=1769
nie uraziles mnie
w Zaglebiu bylem dwa razy w zyciu,lacznie to byl miesiac,a nawet gdybym tam mieszkal,to pewnie tez bym sie nie dasal..Wychowalem sie we Wrockua teraz jestem spory kowalek poza W..Nie o urazy tu chodzi zreszta.Nie chodzi tez o rywalizacjie Przemyslow z Rzeszowami czy Kaliszow z Poznaniami…czy Wolsztyna na sile przyczepionego do ‘Ziemi Lubuskiej’.Sama sprawa jest ciekawa z dwoch powodow;wlasnie decentralizaci,jej mechanizmow i skutkow oraz z punktu widzenia poznania “swiadomosci” etc.
Temat jakkolwiek ciekawy i istotny,jednak “nie chwycil”…Oczywiscie Katalonia zostanie dalej Hiszpania,a Baskowie francuzcy wcale nie chca zostac Hiszpanami,ba,nawet szczerze mowiac nie spiesza specjalnie do polaczenia sie ze swoimi kuzynami.Sabaudia zafundowala sobie lokalna monete i wysatczy to dla lepszego samopoczucia,
właśnie “prowincjonalizm”
czasami wydaje mi się, że dużo ciekawsze i owocne w odniesienie do polskich realiów byłoby, zamiast nieustanne młócenie tematu lewica-prawica, zastanowienie się właśnie nad takimi pojęciami jak regionalizm, samorządność, prowincjonalizm, globalizm czy modny podobno obecnie w socjologii glokalizm.
decentralizacja – tak, autonomia – nie
To o czym piszesz, to miód na serce mieszkańców regionu, w którym mieszkam. O granicy między Europą i Azją na linii Warty dużo się u nas mówi. Przy czym panuje poczucie głębokiej finansowej krzywdy w stosunku do warszawki, która nas doi. Jestem za prawdziwą decentralizacją, właśnie taką, że samorządom przyznaje się nie tylko ciągle nowe zadania, ale również że idą za tym odpowiednie środki. Przeflancowanie do nas modelu francuskiego, dwuwładza na szczeblu województwa, daje czasami fatalne rezultaty. Szczególnie, kiedy zdarza się regionalna partyjna kohabitacja. U nas tak było za poprzedniej kadencji: wojewoda-PiS, marszałek-PO, żarli się jak pies z kotem. Decentralizację odróżniam jednak od autonomii regionów. Ta pozwalałaby na daleko posuniętą samodzielność w kształtowaniu np. systemów edukacyjnych, socjalnych i innych. Pewnie wymagałaby zmiany konstytucji. Co jest nie tylko czystą mrzonką, ale nie jestem pewna, że rzeczywiście "ubogaciłaby" taka operacja poszczególne regiony. W sensie przede wszystkim kulturowo-cywilizacyjnym. Bo w tym jak charakteryzujesz polskie "dzielnice", obok prawdy, jest sporo mitów. Także w odniesieniu do regionów zachodnich, rzekomo stojących cywilizacyjnie bliżej Europy. Choć od wielu lat mieszkam w Wielkopolsce, w dalszym ciągu razi mnie tutejszy brak polotu, brak ambicji edukacyjnych i opiniotwórczych. Kiedy chcę się kulturalnie odchamić, pooddychać na luzie czy poczuć trochę swojskiego ciepełka – jadę do Krakowa, Warszawy, rodzinnej Łodzi lub do Kazimierza. Zauważ, że sam dajesz jako przykład polskiego ideału Wrocław, miasto powstałe jako kulturowa mieszanka. Acha, zdarzyło mi sie niedawno kilkakrotnie przejechać Polskę wzdłuż i wszerz. I serce rosło – poza małymi wyjątkami wszędzie widać podobne oznaki "infrastrukturalnej" gospodarności. Przyznanie regionom "autonomii" jeszcze bardziej pogłebiłoby ich prowincjonalizm. W ramach kalania wlasnego gniazda popełniłam kiedyś tekst Wielkopolska duma, wielkopolskie kompleksy.
Twój tekst przeczytam jutro,
Twój tekst przeczytam jutro, dziś jestem zmęczony. Zgadzam się co do braku autonomii, moim zdaniem najwięcej władzy powinny mieć gminy, z tej prostej przyczyny, że są najbliżej i najłatwiej ocenić wyniki ich prac. Choć samorządy powiatowe i wojewódzkie też powinny mieć większe kompetencje, zwłaszcza wojewódzkie. Tu widzę szanse w przekazaniu kompetencji wojewodów marszałkom. Wojewoda powinien być dekoracją, reprezentującą rząd w terenie, ewentualnie nadzorującą zgodność decyzji samorządów z prawem krajowym. Na koniec zapytuję jeszcze gdzie zaczyna się ta Azja, na wschód od Konina, czy już za Strzałkowem?
