Kraj
Kraj
26 czerwca 2012 r. odszedł od nas syn kapitana WP z Kampanii Wrześniowej 1939 r., kochający mąż, ojciec i dziadek, a nade wszystko człowiek, który dotąd dla nas wszystkich wysoko dzierżył sztandar Niepodległej.
Sztandar przywracający szacunek i należną pamięć poległym i pomordowanym Żołnierzom Wyklętym, ofiarom zbrodniczego systemu komunistycznego, przyniesionego do Polski na sowieckich bagnetach przez Armię Czerwoną, NKWD i wysługujących się ich imperialistycznej i neokolonialnej polityce, komunistycznym polskim zaprzańcom.
Jerzy Antoni przyszedł na świat w Poznaniu 1VII 1927 r.,w Kampanii Wrześniowej stracił ojca, a matka zmarła w 1945 r. Mimo tego nie zatracił patriotycznej busoli i już jako student Politechniki Łódzkiej, w czasie Października 1956 r. dał się poznać jako patriotyczny płomienny mówca w halach zakładów pracy i na ulicach Łodzi jako organizator marszów patriotycznych i demonstracji.
Razem z nieżyjącymi już swoimi zacnymi kolegami: mec. Karolem Głogowskim i mec. Andrzejem Kernem (późniejszym vicemarszałkiem Sejmu) był liderem najpierw Związku Młodych Demokratów ( Gomułka zdelegalizował ZMD w styczniu 1957 r.), a później Ruchu Wolnych Demokratów (1963 – 76).
Całe swoje życie Jerzy był aktywny w walce z sowiecką agenturą komunistyczną, w walce o polską tożsamość i wolność bycia nie zsowietyzowanym Polakiem. Uczestniczył w protestach marca 1968 r., kiedy „narodowi” komuniści chcieli odepchnąć od władzy żydowskich stalinowców.
W 1975 r. wspólnie z mec. K. Głogowskim, był autorem głośnego listu przeciwko planowanym zmianom w konstytucji, otwarcie i formalnie wasalującym Polskę sowieckiemu czerwonemu imperium.
W latach 1970 – 77, był rozpracowywany przez Służbę Bezpieczeństwa i nazwany kryptonimem „Dyskutant”.
Od IX 1980 r. w Solidarności (zakład Polmateks w Łodzi), a od 1981 r. przewodniczacy Rady Samorządów Pracowniczych Ziemi Łodzkiej. Następnie sekretarz Krajowej Rady Samorządów i wydawca niezależnego pisma Agora.
Na początku maja 1982 r. aresztowany, internowany i osadzony w Zakładzie Karnym w Łowiczu, gdzie przesiedział do 2 VIII 1982 r. (dwukrotnie internowany).
W latach 1981 – 88, był rozpracowywany przez SB i oznaczony kryptonimem „Demokrata”.
W III RP w latach 1990 – 96, aktywista i prezes Łódzkiej Izby Przemysłowo – Handlowej, właściciel firm konsultingowych. Odznaczony medalem O Niepodległość Polski i Prawa Człowieka (2002 r.) i Złotym Krzyżem Zasługi (2005 r.).
Jurek jakiego poznałem…
Jurka poznałem chyba dopiero w celi #205, oddział II, ZK Łowicz, w maju 1982 r. Mury naszej celi mieściły bardzo malownicze osobowości i osobistości. Nie wiem czy potrafię z pamieci wymienić wszystkich, ale spróbuję to zrobić.
Tak więc obok mgr inż. Jurka Scheura, siedział tam mec. Andrzej Piotr Kern, Konstanty Krzysztof Szwemberg (producent po Łódzkiej Szkole Filmowej), dr. Andrzej Mazur (socjolog z Akademii Medycznej w Łodzi, b. doradca Jurczyka ze strajków w szczecińskiej stoczni im. Warskiego), Grzegorz Rachaus (aktywista łódzkiej „Solidarności) i ludzie, aktywiści „Solidarności” z z zakładów pracy: Jan Lech, Włodek Wożniak, Jurek Bronikowski, Janusz Czerwiński (Ozorków), mgliście pamietam, że Stanisław Ogiński był z Ozorkowa, no i ja, jedyny student.
