Wczoraj prezydent Stanów Zjednoczonych, Barack Obama, ogłosił plan reformy finansów. Nie, oczywiście, że nie finansów państwa, chodzi o większy nadzór nad "rynkami finansowymi", bo jak powszechnie wiadomo kryzys wziął się właśnie z braku nadzoru ( ciekawe co w takim razie robił Kongres, Fed, SEC i bodaj sześć, czy siedem innych instytucji zajmujących się w USA nadzorowaniem ) i z braku odpowiednich regulacji. Skąd wiadomo, że dotychczas regulacji było za mało? I skąd wiadomo, że to akurat ich niedobór/brak jest głównym winnym kryzysu? No jak to stąd, przecież wszyscy wiedzą, że żadnych regulacji nie było od kiedy Reagan i Thatcher wprowadzili w latach osiemdziesiątych neoliberalizm. A ponieważ od tego czasu nikt neoliberalizmu nie zniósł, to regulacji brakuje nadal. No i skoro przez te wszystkie lata żadnych regulacji, ani żadnego nadzoru nie było, a poza tym obowiązywał neoliberalizm, znaczy, że kryzys wywołały brak nadzoru i neoliberalizm, toż to proste jak Słońce. Czy napewno?
Otóż nie. Słońce wcale proste nie jest, jest kuliste i to nie Thatcher ze swoim mitycznym "neoliberalizmem" wywołała kryzys, ale odejście od reguł, którymi Thatcher się kierowała. Jakie to były reguły? To wie niemal każdy i niemal każdy w pierwszej kolejności wymieni odebranie przywilejów związkom zawodowym i złamanie ich potęgi. Jeśli ktoś wie o rządach pani Thatcher coś więcej, to w drugiej kolejności wymieni prywatyzację wielkich, państwowych molochów, znacjonalizowanych po wojnie przez rząd pana Clementa Attlee, ograniczenie biurokracji oraz zmniejszenie podatków bezpośrednich. Te zasady, czyli mało związków, mało podatków i mało państwa w gospodarce, były faktycznie przestrzegane przez cały czas w USA, czy w Wielkiej Brytanii ( w Polsce niestety nie ) i pod tym względem mieliśmy "neoliberalizm", a może raczej po prostu liberalizm. Pani Thatcher miała jednak jeszcze jedną zasadę, mianowicie uważała, że pieniądz powinien być mocny i stabilny i właśnie ta zasada została w późniejszych latach wielkokrotnie złamana. Przez kogo? Przez banki centralne. Na temat tych banków parę razy pisałem i dziś napiszę po raz ostatni, by wyjaśnić parę rzeczy. Po pierwsze, być może wbrew pozorom, nie jestem przeciwnikiem banków centralnych. Nie jestem też jednak ich zwolennikiem i myślę, że bez Fedu, czy NBP, ani świat by się nie zawalił, ani ludzie by z głodu nie pomarli. Ale banki centralne istnieją i nic nie wskazuje na to, by w bliskiej, dającej się przewidzieć przyszłości, miało się to zmienić. Zresztą nie uważam, by taka zmiana była konieczna, bo bank centralny wcale nie jest największym problemem gospodarki. Problem zaczyna się dopiero wtedy, gdy chcemy określić co ten bank ma robić. Ja uważam, że powinien robić niewiele, a mówiąc ściślej powinien dbać o stabilność pieniądza, czyli o to, by ilość pieniądza nie zwiększała się zbyt szybko i żeby jego wartość utrzymywała się na w miarę stabilnym, nie malejącym zbyt mocno poziomie. Ja tak uważam i pani Thatcher uważała tak samo. Niestety od czasów pani Thatcher wiele się zmieniło.
W Wielkiej Brytanii pierwsza zmiana nastąpiła w 1992 roku, krótko po tym jak kraj przystąpił do mechanizmu ERM ( wtedy jeszcze jeden, nie dwa ). Funt w ramach tego systemu był sztywno powiązany z marką niemiecką, a ponieważ w Niemczech rosła inflacja cenowa, Bundesbank zdecydował się na podwyżkę stóp procentowych. Bank Anglii musiał więc zrobić to samo, nie dlatego, że funta przybywało zbyt szybko, ale dlatego, by funt nie wypadł z "węża walutowego". Była to więc zwyczajna interwencja, która nie miała nic wspólnego z inflacją, stabilnością pieniądza, itp. Wkrótce potem pan Soros raczył wykorzystać sytuację i dokonać ataku spekulacyjnego na funta, co wymusiło kolejne podwyżki stóp, znów podyktowane wyłącznie uczestnictwem w ERM i niczym innym. Nie pomogło, funt z mechanizmu wypadł, co zresztą nie zaszkodziło wcale brytyjskiej gospodarce, pan Soros się wzbogacił i wszyscy byli szczęśliwi. Mimo to zastosowano interwencję, niepotrzebną interwencję. Kilka lat później na podobną interwencję zdecydował się w USA pan Alan Greenspan. Interwencja ta miała miejsce w 2001 roku, gdy na Wall Street pękła tzw. "bańka internetowa". Ceny akcji przedsiębiorstw internetowych, tzw. dot-comów, które wcześniej zostały wywindowane do niebotycznych poziomów, teraz poleciały na łeb, na szyję. Panika na giełdzie spowodowała recesję i wtedy właśnie do akcji wkroczył Greenspan, który zaczął obniżać stopy procentowe tylko po to, by "ratować" gospodarkę poprzez większą podaż pieniądza. Ratunek skończył się tym, że kryzys został wprawdzie zażegnany, ale po bańce internetowej zaczęła rosąć kolejna bańka, tym razem jeszcze większa od poprzedniej, czyli bańka na rynku nieruchomości, której pęknięcie zapoczątkowało dzisiejszą recesję. Recesję, za którą odpowiada właśnie Alan Greenspan, a nie mityczny "neoliberalizm".
