Sopot miał swoich oryginałów. Nie, nie będzie to tekst o Prezydencie Sopotu i jego sprzedajnym ex-kumplu Panu J.
Sopot miał swoich oryginałów. Nie, nie będzie to tekst o Prezydencie Sopotu i jego sprzedajnym ex-kumplu Panu J.
Peter obok Parasolnika to było zjawisko. Przytoczę cytata: http://planetasopot.w.interia.pl/sztandar.htm
„Peter obdarzył wielką i żarliwą, nigdy nie odwzajemnioną miłością Stany Zjednoczone Ameryki Północnej, osobliwie stany południowe z okresu wojny secesyjnej. Pojawiał się na nadmorskiej alei z wielkim, łopoczącym sztandarem konfederatów, z długim, starannie wyczyszczonym karabinem i lunetą lśniącą zabytkowym mosiądzem. Zawsze w tłumie dzieciaków zazdrośnie wpatrzonych w wojskowe akcesoria. Bywało, że litościwie dawał nam potrzymać winchestera lub spojrzeć przez lunetę na zatokę.
Mówił prędko, wyrzucając z siebie dziwnie akcentowane zdania i wyrazy bez spółgłoski „ł” Przemieszczał się błyskawicznie, w huraganie gestów, przędąc wciąż tę samą pieśń na cześć Stanów i potęgi konfederackiej armii. Nigdy w Georgii i Alabamie nie stanie jednak pomnik upamiętniający piewcę triumfów Południa z miasteczka nad Bałtykiem. Z tej dziury zabitej dechami, której wstydził się też urodzony tu przez przypadek Klaus Kinsky. Miasto szczyci się do dziś pochodzeniem skandalisty, który w pogardzie miał ów kawałek ziemi.
W rezultacie zagadkowej ewolucji Peter ogłosił się pewnego lata poetą. Może tak wyobrażał sobie sławę. Przy składanym stoliku wystawionym na deptaku klecił wiersze dla długowłosych dziewcząt. Drugą po abolicyjnych wojnach miłością Petera były zawsze dziewczyny o długich włosach. Biegał za nimi po całym Monciaku, straszył krzykiem, ciągnął za włosy, zanudzał hałaśliwą adoracją. I pisał wiersze jaskrawymi długopisami, flamastrami. Znów był w centrum uwagi, otoczony wianuszkiem ciekawskich. Na deptaku wysiadywał do późnego wieczora. Z daleka można było rozpoznać jego chrapliwy śmiech, dziki, ale jednak zawsze tylko przyjaźnie rubaszny.
Chciałbym zapamiętać takiego Petera-Konfederata-Poetę, nawiedzonego artystę z kolorowej, skwarnej wyspy naiwności. Póki nie zasmakował w piwie i wódce był jednym z licznych symboli sopockiego sezonu. Upadek barwnej legendy nastąpił niezauważalnie. Słaniający się na nogach Konfederat, złachmaniony i dziko napastliwy stał się zawadą, coraz częściej budził lęk. Odszedł, choć pewnie gdzieś jeszcze jest. Czasem można go spotkać. Wytarty kapelusz z filcu, ogromny brzuch wylewający się z porozpinanych spodni, zmierzwiona broda.”
Tyle cytata. Dodam od siebie. Nie odszedł. Został oddelegowany. Na leczenie. Z przerwami. Jako student Wydziału Ekonomicznego spotykałem go czasami w knajpie Dworcowa. „Piotrek – tak pozwalał mi mówić do siebie – zjedz coś kurwa, a nie chlaj tyle. Masz tu dychę na zupę.- Pierdolę, – rzekł Pan Poeta, zupa chmielowa to też zupa – i tyle było mojej terapii, już wówczas żula jak smutno skonstatował Autor cytata.
Tak mi się przypomniało, po kolejnej lekturze o Jędrusiu Wasilewskim-Połoninie bieszczadzkim bardzie.
