Pan Prezes ma swoje okienko w “Sygnałach dnia”. Zwykle są to czwartki po siódmej rano, choć myliłby się ten, kto myśli, że się Pan Prezes osobiście do radia fatyguje.
Pan Prezes ma swoje okienko w “Sygnałach dnia”. Zwykle są to czwartki po siódmej rano, choć myliłby się ten, kto myśli, że się Pan Prezes osobiście do radia fatyguje.
Wyselekcjonowany z zawrotnej liczby aż dwóch dziennikarz, przeprowadza z nim nagranie późnym wieczorem dnia poprzedzającego emisję. Poza kosztami wysłania wozu transmisyjnego z dźwiękowcami i takich tam “dupereli”, niewiele przecież kosztujących spółkę, która ponoć tnie koszty, ma to same plusy. Można na ten przykład w procesie montażu nagrania usunąć subtelne mlaski Pana Prezesa, tudzież zbyt rozbudowane didaskalia w danym wątku.
Siedzi więc sobie nasz dzielny Pan Prezes, mężnie znosząc te szklarniowe warunki, jakie zapewnia mu publiczny nadawca(to tak pewnie w ramach równości szans)i opowiada, gdyż dziennikarz nie jest tam przecież wysłany by zadawać pytania, tylko naprowadzać na tezy.
Poza klasycznym potokiem tych samych zarzutów, przewidywań i żali, wzbogaconych o analizę bieżączki, przychodzi czasami ostatnia minuta luźnego tematu.
Tak też było dzisiaj. Na pytanie dziennikarza, czy to prawda, że zostanie poddany, mówiąc brutalnie, obróbce medialnej, czy jak kto woli szkoleniu medialnemu, Pan Prezes pozostając w luźnym nastroju zaproponowanym przez dziennikarza odpowiedział, że owszem.
Ale nie będzie się to odbywało na jakichś specjalnych warunkach. Pan Prezes karnie czeka na swoją kolej w szkoleniu, gdyż proces ten ponoć całego klubu ma dotyczyć.
Pewnie szkolą według klucza alfabetycznego, toteż nie dziwota, że nazwisko “Kaczyński” mogło jeszcze nie paść.
Gdy Pan Prezes o tym powiedział, od razu przypomniały mi się odległe już czasy szkoły podstawowej i badania u higienistki szkolnej. Dzieciaki stały niechętnie i podłóg listy z dziennika szkolnego wchodziły na ważenie i mierzenie, oraz sprawdzanie stanu ogólnej higieny.
Pan Prezes wyraził też nadzieję, że nie będą mu “kazali stawać na głowie”.
Spokojnie Panie Prezesie, to nie lekcja wf.
Choć z drugiej strony, by szkolić Pana Prezesa już niejeden musiał “stawać na głowie”, z wiadomym skutkiem.
Może więc jest w tym jakaś metoda, by tym razem sam Pan Prezes dla odmiany dokonał tej sztuki.
Pozostaje więc życzyć, na tym niełatwym przecież polu samych sukcesów Panu Prezesowi, łaskawie zapominając, że dotychczasowe kursy aplikowane przez ludzi z wewnątrz, kończyły się dosyć gwałtownie po każdym dojściu Pana Prezesa do obiektywu kamery, sitka mikrofonu, czy dowolnego pulpitu.