Kiedyś napisałem taki tekst o jednym blogerze w cieniu w
Kiedyś napisałem taki tekst o jednym blogerze w cieniu własnych skrzydełek, który adorował warszawski salonik, przy okazji wręczania śmiesznej nagrody co to mu się dożywotnio należała. Dziś się tego tekstu trochę wstydzę, ale nie ze względu na szczegółowe zdanie sprawy z faktu jaki miał miejsce lecz z mojego świętego oburzenia zdradzającego naiwność pomieszaną z prowincjonalnością. Mam zamiar napisać parę słów o salonie i jak się tam nie wdrapywać, stąd ten wstęp z autopsji wyjęty, ponieważ poza tym jednym jedynym epizodem szczebla niskiego nie miałem okazji być z NIMI. Przez NICH rozumiem „inteligiencję”. Nie pomyliłem się, tak bardzo często artykułuje się to słowo klucz i to w najzacniejszych kręgach. Skojarzył mi się dawny konkurs dla ubogich twórców niższego sortu z „inteligiencją” usłyszaną kolejny raz w TV studio, gdzie debatowali Igor Janke ze Stefanem Bratkowskim i to właśnie ten ostatni popisał się zwrotem. Łączy mi się to w jedną całość, ponieważ przy wręczaniu tego kawałka granitu odciętego od nagrobkowej płyty, właśnie miałem zaszczyt obserwować na żywo Bratkowskiego z Paradowską, którą może już zostawię. Miałem okazję widzieć, miałem zaszczyt być zaproszonym na bankiet i do trzech wywiadów, za co pięknie w pakiecie podziękowałem.
Pamiętam ten dzień dokładnie, w doradze po nagrodę dla ubogich twórców trafił nas (całą rodzinę) Owczarek Kaukaski, cielskiem rozbijając prawy bok starego diesla. Przyjechaliśmy do stolicy ze zbitym reflektorem i od tego momentu cała prowincjonalna rodzina myślała tylko o tym jak o jednym zmotoryzowanym oku, nocą, wrócić do domu odległego o 600 km. Dotarliśmy do Warszawy około 9.30, córka, żona i ja. Do 11.00 próżno było w stolicy szukać jakiejkolwiek otwartej knajpy, przynajmniej w tej części, gdzie siedzibę ma „Polityka” i w promieniu 500 metrów od tego miejsca. Wszystkie te „przygody” spowodowały, że jak jeden mąż żona i córka chcieliśmy jak najszybciej uciec z tamtego miejsca, a jak się później okazało również od tamtych ludzi. Z drugiej strony przejechaliśmy Polskę po przekątnej i skoro już trafiliśmy do stolicy, jako fajni rodzice postanowiliśmy pokazać Warszawę naszej córce i od razu powiem, że niespecjalnie się wysilaliśmy, bo mała już to miasto widziała, a i niespecjalnie naciskała na atrakcje, gdyż w swoim 8 letnim życiu widziała również wiele innych miast, w tym najciekawszy Dubrownik. Jak japońscy turyści obskoczyliśmy Pałac Kultury z Placem Zamkowym i widząc znudzenie w oczach dziecka, zakończyliśmy zwiedzanie stolicy. Odrobinę chaotycznie łącze wątki ludzi i fakty, ale proszę o odrobinę cierpliwości, ponieważ to wbrew pozorom jest spójna całość.
W ramach chaosu znów wrócę do uroczystości wręczania nagród blogerom, do Stefana Bratkowskiego, blogera ze skrzydłami, wywiadów, bankietu i mojej rodziny. Pamiętam olbrzymie zdziwienie w oczach zacnych i znanych, kiedy zobaczyli jakiś ludzi nie stąd co to mają niepowtarzalną okazję liznąć towarzystwa i dań o jakich nie marzyli w prowincjonalnych chatach krytych balchodachówką. Jak można nie mieć ochoty na takie okazje, wywiady, „inteligiencja”, przystawki, takie okazje się nie powtarzają. Zbita lampa, cicha obietnica dana dziecku była bezkonkurencyjna wobec niebywałych salonowych okazji i to nie małostkowość prowincjuszy, ale autentyczne, spontaniczne impulsy. Wstyd się przyznać jednak to brutalna prawda, bardziej od zamienienia paru zdań ze Stefanem Bratkowskim i redaktor Paradowską interesowała mnie winda w Pałacu Kultury i prawy reflektor do starej Laguny Kombi. Gdyby profanacji było mało, to i bez zbitego reflektora chciałbym stamtąd uciec jak najszybciej i jak najdalej. Usłyszałem parę zakulisowych rozmów, gdzie ubijano interesy, usłyszałem kilkanaście płytkich komplementów i starczyło. Do tego pomyśleć, że miałbym uważać na mały paluszek, któremu nie wolno odstawać od uszka filiżanki, że miałbym wyrazić pogląd na bieżące i odwieczne tematy, w całym tym entourage „inteligiencji” już było ponad moje siły. Tak straciłem niepowtarzalną okazję aby się wbić w to środowisko, aby tam zaistnieć i opublikować w paru zacnych tytułach swoje profesjonalne debiuty.
