Reklama

Ostatnio namnożyło się tekstów o naszej martyrologii, o tym jak wbito nam w plecy nóż, jak nas sojusznicy wystawili do wiatru (w 1939, a potem w 1943, czy jak kto woli w 1945), jakie te ruskie są wred

Ostatnio namnożyło się tekstów o naszej martyrologii, o tym jak wbito nam w plecy nóż, jak nas sojusznicy wystawili do wiatru (w 1939, a potem w 1943, czy jak kto woli w 1945), jakie te ruskie są wredne, a Żydzi, to już mocium Panie, lepiej nie mówić.
No to ja trochę z innej beczki.

„Jak cię widzą tak cię piszą” mówi polskie przysłowie. Gupie te zagraniczne ludzie nie oceniają nasz za powstania, co je jedno za drugim wywołalim i położylim, bo zdrowego rozsądku bozia poskąpiła (poza rzecz jasna Powstaniem Wielkopolskim), za tę wolność waszą i naszą (he, he), za którą krew przelalim, za ten mur co go Wałęsa najsampierw przeskoczył, a za jakiś czas potem obalił, jeno za prozę życia. Tę, którą oferujemy tu przyjezdnym turystom, kontraktowym pracownikom tudzież przesiedleńcom.

Reklama

Czasy się zmieniają, fryzury się zmieniają, ustrój się zmienił, a Polak jak rozwiązać przyziemnych spraw, acz świadczących poziomie rozwoju cywilizacyjnego i mentalnego jak najbardziej, nie potrafił, tak dalej nie potrafi.
Ad rem.
1. Skup butelek zwrotnych. Ileż to się nasi socjalistyczni przywódcy (niejednokrotnie przy wódce zapewnie) nabiedzili, ileż konferencji się odbyło, ba nawet plenum PZPR swojego czasu ze dwa razy sprawą się zajmowało i co? I dupa blada. Wraz ze zmianą ustroju…problem pozostał aktualny jak najbardziej. Problem w Polandii nie do rozwiązania. Skupy butelek zniknęły, a w sklepach po staremu.

„Przyjmujemy butelki po napojach, które u nas zostały sprzedane” – oględnie informują wywieszki w sklepach. „Proszę Pana my takiego piwa nie sprzedajemy, butelek nie przyjmę” – usłyszał znajomy żul w sklepie. Już był w ogródku, już witał się z flaszką i nagle świat mu runął na głowę. Jak tu Panie żyć z rana, kiedy łeb napierdala i suszy niemiłosiernie. „Panie, poratuj Pan, daj na wino”. Wniosek: przez nierozwiązany problem skupu butelek muszę dokładać (poza podatkami) do rozwiązywania palących (w gardło) problemów społecznych.

2. Studzienki kanalizacyjne w jezdniach. Bywam czasami to tu, to tam. I nigdzie (poza Białorusią) nie widziałem żeby problem posadowienia studzienek kanalizacyjnych w jezdniach sprawiał specom od budowy dróg tyle problemów ile naszym inżynierom, technikom i robotnikom drogowym, niech imię ich będzie zapomniane.

Gorący przykład. Na drodze dojazdowej do Gdańska na odcinku około 3 km przez ponad 2 (słownie: dwa) miesiące pieprzono się w położeniem nowej nawierzchni i budową ronda. Tempo godne brygady pracy socjalistycznej. No ale jak się pracuje jak związkowiec przykazał od 7 do 15, tedy nic nie dziwi. Ktoś powie, takie są wymogi technologiczne. To dziwne, że jak wyjeżdżam poza granice RP, to tam przy modernizacji dróg pracuje się od świtu do zmierzchu, a nawet dłużej, przy reflektorach i podobny odcinek robi się prawie dwa razy szybciej.

Ale wróćmy do studzienek. Prace zakończono 31 sierpnia, a 2 września już dwie studzienki wpadły poniżej poziomu jezdni o jakieś 5-7 cm. To swoisty rekord, bo z reguły zapadają się po 3-6 miesiącach, co potwierdzają także moi znajomi.
W marketingu istnieje pojęcie benchmarkingu, czyli przyjmowania w firmie rozwiązań z tych przedsiębiorstw, które dobrze radzą sobie z określonymi problemami. Panowie drogowcy, jedźcie do Niemiec i nauczcie się wreszcie czegoś.