Niektórzy bronią Greenspana i mówią, że w 2001 roku nie mógł przewidzieć jak skończy się jego decyzja o obniżeniu stóp z poziomu 6,5% do jednego procenta. Mówią, że przecież robił tylko to, co w tamtym czasie mogło pomóc zażegać kryzys. Ale kto powiedział, że bank centralny ma "walczyć z kryzysem"? Dlaczego Greenspan nie zostawił rozwiązania problemów rynkowi i nie zajął się tym, czym powinien się zajmować, jako szef Fed, czyli dbaniem o siłę i stalibność waluty? Co proszę? Mógł mieć wątpliwości, czy rynek sobie z problemami poradzi? Ale przecież Greenspan był podobno dogmatycznym neoliberałem, naiwnie wierzącym w wolny rynek, więc dlaczego miałby mieć jakiekolwiek wątpliwości? Może właśnie dlatego, że Greenspan żadnym liberałem, ani "neo", ani "staro", nie był, a z pewnością nie kierował się liberalnymi, czy rynkowymi zasadami w 2001 roku, gdy pojął decyzję o ratowaniu świata poprzez zrobienie z pieniądza makulatury. Gdyby Greenspan faktycznie wierzył w wolny rynek, albo gdyby kierował się po prostu logiką, zostawiłby kryzys w spokoju i nie manipulowałby stopami. Co by się wtedy stało? Nic, kryzys, który ustąpił pod koniec 2001 roku skończyłby się po prostu kilka lub kilkanaście miesięcy później, a dziś żadnej recesji byśmy nie mieli. Skąd wiem? Ano stąd, że po pierwsze w nadmuchiwanie bańki internetowej było zaangażowanych znacznie mniej ludzi niż w późniejszą bańkę nieruchomościową, po drugie w tamtą bańkę nie był "umoczony" ( przynajmniej nie w tak dużym stopniu jak dziś ) system bankowy, ani sponsorowane przez rząd molochy w stylu Fannie, czy Freddie, a po trzecie nie doszło wtedy do tak wielkiej nadpodaży pieniądza ( choć stopy pod koniec lat 90 były dość niskie, co mogło się przyczynić do rozrostu bańki – w końcu ceny nie rosną ot tak sobie, bo jakiś chciwy burżuj tak chce ). Tamten kryzys był więc mniej groźny od obecnego, można powiedzieć, że Greenspan wyleczył katar zapaleniem płuc. Dziś robimy zresztą coś bardzo podobnego, z tym, że teraz zapalenie płuc leczymy w najlepszym wypadku HIVem.
Greenspan oczywiście nie jest jedynym sprawcą bałaganu. Wielką rolę odegrały wspomniane już Fannie i Freddie, czyli instytucje utworzone przez Roosevelta w ramach "New Dealu". Początkowo były to firmy państwowe, później zostały sprywatyzowane, ale w dalszym ciągu były sponsorowane przez rząd. Podczas ostatniej bańki udzieliły one masy kredytów subprime, w rezultacie stały się niewypłacalne i ósmego września zeszłego ( niech spoczywa w pokoju ) roku zostały ponownie znacjonalizowane. No i oczywiście dużą rolę odegrały banki komercyjne, które również kredytowały bez opamiętania. Kredytowały, bo były chciwe, ale czy to dowodzi winy wolnego rynku? Nie, oczywiście, że nie, bo rynek to prosty mechanizm, polegający na ustalaniu ceny przez popyt i podaż. Mechanizm ten psuje się dopiero wtedy, gdy ktoś w niego zbyt mocno ingeruje, a coś takiego zrobił właśnie Fed, który napompował gospodarkę pieniędzmi, by zwiększyć sztucznie popyt. I popyt się zwiększył, konkretnie popyt na domy i tutaj w "kreowanie popytu" zaangażowali się politycy, którzy pod wodzą Clintona znowelizowali ustawę Community Reinvestment Act i wymusili w ten sposób na wielu bankach udzielanie tzw. kredytów subprime. A że dzięki polityce Fed ( polityce, a nie wolnemu rynkowi ) udzielanie tych kredytów stało się w krótkim czasie ( o długim nikt nie myśli od kiedy bankowe korporacje mają prezesów zamiast właścicieli ) bardzo opłacalne ( szczególnie dla urzędników z bankowych zarządów ), to banki kredytów udzielały, a co innego miały robić? Zresztą Greenspan i inni urzędnicy stwarzając taką sytuację liczyli chyba właśnie na to, że tak się stanie i że popyt na domy napędzany udzielanym bez ograniczeń kredytem wyciągnie kraj z kryzysu. No więc dostali to, czego chcieli i płacze nad złym rynkiem, czy brakiem regulacji są teraz i śmieszne i naiwne.