Zamiast tego wróciłem do chałupy na prowincji i słoma mi z butów wylazła, gdy obrobiłem dupy całemu towarzystwu. Dziś ten bloger, który został na bankiecie i zadbał o swoją karierę, zna środowisko i środowisko zna jego, dostaje łamy u Janke, Wróbla, Bratkowskiego, głos w radiu Paradowskiej. Wprawdzie gdy czytać to co bloger ma do napisania, ciężko to odróżnić od wczesnych tekstów Żakowskiego, czy obecnych Wrońskiego, ale przecież o to w tym wszystkim chodzi, żeby mistrzowie mieli terminatorów. Nie wykorzystałem tej szansy i nie wykorzystałem szans kolejnych. Swego czasu inny „inteligient” niejaki Kuczyński stawiał mnie za wzór talentu i błyskotliwości, wycofał się z niezrozumiałych dla mnie względów. Na skrzynkę pocztową otrzymałem intratne propozycje dla Portalu, podpisane imieniem i nazwiskiem znanych i lubianych. Oni mieli przyjść i pociągnąć ten portal, miażdżąc salon24 i tworząc nową jakość w sieci. Mieli zamiar przyjść z nazwiskami, pieniędzmi i reklamą, tylko żeby koniecznie linię Portalowi wyznaczyć, odpowiednią linię. Odmówiłem grzecznie, zapraszając do logowania się na stronie i tworzenia nowej jakości, nie zjawili się. Dobrze, dłużej nie będę chaotycznie biegał po myślach, pora na klamrę. Klamrą jest „inteligiencja”, klamrą jest kariera, łatwy pieniądz, sława, nobilitacja. Można sobie po całym tym wywodzie pomyśleć, że oto jedyny sprawiedliwy, moralny, nieskazitelny, samotny wilk pisze laurkę dla samego siebie.
Pomyśleć można, ale nie tu jest sedno. Sedno jest w tym, że mnie jak najbardziej ciągnie do sławy, pieniędzy, prestiżu i inteligencji, natomiast odrzuca mnie od wywiadów udzielanych pismakom, rozmów, bankietów dzielonych z „inteligiencją” i aspirującymi do „inteligiencji”. Jak pisał mistrz Zbigniew, to wcale nie wymaga wielkiej odwagi, tak rezygnować z życiowej szansy, to kwestia odrobiny dobrego smaku. Mnie się cofa na samą myśl by tak żyć i tak walczyć o swoje, mnie się to z „Wodzirejem” Falka kojarzy. I jeśli wolno mi dodać coś do słów Herberta, to jest jeszcze jeden mały element. Takie decyzje nie bolą, to jest odruch, patrzysz na to wszystko i widzisz, że musiałbyś w tym środowisku robić za podłego idiotę, żeby się odnaleźć wśród zacnej „inteligiencji”. A życie toczy się dalej i ironicznie puentuje zmianę warty. Stefan Bratkowski w rozmowie z Janke wyraża szacunek dla młodego „inteligienta”, który przejmie trzódkę, a ta nie odmówi wywiadów i bankietów, ucałuje rączki komu trzeba i wyrosną nam nowe „inteligienckie” kadry. Janke następcą Bratkowskiego, bloger ze skrzydełkami „niezależny” pupil środowiska, zamykamy salon „inteligiencji”.