Pozdrawiam i dobrej nocki życzę.
rodowita wielkopolanka nie jestem
ale zdaje się, że dla niektórych na Strzałkowie kończy się dobra strona mocy, ale inni są bardziej łaskawi nawet dla powiatu turkowskiego (vel tureckiego); temat jest dla mnie bardzo ciekawy; bo także nie mam np. pewności, czy poza Opolszczyzną i Śląskiem istnieje coś takiego jak tożsamość regionalna? dobranoc, jutro cd
Pewnie istnieje. Choćby w
Pewnie istnieje. Choćby w Wielkopolsce, czy na Kaszubach.
otóż z tą regionalną tożsamością są problemy,
jest duża różnica między północną Wielkopolską, powiedzmy Złotowem, a położonym na południu np. Kępnem; region kaliski (d. Kongresówka) marzy o własnym województwie; o lepszym zintegrowaniu regionu dużo tu gadamy, na przeszkodzie stoją zapędy centralistyczne państwa, choćby takie jak minimalizacja roli regionalnych mediów publicznych czy centralny rozdzielnik funduszy na infrastrukturę drogową
Prosna
wlasnie,”dawna kongresowka”;Jezdzilem kiedys na wakacje do przyjaciol w okolice Grabowa .Bylem zaskoczony”walka” jako grabowianie prowadzili z krosniewiczaninami..W sumie wywodze sie tez z kongresowki,z Zaglebia,ale,dla nich to bylo nie to samo.czyli typowy konflikt sasiedzki?
Z kolei w okolicach Sierakowa czy Drezdenka(nie mowiac o mieszkancach Puszczy Nadnoteckiej)
to rowniez inny swiat niz np. w Mosinie.I wydaje mi sie,ze tak jest wszedzie.Alzatczyk to dla mieszkanca Pirenejow Niemiec ,ktory mowi po francusku…etc/ a propos Kepna-,Kepno chyba nie bylo w kongresowce.?./
Kępno – południe Wlkp
Kępno wymieniłam jako południowy kraniec Wlkp, do którego np. nie dociera regionalna tv; temat kłopotów z regionalną tożsamością wrzuciłam, aby “ochłodzić” zapędy autonomistów, a mam ich także w swoim otoczeniu wielu
Szczerze mówiąc zawsze bawiły
Szczerze mówiąc zawsze bawiły mnie te konflikty między Katowicami a Sosnowcem, czy Kaliszem a Ostrowem. Oni nazywają to regionalizmem i różnicami kulturowymi, dla mnie to nie jest żaden regionalizm, tylko zwyczajny, wsiórski prowincjonalizm i zaściankowość.
mysle,ze mylisz sie..
Zaglebie Staropolskie ma zupelnie inne tradycje,niz Slask.to jest tak jakbys powiedzial Flamandom i Wallonom,ze sa “wsiorki”..Popatrz na regiony okolowarszawskie,i Podlasie-widzisz roznice?..
Witaj.
Rozumiem inne tradycje, ale faktu, że po przekroczeniu mostu na rzecze, która śmierdzi bardziej niż najgorszy ściek, możesz dostać po buzi, nie nazwiesz chyba “kulturą”, ani “lokalnym patriotyzmem”? Pozostaję przy swoim, dla mnie to zwykły prowincjonalizm i wsiórstwo.
Pozdrawiam.
szkoda..
ze nie podjeto powaznie tematu,ktory wywolales i w jakims sensie sam sprowadziles ,do “kladki na scieku”-uwielbiam mosty.To,ze kogos okradziono w 19e w Paryzu,nie znaczy,ze nie moze dostac w nos w 17e…I problem,ktory jak widze mocno lezy na sercu ‘ninie’,i slusznie,zostal
zadeptany…
Nina będzie musiała zdać się
Nina będzie musiała zdać się na ekspertów. Ja ekspertem w dziedzinie regionalizmów nie jestem. Owszem, wiem, że Zagłębie różni się od Śląska, ale te ich wojny są groteskowe. Zresztą się w nie nie zagłębiam, coby nikogo nie urazić.