"Instytucje finansowe" faktycznie potrzebują obecnie reform i dobrze, że Obama to dostrzega. Źle, że zabiera się do reformowania w absurdalny sposób. Regulacjami nic się tu nie naprawi, albo inaczej – trzeba regulować, ale nie prywatne, czy komercyjne firmy, tylko bank centralny. Trzeba wreszcie jasno określić kompetencje tego banku i ustalić cel jego istnienia, a tym celem powinno być utrzymywanie wartości pieniądza na w miarę stabilnym poziomie i tylko to. Stopy procentowe powinny więc być tylko i wyłącznie narzędziem stabilizacji i ograniczania podaży pieniądza, a nie jakimś cudownym czymś, za pomocą czego można "uratować" gospodarkę, a potem wpędzić ją w jeszcze większe bagno niż poprzednio. Jeśli banki centralne będą trzymały się paru prostych, sztywnych zasad, to wszystko będzie w porządku. A żeby było w porządku jeszcze lepszym, to można zlikwidować monopol pieniądza państwowego i pozwolić na konkurencję wielu walut, co proponował Hayek. Taki system daje obywatelom wybór między pieniądzem banku centralnego, a walutami prywatnymi – mogą się wtedy zdecydować na wygodniejszą dla siebie i bardziej stabilną walutę. To spowoduje chaos? Nie, bo jeśli ten system okazałby się zły, to rynek sam wyeliminowałby z obiegu wszystkie niepotrzebne pieniądze. Być może w obiegu zostałaby wtedy tylko jedna waluta, być może dwie, a być może funkcjonowałoby obok siebie ich kilka i świat by się nie zawalił. Zresztą kto wie, czy taki system nie wytworzy się w końcu sam, jeśli nadal będziemy mieli niemal zerowe stopy i nieograniczoną podaż pieniądza. Na razie jednak wystarczy nadzór nad bankiem centralnym i nad politykami, którzy chcą wszystko kontrolować, choć nie kontrolują nawet bałaganu, który sami wytworzyli.
Muszę jeszcze parę razy przeczytać sobie
w ciszy i spokoju Twój tekst, bo dla mnie źródło to wiedzy niebywałe, a do tego takie już “podane na tacy i gotowe do spożycia”. Aktualnie czytam biografię Pani Thatcher, bo to moja faworytka, ale na temat jej stosunku do roli banków narazie nie doczytałem. Twój artykuł spada mi prosto z nieba, można by rzec 🙂
Za dużo wiedzy to ci w tym
Za dużo wiedzy to ci w tym tekście na ten temat nie przekazałem, tylko parę słów. Jeśli chodzi o stosunek Thatcher nie tyle do banków, co do kwestii monetarnych, to na początku swoich rządów podwyższyła ona stopy procentowe, by zmniejszyć podaż pieniądza i ograniczyć inflację cenową, która w 1979 roku wynosiła 20%. Poza tym Thatcher była przeciwniczką wprowadzenia euro, czy wejścia Wielkiej Brytanii do mechanizmu ERM ( co ostatecznie stało się chyba w 1990 roku, więc albo na samym końcu rządów Thatcher, albo na początku rządów Majora ). Generalnie była monetarystką ( szkoła Friedmana ), choć dużą rolę przywiązywała też do poglądów Hayeka ( był zdecydowanie jej ulubionym ekonomistą – moim zresztą też ).
Bardzo, bardzo dzięki
i kłaniam się w pas. Twoje artykuły czytam gorliwie, cenne choć trudne są dla mnie (ale czy ktokolwiek kiedykolwiek mówił, że ma być łatwo?) 🙂
Ma nie być łatwo! Ma być
Ma nie być łatwo! Ma być przez łzy do szczęścia!