To chyba wszyscy. Nie pora tu na opis dynamiki codziennych „celowych”, a raczej bezcelowych interakcji zamkniętych ludzi w celi #205, przejdę więc do Jurka.
Ten potomek francuskich emigrantów, przybyłych do Polski w XIX wieku, był zadziwiającą osobowościa, zdawał się być nieśmiałym, nieporadnym, raczej zamkniętym w sobie, w średnim wieku introwertykiem.
Poważny, zamyślony, wprost zasłuchany w jakąś ciągnącą się wewętrzną rozprawę, psychicznie odizolowany nawet w wieziennej celi, mentalnie sam sobie żeglarze i okrętem (więzienie leżało nad jeziorem Okręt, przez kraty w oknach widzieliśmy drażniące swoją demonstracją wolności, bajecznie tańczące mewy).
Na początku porozumiewał się głównie ze swoimi starymi znajomymi: Andrzejem Kernem, Kostkiem Szwembergiem, Andrzejem Mazurem (niestety!), no i chyba z Grzesiem Rachausem. Na przeciwko, w sąsiedniej celi # 208, siedział m.in. jego kolega mec. Karol Głogowski (którego dobrze znałem), z którym Jerzy odbywał długie rozmowy.
Sprawiał wrażenie romantycznego, bardzo wrażliwego faceta. Ale to było takie Pierwsze Wejście Smoka, z biegiem dni, zaskakiwał tych, którzy go nie znali, swoją niespodziewanie uwalnianą dynamiką. W więziennej nudzie i monotonii potrafił cieszyć się psikusami, wpierw terroryzował swoją powagą, by następnie sięgnąć do prostego, wprost męskiego jezyka, totalnie rozbrajając rozmówcę.
Ten na pierwszy rzut oka zestresowany, niepozorny, wprost nieobecny i zagubiony w swoim własnym świecie mężczyzna w jednej chwili stawał się fontanną patriotycznych monologów, żarliwym patriotą, serdecznym, bezpośrednim kompanem i nade wszystko wspaniałym gawędziarzem…
Wtedy jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki znikały poprzednie dekoracje jego osobowości i z nieśmiałego, bardzo prywatnego człowieka stawał się płomiennym bardem, orędownikiem poruszanej kwestii. Miał ten styl kontrastujący powagę argumentów ze zjednującym partnera bezpośrednim ciepłem i wylewającą się niespodziewanie ironią z nieoczekiwanym poczuciem humoru.
W częstych dyskusjach na temat politycznej sytuacji kraju, był nabierającym stopniowo mocy pociskiem, wyposażonym w patriotyczny system naprowadzania, eksplodujacym płomiennym uniesieniem oświetlającym jasnym blaskiem interes ojczyzny, której był gotów oddać swoje zdolności i siły, a nawet idąc za przykładem swojego ojca bohatera i życie…
Poznając Go bliżej, można by mniemać, że to wypisane na Jego twarzy inteligentne zamyślenie, było konsekwencją ciągłych i stałych rozmyślań i wewnętrznych debat, jak przyczynić się do wyprowadzenia Polski na Niepodległość. Ludzie z którymi obcował, korzystali z Jego patriotyczej baterii, wzmacniającej ich siły do dalszej koniecznej walki o Wolną Polskę. Był żarliwym, lirycznym i ofiarnym polskim patriotą.
