Sąd Okręgowy Warszawa- Praga uznał Irenę Dziedzic kłamcą lustracyjnym i zakazał jej pełnienia funkcji publicznych przez najbliższe 3 lata.
TW ,,Marlena” w latach 1958-1966 donosiła,inspirowała i kwitowała pieniądze od SB. Pożyczyła również pieniądze od tej powszechnie znanej ,,kasy zapomogowo-pożyczkowej” dla wszystkich w trudnej sytuacji życiowej – czyli od SB – dokładnie 9 tys. ówczesnych złotych, z których oddaniem mocno się ociągała.
Nawet Maciej Szczepański – taki ówczesny Walter z Solorzem plus Michnik – opowiada, że musiał przełykać wszystkie upokorzenia i obelgi wielkiej pani Ireny, bo ,,była nie do ruszenia”.
Każdy, kto pamięta tamte stare dobre czasy, pamięta, oprócz wielkich czarno-białych telewizorów , panią Irenę Dziedzic – pierwszą damę telewizji. Przeżyła dwóch przesów Radiokomitetu – Sokorskiego ( który osobiście znał Stalina) oraz Macieja Szczepańskiego – na którym jest wzorowana cała dzisiejsza propaganda telewizyjna. Świętej pamięci Zygmunt Kałużyński ironizował : redaktor Dziedzic pamięta doskonale cesarza Franciszka Józefa.
Była redaktor Irena Dziedzic prezenterką dziennika telewizyjnego , gospodynią prestiżowego programu ,,Tele-echo” oraz prezenterką festiwalu Interwizji w Sopocie.
Zaproszenie do programu ,,Tele-echo”, było wtedy, o wiele większą nobilitacją, niż dzisiejszy występ w studiu TVN24. Gościła Irena Dziedzic wszystkich wielkich tamtych czasów – wielkich tamtejszej kultury i sztuki, w szczególności. Redaktor Dziedzic nikt nie odmawiał. To było w ogóle nie do pomyślenia. Znam tylko jeden taki przypadek.Jednego artysty, który się wyłamał i zwyczajnie nie przyszedł. Była Irena Dziedzic słynny stolik i …puste krzesło gościa. Tym odważnym i nietowarzyskim okazał się Andrzej Rosiewicz.
Była jednak, ponad wszelką wątpliwość, wielką gwiazdą czarno-białej telewizji. Była – Irena Dziedzic – chodzącym savoir vivre-m dla czarno-białej Polski ludowej, była synonimem czegoś lepszego, lepszego od szaro-brudnego krajobrazu. Była obiektem westchnień państwowych urzędniczek i gospodyń domowych. Była obiektem wielkiego zainteresowania i takich samych plotek – przodownic pracy i aktywistek. Nie mówiąc o milionach oczarowanych inteligentów pracujących i pracowników aparatu. Wliczając w to oczarowanego nią oficera prowadzącego – Lipińskiego.
Bez dwóch zdań – była symbolem. Symbolem tamtej epoki – epoki ciemnego,tępego gomułkowskiego socjalizmu, ale, o dziwo, wcale z nim nie kojarzonym. Pani Irena była, jakby, ponad. Ta właśnie legenda, wielka legenda PRL-u umarła dzisiaj w sądzie na warszawskiej Pradze.
Na tej samej Pradze zapowiedziano zmartwychwstanie trupa starego komunisty – Leszka Millera. Bardziej znanego jako mistrza ,,męskich zakończeń”. Trochę mniej – jako członka Samoobrony a wcześniej sekretarza zakładowego PZPR.
Skąd zatem słowa o reinkarnacji?
Albowiem sekretarz KC Leszek Miller umierał już kilka razy, a bodaj dwa – ,,ostatecznie”.
Tym jednak razem przebił wszystkie poprzednie ,,pogrzeby” i ,,zmartwychwstania”.
Zmartwychwstał bowiem jako prezes Instytutu Europejskiego pod egidą SLD. Uroczystą reinkarnację przewidziano na 11-ego grudnia A.D. 2010 w Wyższej Szkole Cła i Logistyki na warszawskiej …Pradze.
Zanim, wspomniany, Leszek Miller umarł aby zmartwychwstać jako ,,europejski ekspert”, musiał narodzić się w Żyrardowie, jako, co chyba oczywiste – ministrant. Zaraz potem skończył zasadniczą szkołę zawodową i,trzymając się żelaznych reguł, według których sekretarz Miller ocenia ludzi – na tym zakończył swoją edukację. Albowiem wieczorowe technikum dla partyjnego aktywu było tym samym, czym, wiele późniejszy, też wieczorowy – WUML. Białkiem – tak nazywają lewe papiery prascy grypserzy, a najłatwiej je kupić też na Pradze – przy Różyckiego.