P.S. Mam nadzieję, że Autor zacytowanego tekstu wybaczy mi wklejkę. Ale sam bym tego lepiej nie napisał. Proszczaj Drug.
P.S Linków do filmików z Peterm nie zamieszczam. Kto chce to znajdzie. Ale nie ma sensu…to końcówka
Ciekawe a może po prostu
Ciekawe a może po prostu logiczne, że koniec Petera zbiega się z końcem starego Sopotu… wypacykowany, lśniący, wieżyczkowaty, klubowy i uszminkowany… a Centrum Haffnera ? Disneyland w czystej postaci – raj dla turystów, a będzie jeszcze bardziej sopocko… nawet w prognozie pogody jedynie słusznej stacji TV pojawia się obok Gdańska /czemu bez Gdyni ? Gdynia niemodna ? chyba nie…/.
No a Peter upacykować się nie daje.
Ciekawe a może po prostu
Ciekawe a może po prostu logiczne, że koniec Petera zbiega się z końcem starego Sopotu… wypacykowany, lśniący, wieżyczkowaty, klubowy i uszminkowany… a Centrum Haffnera ? Disneyland w czystej postaci – raj dla turystów, a będzie jeszcze bardziej sopocko… nawet w prognozie pogody jedynie słusznej stacji TV pojawia się obok Gdańska /czemu bez Gdyni ? Gdynia niemodna ? chyba nie…/.
No a Peter upacykować się nie daje.
Jakoś się nie “załapałem”
może za późno zamieszkałem w 3mieście, a może za późno zacząłem bywać w Sopotach
Byłeś może w Stoczni na 25-lecie Solidarności? A właściwie
na koncercie Jarre’a z tej okazji? Sorry za takie pytanie,ale wtedy zrobili zdjęcie wszystkim uczestnikom takim bardzo szerokokątnym sprzętem…
nie byłem
od jakiegoś czasu źle znoszę obecnność w tłumie, nawet przy fajnych okazjach. Taka lekka mizantropia z klaustrofobią.
Jakoś się nie “załapałem”
może za późno zamieszkałem w 3mieście, a może za późno zacząłem bywać w Sopotach
Byłeś może w Stoczni na 25-lecie Solidarności? A właściwie
na koncercie Jarre’a z tej okazji? Sorry za takie pytanie,ale wtedy zrobili zdjęcie wszystkim uczestnikom takim bardzo szerokokątnym sprzętem…
nie byłem
od jakiegoś czasu źle znoszę obecnność w tłumie, nawet przy fajnych okazjach. Taka lekka mizantropia z klaustrofobią.
Od 5-6 lat bywam regularnie w Sopocie , po ,,małej “
przerwie /tak ze 20 lat/,więc nie kumam.Chociaż biegam Monciakiem wte i nazad , a w zasadzie od stolika do stolika uroczych kafejek, a jeszcze Grand, a molo, Amfiteatr,koncerty.A gdzie Gdynia, piękna jak nigdy? A gdzie Gdańsk?
Od 5-6 lat bywam regularnie w Sopocie , po ,,małej “
przerwie /tak ze 20 lat/,więc nie kumam.Chociaż biegam Monciakiem wte i nazad , a w zasadzie od stolika do stolika uroczych kafejek, a jeszcze Grand, a molo, Amfiteatr,koncerty.A gdzie Gdynia, piękna jak nigdy? A gdzie Gdańsk?
A propos starych czasów – pasowaniem do elity starego
Breslau/dzisiejszy Wrocław/ były wczasy w Zoppot.Był to również ukochany kurort Hitlera , właśnie w Grandzie spotykał się z Leni Riefenstahl .Może tam omawiali scenariusze jej przyszłych propagandowych filmów?
A propos starych czasów – pasowaniem do elity starego
Breslau/dzisiejszy Wrocław/ były wczasy w Zoppot.Był to również ukochany kurort Hitlera , właśnie w Grandzie spotykał się z Leni Riefenstahl .Może tam omawiali scenariusze jej przyszłych propagandowych filmów?