Miałem z Nim dobry kontakt, ponieważ bliską mu był temat mojej pracy magisterskiej ,nad którą pracowałem, będący monografią gen. dyw. T. Kutrzeby i jego zwrotu zaczepnego nad Bzurą. Tam właśnie zginął ojciec Jerzego. To właśnie m.in. On zachęcał mnie do sprowadzenia licznych notatek do celi, abym mógł zakończyć swoja pracę. Pamiętam jak wykazywał zainteresowanie kolejnymi rozdziałami, włączając się w dyskusje. Również pewne znaczenie mogło mieć to, że niejako szedłem po jego śladach jako aktywista Związku Młodzieży Demokratycznej, organizacji przypominającej mu Jego młodzieńcze lata.
Pamiętam jedną noc, kiedy po złożeniu ubrań w kostkę (nawet robił to Kostek!) i po wieczornym „obchodzie”- apelu cel przez świtę komendanta więzienia, wyłączeniu świateł i zarządzeniu ciszy nocnej, obudziło nas coś niezwykłego. „Profesor”, więzienna ksywa Jerzego Scheura (być może nadał mu ją Grzegorz Rachaus?), który spał na piętrowej pryczy, zaaranżował jedno ze swoich przedstawień.
Obudził nas jego głęboki , donośny (szczególnie po północy!) głos recytujący twardo poemat Mickiewicza, „Litwo, ojczyzno moja…”. Raptem z odchłani głębokiego snu wyrywani byli wszyscy, aby ujrzeć niepozorną postać „Profesora” stojącego na skraju swojej górnej pryczy, głową sięgajacego sufitu, w gatkach tylko, teatralnie po grecku okrytego prześcieradłem i oświetlonego od spodu. Już nie pamiętam jakim żródłem światła (może przemyconą latarką?). Instalował w czasie więziennej nocnej ciszy, swój teatr patriotyczny, coś co było próbką z innego zupełnie świata!
Nie zbity z tropu Profesor argumentował, że wcale nie chciał nas, w środku nocy obudzić. On chciał tylko obudzić nasze patriotyczne zasoby, ale skoro my z nimi śpimy, więc wszystko jest w porządku i on może teraz iść spokojnie spać…
Oczywiście posypały się przekleństwa i wyzwiska, na co „Profesor”, usiadł na swojej pryczy i smutnie, rozczarowanym głosem zauważył: „nie wiedziałem, że nie lubicie Mickiewicza… Za karę nie dokończę, acha, proszę mnie czasem nie budzić”. Oczywiście obudził przy tym ludzi z sąsiednich cel, ale klawisze jakoś nie przybiegli…
„Profesor” nie miał wszystkich palców, pamiętam jak żartował, że On powinien i chciałby wskazać nam z więzienia drogę na wolność, ale niestety nie może tego zrobić, bo właśnie brakuje mu (poważnej części) wskazującego palca… Gdyby miał tego palca, to nasze losy potoczyłby się inaczej…
Pewnego dnia (chyba 30 czerwca’82) w naszej celi pojawił się klawisz i przekręcając niemiłosiernie nazwisko „Profesora”, oznajmił mu, że jest wolny. Pożegnaniom i obietnicom nie było końca! Tak, komuna zaraz upadnie, wszyscy wkrótce będziemy wolni, On wszystkim w Łodzi opowie o dobrym stanie naszego ducha, pozdrowi kilka atrakcyjniejszych żon kolegów z celi, itp. Tam po drugiej stronie więziennych murów trzeba walczyć z komuną, koniec więziennej bezczynności!
Jakiż przeżyliśmy szok, kiedy do naszej celi 12-go lipca wkroczył … ponownie Profesor! Oczy wielu zwróciły się dalej na dzwi, może zaraz wejdzie więcej tych „cywili” z wolności… Może to koniec internowania? Niestety strażnik zatrzasnął z hukiem dzwi i zamknął zasówę!
Okazało się, że Jurek jednak wylądował drugi raz w więziennym internacie. Podobno było to konsekwencją jego prywatnych i publicznych wystąpień przeciwko komunie i agenci i donosiciele nie mogli Go już dłużej słuchać.