Wczoraj pisałem, że inteligencja i szacunek dla samego siebie zmarnowały mi karierę polityczną. Dziś chciałem się pożalić, że z tych samych powodów nigdy nie trafię na salon „inteligiencji”. Chciałbym, cholernie chciałbym mieć taką okazję i pewnie całą rodziną nie zmarnowalibyśmy tej szansy, aby zamienić bodaj słowo z elitą ciągnącą prowincję. Niestety nie widzę takiej, widzę dokładnie przeciwnie. Widzę cała armię utalentowanych ludzi, całą genialną inteligentną prowincję, której nogi w kolanach się uginają na samą myśl o rywalizacji z tymi wielkimi. Parę chwil temu wkleiłem tekst Michnika na naszym Portalu z zamiarem eksperymentalnym. Eksperyment udał się średnio, ale wyszedł przypadkiem zupełnie inny eksperyment. Tekst nie zrobił żadnej furory, tekst słaby, notka zwykła, a to Szanowna Prowincjo oznacza, że jesteście dalej niż cała zgrana „inteligiencja”, bo ta takimi tekstami żyje i obnosi jak relikwie. Na tym bankiecie, oprócz blichtru i wazeliniarstwa rzucał się też w oczy strach. „Inteligiencja” dotąd żyła w błogim przeświadczeniu, że cywilizacja kończy się na wynalazku Gutenberga, a ten jest koncesjonowany w znanych tytułach. Nagle okazało się, że można drukować na ekran komputera i wtedy „inteligiencja” zobaczyła, że talent to coś innego niż wchodzenie w dupę sponsorom i nestorom, co już dawno nie mają nic odkrywczego do powiedzenia. Strach prowincjonalny wynika z pokory i kompleksu, strach „inteligiencji”, to wynik utraty złudzeń.
Przeczytałem, tu na tym niszowym portalu takie jedno zdanie, które mi utkwiło dość mocno. Autor stawia taką tezę, że jeden rzetelny wywiad z Donaldem Tuskiem, przeprowadzony przez znamienitego dziennikarza otworzyłby ludziom oczy na wielką próżnię tej postaci. Zgadzam się z tą tezą jak również z diagnozą, że do podobnej rzeczy nie dojdzie, ponieważ ci wszyscy znamienici dziennikarze i politycy na jedne chadzają bankiety. Zgadzając się dodałbym jeszcze drugi człon ponurego stanu rzeczy. Otóż ten sam znamienity dziennikarz, gdyby poza lizaniem znanej dupy miał jakieś ambicje i odwagę, jest w stanie jednym inteligentnym wywiadem wyciągnąć z prowincji wielki talent i zrobić z niego premiera jak się patrzy. Nic podobnego się nie stanie, gdyż zadaniem „inteligiencji” jest utrzymanie takiego stanu, w którym „inteligiencja” ma szansę przetrwać. Ten stan nazywa się „żadnych zmian”, niech świat się skończy na Gutenbergu. W tym stanie wystarczy mi podać nagłówek rozmowy redaktora Lisa, a bez pudła obstawię zaproszonych gości.
Poszukiwanie jakiejś recepty na to, żeby czytać i robić coś innego niż pokoleniowo przekazywana tandeta, wyżebrana na bankietach „inteligiencji”, to odnajdywanie dziesiątek, setek takich miejsc jak ten niszowy portal. Coś się „inteligiencji” popieprzyło i przypadkiem oddali do użytku narzędzie, które miało wzmocnić pozycję dyżurnych faworytów, ale w cudowny sposób obróciło się przeciw „inteligiencji”. W internecie potęga, dlatego nie mam złudzeń co do podejmowania kolejnych prób odkręcenia tego co się przypadkiem rozkręciło. Takie próby już były podejmowane i oczywiście podejmuje je „inteligiencja”, ze strachu przed prowincją wystawiającą dwa paluszki przed ucho filiżanki. Internetu trzeba będzie pilnować i patrzyć „inteligiencji” na ręce. Odmawiać „inteligiencji” na każdym kroku, dziecku pokazać stolicę tak, żeby się znudziło niczym wielkim i w przyszłości nie bało się tandety, lampę naprawić w dieslu, żeby w ciemno nie jechać, usiąść w swojej chałupie w poczuciu godności robić indywidualne, nie stadne. Żadnej do tego wszystkiego nie trzeba odwagi, moralności, wyrzeczeń, wystarczy odrobina dobrego smaku.