Muszę jeszcze parę razy przeczytać sobie
w ciszy i spokoju Twój tekst, bo dla mnie źródło to wiedzy niebywałe, a do tego takie już “podane na tacy i gotowe do spożycia”. Aktualnie czytam biografię Pani Thatcher, bo to moja faworytka, ale na temat jej stosunku do roli banków narazie nie doczytałem. Twój artykuł spada mi prosto z nieba, można by rzec 🙂
Za dużo wiedzy to ci w tym
Za dużo wiedzy to ci w tym tekście na ten temat nie przekazałem, tylko parę słów. Jeśli chodzi o stosunek Thatcher nie tyle do banków, co do kwestii monetarnych, to na początku swoich rządów podwyższyła ona stopy procentowe, by zmniejszyć podaż pieniądza i ograniczyć inflację cenową, która w 1979 roku wynosiła 20%. Poza tym Thatcher była przeciwniczką wprowadzenia euro, czy wejścia Wielkiej Brytanii do mechanizmu ERM ( co ostatecznie stało się chyba w 1990 roku, więc albo na samym końcu rządów Thatcher, albo na początku rządów Majora ). Generalnie była monetarystką ( szkoła Friedmana ), choć dużą rolę przywiązywała też do poglądów Hayeka ( był zdecydowanie jej ulubionym ekonomistą – moim zresztą też ).
Bardzo, bardzo dzięki
i kłaniam się w pas. Twoje artykuły czytam gorliwie, cenne choć trudne są dla mnie (ale czy ktokolwiek kiedykolwiek mówił, że ma być łatwo?) 🙂
Ma nie być łatwo! Ma być
Ma nie być łatwo! Ma być przez łzy do szczęścia!
Muszę jeszcze parę razy przeczytać sobie
w ciszy i spokoju Twój tekst, bo dla mnie źródło to wiedzy niebywałe, a do tego takie już “podane na tacy i gotowe do spożycia”. Aktualnie czytam biografię Pani Thatcher, bo to moja faworytka, ale na temat jej stosunku do roli banków narazie nie doczytałem. Twój artykuł spada mi prosto z nieba, można by rzec 🙂
Za dużo wiedzy to ci w tym
Za dużo wiedzy to ci w tym tekście na ten temat nie przekazałem, tylko parę słów. Jeśli chodzi o stosunek Thatcher nie tyle do banków, co do kwestii monetarnych, to na początku swoich rządów podwyższyła ona stopy procentowe, by zmniejszyć podaż pieniądza i ograniczyć inflację cenową, która w 1979 roku wynosiła 20%. Poza tym Thatcher była przeciwniczką wprowadzenia euro, czy wejścia Wielkiej Brytanii do mechanizmu ERM ( co ostatecznie stało się chyba w 1990 roku, więc albo na samym końcu rządów Thatcher, albo na początku rządów Majora ). Generalnie była monetarystką ( szkoła Friedmana ), choć dużą rolę przywiązywała też do poglądów Hayeka ( był zdecydowanie jej ulubionym ekonomistą – moim zresztą też ).
Bardzo, bardzo dzięki
i kłaniam się w pas. Twoje artykuły czytam gorliwie, cenne choć trudne są dla mnie (ale czy ktokolwiek kiedykolwiek mówił, że ma być łatwo?) 🙂
Ma nie być łatwo! Ma być
Ma nie być łatwo! Ma być przez łzy do szczęścia!
Pewnie się nie zdziwisz Ja, że znowu się nie zgodzę:)
ale będzie niespodzianka – nie zgodzę się tylko z częścią. Po pierwsze nie wierzę w pieniądz “prywatny”, a po drugie trochę inaczej oceniam Greenspana
http://kontrowersje.net/node/1385 (mała autopromocja, ale w tej chwili pisać mi się nie chce).
Natomiast po lekturze wywiadu z Panem G.W. Kołodko
http://www.rp.pl/artykul/5,321618_Rzad_musi_poniesc_konsekwencje_bledow_.html
będę Ja głosowała za każdym Twoim “liberalnym” czy też “neoliberalnym” pomysłem – oczywiście poza wyżej wymienionym.
