Restauracja z zewnątrz nie wyglądała zbyt pociągająco. Słyszał o znacznie lepszych miejscach serwujących ciekawsze potrawy, bardziej na południu włoski lokal, zmonopolizowany przez apetyczne spaghetti, ewentualnie pizza, w coraz to innych rodzajach, lecz z tym samym ciastem i niezmiennym smaku; nieopodal w le bistrot kusiły francuskie sery pleśniowe, a na zachodniej stronie w jednym z pubów podawano wieprzowinę, kiełbasy z nieodzowną kwartą piwa; o orientalnej kuchni to nawet nie myślał. Mimo nieatrakcyjnego menu postanowił wejść do środka i sprawdzić czego można się spodziewać.
Powietrze, przesiąknięte dymem tytoniowym wdzierało się do wszystkich otworów, do nozdrzy, gardzieli, małżowiny usznej, oczodołów, smród ogłuszał zmysły. Oparł się o lamperię. Ktoś zza mgły głośno zaczął lamentować, po chwili wtórowało mu kilka głosów, wreszcie z obsługi jegomość otworzył okiennice, przez które gęsta zawiesina powoli umykała zabierając ze sobą odór. Wyłonił się stolik, do którego niepewnie przysiadł, a kelner dostrzegłszy zadziwiające poruszenie w dość obszernym pomieszczeniu podjął się obsługi.
– Ma Pan jakieś specjalne życzenie na dzisiaj? – spytał się jednego.
– Dość już mam tych pierogów ruskich, od trzech lat nam to dajecie, żołądek upomina się o coś ostrego, koniecznie z mięsem.
– Ja też, ja też – zawtórowała część knajpianej kompanii, a nie chcąc ujść za niegrzecznego, nowoprzybyły również: Ja też!
Inny osobnik o inteligentnym spojrzeniu sugerującym, że w ręku codziennie trzyma nie tylko instrument do zabaw wszelakich i czynności fizjologicznych, ale także gazetę, oczywiście wybiórczo wybieraną, ogłosił swoje pragnienie – Wezmę delikatniejsze danie, nie tyle treściwe, a cieszące wyłącznie podniebienie, np. biszkopt.
– Dobry pomysł, ja też, ja też – tak określono w ten sposób dzisiejsze menu.
Niedługo potem potrawy pojawiały się na stołach gości, którzy z zapałem, uzbrojeni w sztućce, zaczęli z błogą miną pałaszować mlaskając przy tym nieznośnie. Gdy właściwa treść potrawy ostrej dotarła do żołądka, a kubki smakowe zarejestrowały znaczną ilość pieprzu, na fizjonomii części spożywających mięso ukazały się pierwsze wypieki sugerujące zbliżającą się niestrawność.
– Za dużo pieprzenia było. Nie gadajcie, trzeba wypalić czymś ten syf z organizmu. Dostałem zgagi. To węgierskich potraw nie znacie. Zaraz rzygnę – przewijały się głosy, a co poniektórzy spełniali zapowiedź i zachlapywali sąsiadów siedzących naprzeciwko. Towarzystwo spożywający smaczne ciasto jedynie narzekało, że się nie najedli.
– Dajcie tego biszkoptu, lecz tym razem z masą budyniową, nigdy nie za wiele słodkości.
Stoły zostały zapełnione okrągłymi talerzami. Znowu dźwięk sztućców ogarnął całą restaurację. Kelnerzy uwijali się jak w ukropie, podając dokładki, pytając się czy dobre, a dlaczego nie smakuje, czyścili linoleum z wymiocin, witali nowych, żegnali starych, zniechęconych.
– Mam mdłości – oznajmił jeden z drugim z obliczem uwalonym masą – Cholera, dałem się nabrać, same puste kalorie, należy to porządnie wysrać – pobiegł jegomość ze świerszczykiem do kibla, a za nim paręnaście osób ustawiło się w kolejce.
– Wolę pierogi. Ja mięso. Ciasto nie było złe. Coś nowego chcemy – takie życzenia dochodziły do kuchni.
(A tymczasem w kuchni)
– Słuchajcie mnie uważnie, musimy zachować klientelę. Co tam ze składników mamy?
– Nic nowego szefie, to samo, ale mam pomysł.
– Dawaj.
– Tym co wołają określone potrawy, damy to co chcą, tym co nie wiedzą co chcą, zrobimy misz-masz i tak zadowolimy naszych klientów. Przecież robimy to od dawna.
– Ty to masz łeb. Strawią to w ogóle, hehe?
– Wpierdolą wszystko co im pod nos przyłożysz, a żołądki już mają wystarczająco przygotowane.