Przed bardzo wyedukowanym,sekretarzem zakładowego komitetu, droga kariery stanęła otworem. Z prostego elektryka i sekretarza zakładowego wystrzelono towarzysza Millera wprost do wojewódzkiego komitetu w Skierniewicach. Właśnie stamtąd pochodzi czarno-biała fotografia zamieszczona na wstępie. Uważny Czytelnik dojrzy tam,zapewne, oprócz sekretarza KW Millera również przyszłego Prezydenta RP ,chwilowo członka PZPR, Aleksandra Kwaśniewskiego oraz – uwaga – rezydenta KGB w PRL pułkownika Ałganowa. Był więc, sekretarz i towarzysz Miller w doborowym towarzystwie – w korytarzach władzy. Nawet, chwilowe jak się później okazało, załamanie idei marksizmu-leninizmu, które towarzysz Leszek wieczorami studiował i którym się, bez reszty poświęcił, nie zawróciło go z obranej drogi. Drogi partyjnej kariery. Te ,,chude lata” pomogli przeżyć radzieccy towarzysze, pożyczając milion zielonych amerykańskich ,,baksów” – w dwóch plastikowych torbach. I właśnie jedną z nich musiał towarzysz Miller dziarsko taszczyć przez warszawskie osiedle, też w dobrym, bo agentów KGB, towarzystwie. Na temat tej przesławnej ,,moskiewskiej pożyczki” narosły legendy. Żeby uciąć bezsensowne dywagacje powiem tak : gdyby towarzysz Miller spóźnił się z ratą , byłby już dawno pokarmem dla ryb. A tak – podróżuje sobie bezkarnie do Rosji Putina. Do jego prywatnej daczy nawet. I niech ktoś powie, że stosunki polsko – rosyjskie są w kiepskim stanie.
Kiedy rząd premiera, już wtedy, Leszka Millera chylił się ku upadkowi, wskutek wymyślonej afery, wymyślonego Rywina, były już sekretarz ogłosił , bodaj pierwszą, śmierć polityczną i powołanie na swoje, oraz innych równie zasłużonych towarzyszy – ,,młodych , zdolnych”.
Jak Państwo się domyślają, młody a do tego zdolny, był w całym SLD tylko jeden. Były, już ,towarzysz – Miller Leszek.
Drugi ,,zgon polityczny” towarzysza Millera poprzedziła awantura rodzinna oraz, partyjny, rozwód. Porzucił Leszek Miller starych towarzyszy. I stary, czerwony krawat.
Zaczął gustować w oryginalnych krawatach, równie oryginalnego, Andrzeja Leppera. Wystartował w takim, pasiastym, krawacie, z listy Samoobrony, i w swoim mateczniku – Łodzi zdobył poparcie całego procenta wyborców. Jednego procenta.
Rozczarowany założył własną partię. Lewicową.
Prawdopodobnie nie zdołał przyciągnąć żadnych radzieckich ,,inwestorów” z nadmiarem gotówki, ani też krajowych , bo pana Gudzowatego zabawiał opowieściami towarzysz Oleksy. A profesjonalne nagrania, jak Państwo zapewne wiedzą, wymagają profesjonalnego sprzętu i profesjonalistów. No i czasu – przede wszystkim. Czasem tez alkoholu.
W każdym badź razie, niestrudzony Leszek, powrócił, w pokutnym worku na głowie, na łono starej rodziny. Starych, partyjnych, towarzyszy.
Na pewno nie mógł wyjść z podziwu, że ktoś poważnie potraktował jego stary dowcip. Ten o ,,młodych zdolnych”. Czego Olejniczak żywym dowodem. Ponieważ życie pomiędzy studiem TVP Info a studiem TVN24 stało się potwornie nudne i monotonne – jak stare partyjne nasiadówki, postanowił , prosty juz tylko członek Miller, coś zmienić w tym monotonnym życiu.
Owym antidotum na partyją nudę jest właśnie wzmiankowany instytut. Ponieważ ma, szeregowy członek Miller,wielkie doświadczenia w ,,pożyczaniu” pieniędzy od naszych najlepszych sojuszników, jasną się jawi przyszłość owego instytutu. Nie tylko jasna ale świetlana. Instytutu Europejskiego na Pradze.
Coś umiera coś się rodzi. Postęp.
To idzie młodość.
Strona główna Polityka Pogrzeb wielkiej damy – Marleny Dziedzic i reinkarnacja trupa komunisty. Wszystko to...
Pogrzeb wielkiej damy – Marleny Dziedzic i reinkarnacja trupa komunisty. Wszystko to – na Pradze.
Reklama
Reklama
Reklama
Tele-Echo echo echo echo
Pamiętam, choć już z tych czasów, gdy ludzie mówili, że Irenę Dziedzic pokazują w TV przez pończochę.
Klasy nie da się zakwestionować, klasy przed kamerą, klasy w obyciu… Ktokolwiek był jej sponsorem, to na dobrego konia postawił, bo tego rodzaju twarz (doskonała w oku kamery w 2D), obycie, umiejętność prowadzenia rozmowy, elegancja – zdarza się raz na 50 lat. Nie powiem, że raz na 100.