Co do pieniądza prywatnego,
Co do pieniądza prywatnego, to funkcjonuje na świecie parę walut prywatnych, czy też walut lokalnych, samorządowych. "Parę" znaczy około trzy tysiące, tak przynajmniej wynika z tego artykułu:
http://www.wprost.pl/ar/66702/Mennica-pod-ratuszem/
Co ciekawe w artykule tym cytowany jest nie kto inny jak Alan Greenspan. I jeśli chodzi o Alana Greenspana, to pisząc dzisiejszy tekst miałem na uwadze m. in. Twój tekst, który właśnie mi zalinkowałeś. W tekście tym piszesz m. in. o tym, że Greenspan obniżał stopy, bo widział w tym sposób na ratowanie gospodarki i wyciągnięcie jej z dołka. No właśnie. A ja uważam, że Greenspan nie powinien gospodarki ratować, bo rola banku centralnego powinna ograniczać się tylko i wyłącznie do stabilizowania pieniądza i do utrzymywania jego podaży na niskim, bezpiecznym poziomie. Greenspan, jeśli faktycznie wierzyłby w wolny rynek, jak twierdzą lewicowi ideolodzy, powinien zostawić kryzys rynkowi, ograniczając się wyłącznie do kwestii monetarnych. Niestety, choć Greenspan jest zaliczany do szkoły monetarystów, to w 2001 roku zastosował on typowo keynesowskie podejście, wierząc, że można "uratować" gospodarkę niekontrolowaną i rozpasaną podażą pieniądza. Nikt go wtedy nie poprawiał, ani nie protestował? Być może. Ale dziś wiemy już w którym miejscu popełniono błąd i powinniśmy być o jedno przykre doświadczenie mądrzejsi. Powinniśmy więc raz na zawsze ustalić, że bank centralny nie może ustalać stóp procentowych poniżej poziomu inflacji cenowej, że jeśli podaż pieniądza przewyższa znacznie wzrost PKB, to powinien on podnieść stopy procentowe, a obniżać je powinien dopiero wtedy, gdy ta "nadwyżka" jest stosunkowo mała lub żadna i że powinien on utrzymywać stopę rezerwy obowiązkowej na stałym poziomie – tu warto wspomnieć RPP, która obniżyła wysokość tej stopy z ( i tak dość niskiego ) poziomu 3,5% do poziomu 3%. Takie zasady powinny zapewnić stabilność pieniądza i całego systemu.
Jeśli chodzi o wywiad z panem Kołodko, to przeczytam go jutro. Przed snem wolę nie ryzykować. A wracając do pomysłu prywatnej waluty, to czemu nie? Nie zastąpiłaby ona pieniądza państwowego, po prostu zniosłaby jego monopol. Konkurencja ma pozytywny wpływ na gospodarkę.
Pieniądz prywatny to jedynie folklor,
a problemem jest pieniądz światowy, nad którym łamią sobie głowy wielcy tego świata. Natomiast co do Greenspana to … chyba chciałem tam zwrócić uwagę na fakt, że Greenspan nie miał z tym nic wspólnego. Na moje oko (chociaż nie chcę być mądrzejszy od wielkich ekonomistów) bank centralny nie był w stanie kontrolować pieniądza, gdyż pieniądz “drukował” system finansowy nowatorskimi instrumentami typu derywaty – M3 czy też bardziej zaawansowane agregaty wymknęły się spod kontroli FED. Zwróć uwagę, że M1 czyli pieniądz drukowany zmienił się nieznacznie, a za wzrost M3 nie odpowiadał FED, a jedynie niekontrolowana żądza zysku. Oczywiście niskie stopy to uruchomiły, ale wcześniej stopy też bywały bardzo niskie. Polecam prześledzić losy tego faceta (zostawiłem kiedyś w zakładce opery)
http://www.rp.pl/artykul/5,319286_Tytan_obligacji.html
Stwierdzenie, że Greenspan
Stwierdzenie, że Greenspan nie miał z kryzysem nic wspólnego to przesada. Owszem, bank centralny nie odpowiada bezpośrednio za podaż pieniądza M3, ale wpływa pośrednio na wielkość tej podaży właśnie za pomocą stóp procentowych, czy stopy rezerwy obowiązkowej ( to bardziej bezpośrednio wpływa na M2, ale M2 jest “częścią” M3 ). Wcześniej stopy bywały niskie ( m. in. pod koniec lat 90., u szczytu bańki internetowej ), ale nie przypominam sobie, by spadały do poziomu 1%, czy do zera jak obecnie. W każdym razie utrzymywanie stóp procentowych poniżej poziomu inflacji cenowej to kiepski sposób na “ratowanie” gospodarki, za to doskonały na zapewnienie sobie niekontrolowanego wzrostu podaży pieniądza. Bank centralny nie powinien więc stopami manipulować i powinien robić wszystko, co w jego mocy, by podaż pieniądza nie była zbyt nadmierna. A co do prywatnego pieniądza, to owszem, jest on folklorem. No, ale skoro mamy tylko jeden “prawny środek płatniczy”, to inaczej być nie może. A co do pieniądza światowego, to jestem przeciw. Nie byłoby dobrze, gdyby jeden światowy bank centralny decydował o polityce monetarnej całego globu. Zresztą polityka monetarna EBC nie przysłużyła się Irlandii, czy Bałtom, więc skoro wspólny pieniądz ma spore wady w skali kontynentu, to w skali świata lepiej go nie wprowadzać.
Problem polega na tym,
że stopy są dla całej gospodarki, ale dla baniek te stopy, jakie by nie były, zawsze mogą być atrakcyjne. Nieważne czy to będą tulipany (Holandia), jakiekolwiek akcje (Wielki Kryzys), akcje internetowe (2001) czy nieruchomości to, w mojej opinii, za bańką nie stoi polityka jakiegoś banku centralnego lecz zwykła żądza zysku plus różne dźwignie czy derywaty. Chyba dlatego nie przekonali mnie “austriacy”, ale fakt, że nie przemyślałem tego jeszcze do końca. Ciągle czytam i może będzie z tego jakiś wpis.