Gdzieś czytałem taką dyskusję o planach podziału województwa wielkopolskiego. W końcu sprowadziła się do kłótni “pyr” (poznaniaków) i “cebulorzy” (kaliszan). Poznań zarzucał Kaliszowi brak cywilizacji (wiele zarzucały Kaliszowi niemal wszystkie miasta, które chciał on wziąć pod swoje skrzydła, m. in. to, że nie widzi niczego poza czubkiem swojego nosa i zaniedbywał mniejsze miejscowości w czasach województwa kaliskiego), Kalsz z kolei oskarżał Poznań o “kompleks warszawki”, czyli o to, że poznaniacy mają wobec Warszawy kompleks niższości i o to, że Poznań jest w skali Wielkopolski tym, czym Warszawa w skali kraju (czyli taką upierdliwą, zadufaną w sobie stolicą). Dyskusja była na forum Radia Merkury. Proszę poszukać, być może kiedyś znajdę i podam linka, ale nie dzisiaj, dziś mi się zwyczajnie nie chce.
Pozdrawiam.
jescze o regionach
O regionalizmie zaczęłam pisać w kontekście: decentralizacja – autonomia. Moja wyjściowa teza była taka, że przyznawanie regionom autonomii nie ma sensu także z tego powodu, że obecne województwa (poza Opolszczyzną i Śląskiem) są wewnętrznie bardzo zróżnicowane. Do debaty, o której wspomniałeś, nie ma linku; są wypowiedzi kaliszan o Poznaniu http://www.radiomerkury.pl/index.php?op=podcast&id=2874 oraz prezydenta Kalisza o uchwale radnych o powołaniu nowego województwa http://www.radiomerkury.pl/index.php?op=podcast&id=1769
nie uraziles mnie
w Zaglebiu bylem dwa razy w zyciu,lacznie to byl miesiac,a nawet gdybym tam mieszkal,to pewnie tez bym sie nie dasal..Wychowalem sie we Wrockua teraz jestem spory kowalek poza W..Nie o urazy tu chodzi zreszta.Nie chodzi tez o rywalizacjie Przemyslow z Rzeszowami czy Kaliszow z Poznaniami…czy Wolsztyna na sile przyczepionego do ‘Ziemi Lubuskiej’.Sama sprawa jest ciekawa z dwoch powodow;wlasnie decentralizaci,jej mechanizmow i skutkow oraz z punktu widzenia poznania “swiadomosci” etc.
Temat jakkolwiek ciekawy i istotny,jednak “nie chwycil”…Oczywiscie Katalonia zostanie dalej Hiszpania,a Baskowie francuzcy wcale nie chca zostac Hiszpanami,ba,nawet szczerze mowiac nie spiesza specjalnie do polaczenia sie ze swoimi kuzynami.Sabaudia zafundowala sobie lokalna monete i wysatczy to dla lepszego samopoczucia,
Nina będzie musiała zdać się
Nina będzie musiała zdać się na ekspertów. Ja ekspertem w dziedzinie regionalizmów nie jestem. Owszem, wiem, że Zagłębie różni się od Śląska, ale te ich wojny są groteskowe. Zresztą się w nie nie zagłębiam, coby nikogo nie urazić.
Gdzieś czytałem taką dyskusję o planach podziału województwa wielkopolskiego. W końcu sprowadziła się do kłótni “pyr” (poznaniaków) i “cebulorzy” (kaliszan). Poznań zarzucał Kaliszowi brak cywilizacji (wiele zarzucały Kaliszowi niemal wszystkie miasta, które chciał on wziąć pod swoje skrzydła, m. in. to, że nie widzi niczego poza czubkiem swojego nosa i zaniedbywał mniejsze miejscowości w czasach województwa kaliskiego), Kalsz z kolei oskarżał Poznań o “kompleks warszawki”, czyli o to, że poznaniacy mają wobec Warszawy kompleks niższości i o to, że Poznań jest w skali Wielkopolski tym, czym Warszawa w skali kraju (czyli taką upierdliwą, zadufaną w sobie stolicą). Dyskusja była na forum Radia Merkury. Proszę poszukać, być może kiedyś znajdę i podam linka, ale nie dzisiaj, dziś mi się zwyczajnie nie chce.
