Zdzisław Józef Xiężopolski, 2012
http://imgur.com/ynX6Fvq
Pana Zdzisława Józefa Xiężopolskiego poznałem w połowie lat 80-tych. Był cichym, dystyngowanym, inteligentnym i dowcipnym Polakiem, którego losy II wojny światowej pozbawiły Ojczyzny skazując go najpierw na sowiecką niewolę, dalej na wieloletnią tułaczkę po teatrach frontów II wojny na lądzie, morzach i oceanach, a następnie w pogoni za pracą do licznych krajów obydwu Ameryk.
Bliżej poznałem Go za pośrednictwem wspólnego znajomego, warszawskiego powstańca śp. Ryszarda Jacaka, z przełomu lat 80-tych, kiedy byłem prezesem Fundacji AK. To w domu Pana Zdzisława w Castro Valley przeprowadzałem wywiad z córką gen. Grota-Roweckiego…
Kilka lat temu wreszcie namówiłem Pana Zdzisława na napisanie wspomnień. Tak zaczęła się nasza przygoda. On przysyłał listy-wspomnienia, a my wspólnie z żoną przygotowywaliśmy kolejne odcinki Jego wspomnień i publikowaliśmy je na kilku internetowych stronach, gdzie cieszyły się niegasnącym zainteresowaniem czytelników. Wyszło tego chyba XVII odcinków. Dziś wiem, że należałoby ten proceder opowiadania o tamtym już nieistniejącym świecie Pana Zdzisława wznowić, wszak wielokrotnie przysyłał mi pewne uzupełnienia do publikowanych wspomnień…
Urodził się 94 lata temu w Łaniętach koło Gostynina, między Kutnem z Płockiem, w szlacheckiej rodzinie dyrektora fabryki cukru, choć nadciągające wydarzenia nie przyniosły mu wiele słodyczy. Jednak swoje pierwsze beztroskie 18 lat spędził w II Rzeczypospolitej, gdzie tak w rodzinie, jak i w szkole napełniał swój umysł patriotyzmem i dumą z faktu bycia Polakiem.
Mając 11 lat kupił, podobnie jak jego koledzy, obrączkę za 50 groszy dla upamiętnienia zaślubin polskiego morza. Jego młodzieńczymi snami i wyobraźnią rządziły wybitne postacie polskiej literatury: Sienkiewicz, Mickiewicz; wybitni polscy naukowcy; Maria Skłodowska-Curie; sportowcy: Janusz Kusociński; marszałek Józef Piłsudski; asy lotnictwa: Żwirko i Wigura, czy inż. Eugeniusz Kwiatkowski z budowy Gdyni i COP-u.
W sierpniu 1939 r. ze świadectwem dojrzałości z liceum im. T. Kościuszki w Gostyninie został wezwany na obóz pracy absolwentów w Osowcu, na granicy polsko-pruskiej. Przy pomocy kilofa i łopaty maskował polskie bunkry i tam zastała go wojna. Wnet złożył przysięgę i został obrońcą Rzeczypospolitej, a konkretnie miasta Grodna. Po wejściu sowietów i trudnych walkach jego oddział został internowany na Litwie, następnie sowieci wywieźli go do gułagu na półwyspie Kola, do ciężkiej pracy przy budowie lotniska.
Oto jak po latach wspomina tamten czas z nad Morza Białego:
„Gdzie zatrzymamy się do diabła? PONOI – odzywa się ktoś. Podchodzą krypy i znajdujemy się wreszcie na tym, przez Boga zapomnianym wybrzeżu. Skrawek płaskiej ziemi, tuż nad poziomem morza i coś, co można by nazwać maleńkim molem. Przed nami prawie pionowa skalna ściana. Wspinamy się po grubo wyciosanych stopniach. Na górze obsiadają nas żądne krwi miliony komarów. Jak okiem sięgnąć płaska jak stół przestrzeń. Za chwilę prowadzą nas do drewnianych budynków, o dziwo! – nie otoczonych kolczastym drutem no, bo i gdzie uciekać, do białych niedźwiedzi?”
Atak Hitlera 22 czerwca 1941 r. na dotychczasowego sojusznika Stalina, uratował życie Zdzisława, objęła go amnestia i wnet z innymi Polakami uwolnionymi z łagrów udał się w podróż do tworzącej się Armii Polskiej gen. Wł. Andersa w Buzułuku. Wstępuje do Szkoły Podchorążych. Następnie trafia do uzbeckiego Dżalalabad, gdzie niestety nabawia się malarii.
Wreszcie nastąpił exodus Armii Polskiej do Persji i Iraku, gdzie leczy swoje odmrożenia, rany i schorzenia.