Oj nie znajdziesz ty przyjaciół kurczaczku
wśród elity intelektualnej. Nie te zasady obstawiłeś my darling. Przyjdzie ci wieść życie prowincjonalnego oponiarza, zamiast wdychać zapachy perfum red. Paradowskiej i zachwycać się bon motami red. Jankego.
Jako obcujący czasami z lokalnymi pismakami zawsze mam olbrzymią radochę patrząc jak pierwsi zapieprzają do darmowego cateringu. Ten widok nie tylko wiele tłumaczy, ale i dostarcza słodkiej satysfakcji.
Ja to widzę podobnie, ale z pewnymi różnicami
Jeżeli problemem jest wymiana klasy politycznej, to: Polityka/ władza ma dwa końce, na jednym są słodycze-profity, na drugim – odpowiedzialność. Problemem IMHO jest to, że do polityki nader często idą ludzie, którzy mają na oku tylko słodki koniec, a tym drugim w ogóle się nie przejmują. Tych, co mają wyobraźnię i poczucie przyzwoitości, polityka nie ciągnie.
I co dalej? Ano dalej to, że ponieważ tzw. klasa polityczna jako całość nie przejmuje się konsekwencjami i odpowiedzialnością, to i nie ma interesu, żeby wobec siebie nawzajem takiej odpowiedzialności żądać. Błędne kółko się zamyka.
No, ewentualnie takie żądania konsekwencji i odpowiedzialności wynaturzają się w afery odrolniające z gwoździami, gdzie nie chodzi o odpowiedzialność, tylko żeby uwalić wicepremiera.
Bardzo marne nagranie Kazika.
odnośnie podobnych dylematów sie przypomina
anegdota jak to Cyrankiewicz zaprosił do Belwederu Tadeusza Przypkowskiego (herbu Radwan, dla niektórych to ten Pan od Zupy Cebulowej i zegarów tych słonecznych a dla nielicznych wybitny bibliofil, twórca exlibrisów i kolekcjoner) by uhonorować (nie pamiętam już za co) i światu pokazać dobrą twarz władzy ludowej. Zatrzymał się rzeczony Przypkowski przed wejściem i pod nosem mruczy “wejść, nie wejść..”. Z wnętrza jakiś podręczny: “ależ wejdźcie obywatelu, zapraszamy”. A Przypkowski już głośniej: ” nie ciebie się chamie pytam, tylko swojego sumienia”.
Władza inna, okoliczności różne a kręgosłup mieć trzeba.
Śmiech, nie elity.
Oczywiście, że tylko takie podejście jest właściwe. Jedyny właściwy odruch to spuszczać powietrze z nadętego ego tzw. elit, bo nie reprezentują one sobą nic naprawdę godnego uwagi. Jedyne co im nadaje wagę to fakt, że ich badziewiaste dysputy i rytuały odbywają się w określonych miejscach i są nagłaśniane w mainstreamowych mediach. A to oznacza, że ci ludzie mają znaczenie wyłącznie z mocy nadania a nie z własnej wartości. Ktokolwiek inny znalazłby się na ich miejscu, jego słowa miałyby to samo znaczenie, a bardzo możliwe, że ich poziom byłby wyższy.
Każdego dnia odbywają się w kraju tysiące spotkań różnych egzekutyw i “policzmy głosy” to naprawdę każdy głupi potrafi powiedzieć, a nie tylko ten jeden spłoszony. Codziennie tysiące samorodnych biznesmenów wydaje dyspozycje na poziomie “ten chudy, ma mi przygotować kurwa takie wyliczanki, co oni tam wyrabiają z tą ustawą” a rzesze hardkorów słowa zdobywa swoje małe plusiki tekstami w rodzaju “rączki całuję, pani redaktor”. Nie raz i nie dwa jakiś moczymorda mówił o kobiecie “małpa”, więc jeden nagłośniony przypadek jest znamienny tylko z powodu urzędu, a nie obyczajowej nowinki. A kiedy słyszymy z telewizora “Ja tu jestem od zadawania pytań” to naprawdę oznacza jak w każdej innej sytuacji, że podstarzała baba po zootechnice nie wie co powiedzieć, a nie że to jest profesjonalne dziennikarstwo. Itd., itp. Nakłaniajmy ludzi, żeby widzieli rzeczy takimi, jakie one są. Zero tolerancji dla pseudoilteligencji.
Nakłaniajmy ludzi, żeby widzieli rzeczy takimi, jakie one są
Zgoda. Ale jakimi one są w kalejdoskopie*?