Pozdrawiam.
jescze o regionach
O regionalizmie zaczęłam pisać w kontekście: decentralizacja – autonomia. Moja wyjściowa teza była taka, że przyznawanie regionom autonomii nie ma sensu także z tego powodu, że obecne województwa (poza Opolszczyzną i Śląskiem) są wewnętrznie bardzo zróżnicowane. Do debaty, o której wspomniałeś, nie ma linku; są wypowiedzi kaliszan o Poznaniu http://www.radiomerkury.pl/index.php?op=podcast&id=2874 oraz prezydenta Kalisza o uchwale radnych o powołaniu nowego województwa http://www.radiomerkury.pl/index.php?op=podcast&id=1769
nie uraziles mnie
w Zaglebiu bylem dwa razy w zyciu,lacznie to byl miesiac,a nawet gdybym tam mieszkal,to pewnie tez bym sie nie dasal..Wychowalem sie we Wrockua teraz jestem spory kowalek poza W..Nie o urazy tu chodzi zreszta.Nie chodzi tez o rywalizacjie Przemyslow z Rzeszowami czy Kaliszow z Poznaniami…czy Wolsztyna na sile przyczepionego do ‘Ziemi Lubuskiej’.Sama sprawa jest ciekawa z dwoch powodow;wlasnie decentralizaci,jej mechanizmow i skutkow oraz z punktu widzenia poznania “swiadomosci” etc.
Temat jakkolwiek ciekawy i istotny,jednak “nie chwycil”…Oczywiscie Katalonia zostanie dalej Hiszpania,a Baskowie francuzcy wcale nie chca zostac Hiszpanami,ba,nawet szczerze mowiac nie spiesza specjalnie do polaczenia sie ze swoimi kuzynami.Sabaudia zafundowala sobie lokalna monete i wysatczy to dla lepszego samopoczucia,
właśnie “prowincjonalizm”
czasami wydaje mi się, że dużo ciekawsze i owocne w odniesienie do polskich realiów byłoby, zamiast nieustanne młócenie tematu lewica-prawica, zastanowienie się właśnie nad takimi pojęciami jak regionalizm, samorządność, prowincjonalizm, globalizm czy modny podobno obecnie w socjologii glokalizm.
mapa etnograficzna Polski
sprawa Polski “A” i “B”,jest troche glebsza,a w kontekscie tu uzytym jej zrodlem jest pewna frazeologia plityczna,i w takim sensie byla uzyta..Roznice mentalnosciowe wychodzily juz w XVII wieku,i zeby dobrze osadzic problem trzebaby wrocic do tamtego obrazu(co toche moze przyblizyc w sposob popularny chociazby
Gloger).Nawet na Dolnym Slasku “przeniesiono” czy trwaja pewne systemy wartosci wyniesione przez jej mieszkancow(juz teraz w 3 pokoleniu!),z’ malych ojczyzn’ z ktorych pochodza.Nawet Wielkopolska o ktorej wspomina “nina” ,nie jest jednolita mentalnosciowo i kulturowo./roznice pomiedzy powiedzmy przykladowo Krotoszynenskim,Koninskim czy na wschod od Poznania/Rownoczesnie wydaje sie zewnetrznie,ze jest to ludnosc Dolnego Sl.najbardziej zblizona w wielu postawach do tzw.standartow europejskich,wlasnie przez koniecznosckonfrontacji(na szczescie na ogol w dialogu) swych postaw..
mapa etnograficzna Polski
sprawa Polski “A” i “B”,jest troche glebsza,a w kontekscie tu uzytym jej zrodlem jest pewna frazeologia plityczna,i w takim sensie byla uzyta..Roznice mentalnosciowe wychodzily juz w XVII wieku,i zeby dobrze osadzic problem trzebaby wrocic do tamtego obrazu(co toche moze przyblizyc w sposob popularny chociazby
Gloger).Nawet na Dolnym Slasku “przeniesiono” czy trwaja pewne systemy wartosci wyniesione przez jej mieszkancow(juz teraz w 3 pokoleniu!),z’ malych ojczyzn’ z ktorych pochodza.Nawet Wielkopolska o ktorej wspomina “nina” ,nie jest jednolita mentalnosciowo i kulturowo./roznice pomiedzy powiedzmy przykladowo Krotoszynenskim,Koninskim czy na wschod od Poznania/Rownoczesnie wydaje sie zewnetrznie,ze jest to ludnosc Dolnego Sl.najbardziej zblizona w wielu postawach do tzw.standartow europejskich,wlasnie przez koniecznosckonfrontacji(na szczescie na ogol w dialogu) swych postaw..