Oto jak wspomina swoje wrażenia związane z wyjazdem z Rosji:
„Kranowodsk to drewniana, nędzna mieścina, gdzie nic nie było, kilka całkiem pustych sklepów. Acha, miałem ogromne pragnienie i nie było wody. Ostatkiem sił wybrałem się do miasta, które rozciągało się tuż przy plaży. Napotkałem kilka sklepów. Miały szyldy, kilka osób z obsługi i wykwintny dorobek socjalistyczny, – czyli tylko kurz na półkach.(…)”
„Załadowano nas na statek. Ja byłem tak osłabiony biegunką i malarią, że nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego, co się dzieje. Obudziłem się, a przynajmniej to tylko pamiętam, na pokładzie statku, gdzie siedzieliśmy jeden przy drugim. Po całonocnej podróży statek przybył do Pahlawi w Iranie. Nie miałem siły się podnieść, więc, zniesiono mnie ze statku i skierowano mnie osłabionego długim postem (biegunką) i malarią niby to do szpitala, ale kierowca nie mógł go znaleźć, wobec czego zostawił mnie i kilku podobnych zdechlaków na plaży. Odjechał mówiąc „zaraz tu po was przyjadą”. Kłamał, bo nikt o naszym istnieniu nie wiedział. Nie czekając na naszą reakcję, nacisnął na pedał i tyleśmy go widzieli. Ni jego, ni innych, którzy mieli po nas przybyć. Czekamy, a słońce praży, bo czego innego można się spodziewać?”
Zdzisław wstępuje do polskiej Marynarki Wojennej i bierze udział w niezliczonych konwojach i patrolach w międzyczasie kończąc Szkołę Podchorążych Marynarki Wojennej..
W swoich wspomnieniach tak pisze o tamtych dniach:
„Chodziliśmy w konwojach do Ameryki i w patrolach starając się chronić podopiecznych od niemieckich okrętów podwodnych. Ścigaliśmy je po wykryciu i staraliśmy się je zatopić rzucając bomby głębinowe. Takie zajęcie, w moim wypadku, trwało kilka dobrych miesięcy.
Tak, więc najpierw na niszczycielu, następnie na krążowniku, konwoje, bitwy przeważnie z niemieckimi okrętami podwodnymi, zatonięcie naszego, bycie wśród 49 ocalałych i jeden oficer, strata 180 ludzi zabitych i tych, co poszli na dno razem z okrętem, no i dalsze pływanie. Walka z żywiołem i nieprzyjacielem, zabawa na lądzie, podczas postojów i urlopów, często wodna nuda.”
Po wojnie zostaje przez 5 lat w Anglii gdzie kończy studia, ale z braku pracy śladem kolegów wyjeżdża do Argentyny, gdzie przebywa następne 5 lat. Tam po poznaniu hiszpańskiego pracuje, jako inżynier. W tym czasie poznaje studentkę z Peru, Jenny cudowną miłość na resztę swojego życia.
Już razem Państwo Xiężopolscy udają się do Chile, aby po wielu kłopotach wylądować na 10 lat w Peru, gdzie Zdzisław dostaje pracę naczelnego inżyniera stoczni i buduje pierwsze peruwiańskie 10-cio tysięczniki.
W 1963 roku Państwo Xiężopolscy wyruszają do USA i od tego czasu mieszkają w rejonie Zatoki św. Franciszka w Kalifornii wraz z dwiema córkami i następnie z wnukiem. Po trudnym okresie klimatyzacji Zdzisław czynnie włącza się w nurt tutejszych organizacji polonijnych. Zaczynał od polskiej szkółki Tadeusza Butlera, sprawował godność prezesa Stowarzyszenia Kombatantów Polskich, skarbnika Kongresu Polonii Amerykańskiej w Północnej Kalifornii, skarbnika Skarbu Narodowego, instytucji finansowo utrzymującej Rząd Polski na Uchodźctwie z siedzibą w Londynie.
Zmarły za służbę wojskową i pracę społeczną dla dobra Ojczyzny i Polonii został wielokrotnie nagrodzony medalami, certyfikatami, pismami dziękczynnymi. Był pełnym Komandorem Marynarki Wojennej, z przyznanych mu odznaczeń najbardziej cenił Order Polonia Restituta.
Historia jego życia, to historia człowieka na wskroś dobrego dowodząca, że choć w zawierusze dziejów niewiele można kontrolować, ale zawsze można pozostać porządnym człowiekiem.
W swoim długim życiu był wierny sobie, a będąc synem Niepodległej Rzeczypospolitej całym swoim życiem śnił i walczył o jej zmartwychwstanie, a kiedy się to dokonało i on sam dokonał swego żywota teraz zasłużył sobie na naszą modlitwę o swoją duszę, która odeszła do krainy Jego bohaterów i przodków. Cześć Jego Pamięci! Niech odpoczywa w Pokoju…
Jacek K. Matysiak
05/10/2014