* http://pl.wikipedia.org/wiki/Kalejdoskop
Mogłeś mieć gorsze wspomnienia,wystarczyło zaparkować
na Pradze gdzieś w rejonie Brzeskiej .Policja jest tam dumna ze ,,swoich” złodziei. Że tacy sławni i nawet kołem samochodowym nie wzgardzą,ani starym , tanim radyjkiem. W komendzie na Cyryla i Metodego mogłoby się okazać,że jest problem z przyjęciem ,,zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa” bo większość funcjonariuszy jest najebana,czyli po prostu – pijana.W końcu znalazłby się jeden oficer który opuścił parę kolejek i podjąłby tytaniczną próbę spisania zeznań.Okazałoby się,że do tego wyczynu niezbędny jest drugi oficer,ale tylko po to ,żeby się pierwszy nie przewrócił.Z fotelem. Kiedy już po trzech albo czterech godzinach udałoby się sporządzić ten arcyważny dokument i należało go przeczytać i podpisać , powstałaby pewna trudność – natury formalnej.Tekstu nie dałoby się odczytać,ale zmęczenie,głód i ciemność za oknem kazałyby machnąć ręką na taki szczegół.Podróż taksówką przez stolicę ,kolacja na Dworcu Centralnym i powrót pociągiem – dopełniłyby wrażeń z Warszawy.Trzymam ten policyjny dokument jako pamiątkę z Pragi.
Ale warto poczytać ,,Dzieła zebrane” …
choćby dla takiego kawałka ,,Strielat’ strielat’ strielat’
Nie każdy zaproszony przez Kolendę-Durczoka to ktoś
przez K albo od razu inteligent.Już chyba zawodowi ,,przepytywacze” się pogubili i dla pewności zapraszają facetów z tytułami albo wprost – z jakiejś uczelni albo ,,instytutu”.Wtedy wiadomo – jak ma tytuł to ,,inteligient” murowany! Zmarnuj jakiś wieczór i pooglądaj takich wyrobników – ,,inteligientów” jak obskakują wszystkie telewizje i wszelkie programy. Nie rozumiem dlaczego nikt nie wpadł na pomysł ETATOWEGO inteligienta? Jest facet – etatowy specjalista od pogody,jest od sportu cała zgraja,od objaśniania sukcesów rządowych,od ruchów na giełdzie,a kolegi ,,inteligienta” ani śladu.To znaczy jest,ale zziajany,przelotem,wiecznie spóźniony /i opóźniony/. A mnie się marzy taki ideał,absolut/nie mylić z tym szwedzkim/,Alfa i Omega,Wyrocznia.Wiem , że czytanie ,,Rzepy” to obciach,że należy ,,GazWyb”,ale nie wiem czy mogę pójść do kina na ,,Galerianki” czy jednak na ,,2012″,jaką prozę mam kupić w empiku,jakie wiersze? Życie tyle rozterek niesie a mnie zżera niepewność .Czy to aby inteligientnie?
(—-)
(—-) ocenzurowano
To coś nowego.
Mam nadzieję, że to autocenzura?
Oj, przestań już z tą prowincją
Prowincja, jak mawia Stanisław Tym, to stan umysłu, a nie miejsce zamieszkania.
Wypada zapytać ,,inteligientów” – gdzie byliście w 1980r.
kiedy prosty spawacz w Lublinie przyspawał do szyn wagony z towarem eksportowym dla Związku Radzieckiego? Czy przypadkiem nie załatwiali w wydawnictwie wznowienia biografii Marcelego Nowotki albo kręcili właśnie setny produkcyjniak o Hucie Katowice? Albo w roli inteligienta-prelegenta KW PZPR wykładali robotniczym aktywistom o rewolucji światowej ? Byc może dlatego,że prości ludzie mieli proste zasady albo czytali innych INTELIGENTÓW – załgana,bandycka i śmierdząca komuna upadła.Wydawać by się mogło,że sufit się osunął na głowy naszych ,,inteligientów”,bo partia – karmicielka zdechła.Nic z tego! Tajni współpracownicy /TW/ rozpoczęli prawdziwe kariery,z pisarzy raportów do UB/SB przekwalifikowali się na pisarzy ogólnopolskich.Zdobywając przy okazji Himalaje bezczelności i hipokryzji – jak nie przymierzając Ketman.