3. Psie kupy za przeproszeniem. Ja wiem, że problem może nie wszędzie istnieje, że to domena władz lokalnych, ale generalnie nasze miasta są zasrane i zaszczane, że aż przykro. Właśnie przeszedłem się jedną z ulic tzw. górnego Wrzeszcza (dzielnica Gdańska). Piękna to część dzielnicy, bo jako jeden z niewielu fragmentów Gdańska nie został doszczętnie zniszczony. Pod lasem wille z gankami, rzeźby na frontonach budynków, ogólnie rzecz biorąc urokliwe miejsce. Urokliwe gdyby nie slalom między kupami i co kilka metrów zapach psich szczyn. Bo właściciel zwierzęcia przyjmuje postawę „moja chata z kraja” i „pies na zagrodzie równy wojewodzie”. Że co, że to mniejszość? O nie! Większość. Widać to gołym okiem i czuć, nieuzbrojonym w maskę p-gaz, nosem. Widać to także po komentarzach w internecie, gdy władze miasta chcą ucywilizować problem. To całkiem pokaźna grupa rodaków. Z tej samej półki są ci, którzy pobudowali sobie domy jednorodzinne, ale śmieci podrzucają do kibelków na przystankach komunikacji miejskiej, powodując w rezultacie zasyfienie całego terenu wokół w ciągu dnia. Z tej samej półki są kierowcy (obu płci) wyrzucający pety przez okno samochodu, bo co mu będzie śmierdział w popielniczce, którą w dodatku co jakiś czas będzie musiał wyczyścić. Na tej samej półce przesiadują faceci, których gdy przypili szczają nie, głęboko schowani w krzakach, ale tuż przy drodze, żeby sobie dzieci w przejeżdżających samochodach mogły podziwiać. Mistrzem świata został pewien koleś lejący na pasie zieleni pomiędzy jezdniami na trójmiejskiej obwodnicy w czasie, gdy samochody stały w korku, chociaż obok jest mały lasek. To bracia i siostry w zasyfieniu, a jest ich siła. No ale w kraju, w którym policjant musi się tłumaczyć, że zastrzelił zidiocianego psa skretyniałego właściciela, który rzucał się na ludzi (pies nie właściciel), to problem sprzątania kaktusów po psach i prowadzania psów do sikania przynajmniej na trawnik, żeby nie obszczywały murków, ścian budynków, tudzież kół w samochodach sąsiadów, długo nie zostanie rozwiązany.

4. Segregacja śmieci. Też problem władz lokalnych i też pewnie w niektórych, zwłaszcza małych gminach udało się uregulować. Duże osiedla? Proszę mnie nie rozczulać. Problem ma zarówno wymiar mentalny jak i organizacyjny. Dość powiedzieć, że w przyszłym roku władze Gdańska zapłacą prawdopodobnie sporą karę za nierozwiązanie problemu segregacji śmieci. I nie rzecz w nie efektywnych akcjach propagandowych, ale w stworzeniu dogodnych warunków do wyrzucania posegregowanych śmieci.

To tylko mała część z tego, która odróżnia nas od tych, do których aspirujemy. Jeżeli chcemy zmienić sposób spojrzenia na nas, także ten opierający się na stereotypach, to nie uczmy innostańców naszej historii i nie domagajmy się nachalnie uznania za wszelką cenę. Na to też przyjdzie czas. Krew przelana naszych ojców, dziadów i pradziadów ma znaczenie dla nas i naszej tożsamości. Nasz wizerunek tworzy także póki co znaczek „Teraz Polska” wetknięty w psie gówienko.

Reklama

15 KOMENTARZE

  1. Nie potrafi i potrafi. Pokaż
    Nie potrafi i potrafi. Pokaż mi drugiego takiego jak Polak, który potrafi położyć terakotę, doprowadzić prąd do przedpokoju, wymienić rozrząd we Fiacie, obrobić działkę, pociągnąć 1,5 etatu – oczywiście jako jeden Polak. Pokaż mi drugą taką jak Polka, która z dójką dzieci, oporządzi domowy kierat, pójdzie na nocną zmianę, rano wróci z zakupami, a i tak wygląda jak bogini Polacy to naród wybitny, genialnie przystosowujący się do warunków i potrafiący sobie radzić w każdym ekstremum. Niestety mamy wielkiego pecha, być może genetycznego, nie potrafimy spośród siebie wybrać tych najlepszych, zawsze wybieramy zło, czasami zwane mniejszym.

    • To samo potrafią np Ukraińcy.
      Naprawili mojemu kumplowi motor (rocznik 2007) w zapadłej dziurze przy pomocy najprostszych narzędzi. A tam elektronika mocium Panie, że hej.
      Ruskie kobiety, oprócz tego co robi Matka Polka (jak napisałeś wyżej) muszą jeszcze napranego starego z knajpy przywlec do domu na plecach. Ekstemalne sytuacje wyzwalają w większości ludzi (bez względu na narodowość) zachowania przystosowawcze. To tyle w kwestii bohaterstwa narodów.

      • A zastanawiałeś się dlaczego
        A zastanawiałeś się dlaczego odwołałeś się do Ukrainy? Naszych braci, niegdyś pod jednym państwowym szyldem? To są dwie różne sprawy, indywidualne cechy człowieka i tu Polak w jednym jest lepszy w innym gorszy, a czym innym organizacja życia społecznego i tu się zgodzę, że Polak bywa beznadziejny.