Profesor spokojnie położył swoją teczkę na ławie/stole i wyznał: „podobno uprawiałem dywersję to mnie ponownie zapuszkowali…. „. Po czym dodał z ironicznym uśmiechem: „jakże cieszę się, że was widzę, nareszcie w domu”.
Następnie po wyściskaniu obecnych, rzucił z diabelskim uśmiechem: „I tak ich przechytrzyłem! Chłopaki przemyciłem ćwiartkę wódki!”. Wybuchł totalny entuzjazm!
Faktycznie, Profesor biorąc pod uwagę, że może w związku ze swoją działalnością być ponownie aresztowany, w swojej teczce zaszył w podwójnym dnie ćwiartkę wódki. Oczywiście, na wierzchu były przybory toaletowe, lekarstwa itp. Nie muszę chyba mówić, jakże przyjemny to był wieczór!
Aby nie przedłużać, dodam tylko, że Profesor postanowił wziąść w więzieniu kościelny ślub w czerwcu ’82. Świadkiem był jego przyjaciel Karol Głogowski, a ślubu udzielił, niezapomniany duchowy mistrz patriotycznej kuchni polskiej, ks. Stefan Miecznikowski („Miecz”).
Oczywiście Pan Młody po ślubie został zaraz odstawiony do celi. W nocy obudził nas pytając, czy nikt aby nie widział jego Panny Młodej…
Nasza cela szczególnie zapisała się złotymi zgłoskami w tym departamencie, podobnie ślub kościelny wzieli: Kostek Szwemberg, Grzegorz Rachaus i Janek Lech. To zadziwiające, jak zamknięcie aktywnych ludzi w czterech ścianach z judaszem w dzwiach i dostęp do ksiąg Starego i Nowego Testamentu, owocuje refleksją i zbliżeniem do Boga.
Jerzy Antoni Scheur, przebywał na wymarzonych wakacjach w Egipcie, kiedy wszystko wiedzący Bóg postanowił zaprosić Go do siebie. W Polsce wkrótce odbędzie się jego pogrzeb, więcej informacji będzie dostępnych na stronie Jego fundacji „Polska się upomni…”: www.honor.pl
Na zakończenie linki do tekstów, które zamieszczałem na swojej stronie, a które pisał i przysyłał mi Jerzy. Również zamieszczam linki do ostatnich filmików z Jurkiem, plus inne odnoszace się do tematu.
http://www.honor.pl/download/apel-o-degradacje-j…
http://www.katolickie.media.pl/publikacje/materi…
Jurku, będzie nam i Polsce Ciebie brakowało, jedynym pocieszeniem jest, że jesteś w dobrych rękach… wśród przyjaciół i Żołnierzy Wyklętych.
Serdeczne wyrazy współczucia dla Żony i najbliższej Rodziny i Przyjaciół.
http://niepoprawni.pl/blog/1748/narodowy-dzien-p…
http://niepoprawni.pl/blog/1748/europejski-dzien…
http://niepoprawni.pl/blog/1748/wybierz-polske-s…
http://niepoprawni.pl/blog/1748/uroczyste-obchod…
http://niepoprawni.pl/blog/1748/rocznica-smierci…
http://niepoprawni.pl/blog/1748/apel-fundacji-po…
Jacek K. Matysiak
Pogrzeb
Ś. P.
Jerzy Scheur
Uroczystości pogrzebowe odbędą się w dniu 10 lipca (wtorek) o godz. 11oo na cmentarzu komunalnym na Dołach w Łodzi, ul. Smutna 1
Rodzina
Pogrzeb
Ś. P.
Jerzy Scheur
Uroczystości pogrzebowe odbędą się w dniu 10 lipca (wtorek) o godz. 11oo na cmentarzu komunalnym na Dołach w Łodzi, ul. Smutna 1
Rodzina