PS
Bańka internetowa w Polsce nie miała nic wspólego z polityką NBP, a podejrzewam, że w USA FED też nie maczał w tym palców. Piszę oczywiście o przyczynach bańki, a nie o sposobach jej przebijania
Pewnie się nie zdziwisz Ja, że znowu się nie zgodzę:)
ale będzie niespodzianka – nie zgodzę się tylko z częścią. Po pierwsze nie wierzę w pieniądz “prywatny”, a po drugie trochę inaczej oceniam Greenspana
http://kontrowersje.net/node/1385 (mała autopromocja, ale w tej chwili pisać mi się nie chce).
Natomiast po lekturze wywiadu z Panem G.W. Kołodko
http://www.rp.pl/artykul/5,321618_Rzad_musi_poniesc_konsekwencje_bledow_.html
będę Ja głosowała za każdym Twoim “liberalnym” czy też “neoliberalnym” pomysłem – oczywiście poza wyżej wymienionym.
Co do pieniądza prywatnego,
Co do pieniądza prywatnego, to funkcjonuje na świecie parę walut prywatnych, czy też walut lokalnych, samorządowych. "Parę" znaczy około trzy tysiące, tak przynajmniej wynika z tego artykułu:
http://www.wprost.pl/ar/66702/Mennica-pod-ratuszem/
Co ciekawe w artykule tym cytowany jest nie kto inny jak Alan Greenspan. I jeśli chodzi o Alana Greenspana, to pisząc dzisiejszy tekst miałem na uwadze m. in. Twój tekst, który właśnie mi zalinkowałeś. W tekście tym piszesz m. in. o tym, że Greenspan obniżał stopy, bo widział w tym sposób na ratowanie gospodarki i wyciągnięcie jej z dołka. No właśnie. A ja uważam, że Greenspan nie powinien gospodarki ratować, bo rola banku centralnego powinna ograniczać się tylko i wyłącznie do stabilizowania pieniądza i do utrzymywania jego podaży na niskim, bezpiecznym poziomie. Greenspan, jeśli faktycznie wierzyłby w wolny rynek, jak twierdzą lewicowi ideolodzy, powinien zostawić kryzys rynkowi, ograniczając się wyłącznie do kwestii monetarnych. Niestety, choć Greenspan jest zaliczany do szkoły monetarystów, to w 2001 roku zastosował on typowo keynesowskie podejście, wierząc, że można "uratować" gospodarkę niekontrolowaną i rozpasaną podażą pieniądza. Nikt go wtedy nie poprawiał, ani nie protestował? Być może. Ale dziś wiemy już w którym miejscu popełniono błąd i powinniśmy być o jedno przykre doświadczenie mądrzejsi. Powinniśmy więc raz na zawsze ustalić, że bank centralny nie może ustalać stóp procentowych poniżej poziomu inflacji cenowej, że jeśli podaż pieniądza przewyższa znacznie wzrost PKB, to powinien on podnieść stopy procentowe, a obniżać je powinien dopiero wtedy, gdy ta "nadwyżka" jest stosunkowo mała lub żadna i że powinien on utrzymywać stopę rezerwy obowiązkowej na stałym poziomie – tu warto wspomnieć RPP, która obniżyła wysokość tej stopy z ( i tak dość niskiego ) poziomu 3,5% do poziomu 3%. Takie zasady powinny zapewnić stabilność pieniądza i całego systemu.
Jeśli chodzi o wywiad z panem Kołodko, to przeczytam go jutro. Przed snem wolę nie ryzykować. A wracając do pomysłu prywatnej waluty, to czemu nie? Nie zastąpiłaby ona pieniądza państwowego, po prostu zniosłaby jego monopol. Konkurencja ma pozytywny wpływ na gospodarkę.