Z kongresu znaczy wróciliśmy
?
przesmaczne i komponujące się w jakiejś
części z moim tekstem. MUSI TELEPATIA:)
Z kongresu znaczy wróciliśmy
?
przesmaczne i komponujące się w jakiejś
części z moim tekstem. MUSI TELEPATIA:)
Z kongresu znaczy wróciliśmy
?
przesmaczne i komponujące się w jakiejś
części z moim tekstem. MUSI TELEPATIA:)
A jeden gość w garniturze Brioni
wyciągnął z kieszeni powiązany gumką plik banknotów i powiedział :
„Zróbcie mi trochę prosciutt” z parmeggiano reggiano i trochę antipast, odrobinę polenta z gorgonzola i kiełbasą, a kiedy skończę, przyniesiesz mi linguine z sosem z małży”. I dodał ; „Hej, dajcie mi tu Johnnie Walkera Black z lodem”.
Nie mają? Ich problem. Szef kuchni dostanie kilka gramów ołowiu, martwego kanarka w zęby i wyląduje w bagażniku samochodu pośrodku opłaconego na kilka tygodni parkingu.
Na rynku księgarskim ukaże się pozycja o nieoszacowanej wartości. „Gangster” Joaquina „Jacka” Garcii i Michaela Lewina.
http://www.rp.pl/artykul/612427_Jak-zostac-mafiosem—porady-praktyczne-.html
też taka polityka.
Cosa Nostra
kojarzy mi się z ulubioną pizzą serwowaną na osiedlu. Ostra jak diabli, jeszcze bardziej niż Ci gangsterzy.
A jeden gość w garniturze Brioni
wyciągnął z kieszeni powiązany gumką plik banknotów i powiedział :
„Zróbcie mi trochę prosciutt” z parmeggiano reggiano i trochę antipast, odrobinę polenta z gorgonzola i kiełbasą, a kiedy skończę, przyniesiesz mi linguine z sosem z małży”. I dodał ; „Hej, dajcie mi tu Johnnie Walkera Black z lodem”.
Nie mają? Ich problem. Szef kuchni dostanie kilka gramów ołowiu, martwego kanarka w zęby i wyląduje w bagażniku samochodu pośrodku opłaconego na kilka tygodni parkingu.
Na rynku księgarskim ukaże się pozycja o nieoszacowanej wartości. „Gangster” Joaquina „Jacka” Garcii i Michaela Lewina.
http://www.rp.pl/artykul/612427_Jak-zostac-mafiosem—porady-praktyczne-.html
też taka polityka.
Cosa Nostra
kojarzy mi się z ulubioną pizzą serwowaną na osiedlu. Ostra jak diabli, jeszcze bardziej niż Ci gangsterzy.
A jeden gość w garniturze Brioni
wyciągnął z kieszeni powiązany gumką plik banknotów i powiedział :
„Zróbcie mi trochę prosciutt” z parmeggiano reggiano i trochę antipast, odrobinę polenta z gorgonzola i kiełbasą, a kiedy skończę, przyniesiesz mi linguine z sosem z małży”. I dodał ; „Hej, dajcie mi tu Johnnie Walkera Black z lodem”.
Nie mają? Ich problem. Szef kuchni dostanie kilka gramów ołowiu, martwego kanarka w zęby i wyląduje w bagażniku samochodu pośrodku opłaconego na kilka tygodni parkingu.
Na rynku księgarskim ukaże się pozycja o nieoszacowanej wartości. „Gangster” Joaquina „Jacka” Garcii i Michaela Lewina.
http://www.rp.pl/artykul/612427_Jak-zostac-mafiosem—porady-praktyczne-.html
też taka polityka.
Cosa Nostra
kojarzy mi się z ulubioną pizzą serwowaną na osiedlu. Ostra jak diabli, jeszcze bardziej niż Ci gangsterzy.
A podobno w knajpach zakaz palenia 🙂
Z czystej ciekawości zapytam – gdzie jadają wegeterianie? 😉
W tej knajpie
prawo nie ma zastosowania:)
To podobnie jak w polskim parlamencie czasami….
🙂
A podobno w knajpach zakaz palenia 🙂
Z czystej ciekawości zapytam – gdzie jadają wegeterianie? 😉
W tej knajpie
prawo nie ma zastosowania:)
To podobnie jak w polskim parlamencie czasami….
🙂
A podobno w knajpach zakaz palenia 🙂
Z czystej ciekawości zapytam – gdzie jadają wegeterianie? 😉
W tej knajpie
prawo nie ma zastosowania:)
To podobnie jak w polskim parlamencie czasami….
🙂