mapa etnograficzna Polski
sprawa Polski “A” i “B”,jest troche glebsza,a w kontekscie tu uzytym jej zrodlem jest pewna frazeologia plityczna,i w takim sensie byla uzyta..Roznice mentalnosciowe wychodzily juz w XVII wieku,i zeby dobrze osadzic problem trzebaby wrocic do tamtego obrazu(co toche moze przyblizyc w sposob popularny chociazby
Gloger).Nawet na Dolnym Slasku “przeniesiono” czy trwaja pewne systemy wartosci wyniesione przez jej mieszkancow(juz teraz w 3 pokoleniu!),z’ malych ojczyzn’ z ktorych pochodza.Nawet Wielkopolska o ktorej wspomina “nina” ,nie jest jednolita mentalnosciowo i kulturowo./roznice pomiedzy powiedzmy przykladowo Krotoszynenskim,Koninskim czy na wschod od Poznania/Rownoczesnie wydaje sie zewnetrznie,ze jest to ludnosc Dolnego Sl.najbardziej zblizona w wielu postawach do tzw.standartow europejskich,wlasnie przez koniecznosckonfrontacji(na szczescie na ogol w dialogu) swych postaw..
mapa etnograficzna Polski
sprawa Polski “A” i “B”,jest troche glebsza,a w kontekscie tu uzytym jej zrodlem jest pewna frazeologia plityczna,i w takim sensie byla uzyta..Roznice mentalnosciowe wychodzily juz w XVII wieku,i zeby dobrze osadzic problem trzebaby wrocic do tamtego obrazu(co toche moze przyblizyc w sposob popularny chociazby
Gloger).Nawet na Dolnym Slasku “przeniesiono” czy trwaja pewne systemy wartosci wyniesione przez jej mieszkancow(juz teraz w 3 pokoleniu!),z’ malych ojczyzn’ z ktorych pochodza.Nawet Wielkopolska o ktorej wspomina “nina” ,nie jest jednolita mentalnosciowo i kulturowo./roznice pomiedzy powiedzmy przykladowo Krotoszynenskim,Koninskim czy na wschod od Poznania/Rownoczesnie wydaje sie zewnetrznie,ze jest to ludnosc Dolnego Sl.najbardziej zblizona w wielu postawach do tzw.standartow europejskich,wlasnie przez koniecznosckonfrontacji(na szczescie na ogol w dialogu) swych postaw..
mapa etnograficzna Polski
sprawa Polski “A” i “B”,jest troche glebsza,a w kontekscie tu uzytym jej zrodlem jest pewna frazeologia plityczna,i w takim sensie byla uzyta..Roznice mentalnosciowe wychodzily juz w XVII wieku,i zeby dobrze osadzic problem trzebaby wrocic do tamtego obrazu(co toche moze przyblizyc w sposob popularny chociazby
Gloger).Nawet na Dolnym Slasku “przeniesiono” czy trwaja pewne systemy wartosci wyniesione przez jej mieszkancow(juz teraz w 3 pokoleniu!),z’ malych ojczyzn’ z ktorych pochodza.Nawet Wielkopolska o ktorej wspomina “nina” ,nie jest jednolita mentalnosciowo i kulturowo./roznice pomiedzy powiedzmy przykladowo Krotoszynenskim,Koninskim czy na wschod od Poznania/Rownoczesnie wydaje sie zewnetrznie,ze jest to ludnosc Dolnego Sl.najbardziej zblizona w wielu postawach do tzw.standartow europejskich,wlasnie przez koniecznosckonfrontacji(na szczescie na ogol w dialogu) swych postaw..
mapa etnograficzna Polski
sprawa Polski “A” i “B”,jest troche glebsza,a w kontekscie tu uzytym jej zrodlem jest pewna frazeologia plityczna,i w takim sensie byla uzyta..Roznice mentalnosciowe wychodzily juz w XVII wieku,i zeby dobrze osadzic problem trzebaby wrocic do tamtego obrazu(co toche moze przyblizyc w sposob popularny chociazby
Gloger).Nawet na Dolnym Slasku “przeniesiono” czy trwaja pewne systemy wartosci wyniesione przez jej mieszkancow(juz teraz w 3 pokoleniu!),z’ malych ojczyzn’ z ktorych pochodza.Nawet Wielkopolska o ktorej wspomina “nina” ,nie jest jednolita mentalnosciowo i kulturowo./roznice pomiedzy powiedzmy przykladowo Krotoszynenskim,Koninskim czy na wschod od Poznania/Rownoczesnie wydaje sie zewnetrznie,ze jest to ludnosc Dolnego Sl.najbardziej zblizona w wielu postawach do tzw.standartow europejskich,wlasnie przez koniecznosckonfrontacji(na szczescie na ogol w dialogu) swych postaw..