        • Ty wszechpolska matko kurko ty
          Jak będziesz na Ukrainie to nie wygłaszaj podobnych mądrości, bo ci tryzyba wsadzą w plecy.
          Nas (Polaków i Ukraińców) łączą podobne doświadczenia 50 lat (ich nieco dłużej przynajmniej we wschodniej części Ukrainy) warunków cywilizacyjnych, w których przyszło nam żyć. Stąd zdolności, o których Szwed czy Duńczyk, nawet po szkole przetrwania, mogą tylko pomarzyć.
          Podobne doświadczenia, jak mój kolega z motocyklem na Ukrainie, miał Hugo-Bader na Syberii. Ale pewnie zaraz odpieszesz, że trafił na potomków polskich zesłańców.

          • Absolutnie nie będę
            Absolutnie nie będę polemizował, źle mnie zrozumiałeś, ale za to odpowiedziałeś dokładnie tak jak ja bym odpowiedział:

            “Nas (Polaków i Ukraińców) łączą podobne doświadczenia 50 lat (ich nieco dłużej przynajmniej we wschodniej części Ukrainy) warunków cywilizacyjnych, w których przyszło nam żyć. Stąd zdolności, o których Szwed czy Duńczyk, nawet po szkole przetrwania, mogą tylko pomarzyć”

    • Zaskakujące
      Ponieważ ten sam Polak nie potrafi równo położyć terakoty jeśli nie robi tego u “siebie”, tylko za pieniądze. Bo ten co płaci to d*a że sam nie położył i p*lony bogol że go stać, więc co będziemy dla takiego się starać.
      A co do g* psiego i czasem i ludzkiego, to przecież na ulicy leży. A ulica nie moja, nie twoja, niczyja, państwowa. Klatka schodowa w kamienicy też, zwłaszcza jak kamienica nie należy do wspólnoty (jak należy, wspólnota potrafi pogonić fanów własności niczyjej).
      Dobrze ujęte – Polak potrafi w sytuacji ekstremalnej. Szkoda że tylko wtedy. Niektórzy nawet specjalnie prowadzą do sytuacji ekstremalnej, by wreszcie móc zabłysnąć…
      To nie jest tak że Polak nie potrafi, sprzątnąć psie g* na pewno jest łatwiej niż “eliektryke” pociągnąć, a co do zapadającej się drogi, nie wiem czy nie jest łatwiej zrobić porządną drogę niż naprawić fiata 125p. Nie robiło żem ani jednego ani drugiego więc nie mam porównania. Więc czemu te drogi, g*na i “eliektryki” działające jak trzeba choć położone wbrew przepisom?

  2. złote rączki
    Jeśli trzeba uruchomić jakieś urządzenie, a nie ma do niego opisu to Niemiec nie ruszy palcem, natomiast Polak będzie wówczas w swoim żywiole.
    Na zdrowy rozum dojdzie co do czego, i maszyna ruszy, choć zupełnie inaczej niż chciał jej producent.
    Natomiast gdy Polakowi dać szczegółową instrukcję, to będzie zupełnie bezradny. Po 10 tym czytaniu nadal nic nie zrozumie.
    Polacy są mistrzami prowizorki i makgajweryzmu technicznego ale nigdy nie wchodzą w nudne detale.
    Ostatnio jednak pojawia się nowa grupa – Polako-europejczycy.
    Oni już nie potrafią improwizować, a nadal nie cierpią szczegółowych instrukcji, ani nie rozumieją tekstu pisanego.

    • Podobno istnieje coś takiego jak “zaradność mazowiecka”
      Kilkakrotnie słyszałem ten zwrot z ust kolegów, pochodzących z tej najnudniejszej z krain.
      Jej głównym atrybutem jest wiązka (lekko podrdzewiałego) drutu. MacGyver widząc, co polski racjonalizator jest w stanie dokonać przy jego użyciu, spłaliłby się ze wstydu.

      Pozdrawiam

    • belgijski ordnung
      Nie zapominajmy o tym, że niemiecki porządek występuje tylko w niektórych krajach Zachodu.
      Na przykład w Brukseli śmieci ładuje się jak popadnie do jednego plastykowego worka, gdy worek jest już pełen, wystawia się go na chodnik przed domem.
      Teraz wystarczy poczekać aż właściwe służby go zabiorą. Kiedy to się stanie? Nie wiadomo, nie istnieje żaden harmonogram.
      Często się zdarza, że worek ktoś kopnie i śmieci wylecą na wolność, taki stan trwa dzień, dwa, czasem tydzień. Nikomu to nie przeszkadza, tylko miejscowi Polacy marudzą i czasem pozbierają.
      Nie istnieje tam również problem psich odpadów, po prostu trzeba patrzeć pod nogi przy chodzeniu.

  3. czyli rano – to przeciez naturalne – prysznic, wieczorem wanna
    Nie rozumiem. A co ma do tego panstwo, do tych problemow z gownem, butelkami, szczaniem, psami, syfem?

    Doswiadczenie: znajomy zrobil z PKP. Pociag taki sobie na starcie. Po godzinie jazdy, nie mogl juz skorzystac z ubikaci. Nie wiem, moze to mafia, rusek, bulgarska prostytutka czy zydek do Oswiecimia jadacy?