Pieniądz prywatny to jedynie folklor,
a problemem jest pieniądz światowy, nad którym łamią sobie głowy wielcy tego świata. Natomiast co do Greenspana to … chyba chciałem tam zwrócić uwagę na fakt, że Greenspan nie miał z tym nic wspólnego. Na moje oko (chociaż nie chcę być mądrzejszy od wielkich ekonomistów) bank centralny nie był w stanie kontrolować pieniądza, gdyż pieniądz “drukował” system finansowy nowatorskimi instrumentami typu derywaty – M3 czy też bardziej zaawansowane agregaty wymknęły się spod kontroli FED. Zwróć uwagę, że M1 czyli pieniądz drukowany zmienił się nieznacznie, a za wzrost M3 nie odpowiadał FED, a jedynie niekontrolowana żądza zysku. Oczywiście niskie stopy to uruchomiły, ale wcześniej stopy też bywały bardzo niskie. Polecam prześledzić losy tego faceta (zostawiłem kiedyś w zakładce opery)
http://www.rp.pl/artykul/5,319286_Tytan_obligacji.html
Stwierdzenie, że Greenspan
Stwierdzenie, że Greenspan nie miał z kryzysem nic wspólnego to przesada. Owszem, bank centralny nie odpowiada bezpośrednio za podaż pieniądza M3, ale wpływa pośrednio na wielkość tej podaży właśnie za pomocą stóp procentowych, czy stopy rezerwy obowiązkowej ( to bardziej bezpośrednio wpływa na M2, ale M2 jest “częścią” M3 ). Wcześniej stopy bywały niskie ( m. in. pod koniec lat 90., u szczytu bańki internetowej ), ale nie przypominam sobie, by spadały do poziomu 1%, czy do zera jak obecnie. W każdym razie utrzymywanie stóp procentowych poniżej poziomu inflacji cenowej to kiepski sposób na “ratowanie” gospodarki, za to doskonały na zapewnienie sobie niekontrolowanego wzrostu podaży pieniądza. Bank centralny nie powinien więc stopami manipulować i powinien robić wszystko, co w jego mocy, by podaż pieniądza nie była zbyt nadmierna. A co do prywatnego pieniądza, to owszem, jest on folklorem. No, ale skoro mamy tylko jeden “prawny środek płatniczy”, to inaczej być nie może. A co do pieniądza światowego, to jestem przeciw. Nie byłoby dobrze, gdyby jeden światowy bank centralny decydował o polityce monetarnej całego globu. Zresztą polityka monetarna EBC nie przysłużyła się Irlandii, czy Bałtom, więc skoro wspólny pieniądz ma spore wady w skali kontynentu, to w skali świata lepiej go nie wprowadzać.
Problem polega na tym,
że stopy są dla całej gospodarki, ale dla baniek te stopy, jakie by nie były, zawsze mogą być atrakcyjne. Nieważne czy to będą tulipany (Holandia), jakiekolwiek akcje (Wielki Kryzys), akcje internetowe (2001) czy nieruchomości to, w mojej opinii, za bańką nie stoi polityka jakiegoś banku centralnego lecz zwykła żądza zysku plus różne dźwignie czy derywaty. Chyba dlatego nie przekonali mnie “austriacy”, ale fakt, że nie przemyślałem tego jeszcze do końca. Ciągle czytam i może będzie z tego jakiś wpis.
PS
Bańka internetowa w Polsce nie miała nic wspólego z polityką NBP, a podejrzewam, że w USA FED też nie maczał w tym palców. Piszę oczywiście o przyczynach bańki, a nie o sposobach jej przebijania
Pewnie się nie zdziwisz Ja, że znowu się nie zgodzę:)
ale będzie niespodzianka – nie zgodzę się tylko z częścią. Po pierwsze nie wierzę w pieniądz “prywatny”, a po drugie trochę inaczej oceniam Greenspana
http://kontrowersje.net/node/1385 (mała autopromocja, ale w tej chwili pisać mi się nie chce).
Natomiast po lekturze wywiadu z Panem G.W. Kołodko
http://www.rp.pl/artykul/5,321618_Rzad_musi_poniesc_konsekwencje_bledow_.html
będę Ja głosowała za każdym Twoim “liberalnym” czy też “neoliberalnym” pomysłem – oczywiście poza wyżej wymienionym.
Co do pieniądza prywatnego,
Co do pieniądza prywatnego, to funkcjonuje na świecie parę walut prywatnych, czy też walut lokalnych, samorządowych. "Parę" znaczy około trzy tysiące, tak przynajmniej wynika z tego artykułu:
http://www.wprost.pl/ar/66702/Mennica-pod-ratuszem/
Co ciekawe w artykule tym cytowany jest nie kto inny jak Alan Greenspan. I jeśli chodzi o Alana Greenspana, to pisząc dzisiejszy tekst miałem na uwadze m. in. Twój tekst, który właśnie mi zalinkowałeś. W tekście tym piszesz m. in. o tym, że Greenspan obniżał stopy, bo widział w tym sposób na ratowanie gospodarki i wyciągnięcie jej z dołka. No właśnie. A ja uważam, że Greenspan nie powinien gospodarki ratować, bo rola banku centralnego powinna ograniczać się tylko i wyłącznie do stabilizowania pieniądza i do utrzymywania jego podaży na niskim, bezpiecznym poziomie. Greenspan, jeśli faktycznie wierzyłby w wolny rynek, jak twierdzą lewicowi ideolodzy, powinien zostawić kryzys rynkowi, ograniczając się wyłącznie do kwestii monetarnych. Niestety, choć Greenspan jest zaliczany do szkoły monetarystów, to w 2001 roku zastosował on typowo keynesowskie podejście, wierząc, że można "uratować" gospodarkę niekontrolowaną i rozpasaną podażą pieniądza. Nikt go wtedy nie poprawiał, ani nie protestował? Być może. Ale dziś wiemy już w którym miejscu popełniono błąd i powinniśmy być o jedno przykre doświadczenie mądrzejsi. Powinniśmy więc raz na zawsze ustalić, że bank centralny nie może ustalać stóp procentowych poniżej poziomu inflacji cenowej, że jeśli podaż pieniądza przewyższa znacznie wzrost PKB, to powinien on podnieść stopy procentowe, a obniżać je powinien dopiero wtedy, gdy ta "nadwyżka" jest stosunkowo mała lub żadna i że powinien on utrzymywać stopę rezerwy obowiązkowej na stałym poziomie – tu warto wspomnieć RPP, która obniżyła wysokość tej stopy z ( i tak dość niskiego ) poziomu 3,5% do poziomu 3%. Takie zasady powinny zapewnić stabilność pieniądza i całego systemu.