To, co chciałabym wiedzieć o Marlenie: czy zrobiła komuś krzywdę?
A Leszek od męskich zakończeń, pamiętam, że miał (premierując) rzeczniczkę rządu, chyba Jakubowska się nazywała. Coś rzeczniczka skopsała, Leszka o sprawę skopsania zagadnięto. Leszek jak zawsze okazał się dżentelmenem: Pani rzecznik to jest bardzo dobre serce, w kształtnej piersi!
Tele-Echo echo echo echo
Pamiętam, choć już z tych czasów, gdy ludzie mówili, że Irenę Dziedzic pokazują w TV przez pończochę.
Klasy nie da się zakwestionować, klasy przed kamerą, klasy w obyciu… Ktokolwiek był jej sponsorem, to na dobrego konia postawił, bo tego rodzaju twarz (doskonała w oku kamery w 2D), obycie, umiejętność prowadzenia rozmowy, elegancja – zdarza się raz na 50 lat. Nie powiem, że raz na 100.
To, co chciałabym wiedzieć o Marlenie: czy zrobiła komuś krzywdę?
A Leszek od męskich zakończeń, pamiętam, że miał (premierując) rzeczniczkę rządu, chyba Jakubowska się nazywała. Coś rzeczniczka skopsała, Leszka o sprawę skopsania zagadnięto. Leszek jak zawsze okazał się dżentelmenem: Pani rzecznik to jest bardzo dobre serce, w kształtnej piersi!
Ta pani to się nazywała ,,Torebka” i poległa w Opolu
jakąś grubą łapówkę wzięła. Nawet ją kiedyś powlekli w kajdanach i to zanim PiS załozył ,,policyjne państwo”.
A niedokończony Leszek chodzi i opowiada,że ktoś na niego zrobił zamach (wtedy jak spadł jego helikopter i cudem ocalał). I wiesz co ? Nikt ale to nikt nie mówi, że on wariat. Ani,że ,,podrywa autorytet państwa polskiego”.
A pani Irena Dziedzic była wyjątkowa. Słusznie tu kiedyś MK zauważył,że żaden z dzisiejszych koczkodanów telewizyjnych nie załapałby się do tamtej – niby – siermiężnej TVP, choćby tylko z powodu DYKCJI. A dokładnie jej braku.
Gwiazda Redaktor Kraśko
To dopiero było! Polipy w nosie, wymowa jakby z zajęczą wargą, a i nic do powiedzenia. Na szczęście?
Pamiętam, że w czasie kreowania go na gwiazdę dóbr masowego przekazu, uwaga była kierowana na jego bardzo markowe, modne i drogie oprawki okularów. W czasach, gdy moja pensja wynosila 600 PLN, po specjalizacji 650 PLN, redaktor Kraśko miał na polipowatym gwiazdorskim nosie oprawki za 1000 PLN.
Słuchałaś uważnie największej gwiazdy pośród
zootechników, albo największej pani zootechnik pośród gwiazdorów TVN ?
Pomijając jej kulturę i maniery to chyba nigdy nie zaliczyła nawet godziny u logopedy.
Miniszcze ależ panie miniszcze.
Ta pani to się nazywała ,,Torebka” i poległa w Opolu
jakąś grubą łapówkę wzięła. Nawet ją kiedyś powlekli w kajdanach i to zanim PiS załozył ,,policyjne państwo”.
A niedokończony Leszek chodzi i opowiada,że ktoś na niego zrobił zamach (wtedy jak spadł jego helikopter i cudem ocalał). I wiesz co ? Nikt ale to nikt nie mówi, że on wariat. Ani,że ,,podrywa autorytet państwa polskiego”.
A pani Irena Dziedzic była wyjątkowa. Słusznie tu kiedyś MK zauważył,że żaden z dzisiejszych koczkodanów telewizyjnych nie załapałby się do tamtej – niby – siermiężnej TVP, choćby tylko z powodu DYKCJI. A dokładnie jej braku.
Gwiazda Redaktor Kraśko
To dopiero było! Polipy w nosie, wymowa jakby z zajęczą wargą, a i nic do powiedzenia. Na szczęście?
Pamiętam, że w czasie kreowania go na gwiazdę dóbr masowego przekazu, uwaga była kierowana na jego bardzo markowe, modne i drogie oprawki okularów. W czasach, gdy moja pensja wynosila 600 PLN, po specjalizacji 650 PLN, redaktor Kraśko miał na polipowatym gwiazdorskim nosie oprawki za 1000 PLN.
Słuchałaś uważnie największej gwiazdy pośród
zootechników, albo największej pani zootechnik pośród gwiazdorów TVN ?
Pomijając jej kulturę i maniery to chyba nigdy nie zaliczyła nawet godziny u logopedy.
Miniszcze ależ panie miniszcze.