Jeśli chodzi o wywiad z panem Kołodko, to przeczytam go jutro. Przed snem wolę nie ryzykować. A wracając do pomysłu prywatnej waluty, to czemu nie? Nie zastąpiłaby ona pieniądza państwowego, po prostu zniosłaby jego monopol. Konkurencja ma pozytywny wpływ na gospodarkę.
Pieniądz prywatny to jedynie folklor,
a problemem jest pieniądz światowy, nad którym łamią sobie głowy wielcy tego świata. Natomiast co do Greenspana to … chyba chciałem tam zwrócić uwagę na fakt, że Greenspan nie miał z tym nic wspólnego. Na moje oko (chociaż nie chcę być mądrzejszy od wielkich ekonomistów) bank centralny nie był w stanie kontrolować pieniądza, gdyż pieniądz “drukował” system finansowy nowatorskimi instrumentami typu derywaty – M3 czy też bardziej zaawansowane agregaty wymknęły się spod kontroli FED. Zwróć uwagę, że M1 czyli pieniądz drukowany zmienił się nieznacznie, a za wzrost M3 nie odpowiadał FED, a jedynie niekontrolowana żądza zysku. Oczywiście niskie stopy to uruchomiły, ale wcześniej stopy też bywały bardzo niskie. Polecam prześledzić losy tego faceta (zostawiłem kiedyś w zakładce opery)
http://www.rp.pl/artykul/5,319286_Tytan_obligacji.html
Stwierdzenie, że Greenspan
Stwierdzenie, że Greenspan nie miał z kryzysem nic wspólnego to przesada. Owszem, bank centralny nie odpowiada bezpośrednio za podaż pieniądza M3, ale wpływa pośrednio na wielkość tej podaży właśnie za pomocą stóp procentowych, czy stopy rezerwy obowiązkowej ( to bardziej bezpośrednio wpływa na M2, ale M2 jest “częścią” M3 ). Wcześniej stopy bywały niskie ( m. in. pod koniec lat 90., u szczytu bańki internetowej ), ale nie przypominam sobie, by spadały do poziomu 1%, czy do zera jak obecnie. W każdym razie utrzymywanie stóp procentowych poniżej poziomu inflacji cenowej to kiepski sposób na “ratowanie” gospodarki, za to doskonały na zapewnienie sobie niekontrolowanego wzrostu podaży pieniądza. Bank centralny nie powinien więc stopami manipulować i powinien robić wszystko, co w jego mocy, by podaż pieniądza nie była zbyt nadmierna. A co do prywatnego pieniądza, to owszem, jest on folklorem. No, ale skoro mamy tylko jeden “prawny środek płatniczy”, to inaczej być nie może. A co do pieniądza światowego, to jestem przeciw. Nie byłoby dobrze, gdyby jeden światowy bank centralny decydował o polityce monetarnej całego globu. Zresztą polityka monetarna EBC nie przysłużyła się Irlandii, czy Bałtom, więc skoro wspólny pieniądz ma spore wady w skali kontynentu, to w skali świata lepiej go nie wprowadzać.
Problem polega na tym,
że stopy są dla całej gospodarki, ale dla baniek te stopy, jakie by nie były, zawsze mogą być atrakcyjne. Nieważne czy to będą tulipany (Holandia), jakiekolwiek akcje (Wielki Kryzys), akcje internetowe (2001) czy nieruchomości to, w mojej opinii, za bańką nie stoi polityka jakiegoś banku centralnego lecz zwykła żądza zysku plus różne dźwignie czy derywaty. Chyba dlatego nie przekonali mnie “austriacy”, ale fakt, że nie przemyślałem tego jeszcze do końca. Ciągle czytam i może będzie z tego jakiś wpis.
PS
Bańka internetowa w Polsce nie miała nic wspólego z polityką NBP, a podejrzewam, że w USA FED też nie maczał w tym palców. Piszę oczywiście o przyczynach bańki, a nie o sposobach jej przebijania